177759.fb2 Utracona - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 10

Utracona - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 10

Rozdział 9

Sejera prześladowało wspomnienie tego człowieka, jego głosu, kiedy błagał, żeby pozwolono mu zobaczyć zwłoki żony. Był kompletnie załamany. Mam swoje prawa, powtarzał. Nie możecie mi tego odmówić. Oczywiście że nie mogli. Prosili tylko, by oszczędził sobie kolejnego wstrząsającego przeżycia. Pańska żona na pewno nie chciałaby, żeby widział ją pan w takim stanie, przekonywał go Sejer. Idąc korytarzem, Gunder wyglądał jak własny cień. Policjantka miała odwieźć go do domu. Pustego domu. Czekając na żonę, był podekscytowany jak dziecko, z dumą pokazywał świadectwo ślubu, oficjalny dokument potwierdzający zmianę stanu cywilnego.

– Nazywała się Poona Bai – powiedział później Sejer, stając w otwartych drzwiach pokoju. – Pochodziła z Indii. Nigdy wcześniej nie była w Norwegii.

Siedzący przy telefonie Soot uniósł brwi.

– Ogłosimy to oficjalnie?

– Nie. Nie mamy dowodów, tylko zeznania jednego z mieszkańców Elvestad. Pobrali się w Indiach czwartego sierpnia. Przyleciała tu do męża. – Pochylił się i spojrzał na ekran monitora. – Co masz?

– Młoda kobieta, zadzwoniła przed chwilą – odparł podekscytowany Soot. – Musi pan tam pojechać. Linda Carling, szesnaście lat. Dwudziestego, parę minut po dziewiątej wieczorem, jechała rowerem przez Hvitemoen. Na poboczu zobaczyła czerwony samochód, a na łące mężczyznę i kobietę. Dziwnie się zachowywali.

Sejer nastawił uszu.

– To znaczy?

– Miała problemy ze znalezieniem właściwych słów. Odniosła wrażenie, jakby zamierzali uprawiać seks. Gonili się po łące jak podczas zabawy, a potem upadli w trawę. Później uświadomiła sobie, że on mógł być zabójcą, a ona ofiarą, że być może najpierw się kochali, a potem on ją zamordował. Żadne z nich jej nie zauważyło.

– Nie doszło do stosunku – stwierdził sucho Sejer. – Chociaż oczywiście mógł próbować. A co z tym samochodem?

Podświadomie zacisnął pięści.

– Był czerwony. Co ciekawe, Karlsen powiedział, że wczoraj wieczorem na miejscu zbrodni pojawił się czerwony samochód. Kierowca nic nie robił, tylko siedział. Spisali go, bo jego zachowanie wydało im się podejrzane.

– Jak się nazywał?

– Gunder Jomann.

W dyżurce zapadła cisza.

– To jej mąż – wyjaśnił Sejer. – To nie on jest sprawcą.

– Skąd ta pewność?

– Podejrzewam, że w chwili popełnienia zbrodni był w szpitalu, u siostry. Sprawdzę to jeszcze. Skarre, pojedź do Lindy Carling i wyciśnij z niej, co się da. Przecież widziała ten samochód.

– Jasne. Ale czy nie jest trochę za późno?

– Nie zamierzam nikogo oszczędzać. – Spojrzał na Soota. – Coś jeszcze?

– Nic ważnego.

– Jedna rzecz nie daje mi spokoju – powiedział Skarre, zakładając skórzaną kurtkę. – Narzędzie zbrodni. Czym ją uderzył? Na łące nie ma dużych kamieni, a nawet jeśli założymy, że skorzystał z czegoś, co miał w samochodzie, to też nic mi nie pasuje. Jakie narzędzia ludzie wożą w samochodach?

– Lewarki, łyżki do opon, śrubokręty… – wyliczał Sejer. – Snorasson twierdzi, że to było coś ciężkiego. Musimy ponownie przeszukać teren. Po drugiej stronie szosy jest jezioro Norevann. Mógł tam wrzucić narzędzie zbrodni i walizkę. I musimy też odszukać jej brata.

