178023.fb2
Sissy właśnie skończyła poranną kąpiel. Stała teraz w białym jedwabnym szlafroku przed wysokim lustrem, umieszczonym na wewnętrznej stronie drzwi garderoby, i rozczesywała mokre włosy. Były już całkowicie siwe i co jakiś czas toczyła sama z sobą debatę, czy je pofarbować. Może kilka jasnoczerwonych pasemek, żeby nadać fryzurze jakiś charakter? A może zielonych?
Wciąż nie mogła przywyknąć do tego, że patrząc w lustro, widzi starszą panią. Przecież wcale nie czuła się inaczej niż w dniu, kiedy razem z Gerrym wprowadziła się do tego domu, dwunastego sierpnia 1969 roku. Wciąż była tu ta sama sypialnia, to samo łóżko, to samo lustro. Używała tego samego grzebienia.
Nadal była szczupła, a zmarszczek wcale nie miała aż tak dużo. Gerry zwykł nazywać ją „swoją baleriną”. Jednak, mimo że kości policzkowe miała jeszcze ładnie zarysowane, jej uroda zwiędła, a wargi obwisły. Dlaczego jednak była tak bezbarwna? Czy kolory zanikają, w miarę jak człowiek się starzeje, tak jak blakną stare meble?
Kiedy tak przypatrywała się sobie w lustrze, z salonu dobiegł głos spikera odczytującego wiadomości w telewizji. Przechyliła lekko głowę i zaczęła nasłuchiwać. Telewizor gadał coś sam do siebie przez cały poranek, dlatego trudno jej było odgadnąć, dlaczego akurat w tej chwili przyciągnął jej uwagę. Może właśnie na to nieświadomie czekała?
– Trzydziestodwuletnia Katherine Mitchelson została zastrzelona dzisiaj na podwórku przed własnym domem przy Canaan Road numer 3400, prawdopodobnie przez snajpera, celującego z przebiegającej obok szosy. Śmierć matki widziała sześcioletnia córka zamordowanej, Juniper Mitchelson. Randall Mitchelson, mąż ofiary, przebywał w tym czasie w domu, w sypialni, złożony chorobą.
Sissy przerwała czesanie. Stała bez ruchu, wsłuchując się w słowa dobiegające z telewizora. W sypialni tymczasem zaczęło się robić coraz ciemniej, jakby ktoś zaciągał na niebie grube zasłony.
– Na miejsce zbrodni zostali wezwani detektywi z policji stanowej. Miejsce przestępstwa zostało natychmiast zabezpieczone. Trwają intensywne poszukiwania śladów, które umożliwiłyby ustalenie bliższych okoliczności zbrodni. Detektyw Steven Wintergreen z wydziału zabójstw powiedział nam, że jest jeszcze zbyt wcześnie, aby spekulować, co się właściwie wydarzyło i jakie motywy mogły kierować zabójcą pani Mitchelson.
Z grzebieniem w ręce, Sissy powoli przeszła do salonu. Z reporterem rozmawiała akurat sąsiadka zamordowanej.
– To okropne, to straszny szok. To nie do wyobrażenia, że coś takiego zdarzyło się w spokojnym, cichym Canaan. Najgorsze jest to, że niewinna mała dziewczynka została tak niespodziewanie osierocona.
Sissy popatrzyła na stolik, na którym leżała Karta Przepowiedni. La Poupee Sans Tete. A więc stało się, stało się to, co przewidziały karty DeVane. Dziecko niespodziewanie zostało sierotą.
– Policja apeluje do wszystkich osób, które być może widziały furgonetkę albo jakikolwiek inny pojazd parkujący w pobliżu domu Mitchelsonów w czasie, kiedy doszło do zbrodni, albo które spostrzegły coś nadzwyczajnego, nawet jeśli pozornie nie ma to nic wspólnego ze śmiercią pani Mitchelson, o natychmiastowy kontakt.
– Do zabójstwa przy Canaan Road numer 3400 doszło w zaledwie kilkanaście godzin po zastrzeleniu Howarda Stantona, czterdziestotrzyletniego pośrednika w handlu nieruchomościami, który zginął na stacji benzynowej przy drodze numer siedem, niedaleko Branchville. Także ta zbrodnia wydaje się pozbawiona motywów.
Sissy powoli usiadła na fotelu. Może Trevor miał rację i karty to tylko hokus-pokus? Może ona, Sissy, żyje jedynie złudzeniami i niepotrzebnie szuka odpowiedzi na pytanie o sens życia, gdy tymczasem taka odpowiedź w ogóle nie istnieje?
Wzięła do ręki karty i potasowała je. Kusiło ją, żeby znów je rozłożyć, jednak oparła się pokusie. Bo przecież karty mogłyby jej powiedzieć, że wydarzy się coś jeszcze o wiele gorszego…
Popatrzyła na fotografię Gerry’ego stojącą przed nią na stoliku. Zrobiona została w Hyannis, wczesnym latem 1971 roku. Gerry miał na głowie marynarską czapeczkę i unosił do góry kciuk. Przy końcu tego roku Sissy dwa razy poszła do łóżka z przystojnym malarzem o nazwisku Victor Raven *. Gerry nigdy się o tym nie dowiedział, a ona nigdy mu się do tego nie przyznała. Jednak od czasu do czasu, kiedy czytała karty Gerry’ego, odkrywała Le Corbeau Infidel, niewiernego kruka. W takich dniach albo odmawiał posłuszeństwa samochód Gerry’ego, albo Gerry gubił portfel, albo kaleczył się ostrymi igłami sumaka jadowitego.
Nigdy nie nabrała pewności, czy powinna o te drobne nieszczęścia Gerry’ego winić kruka, czy też wszystkie były zwykłym zbiegiem okoliczności. Może winiła o nie karty, pośrednio obwiniając samą siebie, ponieważ to ona czuła się wszystkiemu winna. A może mimo wszystko znaczenie miały tylko te karty, które wypływały z jej własnej wyobraźni, która przecież stawała się coraz bardziej wyblakła, tak jak barwa jej włosów, skóry, kolor oczu? Z drugiej strony, kiedy odkryła La Poupee Sans Tete, która oznaczała nagłe osierocenie dziecka, co się wydarzyło? Bang! i matka upadła bez życia na śnieg.
Bezmyślnie sięgnęła po ciastko. Żałowała, że Trevor je przyniósł, ponieważ przypominały Sissy o jej słabości do słodyczy, podobnie jak karta z krukiem przypominała jej o chwili słabości i o sprzeniewierzeniu się małżeńskiej wierności.
<a l:href="#_ftnref3">*</a> Raven (ang.) – kruk (przyp tłum.).