177676.fb2 Ulica Cykuty - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 32

Ulica Cykuty - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 32

31

Odczuwał straszny ból, to znaczyło, że wciąż żyje. Zrobił nadludzki wysiłek i otworzył oczy. Zobaczył uśmiechniętą twarz Becky, przeraził go tylko smutek w jej oczach. Czyżby miał jednak umrzeć? Poczuł, jak obrysowuje lekkim dotknięciem palców jego brwi, policzki i brodę. Potem dotyka tych miejsc wargami. Jego usta były suche i spieczone.

– Cześć, Adamie. Nic ci nie będzie. Pewnie chce ci się pić. Dam ci wody, tylko pij powoli.

To był najlepszy napój, jaki kiedykolwiek miał w ustach.

– Thomas? – szepnął.

– Przeżyje. Sam mi to powiedział po operacji. Lekarze też są dobrej myśli.

– A twoja ręka?

– Wszystko w porządku, tylko trochę poparzona. Przeżyliśmy wszyscy poza Michaiłem Krimakowem. On jest całkowicie martwy. Już nie będzie nikogo terroryzował ani zabijał. Wiem, że cierpisz, bo jedna kula przeszła ci przez plecy i roztrzaskała żebro, a druga przeszyła ci ramię. Ale wszystko będzie dobrze, dzięki Bogu.

– Omal nie umarłem – powiedział Adam, przymykając oczy – kiedy zobaczyłem, jak stoisz z nim na dachu. Ogień się szybko rozprzestrzeniał, a wiatr podsycał płomienie. Stałem na dole i niczego nie mogłem zrobić.

– Przykro mi, Adamie, ale musiałam za nim pobiec. On dostał się do domu, skacząc na dach z gałęzi dębu, potem otworzył właz i przedostał się na strych. Kiedy zobaczyłam, że idzie w kierunku schodów, które prowadzą na strych, wiedziałam, że uda mu się uciec. Tą drogą tu przyszedł, więc miał szansę w ten sam sposób wydostać się z domu. Musiałam go zatrzymać. – Zamilkła na chwilę. – On chciał umrzeć. Chciał, żebym umarła razem z nim.

ale tak się nie stało. Odnieśliśmy zwycięstwo.

Gdy znowu go pocałowała, zdołał się uśmiechnąć.

– Dość tego. Do tej pory nie robiłam niczego innego, tylko odpowiadałam na pytania FBI. Pan Woodhouse stale przychodzi do szpitala, ale on tylko odwiedza tatę. A wiesz, co robi Savich? Siedzi w poczekalni i szuka na MAKSIE kościoła, w którym powinniśmy wziąć ślub. Powiedział, że w ten sam sposób wyszukał kościół dla rannego agenta FBI, który wziął tam ślub i to w dniu ustalonym przez Savicha.

– A moja rodzina? – spytał.

Chciało mu się wyć z bólu, wciąż jednak pragnął jeszcze na nią patrzeć. Usiłował się uśmiechnąć, ale rezultat był żałosny. Chwała Bogu, że Becky jest bezpieczna, siedzi przy nim i dotyka jego policzka.

– Ależ, Becky, muszę cię poprosić, żebyś za mnie wyszła, zanim Savich znajdzie kościół! A jeśli odmówisz?

– Już mnie o to pytałeś, kiedy byliśmy w twoim domu. Spytaj mnie jeszcze raz, to zobaczysz, co ci odpowiem.

– Wszystko mnie teraz boli, ale czy wyjdziesz za mnie? Wiesz, że cię kocham.

– Oczywiście, że wyjdę za ciebie. Ja też cię kocham, i to bardzo. Savich rozmawiał już z twoimi rodzicami. Bardzo ich polubiłam. W poczekalni są też twoi bracia i siostry, i kręci się całe mnóstwo kuzynów. Chyba wyznaczyli sobie jakieś dyżury. Każdy ma coś do powiedzenia na temat wyboru kościoła i daty ślubu. Nie wiedziałam, że masz taką dużą rodzinę – Zbyt dużą. Stale mi się do czegoś wtrącają.

