178056.fb2 Zniwo - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 18

Zniwo - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 18

Rozdzial szesnasty

Mark napelnil kieliszek winem.

– Oczywiscie, ze znalem ich obu – powiedzial. – Larry’ego Kunstlera znalem lepiej niz Hennessy’ego. Hennessy nie byl u nas zbyt dlugo. Larry byl jednym z tych, ktorzy wciagneli mnie do zespolu od razu po stazu. Byl calkiem mily. – Mark odstawil butelke wina na stol. – Naprawde byl porzadnym facetem.

Kierownik sali przesunal sie obok nich, eskortujac do sasiedniego stolika kobiete ubrana z przesadna elegancja. Tam przywitano ja okrzykami.

– Jestes wreszcie! Co za wspaniala suknia! – Ich halasliwosc wydala sie Abby wulgarna, a nawet nieprzyzwoita. Zalowala teraz, ze ona i Mark nie zostali w domu. To on chcial gdzies wyjsc na kolacje. Tak niewiele mieli wspolnych wieczorow, nawet nie uczcili odpowiednio swoich zareczyn. Mark zamowil wino i wzniosl toast za nich, potem nastepne toasty i teraz konczyl butelke. Coraz czesciej mu sie to ostatnio zdarzalo. Abby patrzyla, jak saczyl z kieliszka resztki wina i myslala, ze jej problemy odbijaja sie rowniez na Marku.

– Dlaczego nigdy mi o nich nie wspomniales? – zapytala.

– Nie bylo takiej okazji.

– Wedlug mnie, ktos powinien o nich przypomniec. Szczegolnie po smierci Aarona. Zespol w przeciagu trzech lat stracil trzech lekarzy i nikt nic o tym nie mowi. Wyglada na to, ze boicie sie w ogole o tym wspominac.

– To dosc ponury temat do rozmowy. Nie powinnismy go zaczynac szczegolnie w obecnosci Marilee. Ona znala zone Hennessy’ego. Pomagala jej nawet w urzadzeniu dziecinnego pokoju.

– Tego dziecka, ktore zmarlo? Mark przytaknal.

– Tamta tragedia dla wszystkich byla szokiem. Cala rodzina, tak po prostu. Marilee wpadla w histerie, kiedy sie o tym dowiedziala.

– To na pewno byl wypadek?

– Kupili ten dom kilka miesiecy wczesniej. Nie zdazyli wymienic instalacji cieplowniczej. Tak, to byl wypadek.

– Ale smierc Kunstlera nie byla wypadkiem. Mark westchnal.

– Nie, smierc Larry’ego nie byla wypadkiem.

– Jak sadzisz, dlaczego to zrobil?

– A dlaczego Aaron to zrobil? A dlaczego inni popelniaja samobojstwa? Mozna wymyslic co najmniej kilka prawdopodobnych powodow, ale prawda jest taka, Abby, ze beda to tylko przypuszczenia, nie mozemy tego wiedziec na pewno i nigdy nie bedziemy tego potrafili zrozumiec. Patrzymy na wszystko ze swojej perspektywy i mowimy sobie: bedzie lepiej. Zawsze kiedys sie poprawi. Larry widocznie przestal w to wierzyc. Nie widzial juz zadnych perspektyw. Wlasnie w takich momentach ludzie traca nadzieje, kiedy nie widza juz swojej przyszlosci – wypil lyk wina, potem jeszcze jeden, ale wydawalo sie, ze trunek przestal mu smakowac. Podobnie jak jedzenie. Zrezygnowali z deseru i wyszli z restauracji. Oboje byli milczacy i przygnebieni.

Mark prowadzil samochod przy gestniejacej mgle i przelotnym deszczu. Odglos pracujacych wycieraczek zastepowal rozmowe. Abby przypomniala sobie, jak Mark powiedzial: „Wlasnie w takich momentach ludzie traca nadzieje. Kiedy nie widza juz swojej przyszlosci”.

Przeciez ja wlasnie zblizam sie do tego punktu. Nie widze juz nic przed soba. Nie wiem, co sie stanie ze mna. Z nami – myslala, wpatrujac sie w mgle.

– Chce ci cos pokazac, Abby. Chce wiedziec, co o tym sadzisz. Moze pomyslisz, ze jestem szalony. A moze tez zapalisz sie do tego pomyslu.

– Jakiego pomyslu?

– Chodzi o cos, o czym od dawna marzylem. Od bardzo dawna. Jechali na polnoc, mineli granice Bostonu, potem Revere, Lynn i Swampscott. Na przystani Marblehead Marina Mark zaparkowal samochod.

– To juz tutaj. Przy samym koncu molo – powiedzial. To byl jacht.

Abby stala drzac z zimna i patrzac, jak Mark chodzil to w jedna, to w druga strone wzdluz zacumowanej przy pomoscie lodzi. Mowil z ozywieniem, gestykulowal z entuzjazmem, jakiego Abby nie zauwazyla u niego wczesniej przez caly wieczor.

– Jest piekna, prawda? Byla rejsowym jachtem morskim. Szesnascie metrow dlugosci, pelne wyposazenie, wszystko, czego tylko moglibysmy potrzebowac. Nowiutenkie zagle, nowe przyrzady do nawigacji. Do diabla, ta lodz jest prawie nie uzywana. Moze nas zabrac, dokad tylko bedziemy chcieli poplynac. Na Karaiby. Pacyfik. Stoisz przed wolnoscia, Abby! – Uniosl reke, niby salutujac lodzi. – Absolutna wolnoscia!

Pokrecila glowa.

– Nie rozumiem.

