177837.fb2 W Paj?czynie Mroku - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 33

W Paj?czynie Mroku - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 33

31

Lally była tak zdenerwowana z powodu intruzów, że gdy spotkała Rosie w głównej poczekalni, wszystko jej opowiedziała. I natychmiast zaczęła tego żałować.

– To dla mnie szczególne miejsce – dokończyła słabo. Co teraz powie, jeśli Rosie będzie chciała korzystać z jej schronienia? Nie może na to pozwolić. Po prostu nie może.

Nie musiała się obawiać.

– Chcesz powiedzieć, że sypiasz w Sing-Singu? – spytała Rosie z niedowierzaniem. – Nie zagnałabyś mnie w pobliże tego miejsca nawet kijem. Wiesz, jak nienawidzę kotów.

Oczywiście, nie pomyślała o tym. Rosie bała się kotów. Przechodziła na drugą stronę ulicy, aby je ominąć.

– No cóż, znasz mnie – odpowiedziała Lally. – Ja je kocham. Biedactwa są takie głodne. Ostatnio jest ich w tunelu więcej niż zwykłe. – Przesadziła. Rosie się wzdrygnęła. – Wydaje mi się, że są tam teraz we dwójkę – dodała Lally. – Wypłoszę stamtąd dziewczynę, kiedy jego nie będzie.

Rosie się zamyśliła.

– Przypuśćmy, że się mylisz – zasugerowała. – Przypuśćmy, że on tam będzie. Mówiłaś, że źle mu z oczu patrzy.

– Bardzo źle. A może, może zechciałabyś mi pomóc i mieć go na oku?

Rosie uwielbiała intrygi. Uśmiechnęła się szeroko, pokazując zepsute, żółte zęby.

– Jasne – odrzekła.

Dopiły kawę, skrupulatnie zapakowały resztki pączków do torebek i ruszyły na peron.

– To może długo potrwać – uprzedziła Lally.

– Nie ma znaczenia. Tyle tylko, że dziś Olendorf ma dyżur – powiedziała Rosie.

Olendorf był jednym z największych służbistów. Nie pozwalał włóczęgom na plątanie się po stacji, zawsze gonił bezdomnych i pilnował, aby nie żebrali i nie śmiecili.

Trochę zdenerwowana Lally zajęła pozycję obok okna wystawowego księgarni. Czas mijał. Czekały cierpliwie, niemal w bezruchu. Przygotowywała jakąś historyjkę na wypadek, gdyby podszedł do nich Olendorf. Powie mu, że dokładnie w tym miejscu obiecała czekać na przyjaciółkę, która ma przyjechać do Nowego Jorku.

Strażnik jednak nie zwrócił na nie uwagi. Lally zaczęły drżeć nogi. Już miała zaproponować Rosie, aby dały sobie spokój, gdy ze schodów zaczął się wylewać strumień ludzi. Jeden z mężczyzn miał ciemne włosy i poruszał się sztywno. Lally ścisnęła Rosie za ramię.

– To on! – zawołała. – Popatrz, idzie w stronę schodów. Brązowy płaszcz, zielone spodnie.

– O tak, widzę go. – Rosie zmrużyła oczy.

– Teraz mogę tam iść – ucieszyła się Lally, ale Rosie miała wątpliwości.

– Nie przy Olendorfie. Ja bym nie szła. Dopiero co patrzył w tę stronę.

Lally nie miała zamiaru dać się zastraszyć. Odczekała chwilę, dopóki nie zobaczyła, że Olendorf idzie na lunch, i wśliznęła się na peron. Pociąg, odchodzący o dwunastej dziesięć, zaczynał się zapełniać, wiedziała więc, że jej postać nie rzuca się w oczy. Zniknęła po drugiej stronie torów i pobiegła w dół rampy tak szybko, jak tylko pozwalały jej na to zartretyzowane kolana. Naprawdę nie czuła się dobrze. Ta zima była cięższa niż wszystkie dotąd i Lally miała bóle w plecach i stopach. Całe ciało jej dokuczało. Nie mogła się doczekać, kiedy wreszcie się położy i odpocznie na własnym łóżku. Wykurzy stamtąd dziewczynę w dwie minuty.

„Panienko, powie jej, gliny są sprytne. Już tu idą, żeby cię aresztować. Wynoś się i ostrzeż swojego chłopaka”. To wystarczy.

Lally podreptała obok generatora i rur wentylacyjnych. Tunel majaczył w oddali, ciemny i nieruchomy.

Spojrzała na drzwi pokoju i uśmiechnęła się uszczęśliwiona. Jeszcze osiem szurających kroków i znalazła się na podeście przy schodach prowadzących do schronienia. Wyciągnęła z kieszeni kurtki klucz, drugą ręką chwyciła za poręcz i zaczęła się wspinać po stromych schodach.

– Gdzie to się wybierasz, Lally? – Głos był ostry.

Kobieta krzyknęła przestraszona i niemal stoczyła się do tyłu. Odzyskała równowagę i próbując zyskać na czasie, odwróciła się wolno, aby stanąć twarzą w twarz ze znienawidzonym Olendorfem. A więc miał ją na oku, tak jak ostrzegała Rosie. Próbował złapać ją w pułapkę, udając, że idzie na lunch. Dyskretnie wrzuciła klucze do torby. Czy strażnik to zauważył?

– Pytałem, dokąd idziesz, Lally? – powtórzył pytanie.

W pobliżu zawarczał generator, rozległ się gwałtowny pisk. To pociąg wjechał na peron gdzieś nad ich głowami. Lally milczała bezradnie. Nagle z ciemnego kąta dobiegł ostry odgłos prychnięcia i chrapliwe zawodzenie i Lally wpadł do głowy świetny pomysł. Koty! Drżącą ręką wskazała poruszające się, wychudłe jak szkielety figurki.

– One głodują! Chciałam im przynieść coś do jedzenia. Właśnie wyjmowałam. – Gorliwie wyciągnęła z torby zmiętą serwetkę z kawałkami pączka.

Strażnik obejrzał zatłuszczoną serwetkę z obrzydzeniem, ale kiedy się odezwał, głos miał jakby mniej wrogi.

– Też mi ich żal, Lally. Rzuć im, co tam masz, i wynoś się.

Jego spojrzenie ją ominęło, zatrzymało się na schodach, przesunęło w górę i zawisło na chwilę na drzwiach pokoju. Serce Lally łomotało wściekle. Podniosła torbę, poczłapała w stronę kotów, rzuciła im parę okruchów i patrzyła, jak się o nie biją.

– Niech pan patrzy, jakie są głodne – odezwała się spokojnym głosem. – Ma pan w domu kota, panie Olendorf?

Wycofywała się już z tego miejsca i chciała, aby poszedł za nią. Przypuśćmy, że użyje wytrychu i sprawdzi jej pokój? Jeśli znajdzie tam dziewczynę, z pewnością zmienią zamek. Może założą kłódkę?

Olendorf się zawahał, wzruszył ramionami i zdecydował się iść za nią.

– Kiedyś miałem, ale moja żona nie przepada za kotami od czasu, jak straciliśmy tego, którego tak lubiła.

Kiedy Lally, już bezpieczna, znalazła się z powrotem w poczekalni, uświadomiła sobie, że jej serce wciąż dziko wali. Na razie wystarczy. Nie będzie się zbliżać do pokoju aż do wieczoru, gdy Olendorf pójdzie do domu. Dziękując losowi za to, że koty tak dobrze odegrały swoją rolę, podeszła do kosza na śmieci i wyciągnęła z niego kilka gazet.