178030.fb2
Do domu wrócili dopiero kilka godzin po zmroku.
– Wszystko w porządku? – zapytał Royd, otwierając bra¬mę – Nic nie mówisz.
Na jej twarzy pojawił się wymuszony uśmiech.
– Nic mi nie jest. Dlaczego coś miałoby być nie tak? Przez ostatnie kilka godzin leżałam wyluzowana na plaży. – Wy¬przedziła go i weszła na dziedziniec. – Miałeś rację. Potrzebne było mi trochę odpoczynku.
Jej ciało było wypoczęte, jednak umysł i emocje – roze¬drgane.
On to wyczuwał.
Widziała to w jego spojrzeniu. Odwróciła od niego wzrok i przyspieszyła kroku.
– Jedzenie na plaży było dobrym pomysłem, lepszym niż…
– Poszczęści mi się? – przerwał jej.
– Słucham?
– Słyszałaś, co powiedziałem – burknął. – Może nie jestem dyplomatą, ale muszę wiedzieć.
Odwróciła się do niego.
– Czy ci się poszczęści? – powtórzyła. – Na miłość boską, sprawiasz, że czuję się jak tania dziewczyna w barze.
– To nie tak. Po prostu muszę… Och, nieważne. – Wyminął ją i zaczął wchodzić po schodach. – Powinienem był wiedzieć, że…
Usłyszała, jak gwałtownie zamyka drzwi swojej sypialni.
Przez kilka chwil wpatrywała się w zamknięte drzwi, potem ruszyła na górę. Była zaskoczona jego zachowaniem.
I zawiedziona. Nie była pewna, czego oczekiwała, ale na pewno nie tego, że zamknie przed nią drzwi do sypialni.
Więc czego chciała? Postanowiła sobie, że w żadnym wypadku nie powinna pójść z nim do łóżka. To byłby błąd. Połączył ich wspólny cel zniszczenia Sanborne'a i Bocha, poza tym byli jak dzień i noc. Nie można było budować związku bez żadnej podstawy. Z Dave'em mieli mnóstwo wspólnych zain¬teresowań i celów, a mimo to ich małżeństwo nie przetrwało. Więc czego spodziewała się po związku z człowiekiem, który…
Co też przyszło jej do głowy? Royd nie chciał się angażować.
Chciał iść z nią do łóżka.
Czyż nie tego chciała i ona? Po co to analizowanie, jakby miała zamiar stworzyć związek?
Drzwi sypialni Royda otworzyły się. Serce skoczyło jej do gardła.
– Muszę ci to powiedzieć. Źle to wszystko wyszło. Nie jestem głupi, ale zawsze, kiedy jesteś blisko, tracę wątek. Nie wiem dlaczego. Wszystko wychodzi na opak.
Zacisnęła rękę na poręczy schodów.
– Dla mnie wszystko było jasne.
Potrząsnął głową.
– Myślisz, że cię obraziłem. Użyłaś słowa "tania". To jest ostania rzecz, jaką mógłbym o tobie pomyśleć.
Oblizała wargi. – Naprawdę?
– Nie wierzysz mi. – Zacisnął pięści. – Tamte słowa po prostu mi się wymknęły. Wychowałem się w twardych warun¬kach i przez całe życie byłem twardy. Powiedziałem to, co myślę. Nie miałem zamiaru cię obrazić.
Nie mogła oderwać od niego wzroku.
– Więc co miałeś na myśli?
Przez chwilę nic nie mówił.
– Chciałem, żebyś wiedziała, że uznałbym siebie za naj¬szczęśliwszego drania pod słońcem, gdybyś pozwoliła mi się dotknąć. Gdybyś się ze mną przespała, to byłoby tak, jakbym wygrał los na loterii. – Uśmiechnął się. – To nie zabrzmiało najlepiej. Nic na to nie poradzę. Taki jestem.
– Jesteś nieokrzesany.
– Ale szczery. A nic nie jest dla mnie tak ważne, jak bycie z tobą szczerym. Nie mam zamiaru zwabić cię do łóżka. Mo¬głem zrobić to na początku, teraz jest już za późno. Musisz tego pragnąć równie mocno jak ja.
