37484.fb2 By?am Schizofreniczk? - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 5

By?am Schizofreniczk? - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 5

Rozdział III

Wszystko teraz zaczęło się sypać lawinowo, z minuty na minutę opowiadałam sobie swoje życie, jeszcze chaotycznie, bojąc się sięgania do najboleśniejszych wspomnień, do stale krwawiących ran. Przeskakiwałam lata, zdarzenia, pamięć mnie wciąż zawodziła. Rwałam z siebie po kawałku własne życie, jak obdziera się ze skóry zwierzę, kalecząc czułe miejsca.

Nie miałam już czasu, podświadomie czułam, że muszę się teraz spieszyć, by w końcu wiedzieć, w jaki sposób przegrałam życie i kto mi to zafundował. Napięcie emocjonalne było tak silne, że wypychało mnie ponad prawdę, ponad kłamstwa, w sam środek nieświadomości.

Budziłam się jak po stuletnim śnie, powoli odradzałam.

19 lutego

Nie, Tadeuszu, najtrudniej wybacza się brak miłości. Teraz już potrafię się zaprzyjaźnić z rodzicami.

Dowiedziałam się, że w pracy mnie skasowali jako człowieka, zaczynając od tego, że byłam narkomanką.

Wiesz, Tadeuszu, ja od urodzenia miałam chorobę sierocą do 14 roku życia.

Zwiodłam wszystkich oprócz Ciebie, przecież tutaj funkcjonowałam. I nawet teraz, kiedy wróciłam ze szpitala, wszyscy dali się nabrać, że wracam do zdrowia, oprócz Anki, która wiedziała, że trzyma mnie śmierć za rękę, a ja nie chcę jej wypuścić. Chciałam wrócić do łona matki, pod respirator. I na szczęście Anka była cały czas przy mnie i wyczuwałam jej miłość. I w moim psychotycznym umyśle to się utrwalało, że jednak ktoś mnie kocha.

20 lutego

Nareszcie odkryłam sens milczenia terapeutycznego. Teraz jestem spokojna, jestem na Początku, poznawszy Kres. Teraz wiele przede mną.

Nie byłam kochana przez rodziców i brata, a Bóg nie mógł mnie kochać, bo w psychozie to ja byłam Bogiem.

Boże, 18 lat byłam w schizofrenii, tak dobrze zamaskowanej, a wcześniej 14 lat w chorobie sierocej – kołysałam się jak dzieci w domach dziecka.

Tadeuszu, tak wiele się zdarzyło, mogłam umrzeć w nieświadomości. Zawarłam pakt ze śmiercią, lecz Bóg nie lubi potajemnych knowań i powiedział swoje nie.

21 lutego

W zasadzie od razu rozpoznano u mnie schizofrenie, lecz rodzice w to nie wierzyli, ani ja.

Byłam ponad to – Bóg. Maskowałam się narkotykami i to jeszcze było do przyjęcia, no tak, uzależniona. Marek Kotański podejrzewał, że coś się dzieje, lecz tłumaczono to początkiem padaczki, która w zasadzie nie odegrała roli w moim życiu. Miałam mi jedynie pomóc w jego zakończeniu.

Na studiach komunikowano mi, że jestem autystyczna, lecz tego nie przyjmowałam. A kiedy szłam w śmierć, wszyscy się tylko obawiali, by to ruszyć – i słusznie, każdy gest mógłby być katastrofą. W Lublińcu, w pracy, byłam dobrze zamaskowana, pacjenci lgnęli do mnie, byłam przecież jedną z nich. Na neurologu weszłam całkowicie w śmierć. I brakowało mi ostatecznego posunięcia, kiedy wchodzi się albo w całkowita chroniczność, albo w samobójstwo.

Udało mi się i jedno, i drugie.

A w Wenecji rozmawiałam z diabłem.

Bóg jest teraz Bogiem, ojciec – ojcem. Kim był gwałciciel? Jaki jest mój animus? Czy gwałciciel był takie moim cieniem, jak Ewa? Czy po prostu tamtej nocy nie spotkałam się z moim rozszczepionym cieniem?

Wszystko wiedziałam, tego ze mam psychozę, nie potrafiłam sobie uświadomić. Nie mogłam tego uczynić, bo chciałam wrócić z Ziemi do siebie, jak Maty Książę, jak Bóg oczywiście.

Gdybym w psychozie była Matką Boską, byłoby mi łatwiej. Nie, coś pieprzę.

Kim byłam w czasie gwałtu?