Zakasłał i poczuł taki ból, że omal nie zemdlał. Usłyszał jeszcze tylko głos pielęgniarki.

– Podam mu teraz morfinę. Chyba zapomniał, że może sam się znieczulić. Zaraz lepiej się poczuje, teraz jednak musi odpocząć.

Nie zapomniał o morfinie, tylko był zbyt słaby, żeby wcisnąć guzik. Nienawidził igieł, a dwie miał wbite w rękę. Jezu, był całkiem do niczego, ale wyzdrowieje. Najważniejsze, że Becky go kocha.

– Cieszę się, że mnie kochasz – powiedział niezbyt wyraźnie. – Teraz jest nas dwoje.

Wydawało mu się, że słyszy jej śmiech. Czuł dotyk jej dłoni na policzku.

Powoli zaczął odpływać, nie czuł już bólu i to było wspaniałe. Zapadł w głęboki sen.

– Proszę się nie martwić. – Pielęgniarka uśmiechnęła się do Becky. -Wszystko będzie dobrze. Pani też powinna odpocząć, panno Matlock.

Becky pocałowała go lekko w usta i wyszła z pokoju. Poszła do poczekalni. Była tam matka Adama, która bawiła się z Seanem, a Sherlock i Savich ogłaszali co chwila nazwę innego kościoła i inną datę ślubu. Krewnym Adama, trudno było dogodzić. W tym pierwszym terminie jeden miał Iowa łososie na Alasce, w drugim – ktoś inny jechał w interesach do Włoch, a jakaś kuzynka musiała właśnie wtedy spotkać się ze swoim prawnikiem. Ciągnęło to się bez końca.

– Z radością zawiadamiam was -powiedziała Becky już od drzwi- że Adam poprosił, żebym za niego wyszła, a ja się zgodziłam. Co prawda, wszystko go wtedy bolało, więc kiedy się zbudzi, może o tym nie pamiętać, ale gdyby tak było, to sama poproszę, żeby się ze mną ożenił.

– Na pewno to zapamięta. – Ojciec Adama uśmiechnął się do Becky. Adam był do niego bardzo podobny. – Pierwszą rzeczą, jaką powiedział, kiedy mógł już mówić, była wiadomość, że zmieni te ohydne zielone kafelki w łazience na górze, żebyś się przypadkiem nie rozmyśliła.

– Wybiorę nowe kafelki i zobaczymy, jak szybko uda mi się doprowadzić go do ołtarza.

Wszyscy się roześmieli. Chyba ją polubili. Matka Adama wydawała się prawdziwie przebojową kobietą. – Miała salon Volvo w Aleksandrii, a przy okazji prowadziła aukcje. Ojciec, był właścicielem stada ogierów w Wirginii. – Becky dowiedziała się o tym od starszego brata Adama.

No i jej ojciec żył, a to było najważniejsze. Nie była pewna, czym on się właściwie zajmuje, ale czy to ważne? Pomyślała o jego domu, tym domu, w którym bywała matka. Już go nie było, został tylko szkielet. I to też nie było ważne. Najważniejsze, że ojciec żył.

Pojechała windą na szóste piętro, na oddział intensywnej terapii. Była tam już tyle razy, że trafiłaby z zamkniętymi oczami.

Na szczęście administracji szpitala udało się utrzymać reporterów z daleka od tego miejsca. Becky weszła do dużej sali, w której stały przeróżne maszyny i pachniało jak w gabinecie dentystycznym.

Przed parawanem, który otaczał łóżko ojca, siedział agent FBI.

– Wszystko w porządku, panie Austin?

