178033.fb2 Zachowaj Spok?j - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 24

Zachowaj Spok?j - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 24

20

Dolly Lewiston znów zobaczyła ten samochód, przejeżdżał pod ich domem.

Zwolnił. Tak jak ostatnio. I jak poprzednim razem.

– To znowu on – powiedziała.

Jej mąż, wychowawca piątej klasy, Joe Lewiston, nie podniósł głowy. Z przesadnym skupieniem poprawiał wypracowania.

– Joe?

– Słyszałem cię, Dolly – warknął. – I co mam z tym zrobić?

– On nie ma prawa. – Patrzyła, jak odjeżdża. Samochód zdawał się roztapiać w oddali. – Może powinniśmy zadzwonić na policję.

– I co im powiemy?

– To, że on nas nęka.

– Przejeżdża po naszej ulicy. Prawo tego nie zabrania.

– Zwalnia.

– To też nie jest przestępstwem.

– Mógłbyś im powiedzieć, co się stało.

Prychnął, nie odrywając wzroku od wypracowań.

– A policja z pewnością okazałaby mi wiele zrozumienia.

– Mamy dziecko.

W tym momencie obserwowała małą Allie, ich trzyletnią, córeczkę, na ekranie komputera. Strona internetowa K – Little Gym pozwala ci oglądać twoje dziecko przez kamerę umieszczoną w sali – jak je posiłki, bawi się klockami, czyta, śpiewa – tak więc zawsze możesz mieć je na oku. Właśnie dlatego Dolly wybrała K – Little.

Ona i Joe pracowali jako nauczyciele nauczania podstawowego. Joe był wychowawcą piątej klasy w szkole Mount Riker. Ona nauczała drugoklasistów w Paramus. Dolly Lewiston chętnie zrezygnowałaby z pracy, ale potrzebowali obu pensji. Jej mąż nadal kochał nauczać, ale w Dolly ta miłość w którymś momencie zgasła. Ktoś mógłby zauważyć, że straciła zamiłowanie do zawodu mniej więcej w tym samym czasie, kiedy urodziła się Allie, ale Dolly uważała, że było w tym coś więcej. Mimo to robiła swoje i uspokajała niezadowolonych rodziców, ale tak naprawdę chciała tylko oglądać stronę internetową K – Little i mieć pewność, że jej dziecko jest bezpieczne.

Guy Novak, człowiek w samochodzie przejeżdżającym pod jej domem, nie mógł obserwować swojej córki ani upewnić się, że jest bezpieczna. Tak więc Dolly w zasadzie zrozumiała jego punkt widzenia, a nawet mu współczuła. To jednak nie oznaczało, że pozwoli, by skrzywdził jej rodzinę. Na tym świecie często tak już jest, że oni albo my, więc prędzej szlag ją trafi, niż dopuści, by była to jej rodzina.

Odwróciła się i spojrzała na Joego. Miał zamknięte oczy i spuszczoną głowę.

Stanęła za nim i położyła dłonie na jego ramionach. Skurczył się pod jej dotknięciem. Ten skurcz trwał najwyżej sekundę, nie dłużej, ale wstrząsnął całym jej ciałem. Przez kilka ostatnich tygodni był taki spięty. Nie zabrała rąk, dopóki się nie odprężył. Zaczęła masować mu ramiona. Kiedyś to uwielbiał. Po kilku minutach zaczął się rozluźniać.

– W porządku – powiedziała.

– Po prostu wyszedłem z siebie.

– Wiem.

– Poniosło mnie jak zawsze, a wtedy…

– Wiem.

