29231.fb2
I stercza na ksztalt wysp i ladu brzegow:
To sa polnocne swierki, sosny, jodly.
Gdzieniegdzie drzewa siekiera zrabane,
Odarte i w stos zlozone poziomy,
Tworza ksztalt dziwny, jakby dach i sciane,
I ludzi kryja, i zowia sie: domy.
Dalej tych stosow rzucone tysiace
Na wielkim polu, wszystkie jednej miary:
Jak kitki czapek dma z kominow pary,
Jak ladownice okienka blyszczace;
Tam domy rzedem szykowane w pary,
Tam czworobokiem, tam ksztaltnym obwodem;
I taki domow pulk zowie sie: grodem.
Spotykam ludzi - z rozroslymi barki,
Z piersia szeroka, z otylymi karki;
Jako zwierzeta i drzewa polnocy
Pelni czerstwosci i zdrowia, i mocy.
Lecz twarz kazdego jest jak ich kraina,
Pusta, otwarta i dzika rownina;
I z ich serc, jako z wulkanow podziemnych,
Jeszcze nie przeszedl ogien az do twarzy,
Ani sie w ustach rozognionych zarzy,
Ani zastyga w czola zmarszczkach ciemnych
Jak w twarzach ludzi wschodu i zachodu,
Przez ktore przeszlo tyle po kolei
Podan i zdarzen, zalow i nadziei,
Ze kazda twarz jest pomnikiem narodu.
Tu oczy ludzi, jak miasta tej ziemi,
Wielkie i czyste - iynigdy zgielk duszy
Niezwyklym rzutem zrenic nie poruszy,
Nigdy ich dluga zalosc nie zaciemi;
Z daleka patrzac - wspaniale, przecudne,
Wszedlszy do srodka - puste i bezludne.
Cialo tych ludzi jak gruba tkanica,
W ktorej zimuje dusza gasiennica,
Nim sobie piersi do lotu wyrobi,
Skrzydla wyprzedzic, wytcze i ozdobi;
Ale gdy slonce wolnosci zaswieci,
Jakiz z powloki tej owad wyleci?
Czy motyl jasny wzniesie sie nad ziemie,
Czy cma wypadnie, brudne nocy plemie?
Na wskros pustyni krzyzuja sie drogi:
Nie przemysl kupcow ich ciagi wymyslil,
Nie wydeptaly ich karawan nogi;
Car ze stolicy palcem je nakryslil.
Gdy z polska wioska spotkal sie uboga,
Jezeli trafil w polskich zamkow sciany,
Wioska i zamek wnet z ziemia zrownany
I car ruiny ich zasypal - droga.