178036.fb2
Apartament Roberta Trottier był oferowany do sprzedaży od półtora roku.
– Podejrzewam, że przy takich cenach trochę to musi potrwać.
– Nie mam pojęcia, Ryan. Nigdy tam nie byłam.
– Ja widziałem w telewizji.
– ReMax?
– Royal LePage.
– Biuro nieruchomości dawało ogłoszenia?
– Trottier sądzi, że tak. Sprawdzamy to.
– Jest znak przed budynkiem?
– Tak.
– A Damas? – spytałam.
Ona, jej mąż i trójka dzieci mieszkali z jego rodzicami. Starsi państwo Damas są właścicielami swojego domu od niepamiętnych czasów. I zapewne umrą w nim.
Zastanawiałam się chwilę nad tym.
– Czym zajmowała się Grace Damas?
– Wychowywała dzieci. Robiła też na szydełku ozdobne serwetki dla kościoła. Czasem podłapała gdzieś jakąś robotę na pół etatu. Przygotuj się na to, co ci powiem. Kiedyś pracowała u rzeźnika.
– Idealnie. – Kto zarżnął rzeźniczkę?
– A mąż?
– Jest czysty. On jest kierowcą ciężarówki. – Chwila ciszy. – Tak jak przedtem jego ojciec. Cisza.
– Myślisz, że ma to jakieś znaczenie?
– Metro czy sprzedaż nieruchomości?
– Jedno albo drugie.
– . Cholera, Brennan, nie wiem. – Znowu cisza. – Podsuń mi jakiś scenariusz.
Już od jakiegoś czasu starałam się jakiś sklecić.
– No dobrze. St. Jacques czyta ogłoszenia o sprzedaży nieruchomości i wybiera jakiś adres. Potem obserwuje to miejsce, aż sobie upatrzy ofiarę. Śledzi ją, czeka na sprzyjające okoliczności. A potem pułapka…
– A co metro ma z tym wspólnego? Pomyśl.
– Dla niego to jest sport. On jest myśliwym, ona jest ofiarą. Ta kryjówka na Berger Street jest dla zmyłki. Ogłoszenie traktuje jak przynętę, namierza kobietę, po czym zabija. Poluje tylko w określonych okolicach.
– Szósta stacja.
– Masz lepszy pomysł?
– Ale dlaczego ogłoszenia o sprzedaży nieruchomości?
– Dlaczego? Bo samotna kobieta w domu to łatwy cel. Dochodzi do wniosku, że skoro chce sprzedać dom czy mieszkanie, to będzie tam, żeby pokazać je zainteresowanym. Może najpierw dzwoni. Ogłoszenie daje mu pretekst do wejścia.
– Dlaczego sześć?
– Nie wiem. Gościu jest stuknięty.
Wspaniale, Brennan.
– Musi, cholera, bardzo dobrze znać miasto.
Trawiliśmy to przez chwilę.
– Może jest pracownikiem metra?
– Taksówkarzem?
– Może pracuje w gazowni, zakładzie energetycznym albo czymś takim?
– A może jest gliną?
Na chwilę zaległa pełna napięcia cisza.
– Brennan, nie są…
– Nie.
– A co z Trottier i Damas? One nie pasują.
– Nie.
Cisza.
– Gagnon znaleziono w Centre-ville, Damas w St. Lambert, Trottier w St. Jerome. Jeśli nasz klient codziennie dojeżdża do pracy autobusem albo metrem, to jak sobie z tym radzi?
– Nie wiem, Ryan. Ale w trzech przypadkach na pięć mamy i ogłoszenia, i stacje metra. Przyjrzyj się St. Jacquesowi czy innemu, który jest tym szczurem. Ma norę dokładnie przy Berri-UOAM i zbierał ogłoszenia prasowe. Warto nad tym popracować.
– No.
– Można by zacząć od kolekcji St. Jacquesa, zobaczyć, co gościu zbierał.
– No.
Przyszła mi do głowy jeszcze jedna myśl.
– A co z ustaleniem profilu psychologicznego? Mamy już dosyć, żeby spróbować,
– To bardzo modne.
– Może się okazać pomocne.
Czytałam w jego myślach.
– Claudel nie musi o tym wiedzieć. Mogę się nieoficjalnie rozejrzeć, dowiedzieć się, czy warto się tym zajmować. Mamy miejsca zbrodni w przypadku Morisette-Champoux i Adkins, a okoliczności śmierci i sposób pozbycia się ciała w reszcie przypadków. Myślę, że mogą coś z tego wyciągnąć.