Noc. Coś mi się przypomina, Tadeuszu, walka, straszliwa walka w czasie gwałtu. Dwa lata później zaczęłam trenować karate w celu samoobrony. Czy w celu ataku? Muszę przejść przez ten gwałt, inaczej przez to nie przebrnę. Walczyłam jak Mężczyzna? Co robi w takiej sytuacji kobieta? Czy była to walka „dwóch mężczyzn”? Od urodzenia chciałam być chłopcem. Potem, na moment, byłam dziewczyną, kiedy chodziłam z chłopakiem, miałam szansę na właściwą identyfikację z własną płcią. Po gwałcie w ogóle nie mogłam się zbliżyć do mężczyzny. W tym czasie zaczęła się moja psychoza, ojciec stał się kolejnym zagrożeniem ze strony mężczyzny.

Sam jego dotyk wzbudzał we mnie wstręt. Zupełnie uciekłam w męskość. Zaczęłam czasami powracać do stanu kobiety po poznaniu Ewy, która i tak projektowała na mnie mężczyznę.

Co było w łóżku, kiedy byliśmy we troje? Byłam mężczyzną i kobietą? Paranoja.

To niepojęte, jak potrafiłam przez ostatnie lata ukrywać halucynacje, oprócz ostatniej fazy.

Odwiedzała mnie śmierć, a raczej była wzywana boską mocą. Na obozie terapeutycznym czułam, że eksploduję, chciałam iść w topiel, w morze. Czułam się winna, że żyję z kobietą, a nie byłam homoseksualna. Ten dziennik zniszczyłam.

22 lutego

Noc – kolejne listy do Tadeusza. Drugi obóz terapeutyczny, włączam Ankę w psychotyczną rodzinę, w rywalizację siostrzaną. Wtedy zorientowałam się, że mam problem różnicowania płci u siebie. I sny – chciałam zniszczyć ojca – alkoholika. Sen mi pokazał, że nie potrafię kochać się jak kobieta.

Byłam bardziej boska po pierwszym obozie, po drugim pojawiło się uczucie prześladowania, opętania. Motyw lustra – osaczenia przez samą siebie. Bałam się powrotu picia ojca. Na początku życzyłam mu śmierci, a to wzbudzało poczucie winy.

Nic nie mogło mnie powstrzymać od dalszej analizy. To była szansa, chociaż Jung był przeciwny głębokiej analizie w psychozach, nie miałam już nic do stracenia. Miałam wszystko do wygrania. Z fragmentów analizy powoli wyłaniał się spójny obraz, który dawał szansę na wyzdrowienie.

Nie liczył się koszmar prawdy, liczyło się jej poznanie, jakakolwiek by ona nie była.

Dlaczego ludzie stale mnie ranili? Nie potrafiłam się obronić żyjąc w świecie fantazji i rojeń, stawałam się łatwym łupem dla osobowości psychopatycznych. Ludzie żyją projekcjami i mszczą się na innych za nieudane życie.

Piszę ten tekst, jest to obrachunek ze wszystkimi, którzy chcieli mnie zniszczyć. Obrachunek z całą moją naturą. Z paranoją, w którą dałam się wmanipulować. Niestety, dałam się im, pokonali mnie do końca, lecz mimo to wygrałam. Doszłam do jądra świadomości, doszłam do prawdy. I nie mogłam się z nią pogodzić. Nie mogłam w nią uwierzyć. Była dla mnie samej zbyt mocna. Nic dziwnego, że niektórzy się odwrócili, z zazdrości, z zawiści, doskonale egoistyczni, sądzili, że to ich życiorysy są tragiczne. Tak było z Anką.

A ja, pomimo choroby, pomagałam ludziom, godziłam do pewnego momentu dwa światy, a kiedy się rozpadłam, stałam się zbędna, bo to mnie trzeba było pomóc. Są na mnie wściekli, że mimo wszystko to przeżyłam, uniosłam, kiedy powinnam się poddać, załamać. Jaką siłę miałam w bezsilności.

Mój życiorys jest dla wielu nie do uniesienia. Poraża ich niepojętą siłą tragiczną. I jeszcze śmiałam to opisywać, publicznie ogłaszać. Prowokuję, odpowiada mi ciemnota i histeria małych dusz. Zazdroszczą mi buntu, tak jak Anka, która nie miała odwagi sama się przeciwstawić.

Uczę się przed nimi bronić.

Nie wiem, kiedy opublikuję ten tekst i czy w ogóle to uczynię. Wiem, co może spowodować.

Ilu wrogów może mnie zaatakować, lecz ilu przyjaciół mogę zyskać. Takie jest życie, nieustanna walka, może mnie w końcu nie dopadną.

