178023.fb2 Z?a przepowiednia - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 41

Z?a przepowiednia - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 41

Sissy ostrzega

Doreen przyjechała na komendę siedem minut po dziesiątej. Miała ze sobą pudełko pączków, które kupiła w Litchfield Home Bakery.

– Próbuję się odchudzać – powiedział Steve, wyjmując pączka oblanego lukrem.

– Powinieneś mieć więcej zmartwień. Od zmartwień ludzie chudną.

– Myślisz, że mam za mało zmartwień? Właśnie musiałem wypuścić jedynego podejrzanego o zastrzelenie Ellen Mitchelson, a Alan wciąż utrzymuje, że jest winien napaści seksualnej.

– Doskonale wiesz, że jest niewinny. Ten chłopak nie napastowałby nawet muchy.

Steve wsunął do ust ostatni kęs pączka.

– Szczerze mówiąc, Doreen, nie wiem, co mam dalej robić.

– Weź pączka z cynamonem. Są najlepsze.

Steve wciąż otrzepywał dłonie z cukru, kiedy do pokoju weszła posterunkowa Rudinstine. Rudinstine była wysoka, miała szerokie ramiona i długie włosy, zaczesane do tyłu. Doreen twierdziła, że zakochałaby się w niej, gdyby była mężczyzną.

– Proszę pana, na dole jest pewna kobieta, która koniecznie chce się z panem zobaczyć. Mówi, że ma pilne informacje na temat zabójstwa pani Mitchelson.

– Naprawdę? Zanotowałaś jej nazwisko?

Policjantka popatrzyła na kartkę papieru, którą trzymała w dłoni.

– To niejaka Cecilia Sawyer.

– Rozumiem. Jakie sprawia wrażenie?

– To starsza osoba.

– Aha. No i co? Bardzo się starasz ukryć uśmiech, Rudinstine. Chyba coś przede mną ukrywasz.

– Niczego nie ukrywam, proszę pana. Po prostu, uważam, że można by ją określić jako osobę bardzo specyficzną.

Głowa Steve’a opadła niemal na piersi.

– Tego mi jeszcze potrzeba. Specyficznej emerytki z informacjami o przypadkowym zabójstwie. Uwierz mi, w szkole policyjnej nie uczą, jak się zachowywać w takich wypadkach.

Wkrótce Rudinstine wprowadziła Sissy i Trevora do gabinetu Steve’a. Miała rację w kwestii wyglądu Sissy. Steve nie miał pojęcia, jak wiele kobiet po sześćdziesiątce chadza po Litchfield County w sobolowym futrze do samej ziemi i kapeluszu wyglądającym jak odwrócone do góry dnem wiadro straży pożarnej, odgadywał jednak, że nie ma ich dużo. Wstał, podał rękę Sissy i Trevorowi, po czym gestem poprosił, żeby usiedli. Doreen stanęła w kącie, jedząc pączki i robiąc za plecami gości głupie miny.

Sissy otworzyła torebkę z krokodylej skóry i wyciągnęła z niej kartę Le Cocher Sans Coeur. Położyła ją na biurku Steve’a i powiedziała:

– Proszę bardzo.

– Co to takiego? – zapytał Steve. Zmarszczył czoło, karty jednak nawet nie dotknął.

– Le Cocher Sans Coeur. Woźnica bez serca. To jedna z kart DeVane, służących do wróżenia. Po raz pierwszy wydrukowane zostały we Francji w 1763 roku.

– A co ma ona wspólnego z zamordowaniem pani Mitchelson?

– Per se nie ma z tym nic wspólnego. Jest to natomiast ostrzeżenie przed następnym morderstwem, które zamierza popełnić ta sama osoba.

– Rozumiem. Chodzi pani o następne morderstwo.

Za plecami Sissy Doreen omal nie udławiła się pączkiem.

