178056.fb2 Zniwo - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 3

Zniwo - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 3

Rozdzial pierwszy

Byl maly jak na swoj wiek, mniejszy od innych chlopcow, ktorzy zebrali w przejsciu podziemnym w Nowym Arbacie. Mial jedenascie lat, a probowal juz niemal wszystkiego. Od czterech lat palil papierosy, kradl od trzech i pol, a od dwoch robil sztuczki z kartami. Na tym ostatnim zajeciu specjalnie Jakowowi nie zalezalo, ale wujek Misza kazal mu to robic. Przeciez musieli jakos zdobyc pieniadze na chleb i papierosy. Jakow byl najmniejszy i mial najjasniejsze wlosy ze wszystkich chlopcow wujka Miszy, na niego spadala wiec najwieksza czesc roboty. Klienci zawsze woleli najmlodszych, jasnowlosych. Wydawalo sie, ze nie przeszkadza im to, iz Jakow nie mial lewej reki; wiekszosc nawet nie zauwazala martwego kikuta. Byli oczarowani jego drobna figurka, jasna czupryna i smialo patrzacymi niebieskimi oczami.

Jakow bardzo chcial wreszcie skonczyc z tym zajeciem i zaczac zarabiac na utrzymanie drobnymi kradziezami kieszonkowymi, tak jak wieksi chlopcy. Codziennie rano, kiedy budzil sie w mieszkaniu Miszy i wieczorem tuz przed zasnieciem, chwytal zdrowa reka za zaglowek lozka. Wyciagal sie i wyciagal, mial nadzieje, ze dzieki temu urosnie chociaz o milimetr. Wujek Misza mowil mu, ze to bez sensu. Jakow byl maly, bo nalezal do tych, ktorym po prostu nie dane bylo urosnac. Kobieta, ktora siedem lat temu porzucila go w Moskwie, tez byla mala. Jakow ledwie ja pamietal, niewiele pamietal rowniez z tego, co bylo, zanim trafil do miasta. Wujek Misza troche mu opowiadal o tamtych czasach, ale Jakow wierzyl tylko w czesc tych historii. Byl maly, ale swoj rozum mial.

Wrodzona nieufnosc sprawiala, ze z niechecia patrzyl teraz na mezczyzne i kobiete, ktorzy przyszli omowic interesy z wujkiem Misza i siedzieli naprzeciwko niego przy stole. Przyjechali duzym czarnym samochodem z przyciemnionymi szybami. Gregor mial na sobie garnitur, krawat i buty z prawdziwej skory, Nadia byla blondynka w kostiumie z cienkiej welny, w reku trzymala walizke z okuciami. Nie byla Rosjanka – co do tego nikt nie mial zadnych watpliwosci. Mowila po rosyjsku plynnie, ale z wyraznym obcym akcentem. Mogla byc Amerykanka albo Angielka.

Gdy mezczyzni obgadywali interesy przy butelce wodki, ona rozgladala sie po mieszkaniu. Byly tam wojskowe prycze, ustawione rzedem pod sciana, ze sterta brudnej poscieli. W koncu spojrzala na chlopcow stojacych w milczeniu blisko siebie. Jasnoszarymi oczami uwaznie przygladala sie kazdemu z osobna: najstarszemu, pietnastoletniemu Piotrowi, potem trzynastoletniemu Stiepanowi i dziesiecioletniemu Aleksiejowi. W koncu spojrzala na Jakowa. Byl przyzwyczajony, ze dorosli czesto mu sie przygladaja, wiec spokojnie stal i patrzyl na Nadie. Zwykle dorosli ignorowali pozostalych chlopcow. Ale tym razem wieksze zainteresowanie wzbudzil chudy i pryszczaty Piotr.

– Postepuje pan wlasciwie, Michaile Iwanisewiczu – powiedziala Nadia do Miszy. – Dzieci nie maja tu zadnej przyszlosci. My damy im szanse! – Usmiechnela sie do chlopcow.

Niezbyt bystry Stiepan odwzajemnil usmiech jak zakochany idiota.

– Ale oni nie znaja angielskiego – powiedzial wujek Misza. – Najwyzej kilka slow.

– Dzieci szybko sie ucza. Nie maja z tym zadnych trudnosci.

