37372.fb2 B?g Zap?acz! - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 29

B?g Zap?acz! - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 29

Irek, rozkopując nogami nagrzany piasek, posłusznie podążył we wskazanym kierunku.

– Ja jestem las, widzialny brat czasu – usłyszał nagle w sobie wyraźny głos. – Nic się nie zmieniam, a ty zmieniłeś się tak bardzo. Rosnę z nieskończoności w nieskończoność. Moja ciemność, moja wilgoć, moje ciche, słoneczne przestrzenie trwają obok świata. Nikt mnie do końca nie pozna, nic mnie nie dotyczy. Przeżywam poranki chłodne jak muśnięcia ust, pomarańczowe popołudnia, srebrne, sierpniowe noce. Wiatr niesie z daleka echa wielkich eksplozji, gdzieś tam przetaczają się nawałnice wydarzeń, kwitną i gasną mody, zbiorowe histerie, ludzkie żywoty. Szosami wyrżniętymi na wylot w moim ciele pędzą mechaniczne pudła. Ich szum narasta z oddali, migają niewyraźne twarze, przykryte połyskliwym szkłem, potem ustaje, zamiera gdzieś w perspektywie, a wraz z nim polityka, namiętności, rachunki do zapłacenia – cały galimatias wypełniający te biedne, uwożone w dal głowiny. Cisza, która następuje później, jest świadectwem mojego triumfu. Nieważne, ile masz lat, gdy wchodzisz między drzewa, gdy czujesz pod butami suchy, zapadający się mech, gdy idąc, roztrącasz zaległe jedne na drugich, wytopione przez rozpalone powietrze pokłady zapachów lata. Ułóż się w zielonym świetle i patrz, bo jestem pryzmatem marzeń, przyłożonym do oka, by widzieć wszystko naraz.

Zatracił wszelką rachubę, nie wiedział, jak wiele przeszedł. Zapadał zmierzch, płynęły godziny, dalej nie mógł już iść.

Ze zdziwieniem przyjął ogromniejące niebo i dotknięcia sosnowych igieł.

Zaskoczony spojrzał pod stopy. Zobaczył, że stoi na kuli, która nieoczekiwanie zaczyna się zmniejszać. Za chwilę była to już piłeczka, ginąca w zimnym, granatowym oceanie.

Zatrzaśnięte bramy otworzyły się i poczuł słodką sytość oraz pewność Wszechwiedzy, pozwalającej ogarnąć początek i koniec, stanąć ponad czasem. Z czystej ciekawości zerknął zatem jeszcze raz pod nogi i ujrzał już tylko mały, bezludny glob, podobny do orzecha włoskiego, łudzący oczy obcych astronomów martwym światłem. Zrozumiał, że ta nikomu niepotrzebna kulka, taki śmieć właściwie, dla niego też nic już nie znaczy.

„No i, w gruncie rzeczy, co się stało?” – pomyślał.

Olsztyn, grudzień 1999