– Goście z Ouantico?
– Tak.
Żachnął się.
– No. Są tak zawaleni robotą, że oddzwonią do ciebie pewnie na przełomie wieków.
– Znam tam kogoś.
– Nie wątpię. – Westchnienie. – Dlaczego nie. Ale jak na razie niech to będzie tylko zapytanie. Nie zobowiązuj nas do niczego. Zlecenie będzie musiało wyjść od Claudela albo ode mnie.
Minutę później wystukiwałam kierunkowy Virginii. Powiedziałam, że chciałabym rozmawiać z Johnem Samuelem Dobzhanskym i czekałam. Pan Dobzhansky był nieuchwytny. Zostawiłam wiadomość.
Spróbowałam skontaktować się z Parkerem Baileyem. Znowu sekretarka i znowu wiadomość.
Zadzwoniłam do Gabby spytać, gdzie ma zamiar zjeść kolację. Mój głos poprosił mnie o zostawienie wiadomości.
Zadzwoniłam do Katy. Wiadomość.
Czy nikt już nie może usiedzieć w jednym miejscu?
Resztę popołudnia poświęciłam korespondencji i pisaniu opinii o studentach, czekając na telefon. Chciałam porozmawiać z Dobzhanskym. Chciałam porozmawiać z Baileyem. W mojej głowie tykał zegar, przez co trudno mi było się skoncentrować. Odliczanie. Ile jeszcze czasu do kolejnej ofiary? Przy pięciu poddałam się i poszłam do domu.
W mieszkaniu było cicho. Ani Birdiego, ani Gabby.
– Gab? – Może drzemie.
Drzwi od pokoju gościnnego były ciągle zamknięte. Birdie spał na moim łóżku.
– Wy dwoje to nie macie czasem za lekko… – Pogłaskałam go po głowie. – Uuu. Czas wymyć twoją kuwetę. – Wyraźnie czuć było smród. – Przepraszam, Bird, ale mam zbyt wiele spraw na głowie.
Nie przytaknął.
– Gdzie jest Gabby?
Tępe spojrzenie. Wyprężył się.
Wyczyściłam mu kuwetę. Birdie musiał zauważyć, bo od razu załatwił potrzebę, sporą część wprost na podłogę.
– Daj spokój, Birdie. Staraj się trafiać do kuwety. Gabby nie jest najschludniejszym kompanem, ale ty ze swojej strony możesz się zachowywać przyzwoicie. – Spojrzałam na jej bezładnie porozrzucane kosmetyki. – Trochę i tak posprzątała…
Wzięłam sobie dietetyczną colę i przebrałam się w krótkie spodnie. Zjemy kolację w domu? Kogo ja oszukuję. Przecież i tak pójdziemy gdzieś zjeść.
Automatyczna sekretarka mrugała. Jedna wiadomość. Ode mnie. Dzwoniłam koło pierwszej. Czy Gabby nie słyszała? Zignorowała? Może wyłączyła telefon. Może źle się czuje. Może jej tu nie ma.
Podeszłam pod jej drzwi.
– Gab?
Zapukałam cicho.
– Gabby?
Mocniej.
Otworzyłam drzwi i zajrzałam do środka. Typowy dla Gabby bałagan. Biżuteria. Papiery. Książki. Wszędzie ubrania. Przewieszony przez krzesło stanik. Zajrzałam do szafy. Buty i sandały w bezładnym stosie. Pośród tego wszystkiego, starannie pościelone łóżko. Zwróciłam na nie uwagę, bo w ogóle nie pasowało do panującego wokół bałaganu,
– Suka.
Birdie prześliznął się koło moich nóg.
– Czy ona w ogóle tutaj była zeszłej nocy?
Spojrzał na mnie, wskoczył na łóżko, zatoczył dwa kółka i w końcu się ułożył. Ułożyłam się koło niego, a w brzuchu poczułam znajomą słabość.
– Znowu to zrobiła, Bird.
Rozszerzył palce i zaczął się lizać.
– Nawet nie zostawiła wiadomości.
Birdie skoncentrował się na miejscach między palcami.
– Nie będę o tym myśleć. – Poszłam wyjąć naczynia ze zmywarki.
Dziesięć minut później uspokoiłam się na tyle, żeby do niej zadzwonić. Nikt nie odbierał. Oczywiście. Zadzwoniłam na uniwersytet. Nikt nie odbierał.