– Beda musialy miec troche czasu na nauke jezyka. Jedzenie…

– Nasza agencja ma doswiadczenie w przystosowaniu dzieci do nowego srodowiska. Pracujemy z mnostwem dzieci z Rosji. Przewaznie sa to sieroty, tak jak oni. Jakis czas spedza w specjalnej szkole, gdzie beda mogli przyzwyczaic sie do nowej sytuacji.

– A jezeli im sie nie uda? Nadia przez chwile milczala.

– Takie przypadki rowniez sie zdarzaja, choc bardzo rzadko. Najczesciej sa to dzieci, ktore maja problemy emocjonalne – jej wzrok przesliznal sie po wszystkich czterech chlopcach. – Czy martwi sie pan o ktoregos z nich szczegolnie?

Jakow wiedzial, ze to on mial problemy, o ktorych rozmawiali dorosli. To on rzadko sie smial i nigdy nie plakal, to jego wujek Misza nazywal „malym kamiennym chlopcem”. Jakow nie wiedzial, dlaczego nigdy nie plakal. Inni chlopcy, kiedy ktos ich skrzywdzil, nie kryli lez. W takich chwilach on po prostu przestawal myslec, wylaczal sie, tak jak ekran telewizora pozno w nocy, kiedy konczy sie program. Zadnych mysli, zadnych obrazow, nic poza uspokajajaca szaroscia.

– To dobrzy chlopcy. Wszyscy. Wspaniali chlopcy – powiedzial wujek Misza.

Jakow spojrzal na swoich kolegow. Piotr mial nazbyt wystajace luki brwiowe i zawsze pochylone w przod ramiona. Uszy Stiepana byly male i dziwnie pofaldowane. Mozg umieszczony pomiedzy nimi nie mogl byc wiekszy od orzecha wloskiego. Aleksiej ssal kciuk. A ja – pomyslal Jakow, patrzac na przedramie zakonczone kikutem – ja mam tylko jedna reke.

Dlaczego oni mowia, ze jestesmy wspaniali? Tak wlasnie twierdzi wujek Misza. A kobieta przez caly czas mu potakuje. Byli najwyzej jako tako zdrowymi chlopcami.

– Nawet zeby maja zdrowe! – zauwazyl wujek Misza. – Zadnych dziur. A popatrzcie, jaki wysoki jest moj Piotr.

– Ten mi wyglada na niedozywionego – Gregor wskazal na Jakowa – co sie stalo z jego reka?

– Taki sie juz urodzil.

– Promieniowanie?

– Poza tym wszystko z nim w porzadku. Tylko dloni mu brakuje.

– To nie powinno stwarzac jakichkolwiek problemow – stwierdzila Nadia i wstala z krzesla. – Musimy isc, juz czas.

– Tak wczesnie?

– Musimy trzymac sie planu.

– Ale – ich ubrania.

– Dostana ubrania z agencji. Lepsze niz te, ktore maja na sobie.

– A wiec to ma sie stac tak szybko? Nie mamy nawet czasu, zeby sie pozegnac?

W oczach kobiety pojawil sie wyraz zniecierpliwienia.

– Tylko chwile. Nie mozemy przegapic naszych polaczen.

Wujek Misza spojrzal na wszystkich czterech swoich chlopcow. Nie byli rodzina, nie laczyla ich nawet milosc, raczej wzajemna zaleznosc, wspolna niedola. Usciskal po kolei kazdego ze swych podopiecznych. Jakowa mocniej przytulil i przytrzymal troche dluzej niz pozostalych. Wujek Misza pachnial cebula i papierosami, Jakow dobrze znal ten zapach. To byl przyjazny zapach, ale mimo to uwolnil sie z uscisku. Nie lubil, kiedy ktos go przytulal czy w ogole dotykal, niewazne kto.

– Pamietajcie o swoim wuju – wyszeptal Misza. – Jak juz bedziecie bogaci w tej Ameryce. Pamietajcie, ze sie wami opiekowalem.

– Ja nie chce jechac do Ameryki – powiedzial Jakow.

– Tak bedzie najlepiej dla was wszystkich.

– Ale ja chce zostac z toba wujku! Chce zostac tutaj.

– Musisz jechac.

– Dlaczego?

– Poniewaz tak zadecydowalem. – Wujek Misza ujal go za ramiona i potrzasnal mocno. – Tak zadecydowalem.

Jakow spojrzal na pozostalych chlopcow, ktorzy usmiechali sie, i pomyslal: Im sie to wszystko podoba, dlaczego tylko ja mam watpliwosci? Kobieta wziela Jakowa za reke.

