178003.fb2 Wy?cigi - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 56

Wy?cigi - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 56

– Bo on głupi nie był – wyjaśnił Miecio. – Pluskwa owszem, ale umysłowo rozwinięta. Malinowskiego, na przykład, poznał dobrze, Malinowski trochę stracił serce do Podwalskiego, bez racjonalnych powodów, taki instynkt się w nim zalągł i zaraz miał telefon od Bazylego. Bazyli mu zabronił rozmawiać z Podwalskim o koniach, no to co Malinowski zrobił? Od następnego dnia o niczym innym z nim nie gadał, nie patrzył nawet, czy Podwalski słucha, pchał w niego te konie na siłę. I czekał, co mu spróbują zrobić złego, a tu nic. On był jedyny, który tego Bazylego trochę lekceważył, inni bali się go cholernie, bo stosował wszystkie możliwe chwyty, od mordobicia po donosy z dowodami.

– Pójdzie siedzieć?

– Jeśli dowiodą mu Zawiejczyka, to owszem.

– Dowiodą – zapewniłam wszystkich. – Już o tym wiem. Kocem Moniki okręcił się przezornie, ale nie wiedział, że linieje.

– Koc…?

– Nie, Bazyli. Kłak mu ze łba wyleciał i na oparciu został, mówiłam, że te zagłówki to kretyństwo! Ręczę wam, że teraz Bazyli mnie poprze.

– Duży kłak? – zaciekawiła się Maria.

– Nie, dwa włosy, ściśle biorąc. Mieli je zabezpieczone, porównali i proszę bardzo, niech teraz Bazyli wyjaśnia, z jakiej okazji poniewierał się po zagłówku kierowcy w samochodzie Zawiejczyka.

– Może twierdzić, że Zawiejczyk zasłabł, a on go dowiózł do domu. I zostawił żywego.

– Twierdzić może, ale dużej korzyści nie zyska. Bo, po pierwsze, po jaką cholerę zawiózł ten jego samochód na dworzec Centralny, a po drugie znaleziono narzędzie.

– Jakie?!

– Ten drążek z kulą na końcu. Rzeczywiście miał coś takiego…

Ze szczerą satysfakcją wyjaśniłam, że zdenerwowany Bazyli opuścił dom ciotki i narzędzie zbrodni ulokował w samochodzie pod siedzeniem. Prawdopodobnie zamierzał gdzieś je ukryć, względnie wyrzucić, ale zgubiła go własna przebiegłość. Nie przyjechał tam swoim samochodem, tylko szwagra, Antczaka, swój zostawił pod ich willą, brakowało mu czasu na inne machinacje. Wrócił i bał się przenosić drążek z jednego pojazdu do drugiego, bo wszędzie pętali się ludzie. Była niedziela, piękna pogoda, wszyscy wylegli albo do ogródków, albo na spacery z pieskami. Drążek został u Antczaka i tam go znaleziono, odciski palców na nim były jak byk, Bazyli nie mógł przecież w trakcie pogawędki z Moniką ubierać się w rękawiczki. Notes Zawiejczyka padł mu na umysł i w rezultacie wygłupił się rekordowo, a w dodatku koc Moniki znajdował się u jego siostry. Też się przypuszcza, że zamierzał go zniszczyć, ale nie zdążył.

– Skąd to wszystko wiesz? – spytała Maria z zainteresowaniem.

– Od policji. Wyjątkowo w całej sprawie nie byłam podejrzana, a za to uzyskiwałam z boku bezcenne wiadomości. Mówili mi różne rzeczy z wdzięczności, a wczoraj wieczorem powiedzieli resztę. Najważniejsza okazała się ta wizyta u Moniki, doniosłam o niej odpowiednio wcześnie, dodali gazu i wszystko zdążyli. Gdyby się zwłóczyło, Bazyli poniszczyłby te przecudowne ślady.

– I dlaczego ty, Mieciu, tak strasznie na ten temat milczałeś? – wytknęła z wyrzutem Honorata. – Nic mi nie mówiłeś i ja się niepotrzebnie musiałam denerwować!