– A jeśli nie?
– To będzie źle- powiedział po prostu. – Za bardzo tego pragnę. Mógłbym skrzywdzić cię, zmuszając do tego, żebyś czuła tak samo. A tego nie mogę zrobić. Musisz mnie pragnąć. W przeciw¬nym razie nie pozwól mi zbliżyć się do siebie. Przerażam cię.
– Nie. – Jego słowa nią wstrząsnęły, nawet ją wzruszyły. Ale nie przeraziły. – Nigdy się ciebie nie bałam. – Uśmiechnęła się niepewnie. – Wiem, że nie skrzywdziłbyś mnie. To po prostu nie jest dobry pomysł. – Zmusiła się do odwrócenia się i ruszyła w stronę swojej sypialni. – Dobranoc, Royd.
– Dobranoc.
Czuła jego wzrok na plecach. Jednak nie odezwał się, dopóki nie doszła do drzwi.
– Mylisz się – powiedział cicho. – To bardzo dobry pomysł. Zastanów się nad tym.
Położyła rękę na klamce. Naciśnij ją, otwórz drzwi i zamknij za sobą, nakazała sobie. To tylko seks. Nie potrzebowała nicze¬go więcej. On nie potrzebował niczego więcej.
– Nasza znajomość jest przelotna.
– Może tak, a może nie.
Weszła do pokoju. Zamknij drzwi i nie oglądaj się za siebie. Nie chciała zamknąć drzwi.
Tym bardziej powinna je zamknąć. Zamknęła drzwi.
Przyjdzie.
Nie, nie przyjdzie. Był aroganckim durniem, skoro mógł pomyśleć, że nie potrafi zapanować nad tym, co ich do siebie ciągnęło.
Był nagi. Podszedł do okna i otworzył je. Wciągnął w pluca ciepłe, słone powietrze. Uspokój się. Musi przyjść. Nie kłamał, kiedy powiedział jej, że boi się, że zrobi jej krzywdę. Zazwyczaj panował nad sobą, ale teraz to coś innego. Ona była inna.
Drzwi do jego sypialni otworzyły się. Zamarł, ale nie odwrócił się.
– Zmieniłam zdanie – powiedziała drżącym głosem.
Nie poruszył się.
– Dzięki Bogu.
– Do cholery, odwróć się. Chcę zobaczyć twoją twarz.
– Jeśli się odwrócę, nie moja twarz przykuje twoją uwagę•
– Samochwała.
Powoli się odwrócił.
Spojrzała na jego twarz, po czym przeniosła wzrok niżej.
– Dobry Boże.
– Mówiłem ci.
Szybko powróciła wzrokiem w jego twarzy.
– Czekałeś na mnie.
– Miałem nadzieję, że przyjdziesz.
– Jestem tego pewna. – Zdjęła przez głowę koszulkę, którą miała na sobie. – A więc dobrze, zróbmy to. – Rzuciła koszulkę na podłogę i po chwili znalazła się na łóżku, naciągając na siebie prześcieradło. – Chodź.
– Za chwilę. Najpierw musisz odpowiedzieć na moje py¬tanie.
– Nie, nie muszę. Nie musimy nic mówić. Sytuacja jest jasna.
– Muszę cię o coś zapytać.
– Chodź tu.
– Najpierw odpowiedz mi na pytanie.
– Nie chcę rozmawiać. Myślisz, że to dla mnie łatwe?
Potrząsnął głową.
– Myślę, że bardzo trudne. Dlatego muszę być pewny, że jesteś tu z właściwych powodów.
Podniosła rękę do czoła.
– Boże. Niech zgadnę. Chcesz, żebym ci obiecała, że wiem, że z twojej strony nie mogę liczyć na zaangażowanie. Nie chcę zaangażowania, do diaska! Chyba byś…
– Do diabła z zaangażowaniem! Byłbym głupcem, gdybym myślał, że w tym momencie rozważasz związanie się ze mną w jakikolwiek sposób. Chcę tylko, żebyś odpowiedziała mi na pytanie.
– Wyduś je wreszcie, do cholery!
– Czy chodzi o spłatę długu?