– To doskonale rozwiazanie! Pieprzyc to cholerne miasto. Pieprzyc szpital. Kupimy te lodz. Potem mozemy sie stad ulotnic.

– Dokad?

– Dokadkolwiek.

– Ja nie chce plynac dokadkolwiek.

– Nie ma zadnego powodu, dla ktorego mielibysmy tu zostac. Teraz juz nie.

– Alez tak. Dla mnie jest powod. Nie moge tak po prostu spakowac sie i wyjechac! Zostaly mi jeszcze trzy lata, Mark. Musze skonczyc staz teraz, albo nigdy nie zostane chirurgiem.

– Ja nim jestem, Abby. Jestem tym, czym ty chcesz zostac. Albo tym, czym ci sie wydaje, ze chcesz byc. Mowie ci, nie warto.

– Tak ciezko na to pracowalam. Nie zamierzam teraz zrezygnowac.

– A co ze mna?

Spojrzala na niego. Po raz pierwszy doszlo do niej, ze to wlasnie o niego chodzilo. Ten jacht i ucieczka w poszukiwaniu wolnosci. Mezczyzna, ktory wkrotce mial sie ozenic, nagle poczul potrzebe ucieczki z domu. Byla to metafora, ktorej on prawdopodobnie nawet nie dostrzegal.

– Chce tego, Abby – powiedzial. Podszedl do niej. Jego oczy blyszczaly goraczkowo. – Juz zlozylem oferte w sprawie tej lodzi. Dlatego wlasnie tak pozno wrocilem do domu. Spotkalem sie z agentem.

– Zlozyles oferte, nic mi o tym nie mowiac? Nawet nie zadzwoniles?

– Wiem, ze to brzmi jak szalenstwo.

– Jak mozemy sobie na to pozwolic? Ja siedze po uszy w dlugach! Cale lata zabierze mi splacanie pozyczek. A ty chcesz teraz kupic lodz?

– Mozemy postarac sie o hipoteke. To bedzie jak kupienie drugiego domu.

– To nie jest dom.

– Ale jest to inwestycja.

– Ja nie zainwestowalabym w cos takiego.

– Dlatego tez nie mowimy o twoich pieniadzach. Cofnela sie o krok i spojrzala na niego.

– Masz racje – powiedziala cicho. – Tu nie chodzi o moje pieniadze.

– Abby – jeknal Mark. – O Boze, Abby.

Znowu zaczelo padac. Czula na twarzy zimne krople deszczu. Podeszla do samochodu i wsiadla do srodka. Mark rowniez wrocil. Przez jakis czas nie odzywali sie. Slychac bylo jedynie deszcz bebniacy w dach wozu. W koncu Mark powiedzial cicho.

– Wycofam oferte.

– Nie o to mi chodzi.

– Wiec o co?

– Sadzilam, ze wiecej rzeczy bedzie nas laczylo. Nie chodzi mi o pieniadze. Nie dbam o nie. Boli mnie tylko to, ze mowisz o nich moje pieniadze. Czy tak wlasnie ma byc? Twoje czy moje? Moze powinnismy od razu wezwac prawnikow i sporzadzic intercyze, z gory podzielic meble i dzieci?

– Nie rozumiem – powiedzial. W jego glosie Abby uslyszala jakas dziwna nute rozpaczy. Uruchomil silnik. Polowe drogi do domu przejechali w milczeniu.

Potem Abby powiedziala:

– Moze powinnismy sie zastanowic jeszcze raz nad naszymi zareczynami. Moze slub ze mna nie jest tym, czego naprawde chcesz, Mark.

– A czy ty tego chcesz? Popatrzyla przez okno i westchnela.

– Nie wiem. Juz nie wiem.

To byla prawda. Juz nie wiedziala.

„Tragedia zabiera trzyosobowa rodzine Podczas gdy doktor Alan Hennessy i jego rodzina spokojnie spali w nocy, zabojca pelzal w gore po piwnicznych schodach. Smiertelny tlenek gazu ulatniajacy sie z wadliwej instalacji byl przyczyna smierci trzydziestoczteroletniego Hennessy’ego, jego trzydziestotrzyletniej zony Gail i szesciomiesiecznej coreczki Lindy. Przyjaciele zaproszeni przez Hennessych na kolacje, znalezli ich ciala poznym popoludniem…”

Abby wlozyla kolejny mikrofilm i na ekranie pojawily sie zdjecia Hennessy’ego i jego zony. Lekarz mial nieco pucolowata, powazna twarz, kobieta usmiechala sie lekko. Nie bylo zdjecia dziecka. Byc moze pismo Globe uznalo, ze wszystkie szesciomiesieczne dzieci wygladaja jednakowo.

Abby wziela mikrofilm z data o trzy i pol roku wczesniejsza. Artykul, ktorego szukala znajdowal sie na pierwszej stronie.

„Cialo zaginionego lekarza odnalezione w Zatoce.

Cialo, ktore odnaleziono we wtorek na wodach Zatoki Bostonskiej zostalo dzis zidentyfikowane. Jest to Doktor Lawrence Kunstler, kardiochirurg z miejscowego szpitala. Samochod doktora Kunstlera zostal odnaleziony w zeszlym tygodniu w poblizu zjazdu z mostu Tobin Bridge. Policja podejrzewa, ze bylo to samobojstwo. Nie ma jednak zadnych swiadkow zdarzenia, sledztwo trwa…”

Abby przesunela fotografie Kunstlera na srodek ekranu. Zdjecie bylo nieco upozowane: bialy fartuch, stetoskop i wzrok skierowany prosto w obiektyw aparatu. Oczy patrzyly teraz rowniez prosto na nia.