– Nie ma problemu – powiedział, uśmiechając się złowieszczo. – Wdarł się tu tylko jakiś dzielny reporter. Powaliłem go na ziemię, rozebrałem do naga i wrzuciłem do wózka, którym wożą pranie. Pielęgniarki wywiozły go stąd związanego i zakneblowanego, i od tego czasu nikt nie ośmielił się tu pokazać.

– Dobra robota, panie Austin. – Becky roześmiała się. Rozchyliła parawan i usiadła przy łóżku ojca. Teraz spał, ale to nie miało znaczenia. Dostawał tak silne leki, że kiedy się budził, nie potrafił się na niczym skupić. Leżał pod tlenem, oddychając powoli.

– Cześć, tato – powiedziała. – Świetnie wyglądasz. Jesteś bardzo przystojny. Adam też niedługo wyzdrowieje, ale nie wygląda tak interesująco jak ty. Na pewno się ucieszysz, jak ci powiem, że mamy zamiar się pobrać. Chyba cię to zanadto nie zdziwi.

Jego klatka piersiowa była całkowicie pokryta bandażami i miał mnóstwo igieł w rękach. Leżał nieruchomo, ale oddech miał głęboki i równy.

– Powiem ci teraz, co się wydarzyło. Michaił strzelił ci w klatkę piersiową. Masz zespół mokrego płuca, jak to nazywają lekarze, i zrobili ci torakotomię. Otworzyli klatkę piersiową i włożyli ci dren. To się nazywa drenaż opłucnowy. Słyszę te bąbelki. Kiedy się obudzisz, będzie cię trochę bolało. Dają ci kroplówki i jeszcze przez jakiś czas będziesz miał w nosie rurki z tlenem. Poza tym jesteś w świetnej formie. – Po chwili milczenia, dodała:

– Nie ma już domu i to jest bardzo smutne. – Niczego nie dało się uratować. Przykro mi, tatusiu, ale najważniejsze, że wszyscy żyjemy. Na szczęście po śmierci mamy złożyłam jej rzeczy w przechowalni w Bronksie. Są tam fotografie i mnóstwo drobiazgów. Mogą nawet być listy, nie wiem, nie miałam czasu przejrzeć wszystkich papierów. Będziemy mieć te pamiątki. To początek drogi.

Czy zaczął teraz szybciej oddychać? Nie była tego pewna.

Najważniejsze, że żył i że wyzdrowieje.

Przytuliła głowę do ramienia ojca, słuchając bicia jego serca.

Tego wieczoru, o ósmej, ktoś odnalazł ją telefonicznie w szpitalu. Wyszła właśnie od ojca i szła, żeby posiedzieć przy Adamie, kiedy zawołała ją pielęgniarka.

– Panno Matlock, telefon do pani.

Była zdumiona. Po raz pierwszy wzywano ją tu do telefonu.

Dzwonił Tyler; zaczął mówić, zanim zdążyła powiedzieć „cześć”.

– Dzięki Bogu, że nic ci się nie stało. Jezu, omal nie oszalałem ze strachu. Pokazywali płonący dom twojego ojca i rozpostartą przez strażaków siatkę. Mówili, że omal nie zginęłaś, tam na dachu, razem z tym maniakiem, i że w końcu go zastrzeliłaś. Naprawdę nic ci się nie stało?

– Wszystko w porządku, Tyler. Nie martw się o mnie. Jestem cały czas w szpitalu. Mój ojciec i Adam Carruthers są ranni, ale na pewno przeżyją. Przed szpitalem czeka cały tłum dziennikarzy, fotoreporterów i kamerzystów, ale jeszcze długo będą na mnie czekać. Sherlock przynosi mi ubranie i wszystko, co potrzeba, więc nie muszę stąd wychodzić. Jak się czuje Sam?

W słuchawce zapadła cisza.

