178023.fb2 Z?a przepowiednia - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 25

Z?a przepowiednia - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 25

Nie zadawaj pytań i nie kłam

Kilka minut przed trzecią Sissy usłyszała pukanie do kuchennych drzwi, jednak zanim zdążyła je otworzyć, do domu wszedł Sam Parker. Czapkę i kurtkę miał całkiem zasypane śniegiem. Otrząsnął buty na wycieraczce i klasnął dłońmi w grubych rękawicach podobnie jak foka w cyrku.

– Cześć, Sissy. Jadę właśnie do Torrington i wpadłem, żeby zobaczyć, czy przypadkiem czegoś nie potrzebujesz.

W Boże Narodzenie Sam miał skończyć siedemdziesiąt lat. Był wdowcem, mieszkał w odległości mniej więcej pół mili od Sissy, w domu z przepięknym widokiem na jezioro Waramaug. Był krępy i niski, miał dużą głowę i cienki wąsik jak Clark Gable. Sissy bardzo się przyjaźniła z jego żoną, Beth, i obserwowanie, jak Beth umiera na chorobę neuronu ruchowego, było jednym z najstraszniejszych doświadczeń w jej życiu.

– Wiesz co, Sam? Potrzebowałabym trochę majonezu, ale nie chcę, żebyś specjalnie dla mnie szedł do sklepu spożywczego.

– Nie ma sprawy, masz u mnie ten majonez. Cholerny dzień, co? Gdybym nie musiał, w ogóle bym nie wychodził z domu.

– A może przed wyjazdem napijesz się ze mną kawy?

– Dzięki za propozycję, ale nie chciałbym później zbyt wiele razy się zatrzymywać, żeby ulżyć pęcherzowi. Pogoda jest nieodpowiednia. – Zajrzał do salonu, gdzie pan Boots leżał spokojnie przed kominkiem. – Cześć, Boots. Spójrz tylko na siebie. Nie wiem, kto wymyślił powiedzenie o pieskim życiu, skoro ty się wygrzewasz w ciepełku, a ja muszę wyłazić na dwór w temperaturze poniżej dwudziestu stopni.

Pan Boots warknął i kilkakrotnie uderzył ogonem w podłogę.

– Widzę, że psy są bardziej ludzkie niż większość ludzi – stwierdził Sam. W ośnieżonych butach podreptał w kierunku Bootsa i wytargał go za uszy. – Popatrzmy tylko na te oczy. Ileż w nich inteligencji! Gdyby ten pies miał palce zamiast pazurów, pewnie doskonale grałby w pokera.

W tym momencie Sam zauważył leżącą na stoliku talię kart DeVane. Odwrócił się do Sissy.

– Wciąż przepowiadasz przyszłość, co?

Sissy lekko przytaknęła. To właśnie karty DeVane dały jej pierwszą wskazówkę, że Beth jest poważnie chora, już wtedy niespodziewanie traciła równowagę i upuszczała różne przedmioty, które trzymała w rękach. Początkowo wyglądało to na jej wrodzoną niezgrabność. Jednak Sissy odkryła kartę La Pierre D’Achoppement, Przeszkodę, która ukazywała kobietę potykającą się i wpadającą do przepaści, w której świnie rozrywały ciała żywych ludzi.

Na prośbę Beth Sissy przepowiedziała jej przyszłość z kart w dniu, w którym lekarze rozpoznali chorobę. Ze straszną dokładnością przepowiedziała stopniową degradację jej ciała: zanik mięśni, niezdolność do chodzenia, ubierania się, korzystania z toalety. Później nie mogła już nawet przeżuwać jedzenia i przełykać i, co najgorsze, nawet mówić.

Beth chciała być wcześniej przygotowana na każdy etap choroby i Sissy opowiadała jej o nich, chociaż zapytana o dzień, w którym nadejdzie śmierć – skłamała.

Sam ściągnął okulary, przetarł je szalem, a potem z zainteresowaniem spojrzał na karty.

– Cóż więc nas czeka? Mam nadzieję, że masz same dobre wiadomości.

– Chcąc być z tobą szczera, muszę zaprzeczyć. Karty ostrzegły mnie, że nadejdą dwie burze, chociaż nie wiem, co to ma znaczyć, jeszcze nie wiem. Ale później pokazała się ta karta… lalka bez głowy, co oznaczało, że zostanie osierocone dziecko. Zaraz potem usłyszałam, że jakiś snajper zastrzelił w Canaan kobietę, a jej mała biedna córeczka straciła matkę.

– Słyszałem o tym w wiadomościach. Naprawdę uważasz, że właśnie to przepowiedziała ta karta?

