178036.fb2 Zapach ?mierci - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 14

Zapach ?mierci - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 14

13

W laboratorium histologii poprosiłam Denisa, żeby wyciągnął dane dotyczące spraw o numerach 25906-93 i 26704-94. Uprzątnęłam stół po prawej stronie mikroskopu i położyłam na nim swój notatnik i długopis. Wyciągnełam dwie tubki polysiloksanu winylu i umieściłam je koło małej szpachelki, i kredowego papieru i elektronicznej suwmiarki mierzącej z dokładnością do tysięcznej części cala.

Denis na brzegu stołu położył dwa kartonowe pudełka, jedno duże i jedno małe. Obydwa były starannie zamknięte i opisane. Zdjęłam pokrywkę większego pudełka, wyjęłam z niego fragmenty szkieletu Isabelle Gagnon i rozłożyłam je na prawej części stołu.

Potem otworzyłam mniejsze pudełko. Chociaż ciało Chantale Trottier zostało zwrócone rodzinie i pochowane, zachowano fragmenty kości jako materiał dowodowy, co jest normalną procedurą w przypadku zabójstw, w których doszło do uszkodzenia albo okaleczenia szkieletu.

Wyjęłam szesnaście woreczków i rozłożyłam je po lewej stronie stołu. Na każdym z nich było napisane, z jakiej kości i z której strony ciała pochodzi dany fragment. Prawy nadgarstek. Lewy nadgarstek. Prawe kolano. Lewe kolano. Kręgi piersiowe i lędźwiowe. Wyjmowałam zawartość po kolei z wszystkich worków i układałam je w porządku anatomicznym. Dwa kawałki kości udowej znalazły się koło fragmentów strzałki i piszczeli, tworząc staw kolanowy. Każdy nadgarstek reprezentowały sześciocalowe części kości promieniowej i łokciowej. Brzegi kości odpiłowywanych w czasie autopsji były wyraźnie poszarpane. Nie da się pomylić tych śladów z tymi pozostawionymi przez mordercę.

Przysunęłam do siebie szalkę, otworzyłam jedną z tubek i wycisnęłam na górny arkusz jaskrawoniebieską nitkę dentystycznego materiału do odlewów. Potem koło niej z drugiej tubki wycisnęłam trochę białej masy. Wybrałam jedną z kości ramienia Trottier, położyłam ją przed sobą i chwyciłam szpachelkę. Zaczęłam energicznie mieszać niebieski katalizator z białą podstawą, aż zrobiła się z nich jednolita masa. Zdrapałam ją do plastikowej strzykawki, po czym wycisnęłam ją, tak jakbym dekorowała tort, dokładnie pokrywając nią powierzchnię stawu.

Odłożyłam pierwszą kość, wyczyściłam szpachelkę i strzykawkę, oderwałam zużyty arkusz i zaczęłam robić to samo z następną kością. Kiedy masa zastygała na kolejnych kościach, zdejmowałam ją, zapisywałam numer sprawy, jakiej kości jest odlewem, stronę ciała i datę, po czym kładłam zastygnięty odlew obok odpowiadającej jej kości. Powtarzałam całą procedurę, aż koło wszystkich kości leżały odlewy. Zajęło mi to ponad dwie godziny.

Następnie usiadłam przy mikroskopie. Nastawiłam odpowiednie powiększenie i ustawiłam światło szczelinowe pod odpowiednim kątem do płaszczyzny oglądania. Zaczęłam od prawej kości udowej Isabelle Gagnon. Przyglądałam się dokładnie najdrobniejszym nawet zadrapaniom i nacięciom uwidocznionym na odlewach, które właśnie wykonałam.

Wyglądało na to, że nacięcia są dwojakiego rodzaju. Na wszystkich kościach ramion było kilka bruzd biegnących równolegle do powierzchni stawów. Ścianki tych rowków były proste i stykały się ze swoim dnem pod kątem prostym. Większość tych nacięć miała długość niecałej jednej czwartej a szerokość pięciu setnych cala. Na kościach nóg znajdowały się podobne żłobienia.

