178005.fb2 Wybrana - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 12

Wybrana - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 12

Rozdział jedenasty

Gdy przeszukiwałam szufladę zawierającą ubrania Stevie Rae, znalazłam medalion w kształcie serca. Byłam z nią tej nocy, gdy umarła, a do czasu, gdy wróciłam do naszego pokoju wampirza grupa sprzątająca (albo jak tam się nazywają) zdążyła zabrać rzeczy Stevie Rae. Wkurzyłam się. Naprawdę wkurzyłam. I nalegałam, żeby oddali niektóre jej rzeczy, ponieważ chciałam je zatrzymać by mi o niej przypominały. Więc Anastazja, nauczycielka czarów i rytuałów (ona jest naprawdę miła i jest żoną Smoka Lankford, instruktora szermierki) zabrała mnie do odrażającego schowka, gdzie wepchnęłam trochę rzeczy Stevie Rae do torby, a potem wrzuciłam je powrotem do tej garderoby. Pamiętam, że Anastazja była dla mnie miła, ale również w sposób widoczny potępiała zatrzymywanie przeze mnie pamiątek po Stevie Rae.

Gdy adept umiera, wampiry oczekują, że zapomnimy o nim i pójdziemy dalej. Koniec i kropka.

Cóż, po prostu nie sadzę, że to jest właściwe. Nie zamierzałam zapominać mojej najlepszej przyjaciółki, nawet zanim odkryłam, że naprawdę była nieumarła.

W każdym razie, chwyciłam jej dżinsy, gdy coś wypadło z kieszeni. To była pomięta koperta ze słowem ZOEY napisanym ręcznym niechlujnym pismem Stevie Rae na wierzchu. Gdy ją otwierałam rozbolał mnie brzuch. Wewnątrz była kartka urodzinowa – jedna z tych bzdurnych z rysunkiem kota (który bardzo przypominał Nale) ubranego w urodzinową czapeczkę i krzywiącego się. Wewnątrz było napisane WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO, LUB COŚTAM, JAKBY MI ZALEŻAŁO, W KOŃCU JESTEM KOTEM. Stevie Rae narysowała wielkie serce i dopisała KOCHAMY CIĘ! STEVIE RAE I ZRZĘDLIWA NALA. Na spodzie koperty przesuwał się srebrny łańcuszek. Podniosłam go i znalazłam wiszący na nim medalion w kształcie serca. Trzęsły mi się palce, gdy otwierałam medalion. Wypadło z niego wielokrotnie złożone zdjęcie. Rozprostowałam je ostrożnie i, szlochając lekko, rozpoznałam w nim zdjęcie, które nam zrobiłam (trzymając aparat w wyciągniętej ręce, zbliżając nasze twarze i naciskając przycisk). Wycierając oczy, włożyłam zdjęcie z powrotem do medalionu i zapięłam łańcuszek na szyi. To był krótki łańcuszek, więc serce znalazło się zaraz poniżej miejsca zbiegu obojczyków.

W jakiś sposób, znalezienie naszyjnika sprawiło, że poczułam się silniejsza, tak więc zabranie krwi z kuchni było dużo łatwiejsze niż myślałam, że będzie. Zamiast mojej zwyczajnej torebki – małej designerskiej, którą znalazłam w butiku na Utica Square w zeszłym roku (jest ona z różowego sztucznego futerka, całkowicie odjechana), wzięłam moją ogromną torbę – tą, którą używałam jako torbę na książki, gdy chodziłam do South Intermediate Hight School w Broken Arrow, zanim zostałam naznaczona, a moje życie eksplodowało. W każdym razie, torba była wystarczająco duża, by nosić w niej grube dziecko (jeśli był niskie), więc łatwo było wcisnąć do niej niemodne dżinsy Stevie Rae od Ropera, T-shirt, jej czarne buty kowbojskie (uuh) i trochę bielizny, i nadal pozostało miejsce na pięć torebek krwi. Tak, były duże. Tak, chciałam wbić w jedną słonkę i wypić jak sok w kartoniku. Tak, jestem odrażająca.