– Okropnie za tobą tęskni – powiedział po chwili. – Całkowicie przestał mówić. Bardzo mnie to martwi, Becky. Chciałem, żeby mi coś powiedział o mężczyźnie, który go porwał, ale on tylko kręcił głową i nie odezwał się ani słowem. Mówiono w telewizji, że ten facet podpalił na sobie ubranie i chciał się na ciebie rzucić. Czy to prawda?

– Tak, to prawda. Tyler, uważam, że powinieneś zaprowadzić Sama do dziecięcego psychiatry.

– To oszuści i krwiopijcy. Będą chcieli poddać mnie psychoanalizie i udowodnić, że nie jestem odpowiednim ojcem. Powiedzą mi, że powinienem przeleżeć na ich kozetce co najmniej sześć lat i zostawić u nich mnóstwo kasy. Powiedzą, że to ja mam kłopoty, a nie Sam. Nie ma o tym mowy, Becky. Mały chce tylko ciebie zobaczyć.

– Przykro mi, ale muszę tu zostać jeszcze przynajmniej tydzień.

– Becky! – usłyszała nagle cieniutki, zawodzący głosik.

To był Sam, a jego głos brzmiał tak, jakby chłopiec za chwilę miał umrzeć. Nie wiedziała, co robić. To przez nią Sam miał problemy, tylko przez nią.

– Tyler, daj go do telefonu. Porozmawiam z nim. Ale Sam nie odezwał się ani słowem.

– To źle wygląda, Becky – powiedział Tyler. – Bardzo źle.

– Proszę cię, Tyler, zaprowadź go do psychiatry. On potrzebuje pomocy.

– Wróć, Becky. Musisz wrócić.

– Przyjadę, kiedy tylko będę mogła – obiecała i odłożyła słuchawkę.

Następnego dnia Adam czuł się o wiele lepiej, próbował nawet żartować z pielęgniarką. Ojciec natomiast dostał zapalenia płuc i omal nie umarł.

– To czyste wariactwo – powiedziała Becky do agenta Austina. – Przeżył postrzał w klatkę piersiową i dostał zapalenia płuc.

– To ironia losu. – Agent Austin pokręcił głową. – W każdym razie jakieś cholerne draństwo.

– Wyjdzie z tego – uspokajał ją lekarz.

Becky dotknęła lekko ramienia ojca. To dziwne, ale zawsze, kiedy go dotykała, wydawało jej się, że on się odpręża i oddycha o wiele spokojniej.

Kiedy wreszcie doszedł już do siebie i miał jasny umysł, uśmiechnął się, kiedy go dotknęła, a gdy usłyszał jej szept: „Kocham cię, tatusiu”, przymknął oczy, żeby nie widziała jego łez.

– Kocham cię – powtórzyła, całując go w policzek. Już jesteśmy razem. Wiem, że kochasz Adama jak syna, ale cieszę się, że on nie jest twoim synem, bo nie mogłabym wyjść za niego za mąż.

– Jeśli choć raz się przez niego popłaczesz, zabije go.

– Sama go zabiję.

– Becky, dziękuję, że powiedziałaś mi o przechowalni w Nowym Jorku, gdzie są rzeczy twojej mamy.

A więc słyszał, co do niego mówiła.

– Jak mówiłam, to początek drogi.

– Tak. – Thomas uśmiechnął się do córki. – Całkiem dobry początek.

Adam chodził po szpitalnym korytarzu; był w fatalnym humorze. Bolało go ramię, bolały go plecy, czuł się bezradny i bezużyteczny, i tak narzekał na swoją sytuację, aż Becky roześmiała się głośno.

– Strasznie marudzisz, ale jesteś w dobrej formie. Mój ojciec też dobrze się czuje, więc jadę do Riptide odwiedzić Sama.

– Nie. – Adam oparł się o ścianę. – Nie chcę, żebyś tam jechała sama. Nie ufam McBride'owi.