Ślady drugiego rodzaju miały kształt litery V, były węższe i nie miały ścianek oraz położonego pod kątem prostym do nich podłoża rowka, tak jak w poprzednich. Nacięcia w kształcie V biegły równolegle do bruzd znajdujących się na końcach długich kości, ale tylko one znaczyły panewki stawu biodrowego i kręgi.

Na diagramie zaznaczałam sobie dokładną pozycję wszystkich nacięć, zapisywałam ich długość, szerokość i, w wypadku bruzd, głębokość. Potem przyglądałam się każdemu rowkowi i odpowiadającemu mu odlewowi z góry i w przekroju. Dzięki odlewom mogłam zobaczyć najdrobniejsze szczegóły. których bym nie dostrzegła, patrząc bezpośrednio na bruzdy. Na trójwymiarowych negatywach widoczne były malutkie wybrzuszenia, wyżłobienia i zadrapania ścianek i dna bruzd. Przypominało to oglądanie mapy plastycznej – wyspy, tarasy i wąwozy każdej bruzdy odbite w jaskrawoniebieskim plastiku.

Kończyny oddzielono w stawach, pozostawiając długie kości w nienaruszonym stanie. Z jednym wyjątkiem. Kości przedramienia zostały przecięte tuż nad nadgarstkami. Przyglądając się przeciętym kościom promieniowej i łokciowej, zanotowałam obecność i pozycję nierówności wynikłych z przecinania kości i bardzo dokładnie obejrzałam w przekroju powierzchnię każdego nacięcia.

Kiedy skończyłam z Gagnon, zrobiłam to samo z Trottier. W tym czasie Denis spytał tylko, czy może już coś odłożyć na miejsce. a ja przytaknęłam, nie zwracając uwagi na pytanie. Nie zauważyłam, że w laboratorium ktoś jeszcze się pojawił.

– Co pani tu jeszcze robi?

O mało co nie upuściłam kręgu, który właśnie wyjmowałam spod mikroskopu.

– Jezu Chryste! Niech pan tego nie robi na przyszłość!

– Niech pani nie wariuje. Po prostu zobaczyłem światło i pomyślałem, że zajrzę, czy Denis może po godzinach kroi coś interesującego.

– Która jest godzina? – Zebrałam inne kręgi szyjne i schowałam je do worka.

Andrew Ryan spojrzał na zegarek.

– Za dwadzieścia szósta. – Patrzył, jak wkładam worki do mniejszego pudełka i zamykam je.

– Znalazła pani coś przydatnego?

– Tak.

Stuknęłam kilka razy w pokrywkę, żeby znalazła się na swoim miejscu, i podniosłam kości miednicy Isabelle Gagnon.

– Claudel nie przywiązuje zbytniej wagi do tych nacięć na kościach. Nie wiedziałam, czy powinnam mu o tym mówić. Włożyłam kości miednicy do większego pudełka.

– On myśli, że wszystkie piły są takie same… – dodałam jednak.

Włożyłam dwie łopatki do pudełka i sięgnęłam po kości ramion.

– Pan też tak uważa?

– Cholera, sam nie wiem.

– To pan jest przedstawicielem płci specjalizującej się w stolarce, budowaniu i takich sprawach. Co pan wie o piłach? – Nie przestawałam chować kości do pudełka.

– Że tną rzeczy.

– Dobrze. Jakie rzeczy?

– Drewno. Krzaki. Metal. – Zamilkł na chwilę. – Kości.

– Jak?

– Jak?

– No właśnie. Jak.

Zastanawiał się przez chwilę.

– Ząbkami. Ząbki przemieszczają się w tę i z powrotem i przecinają co trzeba.

– A co z piłami tarczowymi?

– One się kręcą wokół.

– Czy kroją to, co się piłuje, na kawałki, czy wchodzą w to jak dłuto?

– O co pani chodzi?