Stołówka była nieczynna, tak jak kuchnia, i całkowicie pusta. Ale jak wszystko inne w tej szkole, nie zamknięta. Weszłam i wyszłam z kuchni z łatwością, niosąc ostrożnie moją wypełnioną krwią torebkę, starając się wyglądać nonszalancko i nie na winną. (Nie jestem dobrym złodziejem.)

Martwiłam się spotkaniem Lorena (o którym naprawdę naprawdę starałam się zapomnieć, nie tak mocno by zdjąć diamentowe kolczyki, ale jednak), ale jedyną osobą którą zobaczyłam był dzieciak z trzeciego formatowania nazywający się Ian Browser. On jest dziwaczny i kościsty, ale również zabawny. Mam z nim zajęcia z dramatu, a on jest komicznie zakochany w naszej nauczycielce, profesor Nolan. Właściwie to, szukał profesor Nolan, gdy dosłownie wbiegł na mnie wychodzącą ze stołówki.

– Och, przepraszam Zoey! Przepraszam! – Ian obdarzył mnie lekkim nerwowym pozdrowieniem wampirów wyrażającym szacunek, ręka zaciśnięta w pięść na sercu. – Ja… Ja nie chciałem wpaść na ciebie.

– Nie ma sprawy. – powiedziałam. Nienawidziłam, gdy w moim pobliżu dzieciaki stawały się nerwowe i przestraszone, jakby myślały, że mogę zmienić je w coś wstrętnego. Proszę. To Dom Nocy nie Hogwart. (Tak, czytałam książki o Potterze i kochałam filmy. Tak, to kolejny dowód mojego dziwactwa.)

– Nie widziałaś profesor Nolan?

– Nie. Nawet nie wiedziałam, że wróciła z ferii – powiedziałam.

– Taaa, wróciła wczoraj. Mieliśmy się umówić się na spotkanie około trzydzieści minut temu. – uśmiechną się szeroko i zaczerwienił na jasno różowo. – Naprawdę chcę się dostać do finału konkursu na monolog Szekspirowski w przyszłym roku, więc poprosiłam ją by mnie uczyła.

– Och, to miłe. – Biedny dzieciak. Nigdy nie dostanie się do finału w czadowym konkursie Szekspirowskim jeśli jego głos nie przesłanie się łamać.

– Jeśli zobaczysz profesor Nolan, czy mogłabyś jej powiedzieć, że ją szukam?

– Tak zrobię – powiedziałam. Ian popędził dalej. Chwyciłam moją torbę i ruszyłam prosto na parking a potem do Wal-Martu.

Kupienie telefonu na kartę (oraz trochę mydła, pastę do zębów i CD Kenny Chesney) było proste. Prostym nie było poradzenie sobie z telefonem od Erika.

– Zoey? Gdzie ty jesteś?

– Nadal w szkole. – powiedziałam. Co właściwie nie było kłamstwem. Do tego czasu dotarłam do miejsca na drodze zaraz za wschodnim murem, gdzie było sekretne przejście wiodące z tyłów szkoły. Powiedziałam „sekretne” ponieważ masy adeptów i prawdopodobnie wszystkie wampiry o nim wiedziały. Niewypowiedzianą szkolną tradycją było, że adepci mogli wymykać się z kampusu na rytuały i niektóre złe zachowania.

– Nadal w szkole? – brzmiał na zirytowanego. – Ale film prawie się kończy.

– Wiem. Przepraszam.

– Wszystko w porządku? Wiesz, że powinnaś ignorować to całe gówno jakie mówi Afrodyta.

– Taaa, wiem. Ale nie powiedziała nic o tobie. – Lub przynajmniej niewiele. – Po prostu teraz jestem zdenerwowana i muszę przemyśleć pewne sprawy.

– Ponownie sprawy. – Nie brzmiał na szczęśliwego.

– Naprawdę mi przykro, Erik.

– Dobrze, taaa. Nie ma sprawy. Zobaczymy się jutro lub kiedyś tam. Cześć. – I się rozłączył.

– Cholera- powiedziałam do martwego telefonu.

Afrodyta zastukała w okno po stronie pasażera i sprawiła, że podskoczyłam i wydałam z siebie cichy pisk. Odłożyłam telefon i pochyliłam się, by odblokować dla niej drzwi.

