178033.fb2
Pietra usłyszała podjeżdżające samochody. Spojrzała przez okno i zobaczyła drobną kobietę zmierzającą zdecydowanym krokiem do drzwi frontowych. Pietra popatrzyła przez okno po prawej, ujrzała cztery radiowozy i już wiedziała.
Nie zastanawiała się. Chwyciła telefon. W opcjach szybkiego wybierania miała tylko jeden numer. Nacisnęła klawisz i usłyszała dwa dzwonki.
– Co się stało? – zapytał Nash.
– Jest tu policja.
■ ■ ■
Kiedy Joe Lewiston zszedł po schodach, Dolly wystarczyło tylko jedno spojrzenie.
– Co się stało? – zapytała.
– Nic – wykrztusił.
– Jesteś zaczerwieniony.
– Nic mi nie jest.
Jednak Dolly znała swojego męża. Nie uwierzyła mu. Wstała i podeszła do niego. Wyraźnie miał ochotę cofnąć się i uciec.
– O co chodzi?
– O nic, przysięgam.
Teraz stała już tuż przed nim.
– Czy to Guy Novak? – zapytała. – Zrobił coś jeszcze? Bo jeśli tak…
Joe położył dłonie na ramionach żony. Popatrzyła mu w twarz. Zawsze potrafiła w niej czytać jak w książce. Na tym polegał problem. Tak dobrze go znała. Tak niewiele mieli przed sobą tajemnic. Jednak to była jedna z nich.
Marianne Gillespie.
Poprosiła o spotkanie z nauczycielem, grając rolę zatroskanej matki. Słyszała o tej okropnej rzeczy, jaką Joe powiedział jej córce Yasmin, ale wydawała się go rozumieć. Każdemu zdarza się coś chlapnąć, powiedziała mu przez telefon. Każdy popełnia błędy. Jej były mąż szalał z wściekłości, owszem, ale Marianne powiedziała, że ona nie. Chciała spokojnie porozmawiać i wysłuchać wersji Joego.
Może, sugerowała, w ten sposób uda się załagodzić sytuację.
Joe poczuł głęboką ulgę.
Siedzieli i rozmawiali. Marianne współczuła mu. Dotknęła jego ramienia. Podziwiała jego filozofię nauczania. Spoglądała na niego tęsknym wzrokiem i miała na sobie coś kusego i obcisłego. Kiedy uścisnęła go na zakończenie rozmowy, ten uścisk trwał kilka sekund za długo. Miała przyspieszony oddech. On też.
Jak mógł być tak głupi?
– Joe? – Dolly cofnęła się o krok. – O co chodzi?
Marianne od początku zamierzała uwieść go z zemsty. Jak mógł tego nie widzieć? A kiedy dopięła swego, kilka godzin po tym, jak opuścił jej pokój w motelu, zaczęły się telefony.
– Mam to nagrane, ty draniu…
Marianne miała w pokoju ukrytą kamerę i groziła, że pośle nagranie najpierw Dolly, potem radzie szkoły, a później wszystkim rodzicom, których adresy e – mailowe znajdzie w książce telefonicznej. Groziła mu tak przez trzy dni. Joe nie mógł spać ani jeść. Schudł. Błagał ją, żeby tego nie robiła. Po pewnym czasie Marianne wydawała się tracić zapał, jakby nagle znudziła jata zemsta. Zadzwoniła i powiedziała, że jeszcze nie wie, czy roześle to nagranie, czy nie.
Chciała, by cierpiał – i tak się stało – więc może to jej wystarczy.
Następnego dnia wysłała e – mail z załączonym filmem na służbową skrzynkę e – mailową jego żony.
Kłamliwa suka.
Na szczęście Dolly niezbyt dobrze umiała korzystać z poczty internetowej. Joe miał jej kod dostępu. Kiedy zobaczył list i załączony do niego film, o mało nie oszalał. Skasował go i zmienił hasło dostępu, tak by Dolly nie mogła czytać przychodzących listów.
Tylko jak długo jeszcze będzie mu się to udawało?
Nie wiedział, co robić. Nie miał z kim o tym porozmawiać, nikogo, kto by go zrozumiał i stanął po jego stronie.
Wtedy pomyślał o Nashu.