Tymczasem Trevor pochylił się nad biurkiem i powiedział do Steve’a:

– Moja matka posiada szczególny dar. Prawdę mówiąc, do tej pory uważałem to za jakieś dziwaczne czary – mary. Ale minionej nocy ja też to poczułem! Moja żona nie chciała, żebym tu przyjechał; powiedziała, że mam jedynie poczucie winy, i to zupełnie bez powodu, a to dlatego, że moja matka nie chce pojechać z nami na Florydę, na wakacje. Siła, która mnie pchała, była jednak tak wielka, że nie byłem w stanie się jej oprzeć.

– Siła? Taka jak „niech Moc będzie z tobą”? Tego rodzaju siła?

– W pewnym sensie, tak – odezwała się Sissy. – Zbiorowa podświadomość, jak pisał Jung.

– W porządku – powiedział Steve ostrożnie. – Zatem, przed czym ostrzega mnie ta karta?

– To bardzo proste – odparła Sissy. – Zresztą, jak zawsze w przypadku kart DeVane, jeżeli tylko potrafi się je poprawnie czytać. Zginie mężczyzna, prowadzący jakiś pojazd, jednak pojazd ten po jego śmierci wciąż będzie jechał, w kierunku „Katastrofy”.

– I będzie to kolejne zabójstwo popełnione przez tę samą osobę, która zamordowała Ellen Mitchelson?

Sissy pokiwała głową.

– Musiałam pokazać panu tę kartę osobiście, ponieważ, jak mniemam, w innym przypadku by mi pan nie uwierzył.

Doreen z trudem powstrzymała parsknięcie, jednak mimo wszystko kilka okruszków pączka wyleciało jej z ust. Musiała wybiec z pokoju, ale nawet po tym jak zatrzasnęła za sobą drzwi, Steve słyszał jej śmiech, dobiegający z korytarza. Sam musiał przygryźć od wewnątrz skórę na policzkach, żeby szeroko się nie uśmiechnąć. Zgryzł je tak mocno, że poczuł krew.

– A więc, taak… Widzę, co chce mi powiedzieć karta – odezwał się – jednak chyba nie rozumiem, co ma z tym wszystkim wspólnego tajemnicza siła.

Dla Sissy problem był tak prosty, że z trudem zachowała cierpliwość.

– Detektywie Wintergreen, każda silna emocja powoduje drgania w kolektywnej podświadomości. Szczególnie złość i miłość. A ja jestem bardzo czuła na oba te uczucia.

– Poczuła więc pani złość?

– Właśnie. Wczoraj, po zamordowaniu Ellen Mitchelson, poczułam nagle niemożliwą do opanowania pokusę, żeby pojechać do Canaan. Ktoś w Canaan nosi w sobie taką złość i frustrację, że nie potrafi zwalczyć w sobie potrzeby zabijania w akcie zemsty niewinnych ludzi. To może być mężczyzna albo kobieta, ale mam przeczucie, że jest to najprawdopodobniej mężczyzna. Widziałam morderstwo Ellen Mitchelson, zanim się wydarzyło. Niech pan spojrzy na tę kartę, La Poupee Sans Tete. Odebrałam także kilka innych ostrzeżeń. Muszę ostrzec mężczyznę w szafie. I muszę bardzo uważać na możliwą pułapkę.

Steve jeszcze chwilę patrzył na karty, po czym pokiwał głową i oddał je Sissy.

– Pani Sawyer, wiem, że ma pani jak najlepsze intencje i że wykazuje pani jak najbardziej godną pochwały obywatelską postawę, jednak powinna pani spojrzeć na całą sprawę z mojego punktu widzenia.

– Och, oczywiście, że potrafię w ten sposób na nią spojrzeć – odparła Sissy. – Gdybym znajdowała się na pana miejscu, byłabym, rzecz oczywista, bardzo sceptyczna. Siedzi pan sobie tutaj, próbując rozwikłać zagadkę zabójstwa przy użyciu najnowszej techniki i najbardziej wyszukanych policyjnych metod, a tymczasem jakaś nawiedzona stara baba wkracza do pańskiego gabinetu z talią kart o zadartych rogach i wmawia panu, że wie, kto jest mordercą i co morderca planuje w najbliższych godzinach. Jestem zaskoczona, że już wcześniej nie posłał mnie pan do wszystkich diabłów.