Dlaczego to zrobiles? Dlaczego zdecydowales sie skoczyc? – zastanawiala sie. Nie mogla powstrzymac kolejnej mysli: Czy rzeczywiscie ty sam sie na to zdecydowales?

Jedyna zaleta zwolnienia jej z obowiazkow w szpitalu byl fakt, ze Abby mogla wymknac sie na cale popoludnie i nikt w Bayside nie zauwazal tego. Co wiecej, nikogo to nie obchodzilo. Kiedy tego dnia wyszla z Bostonskiej Biblioteki Publicznej i wtopila sie w gwar placu Copley, czula zarowno pustke, jak i ulge, ze nie musiala wracac do szpitala. Popoludnie nalezalo do niej, jezeli tylko tego chciala.

Postanowila pojechac do domu Elaine. Przez kilka ostatnich dni probowala zdobyc nowy numer Elaine. Niestety, ani Marilee Archer, ani nikt z zespolu transplantacyjnego nie wiedzial nawet, ze pani Levi zmienila numer. Jadac na zachod droga numer 9 do Newton, ciagle miala przed oczami fotografie Kunstlera i Hennessy’ego. Nie bardzo miala ochote na rozmowe z Elaine, ale przez ostatnie kilka dni, kiedykolwiek myslala o tamtych dwoch lekarzach, nie mogla przestac myslec rowniez o Aaronie. Pamietala dzien jego pogrzebu. Przedtem nikt nigdy nie wspomnial o wczesniejszych dwoch wypadkach. W kazdej innej grupie ludzi ten temat na pewno pojawilby sie w rozmowach. Ktos powiedzialby pewnie: No to mamy juz trzy tragedie. Albo: Czy nad Bayside ciazy jakies przeklenstwo? Albo nawet: Nie sadzicie, ze to juz troche za wiele? Nikt jednak nie powiedzial ani slowa. Nawet Elaine, ktora musiala znac zarowno Kunstlera, jak i Hennessy’ego. Nawet Mark. Jezeli trzymal to w tajemnicy przede mna, to czego jeszcze mi nie powiedzial?

Wjechala na podjazd przed domem Elaine i siedziala przez chwile w samochodzie, trzymajac twarz ukryta w dloniach, probujac otrzasnac sie z przygnebienia. Nie potrafila. Tyle naraz na mnie spada – myslala. Moja praca. Teraz jeszcze do tego wszystkiego trace Marka. Najgorsze jest to, ze nie wiem, dlaczego tak sie dzieje.

Od tego wieczoru, kiedy spytala o Kunstlera i Hennessy’ego, miedzy nia a Markiem wszystko sie zmienilo. Mieszkali w tym samym domu i spali w tym samym lozku, ale ich wspolne zycie nie bylo tym, co przedtem. I seks. Po ciemku, z zamknietymi oczami. Mogla kochac sie z kimkolwiek.

Spojrzala na dom. Moze Elaine cos wie – pomyslala. Wysiadla z samochodu i weszla po stopniach prowadzacych do frontowych drzwi. Tam zauwazyla gazety, ciagle jeszcze zwiniete lezaly na werandzie. Byly sprzed tygodnia. Papier zdazyl juz lekko pozolknac. Dlaczego Elaine ich nie zabrala?

Zadzwonila do drzwi. Kiedy nikt nie odpowiedzial, zastukala, a potem znowu zadzwonila. Slyszala dzwonek rozlegajacy sie we wnetrzu domu, a potem cisze. Zadnych krokow czy glosow. Jeszcze raz spojrzala na dwie gazety. Pomyslala, ze cos tu jest nie tak.

Drzwi frontowe byly zamkniete. Abby zeszla z werandy i skierowala sie w strone ogrodu na tylach domu. Wykladana kamieniami sciezka prowadzila pomiedzy swietnie utrzymanymi klombami azalii i hortensji. Trawnik musial byc niedawno strzyzony, podobnie jak zywoplot. Tylko kamienny taras wydawal sie niepokojaco pusty. Abby pamietala stolik pod parasolem i krzesla, ktore staly tu w dzien pogrzebu. Teraz nic tu nie stalo.

Drzwi kuchenne tez byly zamkniete, ale za tarasem znajdowaly sie przesuwane przeszklone drzwi. Abby pociagnela je lekko i drzwi otworzyly sie.

– Elaine? – zawolala Abby, wchodzac do srodka.

Pokoj byl pusty. Meble, dywany, wszystko stad zabrano, nawet obrazy.

Abby w zdumieniu patrzyla na biale sciany, na podloge, na ktorej pozostal ciemniejszy prostokat w miejscu, gdzie lezal dywan. Przeszla do salonu. Jej kroki gluchym echem odbijaly sie od pustych scian. Caly dom byl opustoszaly. Nie bylo w nim nic poza kilkoma pocztowkami reklamowymi, wsunietymi przez drzwi frontowe. Abby podniosla jedna z nich. Byla adresowana troche anonimowo – „do Mieszkanca”.

W kuchni tez nic nie zostalo. Nawet lodowka byla pusta. Blaty byly nieskazitelnie czyste, a w powietrzu unosil sie zapach jakiegos srodka odkazajacego. Telefon wiszacy na scianie byl gluchy. Abby wyszla na zewnatrz i przez chwile stala na podjezdzie. Byla zupelnie zdezorientowana. Zaledwie dwa tygodnie temu byla w tym domu. Siedziala na kanapie w salonie, jadla kanapki i ogladala rodzinne fotografie Levich stojace na kominku. Teraz miala wrazenie, ze tamto wszystko bylo iluzja.