– O Boże, Dolly…
– Co?
Musiał to zakończyć. Nash kogoś zabił. Zamordował Marianne Gillespie. A ta cała Cordova zaginęła. Joe próbował to poskładać. Może Marianne dała kopię Rebie Cordovie. To miałoby sens.
– Joe, porozmawiaj ze mną.
To, co zrobił Joe, było złe, ale wciągnięcie w to Nasha tysiąckrotnie pogorszyło sytuację. Chciał opowiedzieć o wszystkim Dolly. Wiedział, że to jedyne wyjście.
Dolly spojrzała mu w oczy i skinęła głową.
– W porządku – rzekła. – Tylko mi powiedz.
Jednak nagle Joemu Lewistonowi przydarzyło się coś dziwnego. Do głosu doszedł instynkt samozachowawczy. Tak, to, co zrobił Nash, było okropne, ale dlaczego pogarszać sytuację, popełniając co najmniej małżeńskie samobójstwo? Dlaczego pogarszać sytuację, niszcząc Dolly i ich rodzinę? W końcu zrobił to Nash. Joe nie prosił go, żeby posuwał się tak daleko – a na pewno nie o to, żeby kogoś zabijał! Zakładał, że Nash może zaproponuje Marianne odkupienie nagrania, zawrze z nią jakąś ugodę, a w najgorszym razie ją nastraszy. Joe zawsze miał wrażenie, że Nash ma trochę nierówno pod sufitem, ale nigdy nie spodziewał się po nim czegoś takiego.
I co to da, jeśli teraz to zgłosi?
Nash, który próbował mu pomóc, wyląduje w więzieniu. A kto go zwerbował do pomocy?
Joe.
Czy policja uwierzy, że Joe nie wiedział, co planuje Nash? Kiedy się nad tym zastanowić, Nasha można uznać za najemnego zabójcę, ale policja zawsze bardziej chciała dopaść zleceniodawcę.
Czyli znów Joego.
Wciąż była szansa, aczkolwiek nikła, że to wszystko jakoś dobrze się skończy. Nash nie zostanie złapany. Nagranie nigdy się nie znajdzie. Marianne nie żyje, tak, ale na to nic nie można poradzić, i czy sama się o to nie prosiła? Czy nie posunęła się za daleko w swoim szantażu? Joe popełnił błąd, ale czy Marianne nie próbowała zniszczyć jego rodziny?
Tę szansę przekreślał jeden fakt.
E – mail przyszedł dzisiaj. Marianne nie żyła. Co oznaczało, że cokolwiek zrobił Nash, nie zdołał zatkać przecieku.
Guy Novak.
On był ostatnim źródłem przecieku. To do niego pójdzie Nash, który nie odpowiadał na telefony i wiadomości Joego, ponieważ zamierzał dokończyć swoją misję.
Teraz Joe zrozumiał.
Mógł siedzieć tutaj i liczyć, że wszystko będzie dobrze. Jednak to by oznaczało, że Guy Novak umrze.
A tym samym koniec problemów.
– Joe? – nalegała Dolly. – Joe, powiedz mi.
Nie wiedział, co robić. Jednak nie powie Dolly. Mieli małą córkę, byli zgraną rodziną. Czegoś takiego się nie niszczy. Jednak nie można pozwolić, żeby zginął człowiek.
– Muszę iść – rzucił i pobiegł do drzwi.
■ ■ ■
Nash szeptał Guyowi Novakowi do ucha.
– Zawołaj do dziewczyn, że schodzisz do piwnicy i nie chcesz, żeby ci przeszkadzały. Rozumiesz?
Guy kiwnął głową. Poszedł do schodów. Nash przyciskał mu nóż do pleców, tuż przy prawej nerce. Nash nauczył się, że najlepiej posunąć się odrobinę za daleko, naciskając. Niech poczują ból, żeby wiedzieli, że nie żartujesz.
– Dziewczynki! Schodzę na chwilę do piwnicy. Zostańcie tam, dobrze? Nie chcę, żeby mi przeszkadzano.
– Dobrze! – odkrzyknął głos z góry.
Guy odwrócił się do Nasha. Ten pozwolił, by nóż prześlizgnął się po jego boku i zatrzymał na brzuchu. Guy nie wzdrygnął się ani nie cofnął.
