178003.fb2
– Cały czas ci mówię porządnie, kochana żono moja, ale możliwe, że posiadam obraz tylko jednej strony. To one mają tę drugą połowę księżyca, Joanna głównie.
– Joanna, może ty powiesz to jakoś po kolei…? Za protestowałam.
– Po kolei wykluczone, nie znam początków. Zakończenie owszem, ale początki zna Miecio.
– Właśnie nie znam, były przede mną ukryte!
– Mogę wam powiedzieć, bo o początkach akurat wiem – wtrąciła Maria. – Ale wcale nie wiedziałam, że to ma dalszy ciąg.
– Nie rozumiem jeszcze bardziej – oznajmiła stanowczo Honorata. – Udzielcie sobie głosu w porządku chronologicznym. Ty naprawdę wiesz, jak ta afera powstała?
– Okazuje się, że wiem, ale nic nie wiedziałam, że wiem. Nie przyszło mi to do głowy. Zaraz, zjem jeszcze kawałek i dopiero wtedy powiem.
Potrawy Honoraty miały to do siebie, że nie można było przestać ich jeść. Jak długo znajdowały się na stole, tak długo wszelka konwersacja potykała się i kulała. Na całe szczęście część baraniny Miecio pożarł wczoraj i zostało jej już najwyżej dla sześciorga gości. W wykańczaniu klopsików wzięłam żywy udział, bo chciałam usłyszeć o tym początku.
– Znałam jedną taką – powiedziała wreszcie Maria. – Wszyscy ją znaliście, taka czarna. Lalka jej było na imię, jej mąż był synem dostojnika, najgorzej mu życzę, jak tylko mogę. Jeden z tych wyjątkowych łobuzów. I ten mąż się włączył. Konieczny jeszcze wtedy jeździł, Glebowski był dżokejem, Kusznieruk już się starzał, on miał szalone chody w MSW…
– Ten mąż, nie Kusznieruk? – upewniła się Honorata.
– Ten mąż. Lalka się z nim rozeszła i nie oszczędzała go i od niej wiem, że szantażował kogo popadło. Zaczęli to całe świństwo ze wstrzymywaniem koni, ale nikt za to nie płacił, tylko szantażem działali. Kalarepa był głównym zarządcą, jeździł jeszcze wtedy, trzymał w ręku całą organizację. Potem ten mąż wyjechał na zawsze, a jego ojciec zdechł, bo nie zgadzam się mówić, że umarł, więc myślałam, że się skończyło. Okazuje się, że nie.
– Wcale nie, bo został Bazyli – podchwycił Miecio. – Bazyli jest z tych samych sfer. Gdybym wiedział, że Gienio Podwalski ma na drugie imię Bazyli, wiedziałbym wszystko. Podwalski to jest taka cicha pluskwa, ukradkiem przejął pałeczkę.
– A co ma do tego Malinowski?
– Jak to co, Malinowski siedzi w koniach od początku do końca! I wyobraźcie sobie, razem z Podwalskim omawiał całą końską politykę, Malinowski jest koniarz stuprocentowy! Bazyli miał od niego całą końską wiedzę, pochodzenie, szansę, forma, jazdy, trenerzy, hodowcy, Malinowski ma to w małym palcu! Od niego Bazyli wiedział, na kogo może liczyć, na kogo nie, jakość koni miał porównawczo, Malinowski przecież wie, co tam jest na długie dystanse, co na krótkie, co na błoto, co na twardy tor, reproduktory zna lepiej, niż siebie samego i tak na bazie tej wiedzy Bazyli mógł rządzić jak chcąc! Jak to wyszło na jaw, mówię wam, Malinowskiego o mało szlag nie trafił, bo do głowy mu przedtem nie przyszło, że Bazyli to Podwalski!
– I co? Zorganizował to sobie?
– Zaraz… Kto sobie…?
– Podwalski!
– Zorganizował bardzo ładnie – włączyłam się, bo te informacje posiadałam już od dwóch dni. – Dwustronnie, miał haka na bukmacherów i podporządkował sobie mafię łomżyńską, bo mafia łomżyńska też nie święta. Wiedział strasznie dużo i o nich i o Kalarepie, a tego stajennego sam mu wtrynił. Kalarepa ze swoim stajennym czym prędzej się zaprzyjaźnił, tyle miał rozumu, żeby wiedzieć, że lepsza dla niego współpraca, niż wojna.
– Trochę się dziwię, że mu się tak jakoś łatwo udało. Bo łatwo chyba, nie?