– Tak uważam. Myślę też, że związek z tym mają też inne karty. Wciąż jednak nie rozumiem, na czym ten związek polega.

– Hmm… – mruknął Sam, prostując się. – Chyba masz problem, co z tym zrobić.

– Myślałam, żeby zatelefonować na policję, Trevor twierdzi jednak, że w ogóle się tym nie zainteresują.

– Mnie też się tak wydaje. Poza tym… pamiętaj, jak było z moją Beth. Powiedziałaś jej, co się wydarzy, i nie można było tego powstrzymać. Ja też nie mogłem nic zrobić, chociaż oddałbym własne życie, gdyby to tylko mogło pomóc Beth.

Sissy położyła dłoń na jego ramieniu.

– Sam – szepnęła tylko, a on wiedział już, o co jej chodzi.

– A może powinnaś zapytać karty, co należałoby zrobić – zasugerował. – „Co powinnam zrobić, żeby zatrzymać nadchodzące wydarzenia, cokolwiek to ma być?”

– Nie wiem. Potrafią przepowiedzieć przyszłość, jednak nie mówią, jak się z nią zmierzyć. Czasami bywają okrutne.

– Spróbuj jednak, mimo wszystko.

– W porządku. Ale może najpierw zdjąłbyś buty? Usiadła na kanapie, a Sam wrócił na chwilę do kuchni, żeby ściągnąć buty i kurtkę. Sissy nie musiała wykładać całej talii od początku. Należało jedynie odkryć dwie nowe Karty Przepowiedni, a potem poziomo położyć na nich trzecią. Pierwsze dwie karty miały jej powiedzieć, czy w ogóle ma sens podejmowanie próby odmienienia przyszłości, natomiast trzecia karta miała dać odpowiedź na pytanie, co powinna zrobić, jeżeli oczywiście jakiekolwiek działanie jest możliwe.

Sam powrócił akurat w chwili, kiedy odkrywała pierwszą kartę.

– Les Trois Araignees – powiedziała Sissy, unosząc kartę.

– Hmm… Dla mnie to wygląda jak trzy pająki.

– Bo to są trzy pająki. Jeśli jednak przyjrzysz im się bliżej, zauważysz, że wszystkie trzy snują tę samą sieć. A to oznacza, że to, co się ma wydarzyć, zależeć będzie od trzech rzeczy, a raczej trzech współpracujących ze sobą osób.

– To dobrze czy źle?

– Trudno powiedzieć. Dwa pająki są białe, a jeden czarny, a to znaczy, że jeden z pająków ma złe intencje, podczas gdy pozostałe dwa są stosunkowo niegroźne. Ale jeśli czarny pająk namówi dwa białe pająki do wspólnego działania na rzecz zła, wówczas cała trójka zrobi mnóstwo straszliwych rzeczy. Jeśli bliżej przyjrzysz się karcie, zobaczysz w tle kamienie nagrobne ukryte w trawie.

Sam bez słowa wyciągnął z kieszeni paczkę marlboro, wytrząsnął z niej dwa papierosy i oba zapalił. Podał jednego Sissy i przez chwilę oboje siedzieli w ciszy, zaciągając się dymem.

– Widzę, że zwalczasz ten nałóg tak samo jak ja – zauważył Sam.

Sissy odwróciła drugą kartę. Tego, co zobaczyła, absolutnie się nie spodziewała. Les Menottes, Kajdanki. Na karcie widoczny był płytki strumień, oświetlony przez księżyc w pełni. Przez strumień przechodziła naga kobieta, stąpając ostrożnie po specjalnie ułożonych kamieniach. Prowadzili ją dwaj mężczyźni w wysokich kapturach. Przeguby rąk kobiety związane były kolorowym łańcuchem z różnych kwiatów, głównie róż, chryzantem i stokrotek. Na jej twarzy widniał dziwny uśmiech, jakby akurat myślała o czymś bardzo przyjemnym.

– No i co to znaczy? – zapytał Sam. – Bara-bara na łonie natury?

– Odkąd wróżę z kart, jeszcze nigdy nie odkryłam tej karty. Pomiędzy tym trojgiem ludzi istnieje bardzo intymny związek. Może nie są spokrewnieni, może nie są kochankami, jednak w jakiś sposób wszyscy są sobie bardzo bliscy. Kajdanki z kwiatów mówią, że kobieta dobrowolnie poddaje się niewoli. Ta karta może rzucić światło na nasze pająki… wyjaśnić związki pomiędzy nimi. Księżyc oznacza szaleństwo. To, co robią ci troje, można nazwać zbiorowym obłędem.

Sam zakaszlał i odchrząknął.