– Ty zabiłeś moją żonę?
– Myślałem, że to twoja była żona.
– Czego chcesz?
– Gdzie wasze komputery?
– Mój laptop jest w torbie obok biurka. Desktop w kuchni.
– Jeszcze jakieś?
– Nie. Weź je sobie i idź.
– Najpierw musimy pogadać, Guy.
– Powiem ci wszystko, co chcesz wiedzieć. I mam pieniądze. Możesz je sobie wziąć. Tylko nie rób krzywdy dziewczynkom.
Nash spojrzał na niego. Ten człowiek musiał wiedzieć, że prawdopodobnie dzisiaj umrze. Nic w jego życiu nie sugerowało, że może być bohaterem, a jednak teraz wyglądało na to, że ma dość i nie zamierza ustąpić ani o krok.
– Nie tknę ich, jeżeli będziesz współpracował – obiecał Nash.
Guy popatrzył mu w oczy, jakby sprawdzając, czy Nash kłamie. Nash otworzył drzwi do piwnicy. Obaj zeszli na dół. Nash kroczył tuż za nim i zapalił światło. Piwnica była niewykończona. Miała cementową podłogę. W rurach bulgotała woda. Malowane akwarelami płótno stało oparte o kufer. Wszędzie leżały stare kapelusze, plakaty i kartonowe pudła.
Nash miał wszystko, czego potrzebował, w sportowej torbie, którą niósł na ramieniu. Sięgnął po taśmę izolacyjną, a wtedy Guy Novak popełnił błąd.
– Uciekajcie, dziewczynki! – wrzasnął.
Nash uciszył go mocnym ciosem łokciem w szyję, a następnie uderzył nasadą dłoni w czoło. Guy runął na podłogę, łapiąc się za gardło.
– Jeśli piśniesz choć słowo – rzekł Nash – sprowadzę tu twoją córkę i każę jej patrzeć. Rozumiesz?
Guy zamarł. Ojcowskie uczucia mogą nawet z takiego tchórzliwego robaka jak Guy Novak zrobić rycerza. Nash zastanawiał się, czy on i Cassandra mieliby do tej pory dzieci. Niemal na pewno. Cassandra pochodziła z licznej rodziny. Chciała mieć dużo dzieci. On nie był tego pewny – spoglądał na świat znacznie bardziej pesymistycznie niż ona – ale nigdy by jej tego nie odmówił.
Nash spojrzał na leżącego Novaka. Zastanawiał się, czy dźgnąć go w nogę albo uciąć mu palec, ale nie było takiej potrzeby. Guy próbował stawić opór i dostał nauczkę. To się już nie powtórzy.
– Obróć się na brzuch i wyciągnij ręce do tyłu.
Guy posłuchał. Nash owinął taśmą jego przeguby i łokcie. Potem nogi w kostkach. Połączył przeguby z kostkami, ugiąwszy nogi w kolanach. Klasyczna pozycja. Następnie kneblował mu usta, pięciokrotnie owijając taśmą jego głowę.
Potem Nash ruszył do drzwi.
Guy zaczął się miotać, ale niepotrzebnie. Nash chciał się tylko upewnić, że dziewczynki nie usłyszały tego głupiego okrzyku. Otworzył drzwi. W oddali wciąż słyszał grający telewizor. Dziewcząt nie było w polu widzenia. Zamknął drzwi i znów zszedł na dół.
– Twoja była żona nakręciła film. Chcę, żebyś mi powiedział, gdzie on jest.
Guy nadal miał usta zaklejone taśmą. Jego twarz zdradzała zdumienie – jak miał odpowiedzieć na to pytanie, mając zakneblowane usta. Nash uśmiechnął się do niego i pokazał mu nóż.
– Powiesz mi to za kilka minut, dobrze?
Jego telefon znów zaczął wibrować. Nash myślał, że to Lewiston, lecz gdy sprawdził numer dzwoniącego, zrozumiał, że to niedobra wiadomość.
– Co się stało? – zapytał.
– Jest tu policja – powiedziała Pietra.
Nash nie był specjalnie zdziwiony. Jak coś pójdzie nie tak, wszystko zaczyna się walić. Teraz nie miał już czasu. Nie mógł stać tu i kaleczyć Guya do woli. Musiał działać szybko.