Spojrzała na niego zdumiona.
– Długu?
– Jesteś zaskoczona? Masz miękkie serce i wiem, że za każdym razem, kiedy na mnie patrzysz, pamiętasz o Garwood. Jesteś tak przepełniona winą, że ona odcisnęła się na całym twoim życiu w ostatnich latach. Nie chcę, żebyś szła ze mną do łóżka tylko dlatego, że myślisz, że w ten sposób mi coś wyna¬grodzisz.
– Boże, ty oszalałeś! – zawołała i usiadła na łóżku. – Nie mam zamiaru niczego ci udowadniać.
– Po prostu odpowiedz.
– Nie. – Patrzyła na niego. – Tak, czuję się odpowiedzialna za to, co się stało.
– Widzisz? Nie jesteś bardziej winna niż broń w rękach mordercy.
Wstała.
– Trochę nieodpowiednie jest to porównanie. I wiedz, że mimo wszystko nie składałabym się tu w ofierze niczym jakaś westalka. Za bardzo się szanuję. Popełniłam ogromny błąd, ale to nie znaczy, że teraz… To miał być tylko seks. – Ruszyła w stronę drzwi. – Nie mam zamiaru cię przekonywać. To nie jest warte…
– Sprawię, żeby było. – W ułamku sekundy znalazł się przy niej, przytrzymał ją za ramiona i upadł przed nią na kolana. – Daj mi trzy minuty.
– Wstań. Nie mam zamiaru. – Wzdrygnęła się, kiedy poczuła jego usta na brzuchu. Poczuł reakcję jej ciała. Jego ręce przesunęły się w stronę jej piersi.
– Trzy minuty. – Czuła ruchy jego języka na swojej skórze. – Potem możesz zmienić zdanie.
– Mogę? – Wsunęła ręce w jego włosy. – Nie jestem tego pewna.
– Ani ja. Może kłamię. Więc wróćmy do łóżka. Wtedy nie będzie żadnego ciśnienia…
– W tej chwili czuję duże ciśnienie – powiedziała drżącym głosem. – Moje kolana chyba się zaraz poddadzą.
– Więc pozwól im na to. – Położył ją na podłodze i nachylił się nad nią. – Dywan jest tak samo dobry jak łóżko…
– Royd…
– Cii, już za późno… – Rozchylił jej uda. Boże, czuła się dobrze. – Za bardzo oboje tego pragniemy. Ty za bardzo tego pragniesz. Czuję to.
– Więc daj mi to. – Wbiła paznokcie w jego plecy. – I na miłość boską, jeśli zadasz mi jeszcze jakieś głupie pytanie, zamorduję cię…
– W porządku? – zapytał Royd. – Nie byłem zbyt brutalny?
– Kiedy?
Jej oddech wracał do normy, ale wciąż się trzęsła. Leżał zaledwie kilka centymetrów od niej, ale nie dotykał jej. Prag¬nęła tego dotyku, chciała czuć jego całego. Boże, zachowywała się jak nimfomanka. Miała orgazm kilka razy, kiedy tak tarzali się na podłodze, jak zwierzęta, a ona wciąż chciała jeszcze. Więc weź to, do cholery! Wyciągnęła rękę i dotknęła jego klatki piersiowej. Była ciepła i lekko wilgotna od potu. Zaczęła bawić się włosami na jego piersiach.
– Byłeś szorstki. Ale ja też. I kto teraz czuje się winny?
– Tak tylko pytam. – Ujął jej rękę i podniósł do ust. – Tak tylko badam.
– Słucham?
– Czy mógłbym zadać ci jeszcze jedno pytanie?
– Zdecydowanie nie. – Spojrzała na niego zaciekawiona.
– Co chcesz wiedzieć?
– Czy jestem twoim najlepszym kochankiem?
Spojrzała na niego z niedowierzaniem.
– Ty przebiegły draniu.
– Czy jestem lepszy od twojego męża?
– Royd, takich pytań się nie zadaje.
_ Ja zadaję. – Pochylił się nad nią i zaczął pieścić ustami jej sutek. – To ważne.
– Żeby podbić twoje ego?
