178003.fb2
– A przelewem na konto?
– Zawsze ślad zostaje, bank ci powie co przelał i od kogo. Tylko 2 ręki do ręki, więc w domu, w zaprzyjaźnionej knajpie, w samochodzie albo coś w tym rodzaju. Chyba, że istnieje pośrednik, pracownik wyścigów, taki mógłby załatwić wszystko z każdym w byle jakim miejscu. Należałoby śledzić pośrednika.
– Masz jakieś konkretne podejrzenia?
– W jakim sensie konkretne? Co do zjawiska bardzo silne, co do osób niejasne…
– Miałem na myśli supozycje, kogo śledzić.
– Wszystkich najlepiej. Chociaż może niekoniecznie, czekaj, mogę ci wyprorokować środę…
Otworzyłam środowy program. W kilku gonitwach nie było trudno zorientować się, które konie będą faworytami, jedna imienna nie miała wielkiego znaczenia i można było potraktować ją prawie jak zwyczajną gonitwę pierwszej grupy. Popukałam palcem w Wiśniaka na Sygnale.
– Cały tor go będzie grał, głowę daję. I jeśli przyjdzie, zdziwię się tak, jak się dawno nie zdziwiłam. W szóstej Rowkowicz jedzie, faworyt murowany, ale gra będzie rozbita, bo jest tu Kujawski na Palecie, też ją będą grać i na dwoje babka wróżyła. Otóż jeśli kogokolwiek przekupywać, to tylko tych trzech. Usunąć faworyta, szczególnie ten szósty bieg, nie ma Rowkowicza i już Paleta pewna, cofnąć Paletę i już Rowkowicz nie ma konkurencji…
– A gdyby tak oba…?
– Gdyby oba, to reszta jednakowa, powiedzmy, że Zameczek się pcha, ostro idzie do przodu, a stajnia miała dotychczas złe konie i prawie za każdym razem przychodzi w postaci fuksa… Ty wiesz, że to jest myśl? Ja go będę grała na wszelki wypadek, z tego gadania mi wyszło, sama z siebie bym na to nie wpadła. Zameczek… Ryzyk-fizyk, a jakby go tak samego…? Założyć, że tamci nie pójdą… Czy nie moglibyście pośpieszyć się nieco i w środę rano powiedzieć mi, kto ich odwiedzał albo co i czy im zaniósł forsę…?
Janusz zaczął się śmiać.
– Takie uboczne efekty dochodzenia nie są przewidziane. Czekaj, daj mi te papiery, polecę załatwiać od razu. Niekoniecznie po to, żebyś grała samego Zameczka, tylko pomysł jest niezły i warto spróbować. Za wyniki do środy nie ręczę, bo oni mogli się poumawiać wcześniej. Od kiedy ta treść jest znana? Pomachał ręką nad stronami programu. Zreflektowałam się.
– Cholera. Od poprzedniej środy, można było dostać zapisy. A wyścigowcy wiedzą na dwa tygodnie naprzód. Może masz rację, niewykluczone, że się spóźniłam, ale Zameczka i tak będę grała. Mogę wziąć zapisy na przyszły tydzień… O Boże, dlaczego ja, ten wasz człowiek też może, jak mu tam, zaraz… a, nadkomisarz Jarkowski. Jeżeli bywa na wyścigach, beze mnie potrafi ci powiedzieć kto zostanie przekupiony, żeby wstrzymać konia! Po co ty w ogóle ze mną rozmawiasz?!
– Dla przyjemności. W Jarkowskim się nie kocham. Poza tym, dobrze, mogę ci powiedzieć, Jarkowski ma lepsze rozeznanie w ludziach, niż w koniach, głównie zajmuje się bukmachera- mi i tym całym towarzystwem dookoła. Inny zakres, inne podejście, przy czym jego poglądy nie działają rozweselające. W przeciwieństwie do twoich.
– Rozumiem, korzyść dodatkowa. Chcę jeszcze wiedzieć, co chłopczyk powiedział. Ten wystraszony.
– Nic na temat. Najpierw trzeba się z nim zaprzyjaźnić. Trochę potrwa.
Konieczność czekania zirytowała mnie nieco. Nigdy nie lubiłam czekać.
– Widzi mi się, że więcej mam szansę dowiedzieć się od Miecia i to na poczekaniu – powiedziałam z rozdrażnieniem. – O ile Miecio się ubzdryngoli chociaż trochę, bo na całkiem trzeźwo pewnie słowa nie powie. Bierz te szpargały, jutro mi oddasz, tylko wcześnie, bo się zacznę denerwować…
Miecio z uporem czepiał się pasztetu. Pod niebiosa wynosił jego jakość, zachęcając do konsumpcji i miał najzupełniejszą rację, pasztet był rewelacyjny. Mnie jednakże gnębiły potrzeby nie tylko cielesne i twardo trzymałam się tematu. Przez pół przyjęcia rozmowa biegła zdecydowanie dwutorowo, bo Maria poparła mnie dopiero, kiedy Honoracie skończyła się nadziewana papryka. Skomasowane wysiłki przekroczyły wytrzymałość Miecia.
– No dobrze, jest mafia, jest – powiedział z irytacją. – Działa ona, ta mafia. Ale nie każdy musi do niej należeć, istnieje wolność wyboru, to czy to się nie wydaje pocieszające? Co byście jeszcze chciały?
– Chciałybyśmy, żeby wcale nie było mafii – poinformowała go Maria.
