178003.fb2 Wy?cigi - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 57

Wy?cigi - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 57

– Daj otwieracz – zażądała Maria.

– Czy my musimy pić to piwo ciepłe? – zaprotestowałam, sięgając do torby. – W bufecie jest z lodówki!

– Ja nie mogę z lodówki, bo zaraz anginy dostanę. Gdyby był jakiś garnek, zrobiłabym grzane.

– Grzane owszem, konsekwentnie. Albo gorące, albo zimne, takie pośrednie najgorsze.

Pan Zdzisio znów przyleciał z kwiatami. Przyniósł je damom dla uczczenia rozwikłania zbrodniczej afery, bo o złapaniu Bazy- lego wiedziało już całe miasto.

– W czwartej Etiuda i to będzie wybuch! – oznajmił z zapałem.

– To chyba że pan wybuchnie – zaprzeczył natychmiast Waldemar. – Cały tor ją gra!

– Cały tor, proszę państwa, gra Desperata…!

– Pan myli te rzeczy – zwrócił uwagę pułkownik łagodnym głosem. – Nie tor gra Desperata, tylko tu wszystko grają desperaci…

– …tę Kryśkę mają puścić, bo ją Sarnowski proteguje – usłyszałam za barierką. – Starszego ucznia przed końcem jeszcze będzie robiła…

– Uczeń Majer to chłopak czy dziewczyna? – spytała pani Ada, ale odpowiedzi nie uzyskała, bo nikt tego nie wiedział.

– Spóźniają się – stwierdził pan Rysio. – Już sześć minut.

– No, już jestem – powiedział Miecio, siadając za Marią. – Wszystko zdążyłem zagrać. Może ta bomba wyjść.

Bomba, jakby tylko na niego czekała, zaczęła wyłazić do góry. Głośnik zawył. Konie na przeciwległej prostej zawróciły ku maszynie. Pojawił się pan Edzio.

– Kalarepę już puścili i podobno dzisiaj wszystkimi końmi wygrywa! – ogłosił powszechnie.

– Jak ten Białas może tu przegrać? – powiedziała Maria. – Ten koń jest o grupę lepszy.

Stawka weszła do maszyny po krótkich oporach. Głośnik oznajmił, że ruszyły, i w chwilę potem Białas zaprezentował sztukę wielkiej klasy. Nawet nie stracił startu, tyle że jakoś znalazł się na zewnątrz, wszedł w zakręt po wielkim kole, po czym zaczął się pchać do bandy. W tym celu musiał nieco przyzostać, co uczynił bez trudu, do bandy się dopchał, ale ku przodowi wyjść nie zdołał, bo uczynił to niedostatecznie ciasno. Na prostą wyszedł zamknięty szczelnie, zamarkował próbę przebicia się, było to niemożliwe, znów zatem cofnął konia i od tyłu wyszedł na duże pole. Do pierwszego konia miał już w tym momencie straty co najmniej dwadzieścia pięć długości.

– Patrz, co ten łobuz robi! – zdenerwowała się Maria.

– Patrzę z podziwem – zapewniłam ją. – Nie wiedziałaś, jak on tu może przegrać, właśnie ci pokazuje. To jest utalentowany dżokej.

– Słuszne byłoby może, żeby patrzyła komisja techniczna – zauważył kąśliwie pan Rysio.

– Dawaj, Bolek – zaproponował Miecio bez przekonania.

– Mieciu, Bolek w tej gonitwie nie jedzie…

– A może ja już mówię o drugiej…?

– Teraz finiszuje, skurczybyk…! – wrzasnął z ciężkim rozgoryczeniem pan Edzio.

– Rychło w czas, teraz to może finiszować…

– Patrz, jak idzie! Patrz, jaka świnia…!

Białas na Goleniowie ocenił odległość od celownika i ruszył z imponującym przyśpieszeniem. Przeszedł przez całą stawkę i osiągnął trzecie miejsce, przed nim była tylko Czeremcha i Wiś- niak na Bukwicy.

– No i już, macie swoją pierwszą grę – powiedział z satysfakcją pułkownik. – Byłem pewien, że on nie przyjdzie i grałem tylko te cztery pięć.

– Czeremcha, proszę państwa! – odzyskał mowę pan Zdzisio. – Mówiłem, że będą wybuchy…!

– Czeremcha to druga gra – skorygował pan Rysio. – Widziałem w życiu większe wybuchy. To jest taki wyjątkowy fuks, którego wszyscy mają.

– Ale zapłacą za nią! Z Goleniowa spadło!