Ciagle jeszcze lekko oszolomiona wsiadla do samochodu i wycofala sie z podjazdu. Prowadzila machinalnie, ledwie uwazajac na to, co dzialo sie na drodze. Myslala o tajemniczym zniknieciu Elaine. Dokad mogla pojechac? Czy tak szybko po smierci Aarona chciala zapomniec o wspolnym ich zyciu? Bylo to malo prawdopodobne. Przypominalo to raczej dzialanie wywolane strachem przed czyms.

Abby nagle poczula sie nieswojo. Spojrzala w lusterko. To spogladanie w lusterko weszlo jej w krew od tamtej soboty, kiedy zauwazyla brazowa furgonetke. Teraz za nia jechalo ciemnozielone Volvo. Czy nie stalo zaparkowane obok domu Elaine? Nie byla tego pewna. Nie zwracala wtedy na to uwagi. Volvo mrugnelo swiatlami. Abby przyspieszyla. Volvo rowniez zwiekszylo predkosc.

Skrecila w prawo, na glowna ulice. Przed nia ciagnal sie pas podmiejskich stacji benzynowych i sklepow. Swiadkowie. Wielu swiadkow. Volvo ciagle trzymalo sie tuz za nia, przez caly czas mrugajac swiatlami. Miala juz dosc tego, ze ktos za nia jezdzil, miala dosc ciaglego strachu. Do diabla z tym wszystkim. Jezeli ktos chcial ja w ten sposob przesladowac, musiala odwrocic role, stawic mu czolo. Gwaltownie skrecila na parking jednego ze sklepow. Volvo wjechalo tam za nia. Wystarczyl jej jeden rzut oka, aby stwierdzic, ze wokol bylo wystarczajaco duzo ludzi, klienci sklepu pchajacy przed soba wozki, kierowcy szukajacy miejsca do zaparkowania. To bylo dobre miejsce. Nacisnela mocno hamulec. Volvo z piskiem zatrzymalo sie o kilka cali od tylnego zderzaka jej samochodu.

Abby wysiadla i podbiegla do tajemniczego Volvo. Z furia zastukala w okno.

– Otwieraj, do cholery! Otwieraj!

Kierowca opuscil szybe. Potem zdjal okulary sloneczne.

– Doktor DiMatteo? – Patrzyl na nia spokojnie Bernard Katzka. – Tak myslalem, ze to pani.

– Dlaczego pan mnie sledzil?

– Widzialem, jak odjezdza pani od tamtego domu.

– Nie, wczesniej. Dlaczego wczesniej mnie pan sledzil?

– Kiedy?

– W sobote. Furgonetka. Pokrecil glowa.

– Nie wiem nic o zadnej furgonetce. Cofnela sie.

– Prosze o tym zapomniec. I przestac za mna jezdzic, dobrze?

– Probowalem dac pani znak, aby zjechala pani na pobocze. Nie widziala pani, ze mrugalem swiatlami?

– Nie wiedzialam, ze to pan.

– Czy moze mi pani powiedziec, co robila pani w domu doktora Leviego?

– Przyjechalam tam, zeby zobaczyc sie z Elaine. Nie wiedzialam, ze sie wyprowadzila.

– Moze pani zaparkuje? Chcialbym z pania porozmawiac. A moze znowu odmowi pani odpowiadania na jakiekolwiek pytania?

– To zalezy od tego, o co bedzie pan pytal.

– O doktora Leviego.

– Tylko o nim bedziemy rozmawiac? O Aaronie? Skinal glowa.

Pomyslala przez chwile. Zdecydowala, ze sama tez przy okazji bedzie mogla sie czegos dowiedziec. Nawet milczacy detektyw Katzka moze cos jej wyjawic.

Spojrzala na sklep.

– Tam jest stoisko z paczkami. Moze wstapimy na filizanke kawy?

Gliniarze i paczki. To skojarzenie stalo sie tematem zartow, ktorych prawdziwosc potwierdzal kazdy policjant z nadwaga i kazdy policyjny woz zaparkowany przed cukiernia z paczkami znanej sieci „Dunkin Donuts”. Bernard Katzka nie okazal sie jednak wielbicielem paczkow, zamowil tylko czarna kawe, ktora wypil tez bez specjalnej przyjemnosci. Katzka w ogole nie wygladal na kogos, kto gustowal w jakichkolwiek przyjemnosciach, czy to grzesznych, czy to calkowicie niewinnych.

Jego pierwsze pytanie zmierzalo prosto do sedna sprawy.

– Dlaczego przyjechala pani do domu Levich?

– Chcialam sie zobaczyc z Elaine. Chcialam z nia porozmawiac.

– O czym?

– O sprawach osobistych.

– Wczesniej odnioslem wrazenie, ze bylyscie niezbyt bliskimi sobie znajomymi.

– Czy Elaine tak panu powiedziala? Zignorowal jej pytanie.

– Czy tak okreslilaby pani relacje miedzy wami? Odetchnela glosno.

– Chyba tak. Poznalysmy sie przez Aarona. To wszystko.

– Dlaczego wiec chciala sie z nia pani spotkac?

Znowu glosno wypuscila powietrze. Katzka na pewno zorientowal sie, iz jest zdenerwowana.

– Ostatnio przytrafialy mi sie dziwne rzeczy. Chcialam porozmawiac o nich z Elaine.

– Jakie rzeczy?

– Ktos sledzil mnie w zeszla sobote brazowa furgonetka. Zauwazylam ja na Tobin Bridge. Potem widzialam ja znowu, kiedy dojechalam do domu.

– Cos jeszcze?

– Czy to nie jest wystarczajacy powod do zdenerwowania? – Spojrzala mu prosto w oczy. – Bylam przerazona.