Nie będą mieli już takiej siły. Przez trzydzieści lat swego życia niosłam cały ciężar upokorzenia i samozagłady, nie skarżąc się nikomu. Niosłam swoją tajemnicę doskonale zamaskowana w okrutnym cierpieniu. Wydawało się, że jestem już spokojna, że przeszłość mnie nie dotyczy. Nie było tu bliskiego człowieka, który by odczytał, jaką tragedię noszę. Dopiero Tadeusz wyczuł, że dzieje się coś niedobrego.

23 lutego

Matką Boską była matka Anki, która uratowała ml życie w klinice, kiedy w agonii nie było żadnej szansy, ona znalazła ratunek.

Nigdy nie zgodziłam się na interwencję chirurgiczną w moje serce, bo to ja byłam Bogiem – sercem, który obdarzał miłością.

Momenty pozytywne do 14 roku życia to miłość ojca. W chorobie sierocej byłam od razu, bo byłam odrzucona przez matkę, lecz ojciec byt kochający i opiekuńczy. Zaczął pić, kiedy miałam około 10 lat, to mnie jeszcze nie dotykało. Potem w domu rosło napięcie, nie wytrzymywałam tego, zaczęłam się buntować, pić alkohol, rozrabiać w szkole, cala siódma klasa to jedna wielka „awantura o Basię”. I wreszcie ojciec zaczął mnie niszczyć psychicznie, wyzywając od kurwy, to byt szok nie do zniesienia. Ojciec upadł jako autorytet.

I na obozie spotkałam Ciebie – ideał ojca, i brata – Czarka, z poczuciem, że was nic nie obchodzę. Uderzyłam w boskość jeszcze mocniej, by to przetrzymać. I paniczny lęk przed Tobą, Tadeuszu.

Dziadek kojarzy mi się z pierwszym przeżyciem śmierci. Umarł, kiedy miałam 4 lata. Babcia też była święta, po prostu mnie kochała, nigdy nie potępiała, nie pozwalała karać.

Ojciec niósł w sobie ogromną wolę życia, przeżył, 6 lat Syberii.

Byłam także moim bratem, niszczyłam jego zabawki, chciałam zająć jego miejsce i dręczyło mnie od razu poczucie winy, że go krzywdzę. Byłam tak z nim zidentyfikowana, że nie potrafiłam się bez niego poruszać. Brat jest trzy lata starszy i kiedy wyszedł z przedszkola i poszedł do szkoły, wpadłam w panikę. Od razu zaczęłam z nim rywalizować w nauce. Dzięki temu rozwijałam swój intelekt. Musiałam być lepsza chociaż w tym. Brata także obwiniałam o gwałt, że mnie zostawił samą w okresie dojrzewania, nie mieliśmy już ze sobą nic wspólnego, jak dwoje obcych ludzi.

W 14 roku życia pojawiły się narkotyki. Opętanie! Chciałam być narkomanką. Hipy, ćpuny, to mnie nie interesowało, byłam Bogiem, mogłam ćpać sama.

Marzena, młodsza „siostra”, to 18 rok życia, zgwałcona przez ojca! Umierała przy mnie, obok mnie, razem umierałyśmy naprzemiennie. Uciekałam od niej i wracałam. Umarła, kiedy byłam na trzecim roku studiów. Ona, odrzucona przez matkę, błagająca o jej miłość.

Wartościowanie, wartościowanie – zniszczyłam ten dziennik, obejmował cały sierpień – wrzesień 88 roku, kiedy rozpadłam się całkowicie, kiedy mocniej walczyłam z cieniem.

Bałam się ciemności – śmierci. Ciemności przestałam się bać po wejściu w psychozę, w niebie jest jasno.

Dzienniki z 18 roku życia – wiesz, narkotyki nie odgrywały takiej istotnej roli jak znacznie później. Wszystko kontrolowałam jak Bóg, nie mogło mi się przydarzyć nic złego, tak sądziłam.

Gwałt uderza we mnie stale. Bóg walczy ze złem? Z pierwszym objawieniem diabła? Wygrywam boską mocą, nie zostałam zamordowana.

Psychiatra kilka dni później powiedziała mi, że mam schizofrenię – to 16 rok życia. To mnie poraziło, „Matka” wciska mi zło – słaby intelekt, co stanowiło dla mnie istotę związku z matką.

I nikt już nie był w stanie wydobyć ze mnie prawdy, oprócz kilku urojeń i to tak zamaskowanych, że funkcjonowałam jako osoba normalna. W kłótniach rodziców usłyszałam, że matka nie chciała moich narodzin. Teraz śmierć była na każde wezwanie.

To chyba było wcześniej, jednocześnie śmierć i psychoza.