Wiedziała. Właśnie dlatego Joe Lewiston był takim dobrym nauczycielem. Miał pasję. Przykuwał uwagę uczniów, opowiadał im kawały, czasem nawet odrobinę nieodpowiednie, ale dzieciaki kochały go za to. Dzięki temu uważały i więcej się uczyły. Wcześniej nieraz rodzice bywali zirytowani zachowaniem Joego, ale miał dość obrońców, żeby się tym nie przejmować. Ogromna większość rodziców biła się o to, żeby ich dzieci dostały się do klasy pana Lewistona. Lubili, kiedy ich dzieci cieszyły się szkołą i miały nauczyciela, który wykazuje szczery entuzjazm, a nie tylko robi swoje.

– Naprawdę skrzywdziłem tę dziewczynkę – powiedział.

– Nie chciałeś. Wszystkie dzieci i rodzice wciąż cię kochają.

Nic nie powiedział.

– Przejdzie jej. To wszystko minie, Joe. Będzie dobrze.

Dolna warga zaczęła mu drżeć. Rozpadał się. Chociaż tak bardzo go kochała, chociaż wiedziała, że był o wiele lepszym nauczycielem i człowiekiem, niż ona kiedykolwiek będzie, Dolly wiedziała również, że jej mąż nie jest silny. Ludzie uważali, że jest. Pochodził z licznej rodziny, był najmłodszym z pięciorga dzieci, lecz zdominowanej przez ojca. Przytłaczał swojego najmłodszego i najdelikatniejszego syna, a ten z kolei uciekał przed tym, starając się być zabawnym i zajmującym. Dolly nie znała lepszego człowieka niż jej mąż, ale był także słaby.

To jej nie przeszkadzało. To ona miała być silna. Do niej należało podtrzymywanie męża na duchu.

– Przykro mi, że nie wytrzymałem – powiedział Joe.

– Nic nie szkodzi.

– Masz rację. To minie.

– Właśnie. – Pocałowała go w policzek, a potem tuż za uchem. Jego ulubione miejsce. Wysunęła koniuszek języka i lekko nim poruszyła. Czekała na cichy jęk. Nie doczekała się. – Może powinieneś na chwilę przerwać poprawianie tych prac, hm? – szepnęła.

Odsunął się, tylko trochę.

– Hm, ja… naprawdę muszę to skończyć.

Dolly wyprostowała się i cofnęła o krok. Joe Lewiston uświadomił sobie, co zrobił, i próbował to naprawić.

– Mogę skorzystać z zaproszenia później? – zapytał.

To ona tak mówiła, kiedy nie miała nastroju. Prawdę mówiąc, ten tekst raczej wygłaszały żony, a nie mężowie, no nie? On zawsze wykazywał inicjatywę – w tym akurat był dobry, kiedy jednak chlapnął ozorem kilka miesięcy temu, nawet to się zmieniło.

– Jasne – powiedziała Dolly. Odwróciła się.

– Dokąd idziesz? – zapytał.

– Zaraz wrócę. Muszę pojechać do sklepu, a potem odebrać Allie. Ty skończ poprawiać te prace.

Dolly Lewiston pobiegła na górę, zalogowała się, odszukała adres Guya Novaka i znalazła drogę. Ponadto spróbowała wejść na swoje służbowe konto pocztowe – zawsze znajdzie się jakiś niezadowolony rodzic – na które od dwóch dni nie mogła się dostać. Bez zmian.

– Moja skrzynka e – mailowa wciąż nie działa! – zawołała do męża.

– Sprawdzę to – obiecał.

Dolly wydrukowała mapkę dojazdu do domu Guya Novaka, złożyła kartkę na czworo i wepchnęła do kieszeni. Idąc do drzwi, pocałowała męża w czubek głowy. Powiedział, że ją kocha.

Wzięła kluczyki i pojechała do Guya Novaka.

■ ■ ■

Tia widziała ich miny. Policja nie wierzyła w zaginięcie Adama.

– Myślałam, że możecie ogłosić pomarańczowy alarm albo coś takiego – powiedziała.

Dwójka policjantów wyglądała razem niemal komicznie. Jednym z nich był mały Latynos w mundurze, niejaki Guttierez. Drugą była wysoka czarna kobieta, która przedstawiła się jako detektyw Clare Schlich.

