178003.fb2
– Jak teraz nie przyjdzie fuks, to kwinta zrobi dolny rekord – orzekł pan Rysio.
– Pomyliłeś się o jeden dzień – powiedziałam do Jurka. – To nie wczoraj miało być płasko, tylko dziś.
– No popatrz, a ja właśnie myślałem, że będzie odwrotnie. Bez Gambii, bez Trabanta, w drugiej co najmniej dwa konie do gry, teraz też… Wszyscy wszystko wiedzą. Teraz grają Czestkowa, a ja uważam, że go nie będzie.
– Nie Czestkowa grają, tylko dwójkę – poprawił pułkownik.
– Jaką dwójkę? Marcję? Dlaczego? Źle chodziła…
– Chora była, raz poszła na przelecenie i już jest w formie. Dwójka pierwsza gra.
– No i masz! Mam ją, bardzo ją liczę, myślałem, że to fuks!
– Fuksa to tu może zrobić Rosiczka, szóstka. Trzaska tak lubi konia podszykować.
– A napust straszny jest na jedynkę – oznajmił pan Rysio, tyłem wsparty o parapet okienny. – Jakiś od Glebowskiego stawiał w tripli i w kwincie same jedynki w piątej i wszyscy za nim.
– Jeden cztery będzie pierwsza gra – przepowiedział pułkownik. – Ta Dotacja z Czestkowem.
– Mnie też dali jedynkę – rzekł smętnie pan Edzio. – Gram ją, ale nie wierzę. Kwintę czterema kończę, po dziesięć razy.
– To rzeczywiście tylko Rosiczka została – zgodził się ze mną Miecio. – Dawaj, Rosiczka!
– Mieciu, zwracam ci uwagę, że Rosiczki nie mamy! – zdenerwowała się Maria.
– No to co? Ale fuks! Dawaj, Rosiczka!
– On po prostu nie jest chciwy. Woli emocje, niż pieniądze…
Mimo, iż kwinta zapowiadała się dość nędznie, zdenerwowanie zaczęło rosnąć. Przy stoliku tuż za barierką siedziano jakieś mocno przejęte towarzystwo, do którego dobił Kapulas. Czestków to był jego koń, coś im powiedział, nie usłyszałam, ale zdanie musiał mieć pozytywne, bo ponure gęby nieco się rozjaśniły. Zdanie Kapulasa nie świadczyło o niczym, zeszłam na dół popatrzeć na paddock. Triplę kończyłam samotną Marcją.
– Jest znakomita – powiedziała Monika Gąsowska. – Będę ją grała ze wszystkim, z wyjątkiem trójki i siódemki. Nie nadają się, niższa grupa, w ogóle nie wiem, co tu robią.
– Iidery. Dla Czestkowa i dla Marcji.
– A, rzeczywiście. Nie zwróciłam uwagi. Liderów nie będę grała.
– Kiedyś, dawno temu, podobno przyszły dwa lidery. W folblutach, w imiennej gonitwie. Był jeden bilet na torze i jakiś pijany go miał.
– Co to za dystans? Dwa dwieście? Nie, tym razem te lidery nie przyjdą…
Zagrałam w kółko jedynkę, dwójkę i trójkę, Dotację, Marcję i Czestkowa, w natchnieniu dołożyłam im Rosiczkę i wróciłam na górę. Kończąca się kwinta, którą wszyscy mieli, wywierała zdecydowany wpływ na atmosferę. Waldemar kłócił się równocześnie z rozognionym panem Zdzisiem i urażonym panem Sobiesławem, Maria wydzierała Mieciowi środowy program. Jak go zdołał wypatrzyć pod piwem, było nie do pojęcia, ale już jej zaczął stawiać kółka. Czterej panowie przy stoliku za nami bez mała wybierali się już do kasy, Kapulas prezentował filozoficzny spokój.
Bomba poszła, konie ruszyły, dystans był stosunkowo długi.
Lidery od razu wyszły na prowadzenie. Towarzystwo za barierką poderwało się od stolika i stłoczyło za fotelami.
– Prowadzi w odstępie Sekwens, drugi Dywan, na trzecim miejscu Dotacja – mówił obojętnie głośnik. – Czwarta Rosiczka, piąta Marcją…
– Rany boskie, co on robi?! – wrzasnął ktoś z tyłu. – Ty popatrz, co się dzieje…!
Prowadzący Sekwens odskoczył o dobre trzydzieści długości, za nim leciał Dywan, drugi lider, a następnie dwadzieścia długości z tyłu cała stawka, mocno zgrupowana. Dywan dochodził do Sekwensa, przy czym oba oddalały się od reszty koni coraz bardziej, przeszły już połowę przeciwległej prostej i zbliżały się do zakrętu.
– Nie złapią ich! – krzyknął pan Edzio ze zgrozą.
– Ty wiesz, że faktycznie mogą ich nie złapać – powiedział Jurek niespokojnie. – Sekwens lekko idzie. I bez wagi leci…
– Sekwens z Dywanem! Porządek trzy siedem! – wykrzykiwał z zapałem pan Zdzisio. – Proszę państwa, to jest sensacja…!
– Sensacja w tej gonitwie nie leci – zaprzeczyła Maria z zimną krwią. – Zawracanie głowy, nie złapią…
– Dawaj, Sensacja! – kwiknął radośnie Miecio.
– Dwa lidery przyjdą…!
– Chcieliście wybuch, macie wybuch! Chcieliście wybuch, macie wybuch! Chcieliście wybuch, macie wybuch! – powtarzał w kółko ktoś za panem Edziem.
– Jaki wybuch, puknijcie się, raz tak leciały…?!
– Nie złapią ich…!!!
– Złapią na prostej!
– A ja wam mówię, że nie złapią…!
– Za daleko wypuścili! Włóczka sobie zlekceważył! Wiśniak też!
– Złapią…!
– Nie złapią…!!!
– Rusz tą czwórką, kretynie…!!!
Konie przechodziły zakręt, stawka zdecydowanie przyśpieszyła, oba lidery ciągle znajdowały się w przedzie. Głośnik coś mówił, nie było go słychać, kończąca się wszystkim kwinta wzburzyła namiętności. Wrzeszczeli gremialnie.
– Podchodzą…!!!
– Gówno podchodzą! My tu mamy skrót…!
– Już ich mają…!!!
– Czwórka wychodzi!!! Dawaj, czwórka!!!
– Dawaj, jedynka…!!!
– Jaka jedynka, jedynka odpada…!