– Zaprowadze ich do samochodu. Gregor zostanie i skonczy cala papierkowa robote.

– Wujku! – zawolal Jakow. Ale Misza juz sie odwrocil i patrzyl przez okno.

Nadia poprowadzila chlopcow na korytarz i schodami w dol. Od ulicy dzielily ich tylko dwa pietra. Tupanie i halas, jaki robili chlopcy, zbiegajac w dol, wydawal sie odbijac echem od scian pustej klatki schodowej. Byli juz na parterze, kiedy Aleksiej zatrzymal sie gwaltownie.

– Zaczekajcie! Zapomnialem o Szu-Szu! – krzyknal i rzucil sie z powrotem.

– Wracaj! – zawolala Nadia. – Nie mozesz tam isc!

– Nie moge go zostawic! – krzyknal Aleksiej.

– Wracaj natychmiast!

Aleksiej nie zareagowal. Wbiegal po schodach, nie zwazajac na wolanie. Nadia wlasnie miala za nim pobiec, kiedy Piotr powiedzial:

– On nie pojedzie bez Szu-Szu.

– Kim, do cholery, jest ten Szu-Szu? – spytala zdenerwowana.

– To wypchany pies. Aleksiej ma go od dawna.

Nadia popatrzyla w gore klatki schodowej, w kierunku czwartego pietra i w tym wlasnie momencie Jakow dojrzal w jej oczach cos, czego nie rozumial: niepokoj. Zatrzymala sie w pol kroku, jakby nie wiedziala, czy ma biec za chlopcem, czy zostawic go w spokoju. Kiedy Aleksiej dolaczyl do nich, sciskajac w rekach zniszczonego Szu-Szu, kobieta oparla sie o porecz schodow i odetchnela z ulga.

– Mam go! – krzyknal Aleksiej, obejmujac wypchanego zwierzaka.

– No to idziemy – powiedziala Nadia, popedzajac chlopcow. Wszyscy czterej wepchali sie na tylne siedzenia samochodu, ale bylo tam zbyt malo miejsca i Jakow musial siedziec czesciowo na kolanach Piotra.

– Nie moglbys posadzic tego koscistego tylka gdzie indziej? – burknal Piotr.

– Niby gdzie? Na twojej gebie? – Zaczeli sie poszturchiwac.

– Przestancie! – powiedziala Nadia, odwracajac sie z przedniego siedzenia. – Zachowujcie sie porzadnie.

– Tu jest za malo miejsca – poskarzyl sie Piotr.

– To postarajcie sie, zeby bylo go wiecej. I badzcie cicho! – spojrzala w kierunku bloku, gdzie na czwartym pietrze bylo mieszkanie Miszy.

– Dlaczego czekamy? – zapytal Aleksiej.

– Czekamy na Gregora. On jeszcze podpisuje dokumenty.

– Jak dlugo to bedzie trwalo?

Kobieta oparla glowe o siedzenie i patrzac przed siebie, powiedziala.

– Niezbyt dlugo.

Malo brakowalo – pomyslal Gregor, kiedy Aleksiej wrocil do mieszkania po wypchanego psa. Gdyby chlopak pojawil sie chwile pozniej, mogloby sie zrobic goraco. Co ta glupia Nadia sobie wyobrazala? Puscila tego gowniarza z powrotem na gore! Od poczatku byl przeciwny, zeby zatrudniac Nadie. Reuben uparl sie jednak, ze musi byc kobieta. Ludzie bardziej ufaja kobiecie. Odglos krokow oddalal sie w miare, jak chlopiec zbiegal po schodach. Potem bylo gluche trzasniecie drzwi wejsciowych. Wtedy Gregor odwrocil sie do Miszy. Stary stal przy oknie, patrzac w dol na ulice, gdzie w samochodzie siedzieli jego czterej chlopcy. Przycisnal dlonie do szyby, grube palce rozstawil szeroko. Kiedy odwrocil sie, mial lzy w oczach. Pierwsze, co powiedzial, dotyczylo jednak pieniedzy.

– Sa w walizce?

– Tak – potwierdzil Gregor.

– Cala suma?

– Dwadziescia tysiecy dolarow amerykanskich. Piec tysiecy za kazdego dzieciaka. Zgodzil sie pan na taka sume.