_ Nie. – Podniósł głowę i spojrzał na nią. – Jeśli zrobiłem coś, co ci się nie spodobało, muszę to wiedzieć. Muszę być twoim najlepszym kochankiem. Jeśli jeszcze nie jestem, muszę nad tym popracować.
Wpatrywała się w niego zdumiona.
_ Wiedziałam, że jesteś ambitny, ale żeby aż tak? Potrząsnął głową.
_ Na razie nie mamy ze sobą wiele wspólnego. Może zgadzamy się co do kilku rzeczy, ale nie mamy czasu, żeby je zgłębić. Do czasu, kiedy będziemy mogli to zrobić, mamy tylko seks. Muszę być tak dobry, żebyś nie chciała ze mnie zrezy¬gnować.
– I tak nie mogę. Jest przecież REM-4.
– Musisz chcieć ze mną zostać.
– Dlaczego?
_ Bo coś do ciebie czuję – odparł po chwili milczenia.
_ Jeszcze nie wiem, co to jest, ale nie daje mi spokoju.
– Co za precyzyjna deklaracja!
_ Ty jesteś naukowcem, nie ja. Jedyną rzecz, którą potrafię precyzyjnie zrobić, to zastrzelić człowieka z odległości tysiąca metrów. – Wzruszył ramionami. – Drżysz. Nie spodobało ci się to, co powiedziałem.
– Większość ludzi by zadrżała.
_ Niekoniecznie. Niektóre kobiety lubią myśl o znajdowaniu się blisko śmierci. To je podnieca. – Wstał. – Chodźmy do łóżka.
– Lepiej będzie, jak pójdę do swojego pokoju.
_ Jeszcze nie. – Pociągnął ją lekko za ręce i postawił na nogi. _ Powiedziałem coś nie tak. Muszę to wymazać.
– Jesteś jakimś królem seksu czy co?
– Ależ nie. – Przyciągnął ją do siebie. – Chcę być dla ciebie najlepszy. Co w tym złego?
Wystarczyło, żeby jej dotknął, a już była gotowa.
– Jestem pewna, że coś jest. Wydaje się to psychicznie niestabilne. A co by było, gdybym ja cię zapytała, czy jestem twoją najlepszą kochanką?
– Powiedziałbym ci, że jesteś dobra, ale dopiero razem jesteśmy wspaniali. – Chwycił ustami jej dolną wargę. – I, że nie powinnaś zadawać się z innymi kolesiami, którzy mogliby obniżyć twoje standardy.
Uśmiechnęła się.
– Royd. Jesteś niemożliwy. Zaprowadził ją do łóżka.
– Ale najlepszy?
– Może.
– To za mało. Chyba muszę jeszcze trochę nad tym popracować. – Położył się na łóżku i przyciągnął ją do siebie. – Ale będziesz musiała mi pomóc. Będziesz mi musiała powiedzieć, co lubisz, co cię podnieca. Powiesz mi?
Oddychała coraz szybciej.
– Pewnie nie.
– Dlaczego?
– Idioto, dlatego, że kiedy robisz mi te rzeczy, nie mogę myśleć, mówić też zresztą trudno.
– Niedobrze. – Uśmiechnął się. – Będziemy musieli zbadać to kiedy indziej.
– Nie zrobimy tego. – Ujęła jego twarz w dłonie i spojrzała mu w oczy. – Zamknij się.
– Co tylko każesz. – Nie śmiał się już, ale w jego oczach zobaczyła rozbawienie. – Myślałem, że lubisz rozmawiać w czasie seksu. Wcześniej byłaś bardziej rozmowna. – Udał I,amyślonego. – Choć o ile sobie dobrze przypominam, to były Iylko jęki. I zdaje się, że kilka "jeszcze", przeplatane z "och". To było dziwne.
– Zasłużyłeś.
– To też będziemy musieli omówić. Lubisz zadawać ból męskim osobnikom. Nie wiem, ile będę w stanie znieść, ale dla ciebie wszystko, Sophie.
Erotyzm, namiętność i teraz poczucie humoru. Nie spodzie¬wała się humoru.
– Drań. – Przyciągnęła go do siebie i pocałowała mocno. – Czy teraz się wreszcie zamkniesz?
