178023.fb2
Kiedy mijali Cannondale, Howard popatrzył na wskaźnik paliwa i stwierdził, że strzałka wskazuje znacznie poniżej połowy.
– Cholera. Będę musiał się zatrzymać, żeby dolać benzyny.
Sylvia akurat przeglądała się w lusterku. Zrobiła niezadowoloną minę.
– Na miłość boską, Howard. Czy nie mógłbyś zatankować jutro w drodze do pracy?
– To nie zajmie dużo czasu. Stacja benzynowa jest przed nami.
– Howard, muszę jak najszybciej być w domu, bo inaczej mój kurczak spali się do kości.
Jednak Howard ujrzał już w oddali, w ponurym krajobrazie późnego grudniowego popołudnia, żółty znak stacji benzynowej.
– Jeśli martwisz się o kurczaka, zatelefonuj do Lisy i powiedz jej, żeby wyłączyła piekarnik.
– Cholera, i to wszystko z powodu fobii twojego ojca, żeby nigdy nie jeździć samochodem, mając mniej niż połowę baku benzyny!
– To nie fobia, Sylvio, to zdrowy rozsądek. Popatrz tylko na niebo. Czy nie widzisz, kobieto, że zbliża się śnieżyca? Przypuśćmy, że utkniemy gdzieś w zaspie na całą noc. Jak sobie wyobrażasz, w jaki sposób utrzymamy ciepło w aucie?
– Howard, do domu mamy najwyżej czterdzieści minut jazdy. Z pewnością dojedziemy, zanim zacznie się śnieżyca.
Howard jakby ogłuchł. Zawsze tak reagował, jeśli się z czymś nie zgadzał. Nie był kłótliwym facetem, jednak uważał, że wszystkie sprawy powinny dziać się tak, jak on postanowił. Życie jest, według niego, serią potencjalnych katastrof przytrafiających się właśnie tym, którzy nie podejmują sensownych środków zaradczych. Kiedy Sylvia akurat gotowała, niestrudzenie przychodził do kuchni i czytał jej z „The News-Times” informacje o wypadkach, których można było uniknąć.
– „Pewien pięćdziesięciotrzyletni mężczyzna z Sherman złamał kręgosłup, kiedy spadł z dachu swojego domu, na który wszedł, by oczyścić rynny z suchych liści. George Goodman będzie już do końca życia przykuty do wózka inwalidzkiego. Jego żona, Martha Goodman, twierdzi, że przyczyną wypadku była nie zabezpieczona drabina”. Ha! – zawołał Howard z niedowierzaniem. – Ona wini za wypadek drabinę! Przecież drabina to przedmiot nieożywiony. Drabina nie może przewidzieć, że zbliża się wypadek. Dlaczego ta baba nie obwini idioty, który wspiął się na drabinę, nie poprosiwszy kogoś wcześniej, żeby ją pod nim przytrzymał?
Sylvia, wycinając płatki róży z ciasta i układając je na wierzchu jabłecznika, odpowiedziała:
– Daj mu spokój. Czy nie uważasz, że biedak został już wystarczająco ukarany?
Howard popatrzył we wsteczne lusterko, pokazał kierunkowskazem, że zamierza skręcić w prawo, i zwolnił. Jakiś czerwony datsun jechał za nimi od samego Norwalk, o wiele za blisko jak na gust Howarda – zważywszy na śliską drogę i w ogóle trudne warunki jazdy – dlatego Howard chciał mieć pewność, że kierowca datsuna odpowiednio wcześnie dowie się, że on (Howard Stanton) zamierza zjechać z autostrady.
– Nie wiem, dlaczego ten dupek od razu nie poprosił mnie o linkę do holowania. – Howard reagował tak na każdego kierowcę, który ośmielał się jechać zbyt blisko za nim.
Skręcił na stację benzynową, zatrzymał samochód przed dystrybutorem i po chwili wyłączył silnik. Sylvia odwróciła się, żeby popatrzeć na wiklinowy koszyk ustawiony na tylnym siedzeniu.
– Chyba śpi – powiedziała z uśmiechem.
– Więc go nie budź. Nie zniósłbym już ani chwili tego żałosnego pisku.
– Sprawdzę tylko, czy nic mu nie jest.
– Oczywiście, że mu nic nie jest.
Howard otworzył skrytkę w podłokietniku pomiędzy przednimi siedzeniami i wyciągnął z niej brązową wełnianą czapkę z pomponem i parę brązowych wełnianych rękawiczek. Mocno wcisnął czapkę na głowę. Uważał, że dzięki tej czapce wygląda jak Richard Dreyfuss ze Szczęk. Sylvia zaś w sekrecie porównywała go wówczas do Huberta z Ulicy Sezamkowej.
Podczas gdy Howard pedantycznie naciągał rękawice, palec po palcu, Sylvia odpięła pas bezpieczeństwa, który przytrzymywał koszyk, podniosła wiklinową pokrywę i zajrzała do środka. W środku, zwinięty w kłębek na grubym wełnianym szalu, spał lśniący szczeniak labradora, który tego dnia został odebrany matce.
– Suzie oszaleje na jego punkcie.
– Sam nie wiem. Labradory bywają agresywne, nie sądzisz? Mam nadzieję, że nie będziemy mieli problemów z jego ułożeniem. Wydaje mi się, że powinniśmy byli wziąć raczej suczkę.
– Och, Howard, on jest taki uroczy.
Howard otworzył drzwi explorera i wysiadł. Zimno wprost zapierało dech w piersiach, a z północnego zachodu wiał przenikliwy wiatr. Howard otworzył nakrętkę wlotu paliwa i zaczął napełniać zbiornik.
Stacja benzynowa firmy A &J usytuowana była przy autostradzie numer 7, niedaleko skrzyżowania z szosą prowadzącą do Branchville. Ściemniało się już i trasa była niemal pusta. Tylko od czasu do czasu stację benzynową mijała samotna ciężarówka z choinkami bożonarodzeniowymi. Po przeciwnej stronie stała jakaś chata z oknami zabitymi deskami. Wszystko wskazywało na to, że był tu kiedyś przydrożny zajazd. Przed budynkiem stał zardzewiały pick-up, wsparty na cegłach zamiast kół, oraz brudny brązowy chevrolet caprice. Za chatą nie było już nic, tylko las.
Stacja była jasno oświetlona i Howard dostrzegł kasjera za kontuarem. Bujał się na krześle z nogami na ladzie i oglądał telewizję. Howard nienawidził samoobsługi na stacjach benzynowych. Z jakiej racji kasjer siedzi sobie w cieple i nic nie robi, gdy tymczasem klient drży na wietrze i brudzi sobie ręce śmierdzącym paliwem z podajnika? Poza tym paliwo zazwyczaj sączyło się do baku cholernie powoli, co jeszcze bardziej irytowało Howarda.
Sylvia zapukała w szybę i pomachała do niego. Wykrzywił twarz w grymasie niechętnego uśmiechu, co miało znaczyć, że ją zauważył, jednak nawet nie podniósł ręki. Wiatr unosił krople deszczu i Howard był przekonany, że jest wystarczająco zimno, żeby zaczął padać śnieg.