– Pewnie, że łatwo. Wykorzystał kretyństwa. W pierwszej kolejności tę idiotyczną wysokość nagród, nawet jeden milion to jest więcej niż dwieście tysięcy, a co mówić trzy, cztery czy dziewięć. Wiesz chyba, że oni mają tylko procent? Wiesz, to dobrze, trenerzy pięć, jeźdźcy dwa i pół, dwa i pół procent od piętnastu milionów na przykład, policz sobie, ile to jest…
– Trzysta siedemdziesiąt pięć tysięcy – powiedziała od razu Honorata.
– A Bazyli proponował dziesięć razy tyle. Nie on płacił, tylko łomżyniacy, więc co mu szkodziło. On układał gonitwy in plus, rozumiesz, wiedział, kogo nie będzie i z pozostałych umiał wybrać wygrywające. Dziwiłam się, skąd mu się bierze ten talent, ale teraz słyszę, że od Malinowskiego, więc się przestaję dziwić. Niegłupi, chociaż pluskwa. Sam się nie pokazywał, działał przez Figata, przez stajennego Kalarepy i jeszcze przez takiego jednego, który dalej miał swoich pośredników. A stajenny Kalarepy z kolei pilnował pośredników mafii łomżyńskiej. Cała książka telefoniczna u tej policji leży albo zgoła spis ludności, ja ich nazwisk nie zapamiętałam, bo na co mi to, ale rozszyfrowani są dokładnie. Sam dbał o to, znaczy nakazywał, żeby tym łomżyniakom dawać idiotyczne konie…
– Dlaczego? Do czego mu to było?
– Primo, grali także w kasach i robili mu wypłatę, a secundo robił to dla bukmacherów, żeby ich utrzymać w zależności od siebie. Dobry układ z Bazylim dawał im zysk. I tak sobie fajnie prosperował, aż się potknął na Derczyku.
– No więc właśnie, po co oni tego Derczyka zabili?
– Nie po co, tylko dlaczego. Derczyk się czuł pokrzywdzony. Nie dostawał pieniędzy za wstrzymywane konie, nawet mafia łomżyńska nie chciała mu płacić, wiadomo było, jak jeździ, a do tego chyba nie miał szczęścia, przypomnijcie sobie, zapisywał Glebowski faworyta-monstre, konia z wyższej grupy i zawsze się znalazł ktoś, kto Derczyka przegonił. Jak wygrał trzy razy do roku, to już było wielkie święto. Więc nie dostawał pieniędzy, nie wygrywał i zdenerwowało go to, postanowił się zemścić. Wyśledził całą organizację i porobił zdjęcia, to umiał. Podwalski nawet na nich jest w poufnych konszachtach z Figatem i ze stajennym Kalarepy, wszystkie spotkania, kontakty i przekazywanie pieniędzy. Same zdjęcia by wystarczyły, żeby im zrobić coś złego, chociaż nie bardzo wiem co, bo paragrafu w kodeksie karnym na nich nie ma. Ale mógł im dyrektor zabrać wejściówki i pogonić z toru. A szantaż jest karalny. Derczyk zaś obiecał, że te zdjęcia roześle po świecie z komentarzem, jeśli mu nie zapłacą. Wysłali na pertraktacje tego ćwoka, z tym, że ćwok twierdzi, jakoby Bazyli przez telefon kazał mu Derczyka wyciszyć definitywnie. Zapiera się zadnimi łapami, że wcale nie chciał i tylko w nerwach tak jakoś tego Derczyka pchnął albo może przycisnął i Derczyk, nie wiadomo dlaczego, taki delikatny, życie stracił. Zdjęcia mu zabrał, ale filmu przy nim nie znalazł. Nie jest to urodzony morderca, tylko kretyn i wszystko mówi nadgorliwie.
– A Bazyli co?
– Wypiera się telefonu, oczywiście. Ćwoka w ogóle nie zna.
– I o nim naprawdę nikt nie wiedział?
– Tylko wąskie grono, bo konspirował się z całej siły. Nawet nie wiedzieli, gdzie on mieszka, bo interesy załatwiał w domu swojej siostry, Antczakowej. Tam mu dowozili pieniądze. Całe szczęście, że z tą drugą zbrodnią wygłupił się osobiście.
– O drugiej zbrodni Miecio nie mówił…?
– Bo druga zbrodnia leży po drugiej stronie księżyca, kochana żono! – usprawiedliwił się Miecio pośpiesznie.
Honorata popatrzyła na niego z tak głęboką naganą i ciężkim wyrzutem, że czym prędzej podjęłam wątek.
– Bazyli miał tyle rozumu, żeby końskie kontakty utrzymywać wszechstronnie, więc w stadninach też bywał i znał ludzi…
– Był doradcą od końskiego eksportu – przypomniał Miecio.
– I dzięki niemu sprzedaliśmy najlepsze konie? – zainteresowała się gwałtownie Maria.
– Między innymi…
– Mów, co dalej! Może się dowiem, że coś mu wreszcie zaszkodziło, bo to przecież szlag trafia…!