– Och, tak. – Jego ręka biegła po jej ciele. – Dla ciebie wszystko, Sophie…
Otworzyła oczy, jeszcze senne. Do pokoju, przez okno, wpa¬dały promienie słońca. Kiedy wczoraj tu przyszła, Royd stał nagi w oknie, odwrócony do niej plecami. Widziała jego kształ¬tne pośladki i silne ramiona. Chciała go wtedy dotknąć. Potem jej ręce doświadczyły jego ciała, jak gdyby…
Royda nie było.
Spojrzała na wgniecenie na poduszce.
Zamknęła oczy. Była zawiedziona. Głupia. Czego się spo¬dziewała? Przeżyli razem cudowną noc. To nie oznacza, że był zobowiązany zostać z nią całą noc.
– Gotowa?
Otworzyła oczy i zobaczyła Royda stojącego przy łóżku.
Miał mokre włosy. Pachniał świeżością.
– Gotowa na co?
Uśmiechnął się.
– Na seks? Prysznic? Śniadanie? Poranne pływanie? Wymie¬niłem wszystkie możliwości według stopnia ważności dla mnie.
Poczuła ciepło w środku. Te kilka słów, które wypowiedział, odpędziły od niej poczucie opuszczenia.
– Masz mokre włosy. Brałeś prysznic czy pływałeś?
– Wziąłem prysznic. Pomyślałem, że zaczekam na ciebie.
– Wciąż jej się przyglądał. – Albo wstajesz, albo ja dołączam do ciebie. Skoro już prawie południe, powinniśmy chyba coś zjeść. – Odwrócił się do drzwi. – Weź prysznic. W łazience zo¬stawiłem dla ciebie ubranie. Znalazłem w twojej torbie. Zrobil,i kawę i omlet. Wystarczy ci dwadzieścia minut?
– Będę potrzebowała pół godziny. Muszę umyć głowę. Czuję się, jakbym przeżyła tornado.
– Przeżyłaś. – Uśmiechnął się przez ramię. – Razem przeży¬liśmy.
Wyszedł, zanim zdążyła coś powiedzieć. Wstała i poszła do łazienki. Jej ciało było lekkie, smukłe, mięśnie rozluźnione. Po tak intensywnej nocy powinna być wykończona. Tymczasem czuła się znakomicie. Nie przypomina sobie, żeby kiedykol¬wiek czuła się tak, będąc z Dave'em. Ich seks był satysfa¬kcjonujący, ale nigdy pochłaniający wszystkie zmysły.
Nie myśl o byłym mężu. Nie porównuj! To, co przeżyła z Roydem zeszłej nocy, było wyjątkowe. Czasami zdarza się, że dwoje ludzi jest do siebie dopasowanych pod względem sek¬sualnym wręcz doskonale. Co nie znaczyło, że pasowali do siebie pod innymi względami. Bóg jeden wie, że ona i Royd mieli bardzo różne' poglądy na wiele rzeczy.
Weszła pod prysznic. Strumień ciepłej wody przyniósł jej kolejne ukojenie. Dobrze. Nie chciała w tej chwili o niczym myśleć. Odchyliła głowę do tyłu, żeby woda płynęła po całym jej ciele.
– Jesteś pięć minut spóźniona – powiedział Royd, kiedy
Sophie weszła do kuchni. – Ale ja też. Miałem telefon. – MacDuff?
Potrząsnął głową.
– Kelly. Chciał instrukcji.
– Co mu powiedziałeś?
– Żeby znalazł inną łódź motorową i poczekał na nas. – Wylożył omlety na dwa talerze – Nalej kawy, ja wyjmę z lodówki sok pomarańczowy.
– Łódź motorową?
– Przestań się zamartwiać. Nie lubię tego.
Uniosła brwi.
– A więc mam przestać?
– Dopóki nie wydarzy się coś, co sprawi, że trzeba się będzie martwić. – Popchnął ja lekko w stronę krzesła. – U siądź i uśmiechnij się do mnie tak, jak to zrobiłaś, wchodząc do kuchni.
– Jak to zrobiłam?
Przechylił głowę, żeby lepiej się jej przyjrzeć.