Poszłam do kuchni. Otworzyłam lodówkę. Zamknęłam ją. Kolacja? Znowu ją otworzyłam. Dietetyczna cola. Weszłam do dużego pokoju, postawiłam nową colę obok puszki poprzedniej, włączyłam telewizję, poskakałam po kanałach i wybrałam komedię, której i tak nie będę oglądać. Myślałam o Gabby, o morderstwach, o czaszce w moim ogrodzie i tak w kółko, nie będąc w stanie skupić się na serialu. Intonacja dialogów i tłumiony śmiech stanowiły zaledwie tło dla kłębiących się w mojej głowie myśli.
Złość na Gabby. Wyrzuty, że pozwoliłam się wykorzystać. Uczucie smutku, że ona tak się zachowuje. Strach o jej bezpieczeństwo. Strach, że będzie następna ofiara. Frustracja z powodu własnej bezradności. Czułam się emocjonalnie posiniaczona, ale nie mogłam przestać siebie bić.
Nie wiem, ile czasu tak spędziłam, gdy zadzwonił telefon, uwalniając adrenalinę z tych miejsc, niezależnie gdzie to jest, gdzie rezyduje, kiedy ma urlop. Gabby!
– Halo.
– Z Tempe Brennan proszę. – Męski głos. Znajomy jak moje dzieciństwo na Środkowym Zachodzie.
– J.S.! Boże, jak się cieszę, że cię słyszę!
John Samuel Dobzhansky. Moja pierwsza miłość. Spotkaliśmy się na obozie letnim. Romans przetrwał tamto lato i następne, kwitł aż do naszego pierwszego roku studiów. Ja pojechałam na południe, a J.S. na północ. Wybrałam antropologię i spotkałam Pete'a. On studiował psychologię, ożenił się i rozwiódł. Dwukrotnie. Wiele lat później spotkaliśmy się w Akademii. J.S. specjalizuje się w zabójstwach na tle seksualnym.
– Czujesz jeszcze ten klimat obozowego lata? – spytał.
– W sercach, które splata – skończyłam linijkę z obozowej piosenki. Oboje się roześmialiśmy.
– Nie byłem pewien, czy będziesz zadowolona, że dzwonię do ciebie do domu, ale zostawiłaś numer, więc stwierdziłem, że zaryzykuję.
– Cieszę się, że dzwonisz. Dziękuję. – Dziękuję. Dziękuję. – Chcę wykorzystać twój mózg w jednej sprawie, którą tutaj mamy. Jeśli można?
– Tempe, jak możesz mnie tak rozczarowywać? – Udawał zranionego.
Podczas spotkań Akademii jedliśmy razem kolację i na początku wyraźnie na coś się zanosiło. Czy powinniśmy odgrzewać młodzieńczą pasję? Czy uczucie ciągle jeszcze trwało? Nic nie zostało powiedziane i za zgodą obu stron skończyło się na niczym. Lepiej zostawić przeszłość w spokoju.
– A co z tą panią, o której mówiłeś mi w zeszłym roku?
– Nic z tego.
– Przykro mi. J.S., a tu mamy kilka morderstw, które wydają się powiązane. Jeśli powiem ci w skrócie, jak się sprawy mają, czy wyrazisz swoją opinię o ewentualnym seryjnym mordercy?
– Mogę wyrazić opinię na dowolny temat. – To było jedno z naszych ulubionych powiedzonek.
Opisałam miejsca zbrodni w przypadku Adkins i Morisette-Champoux i w zarysie opisałam, co zrobiono ofiarom. Opisałam, w jakich okolicznościach i gdzie znaleziono inne ciała i jak zostały okaleczone. Potem dodałam i jeszcze moje teorie dotyczące metra i ogłoszeń prasowych.
– Mam kłopoty, żeby przekonać gliny, iż te sprawy są powiązane. Cały czas utrzymują, że nie ma tu prawidłowości. Do pewnego stopnia mają rację. Wszystkie ofiary są do siebie niepodobne, jedna została zastrzelona, a inne nie. Mieszkały w różnych punktach miasta. To się nie trzyma kupy.
– No. No. Zwolnij trochę. W ogóle źle do tego podchodzisz. Przede wszystkim, większość tego, co opisałaś, dotyczy modus operandi.
– Tak.