– Przecież nie grozi mi żadne niebezpieczeństwo, Adamie. Nie jadę odwiedzić Tylera, tylko zobaczyć, co się dzieje z Samem. Nie zapominaj, że Krimakow porwał go przeze mnie. To ja naraziłam to dziecko na tak traumatyczne przeżycia.

– To nie była twoja wina, tylko Krimakowa. Zaczekaj jeszcze kilka dni, a pojadę z tobą.

– Ledwie chodzisz, więc musisz zostać, żeby całkowicie wyzdrowieć. Możesz w tym czasie uzgodnić ze swoją rodziną datę ślubu, bo oni zupełnie nie mogą dojść do porozumienia.

– Przysięgam, że zmienię te zielone kafelki. – Adam roześmiał się. – Nie masz nic przeciwko temu, żeby wyprowadzić się z Nowego Jorku i zamieszkać tu, blisko twojego taty? Czy on będzie odbudowywał dom?

– Jeszcze o tym nie rozmawialiśmy. Będę tu mieszkać, ale zmień kafelki. Tutaj jest wielu łudzi, dla których mogę pisać przemówienia. Zbiję majątek. Nie wolno ci już flirtować z pielęgniarkami, bo jesteśmy zaręczeni.

Na końcu korytarza ukazała się Sherlock.

– Chodźmy obejrzeć CNN – powiedziała, podchodząc do nich. – Za chwilę wystąpi Gaylan Woodhouse, który wygłosi przemówienie w imieniu prezydenta.

Nieoczekiwanie stałam się bohaterką, pomyślała, patrząc w telewizor. Ktoś nawet zrobił jej zdjęcie na płonącym dachu. Stała tam w białej nocnej koszuli, mierząc do Krimakowa z pistoletu.

– A niech mnie… – powiedziała Becky.

– Cieszę się, że mogłam cię poznać, Becky – powiedziała Sherlock – i cieszę się, że zostałaś bohaterką. Kiedy Adam i twój ojciec wyjdą z tego lazaretu, to będziecie przychodzić do nas na grilla. Mówiłam ci, że Savich jest wegetarianinem? Kiedy robimy grilla, on piecze sobie kolby kukurydzy. Czy uzgodniliście już datę ślubu i czy uroczystość odbędzie się w tym pięknym prezbiteriańskim kościele, do którego od lat należą twoi teściowie?

– Jeszcze nie – odrzekła Becky. – Stałam się sławna, więc może kościoły zaczną współzawodniczyć między sobą o to, w którym weźmiemy ślub?

– Możesz napisać książkę i dostać dużą kasę.

– Byle szybko – powiedział Savich, podchodząc do nich. -W dzisiejszych czasach sława jest ulotna. Jeszcze tydzień, Becky, a nikt nie będzie pamiętał twojego nazwiska.

Następne go dnia Becky poleciała do Portland, wypożyczyła forda escorta i pojechała do Riptide. Tym razem wiało od oceanu, więc nie było takiego upału. Pierwszą osobą, którą spotkała, był szeryf Oaffney. Przywitał ją chmurną miną, – Witam, panno Matlock – mruknął, obrzucając ją groźnym spojrzeniem.

– Cześć, szeryfie. – Uśmiechnęła się szeroko. Wspięła suną palce i pocałowała go w policzek. -Jestem sławna. Podobno to może trwać nawet cały tydzień. Musi pan być dla mnie miły.

Szeryf Gaffney nie wiedział, co odpowiedzieć na takie powitanie.

– Hmmm – mruknął tylko. – Chcę porozmawiać z panią o tym szkielecie! – zawołał za nią. – Dziś wieczór przyjadę do domu Jacoba Marleya. Będzie tam pani?

– Oczywiście, szeryfie.

Potem natknęła się na Berniego Bradstreeta, wydawcę „Riptide Independent”. Bardzo źle wyglądał.

– Moja żona jest chora – powiedział. – Dobrze, że przynajmniej pani problemy już się skończyły.