Przygladal sie jej w milczeniu, zastanawiajac sie, czy to, co widzial w jej twarzy, rzeczywiscie bylo strachem.

– Co to ma wspolnego z doktorem Levim?

– To przez pana zaczelam zastanawiac sie nad tym, co przytrafilo sie Aaronowi. Czy naprawde popelnil samobojstwo. Potem odkrylam, ze dwoch innych lekarzy z Bayside rowniez zginelo.

Lekkie zdziwienie Katzki oznaczalo, ze ta wiadomosc byla dla niego nowa.

– Szesc i pol roku temu w szpitalu pracowal niejaki doktor Lawrence Kunstler, kardiochirurg. Skoczyl z Tobin Bridge.

Katzka nic nie powiedzial, ale prawie niezauwazalnie przysunal sie z krzeslem do przodu.

– Potem, mniej wiecej trzy lata temu byl pewien anestezjolog – kontynuowala Abby. – Doktor Hennessy. On, jego zona i dziecko zmarli wskutek zatrucia tlenkiem wegla. Uznano to za wypadek. Uszkodzenie instalacji.

– Niestety, tego typu wypadki zdarzaja sie prawie kazdej zimy.

– A teraz mamy Aarona. To juz razem trzech. Wszyscy byli w tym samym zespole transplantacyjnym. Czy to nie wydaje sie panu wyjatkowo nieszczesliwym zbiegiem okolicznosci?

– Co pani sugeruje? Ze ktos uwzial sie na zespol transplantacyjny? Zabija jego czlonkow jednego po drugim?

– Ja tylko widze pewna zbieznosc. To pan jest detektywem. To pan powinien zbadac te sprawe.

Katzka odsunal sie.

– Jak to sie stalo, ze pani zostala w to wszystko wplatana?

– Moj przyjaciel jest w tym zespole. Chociaz Mark tego nie mowi, to mysle, ze sie boi. Mysle, ze caly zespol sie boi. Zastanawiaja sie, kto bedzie nastepny. Ale nigdy o tym nie rozmawiaja. Podobnie jak ludzie nigdy nie mowia o katastrofach samolotowych, kiedy czekaja na odlot.

– Obawia sie pani o bezpieczenstwo swego przyjaciela?

– Tak – odparla krotko, nie wyjasniajac nic wiecej. Robila wszystko, zeby odzyskac Marka, przywrocic to, co bylo przedtem miedzy nimi. Nie pojmowala, co sie stalo, ale czula, ze ich zwiazek rozpada sie. Wszystko zaczelo sie tego wieczoru, kiedy wspomniala o Kunstlerze i Hennessym. Nie miala zamiaru opowiadac o tym Katzce, poniewaz to wszystko dotyczylo tylko jej uczuc. Katzka byl policjantem, ktory pracowal w oparciu o bardziej konkretne dowody. Oczywiscie spodziewal sie, ze uslyszy od niej wiecej. Kiedy jednak Abby milczala, Katzka zapytal:

– Czy jest cos jeszcze, o czym chcialaby mi pani powiedziec? Cokolwiek? Chodzi mu o Mary Allen – pomyslala Abby, czujac ogarniajacy ja paniczny strach. Ale jemu wlasnie miala ochote powiedziec wszystko. Jednak szybko spuscila wzrok i sama zadala pytanie.

– Dlaczego obserwowal pan dom Elaine? Bo to wlasnie pan robil, prawda?

– Rozmawialem z jej sasiadem. Kiedy wyszedlem, pani akurat odjezdzala sprzed domu Levich.

– Przesluchiwal pan sasiadow Elaine?

– To rutynowe postepowanie.

– Trudno w to uwierzyc.

Niemal wbrew swojej woli podniosla wzrok i spojrzala na niego. Z jego twarzy nie mogla nic wyczytac.

– Dlaczego ciagle jeszcze badacie to samobojstwo?

– Wdowa spakowala sie w ciagu jednego wieczoru i wyjechala, nie pozostawiajac nowego adresu. To wydaje sie troche niezwykle.

– Chyba nie chce pan powiedziec, ze Elaine jest czemus winna?

– Nie. Wydaje mi sie tylko, ze jest czyms przerazona.

– Czym?

– Moze pani sie domysla, czym?

Stwierdzila, ze chce na niego patrzec. W jego oczach bylo cos tak przyciagajacego, ze nie mogla odwrocic wzroku. Poczula do niego nagly i zupelnie niespodziewany pociag. Nie miala pojecia, dlaczego wlasnie ten mezczyzna wywolal w niej takie uczucie.

– Nie – powiedziala. – Nie mam pojecia, od czego ucieka Elaine.

– Moze wiec pomoze mi pani znalezc odpowiedz na inne pytanie.

– To znaczy?

– W jaki sposob Aaron Levi zdolal sie dorobic takiego majatku? Pokrecila glowa.

– Z tego, co wiem, to nie byl on szczegolnie bogaty. Kardiolog zarabia najwyzej dwa tysiace. A on na pewno duzo z tego wysylal swoim dzieciom, ktore ucza sie w college’u.

– Czy mieli jakis majatek rodzinny?

– Ma pan na mysli jakis spadek? – Wzruszyla ramionami. – Slyszalam, ze ojciec Aarona byl mechanikiem.

Katzka odchylil sie do tylu. Nie patrzyl na Abby, tylko wbil wzrok w jej kubek z kawa. Skupienie, w jakim tkwil, zaintrygowalo Abby. Potrafil tak po prostu wylaczyc sie z rozmowy, pozostawiajac ja sama sobie.