Steve popatrzył na nią uważnie. Odwzajemniła jego spojrzenie i zobaczył w jej oczach coś takiego, że odniósł wrażenie, iż zgubił gdzieś całą minutę swojego życia – jakby wszystko nagle się zmieniło, a on nawet tego nie zauważył.

– Wie pani, kto jest mordercą? – zapytał.

– W zbrodnie zaangażowanych jest troje ludzi, dwóch mężczyzn i jedna kobieta, ale to jeden z mężczyzn jest prowodyrem. Widzi pan tę kartę? Les Trois Araignees, trzy pająki, dwa białe i jeden czarny. Widziałam ich i jestem pewna, że to byli właśnie ci ludzie. Ta dziwna siła doprowadziła mnie prosto do domu, w którym mieszkają. Niech pan spojrzy na kolejną kartę. Zobaczyłam, jak jeden z mężczyzn rąbie drewno przed domem i przypadkowo odrąbuje sobie palce, a tymczasem drugi mężczyzna się z niego śmieje. To było wręcz odwzorowanie sytuacji, którą widzi pan na tym rysunku.

– I to było wczoraj w Canaan?

– Zgadza się. Mieszkają w domu przy Orchard Street. Nie wiem, pod jakim numerem, ale przed domem stoi furgonetka przykryta niebieską plandeką.

– Może pan pojechać i sprawdzić, jeśli nie wierzy pan mojej matce – wtrącił Trevor.

Steve wciąż wpatrywał się w Sissy, bawiąc się długopisem.

– To nie jest kwestia wiary lub niewiary, panie Sawyer. To kwestia środków, za pomocą których uzyskuje się informacje.

Sissy uśmiechnęła się do niego.

– Wcale nie chodzi panu o środki. Prawdziwy pański problem polega na tym, że nie wie pan, jak wytłumaczyć swoim kolegom z Canaan, że otrzymał pan gorącą wskazówkę od wróżki. A co będzie, jeśli wróżka się myli? Będą z pana drwić jeszcze nawet na przyjęciu, które wyda pan, odchodząc na emeryturę, prawda? Nazwą pana Cyganką Wintergreen.

– Jasne. – Steve westchnął. – Rozumie więc pani powody moich wahań. Nie mogę wysłać do tego domu policjantów bez uzasadnionego powodu.

– Zatem – zaproponowała Sissy – niech się pan zgodzi, żebym przepowiedziała panu przyszłość. Jeśli przepowiednia będzie w stu procentach dokładna, zgodzi się pan wysłać funkcjonariuszy na Orchard Street. Jeśli chociaż odrobinę się pomylę, Trevor i ja nie powiemy już więcej ani słowa i pojedziemy do domu.

– Przykro mi, ale nie mogę się na to zgodzić.

– Co? Boi się pan, że będę miała rację?

– Nie, pani Sawyer, nie o to chodzi. Po prostu ta sprawa zajmuje mi bardzo dużo czasu i naprawdę nie mogę poświęcić go pani więcej, niż to konieczne.

Sissy szybko potasowała karty i wyciągnęła do Steve’a rękę z talią.

– Proszę, niech pan przełoży.

– Pani Sawyer…

– Proszę przełożyć, co ma pan do stracenia?

Steve przez chwilę się wahał. Zerknął na drzwi, chcąc się upewnić, że Doreen nie zagląda do środka, po czym szybko przełożył karty.

Sissy wzięła karty do obu rąk i powiedziała:

– Obrazy przyszłego świata, proszę, przemówcie do mnie…

Steve rzucił pytające spojrzenie Trevorowi, ten jednak tylko wzruszył ramionami, jakby chciał powiedzieć, że taka jest właśnie jego matka i należy ją brać właśnie taką, jaka jest.

Sissy natychmiast odkryła kartę, przedstawiającą mężczyznę w ciemnej, poplątanej puszczy. Dotarł właśnie do rozstaju leśnych dróg, na którym stało przynajmniej dziesięć drogowskazów, a każdy wskazywał inny kierunek. Na każdej tabliczce widniał napis „La Sepulchre”, każda jednak miała pod napisem inny symbol. Pierwsza – rybę. Druga – damską dłoń. Kolejna – sztylet. Sama karta nazywała się L’Emgme de la Tuerie.