– Brata? – zdziwił się Soot.

– To jej jedyny krewny, szwagier Jomanna. Musimy odnaleźć go najszybciej jak to możliwe.

– Więc bierzmy się do roboty – powiedział z zapałem Skarre.

Linda uwielbiała zwracać na siebie uwagę, być wśród ludzi, znajdować się w centrum zainteresowania. Kiedy zostawała sama, wydawało jej się, że pozostaje w cieniu. Teraz jednak, ponad wszelką wątpliwość, znowu stanęła w pełnym słońcu. Wkrótce miał się u niej zjawić policjant! Przez chwilę miotała się w poszukiwaniu szczotki do włosów, skropiła się należącymi do matki perfumami Lagerfelda i wybiegła przed dom, by spojrzeć w kierunku szosy. Ani śladu samochodu. Wróciła do domu, otworzyła okno, żeby zawczasu go usłyszeć, i posprzątała ze stolika do kawy. Cisnęła w kąt egzemplarz „Girls" otwarty na rozkładówce z Leonardem DiCaprio. Zrzuciła kapcie i chodziła w tę i z powrotem na bosaka, zastanawiając się, co powinna powiedzieć. Najważniejsze to zachować spokój i mówić dokładnie o tym, co widziała, a nie o tym, co jej się wydawało, że widzi. Najgorsze było to, że w gruncie rzeczy pamiętała bardzo niewiele. Układając w głowie zeznania, równocześnie odtwarzała w pamięci swoją podróż na rowerze. Szkoda, że ma tak niewiele do powiedzenia. Z pewnością przyślą mężczyznę. Nawet przez myśl jej nie przeszło, że to mogłaby być kobieta, choć oczywiście wiedziała, iż w policji pracują także kobiety. Kiedy wreszcie usłyszała warkot silnika i chrzęst opon na żwirze, serce zabiło jej gwałtownie. Zaraz potem rozległ się dzwonek; nie otworzyła od razu, nie chciała biec do drzwi jak jakiś dzieciak. W ostatniej chwili przestraszyła się, że może za bardzo się wyszykowała, i popędziła do łazienki. Kiedy wreszcie drzwi się otworzyły, Skarre ujrzał zdyszaną dziewczynę z rumieńcami na policzkach i twarzą okoloną burzą potarganych włosów. Poczuł mocną woń perfum.

– Linda Carling? – zapytał z uśmiechem.

Linda zamarła. Jak zahipnotyzowana wpatrywała się w młodego funkcjonariusza. Lampa na ganku oświetlała jasne loki Skarrego i jego błyszczącą czarną kurtkę. Spojrzenie jego błękitnych oczu przeszyło ją niczym sztylet. Zakręciło jej się w głowie. Nagle poczuła się bardzo ważna. Zaniemówiła, a jej ciało stężało w oczekiwaniu.

Skarre przyglądał się dziewczynie z zaciekawieniem. Być może przejeżdżała przez Hvitemoen w chwili, kiedy popełniano tam morderstwo. Czy jednak mogła być wiarygodnym świadkiem? Wiedział, że zeznania kobiet są z reguły bardziej precyzyjne niż zeznania mężczyzn. Była młoda, zapewne miała dobry wzrok. Poza tym około dziewiątej jest jeszcze całkiem jasno. Jechała rowerem, nie samochodem. Jadąc samochodem, minęłaby to miejsce w cztery albo pięć sekund. Wiedział też, że dziewczyna powie mu teraz wszystko, co rzeczywiście zapamiętała; to, co przypomni sobie później, nie będzie już równie wiarygodne. Ludzie odczuwają wewnętrzną potrzebę uzupełniania luk we wspomnieniach, tworzenia harmonijnej całości. To, co teraz było jedynie zbiorem oderwanych epizodów, z biegiem czasu może się stać pełną szczegółów historią. Nie wątpił w szczerość jej chęci. Doskonale znał psychikę świadków, wiedział, jakie rzeczy wpływają na ich interpretację tego, co widzieli. Wiek, płeć, pochodzenie, nastrój, sposób zadawania pytań. Dziewczyna sprawiała wrażenie rozkojarzonej i nerwowej. Bez przerwy się poruszała, gestykulowała i odrzucała włosy gwałtownymi ruchami głowy. Otaczał ją ciężki aromat perfum.