– Tak – Misza westchnal i przesunal dlonia po twarzy pooranej glebokimi bruzdami. Widac bylo, ze czesto zagladal do kieliszka i duzo palil. – Zostana adoptowani przez porzadne rodziny – powiedzial, uspokajajac sam siebie.

– Nadia juz tego dopilnuje. Ona kocha dzieciaki. To dlatego wybrala taka prace.

Misza zdobyl sie na slaby usmiech.

– Moze moglaby znalezc amerykanska rodzine dla mnie?

Gregor musial go jakos odciagnac od okna. Wskazal walizke lezaca na stole.

– Prosze sprawdzic, jezeli pan chce.

Misza podszedl do walizki i otworzyl zamek. W srodku znajdowaly sie rowno poukladane banknoty. Dwadziescia tysiecy dolarow. Wystarczy na tyle wodki, zeby sobie zupelnie rozwalic watrobe. Jak tanio w dzisiejszych czasach mozna kupic ludzka dusze – pomyslal Gregor. Teraz w Rosji mozna bylo dostac wszystko. Skrzynie izraelskich pomaranczy, amerykanski telewizor, chwile przyjemnosci z kobieta. Okazje byly wszedzie, szczegolnie dla tych, ktorzy chcieli je wykorzystac. Misza stal, gapiac sie na pieniadze. Nalezaly teraz do niego, ale nie czul z tego powodu satysfakcji, raczej obrzydzenie. Zamknal walizke i stal nadal z opuszczona glowa. Jego dlonie spoczywaly na czarnym, twardym plastiku.

Gregor stanal za Misza i popatrzyl na jego lysine. Szybko podniosl pistolet automatyczny z tlumikiem i wystrzelil dwukrotnie prosto w glowe. Krew prysnela na sciane. Misza, zanim upadl twarza na podloge, zahaczyl o stol i walizka z gluchym hukiem upadla na dywan. Gregor zdazyl ja chwycic, zanim rozplywajaca sie krew zdolala jej dosiegnac. Na plastiku pozostaly slady krwi. Gregor poszedl do lazienki i wytarl walizke papierem toaletowym. Wrzucil go do klozetu i spuscil wode. Kiedy wrocil do pokoju, w ktorym lezal Misza, kaluza krwi rozlala sie szerzej po podlodze i zaczela juz wsiakac w drugi dywan.

Gregor spojrzal dookola, zastanawiajac sie, czy nie zostawil zadnych sladow i czy mogl uznac, ze robota zostala wykonana. Kusilo go, zeby wziac butelke wodki, zdecydowal jednak, ze lepiej nie. Musialby tlumaczyc sie chlopcom, dlaczego zabral cenna dla Miszy rzecz. Gregor nie mial cierpliwosci odpowiadac na wszystkie pytania tych dzieciakow. To byla rola Nadii. Wyszedl z mieszkania i zszedl na dol. Nadia i chlopcy czekali w samochodzie. Kiedy wsiadl, Nadia spojrzala na niego pytajaco, wiedzial, o co jej chodzi.

– Masz wszystkie papiery? Podpisane? – zapytala.

– Tak. Mam wszystkie.

Nadia zaglebila sie w fotel, wzdychajac z wyrazna ulga. Ma za slabe nerwy – pomyslal Gregor ruszajac. Bez wzgledu na to, co mowil Reuben, kobieta jest dodatkowym ciezarem.

Z tylnego siedzenia dobiegaly odglosy jakichs przepychanek. W lusterku Gregor widzial, jak chlopcy rozdawali sobie kuksance. Wszyscy oprocz najmniejszego Jakowa, ktory patrzyl prosto przed siebie. Ich spojrzenia spotkaly sie w lusterku. Gregor mial dziwne wrazenie, ze z dzieciecej twarzy patrzyly na niego oczy doroslej osoby. Potem chlopak odwrocil sie i szturchnal swojego sasiada w ramie. Nagle tylne siedzenie zmienilo sie w klebowisko przewalajacych sie cial oraz wirujacych rak i nog.

– Spokoj! – nakazala Nadia. – Czy nie potraficie siedziec cicho? Czeka nas dluga podroz do Rygi.

Chlopcy uspokoili sie. Przez chwile bylo zupelnie cicho. Potem Gregor zobaczyl w lusterku jak ten najmniejszy, ten z doroslymi oczami, uderza lokciem sasiada. Gregor nie mogl powstrzymac sie od usmiechu. Nie bylo powodow do obaw. W koncu przeciez to byly tylko dzieciaki.