– To pańska Karta Atmosfery – powiedziała Sissy. – To jest właśnie pan, próbujący rozwiązać swoją sprawę morderstwa, „zagadkę zabójstwa”. Każdy ze znaków daje panu podpowiedz, ale tylko jedna z nich jest prawdziwa. Problem polega na tym, że każdy ze znaków wskazuje drogę do grobu.

Odwróciła kolejną kartę, a potem jeszcze jedną. Pierwsza ukazywała mężczyznę kłócącego się z młodym chłopcem. L’Heritier Ingrat, niewdzięczny potomek. Następna ukazywała dwóch mężczyzn, bijących się przed domem na pięści, podczas gdy kobieta z kwiatami we włosach płakała oparta o studnię. Les Parents en Colere, rozzłoszczeni rodzice.

Karta Przepowiedni prezentowała mężczyznę wsuwającego przez kraty więziennej celi kawałki chleba, mimo że więzień wyraźnie go ignorował. La Nourriture Odieuse, znienawidzony posiłek.

– No właśnie – powiedziała Sissy.

Steve uważnie przyjrzał się wszystkim kartom.

– To jest moja przyszłość? Stracę pracę w policji i skończę w więzieniu?

– Nie, oczywiście, że nie – odparła Sissy. – Kluczem do pańskiej przyszłości jest ta karta – wskazała palcem – niewdzięczny potomek. Mówi mi ona, że pokłócił się pan z synem, ponieważ uważa pan, że powinien okazywać panu większy szacunek. Tymczasem jemu się wydaje, że pan go w ogóle nie kocha. Nieważne, co syn robi, zawsze jest przekonany, że się pan nim w ogóle nie interesuje, a kiedy już okazuje mu pan jakieś uczucia, jest to jedynie udawanie.

Z jakiegoś powodu zdenerwował rodziców młodej dziewczyny. Oto oni, walący w drzwi pańskiego domu, domagający się sprawiedliwości. Być może ci rodzice są przekonani, że pański syn wykorzystał ich córkę, może zapłodnił? Ale niech pan tylko spojrzy na tę dziewczynę. Niełatwo to dojrzeć, ale z jej ust wyskakuje mała żabka, co znaczy, że dziewczyna kłamie.

Steve pochylił się nad biurkiem i wziął do ręki Kartę Przepowiedni.

– Więc co to znaczy? – zapytał szybko. Nie potrafił ukryć przed Sissy, że jego wyciągnięta ręka drży.

– To znaczy, że pański syn zostanie ukarany, mimo że jest niewinny. I nieważne, jakimi prezentami będzie pan chciał mu wynagrodzić fakt, że zawiódł go pan, syn zawsze już będzie panem gardził. On nie chce prezentów, chce pana. Proszę, ten mężczyzna ma klucz, przywiązany do paska, a górna część klucza ma kształt serca. Mężczyzna może w nieskończoność podawać chleb przez kraty, wyrażając swoje przeprosiny, ale jeśli tylko zda sobie sprawę, o co synowi chodzi tak naprawdę, ma możliwość, żeby otworzyć celę i natychmiast go z niej wypuścić.

Sissy ostrożnie wyciągnęła kartę z dłoni Steve’a i wsunęła ją z powrotem do talii.

– Taka jest właśnie pańska przyszłość, detektywie Wintergreen, i to się właśnie stanie, jeśli nie uczyni pan nic, żeby zmienić bieg wydarzeń.

Steve wstał i podszedł do okna. Śnieg wciąż sypał. W szybie widział swoje zamazane odbicie; wyglądał jak duch. Po długiej chwili odwrócił się i powiedział:

– Chciałbym o tym porozmawiać z kilkoma współpracownikami. Może zechciałaby pani zejść na dół i tam na mnie poczekać? Posterunkowa Rudinstine poda pani kawę, jeśli pani tylko zechce.

– Bardzo dobrze – odparła Sissy. – Tylko niech to nie trwa zbyt długo. Przyszłość nadchodzi nieraz znacznie szybciej, niż się nam zdaje.