– Prosze pana, o jakim majatku my w ogole rozmawiamy? Uwaznie spojrzal na nia.

– O trzech milionach dolarow.

Abby gapila sie na niego w niemym oslupieniu.

– Po tym, jak pani Levi zniknela – powiedzial Katzka – uznalem, ze powinienem blizej przyjrzec sie finansom tej rodziny. Ich ksiegowy powiedzial mi, ze wkrotce po smierci meza Elaine odkryla, ze maz mial konto bankowe na Kajmanach. Wczesniej nic o tym koncie nie wiedziala. Zapytala wiec ksiegowego, jak dotrzec do tych pieniedzy. Potem bez uprzedzenia wyjechala. – Katzka spojrzal na Abby pytajaco.

– Nie mam pojecia, skad Aaron mogl miec tyle pieniedzy – mruknela.

– Jego ksiegowy tez nie.

Po chwili milczenia Abby siegnela po kawe i stwierdzila, ze byla zimna. Ona sama rowniez odczuwala chlod.

– Czy wie pan, gdzie jest teraz Elaine? – zapytala cicho.

– Mamy pewne przypuszczenia.

– Czy moze mi pan zdradzic je? Pokrecil glowa.

– W tej chwili, doktor DiMatteo – powiedzial – mysle, ze pani Levi nie chcialaby, zeby ja odnaleziono.

Trzy miliony dolarow! W jaki sposob Aaron zdolal zgromadzic trzy miliony dolarow?

Przez cala droge do domu zastanawiala sie nad tym. Nie miala pojecia, jak zwykly kardiochirurg mogl tyle zarobic. Mial dwojke dzieci studiujacych na prywatnych uczelniach i zone, ktora miala dosc kosztowne zamilowanie do antykow. Poza tym, dlaczego w ogole kryl sie z tym, ze ma taki majatek? Na Kajmanach pieniadze trzymali tylko ci, ktorzy chcieli zachowac stan swoich dochodow w tajemnicy. Ale przeciez nawet Elaine nie wiedziala o tym koncie az do smierci Aarona. Przegladanie papierow meza musialo byc dla niej szokiem. W koncu dowiedziala sie przeciez, ze ukrywal przed nia fortune.

Trzy miliony dolarow! Pozostawala caly czas w lekkim szoku.

Wjechala na podjazd. Zlapala sie na tym, ze rozejrzala sie dookola w poszukiwaniu brazowej furgonetki. Weszlo jej to w nawyk. Szybko zlustrowala ulice.

W drzwiach frontowych zastala gromadzaca sie tam codziennie sterte poczty. Wiekszosc stanowily magazyny medyczne, podwojna ilosc dla dwojga lekarzy mieszkajacych pod jednym dachem. Zebrala wszystkie i zaniosla do kuchni. Tam na stole zaczela rozkladac wszystko na dwie kupki. Jego rzeczy, jej rzeczy. Jego zycie, jej zycie. Nic, na co warto bylo spojrzec dwa razy.

Dochodzila czwarta po poludniu. Zdecydowala, ze dzis wieczorem przygotuje jakas dobra kolacje z winem. Poda ja przy swiecach. Dlaczego nie? W koncu byla teraz kobieta wolna od obowiazkow zawodowych. Gdy w Bayside debatowano nad jej przyszloscia jako chirurga, ona mogla zajac sie naprawieniem stosunkow pomiedzy nia i Markiem. Romantyczne kolacje i troche kobiecej troski powinno zrobic swoje. Stracic kariere, ale zatrzymac mezczyzne. Cholera, DiMatteo, zaczynasz zachowywac sie jak desperatka.

Zebrala swoja czesc pocztowych reklam, zeby wyrzucic je do smieci. W momencie, kiedy wrzucala papiery do kubla, jej wzrok padl na duza brazowa koperte lezaca tam na samym spodzie. Zwrocila uwage na slowo jachty, wyroznione tlustym drukiem w adresie powrotnym. Wyciagnela koperte i strzasnela z niej resztki kawy i potluczone skorupki jajka. Na samej gorze widnial adres:

„EAST WINDS” JACHTY

Sprzedaz i Serwis

Przystan Marblehead Marina

Koperta zostala wyslana do Marka. Nie bylo na niej adresu ich domu przy Brewster Street. Nadano ja na poste restante. Abby jeszcze raz spojrzala na slowa: „East Winds” Jachty Sprzedaz i Serwis.

Podeszla do biurka Marka w pokoju dziennym. Dolna szuflada, w ktorej Mark trzymal swoje papiery, byla zamknieta, ale Abby wiedziala, gdzie znajdzie do niej klucz. Slyszala kiedys, jak wrzucal go do pojemnika na olowki. Znalazla klucz i otworzyla szuflade.

W srodku byly wszystkie papiery dotyczace ich domu. Dokumenty ubezpieczeniowe, papiery hipoteczne, dokumenty samochodu. Znalazla w koncu teczke, na ktorej widnial napis Jacht. Byl tam plik papierow dotyczacych jachtu „J-35 Gimmie Shelter”. Byla tez druga teczka. Wygladala na nowa. Napisano na niej „H-48”.

Abby wyciagnela ja. Byla w niej umowa sprzedazy jachtu z „East Winds”. H-48 oznaczalo skrot nazwy projektu lodzi. Jacht Hinckley’a, dlugosci czterdziestu osmiu stop.

Opadla na krzeslo, czujac, ze robi jej sie slabo. Trzymales to w tajemnicy – pomyslala. Mowiles, ze wycofasz oferte, potem i tak kupiles. To twoje pieniadze, zgadza sie. To chyba jest najlepszy tego dowod. Spojrzala na dol strony. Warunki sprzedazy. Chwile pozniej wyszla z domu.