– Podobieństwa w sposobie działania mogą być przydatne, nie zrozum mnie źle, ale rozbieżności są niesłychanie często spotykane. Przestępca może zakneblować albo związać ofiarę kablem telefonicznym w jednym miejscu, a na drugie może przynieść własny sznur. Może dźgnąć nożem albo pociąć jedną ofiarę, a zastrzelić albo udusić inną, może jedną okraść, a drugą nie. Kiedyś robiłem profil gościa, który przy każdej zbrodni używał innej broni. Jesteś tam jeszcze?
– Tak.
– U przestępcy nigdy nie jest to czymś niezmiennym. Tak, jak w każdej innej sprawie, człowiek się uczy. Ci goście im więcej praktykują, tym są lepsi. Uczą się, co się sprawdza, a co nie. Ciągle udoskonalają swoją technikę. Oczywiście, niektórzy są w tym lepsi niż inni.
– Pocieszające.
– Poza tym, jest mnóstwo nieprzewidzianych wydarzeń, które mogą wpływać na to, jak się zachowa przestępca, nawet jeśli miał nie wiadomo jak dopracowany plan. Na przykład dzwoni telefon. Zjawia się sąsiad. Pęka kabel. Musi improwizować.
– Rozumiem.
– Nie zrozum mnie źle. Prawidłowości są wtedy przydatne i my to wykorzystujemy. Ale odstępstwa od reguły niewiele znaczą.
– Co ty wykorzystujesz?
– Rytuał.
– Rytuał?
– Niektórzy moi koledzy nazywają to podpisem albo wizytówką, a można to zaobserwować tylko w niektórych miejscach zbrodni. Większość przestępców ma jakiś modus operandi, bo skoro plan zadziałał dwa razy, czują się pewnie i są przekonani, że zmniejsza to prawdopodobieństwo ich złapania. Ale w przypadku brutalnych, wielokrotnych przestępców trzeba wziąć pod uwagę coś jeszcze. Są to ludzie napędzani gniewem. Tkwiąca w nich nienawiść każe im snuć fantazje na temat przemocy i w końcu wcielają te fantazje w życie. Ale przemoc nie wystarcza. Wykształcają rytuały służące wyrażaniu gniewu. To właśnie te rytuały ich zdradzają.
– Jakiego to rodzaju są te rytuały?
– Przeważnie wiążą się z potrzebą panowania nad sytuacją, może upokarzaniem ofiary. Rozumiesz, tak naprawdę to nie ofiara jest ważna. Jej wiek, jej wygląd mogą być nieistotne. Kluczowa jest potrzeba rozładowania gniewu. Pracowałem kiedyś nad gościem, którego ofiary były w wieku od siedmiu do osiemdziesięciu jeden lat.
– Więc czego byś szukał?
– Jak spotyka swoją ofiarę? Czy natychmiast ją atakuje? Czy najpierw z nią rozmawia? Jak ją kontroluje po tym, jak już nawiązał kontakt? Czy wykorzystuje ją seksualnie? Czy robi to przed, czy po zabiciu jej? Czy torturuje ofiarę? Czy okalecza ciało? Czy zostawia coś na miejscu zbrodni? Czy coś zabiera?
– Ale czy te rzeczy nie mogą również wynikać z jakichś nieprzewidzianych okoliczności?
– Oczywiście, że tak. Ale najważniejsze jest to, że stanowi to część wcielania w życie jego fantazji, jego rytuału rozładowywania gniewu, a nie robi tego tylko po to, żeby ocalić tyłek.
– To jak myślisz? Czy to, co ci opisałam, ma swój podpis?
– Mam ci powiedzieć tak nieoficjalnie?
– Oczywiście.
– Jak najbardziej.
– Naprawdę? – Zaczęłam robić notatki.
– Dałbym sobie głowę uciąć.
– Twoja głowa jest bezpieczna, J.S. Myślisz, że to jest sadysta seksualny?
Usłyszałam grzechotanie, kiedy na chwilę przełączył telefon na drugą linię.
– Sadyści seksualni podniecają się widząc ból swojej ofiary. Oni nie chcą po prostu zabić, oni chcą, żeby ich ofiara cierpiała. I – to jest kluczowe – stanowi to dla nich podnietę seksualną.
– No więc?
– Niektóre przesłanki wskazują, że tak. Ci goście często praktykują umieszczanie przedmiotów w pochwie czy odbycie. Czy wasze ofiary żyły, kiedy to robił?
– Przynajmniej jedna. Trudno powiedzieć z dwiema innymi, bo ich ciała były już w zbyt daleko posuniętym stopniu rozkładu.
