29231.fb2
Lecz car chce zasnac, gwaltem oczy zmruza,
Zasnie gleboko - dawniej ilez razy
Byl ostrzegany od aniola stroza
Mocniej, dobitniej, sennymi obrazy.
On tak zly nie byl, dawniej byl czlowiekiem;
Powoli wreszcie zszedl az na tyrana,
Anioly Panskie uszly, a on z wiekiem
Coraz to glebiej wpadal w moc szatana.
Ostatnia rade, to przeczucie ciche,
Wybije z glowy jak marzenie liche;
Nazajutrz w dume wzbija go pochlebce
Wyzej i wyzej, az go szatan zdepce...
Ci w niskich domkach nikczemni poddani
Naprzod za niego beda ukarani;
Bo piorun, w martwe gdy bije zywioly,
Zaczyna z wierzchu, od gory i wiezy,
Lecz miedzy ludzmi naprzod bije w doly
I najmniej winnych najpierwej uderzy...
Usneli w pjanstwie, w swarach lub w rozkoszy,
Zbudza sie jutro - biedne czaszki trupie!
Spijcie spokojnie jak zwierzeta glupie,
Nim was gniew Panski jak mysliwiec sploszy,
Tepiacy wszystko, co w kniei spotyka,
Az dojdzie w koncu do legowisk dzika.
Slysze! - tam! - wichry - juz wytknely glowy
Z polarnych lodow, jak morskie straszydla;
Juz sobie z chmury porobili skrzydla,
Wsiedli na fale, zdjeli jej okowy;
Slysze! - juz morska otchlan rozchelznana
Wierzga i gryzie lodowe wedzidla,
Juz mokra szyje pod obloki wzdyma;
Juz! - jeszcze jeden, jeden lancuch trzyma
Wkrotce rozkuja - slysze mlotow kucie..."
Rzekl i postrzeglszy, ze ktos slucha z boku,
Zadmuchnal swiece i przepadl w pomroku.
Blysnal i zniknal jak nieszczesc przeczucie,
Ktore uderzy w serce, niespodziane,
I przejdzie straszne - lecz nie zrozumiane.
Koniec Ustepu
DO PRZYJACIOL MOSKALI
Wy, czy mnie wspominacie! ja, ilekroc marze
O mych przyjaciol smierciach, wygnaniach, wiezieniach,
I o was mysle: wasze cudzoziemskie twarze
Maja obywatelstwa prawo w mych marzeniach.
Gdziez wy teraz? Szlachetna szyja Rylejewa,
Ktoram jak bratnia sciskal carskimi wyroki
Wisi do hanbiacego przywiazana drzewa;
Klatwa ludom, co swoje morduja proroki.
Ta reka, ktora do mnie Bestuzew wyciagnal,