_ Zachęcająco. Zdecydowanie zachęcająco. Wiesz, jak to na mnie działa? – Dotknął jej włosów. – Są jedwabiste. Twoja skóra też jest jedwabista. We wszystkich miejscach, które dotykałem.
Nie mogła złapać oddechu. Poczuła, że najej twarzy pojawiają się rumieńce.
Przesunął rękę w dół do jej piersi.
_ Piękne, miękkie i jedwabiste – powiedział miękko. _ Chcesz zrobić to na podłodze kuchennej?
Chciała. Cała drżała. Miała ochotę pociągnąć go na podłogę i…
_ Chodź – powiedział. Jego ręka powędrowała pod jej bluzkę. – Zjeść możemy później.
_ Tak, ale… – Wzięła głęboki oddech i chwyciwszy jego rękę, wyjęła ją spod bluzki. Boże, to było takie trudne. – To nie ma znaczenia, kiedy zjemy. Ale ma znaczenie to, że posługujesz się seksem, żeby odwrócić moją uwagę od innych rzeczy. Powinnam martwić się o wszystko, co się wokół nas dzieje, podczas gdy ty traktujesz mnie jak lalkę, którą możesz wyjąć w każdej chwili i pobawić się nią, po czym odłożyć z powrotem do pudełka.
_ Zła taktyka? – Wzruszył ramionami i usiadł na krześle, naprzeciwko niej. – Przepraszam. Chciałem cię chronić. Od jakiegoś czasu coś mnie opętało i wczorajsza noc była znacząca. Może ma to coś wspólnego z pierwotnym instynktem. Jestem pewien, że potrafiłabyś lepiej to wytłumaczyć. To ty masz te stopnie naukowe.
_ Cały czas wyrzucasz mi, że jestem wykształcona. Masz z tym jakiś problem?
_ Nie, jeśli ty go nie masz. – Podniósł do ust filiżankę• – Ja nauczyłem się sam wszystkiego, co powinienem umieć.
Nauczył się też jej ciała. Nie chciała myśleć o wczorajszej nocy, to czyniło ją słabą. Jej ciało czekało na jego dotyk.
_ Zdaje się, że masz do tego talent.
Zachichotał. Spojrzała na niego. On dokładnie wiedział, o czym ona myślała. Nie odwróci wzroku. Podniosła do lisi widelec z kawałkiem omletu.
_ Cieszę się, że tak uważasz. Najczęściej wiem, co robić. Jeśli tylko bodźce są wystarczająco silne. Moglibyśmy roz¬mawiać na ten temat przez następny tydzień, ale nie mam zamiaru tego robić. Stąpam po grząskim gruncie i muszę zrobić wszystko, żeby to zmienić.
– Co masz na myśli?
_ W tej chwili jestem w całkiem dobrej formie. Zeszłej nocy przeżyłaś miłe chwile. Czujesz, nie myślisz. Ale ja nie mogę się na tym opierać. Pewnego dnia wystraszysz się i zaczniesz myśleć o swoim synu, życiu i o tym, jak bardzo jesteśmy od siebie różni.
– Jesteśmy różni.
_ Nie w łóżku – powiedział gwałtownie. – Jeśli chodzi o resztę, możemy negocjować. Wczoraj powiedziałem ci, że coś do ciebie czuję. To się nie zmieniło, może tylko o tyle, że jest silniejsze. Dużo silniejsze. Nie mam pojęcia, w jakim kierunku to zmierza, ale nie mogę stracić tego uczucia. Nie mogę stracić ciebie.
– Nie chcę o tym teraz rozmawiać.
_ A ja tak. Nie wiem, ile jeszcze czasu zostało, zanim sprawy przybiorą dramatyczny obrót. Nie planowałem tego, ale to się stało, i muszę sobie z tym poradzić. Byłem z tobą szczery. Teraz ty.