– Czy ząbki są ostro zakończone, czy płasko? Czy przecinają to, co się piłuje, czy rozdzierają go?

– A…

– I czy tną, kiedy piła przemieszcza się do przodu, czy kiedy do tyłu?

– O co pani chodzi?

– Powiedział pan, że ząbki przemieszczają się raz do przodu, a raz do tyłu. Chodzi mi o to, czy tną z przodu, czy z tyłu? Kiedy piłę się pcha, czy kiedy się ją ciągnie?

– A…

– Czy są zaprojektowane, żeby ciąć wzdłuż słojów, czy w poprzek?

– To ma jakieś znaczenie?

– W jakiej odległości od siebie są ząbki? Czy są w równych odstępach? Ile ich jest na ostrzu piły? Jaki mają kształt? Pod jakim są kątem? Czy ich krawędzie są kwadratowe, czy ostre? Jak są ustawione w stosunku do ostrza piły? Jakiego rodzaju…?

– Dobrze, już dobrze, rozumiem. To niech mi pani coś powie o tych piłach…

Kiedy mówiłam, schowałam resztę kości Isabelle Gagnon do pudełka i stuknęłam parę razy przykrywkę.

– Na pewno są setki różnych rodzajów pił. I to nie tylko piły ręczne, Niektóre są napędzane siłą mięśni, a inne działają na elektryczność lub gaz. Niektóre działają bez przerwy, inne z przerwami, w jednych wykorzystuje się tarczę obrotową, a inne ruszają się do przodu i do tyłu. Piły są projektowane do cięcia różnych materiałów i do cięcia ich na wiele sposobów. Nawet jeśli ograniczymy się tylko do pił ręcznych, które nas interesują w tym przypadku, różnią się one pod względem rozmiarów ostrza i wielkości, typu i odstępów między ząbkami…

Spojrzałam na niego, żeby sprawdzić, czy mnie jeszcze słucha. Słuchał, a jego oczy były tak niebieskie, jak płomień na kuchence gazowej.

– Wszystko, co tu powiedziałam, sprowadza się do tego, że piły zostawiają charakterystyczne ślady na materiałach, które przecinają, na przykład na kościach. Rowki, które zostawiają, różnią się pod względem szerokości, a na ich ściankach i dnie są charakterystyczne dla danej piły wzorki.

– Więc jeśli ma się kość, to można dokładnie określić, jaką piłą została i przecięta?

– Nie. Ale można z bardzo dużym prawdopodobieństwem określić, jaki rodzaj piły zostawił dany ślad.

Strawił to.

– Skąd pani wie, że w tym przypadku chodzi o piłę ręczną?

– Piły nie napędzane siłą mięśni zostawiają raczej jednorodne ślady. Podobne zadrapania w nacięciach i rowki powtarzają się. Kości są przecinane przeważnie w jednej płaszczyźnie i nie widać śladów przecinania w wielu kierunkach, jak to się dzieje w przypadku pił ręcznych. – Zastanawiałam się przez chwilę. – Dlatego, że nie trzeba marnować własnej energii, ludzie używający pił mechanicznych często zostawiają kilka falstartów. I to w dodatku głębsze falstarty. Poza tym, dlatego że piły mechaniczne są cięższe, a czasami dlatego, że osoba, która ich używa, dociska przecinany przedmiot, zostawiają one bardziej poszarpane ślady w miejscach przecięć, kiedy kość w końcu pęka.

– A co w przypadku, kiedy ktoś naprawdę silny używa piły ręcznej?

– Trafna uwaga. Indywidualne umiejętności i siła mogą być ważnym czynnikiem, ale piły mechaniczne często zostawiają zadrapania, kiedy zaczynają ciąć, bo piła jest już w ruchu, kiedy styka się z kością. Wyraźniej też widać odłupania na kawałkach kości, kiedy piła wychodzi z kości. – Ponownie się zamyśliłam, ale tym razem on również się nie odzywał. – Większa moc przy pile mechanicznej często pozostawia dość gładką powierzchnię w miejscu przecięcia, co przeważnie się nie zdarza przy piłach ręcznych.