– Chyba nie nadążam za tym wszystkim, Sissy. Pająki, kajdanki. Nie wiem, co o tym myśleć. Kiedy czytałaś karty dla Beth, wszystko było o wiele jaśniejsze.

– To dlatego, że byliśmy wówczas bardzo blisko Beth i wiedzieliśmy, co się z nią dzieje. Tymczasem ci ludzie… tak na dobrą sprawę zupełnie nic o nich nie wiemy. A przynajmniej jeszcze nie wiemy. Ale się dowiemy, poczekaj. Kiedy skończymy, będziemy o nich wiedzieli więcej niż oni sami o sobie.

– Skoro tak twierdzisz… Co z ostatnią kartą? Musiałbym już iść, zanim śnieg na dobre zasypie wszystkie drogi. Zapowiadali, że dzisiaj napada dobre dziesięć centymetrów. W Maine już spadło dwadzieścia.

Sissy zaciągnęła się głęboko dymem i po chwili zdusiła niedopałek w dużej błękitnej popielniczce. Odwróciła trzecią kartę i zobaczyła dwoje ludzi wśród gęstej śnieżycy. Każdy z nich osłaniał jedną dłonią ucho, żeby lepiej słyszeć. Les Ecouteurs Dans La Neige. Nasłuchujący Wśród Śniegu.

– Dwoje łudzi – powiedziała Sissy, czując, jak na policzki wypływają jej rumieńce. – Dwoje ludzi. Stoją w śniegu i słuchają.

– Co to znaczy?

– Myślę, że to ty i ja.

– Skąd wiesz? To może być ktokolwiek.

– Ale to jest ostatnia karta, ta, która ma mi podpowiedzieć, co powinnam uczynić.

Sam zrobił zdziwioną minę.

– W porządku. Jedną z tych osób możesz być ty, ale nic nie wskazuje na to, że drugą jestem ja.

– Wręcz przeciwnie. Ta karta mówi mi, co powinnam zrobić teraz, natychmiast. A, jak widzisz, pada śnieg, prawda? A ty jesteś jedyną osobą w pobliżu.

– Co więc powinniśmy zrobić? Wyjść na śnieg i zacząć słuchać? – Przyłożył dłoń do ucha tak samo jak osobnicy na karcie.

– Moglibyśmy spróbować.

– Sissy, wiesz doskonale, jak podziwiam to, co potrafisz robić z kartami. Uważam jednak, że w tym wypadku nie masz zielonego pojęcia, co one tak naprawdę oznaczają.

Sissy objęła dłońmi głowę i przez kilka długich chwil wpatrywała się w kartę ze śniegiem, jakby się spodziewała, że w każdej chwili karta może do niej przemówić i wyjaśnić jej swoje znaczenie. Była pewna, że postaci na karcie to właśnie ona i Sam. Sam miał jednak sporo racji. Nie wiedziała, co te ostatnie trzy karty chcą jej powiedzieć, nie wiedziała, jak powinna zareagować.

Mimo wszystko była głęboko przekonana, że karty chcą jej powiedzieć coś ważnego. Wywoływały w niej to samo uczucie, jakie wywołuje dźwięk telefonu dzwoniącego bladym świtem. Ktokolwiek wówczas dzwoni, z pewnością nie dzwoni z dobrymi wiadomościami.

– Włóż kurtkę – powiedziała do Sama.

– Co?

– Włóż kurtkę, wychodzimy z domu.

Sam zgasił papierosa.

– W porządku, skoro tego chcesz. Uważam jednak, że działasz po omacku.

Szybko włożył kurtkę i buty, tymczasem Sissy włożyła długą parkę z futrzanym kołnierzem.

– Zjesz ciasteczko? – zapytała, wyciągając ku niemu torebkę z ciasteczkami. – Trevor mi je przywiózł.

– Och, dzięki, ale nie. Niedawno zjadłem lunch.

– No i co z tego? Co ma lunch do malutkiego ciasteczka? Sam poczęstował się i po chwili oboje z Sissy wyszli z domu. Na dworze było tak cicho, że słyszeli hałas pługa, który odśnieżał autostradę niemal dwie mile od nich.

– No więc co mamy usłyszeć? – zapytał Sam.

– Sama chciałabym wiedzieć.

Stali w milczeniu, czekając nie wiadomo na co, aż wreszcie Sam dla rozgrzewki kilkakrotnie przestąpił z nogi na nogę.

– Nie mogę tak stać zbyt długo, Sissy – powiedział. – Muszę dojechać do Torrington, zanim zamkną bank.

– Cóż, jasne. – Sissy dała za wygraną. – Może się pomyliłam? Może powinnam ponownie rozłożyć karty i sprawdzić, czy nie popełniłam błędu? Widzisz, karty bywają przebiegłe. Nigdy nie skłamią, ale potrafią wprowadzić człowieka w ślepy zaułek.