– Założę się, że jest wkurzony- powiedziała.

– Czy posiadasz nienormalnie dobry słuch?

– Nie, po prostu nienormalnie dobre zdolności do zgadywania. Dodatkowo, znam naszego chłopaka Erika. Wystawiłaś go dziś. Jest wkurzony.

– Dobrze, po pierwsze, on nie jest naszym chłopakiem. On jest moim chłopakiem. Po drugie, nie wystawiłam go. Po trzecie, nie chcę rozmawiać z tobą o Eriku, Panno Zrobię Loda.

Zamiast syczeć i pluć na mnie, jak tego oczekiwałam, Afrodyta zaśmiała się.

– Dobrze. Jak chcesz. I nie odrzucaj czegoś zanim tego nie spróbujesz, Panno Porządnicka.

– Dobrze, eew – powiedziałam, – Zmieniając temat. Mam pomysł jak poradzić sobie ze sprawą Stevie Rae. Nie sadzę już, że powinnaś się ukryć. Więc pokaz mi jak dotrzeć do mieszkania twoich rodziców. Zostawię cię tam i pojadę po Stevie Rae.

– Chcesz żebym znikła zanim pojawisz się ze Stevie Rae?

Już to przemyślałam. Było to kuszące, ale prawda była taka, wyglądało na to, że Afrodyta i ja musiałyśmy pracować razem by odmienić Stevie Rae. Więc moja najlepsza nieumarła przyjaciółka będzie musiała przywyknąć do obecności Afrodyty w pobliżu. Dodatkowo, już musiałam za dużo razy się skradać. Nie mogłam po prostu poradzić sobie ze skradaniem się wokół dzieciaka, który skradał się wokół wszystkich innych. Jeśli ma to jakiś sens.

– Nie. Stevie Rae musi nauczyć się radzić sobie z tobą. – spojrzałam na Afrodytę, gdy zatrzymałam się na światłach i dodałam wesoło, – Albo może zrobi nam wszystkim przysługę i cię zje.

– To takie miłe, że zawsze patrzysz na pozytywne strony wydarzeń, – sarkastycznie powiedziała Afrodyta. – Dobrze, tu skręć w prawo. Potem, gdy dotrzesz do Peorii, to w lewo i jedź kilka budynków w dół zanim nie zobaczysz dużego ceglanego znaku i miejsca skrętu do Philbrook.

Zrobiłam jak powiedziała. Nie rozmawiałyśmy, ale nie czułam między nami niezręczności czy niewygody. Dziwne byłoto, jak w tej chwili łatwo przebywało mi się z Afrodytą. To nie znaczy, że nie była już suką, ale zaczynałam ją na pewien sposób lubić. Lub może był to kolejny znak, że powinnam poważnie pomyśleć o terapii, i zastanawiałam się czy Prozac lub Lexapro lub inny cudowny antydepresant działa na adeptów.

Przy znaku Philbrook skręciłam w lewo i Afrodyta powiedziała, – Dobrze, jesteśmy prawie na miejscu. To piąty dom na prawo. Nie wybieraj pierwszego podjazdu, jedź drugim. On prowadzi za dom do mieszkania nad garażem.

Dojechałyśmy na miejsce i jedyne co mogłam zrobić było potrząśnięcie głową. – To tu mieszkasz?

– Mieszkałam – powiedziała.

– To jest pierniczona rezydencja! – i miałam na myśli jedną z tym odlotowych. Wyglądała na taką, w której jak sobie wyobrażałam, że mogli mieszkać bogaci mieszkańcy Włoch.

– To było pieprzone więzienie. I nadal jest. – zamierzałam powiedzieć coś na wpół głębokiego, o tym, że teraz jest wolną, naznaczoną i legalnie usamodzielnioną nieletnią i że właściwie mogła powiedzieć swoim starym, żeby spadali (jak ja to zrobiłam), ale jej następny przemądrzały komentarz, sprawił, że zapomniałam o wszystkich tych miłych rzeczach, które chciałam powiedzieć. – To nieznośne, że jesteś za cholernie czysta by przeklinać. Mówienie pieprzyć cię nie zabije. To nawet nie znaczy, że nie jesteś cała dziewicza.