– Zaraz się dowiemy, co spadło…

– Pojechał potwornie – powiedziała za mną Monika Gąsowska, ciężko zgorszona. – Niemożliwe, żeby doświadczony dżokej popełniał takie błędy. Finiszować zaczął za późno, koń miał olbrzymi zapas siły, mógł w ogóle przyjść z miejsca do miejsca. Czy ten Białas nie jest przypadkiem pijany?

– Wykluczone, Białas się w czasie jazd nie upija. Jak na siebie, pojechał normalnie. Ostrzegałam panią, że to rajskie życie może się skończyć lada chwila.

– Zdaje się, że sytuacja wraca do normy – orzekł pan Rysio melancholijnie.

Ogłosili wynik, do Białasa nikt się nie przyczepił, aczkolwiek na rozmowę do komisji został wezwany. Zdołał się widocznie wytłumaczyć. Za Czeremchę zapłacili górą zaledwie pięć tysięcy i pan Zdzisio nie był pewien, czy już powinien triumfować.

Monika Gąsowska obejrzała paddock.

– Trudny wybór – powiedziała w zadumie. – Wyjątkowo wyrównana stawka i wszystkie średniej jakości. Sześć? W programie jest osiem?

– Dwa wycofane, nie ma jedynki i czwórki. Skoro stawka wyrównana, trzeba grać na jeźdźców. Kujawski z Włóczką na przykład, obaj lecą. Zaraz, Gomorek… Gomorek na koniu Dwójnickiego? Dlaczego nie Zameczek?

W następnych gonitwach Zameczek jechał, obniżka wagi nie wchodziła tu w rachubę, zmiana jazdy na Gomorka wydała mi się podejrzana. Albo wiedzą, że koń nie ma szans i Zameczek nie chce się kompromitować, albo przeciwnie, koń w formie ma nie przyjść i Zameczek nie chce się narażać. Zagrać go trzeba, na wszelki wypadek…

– Chyba jednak najlepszy tu jest Dominik – zdecydowała się w końcu Monika. – Zagram go z czymś… Może z tą klaczą, Bandurą.

Na Dominiku jechał Rowkowicz, przeszłam do kas i od razu zobaczyłam, że tłum go wyraźnie faworyzuje, różne rzeczy grają, ale przeważnie wszystko z piątką. Nie była to sytuacja, w której Rowkowicza można by się spodziewać na pierwszym miejscu.

– Niech im pani coś dołoży – poradziłam Monice. – Węszę tu jakiś kant, chociaż nie wiem jaki. W każdym razie grany Rowkowicz nie ma prawa przyjść i do ręki go nie wezmę. Bandurą z Włóczką, może być, Kujawski i ten cholerny Gomorek… W kółko ich zagram, a Rowkowicz niech przychodzi beze mnie.

– Ale to jest naprawdę najlepszy koń! Nawet jeśli nie wygra, dalej niż drugi nie powinien być!

– Już pani widziała przed chwilą Białasa, który nie powinien być dalej, niż pierwszy…

Pokręciła głową, pomyślała i przezornie przeniosła się do tańszej kasy. Najtańsza kasa w loży dyrekcji i tak stanowiła pięciokrotną stawkę. Spełniłam zamierzenie, w tripli miałam Bandurę i Kujawskiego, do nich zaś niepotrzebnie dostawionego Rowkowicza, ale kiedy dyktowałam triple, nie wiedziałam jeszcze, że zrobią z niego pierwszą grę. Panicznie zaczęłam się bać Gomorka i zagrałam do niego wszystkie pozostałe.

Stoliki na górze obsadzone były gęsto, głównie personelem. Wróblewski, Kapulas, Glebowski i bezczelnie pewny siebie Kalryp, każdy w innym towarzystwie, zgodnie prezentowali wiarę we własne konie. Wygrywały wszystkie. W poglądach graczy zaczęło się lęgnąć wyraźnie zamieszanie, jakiś jeden zerwał się nagle i runął na dół, do kasy triplowej. Pozostali skupili głowy, z dobiegających fragmentów rozmowy można było wywnioskować, że omawiana jest razem z końmi ostatnia sensacja.

– Są wszyscy – oznajmił radośnie Miecio po powrocie na górę. – Kwitną i owocują, zarówno łomżyńska mafia, jak i nasi kochani bukmacherzy. Bolkowi pchali szmal, czyli mamonę złudną, ale nie wziął.

– Kiedy ci to zdążył powiedzieć? – zdumiała się Maria.

– Przed chwilą, jak zjeżdżał na tor. Ale na pytanie, czy przyjdzie, wzruszył ramionami, więc nie rzucili się go grać. Włóczka splunął na prawą stronę, nie wiem, co to znaczy.