178056.fb2 Zniwo - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 9

Zniwo - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 9

Rozdzial siodmy

Nadia miala juz tego dosc. Ciagle jeki i narzekania. Halasliwi chlopcy skarzyli sie na nude. Czesto wybuchaly miedzy nimi klotnie. To wszystko dawalo sie jej we znaki. Do tego dochodzila jeszcze choroba morska. Gregor, ta wielka malpa, tez chorowal, podobnie jak prawie wszyscy chlopcy. W ciagu dnia, kiedy mocniej wialo i o statek raz po raz uderzaly mocno fale Morza Polnocnego, wszyscy siedzieli w swoich kojach i glosno jeczeli. Ich glosy docieraly az na gorny poklad. Nikt nie mial ochoty zagladac do mesy, rowniez hole byly puste. Ich tymczasowy dom na wodzie przypominal bardziej opustoszaly statek-widmo, z zaloga skladajaca sie z duchow i upiorow. Natomiast Jakow nigdy w zyciu tak wspaniale sie nie bawil. Nie mial najmniejszych nawet objawow choroby morskiej. Mogl lazic swobodnie po wszystkich zakamarkach statku. Nikt go nie zatrzymywal. Przeciwnie, czlonkowie zalogi byli zadowoleni, kiedy krecil sie w poblizu. Czesto zachodzil do Kubiszewa, do maszynowni. W oparach tego halasliwego piekla, przy zgrzytajacych tlokach i silnikach chlopiec i mechanik siadali sobie i grali w szachy. Czasami nawet Jakowowi udawalo sie wygrac. Kiedy chlopcu zaczynalo burczec w brzuchu, szedl do kuchni, gdzie Lubi, okretowy kucharz, dawal mu troche barszczu, herbaty albo kilka miodowych ciastek – specjalow, ktore czesto jada sie w jego rodzinnych stronach na Ukrainie. Lubi byl malomowny: Jeszcze? – pytal, albo – Wystarczy ci? Poza tym rzadko sie odzywal. Posilki, jakie przygotowywal, wystarczaly za wszelkie slowa. Chlopca poza kuchnia i maszynownia bardzo interesowala rowniez zakurzona ladownia oraz pomieszczenie radiotelegrafisty, gdzie pelno bylo przyciskow i pokretel. Byl jeszcze poklad. Staly na nim przykryte brezentem szalupy, z ktorych kazda byla doskonala kryjowka. Nie wolno mu bylo chodzic tylko do rufowej czesci statku. Jeszcze nie znalazl zadnego przejscia, ktorym moglby sie tam dostac.

Najbardziej lubil przebywac na mostku. Kapitan Dibrov oraz nawigator witali Jakowa, usmiechajac sie poblazliwie. Pozwalali mu siadac przy stole z mapa. Tam palcem jedynej reki, ktora mial, sledzil trase, jaka juz pokonali. Od portu w Rydze, przez Morze Baltyckie, nastepnie przez kanal i ciesnine Maime, wokol polwyspu Danii i w poprzek Morza Polnocnego najezonego platformami wiertniczymi. Morze Polnocne bylo o wiele wieksze, niz Jakow sobie wyobrazal. Nie byla to tylko mala niebieska kaluza z mapy. Plyneli przez nie juz dwa dni. Wkrotce, jak powiedzial mu nawigator, mieli wplynac na jeszcze wieksza wode – na Ocean Atlantycki.

– Oni chyba tak dlugo nie wytrzymaja – powiedzial Jakow.

– Kto nie wytrzyma?

– Nadia i chlopcy.

– Oczywiscie, ze wytrzymaja – powiedzial nawigator. – Kazdy dostaje morskiej choroby na Morzu Polnocnym. Potem ich zoladki uspokoja sie. To wszystko ma zwiazek z uchem srodkowym.

– Co ma ucho wspolnego z zoladkiem?

– W uchu jest zmysl rownowagi. Zbyt wielkie kolysanie zakloca ja.

– Jak?

– Tak naprawde sam tego nie rozumiem. Ale wiem, ze tak wlasnie jest.

– A ja nie choruje. Czy ja mam inne ucho srodkowe?

– Ty pewnie jestes urodzonym zeglarzem.

Jakow spojrzal na kikut konczacy jego lewe ramie i pokrecil glowa.

– Chyba nie. Nawigator usmiechnal sie.

– Masz poukladane w glowie. Mozg jest o wiele wazniejszy. Bedziesz go potrzebowal tam, dokad jedziesz.

– Dlaczego?

– W Ameryce, jak umiesz myslec, to mozesz byc bogaty. Ty chcesz byc bogaty, prawda?

– Nie wiem.

Nawigator i kapitan zaczeli sie smiac.