Zaczerpnęłam powietrza. Poczekał jeszcze chwilę, żeby się upewnić, że skończyłam.

– Co to są falstarty?

– Kiedy piła po raz pierwszy wchodzi w kość, tworzy rowek albo nacięcie. Jak piła zagłębia się w kość, ten rowek staje się coraz głębszy i z czasem formuje się w ten sposób dno. Można to porównać do okopów. Jeśli ostrze wyskoczy albo zostanie wyciągnięte, nim przetnie całą kość, ślad, który pozostaje, to właśnie coś, co się nazywa falstartem. A falstart jest cennym źródłem informacji. Z jego szerokości można odczytać grubość ostrza piły i rozstawienie ząbków. Falstart ma też charakterystyczny kształt, kiedy go oglądać w przekroju, a ząbki ostrza mogą zostawiać ślady na jego ściankach.

– A co się dzieje, kiedy piła przechodzi prosto przez kość?

– Jeśli kość jest przecięta za jednym razem, to i tak można zobaczyć część dna nacięcia, ale wtedy tylko w miejscu, gdzie zaczęto piłować i na kości są poszarpane ślady. To jest bardzo charakterystyczne miejsce. Poza tym, mogą zostawać pojedyncze ślady po ząbkach na powierzchni przecięcia.

Wygrzebałam ponownie kość promieniową Gagnon, znalazłam częściowy falstart w miejscu, gdzie zaczęto piłować i oświetliłam go.

– Proszę, niech pan na to spojrzy.

Pochylił się i przytknął oczy do binokulara, a rękoma nastawił sobie ostrość.

– Tak. Widzę go.

– Niech pan spojrzy na dno nacięcia. Co pan widzi?

– Wybrzuszenia,

– Właśnie. Te wybrzuszenia to wysepki materiału kostnego. Pokazują że ząbki zostały ustawione pod różnymi kątami względem ostrza piły. Takie ustawienie powoduje zjawisko, które się nazywa “dryfowaniem ostrza",

Podniósł wzrok znad mikroskopu i spojrzał na mnie zmieszany. Binokular odcisnął na jego skórze dwa kółka i wyglądał jak pływak z ciasnymi okularami.

– Kiedy pierwszy ząbek wcina się w kość, stara się ustawić w jednej płaszczyźnie z całym ostrzem. Stara się znaleźć położenie środkowe, a ostrze za nim podąża. Kiedy następny ząbek wchodzi w kość, stara się zrobić to samo, ale w momencie pierwszego kontaktu może być wychylony w przeciwną stronę. Ostrze wtedy dostosowuje się do nowych warunków. Tak dzieje się za każdym razem, kiedy kolejny ząbek wchodzi w kość, więc siły działające na ostrze ciągle się zmieniają. W wyniku tego, ząbki cały czas przemieszczają się w nacięciu. Im dalej od siebie rozstawione są ząbki, tym większe odchylenia. Bardzo szeroki rozstaw sprawia, że powierzchnia cięcia nie jest równa. To są właśnie wysepki materiału kostnego. Wybrzuszenia.

– Więc to one informują o tym, że ząbki były ustawione pod różnym kątem.

– Tak naprawdę mówią jeszcze więcej. Skoro kierunek przemieszczania się każdego ząbka zmienia się w momencie, kiedy następny ząbek wchodzi w kość, odległość między widocznymi zmianami kierunku wcinania się ząbków informuje też o tym, w jakich są od siebie odstępach. Skoro wysepki pokazują największe odchylenia ząbków wobec płaszczyzny ostrza, odległość od jednej wysepki do drugiej jest równa odległości pomiędzy ząbkami. Pozwoli pan, że pokażę panu coś jeszcze.

Wyciągnęłam spod mikroskopu kość promieniową i zastąpiłam ją łokciową. Ułożyłam ją tak, że oświetlona została powierzchnia końca kości w miejscu przecięcia od strony nadgarstka.

