178038.fb2 Zapalniczka - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 26

Zapalniczka - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 26

– Nie dla mnie – rzekła sucho Małgosia. – Jeśli nie zaraziłam się od Alicji, nie zarażę się i od ciotki. Znaczy, jestem odporna. Prędzej już Witek, bo ma skłonności.

– Nie palę – przypomniał cierpko Witek.

– Ale bierzesz do ręki – mruknęłam pod nosem. – Jak każdy mężczyzna, bierze co popadnie i bawi się tym.

Witek, czym prędzej rzucił na kominek i odepchnął od siebie gasidełko do świec, po czym z energią zaprotestował. On nic nie bierze i niczym się nie bawi! Zrezygnował z wielkopańskiej lokalizacji, przeszedł do części jadalnej i wsparł się łokciami o bufet. Usiłowałam szybko przypomnieć sobie, co tam leży, ale nic mi z tego nie przyszło.

– Coś w każdym razie trzeba zrobić – ciągnęła Małgosia. – Przeszukać dom tego całego pana Mirka będzie łatwiej niż ten tutaj, bo ja wątpię, czy on oglądał robaczki przez lupę. Poza tym… zaraz. Spójrzmy prawdzie w oczy.

Nie bardzo wiedząc, co ona ma na myśli i gdzie jest ta prawda, podejrzliwie spróbowaliśmy wszyscy spojrzeć jej w oczy. Pan Ryszard nawet niespokojnie obejrzał się za siebie.

Małgosia kontynuowała jakoś dziwnie ostrzegawczo.

– Tu przyszła od niego taka sama zapalniczka…

Przyszła! Rzeczywiście. Piękne określenie!

– …tyle, że bez dedykacji, więc jednak nie twoja.

Sama mówisz, że czegoś takiego od lat już nie można dostać. To skąd on ją miał? Identyczną?

No fakt. Skąd miał…? Znów mi zamigotało idiotyczne skojarzenie z żółtymi kurczątkami, wysiliłam się, bez skutku, skojarzenie zgasło. Pytanie Małgosi okazało się retoryczne, mówiła dalej.

– . Ale widać, że miał, więc chodzi mi o to, że mógł myśleć, że ta, tutaj, jest jego. Więc ją zabrał. Nie wiem, co myślał oprócz tego, może nic, a może wpadło mu do łba, że ktoś mu ukradł i przyniósł do ciebie, wspólny znajomy albo, co. Albo, że sam przyniósł i zostawił przez pomyłkę. W każdym razie uważam, że prędzej się znajdzie w jego domu niż w twoim. Czy tam u niego w ogóle ktoś mieszka?

Argumenty Małgosi wszystkim przypadły do gustu, ale nagle okazało się, że stanu rodzinnego ofiary nikt z nas dokładnie nie zna i nie mamy pojęcia, jak gęsto zaludniony lokal zajmował. Jedna tylko Julita, przeczekawszy rozważania na ten temat w milczeniu, z wahaniem wydusiła coś z siebie.

– Nie wiem, czy mu można wierzyć… No dobrze, poproszę jeszcze trochę wina… Tak sobie przecież rozmawialiśmy parę razy… Mówił, że jest rozwiedziony…

– Oni zawsze są rozwiedzeni albo żona ich nie rozumie…

– I że mieszka sam… Siostra mu prowadzi gospodarstwo, ale mieszka oddzielnie. To znaczy, tak mi wyszło z jego gadania… Może się mylę…

Ożywiłam się nadzieją.

– A może nie? Jeśli rzeczywiście mieszka sam, chałupę mu zaplombowali, można by tam wejść i spokojnie przeszukać. Pusty dom zbrodni plombują zawsze, jeśli istnieją jacyś spadkobiercy, choćby z głodu konali, muszą poczekać. To okazja!

– Będziesz zdzierać plomby? – zainteresował się Witek.

– A dlaczego nie? Zaraz sprawdzę w kodeksie karnym, co za to grozi…

– Podobno on ma brata – dołożyła Julita. – Tak mu się jakoś wyrwało…

– I gdzie ten brat?

– Nie wiem. Też tu nie mieszka. Gdzieś za granicą…

– Zaraz. A dzieci? Rozwiedziony, miał żonę, a dzieci?

– O dzieciach nie słyszałam ani słowa…

– Rozwiedziona żona może być gorsza niż cała reszta rodziny razem wzięta – zaopiniowała ostrzegawczo pani Ania. – Jeśli ta zapalniczka tam jest i pani chce ją odzyskać, moim zdaniem trzeba się pośpieszyć. Ale do kodeksu karnego chyba warto zajrzeć…

Marta postanowiła, że nigdzie nie idzie, bo bardzo jej się tu podoba, a uczyć się będzie, kiedy indziej, pan Ryszard zrobił sobie najpierw kawę, a potem herbatę, i nadzwyczajnie zainteresowany tematem przez telefon odmówił komuś jakiegoś spotkania, pani Ania stwierdziła, że jej rodzina potrafi przyrządzić sobie nie tylko obiad, ale nawet kolację, po czym wszyscy razem rzuciliśmy się na lekturę dzieł prawniczych. Najlepiej pasowały nam słowa: „zaciera ślady przestępstwa" i, kontrastowo poniekąd: „umyślnie niszczy lub usuwa znaki ustawione przez instytucję państwową", jedno do pięciu lat, drugie w najgorszym wypadku grzywna. Zważywszy, iż nikt z nas nie zamierzał zacierać żadnych śladów, przyłożyliśmy sobie to drugie, pochodzące z kodeksu wykroczeń, uznając, że ryzyk-fizyk, trudno, grzywna nam niestraszna. Złożymy się na nią wspólnymi siłami.