– Handel organami? Czy to mozliwe? – Doktor Iwan Tarasoff przerwal mieszanie swojej kawy ze smietanka i spojrzal na Vivian. – Czy macie na to jakies dowody?

– Jeszcze nie. Pytamy pana tylko, czy jest to w ogole mozliwe. A jezeli tak, to w jaki sposob mozna cos takiego zorganizowac?

Doktor Tarasoff wygodniej usiadl na kanapie i powoli pil kawe, zastanawiajac sie nad odpowiedzia. Byla za pietnascie piata i pokoj chirurgow w szpitalu Mass Gen byl pusty. Tylko czasem przechodzil tamtedy do szatni jakis stazysta. Tarasoff zaledwie dwadziescia minut wczesniej wyszedl z sali operacyjnej. Ciagle jeszcze mial na dloniach slady talku z rekawiczek. Wokol szyi zawiazana byla maska chirurgiczna. Patrzac na niego, Abby po raz kolejny stwierdzila, ze przypominal jej dziadka. Lagodne, niebieskie oczy, srebrne wlosy. Cichy glos. Glos osoby z autorytetem – pomyslala. Taka osoba nie musi nigdy podnosic glosu.

– Oczywiscie dochodza do mnie plotki – powiedzial Tarasoff. – Za kazdym razem, kiedy ktos znany przechodzi operacje przeszczepu organu, ludzie zastanawiaja sie, czy w gre nie wchodza tu wieksze pieniadze. Ale nigdy nie bylo na to dowodow, tylko podejrzenia.

– Jakie plotki pan slyszal?

– Na przyklad, ze mozna sobie kupic blizsze miejsce na liscie oczekujacych. Ja osobiscie nigdy nie widzialem, zeby cos takiego mialo miejsce.

– A ja tak – powiedziala Abby. Tarasoff spojrzal na nia.

– Kiedy?

– Dwa tygodnie temu. Chodzilo o pania Voss. Byla trzecia na liscie oczekujacych, a jednak to wlasnie ona dostala serce. Dwie osoby, ktore byly przed nia, zmarly.

– Centralny System Koordynacji Transplantacji nie dopuscilby do tego. Ani Bank Organow Nowej Anglii. Dzialaja zgodnie ze scisle okreslonymi zasadami.

– Bank Organow Nowej Anglii nic o tym nie wiedzial, w swoim systemie nie maja zadnej informacji o dawcy tym wlasnie.

Tarasoff pokrecil glowa.

– Trudno w to uwierzyc. Jezeli serce nie przeszlo przez Bank Organow Nowej Anglii ani przez Centralny System, to skad sie wzielo?

– Sadzimy, ze Voss zaplacil za to, zeby zalatwic wszystko poza systemem. Dzieki temu serce mogla dostac jego zona – stwierdzila Vivian.

– Tyle dotad zdolalysmy sie dowiedziec – powiedziala Abby. – Kilka godzin przed zoperowaniem pani Voss zespol z Bayside otrzymal wiadomosc z Wilcox Memorial w Burlington o tym, ze maja dawce. Serce zostalo pobrane i samolotem przewiezione do Bostonu. Na nasza sale operacyjna dotarlo o pierwszej nad ranem. Przywiozl je niejaki doktor Mapes. Razem z nim byly papiery dawcy, ale pozniej gdzies sie zawieruszyly. Nikt nie zdolal ich dotad odnalezc. Sprawdzilam nazwisko Mapes w dziale chirurgii w spisie specjalistow. Chirurg o tym nazwisku nie istnieje.

– Kto w takim razie przeprowadzil operacje pobrania?

– Przypuszczamy, ze byl to inny chirurg, Tim Nicholls. Jego nazwisko znajduje sie w spisie, wiemy, ze on istnieje. Z zyciorysu dowiedzialysmy sie, ze przez pierwsze lata pracowal w Mass Gen. Moze pan go pamieta?

– Nicholls – wymruczal Tarasoff i pokrecil glowa. – Kiedy tutaj byl?

– Dziewietnascie lat temu.

– Musialbym sprawdzic rejestry stazystow.

– Zastanawialysmy sie, jak to wszystko sie odbylo – powiedziala Vivian. – Doszlysmy do wniosku, ze skoro pani Voss potrzebne bylo serce, a jej maz mial pieniadze, zeby zaplacic, to w jakis sposob ta wiadomosc sie rozniosla. Nie wiemy, jak. Tak sie zlozylo, ze Tim Nicholls mial akurat dawce. Serce zostalo przekazane bezposrednio do Bayside, omijajac Bank Organow. Pewnie trzeba bylo oplacic paru ludzi. Wlaczajac w to czesc personelu z Bayside.

Tarasoff byl przerazony.

– To mozliwe – przyznal. – Macie racje, wlasnie tak moglo sie to odbyc.

Drzwi pokoju nagle sie otworzyly i weszlo przez nie dwoch stazystow. Smiejac sie podeszli do ekspresu z kawa. Wydawalo sie, ze mieszanie smietanki i cukru w kubkach zajmie im cala wiecznosc. W koncu wyszli. Tarasoff wciaz wygladal na zdumionego.

– Czesto sam odsylalem pacjentow do Bayside. Mowimy przeciez o jednym z najwiekszych osrodkow transplantacji w calym kraju. Dlaczego mieliby dzialac wbrew prawu? Pomijac Banki Organow Nowej Anglii i Centralny System Koordynacji Przeszczepow i tak ryzykowac?