– Widzi pan te faliste linie na powierzchni cięcia?

– Tak. Wygląda jak tara pralnicza, tylko wygięta.

– To się nazywa harmonijka. Chodzące w boki ostrze zostawia te szczyty i doliny na ściankach nacięcia, tak jak na jego dnie zostawia wysepki ma teriału kostnego. Szczyty i wysepki odpowiadają maksymalnym wychyleniom ostrza, a doliny na dnie rowka wyznaczają punkty, w których ostrze znajdowało się najbliżej środka płaszczyzny cięcia.

– I można zmierzyć te szczyty i doliny, tak jak wysepki?

– Dokładnie.

– A dlaczego nie widać nic głębiej w nacięciu?

– Dryfowanie przeważnie występuje tylko na początku i na końcu procesu cięcia, kiedy ostrze nie jest jeszcze zanurzone w kości.

– Brzmi sensownie. – Podniósł wzrok.

Odciśnięte okulary ponownie pojawiły się na jego twarzy.

– A może pani coś powiedzieć o kierunku?

– Ruchu piły czy o płaszczyźnie cięcia?

– A jaka jest różnica?

– Kierunek ruchu piły jest uzależniony od tego, czy ostrze tnie przesuwając się do przodu, czy cofając się. Większość pił produkowanych na Zachodzie tnie przesuwając ostrze do przodu. Niektóre japońskie piły odwrotnie. Niektóre mogą działać w obie strony. Płaszczyznę cięcia wyznacza kierunek, w jakim piła przechodzi przez kość.

– Można to stwierdzić?

– Tak.

– To co pani znalazła? – spytał przecierając oczy, starając się jednocześnie na mnie patrzeć.

Nie spieszyłam się z odpowiedzią i masowałam swoje kręgi krzyżowe. Po chwili sięgnęłam po notatnik i przerzucałam zapiski, wybierając tylko ważne fragmenty.

– Na kościach Isabelle Gagnon jest całkiem sporo falstartów. Nacięcia mają szerokość około jednej setnej cala, a na ich dnach są przeważnie jakieś wgłębienia. Są też harmonijki i wysepki materiału kostnego. Obie wartości można wymierzyć. – Przewróciłam kartkę. – Kawałek kości został odłupany przy wyciąganiu piły…

Czekał na ciąg dalszy. Nie odzywałam się, więc spytał:

– Co to wszystko znaczy?

– Chyba mamy do czynienia z piłą ręczną ze zmiennym rozstawieniem ząbków, prawdopodobnie typu 10 ZNC.

– ZNC?

– Ząbków na cal. Innymi słowy, odległość między ząbkami wynosi mniej więcej jedną dziesiątą cala. Ząbki są typu dłutowego, a piła tnie, kiedy ostrze przesuwa się do przodu.

– Rozumiem.

– Dryfowanie ostrza jest bardzo wyraźnie widoczne i jest dużo odłupań powstałych przy wyciąganiu piły, ale ostrze i tak cięło wydajnie. Myślę, że mamy tu do czynienia z piłą zaprojektowaną tak, jak ogromna piła do metalu. Wysepki wskazują na to, że rozstaw musi być dość szeroki, żeby uniknąć haczenia.

– I to wszystko pozwala stwierdzić, że…

Byłam prawie pewna, że wiem, co wykonało nacięcia, ale jeszcze nie chciałam się dzielić moim odkryciem.

– Nim wyciągnę ostateczny wniosek, chciałabym jeszcze z kimś porozmawiać.

– Ma pani coś jeszcze?

Przewróciłam kartki z powrotem na pierwszą stronę i podsumowałam to, co powiedziałam.

– Falstarty są na przednich powierzchniach długich kości. W miejscach odłupań, są też na tylnych powierzchniach. To znaczy, że ciało prawdopodobnie leżało na plecach, kiedy je przepiłowywano. Ręce odcięto w ramionach, a dłonie odpiłowano. Nogi oddzielono w biodrach i przepiłowano staw kolanowy. Głowę odcięto na wysokości piątego kręgu szyjnego. Rozcięcie tułowia było bardzo głębokie, bo sięgało aż do kręgosłupa.