_ Co chcesz, żebym ci powiedziała? – Zwilżyła wargi. _ Wczorajsza noc była fantastyczna. Przez całe życie byłam pracoholiczką, a seks nigdy nie był dla mnie istotny. Był po prostu czymś przyjemnym. Z tobą seks nie jest przyjemny, Royd. To było coś nie z tej ziemi. Zresztą widziałeś moją reakcję. Mam zamiar dalej z tobą sypiać. Myślałeś, że robię to dlatego, że jest mi ciebie szkoda. Ale tak naprawdę to, szkoda jest mi siebie samej. Przez ostatnie lata życie mnie nie rozpiesz¬czało. Teraz mam zamiar używać przyjemności, jeśli tylko mogę. Zasługuję na to. Czy to chciałeś wiedzieć?
– Częściowo. To początek. Nie była to przygoda na jedną noc?
Zawahała się.
– Nie wiem, czy… wszystko może się zmienić wokamgnie¬niu. Jak mogę być pewna swoich uczuć? Jest przecież Sanbome, me mogę…
– Dobrze, dobrze. Nie jest tak źle, jak myślałem. Przynaj¬mniej nie wahasz się, jeśli chodzi o seks. Po prostu nie jesteś pewna przyszłości. – Dopił kawę. – Tym mogę się zająć.
– Może nie zechcesz tego zrobić – powiedziała cicho. – Nie jestemfemme fatale. Cokolwiek do mnie czujesz, może minąć za dzień lub dwa.
– Może, chociaż jest to mało prawdopodobne. Zawsze raczej konsekwentnie dążę do celu. Skończ śniadanie. Pójdziemy po¬pływać.
Oparła się o krzesło i spojrzała na niego. Wielkie nieba, Royd był zmienny.
– Po prostu chcę ci dać trochę luzu – powiedział, przy¬glądając się jej twarzy. – Zbytnio naciskałem.
– Jesteś bardzo pewny siebie – mruknęła, wstając. – I mnie. Kąpiel dobrze mi zrobi. – Zaczęła rozpinać koszulę. – Ale nie wystarczająco. Nie tego w tej chwili potrzebuję. Rozbierz się, Royd.
– Sophie?
– Obiecałeś, że będziesz się że mną kochał na podłodze kuchennej. – Rozpięła ostatni guzik koszuli. – A ty dotrzymu¬jesz słowa.
– Tak. – Zaszedł ją od tyłu. Pieszcząc jej piersi, wyszeptał do ucha. – Zawsze.
Dwie godziny później zadzwonił telefon Sophie. Telefon leżał na nocnym stoliku, wychyliła się przez ciało Royda, żeby odebrać.
– Mam informacje o Gorshanku. Z CIA – powiedział Mac¬Duff. – Anton Gorshank. Rosyjski naukowiec, który przed upadkiem Związku Radzieckiego pracował nad podejrzanymi projektami.
– Chemik?
– Tak, ostatnie wiadomości od niego pochodziły z Danii.
CIA twierdzi, że zniknął z pola widzenia jakieś dwa lata temu.
– Nie wiedzą, gdzie jest teraz?
– Pracują nad tym. Mają kilka tropów. Poprosiłem Joe Quinna, żeby wywarł na nich presję. Spodziewam się wiadomo¬ści od niego wkrótce. Zadzwonię.
– Dziękuję. Co u Michaela?
– W porządku.
– Mogę z nim porozmawiać?
– Musisz zadzwonić do Jane. Przed dwiema godzinami opuściliśmy MacDuff' s Run.
– Rozumiem…
– Mówiłem ci, Sophie, że wyjedziemy, jak tylko się czegoś dowiemy – powiedział cicho.
– Wiem. – Jednak wciąż czuła się niepewnie na myśl o tym, że Jock i MacDuff nie opiekują się już Michaelem. Zaczęła ufać im. – Dokąd jedziecie?
– W waszą stronę. Do widzenia, Sophie.
– Do widzenia. – Rozłączyła się.
– Gorshank? – zapytał Royd.
Skinęła głową.
– Wiemy, że jest rosyjskim naukowcem, który zniknął z Da¬nii przed dwoma laty. Nie wiedzą, gdzie jest teraz. MacDuff spodziewa się wkrótce otrzymać jakieś informacje na temat jego obecnego miejsca pobytu.
– To dobrze.
– On i Jock są w drodze. MacDuff twierdzi, że wkrótce nastąpi jakiś przełom.