– Odpowiedz jest oczywista – powiedziala Vivian. – Pieniadze. Znowu na chwile umilkli, kiedy kolejny lekarz wszedl do pokoju. Jego kitel byl przesiakniety potem. Mezczyzna westchnal i opadl na jeden z wolnych foteli. Odchylil glowe do tylu i zamknal oczy. Abby powiedziala cicho do Tarasoffa:

– Chcialybysmy, zeby sprawdzil pan w rejestrze stazystow akta Tima Nichollsa. Prosze sie dowiedziec o nim, co tylko bedzie mozliwe. Czy rzeczywiscie byl tutaj na stazu? Mozliwe, ze jego zyciorys zostal zmyslony.

– Sam do niego zadzwonie i zapytam.

– Nie! Skad mozemy wiedziec, kto i w jakim stopniu dziala swiadomie.

– Doktor DiMatteo, ja wierze w otwartosc. Jezeli rzeczywiscie istnieje jakas siec manipulujaca praca systemu transplantacji, chce o tym wiedziec.

– My takze. Ale musimy zachowac wielka ostroznosc, doktorze. – Abby spojrzala niespokojnie na lekarza drzemiacego obok w fotelu. Znizyla glos do szeptu. – W przeciagu szesciu ostatnich lat trzech lekarzy z Bayside zmarlo smiercia tragiczna. Dwa samobojstwa i jeden wypadek. Wszyscy trzej nalezeli do zespolu transplantacyjnego.

Widzac przerazenie, jakie malowalo sie na twarzy Tarasoffa, Abby wiedziala, ze jej ostrzezenie odnioslo zamierzony skutek.

– Probuje mnie pani przestraszyc – powiedzial Tarasoff. – Prawda? Abby skinela glowa.

– Powinno to pana przerazac. Powinno to przerazac nas wszystkich.

Vivian i Abby wyszly ze szpitala i staly na parkingu pod szarym, dzdzystym niebem. Kazda przyjechala swoim samochodem i teraz mialy sie rozstac. Dni stawaly sie juz coraz krotsze; byla dopiero piata, a juz szarzalo. Czujac dreszcze, Abby mocniej zawiazala pasek plaszcza przeciwdeszczowego i rozejrzala sie po parkingu. Nie bylo na nim brazowej furgonetki.

– Za malo jeszcze wiemy – powiedziala Vivian. – To, co mamy, nie moze byc podstawa do wszczecia sledztwa. Gdybysmy teraz czegos sprobowaly, Wiktor Voss mialby czas na zatarcie wszelkich sladow.

– Nina Voss nie byla pierwsza. Sadze, ze Bayside robilo to juz wczesniej. Aaron zmarl z trzema milionami dolarow na koncie. Musieli mu placic juz od jakiegos czasu.

– Sadzisz, ze zaczal miec tego dosc?

– Wiem, ze probowal wydostac sie z Bayside. Chcial wyjechac z Bostonu. Moze ktos nie chcial do tego dopuscic.

– Byc moze to samo przytrafilo sie Kunstlerowi i Hennessy’emu. Abby odetchnela gleboko. Jeszcze raz rozejrzala sie po parkingu szukajac wzrokiem furgonetki.

– Obawiam sie, ze tak wlasnie bylo.

– Musimy dotrzec do innych nazwisk, innych transplantacji. Albo do informacji o dawcach.

– Wszystkie informacje o dawcach zamkniete sa w biurze koordynatora systemu transplantacji. Musialabym sie tam wlamac i je wykrasc. Oczywiscie zakladajac, ze tam sa. Musimy pamietac o tym, ze papiery dawcy serca dla Niny Voss zniknely w tajemniczy sposob.

– Dobra, oznacza to, ze musimy zabrac sie do wszystkiego od strony biorcow.

– Akta chorobowe? Vivian przytaknela.

– Odszukamy nazwiska innych osob, ktore przeszly transplantacje. I ich pozycje na listach oczekujacych w momencie operacji.

– Bedzie nam potrzebna pomoc Banku Organow Nowej Anglii.

– Tak, ale najpierw musimy znac nazwiska i daty. Abby skinela glowa.

– Tyle moge sie dowiedziec.

– Pomoglabym ci, ale w Bayside nie wpuszczaja mnie za prog. Uwazaja mnie tam za swego najgorszego wroga.

– O mnie pewnie mysla tak samo.

Vivian usmiechnela sie, tak jakby byla z tego dumna. Wydawala sie mala, wygladala prawie jak dziecko w za duzym plaszczu. Niewielki sprzymierzeniec. Chociaz jej postura nie napawala otucha, to wzrok na pewno dodawal odwagi. Byl bezposredni i stanowczy. Widziala juz wiele.

– W porzadku, Abby – westchnela Vivian. – Teraz powiedz mi, co sie dzieje miedzy toba a Markiem? I dlaczego trzymasz te wszystkie wiadomosci przed nim w tajemnicy?

Abby glosno wypuscila powietrze. Odpowiedziala szybko, glosem, w ktorym slychac bylo strach.

– Mysle, ze on jest jednym z nich.

– Mark?

Abby przytaknela i spojrzala na deszczowe niebo.

– Chce sie wydostac z Bayside. Mowil, zeby gdzies odplynac. Uciec. Tak jak Aaron, zanim zginal, chcial uciec.

– Sadzisz, ze Mark bral lapowki?

– Kilka dni temu kupil lodz. Mowiac lodz, nie mam na mysli jakiejs tam lodki. To prawdziwy jacht pelnomorski.

– On zawsze szalal na punkcie jachtow.

– Ten kosztowal go pol miliona dolarow. Vivian nie odezwala sie.

– Jest jeszcze cos gorszego – szepnela Abby. – Zaplacil gotowka.