Potrząsnął głową.

– Gościu wyraźnie ma talent do obsługiwania piły.

– To jest bardziej skomplikowane.

– Bardziej skomplikowane?

– Używał też noża.

Ustawiłam w innej pozycji kość łokciową i nastawiłam ostrość,

– Niech pan spojrzy jeszcze raz.

Pochylił się nad mikroskopem i nie mogłam nie zauważyć jego szczupłego, kształtnego tyłeczka. Jezu, Brennan…

– Nie musi pan tak mocno dociskać oczu do binokulara.

Rozluźnił nieco ramiona i przestąpił z nogi na nogę.

– Widzi pan nacięcia, o których mówiliśmy?

– Hm.

– A teraz niech pan spojrzy w lewo. Widzi pan wąski rowek?

Przez chwilę nic nie mówił, kiedy nastawiał ostrość.

– Wygląda bardziej na klin. Nie jest kwadratowe. Nie jest takie szerokie.

– No właśnie. To jest zrobione nożem. Wyprostował się. Z okularami.

– Ślady po nożu mają określony wzór. Zdecydowana większość z nich biegnie równolegle do falstartów, a niektóre nawet je przecinają. Poza tym na stawie biodrowym i kręgosłupie są tylko takie ślady.

– Co znaczy?

– Niektóre ślady po nożu są nad śladami po pile, a niektóre pod, więc robiono nacięcia raz przed, a raz po piłowaniu. Podejrzewam, że przecinał ciało nożem, rozcinał stawy piłą, po czym kończył robotę nożem, może przecinał mięśnie i ścięgna, które ciągle jeszcze spajały kości. Oprócz nadgarstków, wszędzie przecinał dokładnie w stawach. Z jakiegoś powodu odciął dłonie nad nadgarstkami, przepiłowując kości.

Pokiwał głową.

– Skrócił Isabelle Gagnon o głowę i otworzył jej tułów przy pomocy samego noża. Na kręgach nie ma śladów po pile.

Przez chwilę oboje milczeliśmy, zastanawiając się nad tym. Chciałam, żeby wszystko do niego dobrze dotarło, nim powiem resztę.

– Przyjrzałam się też Trottier.

Spojrzał na mnie swoimi lśniącymi oczyma. Na jego kościstej twarzy malowało się napięcie, jakby przygotowywał się na to, co mu oznajmię.

– Ślady są identyczne.

Przełknął ślinę i wziął głęboki oddech. Potem zaczął mówić bardzo cichym głosem.

– W żyłach tego gościa musi płynąć freon…

Ryan odepchnął się od blatu dokładnie w momencie, kiedy w drzwiach pojawiła się głowa stróża. Oboje odwróciliśmy się, żeby na niego spojrzeć. Mężczyzna widząc nasze poważne twarze natychmiast się oddalił.

Oczy Ryana ponownie spoczęły na moich. Mięśnie jego szczęki zacisnęły się.

– Niech pani o tym poinformuje Cłaudela. Chyba rzeczywiście pani coś ma.

– Najpierw chciałabym sprawdzić jeszcze kilka rzeczy. Potem poinformuję Kapitana Przyjemniaczka.

Wyszedł, nie mówiąc “do widzenia", a ja skończyłam chowanie kości. Zostawiłam pudełka na stole i wychodząc zamknęłam laboratorium na klucz. Kiedy przechodziłam przez główny hol przy wejściu do budynku, zauważyłam, że na zegarze wiszącym nad windami jest 6:30. Za oknami w gęstniejącym mroku migotały już światła. Znowu byłam w budynku tylko ja i sprzątaczki. Wiedziałam, że jest już za późno, żeby zrobić cokolwiek z tego, co sobie zaplanowałam, ale i tak zdecydowałam się spróbować.