Nie wspomniał, że go oszukała, kiedy spotkali się w restauracji, do której zaprosił ją Tyler. Był naprawdę miłym człowiekiem.

Kiedy stukała do drzwi Tylera, słońce już zachodziło. Nikt nie otwierał, samochodu też nie było na podjeździe. Na ulicy Tajnych Agentów panowała cisza.

Gdzie jest Tyler? Gdzie jest Sam?

Nic nie rozumiała. Powiedziała mu wyraźnie, kiedy przyjedzie, i była spóźniona tylko o dziesięć minut. Wjechała na Gościniec Wilczej Jagody i skierowała się do domu Jacoba Marleya. Zapłaciła za wynajem do końca miesiąca, więc nadal dysponowała domem. Miała zamiar spakować resztę swoich rzeczy i oddać klucze Rachel Rayan. Postanowiła poprosić Rachel, która spędzała dużo czasu z Samem, aby przekonała Tylera, żeby zaprowadził go do psychiatry.

Przekręciła klucz w zamku i otworzyła drzwi.

– Witaj, Becky!

W progu stał Tyler, z Samem na ręku, i uśmiechał się do niej.

– Postanowiliśmy zaczekać na ciebie tutaj. Chcieliśmy ci zrobić niespodziankę. Przygotowałem dla nas szampana, a dla Sama lemoniadę. Kupiłem nawet ciasto z owocami, które tak ci kiedyś smakowało. – Postawił Sama na podłodze. Chłopiec wpatrywał się w nią nieruchomym wzrokiem.

Tyler podszedł do niej i wziął ją w ramiona. Pocałował ją w czubek głowy.

– Masz z powrotem naturalny kolor włosów – powiedział. – Jesteś piękna, Becky. -Pocałował ją znowu i przyciągnął bliżej do siebie. – Byłaś śliczna w college'u, ale teraz jesteś jeszcze piękniejsza.

Próbowała się wyrwać, lecz jej nie puszczał.

Zaczął ją całować. To był namiętny pocałunek, a on chciał koniecznie ją sprowokować, żeby rozchyliła wargi. Sam stał obok, patrząc na nich bez słowa.

– Nie, Tyler, proszę cię nie. – Odepchnęła go, a on szybko się odsunął. Ciężko oddychał i patrzył na nią z pożądaniem.

– Masz rację. Jest tu Sam. Ma już cztery lata i nie powinniśmy się przy nim całować. – Zwrócił się do synka: – Sam, tu jest Becky. Co masz jej do powiedzenia?

Sam nie miał jej nic do powiedzenia. Jego buzia była całkowicie pozbawiona wyrazu. Becky uklękła przed nim i lekko dotknęła palcami jego policzka.

– Cześć, Sam – powiedziała. – Jak się masz, kochanie? Chcę ci coś powiedzieć. Musisz mi uwierzyć, bo nigdy bym ciebie nie oszukała. Ten niedobry człowiek, który cię porwał i zostawił związanego w piwnicy, już nigdy nie powróci. Przysięgam ci. Odszedł na zawsze.

Sam nie odezwał się. Przyciągnęła go do siebie, ale był cały usztywniony.

– Tęskniłam za tobą, Samie. Nie mogłam wcześniej przyjechać, bo mój ojciec i Adam – pamiętasz Adama, prawda? -byli chorzy i leżeli w szpitalu.

– Adam.

Jedno słowo, ale to i tak było bardzo wiele.

– Tak – powiedziała, uradowana. – Adam.

– Z Samem jest wszystko okay, Becky – wtrącił Tyler. -Przywiozłem też żeberka z grilla i wszystkie dodatki. Chcesz teraz jeść?

Siedzieli w kuchni Jacoba Marleya i pili szampana, a Sam lemoniadę. Jedli grillowane żeberka wieprzowe z fasolą i sałatką z kapusty. Ciasto z owocami ze Słodkiego Kącika na Bulwarze Rosiczki stało na kuchennej ladzie.

