178023.fb2
Serenity zapłaciła za kawę i nie zjedzone naleśniki Feely’ego, mimo że się upierał, iż ma dość pieniędzy, żeby za siebie zapłacić.
– Daj spokój – zbyła go. – Kiedy ruszysz na północ, będziesz potrzebował każdego centa, prawda? Przypuśćmy, że będziesz musiał z góry zapłacić za wynajęcie igloo?
– Ty chyba naprawdę nie wierzysz w moje zamiary, co? – zapytał ją Feely, kiedy szli przez parking, na którym zalegał mokry śnieg.
– Oczywiście, że w nie wierzę. I uważam, że jesteś cudowny. To takie odświeżające, spotkać kogoś takiego jak ty. W człowieku rośnie nadzieja, że świat jest piękny.
Kiedy podeszli do jasnopomarańczowego volkswagena garbusa, Serenity otworzyła kluczykiem drzwiczki.
– No, wsiadaj.
Feely wcisnął się na siedzenie pasażera i ostrożnie ułożył na podłodze tekturową teczkę.
– Co w niej masz? – zapytała Serenity.
– Mogę ci pokazać. Do tej pory zawartość tej teczki oglądała tylko jedna osoba, ojciec Arcimboldo. Nie sądzę jednak, żeby w sposób właściwy pojął znaczenie tych rysunków.
– Chyba wiele rozmyślałeś o tym ojcu Arcimboldo, co?
– Ojciec Arcimboldo odmienił moje życie. Sprawił, że zrozumiałem, iż rolę ofiary będę odgrywał w życiu tylko wtedy, jeśli się na to zgodzę.
Serenity wycofała auto z parkingu i wyjechała na Railroad Street. Przejechała zaledwie trzy czwarte mili, po czym skręciła w prawo, w Orchard Street. W połowie tej ulicy zatrzymała samochód przed białym domem, otoczonym wielkimi klonami. Przed domem stał już niewielki pick-up ze skrzynią ładunkową pokrytą niebieskim brezentem. Serenity postawiła volkswagena zaraz za nim i wysiadła.
– Witamy w domu rozpusty – powiedziała. – Taki przynajmniej jest, kiedy moja matka i ojciec z niego wyjeżdżają.
– Naprawdę porządna okolica – zauważył Feely, rozglądając się. Uliczki były tu takie, jakie dotąd widywał jedynie w kinach, nigdy w prawdziwym życiu. Dom Serenity przypominał mu ten, w którym Jamie Lee Curtis opiekowała się dzieckiem w filmie Halloween.
Serenity przebiegła po schodach do frontowych drzwi i szybko otworzyła drzwi z zielonego szkła, grubego jak denko od butelki. Feely ruszył za nią, nadal zdezorientowany. Do drzwi przymocowana była kołatka z brązu w kształcie wilczego pyska z wyszczerzonymi kłami. Wyciągnął rękę i dotknął jego nosa.
– Bardzo stylowy – powiedział.
Wierzył w siłę bibelotów i talizmanów. Kiedy jego matka zgubiła swój szczęśliwy medalion, ten, który otrzymała od swojej matki umierającej na raka, już po tygodniu spotkała na tańcach tego papayona, Brunona. Jeśli spotkanie matki z Brunonem nie było nieszczęściem, to Feely nie próbowałby już nawet odgadywać, co jeszcze mogło nim być.
Serenity wprowadziła go do domu. Wnętrze pachniało politurą i marihuaną. Był to w gruncie rzeczy skromny domek z czterema sypialniami, salonem połączonym z jadalnią i malutką kuchenką, jednak było to zarazem największe mieszkanie dla jednej rodziny, w jakim Feely kiedykolwiek przebywał. Umeblowano je komfortowo, w salonie stały wielkie kanapy ozdobione złotymi frędzlami i takież fotele. Na lśniącej dębowej podłodze stał wielki telewizor. Nad kominkiem wisiał obraz przedstawiający hiszpańską tancerkę w purpurowej sukni.
– Tu jest naprawdę przebogato – westchnął Feely, nie mogąc nacieszyć oczu roztaczającym się dookoła niego widokiem. – Tak, ten dom ma klasę.
– Tak sądzisz? A ja uważam, że wszystko wygląda tutaj tak, jakby czas zatrzymał się w roku 1968. Gdybym to ja decydowała, wszystko, co by się dało, obite byłoby białą skórą i miało chromowe wykończenia.