– Mówię przecież. Gąsowskiego znał i jego córkę Monikę. I ciotkę znał. Przy jakiejś okazji zetknął się z nim ten zamordowany Zawiejczyk, a Zawiejczyk miał nosa do interesów i Bazylego wywęszył od pierwszego kopa. Nie wiedział, co on naprawdę robi, i postanowił dojść, tak twierdzi Karczak. Pętał się za nim można powiedzieć, szczególnie w końskiej dziedzinie, bo to był maniak wyścigowy, aż dotarł do jego pomocników, od Figata zaczynając, a na rozmaitych prymitywach kończąc, wreszcie rozszyfrował Harcapskiego. Coś mu się udało podsłuchać, ale co, nikt nie wie i już się nie dowie, w każdym razie w efekcie zagrał te dwie pierwsze triple na konie po Derczyku. Ciągle tylko nie wiedział, kto to jest Bazyli, a koniecznie chciał z nim nawiązać bezpośredni kontakt. Dopadł go wreszcie, czatował pod domem Antczaków, Harcapski się połapał, zawiadomił Bazylego, ale nie wiedział, co będzie dalej. Miga się teraz, na kolanach przysięga, że wierzył w porozumienie, Bazyli mu kazał odezwać się do Zawiejczyka i powiedzieć, że ma czekać na Argentyńskiej w dalszym ciągu. Myślał, że pójdzie na tę spółkę i wciągnie go do interesów i tak dalej, o zbrodniczych zamiarach, broń Boże, nie miał pojęcia. Możliwe. Bazyli przylazł na Saską Kępę, wsiadł do samochodu Zawiejczyka tak, że go prawie nikt nie widział, Zawiejczyk frajer, świeć Panie nad jego duszą, nawet się ucieszył, po czym nastąpiło zabójstwo. Bazyli otumanił go gazem, pewnie się w tym celu gdzieś zatrzymali, potem go dowiózł do domu, sam prowadził okręcony tym kocem Moniki Gąsowskiej, żeby żadnych śladów nie zostawić, dowlókł go do mieszkania, sąsiad myślał, że Zawiejczyk jest pijany, a temu drugiemu, co go prowadził, nie przyjrzał się wcale, bo już było ciemno. W mieszkaniu raz go trzasnął i po krzyku. Drzwi zatrzasnął, poszedł sobie precz i potem go o mało szlag nie trafił, jak się dowiedział, że u ciotki znalazł się notes Zawiejczyka…
– Skąd wiedział?
– Ciotka osobiście zawiadomiła wszystkich znajomych, bo ona nie z tych, co swoje przeżycia głęboko ukrywają, i ktoś z tych znajomych powiedział o tym Bazylemu. Ale przez posły wyszło trochę niedokładnie, więc Bazyli przyleciał od razu rano, gotów zabić tę Monikę, żeby znów śladu po sobie nie zostawić. To znaczy, nie chodziło mu o Monikę, myślał, że trafi na ciotkę. I pewnie by mu się udało, żeby nie hydraulik, tego ciecia mam na myśli, który do kranu przyszedł.
– Po pierwszej mokrej robocie takiego upodobania nabrał, że zaraz zaczął pchać się do drugiej – zauważył pouczająco Miecio.
Honorata zażądała szczegółów sceny, przekazałam wszystkie. Zgodnie uznaliśmy, że nad Moniką Gąsowską czuwała Opatrzność, bo mógł się ten cięć spóźnić jedną minutę i już by jej nie było na świecie. Honorata z lekkim powątpiewaniem popatrzyła na swój amarylis, również kwitnący.
– Jednak uważam, że zgłupiał – zaopiniowała stanowczo.
– Możliwe, że ze zdenerwowania trochę go odbiegł zdrowy rozsądek – zgodziłam się. – Możliwe, że naprawdę Derczyk miał tylko dostać wycisk, pobity też by nie jechał, a jak się okazało, że trup, Bazyli wpadł w panikę.
– W nic nie wpadł – zaprzeczył Miecio energicznie. – Osobiście co prawda do tej pory fizycznej pracy nie odwalał, ale względów nie okazywał nikomu. Parę osób mu się naraziło i wszystkim zrobił coś złego, jeden taki, na przykład, dostał mocno po mordzie, obrabowali go nieznani sprawcy i dowiedział się, że słowo powie i będzie gorzej, Bazyli go ostrzega. Daję wam słowo, że nikt nie wiedział, kto to jest!
– Zawiejczyk podejrzewał. Trzy osoby tam sobie wytypował w tym notesie prywatnym szyfrem, który odczytali, w tym Podwalskiego. Z trzech osób wybrać już nie tak trudno.
Honorata kręciła głową.
– Nie do pojęcia mi się wydaje, że tak się umiał uchować w sekrecie…