– Jest pani sama?

– Tak. Mama jest kierowcą ciężarówki. Rzadko bywa w domu.

– Kierowcą ciężarówki? Jestem pod wrażeniem. Marzy pani o takiej samej karierze?

Roześmiała się.

– Pan to nazywa karierą? Nigdy w życiu!

Potrząsnęła głową. Jej ufarbowane na biało włosy przypominały Skarremu szklaną wełnę. Usiedli w salonie.

– Gdzie pani wtedy była?

– U przyjaciółki, Karen Krantz. Mieszka przy drodze na Randskog.

– To pani bliska przyjaciółka?

– Znamy się od dziesięciu lat.

– Chodzicie do tej samej klasy?

– Ja zamierzam pójść do technikum fryzjerskiego, a Karen chce iść do liceum, ale do tej pory byłyśmy zawsze w tej samej klasie.

– Co robiłyście tamtego wieczoru?

– Oglądałyśmy film na wideo. Titanic.

– Aha. Z DiCaprio. To historia o miłości, prawda?

– Owszem – odparła Linda z uśmiechem.

Zauważył, jak bardzo błyszczą jej oczy.

– Czyli kiedy ruszyła pani w drogę do domu, była pani w dość romantycznym nastroju?

Wzruszyła zalotnie ramionami.

– Można tak powiedzieć.

I dlatego uznałaś, że to zabawa, pomyślał Skarre. Zobaczyłaś to, co chciałaś zobaczyć, czego oczekiwał twój mózg. Mężczyznę goniącego kobietę po to, żeby się z nią kochać.

– Pamięta pani, o czym myślała, jadąc rowerem?

– Nie… – Zawahała się. – Przypuszczam, że o filmie.

– Czy z przeciwka jechały jakieś samochody?

– Nie – stwierdziła stanowczo.

– Co zobaczyła pani najpierw, kiedy znalazła się w Hvitemoen?

– Samochód. Najpierw zobaczyłam samochód. Był czerwony i stał trochę krzywo, jakby nagle zahamował…

– Proszę mówić dalej – zachęcił ją Skarre. – Niech pani nie zwraca na mnie uwagi.

Spojrzała na niego ze zdumieniem. To byłoby niemożliwe!

– Rozejrzałam się za kierowcą. Przecież samochód musiał do kogoś należeć. I wtedy zobaczyłam tych dwoje na łące, blisko lasu. Biegli, oddalając się ode mnie. Mężczyznę widziałam dokładniej, bo był bliżej i częściowo zasłaniał mi kobietę. Miał białą koszulę i wymachiwał rękami. Pomyślałam sobie, że próbuje ją nastraszyć.

Umilkła, wracając wspomnieniami do tamtej chwili.

– A co może pani powiedzieć o drugiej osobie?

– Była niższa od niego. Ciemniejsza.

– W jakim sensie?

– No, ogólnie. Wszystko miała ciemniejsze: ubranie, włosy…

– Jest pani pewna, że to była kobieta?

– Biegła jak kobieta.

– Widziała pani dłonie mężczyzny? Miał w nich coś?

– Nie wydaje mi się.

– Proszę mówić dalej.

Skarre nie robił notatek. Wszystko utrwalał w pamięci.

– A potem samochód znalazł się tuż przede mną i musiałam go ominąć. Dopiero później znowu spojrzałam na nich. Mężczyzna dogonił tę kobietę i oboje upadli w trawę.