To ona odpowiedziała na to pytanie.

– Przypadek pani syna nie spełnia wymagań pomarańczowego alarmu.

– Dlaczego?

– Musimy mieć jakiś dowód na to, że został uprowadzony.

– Przecież ma szesnaście lat i zaginął.

– Tak.

– Zatem jakiego jeszcze dowodu wam potrzeba?

Schlich wzruszyła ramionami.

– Przydałby się jakiś świadek.

– Nie każde porwanie obserwuje ktoś postronny.

– Zgadza się, proszę pani. Jednak potrzebny jest jakiś dowód uprowadzenia, zagrożenia lub obrażeń. Ma pani jakiś?

Tia nie nazwałaby ich zachowania nieuprzejmym, raczej protekcjonalnym. Starannie spisali jej zeznania. Nie zlekceważyli jej obaw, ale nie zamierzali zostawić wszystkiego i zająć się wyłącznie tym. Clare Schlich wyraźnie dała to do zrozumienia pytaniami i reakcjami na to, co powiedzieli jej Mike i Tia.

– Monitorowaliście komputer waszego syna? Aktywowaliście GPS w jego komórce? Jego postępowanie zaniepokoiło was w takim stopniu, że śledził go pan w Bronksie? Czy on już wcześniej uciekał z domu?

I tak dalej. Tia nie mogła mieć im tego za złe, ale myślała tylko o tym, że Adam zaginął. Guttierez już wcześniej rozmawiał z Mikiem.

– Mówił pan, że widział pan młodego Daniela Huffa – DJ Huffa – na tej ulicy? I że on mógł tam być z waszym synem?

– Tak.

– Właśnie rozmawiałem z jego ojcem. To policjant, wiedział pan o tym?

– Wiedziałem.

– Powiedział, że jego syn przez całą noc był w domu.

Tia spojrzała na Mike'a. Zobaczyła, że jest bliski wybuchu. Zmrużył oczy. Znała ten wyraz twarzy. Położyła dłoń na jego ramieniu, ale nie mogła go uspokoić.

– Kłamie – rzekł Mike.

Policjant wzruszył ramionami. Tia widziała, jak spuchnięta twarz Mike'a spochmurniała. Popatrzył na nią, a potem na Mo.

– Wychodzimy stąd – zarządził. – Natychmiast.

Lekarz chciał zatrzymać Mike'a jeszcze przez jeden dzień, ale to nie wchodziło w rachubę. Tia wiedziała, że nie ma sensu odgrywać zatroskanej żony. Wiedziała, że Mike poradzi sobie ze swoimi obrażeniami. Był cholernie twardy. To było jego trzecie wstrząśnienie mózgu – dwóch pierwszych doznał na lodowisku. Stracił kilka zębów, miał o wiele za często zszywaną twarz, dwukrotnie złamany nos, a raz szczękę, ale nigdy nie opuścił ani jednego meczu – przeważnie grał do końca nawet w tych, w których doznał obrażeń.

Tia wiedziała również, że nie ma sensu się z nim spierać – i wcale nie zamierzała. Chciała, by wstał z łóżka i zaczął szukać ich syna. Zdawała sobie sprawę, że nie robiąc nic, cierpiałby jeszcze bardziej.

Mo pomógł Mike'owi usiąść. Tia pomogła mu się ubrać. Na ubraniu zobaczyła plamy krwi. Mike nie zwracał na to uwagi. Wstał. Byli już przy drzwiach, gdy Tia poczuła wibracje komórki. Modliła się, żeby to dzwonił Adam. To nie był on.

Hester Crimstein nie traciła czasu na powitania.

– Jakieś wieści o waszym synu?

– Żadnych. Policja uważam, że uciekł z domu.

– A nie?

Tia zacisnęła zęby.

– Nie sądzę.