– Ale to wszystko aż emanuje komfortem. I bogactwem.
– Skoro tak uważasz… Napijesz się kawy? Ale nie, chyba nie, przecież opiłeś się już kawą w tym zajeździe. A może wypiłbyś piwo? Na początek zdejmij kurtkę, usiądź wygodnie, rozgość się.
Feely zdjął swoją cienką brązową wiatrówkę i Serenity powiesiła ją na wieszaku w hallu. Pod spodem miał na sobie jedynie wypłowiały bordowy podkoszulek z wizerunkiem Compay Segundo i workowate czarne spodnie.
Serenity głośno pociągnęła nosem.
– Mówię to z przykrością, ale śmierdzisz jak zdechły szop.
– Przepraszam. W nocy musieliśmy spać w samochodzie. Nie mogłem nawet umyć zębów.
– Może więc najpierw się wykąpiesz, a ja wypiorę twoje ubranie?
Feely’emu zdawało się, że śni. Przez chwilę się wahał, po czym pomyślał, że skoro przywiodło go tutaj przeznaczenie, nie powinien odrzucać tego, co ono mu oferuje. Czuł się, jakby przekazywano go sobie dotąd z rąk do rąk, jak uciekinier, przemycany na północ przez tajną organizację przemycającą zbiegłych niewolników.
Serenity zniknęła na kilka minut na piętrze, a tymczasem Feely usiadł na kanapie i zaczął oglądać kanał informacyjny w telewizji. Na stoliczku obok niego leżała czerwona taca z miniaturowymi buteleczkami różnych alkoholi, jednak nie miał tyle śmiałości, by sobie którąś otworzyć, tym bardziej że ze ściany spoglądali na niego z fotografii uśmiechnięci rodzice Serenity. Matka wyglądała dokładnie tak jak córka, tleniona blondynka z opaską na włosach. Jej ojciec był za to podobny do Beau Bridgesa, tyle że miał na głowie mniej włosów.
W części jadalnej stało wielkie akwarium pełne różnych tropikalnych ryb, małych i lśniących, ciemnoniebieskich, w czarno – żółte paski oraz wielkich, tłustych, z wyłupiastymi oczami. Przez chwilę Feely zastanawiał się, jak coś tak ohydnego może w ogóle żyć. Ale zaraz pomyślał o wąsatej, rudej i wiecznie niedomytej pani Castro, która prowadziła sklep na rogu Sto Jedenastej Ulicy.
Tymczasem telewizyjny reporter zaczynał relacjonować:
– …pojedynczym strzałem z broni kaliber.308, oddanym z odległości mniej więcej stu dwudziestu metrów.
W rurach niczym nadchodząca lawina zaczęła szumieć ciepła woda. Na schodach pojawiła się Serenity i oznajmiła:
– Kąpiel gotowa, mój panie.
Nie miała już czapki khaki, pozbyła się też swetra. Miała teraz na sobie koszulkę w niebiesko – białe pasy i granatowe narciarki. Mimo ze trudno byłoby nazwać ją szczupłą, miała zaskakująco zgrabną figurę, jędrne piersi i szerokie biodra. Jej brzuch był niemal płaski, a pupa pokaźna, lecz w żadnym wypadku nie za duża. Miała też bardzo ładne stopy. Włosy zaczesała do tyłu i związała czarną gumką. Z pewnością wyglądała teraz o wiele ładniej niż w zajeździe.
Feely podążył za nią na górę. Na półpiętrze znajdowało się okno z witrażem, przedstawiającym pola, rzekę i niebo z kłębiącymi się na nim chmurami. Nad jednym z pól unosiła się chmara kruków, jakby zebrały się nad czyimiś zwłokami.
– Naprawdę hipnotyzujące okno – powiedział Feely. Na jego twarz padało przez kolorowe szyby żółte i niebieskie światło. Serenity jedynie się uśmiechnęła.
– Idź – ponagliła go. – Łazienka jest tam.
Ściany łazienki wyłożone były białymi i zielonymi płytkami, drewniana była jedynie lśniąca podłoga. Na samym środku stała wielka staromodna wanna na lwich łapach, z miedzianą armaturą i prysznicem. Woda już bulgotała w niej wesoło; tak pachniała, że Feely aż musiał kichnąć.