Minęłam swój gabinet i doszłam wzdłuż korytarza aż do ostatnich drzwi po prawej stronie. Na małej tabliczce był napis “Informatique", a pod nim wypisano starannie mniejszymi literami Lucie Dumont.

Trzeba było na to długo czekać, ale w końcu LML i LSJ zostały podłączone do sieci. Pełną komputeryzację osiągnięto jesienią '93 roku i nieustannie przenoszono całą dokumentację na banki danych. Był już możliwy dostęp do danych dotyczących bieżących spraw – raporty z wszystkich wydziałów były zgrupowane w dużych plikach. Sprawy z lat ubiegłych były stopniowo przenoszone do bazy danych. L'Expertise Judiciaire wkroczyło z hukiem w erę komputerów, a Lucie Dumont sprawowała nad wszystkim pieczę.

Jej drzwi były zamknięte. Zapukałam, wiedząc, że pukanie pozostania bez odpowiedzi. O wpół do siódmej nie było tu już nawet Lucie Dumont.

Poszłam do swojego biura powłócząc nogami, wyciągnęłam spis członków Amerykańskich Biegłych Sądowych i znalazłam nazwisko, którego szukalam. Rzuciłam okiem na zegarek i dokonałam szybkich obliczeń. Tam będzie dopiero za dwadzieścia piąta. Czy za dwadzieścia szósta? W której strefie czasowej była Oklahoma, w strefie czasu górskiego, czy centralnego?

– Do diabła – powiedziałam, wystukując kierunkowy i numer telefonu. Ktoś podniósł słuchawkę i poprosiłam Aarona Calverta. Odpowiedziano mi przyjaznym, nosowym głosem, że rozmawiam z operatorem nocnego serwisu, ale z przyjemnością przekażą wiadomość. Podałam swoje nazwisko i i numer telefonu, ale cały czas nie wiedziałam, z jaką strefą czasową się połączyłam.

Nic nie szło po mojej myśli. Siedziałam chwilę nieruchomo, przeklinając siebie w duchu za to, że nie pomyślałam o tym wcześniej tego dnia. Potem, nie zniechęcona, ponownie sięgnęłam po słuchawkę. Zadzwoniłam do Gabby, ale jej nie było. Nie odezwała się nawet automatyczna sekretarka. Spróbowałam jeszcze złapać ją w jej gabinecie na uniwersytecie i wysłuchałam czterech sygnałów. Kiedy już miałam się rozłączyć, ktoś z sekretariatu wydziału podniósł słuchawkę. Nie, nie widzieli jej. Nie, nie odbierała poczty od kilku dni. Nie, nie ma w tym nic dziwnego, jest lato. Podziękowałam i odłożyłam słuchawkę.

– Trzecia próba spalona – powiedziałam na głos. Nie ma Lucy. Nie ma Aarona. Nie ma Gabby. Na Boga, Gabby, gdzie jesteś? Nie pozwoliłam sobie zastanawiać się nad tym.

Stukałam długopisem w notatnik.

– Piłka poza boiskiem.

Postukałam jeszcze kilkakrotnie.

– Nie wykorzystana sytuacja – dodałam, nie zwracając uwagi na to, że metafora nie ma sensu. Stuk. Stuk.

– Dyskwalifikacja.

Odchyliłam się. Włączałam i wyłączałam długopis, a w końcu pozwoliłam mu wystrzelić w górę.

– Drugi wadliwy serwis.

Złapałam długopis i ponownie go wystrzeliłam.

– Faul.

Znowu go posłałam w powietrze.

– Czas zmienić strategię.

Złapałam. Wystrzeliłam.

– Czas przygotować się na atak przeciwnika.

Złapałam długopis i trzymałam go w ręce. Trzeba się zaprzeć. Spojrzałam na długopis. Zaprzeć się. No właśnie.

– Okej – powiedziałam, odpychając krzesło od biurka i chwytając torebkę.

Przewiesiłam ją przez ramię i wyłączyłam światło.

– A niech cię, Claudel!