– Moze jednak ten chlopak wcale nie ma glowy – powiedzial kapitan. Jakow popatrzyl na nich powaznie.

– To byl tylko dowcip – wyjasnil nawigator.

– Wiem.

– Dlaczego ty sie nigdy nie smiejesz? Nigdy nie widzialem, zebys sie smial.

– Nigdy mi sie nie chce. Kapitan parsknal.

– Szczeniak jedzie do jakiejs bogatej rodziny w Ameryce i nie chce mu sie smiac. Moze cos jest z nim nie tak?

Jakow wzruszyl ramionami i wrocil do ogladania mapy.

– Rowniez nigdy nie placze.

Aleksiej spal skulony na dolnej koi, przyciskajac do siebie Szu-Szu. Obudzil sie, kiedy Jakow usiadl na jego materacu.

– Nie wstaniesz? – spytal Jakow.

– Jest mi niedobrze. – Aleksiej zamknal oczy.

– Lubi zrobil pierogi na kolacje. Zjadlem dziewiec.

– Nie mow o jedzeniu.

– Nie jestes glodny?

– Jestem glodny, ale jest mi za bardzo niedobrze, zebym mogl jesc. Jakow westchnal i rozejrzal sie po kabinie. Bylo tam osiem koi, z ktorych szesc zajmowali chlopcy zbyt chorzy, zeby mogli sie bawic. Jakow byl juz w innych kajutach, ale z tamtymi bylo rownie zle. Czy tak mialo byc przez caly Atlantyk?

– To przez twoje ucho wewnetrzne – powiedzial Jakow.

– O czym ty mowisz? – jeknal Aleksiej.

– To twoje ucho. To przez nie jest ci niedobrze.

– Z moimi uszami wszystko jest w porzadku.

– Juz od czterech dni chorujesz. Musisz wstac i cos zjesc.

– Och, zostaw mnie w spokoju.

Jakow chwycil Szu-Szu i wyrwal go malemu.

– Oddaj to! – Aleksiej zaczal plakac.

– Choc i wez go ode mnie.

– Oddaj mi go!

– Najpierw wstan. No dalej. – Jakow wstal szybko z koi, kiedy Aleksiej bezskutecznie probowal dosiegnac swego wypchanego psa. – Poczujesz sie lepiej, kiedy wstaniesz.

Aleksiej usiadl. Przez chwile trzymal sie brzegu materaca, jego glowa kiwala sie z kazdym ruchem statku. Nagle przycisnal dlonie do ust, poderwal sie z koi i przebiegl przez kabine. Wymiotowal do zlewu. Potem jeczac wgramolil sie z powrotem na swoje lozko. Jakow oddal mu Szu-Szu. Aleksiej przycisnal swego pluszowego ulubienca do siebie.

– Mowilem ci, ze jest mi niedobrze. Idz juz sobie. – Jakow wyszedl z kajuty chlopcow i ruszyl wzdluz korytarza. Zapukal do drzwi kabiny Nadii. Nikt nie odpowiedzial. Podszedl do drzwi kabiny Gregora i znowu zapukal.

– Kto tam? – dobiegl go jek.

– To ja. Jakow. Czy pan tez jest ciagle chory?

– Odpieprz sie! Idz sobie gdzie indziej.

Jakow poszedl. Przez chwile lazil po statku. Lubi poszedl juz do swojej kabiny. Kapitan i nawigator byli zbyt zajeci, zeby z nim rozmawiac. Zszedl na dol do maszynowni odwiedzic Kubiszewa. Kubiszew mial czas. Rozlozyli wiec szachownice. Jakow mial pierwszy ruch. Ruszyl pionkiem.

– Byles kiedys w Ameryce? – zapytal, przekrzykujac prace tlokow.

– Dwa razy – powiedzial Kubiszew, ruszajac pionkiem krolowej w przod.

– Podobalo ci sie tam?

– Nie wiem. Zawsze umieszczaja nas w specjalnych zamknietych kwaterach, jak tylko wplywamy do portu. Nigdy nic nie widzialem.

– Dlaczego kapitan tak robi?

– To nie kapitan. To ci ludzie z kabiny na rufie.

– Jacy ludzie? Nigdy ich nie widzialem.

– Nikt ich nie widuje.

– To skad wiesz, ze tam sa?

– Zapytaj Lubiego. On dla nich gotuje. Ktos musi przeciez zjadac to zarcie, ktore on wysyla na gore. No to co, wykonasz w koncu ten ruch czy nie?

Jakow w skupieniu przesunal kolejny pionek.

– Dlaczego po prostu nie zejdziesz ze statku, kiedy tam dojedziemy? – spytal.

– A po co?

– Zeby zostac w Ameryce i wzbogacic sie. Kubiszew chrzaknal.

– Tyle, co mi placa, wystarcza. Nie moge narzekac.