– Dziki hiacynt – powiedziała Serenity. – Mama podarowała mi ten płyn na ostatnie święta Bożego Narodzenia. Wiem, że to trochę ostry zapach, ale przynajmniej dzięki niemu pozbędziesz się smrodu zdechłego szopa.
– Dzięki – odparł Feely. Stanął w miejscu, na które padały promienie słoneczne, lekko rozproszone przez unoszącą się parę, i patrzył na pieniącą się w wannie wodę z mieszaniną czci i niedowierzania.
– Tutaj masz duży ręcznik. Jeśli zechcesz się także ogolić, możesz użyć mojej maszynki.
– Dzięki raz jeszcze. Serenity czekała.
– Daj mi swoje ubranie.
– Och…
Feely z trudem ściągnął podkoszulek. Następnie usiadł na wyłożonym korkiem taborecie, stojącym obok wanny, i zdjął przemoczone buty oraz przepocone szare skarpetki. Serenity delikatnie ujęła skarpetki w dwa palce i powiedziała:
– Kurczę, gdyby Saddam nosił takie…
Feely wahał się, co dalej.
– Spodenki – zażądała Serenity.
– Wstydzę się.
– Myślisz, że nigdy nie widziałam brudnych spodenek?
– Ale ja nie noszę spodenek.
– W porządku, wystarczą mi przecież spodnie. Feely wstał, odwrócił się tyłem do dziewczyny i zdjął spodnie. W pewnej chwili chwycił się skraju wanny, żeby się nie przewrócić. Podał jej spodnie, niechętnie, jedną ręką. Kiedy wyciągnął ją ku dziewczynie, ta złapała go za przegub tak mocno, że nie był w stanie się wyrwać.
– Dlaczego się tak wstydzisz? – zapytała z lekką drwiną. Zmierzyła go zaciekawionym spojrzeniem od głowy do stóp. Popatrzyła na jego chudą klatkę piersiową, brodawki na piersiach, jak zdeptane rodzynki, kościste biodra, lekko sterczący członek z podciągniętym napletkiem i czarne włosy łonowe. Ruchem głowy wskazała na srebrnego pająka na łańcuszku, którego miał na szyi. – Co to takiego? Prawdziwa maszkara.
– Dziadek mi go podarował. Powiedział, że pająk rozpościera sieć przeznaczenia, prosto do nieba. Jeśli ktoś wspina się po jego sieci, trafi właśnie tam.
– Siec przeznaczenia – powtórzyła Serenity. Następnie rzuciła: – Feely?
– Ja… Ja już lepiej wejdę do wanny – powiedział, usiłując uwolnić rękę.
– Tak. Ale najpierw…
Co ona chce teraz powiedzieć? – zaczął się zastanawiać Feely. Chyba nie chodzi jej o to, żebym ją natychmiast bzyknął. Nie, to niemożliwe. Boję się. Tylko żeby jej teraz nie bzykać. Jestem przerażony.
Puściła jego rękę.
– Najpierw powinieneś zdjąć czapkę.
– Co takiego? Och, jasne, przepraszam.
Ściągnął z głowy czapkę peruwiańskiego chłopa i bezzwłocznie wręczył ją dziewczynie.
– Mogę ją również wyprać? – zapytała. – Nie skurczy się, ani nic z tych rzeczy?
– Chyba nie.
– No to w porządku. Życzę miłej kąpieli. Tylko się nie utop, dobrze? Nie wiem, co bym powiedziała rodzicom, gdybyś się tutaj utopił.
Feely dwukrotnie cały dokładnie się wyszorował, używając nawet szczotki do paznokci, a na koniec umył głowę. Potem długo jeszcze leżał na wznak w wodzie, rozkoszując się chwilą. Jeszcze nigdy w życiu nie czuł się tak czysty. Czuł się tak, jakby zmył z siebie całą przeszłość, El Barrio, rodzinę i wszystkie te brudne ulice Nowego Jorku. Oto rozpoczyna się moja nowa egzystencja, rozmyślał. Prosta, święta i nareszcie prawdziwa. Miał wrażenie, że gdy wyjdzie z wanny, pozostanie mu jedynie ubranie się w prostą wełnianą białą szatę, jak Chrystus.
Sola vaya, El Barrio. Do widzenia i krzyżyk na drogę.