– Taka właśnie była Beth.

– Beth? Nie wierzę.

– Nigdy nie powiedziałaby nieprawdy. Miała jednak rzadki talent mówienia w taki sposób, że człowiek potem musiał długo zgadywać, o co naprawdę jej chodziło.

– Rozumiem – mruknęła Sissy. Wzięła Sama pod rękę i oboje wrócili do kuchni. – Myślę, że powinieneś już iść – powiedziała.

W tej samej chwili zegar w hallu wybił godzinę trzecią. I dokładnie w tej chwili z telewizora dobiegł głos spikerki:

– Policja stanowa twierdzi, że znalazł się świadek zabójstwa pani Ellen Mitchelson, która została zastrzelona na własnym podwórku w Canaan, pojedynczym strzałem z dużej odległości. Jak dotąd policjanci nie zdradzają personaliów świadka, nie informują tez, jakie nowe informacje przekazał, wyrażają jednak nadzieję, że aresztowanie mordercy jest raczej kwestią godzin niż dni. Niemniej jednak policja nadal apeluje do wszystkich mieszkańców Canaan, by byli czujni i mieli oczy i uszy otwarte na wszystko, co wyda im się podejrzane.

– Oczy i uszy otwarte – powtórzyła Sissy. – Sam, nasłuchiwaliśmy w złym miejscu.

– O czym ty mówisz, Sissy? Posłuchaj, naprawdę muszę już iść.

– Powinniśmy nasłuchiwać w Canaan, tam, gdzie zginęła ta kobieta.

– Skąd to wiesz?

– Po prostu wiem. Czuję. Poza tym, powiedzieli to właśnie w telewizji.

– Co więc zamierzasz zrobić? Za oknami śnieżyca jak cholera. Chcesz się snuć w tym śniegu po całym Canaan zjedna ręką przy uchu, spodziewając się, że coś usłyszysz? I co takiego właściwie?

– Nie wiem. Wiem jednak, że muszę tam pojechać.

Sam złapał ją za ramiona.

– Nie, Sissy. Co za dużo, to niezdrowo. Chyba za bardzo to przeżywasz.

– Sam… Ja nie potrafię ci tego opisać. Czuję się tak, jakbym cała drżała niczym igła w kompasie, a przecież stoję spokojnie.

– Posłuchaj mnie, Sissy, wiesz, skąd się bierze to drżenie? Bardzo chcesz pokazać światu, że wciąż jesteś pożyteczna. Czasami i mnie się to przydarza, tak samo jak tobie. To wszystko dlatego, że nagle staliśmy się starzy i samotni, nie mamy nikogo, kto by nas docenił, i w gruncie rzeczy czujemy się na tym świecie jak piąte koło u wozu.

– Mylisz się, Sam. Bardzo się mylisz. Muszę pojechać do Canaan.

Sam puścił jej ramiona.

– Możesz pojechać, Sissy, nawet cię tam zawiozę, jeśli zechcesz. Moim zdaniem to jest jednak zwyczajna strata czasu.

Sissy powróciła do stolika i odwróciła kolejną kartę w talii DeVane. Długo wpatrywała się w nią przez okulary, po czym podała ją Samowi i powiedziała:

– Patrz! Jeżeli to nie jest dowód, to nie wiem, co to jest.

Sam sceptycznie popatrzył na kartę. Le Familie du Deluge. Przedstawiała górski krajobraz pod burzowym niebem, a w oddali Arkę Noego, przechyloną na burtę. Obok niej stał Noe i jego żona, jego synowie – Sem, Cham i Jafet – oraz ich żony i dzieci. Cham opierał rękę na ramieniu syna, a chłopak trzymał dłoń przy uchu.

– Nie rozumiem tego – powiedział Sam, oddając kartę Sissy.

– Wstydź się, Sam, nie znasz Biblii. Syn Chama miał na imię Canaan. I popatrz tylko, co on robi. Nasłuchuje. To Canaan nasłuchuje, prawda? Rozumiesz?

– Daj, spokój, Sissy, dodajesz dwa do dwóch i wychodzi ci pięć.

– W porządku, jeśli mi nie wierzysz, zatelefonuję do Dana Partridge’a i poproszę go, żeby mnie zawiózł do Canaan.

– Dana Partridge’a? Tego szaleńca? Nawet nie ma mowy, żebyś w taką pogodę jechała do Canaan z Danem Partridge’em!

Sissy pocałowała go w policzek.

– A więc nie masz wyjścia. To ty musisz mnie tam zawieźć.