– Wygląda, że sadyzm seksualny jest tutaj jedną z możliwości. I tak po zostaje pytanie: czy zabójca był seksualnie podniecony tym, co robił?
Na to nie mogłam odpowiedzieć. Na żadnej z ofiar nie znaleziono nasienia. Powiedziałam mu to.
– To ważne, ale sadyzmu seksualnego nie można wykluczyć. Miałem kiedyś przypadek gościa, który masturbował się w dłoni ofiary, po czym ją odciął i zmielił w robocie kuchennym. W żadnym miejscu zbrodni nie znaleziono nasienia.
– Jak go dopadliście?
– Kiedyś źle wybrał ofiarę.
– Trzy z tych kobiet zostały poćwiartowane. To wiemy na pewno.
– To jest pewna prawidłowość, ale nie jest to dowód na sadyzm seksualny. Chyba, że zrobiono to przed śmiercią ofiary. Seryjni mordercy, niezależnie od tego, czy są tymi sadystami czy nie, są bardzo przebiegli. Bardzo drobiazgowo planują swoje zbrodnie. Pośmiertne okaleczenie wcale nie znaczy, że mamy do czynienia ze zbrodnią na tle seksualnym czy sadyzmem. Niektórzy ćwiartują ciało po to, żeby było je łatwiej ukryć,
– A co z okaleczaniem? Ręce?
– Odpowiedź jest ta sama. Jest to pewna prawidłowość, więcej niż samo zabicie, ale może równie dobrze być i nie być na tle seksualnym. Czasami to tylko metoda wykazania, że ofiara jest bezsilna. Jednak tutaj widzę pewne wskazówki. Powiedziałaś, że zabójca nie znał ofiar. Zostały bestialsko pobite. Trzem wciśnięto jakieś przedmioty, prawdopodobnie przed śmiercią. To charakterystyczna kombinacja.
Pisałam jak szalona.
– Sprawdź, czy te przedmioty zostały przyniesione na miejsce zbrodni, czy już tam były. To może być część podpisu tego gościa – lepiej wiedzieć, czy to zaplanował, czy był okrutny, bo nadarzyła się okazja,
Zanotowałam to i oznaczyłam gwiazdką.
– Jakie są inne cechy charakterystyczne sadyzmu seksualnego?
– Prawidłowości w sposobie działania. Wykorzystanie pretekstu, żeby nawiązać kontakt. Potrzeba kontrolowania i upokarzania ofiary. Nadmierne okrucieństwo. Podniecenie seksualne czerpane ze strachu i bólu ofiary. Zachowywanie pamiątek po ofiarze…
– Co było ostatnie? – Pisałam tak szybko, że ręka mi drętwiała.
– Pamiątki. Souveniry.
– Jakiego rodzaju souveniry?
– Przedmioty z miejsca zbrodni, części garderoby ofiary, biżuteria, takie rzeczy.
– Wycinki z gazet?
– Sadyści seksualni uwielbiają o sobie czytać.
– Gromadzą takie rzeczy?
– Plany, dzienniki, kalendarze, rysunki, co tylko możesz wymyślić. Niektórzy mają nawet kasety. Fantazja to nie tylko akt zabijania. Śledzenie ofiary przedtem i odgrywanie zbrodni potem może stanowić bardzo ważną część tej podniecającej gry.
– Jeśli tak dobrze potrafią unikać złapania, dlaczego mieliby trzymać takie rzeczy? Nie jest to ryzykowne?
– Większość z nich myśli, że górują nad glinami. Że są zbyt sprytni, żeby dać się złapać.
– A co z częściami ciała?
– Z częściami ciała?
– Zachowują je?
Chwila ciszy.
– Nie zdarza się to często, ale czasami tak.
– A co myślisz o pomyśle z metrem i ogłoszeniami?
– Fantazje, które wcielają w życie ci goście, potrafią być naprawdę wysublimowane i bardzo specyficzne. Dla niektórych kluczowe jest miejsce, gdzie popełniają zbrodnię, czy to, że zdarzenia następują po sobie w określonej kolejności. Niektórzy potrzebują określonych reakcji ofiary, więc piszą scenariusze, zmuszają ofiarę do mówienia określonych rzeczy, do zachowywania się w określony sposób, do zakładania określonych ubrań. Ale, Tempe, to nie są zachowania typowe tylko dla sadystów seksualnych. To jest charakterystyczne dla różnego rodzaju zaburzeń osobowości. Nie można tego rozpatrywać tylko pod kątem sadyzmu seksualnego. Trzeba szukać tego podpisu, tej wizytówki, którą zostawia tylko nasz zabójca. Tak można go złapać, niezależnie od tego, jak sklasyfikują go psychiatrzy. Używanie metra i gazet może być kluczowe dla fantazji waszego klienta.