– Niepotrzebnie…! – prychnął Miecio z irytacją. – No dobrze, teraz wam już mogę powiedzieć. Mnie też kiedyś przyłożyli brzytwę do gardła, goryle jakieś, okropnie zamaskowane, kazali mi się odczepić od Bazylego, bo możliwe, że z początku trochę powęszyłem. A potem chyba miałem pecha albo co, bo uporczywie się nadziewałem na te jego konszachty. Już sam nie wiedziałem, gdzie oczy i uszy podziać, jeszcze ze dwa razy mnie ostrzegał przez posły, a ten ostatni incydent miał mnie zapewne usunąć z tego padołu. Miałem mówić, żeby jeszcze i was narażać! A który Bazyli, naprawdę nie wiedziałem i do tej pory nie wiem, czy to nie w niego tak się wpatrywałem na tym przyjęciu!

– W niego – przyświadczyłam. – Tak zeznał. Od pierwszego słowa przyznał się do końskich machinacji i zaczął zwalać na wszystkich dookoła, na ciebie też. Wszyscy wszystko wiedzieli i brali w tym udział, a ty go w ogóle wzrokiem przymusiłeś do czegoś tam. Wpatrywałeś się w niego spojrzeniem groźby karalnej.

– Świnia.

– Jeszcze jaka! Tylko zbrodni wypiera się z uporem, ale nic mu to nie pomoże. Mało trupem nie padł, jak się dowiedział o tych dwóch włosach i o drążku i już zaczął majaczyć, jak to Zawiejczyk w domu sam się przewrócił i walnął głową w twardy mebel. Nie udzielił mu pomocy, bo myślał, że jest zwyczajnie pijany. Bredzi, krótko mówiąc, i może liczy na rezultaty krętactwa.

– A stajenny Kalarepy? – spytała Maria. – Wyrzucą go wreszcie?

– Już go wyrzucili. Kalarepa odżył, okazuje się, że bał się go panicznie, ze strachu udawał przyjaźń i teraz z przyjemnością na niego skarży. To on dostarczył te usypiające rzeczy dla koni i wywarł presję na chłopaczków, a Czerski go złapał osobiście koło konia z wiadrem wody. Bez Bazylego stajenny się nie liczy, jeszcze mu dowalą ukrywanie zabójcy, bo wszystko wskazuje, że o Derczyku wiedział. Za to nic nie zrobią ani mafii łomżyńskiej, ani bukmacherom, bo nie ma na nich paragrafu.

– W obliczu Bazylego – powiedział Miecio uroczyście – cała mafia łomżyńska i wszyscy bukmacherzy świata to są niewinne dziatki w białych sukieneczkach z falbankami. Zdrowie niewinnych dziatek!

– Zwariował, zdrowie łomżyńskich ćwoków będę piła! – oburzyła się Maria. – Mowy nie ma! Zdrowie koni mogę.

– Zdrowie koni! – zgodził się Miecio bez oporu. – Te Figa- ty i Harcapskie też może trochę przyschną. Mogę wam powiedzieć, co jeszcze wyjdzie na jaw. Nie ma trenera, któremu ten Bazyli nie zrobił koło nogi, teraz trochę odetchną. Co wam się zdaje, że taki Rybiński. Lipecki, Czerwiak, ślepi byli? Nie mówiąc już, na przykład, o Wróblewskim i Kapulasie, oni te kanty mają w najmniejszym paznokciu! Dużo mieli do gadania, jak Bazyli mógł im zrobić każde świństwo, o konie się bali najbardziej. A tak naprawdę, to też nie wiem, czy jeszcze by się to wszystko nie rozmyło, gdyby nie to, że oni się zbuntowali. Od Bolka wiem. Nie uwierzyli w żaden przypadek, zabijać nas ten skurwysyn nie będzie, tak postanowili i odmówili wszelkich usług. I w końcu zaczęli gadać, z tym, że po cichu. Teraz może zaczną gadać jawnie.

– Zaczną – zapewniłam go. – Już zaczęli.

– Nareszcie trochę zrozumiałam – powiedziała Honorata. – Ciekawi mnie jeszcze, jak ta policja doszła do rezultatów, bo wiem, że wszyscy milczeli tak samo strasznie, jak Miecio. Teraz może i mówią, ale co po drodze?

– Słyszysz przecież, że przemówiły kłaki Bazylego – przypomniała Maria.

– Po drodze im się wyrywało – rzekłam równocześnie.

