177837.fb2 W Paj?czynie Mroku - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 13

W Paj?czynie Mroku - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 13

11

„Poza tym jutro też jest dzień”. – Siedząc na schodach, Scarlett O’Hara z nutą nadziei w głosie wypowiedziała finałową kwestię, po czym ekran wypełnił odległy plan Tary.

Marian Vogler westchnęła, kiedy ostatnie dźwięki muzyki ucichły i na sali rozbłysły światła. Teraz już nie robi się takich filmów, pomyślała. Absolutnie nie miała ochoty oglądać dalszego ciągu „Przeminęło z wiatrem”. Z pewnością byłoby to rozczarowanie.

Wstała z ociąganiem. Czas zejść na ziemię. Na miłą, obsypaną piegami twarz pani Vogler powróciło zwykłe zatroskanie, gdy tylko ruszyła po pokrytej dywanami posadzce ku wyjściu z kina.

Każde z dzieci potrzebowało nowego ubrania. Nic dziwnego, że Jim bez wahania zgodził się, aby przyjęła posadę gospodyni domowej.

Zorganizował sobie dojazd do fabryki tak, że mogła używać samochodu. Dzieci będą w szkole, więc wystarczy jej czasu na uporządkowanie domu, zanim pojedzie do Perrych. Od jutra zaczyna swoje zajęcia. Trochę się denerwowała, bo nie pracowała od dwunastu lat, to znaczy od urodzenia małego Jima. Wiedziała jednak, że jeśli cokolwiek potrafi, to właśnie utrzymać dom w czystości.

Wyszła z przytulnego holu kina na ostry chłód marcowego wieczoru. Dygocząc z zimna, skręciła w prawo i pośpiesznie ruszyła naprzód. Zacinał ostry deszcz zmieszany ze śniegiem, wtuliła więc twarz w futrzany kołnierz znoszonego palta.

Zostawiła samochód na parkingu oddalonym od kina. Dzięki Bogu, że zdecydowali się wydać pieniądze na remont auta. Miało osiem lat, ale karoseria nadal prezentowała się nieźle i, jak mawiał Jim, lepiej odżałować czterysta dolarów na własne, sprawdzone cztery kółka niż kupować innego grata.

Marian szła tak szybko, że zostawiła daleko w tyle tłum, który razem z nią opuścił kino. Spieszno jej było do domu, gdzie Jim obiecał czekać na nią z kolacją. Zdążyła już zgłodnieć.

Dobrze jej zrobiła odrobina rozrywki. Mąż wyczuł jej przygnębienie i namówił Marian na to kino.

– Trzy dolary ani nas nie zrujnują, ani nie zbawią. Zajmę się dziećmi, a ty baw się dobrze, kochanie, i nie myśl o rachunkach.

Echo tych słów dźwięczało jej jeszcze w uszach, gdy zwolniła nagle i rozejrzała się zaskoczona. Była pewna, że zaparkowała właśnie w tym miejscu. Dokładnie naprzeciwko reklamy w oknie banku, która krzyczała: „Chcemy powiedzieć «tak» twojemu kredytowi”. Wielka sprawa, pomyślała. „Tak”, jeśli go nie potrzebujesz, „nie”, kiedy wypruwasz sobie flaki, żeby go dostać.

Na pewno tu stał, była o tym przekonana. Zauważyła wtedy okno banku z rozświetloną reklamą, widoczną nawet mimo gęsto padającego śniegu.

Dziesięć minut później rozmawiała z Jimem przez telefon z posterunku policji. Dusząc w sobie gniew i przełykając łzy, szlochała do słuchawki:

– Jim… Jim… nie… nic mi się nie stało, ale… Jim, jakiś drań ukradł nasz samochód.