– Więc pewnie częściowo znikli pani z oczu. A może jednak coś pani widziała?

Zarumieniła się lekko.

– Mężczyzna był… na górze. Widziałam ręce i nogi, ale potem musiałam znowu patrzeć na drogę, żeby nie spaść z roweru.

– Słyszała pani coś?

– Ujadanie psa.

– Nic więcej? Żadnych krzyków, wołania o pomoc, może śmiechu?

– Nic.

– W takim razie wróćmy do samochodu. Co może mi pani o nim powiedzieć?

– Że był czerwony.

– Jest wiele rodzajów czerwieni. Jaki to był kolor?

– Jaskrawoczerwony. Taki jak na wozie strażackim.

– Doskonale. Zwróciła pani uwagę na jakieś szczegóły? Czy w samochodzie ktoś siedział?

– Nikt. Zajrzałam do środka.

– Numer rejestracyjny?

– Na pewno norweski, lecz nie zapamiętałam.

– Samochód stał przodem do pani, tak jakby nadjechał od strony Elvestad?

– Tak. Jednak nie stał prosto.

– Czy drzwi były otwarte?

– Po stronie pasażera.

– Zwróciła pani uwagę na wnętrze? Było ciemne czy jasne?

– Chyba ciemne, ale nie jestem pewna. W każdym razie lakier był ładny.

– Rozpoznała pani markę albo model?

– Nie.

– Jest pani pewna, że nikt pani nie widział?

– Całkowicie. Byli za bardzo zajęci sobą, a poza tym rower nie robi hałasu.

Skarre zastanawiał się przez chwilę, po czym się uśmiechnął.

– Gdyby czegoś pani potrzebowała, proszę zadzwonić do mnie na komendę. Tu jest numer.

Wręczył jej wizytówkę. Prawie wyrwała mu ją z rąk. JACOB SKARRE. Nie chciała, żeby już poszedł. Przecież nie minęło nawet dziesięć minut. Podziękował i uścisnął jej dłoń. Jego ręka była ciepła i silna.

– Jutro poprosimy, żeby pokazała nam pani miejsce, w którym ich pani widziała. I to, gdzie stał samochód, najdokładniej jak to będzie możliwe. Da pani radę?

– Oczywiście! – wykrzyknęła.

– W takim razie przyślemy rano kogoś po panią.

– W porządku – westchnęła rozczarowana.

Kurczowo ściskała wizytówkę. Powiedziała już wszystko, reszta wspomnień była niewyraźna, pozbawiona szczegółów. Modliła się, żeby coś ważnego przypomniało jej się we śnie. Musi znowu zobaczyć tego mężczyznę. Należał do niej, to na niego czekała. Wszystko było takie jak trzeba: twarz, włosy, mundur. Tak jak to miała w zwyczaju, przechyliła głowę i skromnie przymknęła oczy… Gdyby czegoś pani potrzebowała… " Co miał na myśli? To mogło być cokolwiek. „Przyślemy kogoś po panią". Ba! Poszła do łazienki, umyła zęby, wbiegła na piętro, stanęła przed lustrem w swoim pokoju i zaczęła rozczesywać włosy długimi pociągnięciami grzebienia. Szybko się naelektryzowały.

– A więc ma na imię Jacob – powiedziała do lustra. – Ile może mieć lat? Dwadzieścia parę. Na pewno mniej niż trzydzieści. Pójdziemy gdzieś razem w sobotę, może do klubu? Nie wpuszczą mnie? Przecież będę z policjantem, wpuszczą mnie wszędzie! Zakochałam się? I to jak! – Miała rozpalone policzki. – Mówię ci, Karen, tym razem to dzieje się naprawdę! Tym razem jestem gotowa posunąć się bardzo daleko, żeby dostać to, czego pragnę. Bardzo daleko!