– Ile ci placa?

– Jestes za bardzo wscibski.

– Naprawde duzo?

– Wiecej, niz kiedys zarabialem. Wiecej, niz zarabia wiekszosc ludzi. Za to tylko, ze plywam przez Atlantyk tam i z powrotem.

Jakow wykonal ruch krolowa.

– A wiec to dobra praca? Tak? Dobrze jest byc mechanikiem?

– Glupio ruszyles. Niepotrzebnie odslaniasz krolowa. Dlaczego tak zrobiles?

– Wyprobowuje nowe ruchy. Czy ja tez moglbym kiedys zostac mechanikiem na statku?

– Nie.

– Ale przeciez tobie duzo placa.

– Tylko dlatego, ze pracuje dla „Sigajev Company”. Oni bardzo dobrze placa.

– Dlaczego?

– Bo trzymam gebe na klodke.

– Dlaczego?

– Skad mam niby wiedziec? – Kubiszew siegnal przez szachownice. – Moj skoczek bije twoja krolowa. Widzisz, mowilem, ze to byl glupi ruch.

– To byl eksperyment – powiedzial Jakow.

– Mam nadzieje, ze dzieki temu czegos sie nauczyles.

Kilka dni pozniej Jakow zapytal nawigatora: – Co to jest „Sigajev Company”? Nawigator spojrzal na niego zaskoczony.

– Gdzie slyszales te nazwe?

– Kubiszew mi powiedzial.

– Nie powinien byl.

– To ty tez nie mozesz o tym mowic? – spytal Jakow.

– Tak jest.

Przez chwile Jakow milczal. Patrzyl tylko, jak nawigator przestawia cos na swoich urzadzeniach. Na malym ekranie przez caly czas mrugaly jakies numerki, ktore on zapisywal w ksiazce, a potem sprawdzal na swojej mapie.

– Gdzie jestesmy? – zapytal Jakow.

– Tutaj – nawigator wskazal na mapie malutki krzyzyk posrodku oceanu.

– A skad wiesz?

– Z obliczen. Odczytuje je z tego ekranu. Wysokosc i szerokosc geograficzna. Widzisz?

– Musisz byc bardzo madry, zeby byc nawigatorem, prawda?

– Naprawde nie tak bardzo. – Teraz po mapie przesuwal dwie plastikowe linijki polaczone zawiasami. Zlozyl je razem i skierowal do rozy wiatrow w rogu mapy.

– Czy wy robicie cos nielegalnego? – zapytal Jakow.

– Co?

– No, czy dlatego wlasnie nie wolno wam o tym mowic? Nawigator westchnal.

– Moim obowiazkiem jest przeprowadzenie tego statku od Rygi do Bostonu i z powrotem do Rygi.

– Czy zawsze wozicie sieroty?

– Nie. Zwykle mamy jakis ladunek, skrzynie, pakunki. Nigdy nie pytam, co w nich jest. W ogole nie zadaje pytan.

– No to nie wiesz, czy to nie jest nielegalne. Nawigator rozesmial sie.

– Jestes malym diabelkiem, wiesz? – powiedzial i wrocil do robienia notatek i zapisywania cyfr w rownych kolumnach.

Chlopiec przez chwile obserwowal go w milczeniu, a potem zapytal:

– Myslisz, ze ktos bedzie chcial mnie adoptowac?

– Oczywiscie, ze tak.

– Nawet z tym? – Jakow uniosl swoj kikut.

Gdy nawigator spojrzal, Jakow zauwazyl blysk wspolczucia w jego oczach.

– Jestem pewien, ze ktos cie zaadoptuje – powiedzial.

– Skad to wiesz?

– Ktos przeciez zaplacil za przywiezienie cie tutaj, prawda? Zalatwil potrzebne papiery.

– Nigdy nie widzialem moich papierow, a ty?

– To nie moja sprawa. Do mnie nalezy tylko doprowadzenie tego statku do Bostonu. – Nawigator odsunal Jakowa od stolu. – Moze bys tak wrocil do innych chlopcow, co?

– Oni nadal czuja sie zle.

– No to idz gdzie indziej.

Jakow niechetnie opuscil mostek i wyszedl na poklad. Byl sam. Spojrzal w dol na wode rozcinana dziobem statku. Wyobrazal sobie ryby plywajace gdzies tam, ponizej, w ich szarym i mokrym swiecie. Nagle poczul, ze brakuje mu powietrza. Przygladanie sie wirujacej wodzie sprawilo, ze poczul zawrot w glowie. Ale nie ruszyl sie, stal, przytrzymujac sie swoja zdrowa reka. Pomyslal o zimnej i glebokiej wodzie i pierwszy raz od dawna poczul strach. Naprawde sie bal.