Po czym wybuchła okropna kłótnia, bo wszystkie osoby winne uparły się popełnić wykroczenie osobiście, do nich zaś dołączyłam ja, wprawdzie wyjątkowo tym razem niewinna, ale za to silnie zacięta. Kołaczące się w naszych umysłach resztki rozumu kazały wziąć pod uwagę trudności poszukiwań w obcym domu i wytypować dwie osoby, co w końcu zostało dokonane drogą losowania.

Zła byłam jak piorun, bo nie na mnie padło, a miałam wielką ochotę raz bodaj wkroczyć czynnie w to złodziejskie świństwo. Dosyć już dyskryminacji okradzionych i bezkarności dla złodziei, nie będą się długo cieszyć swoim wrednie zdobytym łupem! Mściwie chciałam sama, a tu, co? Chała.

Szczęśliwe losy wyciągnęli Julita i pan Ryszard.

– Jest jakaś sprawiedliwość na świecie – ogłosiła Julita uroczyście.

Pan Ryszard ją poparł.

– Może to i rzeczywiście przeznaczenie, jesteśmy najbardziej podejrzani, to już bądźmy konsekwentnie. Tyle, że lepiej byłoby nie dać się złapać za szybko.

– Wobec tego musicie się zabezpieczyć – zadecydowałam stanowczo i ruszyłam kryminalną część mojego umysłu.

Wymyśliłam, co następuje:

Pan Ryszard za kobietę się nie przebierze, bo zwracałby na siebie powszechną uwagę, ale Julita za chłopaka może. Przebranie nie powinno być przesadnie rażące, żeby w razie złapania nie budzić zbyt silnych podejrzeń. Baba w zasadzie może się ubrać we wszystko, ale na przykład strój samuraja to już byłoby chyba za wiele. Odpada także zbroja rycerska i długa, siwa broda. Zwykłe dżinsy, adidasy, czapeczka… Taka dla idiotów, daszkiem do tyłu. Ciemne okulary mogą być.

Wyrzec się własnego obuwia. Zbyt dobrze wszyscy wiemy, co to są mikroślady, na akcję muszą zdobyć coś jednorazowego, obojętne, znaleźć w jakimś śmietniku, kupić w sklepie używane, za grosze, kupić nowe, najtańsze, jakie istnieją i zaraz potem wyrzucić z rękawiczkami to samo, chirurgiczne najlepsze, spalą się chyba w moim kominku bez przeszkód? Dobrze byłoby i portek się pozbyć…? No, to rzecz do rozważenia.

Wykroczenia dokonać w biały dzień. Żadnych świateł w pustym domu, żadnych pobłyskujących latarek, żadnych świec, żadnego udawania pokutujących duchów. W dzień wszystko widać bez świecenia, a w nocy wręcz przeciwnie.

Na czas przeszukania gliny zostaną zajęte, żeby im przypadkiem nie wpadło do głowy oglądanie miejsca zbrodni. Do zajmowania posłuży Marta przy moim współudziale…

– Ja chętnie – powiedziała w tym momencie Marta. – Tylko jak?

– Opowiemy im o tej roślinnej awanturze pod Piasecznem, a ja się włączę bzem z czerwonym paskiem, I nie ma obawy, będziemy na ten temat ględziły tak długo, że zdążyliby przeszukać Pałac Kultury, a nie tylko ludzkie mieszkanie…

– Domek…

– Wielki mi domek w takiej ciasnocie. Nie wiem tylko, na co on jest zamknięty, mam na myśli rodzaj zamków, da się to otworzyć wytrychem? Zna ktoś jakiegoś złodzieja…?

Okazało się, że ze złodziejami też jest kłopot. Nikt z nas nie miał odpowiednich znajomości, co za ludzie idiotyczni, a ja w ich gronie. Nie trzeba to było zaprzyjaźnić się z tymi, którzy nie tak znów dawno i mnie okradli, i pana Tadeusza? Podwędzone mienie i tak nam przepadło, a zostałaby, chociaż użyteczna znajomość.

W chwili największego zakłopotania objawił się ostatni winny. W pośpiechu wpadł Tadzio.

– Noc mam dzisiaj, przywalili mi dodatkowy dyżur w trybie awaryjnym i do roboty jadę, po drodze wpadłem – oznajmił. – Ale wie pani, to niby takie nic, może ja tu jak ślepy siedziałem? No, zawiniłem, tak mi się wydaje, więc trzeba coś zrobić. Ja bym jednak przeszukał jego dom.

Ucieszył wszystkich niewymownie.

W błyskawicznym tempie dało się uzgodnić poczynania. Podjęłam straszliwą decyzję i postanowiłam jechać do dentysty, złapie mnie za zęby czy nie, trudno, jakoś to zniosę, a tam wszystkie domy są jednakowe, wystarczy obejrzeć jeden, żeby poznać i resztę. Nigdy dotychczas, przerażona wizytą, nie interesowałam się zapleczem budynku, a istnieje tam może jakieś drugie wyjście, drugi kawałek ogródka, podwóreczko? Bo gdzie trzymają na przykład zapas drewna do kominka…?

W kwestii zamków Tadzio okazał pełne lekceważenie, zobowiązując się przy pomocy kumpli i przyrządów o całkowicie obcych nam nazwach otworzyć wszystko, cokolwiek jest zamknięte na świecie. Po czym poleciał do pracy. Ciąg dalszy został odłożony na jutro.

***