– Przeklinam. Mówię do diabła, gówno, a nawet cholera. Często. – i dlaczego nagle poczułam potrzebę bronienia moich preferencji nieprzeklinania?

– Jak chcesz- powiedziała, w jasny sposób śmiejąc się ze mnie.

– I nie ma nic złego w byciu dziewicą. To lepsze niż być łatwą.

Afrodyta nadal się śmiała. – Musisz się wiele nauczyć, Z. – wskazała na budynek, wyglądający jak mniejsza wersja rezydencji. – Pojedź za niego. Jest tam tylna droga do mieszkania i twój samochód będzie niewidoczny z drogi.

Zatrzymałam się za całkowicie odlotowym garażem i wysiadłyśmy z moje garbusa. Afrodyta użyła swoich kluczy by otworzyć drzwi, które otworzyły się na klatkę schodową. Podążyłam za nią do mieszkania.

– Jejku, służący musieli tu żyć całkiem dobrze – wymruczałam, rozglądając się po ciemniej, lśniącej drewnianej podłodze, skórzanych meblach i błyszczącej kuchni. Nie było tam masy tandetnych bibelotów zanieczyszczających wystrój, lecz świece i kilka waz wyglądających na całkiem drogie. Mogłam zobaczyć, że sypialnia i łazienka znajdowały się na drugim końcu mieszkania, i musiałam tylko zerknąć by zobaczyć wielkie łoże z puchatą kołdrą i poduszkami. Zgadywałam, że łazienka była lepsza niż główna łazienka z domu moich rodziców.

– Myślisz, że będzie dobrze? – spytała Afrodyta.

Podeszłam do jednego z okien.

– Grube zasłony – to dobrze.

– Również rolety. Zobacz, możemy je stąd zamknąć. -Afrodyta zademonstrowała ich działanie.

Kiwnęłam na telewizor z płaskim ekranem.

– Kablówka?

– Oczywiście – powiedziała – Jest tu gdzieś również masa płyt DVD.

– Idealnie – powiedziałam idąc do kuchni. – Zostawię tu wszystkie torebki z krwią, poza jedną i pojadę po Stevie Rae.

– Świetnie. Obejrzę powtórki Real World – powiedziała Afrodyta.

– Świetnie – powiedziałam. Ale zamiast wyjść, przeczyściłam z trudnością gardło. Afrodyta spojrzała w gorę znad telewizora. – Co?

– Stevie Rae nie wygląda i nie zachowuje się jak kiedyś.

– Naprawdę? Niemiałabym o tym pojęcia, gdybyś mnie nie oświeciła. To znaczy, większość ludzi, którzy umarli, a potem wrócili do życia jako krwiożercze potwory wygląda i zachowuje się tak samo.

– Mówię serio.

– Zoey, widziałam Stevie Rae i kilka z tych istot w moich wizjach. Są straszne. Koniec i kropka.

– Jest gorzej, gdy widzisz je osobiście.

– Nie ma w tym dużej niespodzianki – powiedziała.

– Nie chcę żebyś powiedziała cokolwiek do Stewie Rae – powiedziałam.

– Masz na myśli coś o byciu martwą i tym podobne? Czy o byciu straszną?

– O obu. Nie chcę jej odstraszyć. Również nie chcę by się na ciebie rzuciła i wyrwała ci gardło. To znaczy, myślę, że prawdopodobnie mogłabym ją powstrzymać, ale nie jestem tego pewna na sto procent. I poza faktem, że byłoby to odrażające i trudne do wyjaśnienia, nie chcę myśleć co cała ta krew zrobiłaby z tym świetnym mieszkaniem.

– Jak miło z twojej strony.

– Hej, Afrodyto, co powiesz o spróbowaniu czegoś nowego. Spróbuj być miła. – powiedziałam.

– A może po prostu nie będę się odzywać.

– To również może być dobre. – Ruszyłam w stronę drzwi. – Spróbuję szybko ją tu przywieźć.

– Hej! – zawołała za mną Afrodyta. – Naprawdę mogłaby wyrwać mi gardło?

– Z całą pewnością – powiedziałam i zamknęłam za sobą drzwi.