Royd oparł się na łokciu i spojrzał na nią.
– A ty boisz się o Michaela?
– Oczywiście, że się boję. Zawsze się o niego boję. Tak jest od dnia, kiedy zginęli moi rodzice. – Usiadła na łóżku. – Za¬dzwonię do niego i porozmawiam z Jane. Poczuję się wtedy lepiej.
– Naprawdę?
– Komuś muszę zaufać. Czuję się teraz samotna.
– Aja?
– Nie to miałam na myśli…
– Wiem. – Wstał z łóżka. – Właśnie wylano na ciebie kubeł zimnej wody i nie uważasz mnie za kogoś, kto może cię wesprzeć. Wydawało mi się, że zaczynam sobie dobrze radzić w tej materii, ale widocznie się myliłem. – Wzruszył ramiona¬mi. – W porządku. Wezmę to, co mi dajesz. Powiedziałaś, że masz problemy z zaufaniem. Może pójdziemy popływać po twoim telefonie do Michaela?
– Dobrze. – Poszła w stronę łazienki. – Jeśli MacDuff nie zadzwoni wcześniej.
– Oczywiście. Sprawiłaś, że na chwilę straciłem głowę, ale wciąż pamiętam o robocie, jaką mamy do wykonania.
– Byłabym idiotką, gdybym uwierzyła, że jesteś mężczyzną, który może się zupełnie zapomnieć. Zawsze wiedziałam…
– Sophie.
Spojrzała na niego.
– W ten sposób się ode mnie oddalasz. Nie pozwolę na to.,Może te sprawy będą teraz na drugim miejscu, ale nie zanie¬dbam ich zupełnie.
– Nie wiem, o czym mówisz.
– Tak przywykłaś do bycia tylko z synem, że teraz starasz się zignorować to, co między nami zaszło. Ale ja ci na to nie pozwolę. Miesiąc miodowy jeszcze się nie skończył.
– Miesiąc miodowy? To wskazuje na pewne zobowiązania, które między nami nie istnieją.
– Jak zwał, tak zwał. – Ruszył w stronę drzwi. – To wszy¬stko, co miałem do powiedzenia. Pomyślałem, że powinienem cię ostrzec.
– Boże, to brzmi jak groźba.
– Czego się spodziewasz po takim facecie, jak ja? To nie jest groźba. Nie mam zamiaru cię prześladować. Jeśli odejdziesz, kiedy to wszystko się skończy, w porządku. Ale zrobię wszy stko, żebyś tego nie zrobiła. Do tego czasu będę cywilizowany i słodki do wyrzygania. Zobaczymy się na dole.
Drzwi za nim zamknęły się.
Cywilizowany i słodki? Ten drań nie miał pojęcia, jakie jest znaczenie tych słów. Był twardy i nieokrzesany. Znaleźć siQ w jego pobliżu to jak tkwić w środku tornada.
Ale przez ostatnią dobę nie chciała, żeby było inaczej. Był szorstki, ale nie zadawał bólu, poza tym był fantastycznym kochankiem. Zdawało się, że zaczęła się uzależniać od jego nieprzewidywalności. Nigdy nie czuła się w jego obecności zagrożona. Wiedziała, że mimo sposobu bycia, nigdy nie zrobił¬by jej krzywdy.
Samokontrola.
W swoim dorosłym życiu musiała cały czas się kontrolować, w małżeństwie, w pracy, kiedy była z Michaelem. W łóżku z Roydem nie musiała się kontrolować. Całkowicie oddawała się przyjemności.
Zamknęła drzwi łazienki i oparła się o drzwi. Przestań myśleć o Roydzie. Prawdopodobnie nie powinna była dopuścić do tego zbliżenia, ale co się stało, to się nie odstanie. Spędziła z nim miłe chwile, ale to nie znaczyło, że powinna to kon¬tynuować. Nie musiała kończyć tego gwałtownie, ale powinna skupić się na…
Chryste. Stanął jej przed oczami obraz Royda. Nagie, mus¬kularne ciało. Zuchwały i namiętny.
Przestań o nim myśleć, nakazała sobie. Na próżno.