W jaki sposób najszybciej skłonić go do mówienia?
Nash pokręcił głową. To, co daje nam odwagę – to, za co warto umierać – jest także naszą słabością.
– Zamierzam złożyć wizytę twojej córce – powiedział. – Wtedy będziesz mówił, prawda?
Guy wybałuszył oczy. Wciąż związany, próbował przekazać Nashowi to, co ten i tak już wiedział. Będzie mówił. Powie mu wszystko, co Nash chce wiedzieć, byle tylko zostawił dziewczynę w spokoju. Jednak Nash wiedział, że łatwiej będzie uzyskać od niego informacje, gdy przyprowadzi tu jego córkę. Ktoś mógłby powiedzieć, że wystarczyłaby sama groźba. Może miałby rację.
Nash jednak chciał ściągnąć tu córkę Guya z innych powodów.
Zaczerpnął tchu. Koniec był bliski. Wiedział to. Tak, chciał przeżyć i wydostać się stąd, ale szaleniec nie tylko się wyrwał, ale przejął kontrolę. Szaleniec rozgrzał krew w jego żyłach, sprawił, że poczuł się podniecony i żywy.
Zaczął wchodzić po schodach. Za plecami słyszał zduszone postękiwania miotającego się Guya. Na moment szaleniec odpuścił i Nash zastanawiał się, czy wrócić. Guy powiedziałby mu teraz wszystko. Może jednak nie. Może wyglądałoby to tylko na pustą groźbę.
Nie, musi to zrobić.
Otworzył drzwi piwnicy i wyszedł do holu. Spojrzał na schody. Telewizor wciąż grał. Nash zrobił następny krok.
I zatrzymał się, słysząc dzwonek do drzwi.
■ ■ ■
Tia wjechała na podjazd Novaka. Zostawiła komórkę oraz torebkę w samochodzie i pospieszyła do drzwi frontowych. Usiłowała przetrawić to, co powiedziała jej Betsy Hill. Jej syn był cały i zdrowy. To najważniejsze. Może odniósł drobne obrażenia, ale był żywy, stał na własnych nogach i nawet zdołał biec. Wprawdzie powiedział Betsy kilka niepokojących rzeczy - że ma poczucie winy z powodu Spencera i tak dalej. Jednak z tym wszystkim można się uporać. Najważniejsze, żeby przeżył. I żeby sprowadzić go do domu. Potem będzie można się martwić innymi sprawami.
Wciąż pogrążona w tych myślach Tia zadzwoniła do drzwi Novaka.
Przełknęła ślinę i przypomniała sobie, że na tę rodzinę spadł dziś dotkliwy cios. Zapewne powinna im współczuć, ale tak naprawdę to chciała tylko zabrać córkę, znaleźć syna i męża, skryć się z nimi wszystkimi w domu i na zawsze zamknąć drzwi.
Nikt nie otwierał.
Tia próbowała zerknąć przez okienko, ale uniemożliwiało to odbijające się światło. Osłoniła dłońmi oczy i zajrzała do holu. Wydało jej się, że dostrzegła jakąś uskakującą postać. Może to był tylko cień. Ponownie nacisnęła guzik dzwonka. Tym razem usłyszała hałas. Dziewczęta zbiegały po schodach.
Dopadły drzwi. Yasmin otworzyła je. Jill stała kilka kroków za nią.
– Cześć, pani Baye.
– Cześć, Yasmin.
Z twarzy dziewczynki wyczytała, że Guy jeszcze jej nie powiedział, ale to jej nie zdziwiło. Czekał, aż ona zabierze stąd Jill i zostawi go samego z Yasmin.
– Gdzie twój ojciec?
Yasmin wzruszyła ramionami.
– Chyba mówił coś, że schodzi do piwnicy.
Przez moment wszystkie trzy stały, nic nie mówiąc. W domu było cicho jak w grobowcu. Czekały jeszcze sekundę czy dwie na jakiś znak lub dźwięk. Nie doczekały się.
Guy zapewne jest pogrążony w żalu, pomyślała Tia. Powinna po prostu zabrać Jill i pojechać do domu. Żadna z nich się nie poruszyła.