Wciąż leżał w wodzie, kiedy Serenity weszła do łazienki. Wyprostował się i szybko nagarnął pianę pomiędzy nogi. Serenity w milczeniu podała mu zimną puszkę z piwem.
– Co takiego? – zapytał.
– Weź to. A za chwilę przygotuję ci coś do jedzenia, jeśli chcesz.
Sama paliła bardzo cienkiego skręta. Usiadła obok wanny, zaciągnęła się kilka razy, pilnując, żeby nie zgasł.
– Masz dziewczynę, Feely? – zapytała.
– Dziewczynę? Nie.
Piana szybko znikała, dlatego musiał trzymać nogi złączone, żeby nie było widać członka.
– A czy kiedykolwiek miałeś dziewczynę?
– Och, jasne! Tyle, że nie potrafiłbym ich zliczyć. Dziewczyny lgnęły do mnie jak muchy do miodu. Ale przed wyjazdem z Nowego Jorku ze wszystkimi zerwałem. Były niezadowolone, niestety, niektóre nawet płakały. Jednak dążąc do przeznaczenia, musiałem oderwać się od wszystkich przyziemnych spraw, jeśli rozumiesz, co mam na myśli.
– Chciałeś wszystko widzieć bardzo jasno – powiedziała Serenity, kiwając głową i wypuszczając w powietrze kłąb dymu.
– Właśnie. Postanowiłem wyruszyć na północ. Ta decyzja zapadła w głębi mojej duszy. Nie można podejmować takich postanowień, jeśli jest się związanym z jakąś dziewczyną. Czy słyszałaś kiedyś o świętym, który by miał dziewczynę? Chyba nie myślisz, że kiedy świętego Sebastiana przywiązano do korony drzewa i przeszywano strzałami, pod tym drzewem pojawiła się jakaś dziewczyna i krzyczała: „Zostawcie go, to jest mój chłopak!”?
– Ale teraz?
– Co teraz?
– Teraz, kiedy już podjąłeś tę decyzję o wędrówce na północ. Czy znowu zaczniesz zadawać się z dziewczynami, czy pozostaniesz w celibacie?
Feely nie wiedział, co odpowiedzieć. Prawda była taka, że miał w życiu tylko jedną dziewczynę, swoją kuzynkę, Antonię, która była ładna, ale, jego zdaniem, zbyt wstydliwa. Wszystkie ślicznotki ze Sto Jedenastej Ulicy, paradujące z niemal odsłoniętymi piersiami i w krótkich spódniczkach drwiły sobie z niego, ponieważ nie miał samochodu, a z tego, co mówił, trudno im było zrozumieć nawet słowo. Nie miało zresztą sensu wyjaśnianie tym dziewczętom, że przecież życie to coś więcej niż tylko wieczorne tańce, pieprzenie się z kim popadnie i rodzenie dzieci w wieku siedemnastu lat. Los ich matek, w większości zaledwie szesnaście lat od nich starszych, bitych przez swoich mężów i przedwcześnie zwiędłych, absolutnie do nich nie przemawiał. Nie rozumiały tego.
Dwa tygodnie temu, po długich manewrach na kanapie, Feely spróbował wsunąć rękę pod czerwony puszysty sweter Antonii. Antonia natychmiast odsunęła jego rękę i powiedziała, że pieprzyli ją już prawie wszyscy chłopcy z klasy, a także trzej wujowie i większość kumpli ojca i że nie chce się pieprzyć z Feelym, ponieważ pieprzenie jest nudne, nikt podczas pieprzenia nie mówi nic interesującego, a nawet nie można wtedy oglądać kolorowego czasopisma; tymczasem kiedy rozmawia z Feelym, czuje się mądra, ładna i w ogóle wyróżniona.
Później długo stał na rogu Sto Jedenastej Ulicy, z rękami w kieszeniach, nie zwracając uwagi na potrącających go przechodniów. Oto nawet śmierdzący podstarzali faceci mogli sobie pieprzyć Antonię, a on nie mógł. Musi być jakieś słowo na taką sytuację. Cabrón, po hiszpańsku, pewnie byłoby najodpowiedniejsze. Jak przetłumaczyć na angielski słowo cabrón?
– Co chciałbyś zjeść? – zapytała go Serenity. – Lubisz melony?