– Wtyczki mieli – uzupełnił Miecio. – Od lat ci to mówię, kochano żono. Ze dwie sztuki od samego początku, a potem się te dwie sztuki rozmnożyły i tak mi się widzi, że tam każdy kombinator był obstawiony.

– A komisja techniczna co? – spytała nagle Maria.

– A w komisji technicznej był taki jeden – odparł Miecio beztrosko. – Jest, nie przestał być, ale możliwe, że przestał się bać. Też go Bazyli trzymał w ręku i nawet wiem czym. Obiecał mu mianowicie, że jego wnuczce zrobią krzywdę. Kto tych pozostałych trzyma w ręku i czym, pojęcia nie mam, ale jeden zyskał wolność.

– Jeden to zawsze więcej niż zero – zaopiniowała z przekonaniem Honorata. – To teraz mogę wam dać deser…

* * *

– Dwójka wyróżnia się zdecydowanie – powiedziała Monika Gąsowska. – I ta czwórka jest w świetnej formie, wyjątkowo dobrze przygotowana. Reszta mniej więcej jednakowa, będę grała dwa cztery i nic poza tym.

Czwórka to była klacz Wągrowskiej, Czeremcha, i jechał na niej amator Kwiatkowski. Do awansu brakowało mu dwóch zwycięstw, powinien się pchać. Na dwójce Białas, że Goleniów najlepszy, wiadomo było powszechnie, ale już wszedł do pierwszej grupy. Wątpliwe, czy przez taki drobiazg, jak dwie zbrodnie, Białasowi się zmienił charakter, tę dwójkę chyba schowa. Zwyczajna grupowa gonitwa, nie opłaca mu się wygrywać murowanym faworytem, wygra nim w imiennej, jak już przestaną w niego wierzyć i przeistoczy się w fuksa. Właściwie należałoby ominąć Białasa i zagrać Czeremchę z pozostałymi końmi.

Wymyśliłam to wszystko, poszłam do kasy i zawahałam się.

Od Czeremchy miałam triple i kwintę, bo w trzeciej gonitwie szedł również koń Wągrowskiej, Fiszbin, na Szczudłowskim. Miał szansę i Wągrowska mogła sobie robić widły.” Grałam tę kombinację, zaniepokoiła mnie zatem myśl, że obgrywając Czeremchę zauroczę i ona nie przyjdzie. Ale Białasa też miałam…

Zirytowałam się nagle, dałam spokój myśleniu i zagrałam z Czeremchą wszystko, przypomniało mi się bowiem, że moje triplowe konie uwielbiają przychodzić drugie. Zastanowiłam się nad Wiśniakiem, mało grany, może pojedzie, dograłam go z Biała- sem, którego nie powinno być, zreflektowałam się, popukałam w głowę, odczepiłam od kasy i poszłam na górę.

– …a diabli wiedzą, kto tam rządzi – mówił Waldemar. – Eksport-import-handel-ministerstwo i nawet nie wiem, które…

– I stadniny – podsunął pułkownik. – Hodowla bierze wszystkie pieniądze, mogliby za to coś zrobić.

– Jak to, wszystkie pieniądze?

– No, z wyścigów. Podobno cały dochód idzie do stadnin…

– …i nic im nie zrobili. Już są, gablotę pod parkanem postawili i prosperują aż miło.

– Nie żartuj! Ta cała mafia? Nie siedzą?

– Skąd, tylko ten zbrodniarz siedzi…

– Ale panie, co pan gada, paru siedzi! Zbrodniarzy to w ogóle dwóch, jeden zabił Derczyka, a drugi to jakaś gruba ryba, co tu wszystkim trzęsła…

– Po zbrodni to już się chyba nie wywinie…?

– …jeden taki szczerbaty, pyskował strasznie, że kant, „panie” – mówię mu – „a pan grał Smagliczkę, jakby ta Smagliczka z tymi końmi wygrała, to według pana, toby nie był kant?” l wtedy zamknął gębę…

Jurek wrócił z dołu i zażądał ode mnie wyjaśnień w kwestii afery. Przekazałam mu w skrócie najważniejsze elementy i wyraziłam wątpliwość co do Białasa. Potwierdził ją w całej rozciągłości.

– Mam go, na wszelki wypadek, ale jakoś dziwnie go grają. Zależy, w której kasie…