Nagle Tii przestało się to podobać. Normalnie, jeśli zostawiasz gdzieś dziecko, odprowadzasz je do drzwi, żeby mieć pewność, że rodzic lub opiekunka jest w domu. Teraz miała wrażenie, że zostawiłaby Yasmin samą.
– Guy?! – zawołała Tia.
– W porządku, pani Baye. Jestem już dostatecznie duża, żeby zostawić mnie samą.
Dyskusyjne twierdzenie. Obie dziewczynki były w tym trudnym wieku. Zapewne poradziłyby sobie same, bo miały telefony komórkowe i tak dalej. Jill domagała się coraz większej niezależności. Twierdziła, że jest odpowiedzialna. Przypominała, że Adama zostawiali samego, kiedy był w jej wieku – co ostatecznie okazało się wątpliwym argumentem.
Jednak nie to niepokoiło teraz Tię. I nie kwestia pozostawienia Yasmin samej. Samochód jej ojca stał na podjeździe. Guy powinien tu być. Miał powiedzieć Yasmin, co stało się z jej matką.
– Guy?
Nadal żadnej odpowiedzi.
Dziewczęta spojrzały po sobie. Jakiś cień przebiegł po ich twarzach.
– Mówiłyście, że gdzie on chyba jest? – spytała Tia.
– W piwnicy.
– Co tam jest?
– Właściwie nic. Tylko trochę starych pudeł i takie rzeczy. Graciarnia.
Czemu więc Guy Novak nagle postanowił tam zejść?
Oczywista odpowiedź: ponieważ chciał być sam. Yasmin powiedziała, że są tam stare pudła. Może Guy przechowywał w nich jakieś pamiątki po Marianne i teraz siedział na podłodze, przeglądając stare zdjęcia. Albo coś takiego. I może nie słyszał ich przez zamknięte drzwi.
To było najbardziej sensowne wyjaśnienie.
Tia przypomniała sobie ten znikający cień, który zobaczyła, gdy zajrzała przez okno. Czy to mógł być Guy? Czy mógł chować się przed nią? To też miałoby jakiś sens. Może po prostu nie miał siły spojrzeć jej teraz w twarz. Niewykluczone, że nie chciał nikogo widzieć.
No dobrze, pomyślała Tia, ale nadal nie podobała jej się myśl, że miałaby zostawić tak Yasmin.
– Guy? – zawołała głośniej.
Nadal nic.
Ruszyła do drzwi piwnicy. Jeśli naruszy jego prywatność, to trudno. Wystarczy, że usłyszy jego odpowiedź: „Jestem tutaj”. Zapukała. Żadnej odpowiedzi. Chwyciła klamkę i przekręciła ją. Pchnęła drzwi.
Światło było zgaszone.
Odwróciła się do dziewczynek.
– Skarbie, jesteś pewna, że zszedł tutaj?
– Tak powiedział.
Tia spojrzała na Jill. Ta potwierdziła skinieniem głowy. Tia poczuła budzący się lęk. Guy był tak przygnębiony, kiedy rozmawiała z nim przez telefon, a potem zszedł sam do ciemnej piwnicy…
Nie, nie mógł. Nie mógł zrobić tego Yasmin…
Nagle Tia usłyszała coś. Jakby jakiś zduszony dźwięk. Jakieś drapanie lub szuranie. Może szczur lub inne zwierzę.
Znów to usłyszała. To nie był szczur. Zdecydowanie coś większego.
Co to…?
– Chcę, żebyście zostały tutaj – stanowczo powiedziała do dziewczynek. – Słyszycie mnie? Nie schodźcie tam, dopóki was nie zawołam.
Tia próbowała wymacać włącznik. Znalazła go i zapaliła światło. Nogi już same niosły ją na dół. A kiedy tam zeszła i na drugim końcu pomieszczenia zobaczyła zakneblowanego i związanego Guya Novaka, stanęła jak wryta i nie namyślała się ani chwili.
Odwróciła się i ruszyła z powrotem.
– Dziewczynki, uciekajcie! Wybiegnijcie na uli…
Słowa zamarły jej na ustach. Drzwi piwnicy już zaczęły się zamykać.
Stanął w nich jakiś mężczyzna. Prawą ręką trzymał za kark krzywiącą się Yasmin. Lewą trzymał Jill.