Kiedy już odpowiedziała na niezliczone pytania dotyczące Krimakowa, to sama chciała się czegoś dowiedzieć.

– Co z tym szkieletem, Tyler? Czy mają już wyniki testów DNA? Czy to Melissa Katzen?

– Nic nie wiem. – Tyler wzruszył ramionami. – Wszyscy uważają, że to ona. Ale to nieistotne. Ważne jest teraz to, co dotyczy nas. Kiedy się tu sprowadzisz, Becky?

– Kiedy się sprowadzę? Nie, Tyler. Przyjechałam tylko, żeby zobaczyć się z Samem i spakować swoje rzeczy.

– Rozumiem. – Tyler skinął głową. – Odnalazłaś ojca, więc chcesz być przy nim, ale zanim stąd wyjedziesz musimy ustalić datę naszego ślubu. Myślisz, że on też chciałby się tu przeprowadzić, żeby być blisko ciebie, kiedy się pobierzemy?

Odłożyła widelec. Nastąpiło jakieś okropne nieporozumienie. Chciała uniknąć konfrontacji, lecz nie miała wyjścia. Sam przestał jeść i słuchał uważnie.

– Tyler, strasznie mi przykro, jeśli źle mnie zrozumiałeś. Ty i Sam jesteście moimi bliskimi przyjaciółmi, którzy są mi bardzo drodzy. Jestem ci wdzięczna za to wszystko, co dla mnie zrobiłeś, za wsparcie i zaufanie, ale nie mogę być twoją żoną. Bardzo mi przykro, ale nie traktuję ciebie w ten sposób.

Sam siedział bez ruchu, trzymając w rączce na wpół ogryzione żeberko.

– Powinniśmy chyba przeprowadzić tę rozmowę, kiedy Sam pójdzie już spać, nie uważasz? – Zmusiła się do uśmiechu.

– Dlaczego? To dotyczy również jego. Becky, on chce, żebyś była jego matką. Powiedziałem mu, że przyjedziesz tu, żeby zostać już na zawsze.

– Porozmawiamy o tym później. Tyler, proszę cię. Sam wbił wzrok w talerz. Był bardzo blady.

– Dobrze – zgodził się Tyler. – Położę go na kanapie w M łonie. Sam, co o tym myślisz?

Sam nie powiedział, co o tym myśli.

– Zaraz wracam, Becky.

Wziął Sama na ręce i wyniósł go z kuchni. Becky zadrżała Wydało jej się nagle, że w domu jest chłodno. Zastanawiała się, czy Samowi nie będzie zimno pod jednym kocem, czy się najadł, czy Tyler wytarł mu palce.

Co ma teraz zrobić? Czy to jej coś się pomyliło? Czyżby dała Tylerowi jakąś fałszywą nadzieję? Wiedziała, że jest zazdrosny o Adama, więc już wcześniej zaczęła się wycofywać ze zbyt częstych kontaktów i zbyt przyjacielskich stosunków. A mimo to źle ją zrozumiał, mimo to wierzył, że ona chce zostać jego żoną. Jak to możliwe? Nie zrobiła przecież niczego, co mogłoby go naprowadzić na taki pomysł. W dodatku do swoich planów używał Sama, a to było nikczemne.

Sam. Z nim działo się coś bardzo złego, do czego, jak przypuszczała, przyczyniło się również porwanie przez Krimakowa. Nagle usłyszała kroki Tylera. Cóż, nie ma rady, musi szybko zakończyć tę sprawę, a także pomyśleć, w jaki sposób pomóc chłopcu. Sherlock podała jej nazwisko bardzo dobrego dziecięcego psychologa w B angor. Od tego rozpocznie rozmowę.

Ale Tyler pozbawił ją szansy rozpoczynania jakiejkolwiek rozmowy.

– Kocham cię, Becky – powiedział, stając w drzwiach.