– No to, opierając się na tym, co ci powiedziałam, co myślisz?
Zamilkł na dłuższą chwilę i słyszałam wolno wypuszczane powietrze.
– Wydaje mi się, że macie tam do czynienia z naprawdę nieciekawym typem, Tempe. Niesamowita agresja. Skrajna brutalność. Jeśli to miałby być St. Jacques, to moje poważne wątpliwości budzi używanie przez niego karty kredytowej ofiary. Albo jest niewyobrażalnie głupi, a na to nie wygląda, albo z jakiegoś powodu robi się nieostrożny. Może nagły kryzys finansowy. Albo robi się coraz bardziej śmiały. Czaszka w twoim ogrodzie to sygnał. Przesłał wiadomość. Może to jawne urąganie. Ale jest też możliwość, że na jakimś poziomie chce zostać złapany. Nie podoba mi się to, co mówisz o twoim udziale w tej sprawie. A wygląda na to, że rzeczywiście zostałaś w to wciągnięta! Twoje zdjęcie. Czaszka. Opierając się na tym, co mi powiedziałaś, wygląda na to, że szydzi z ciebie.
Powiedziałam mu o nocy koło klasztoru i o samochodzie, który siedział mi na ogonie.
– Chryste, Tempe, jeśli ten gościu zabrał się za ciebie, nie igraj z nim. On jest niebezpieczny.
– No to jeśli on był wtedy na terenie klasztoru, to dlaczego mnie nie zabił?
– Tak jak mówiłem wcześniej. Pewnie go tam zaskoczyłaś albo nie był przygotowany do tego, żeby zabić w sposób, jaki lubi. Nie panował nad sytuacją. Może nie miał swoich przyborów. Może fakt, że straciłaś przytomność, pozbawił go kopa, którego dostarcza mu widok strachu ofiary.
– Nie było rytuału śmierci.
– Właśnie tak.
Pogawędziliśmy jeszcze trochę, o różnych miejscach, starych przyjaciołach, o tych czasach, kiedy morderstwa nie były jeszcze częścią naszego życia. Kiedy skończyliśmy rozmawiać, było już po ósmej.
Odchyliłam się do tyłu, wyprostowałam ręce i nogi i położyłam się bezwładnie. Leżałam tak przez jakiś czas, jak szmaciana lalka, wspominając przeszłość. W końcu zmógł mnie głód, więc poszłam do kuchni, podgrzałam porcję lasagnii i zmusiłam się do zjedzenia jej.
Kolejną godzinę spędziłam na odtwarzaniu z notatek tego, co mi powiedział J.S. Cały czas przychodziły mi do głowy jego ostatnie słowa.
– Odstępy robią się coraz krótsze.
Tak, to wiedziałam,
– Podnosi stawkę.
To też wiedziałam.
– Być może teraz ty jesteś na celowniku.
O dziesiątej poszłam do łóżka. Leżałam w ciemności, wpatrując się w sufit. Czułam się samotna i żal mi było samej siebie. Dlaczego nosiłam brzemię śmierci tych kobiet? Czy grałam istotną rolę w fantazjach jakiegoś psychopaty? Dlaczego nikt nie traktuje mnie poważnie? Dlaczego się starzeję, dlaczego jem odgrzewane mrożonki na kolację przed włączoną telewizją, której i tak nie oglądam?
Kiedy Birdie umościł się w moim kolanie, ten delikatny kontakt wyzwolił łzy, które powstrzymywałam od rozmowy z J.S. Wypłakiwałam się w powłokę poduszki, którą kupiliśmy z Pete'em w Charlotte. A właściwie, to ja wybrałam i kupiłam, a on czekał wtedy zniecierpliwiony.
Dlaczego moje małżeństwo było porażką? Dlaczego sypiam sama? Dlaczego Katy jest taka niezadowolona? Dlaczego moja najlepsza przyjaciółka znowu lekceważy moje uczucia? Gdzie ona jest?
Nie. Nie będę o tym myśleć.
Nie wiem, jak długo tak leżałam, czując pustkę swojego życia, nasłuchując odgłosów klucza Gabby w zamku.