– Też masz wymagania! W tych warunkach? Ciesz się, że nie ma przymusu…
– Ciekawa jestem, za co Kujawski dostał takie grzmoty piętnaście lat temu – przerwałam mu. – Pogotowie go odwiozło, przypadkiem byłam przy tym. Jeszcze wtedy robił za kandydata. Wiem, że to nie ma nic do rzeczy, bo tamte mafie i ta mafia to są zupełnie różne sprawy, ale ciekawa mogę być, nie? Wiesz coś o tym?
– Kujawski dostawał grzmoty z reguły za to, ze był, chociaż mówił, że go nie będzie – odparł Miecio bez namysłu. – Nigdy inaczej.
– Bolek zapomina, że miał nie lecieć – przyświadczyła Maria. – Sam mi się skarżył kiedyś, że musiał zwrócić pieniądze, bo go poniosło. Jak koń idzie, to on leci.
– Bez żadnych pieniędzy miało go nie być, a przyszedł pierwszy. On źle ocenia konie albo siebie, z dobrego serca mówi jakiemuś, że go może nie liczyć…
– Waldemarowi na przykład…
– A niechby! Swojemu rodzonemu szwagrowi też tak mówił. No i wały dostał parę razy, bo gość go nie grał, a on przyszedł.
– I myślisz, że piętnaście lat temu też tak było?
– Piętnaście lat temu, to ja nawet jestem pewien. Innym mogło się przytrafić odwrotnie, dali siebie i klops i raz czy drugi jakiś nerwowy po ryju im nakładł, ale Bolek nagminnie paskudzi ustaloną grę.
– Komu? – spytałam gniewnie.
– Tym graczom parszywym, taka ich mamusia jakaś niedobra.
– Tym, co wierzą w głupie gadanie – wtrąciła Maria. – Sama ich odsądzasz od czci i wiary. Dostają ze stajni porządek bez Bolka. Lecą grać za miliony, a Bolek jest pierwszy albo drugi.
– Tyle to ja sama wiem od wieków i zwracam wam uwagę, że kiedyś ten numer robił Mełnicki. Jeśli leciał robiony porządek, Mełnicki bez pudła pchał się w środek i bardzo dużo pieniędzy na to wygrałam. Teraz bym chciała wiedzieć nieco dokładniej, kto z kim te konszachty uprawia.
– Wszyscy ze wszystkimi…
– Ten Władzio taki, z krzywym nosem – przypomniała sobie nagle Maria. – Ile on już pieniędzy przegrał na informacje, to ludzkie pojęcie przechodzi. Dostaje konie od Brodawskiego…
– Przecież Brodawski to głupek!
– Wcale nie głupek – zaprotestował Miecio energicznie. – Może do jazdy głupek, ale tak ogólnie nawet ma coś w tym czerepie!
– Nie wiem, co ma w czerepie, bo Władzio chodzi przegrany…
– To samo ma w czerepie, co i wszyscy. Tak jak byście nie wiedziały, ile warte ich informacje! Układają sobie, a Bolek im psuje…
– Czy tam w gole jest ktoś wygrany? – wtrąciła się Honorata, z zainteresowaniem słuchająca naszej pogawędki.
– Ja osobiście takiego nie znam – odparł Miecio.
– Może jeden – powiedziała równocześnie Maria. – Taki średni, łysy i dookoła łysiny ma loczki. Już parę razy podejrzałam, jak gra, czasem cienko, czasem grubo, ale jak rąbnie mocniej, zawsze trafia. Nie wiem, z kim on ma sitwę.
Postać z loczkami pasowała mi do Błażeja Figata, jedynego faceta, którego nazwisko udało mi się poznać. Maria nazwiska nie znała, uzgodniłyśmy szczegóły, wyszło, że to ten sam.
– Chodzi mi po umyśle, że on jest z MSW – oznajmiłam. – Kiedyś, wiem na pewno, MSW kazało zrobić gonitwę dla siebie i prawdę mówiąc, jest to jedyny wypadek, co do którego mam pewność, że poleciała robiona gonitwa. Potrzebowali pieniędzy na jakieś cele uboczne, to było jeszcze po dwadzieścia złotych, a płacili przeszło osiemdziesiąt. Fuks przyszedł, wszyscy się dziwili, że tak mało, a oni wzięli połowę pieniędzy z toru. Poza tym, wygranych znam dwóch.
– Kogo?!
– Jeden był taki nieduży, łysawy blondyn, cichy i spokojny, nie wiem, jak się nazywał, ale wiem co wygrał, bo patrzyłam mu na ręce, a on się nie krył. Grywał tylko pewniaki i zdarzało się, że przez cały dzień grał jeden raz. Grubo. Przez dwanaście lat wyniósł z tego toru mieszkanie spółdzielcze, domek letniskowy nad Bugiem, skuter, samochód i umeblowanie. Byłam przy tym i widziałam to na własne oczy, a w dodatku miał szczęście. Raz się pomylił, w pięciu koniach, zapomniał, że jest w jedną stronę i zagrał jeden dwa. Za późno się zorientował, nie mógł zmienić, więc dograł dwa jeden, dwójka to był bity faworyt. Przyszła mu ta pomyłka, jeden dwa i zapłacili 250 złotych za dwadzieścia, więc od razu wziął dwadzieścia pięć tysięcy. Potem przestał przychodzić, więc już tego nie przegrał, a drugi jest Jurek.
– Który Jurek? – zainteresował się podejrzliwie Miecio.
– Ten co siedzi przede mną. Raz mu się tylko zdarzyło przegrywać przez dwa lata, bo złe w niego wstąpiło i grał na informacje, mówiłam jak do głupiego, żeby przestał i wreszcie posłuchał. Znów gra wyłącznie na własne pomysły i po każdym sezonie jest mniej czy więcej, ale zawsze do przodu. Czasem nawet dużo.