– Brett powiedział mi, że go szpiegowaliście.

Brett i ten jego długi język, pomyślała Tia. Cudownie.

– Monitorowałam jego aktywność w sieci.

– Jak zwał, tak zwał.

– Adam nie uciekłby w taki sposób.

– O rany, żaden rodzic jeszcze tego nie mówił.

– Znam mojego syna.

– Zła wiadomość – dodała Hester. – Nie uzyskaliśmy odroczenia.

– Hester…

– Zanim powiesz, że nie wrócisz do Bostonu, posłuchaj mnie. Już załatwiłam limuzynę, która cię zabierze. Stoi teraz pod szpitalem.

– Nie mogę…

– Tylko posłuchaj, Tia. Przynajmniej tyle. Kierowca zawiezie cię na lotnisko Teterboro, które znajduje się niedaleko waszego domu.

Mam tam prywatny samolot. Ty masz komórkę. Jeśli coś się wydarzy, kierowca może cię stamtąd zabrać. W samolocie też jest telefon. Jeżeli otrzymasz jakąś wiadomość, gdy będziesz w powietrzu, mój pilot dowiezie cię w rekordowym czasie. Może Adam znajdzie się, nie wiem, w Filadelfii. Dobrze będzie mieć do dyspozycji prywatny samolot.

Mike pytająco spojrzał na Tię. Pokręciła głową i dała im znak, żeby szli dalej. Zrobili to.

– Kiedy wylądujesz w Bostonie – ciągnęła Hester – zajmiesz się tym przesłuchaniem, gdyby coś się stało w trakcie przesłuchania, natychmiast je przerwiesz i wrócisz do domu prywatnym samolotem. Przelot z Bostonu do Teterboro trwa czterdzieści minut. Być może wasz chłopak wkrótce stanie w progu z jakąś dziecinną wymówką, ponieważ zapił z kolegami. Tak czy inaczej, za kilka godzin wrócisz do domu.

Tia ścisnęła nasadę nosa.

– Mówię sensownie, prawda? – powiedziała Hester.

– Tak.

– Dobrze.

– Jednak ja nie mogę.

– Dlaczego?

– Nie potrafiłabym się skupić.

– Och, bzdura! Wiesz, czego od ciebie oczekuję podczas tego przesłuchania.

– Flirciary. Mój mąż leży w szpitalu…

– Już go opuszcza. Wiem wszystko, Tia.

– Dobrze, mój mąż został napadnięty, a mój syn zaginął. Naprawdę sądzisz, że będę w nastroju do flirtowania?

– W nastroju? A kogo obchodzi, do czego masz nastrój? Po prostu musisz to zrobić, Tia. Stawką jest wolność człowieka.

– Musisz znaleźć kogoś innego.

Cisza.

– Czy to twoja ostateczna odpowiedź? – zapytała Hester.

– Ostateczna – odparła Tia. – Będzie mnie kosztowała posadę?

– Nie dziś. Ale niebawem. Ponieważ teraz wiem, że nie mogę na tobie polegać.

– Dołożę starań, żeby odzyskać twoje zaufanie.

– Nie zdołasz. Ja nie daję drugiej szansy. Mam zbyt wielu pracujących dla mnie prawników, którzy mnie nie zawiedli. Tak więc znów będę ci zlecała gównianą robotę, aż odejdziesz. Szkoda. Myślałam, że masz potencjał.

Hester Crimstein się rozłączyła.

Wyszli z budynku. Mike wciąż obserwował żonę.

– Tia?

– Nie chcę o tym rozmawiać.

Mo odwiózł ich do domu.

– I co robimy? – zapytała Tia.

Mike połknął proszek przeciwbólowy.

– Może powinnaś odebrać Jill.

– Dobrze. A dokąd ty pojedziesz?

– Na początek chcę porozmawiać z kapitanem Danielem Huffem o tym, dlaczego skłamał.