178023.fb2
– To oni – powiedziała Sissy, zapalając trzeciego papierosa.
– Jesteś tego pewna?
– Całkowicie. Pamiętasz karty? Dwóch mężczyzn rąbiących drewno. Następnie La Faucille Terrible. Mężczyzna wydłubujący sobie oko i drugi, śmiejący się. To, co właśnie widziałeś, jest urzeczywistnieniem tego, co przewidziały karty.
– Niezupełnie. Przecież ten facet nie wydłubał sobie oka, tylko odrąbał palce, i to cholernie wielką siekierą. – Także on zapalił papierosa. – Czy karty przewidzą, kiedy oboje rzucimy palenie?
– Ja je w końcu rzucę. Nie wiem jak ty.
– Nie martwię się za bardzo sobą, raczej chodzi mi o ciebie.
– Rzucę palenie, kiedy będę na to gotowa. Poza tym, kim ty jesteś, moim ojcem?
– Przepraszam – rzucił Sam. – Po prostu…
– Wiem, Sam. Po prostu troszczysz się o mnie. Nie wiózłbyś mnie aż tutaj, gdybyś się o mnie nie troszczył. Ale to naprawdę bardzo, bardzo ważna sprawa. Trudno mi to wyjaśnić komukolwiek, kto sam tego nie czuje, ale to, co się teraz ze mną dzieje… Widzisz, chodzi o ludzkie życia, Sam. Jeśli zrezygnujemy, będą umierać niewinni ludzie. Uwierz mi, tak właśnie się stanie.
– To co mamy teraz robić?
– Niewiele nam pozostało do roboty, przynajmniej dzisiaj. Na razie wiemy przynajmniej, z kim mamy do czynienia, a dzięki temu łatwiej przewidzimy, co będzie się działo dalej.
– Sądzisz, że ci ludzie mają coś wspólnego z tą zastrzeloną kobietą?
– Jestem tego pewna.
– Może powinnaś skontaktować się z policją?
– Może to zrobię, jeżeli karty powiedzą mi, że ci ludzie znów zaatakują. W tej chwili jednak nie mam żadnych dowodów? Tylko przejmujące uczucie, a przecież przejmujące uczucie nie obroni się przed sądem, prawda?
– Wiesz co? Jesteś niesamowitą kobietą, Sissy Sawyer. Zapraszam cię do New Milford na kolację.
Podczas gdy tak siedzieli, z domu wyszedł Feely. Podszedł do garażu i pociągnął za podnoszone drzwi. Następnie tak długo kopał w śniegu na podjeździe, aż wreszcie zniknęły pod nim wszystkie ślady krwi Roberta. Wreszcie wziął na ręce trzy kłody, które Robert miał wcześniej porąbać, i wniósł je do domu.
– Les Trois Araignees – powiedziała Sissy. – Jeden czarny i dwa białe, jednak wszystkie snują tę samą sieć.
– Myślę, że naprawdę powinnaś skontaktować się z policją.
– I co bym powiedziała? „Przepraszam pana, panie oficerze, ale dwustuletnia talia kart powiedziała mi właśnie, że troje ludzie powoduje wielki chaos wokół Canaan”. Daj spokój, Sam. Śmialiby się z tego przez tydzień. Nikt nie wziąłby tego poważnie.
– Nie byłbym taki pewien. Z tego, co ostatnio czytałem, współcześni policjanci są dzisiaj bardziej skłonni niż kiedyś do wysłuchiwania różnych dziwaków.
– Och, dzięki.
– Nie, nie, wcale nie chciałem być niegrzeczny. Chodzi mi o to, że nie odrzucają z punktu wszystkich informacji uzyskanych w niekonwencjonalny sposób. Ustalają profile psychologiczne, korzystają z pomocy jasnowidzów, nawet mediów. Pamiętasz tego chłopaka, który zaginął latem zeszłego roku w parku Wyantenock? Indiański czarownik pomagał im go znaleźć.
– Rzeczywiście, zgoda. Muszę jednak przynajmniej jeszcze raz postawić karty. Nie mam zamiaru wpuścić policji w maliny. I sama nie chcę wyjść na idiotkę. – Popatrzyła na zegarek. Był prawie kwadrans przed szesnastą i na dworze powoli zaczynało się ściemniać. – Dokąd zabierzesz mnie więc na kolację? – zawołała z nagłym entuzjazmem. – Co powiesz o restauracji Adrienny? Nie jadłam jej bażantów od czasu, gdy Gerry opuścił ten świat.