Z zewnątrz ponownie dobiegł odgłos silnika, tym razem znacznie głośniejszy, basowy, znajomy i zarazem niemiły. Matka wróciła do domu. Linda pospiesznie wyłączyła światło i wślizgnęła się pod koc. Nie miała ochoty na rozmowę. Gdyby matka się dowiedziała, natychmiast przejęłaby kontrolę, odsuwając ją na dalszy plan, a przecież to ona, nie matka, była świadkiem. Jak o niej powiedzieli? Kluczowy świadek. Jestem kluczowym świadkiem Jacoba, pomyślała, zamykając oczy. Usłyszała kliknięcie zamka na dole; matka weszła do domu. Chwilę potem zajrzała do pokoju córki. Linda starała się oddychać równomiernie i głęboko. Wkrótce potem w domu zapadła cisza. Myślami Linda była znowu w domu Karen. Muszę już iść, zadzwonię jutro. Wsiadła na rower. Pierwsza część podróży wiodła łagodnym zjazdem do szosy. Było ciepło i przyjemnie. Rower bezgłośnie zjeżdżał ze wzgórza. Jest piękna pogoda, a ja jadę sobie na rowerze. Skup się, przypomnij sobie wszystko. Drzewa po prawej i lewej, zupełnie pusta szosa. Jestem całkiem sama, ptaki umilkły, bo już jest wieczór, ale jeszcze nie zapadła ciemność. Mijam zakręt i zbliżam się do łąki w Hvitemoen. Z daleka widzę czerwony samochód. Numer rejestracyjny? Nie widzę. Do licha! Jestem już całkiem blisko, muszę zjechać na bok. Kątem oka dostrzegam jakiś ruch po prawej stronie; na łące są ludzie. Co robią? Ganiają się jak dzieciaki, choć są przecież dorośli. Ona próbuje się wyrwać, on trzyma ją za ramię. Jest szybszy, to wygląda na zabawę albo taniec. Omijam samochód. W środku nikogo nie ma, jednak dostrzegam coś białego na przedniej szybie. Naklejka. Jestem na środku szosy tuż przed zakrętem, muszę szybko wrócić na bok, ale jeszcze raz spoglądam na łąkę. Właśnie upadli w wysoką trawę. Mężczyzna leży na kobiecie, podnosi rękę. Boże, będą się zaraz kochać na środku łąki, zupełnie oszaleli! Mężczyzna jest w białej koszuli, kobieta ma ciemne włosy. On jest znacznie większy, potężniejszy. Włosy… Czy są jasne? Minęłam ich już, oglądam się po raz ostatni. Zniknęli w trawie. Tak, mężczyzna miał jasne włosy, a na szybie samochodu była naklejka. Koniecznie muszę zadzwonić do Jacoba.

Gunder nie miał najmniejszej ochoty wracać do pustego domu. Wolałby spędzić noc na komendzie, w pokoju inspektora Sejera. Blisko biżuterii. Chciał być pod ręką, gdyby dowiedzieli się czegoś o zamordowanej kobiecie. To nie mogła być Poona! Bądź co bądź, nie pozwolili mu jej zidentyfikować. Jestem tchórzem, pomyślał. Powinienem był tego zażądać. Podziękował policjantce i powłócząc nogami, wszedł po schodkach. Nie zadał sobie trudu, by zamknąć za sobą drzwi na zamek. Wszedł do salonu i wyjął z szuflady swoje zdjęcie z Pooną. Żółta torebka. A jeśli to pomyłka? Przecież z pewnością wyprodukowano setki tysięcy takich torebek. Marie. Moja praca. Wszystko się rozpada. Co powiedział ten człowiek w samolocie? Dusza zostaje na lotnisku. Teraz zrozumiał, co tamten miał na myśli. Załamany, siedział jeszcze przez jakiś czas przy biurku. Wstał, usiadł ponownie, wstał po raz drugi i wyruszył w bezcelową wędrówkę po domu. Był jak ćma szukająca światła.