16 rok życia – pierwsza hospitalizacja, ja – Bóg zamknięta za kratami psychiatryka, leczona insuliną i neuroleptykami, trochę mnie to wyciszyło, lecz nie na długo. W domu było stale piekło, z którego uciekłam właśnie w gwałt. Potem następne szpitale psychiatryczne. Łazili koło mojej schizofrenii i w zasadzie nie wiedzieli do końca, czy jest, ale dostawałam neuroleptyki przez pół roku. Miałam w szpitalu swobodę poruszania, byłam odizolowana od piekła.

Jednak trzeba było wrócić do domu i do szkoły.

Przestałam brać leki, czasami odwiedzałam „matkę” psychiatrę, kiedy narastało we mnie napięcie i lęk. Po cichu bratam narkotyki, przez półtora roku byłam w ciągu. W końcu nie byłam w stanie tego przetrzymać, dom to miejsce piekielne. Łopatkowa załatwiła mi pobyt u

Kotańskiego w Garwolinie. Miałam skończone 18 lat.

Tam zupełnie się zamknęłam, znowu zniewolona boskość, lekarze wymyślają mi padaczkę na podstawie zapisu EEG.

Marek Kotański pytał mnie, czy halucynuję, leczą mnie przeciwpadaczkowo. Ojciec w tym czasie podjął leczenie odwykowe. Miałam wtedy dużo urojeń, w zasadzie wszyscy byli w nie wciągani. Kotański był projekcją ojca ziemskiego. Byłam ponad nim, w niczym mi nie zagrażał.

Pojawiał się stale motyw samobójstwa, co personel wyczuwał, jednak tłumaczyli to głodem narkotycznym. Wcześniej miałam przekonanie, że ojciec mnie nienawidzi. Pojawiła się nienawiść do mężczyzn, w snach mordowałam i byłam zabijana. Miałam stale poczucie winy wobec rodziców z powodu narkotyków. Tęskniłam za domem. Zaczął się pojawiać motyw szatana, wypierałam go.

W 15 roku życia podpaliłam swoją szkołę, już w psychozie, fascynował mnie ogień. Ciągle gdzieś ten diabeł się przewija w Garwolinie. Pojawił się w snach wyrok śmierci i to, że nie ma go kto wykonać. Psychiatra jest oczywiście projekcją matki. Mój intelekt nadal się rozwijał, miałam najlepsze oceny w szkole ze wszystkich ćpunów.

Na oddziale złamałam abstynencję i znowu zawiodłam „rodziców”. Zawsze byłam bliżej terapeutów niż rówieśników, usiłowałam sobie skonstruować rodzinę.

W Garwolinie szłam w potępienie, w szatana. Od początku szłam w ogień, to znaczy byłam i Bogiem, i szatanem?

Halucynowałam i ukrywałam to przed nimi. Zaczęłam słyszeć głosy nakazujące. Widziałam wszędzie ogień.

Popatrz, Tadeuszu, wszystko miałam zapisane. I nie potrafiłam tego odczytać. Zamknęli mnie kilka razy na obserwacji, byłam bez kontaktu, niedorzeczna. Mobilizowałam się i dysymulowałam.

Milicja. To ja im właziłam w drogę, chciałam, by mnie ukarano, nic im nie mówiłam, stale mnie do siebie wzywali na przesłuchania.

Pobyt w Garwolinie to 78 rok. Halucynowałam, weszłam w Kosmos. Ogień wokół mnie rozstąpił się, otworzyła się przestrzeń kosmiczna, przeszłam przez gwiazdy i napotkałam punkt, którego nie potrafiłam określić. Czułam, że jestem poza czasem. Kotański wtedy dla mnie upada, wyzwał nas od psychopatów. Stale chciałam wejść do nieba. I normalnie uczestniczyłam w życiu oddziału, rozmawiałam z ludźmi, wykonywałam obowiązki, mówiłam, że leczę się z narkomanii. Ponownie mieli sygnały, że coś się ze mną dzieje, aleje lekceważyli.

Byłam pobudzona, rozkojarzona, w silnym niepokoju ruchowym. Znowu halucynowałam, słyszałam wołania, niestety nie mam zapisu o jakiej treści.

Pojawiła się myśl, że może jestem chora, może rzeczywiście mam schi, ale to odrzucałam.

Nakazywałam sobie opanowanie. Zaczęłam czuć potrzebę wzięcia narkotyku, wraz z tym potrzebę uśmiercenia się. Ostry rzut psychozy trwał.

Poznałam Marzenę na sali obserwacyjnej. Opowiadałam o śmierci, pająkach. Miałam jednak przekonanie, że jestem zdrowa psychicznie.

Na rysunku powiesiłam się, przekonywałam samą siebie, że jeżeli się nie unicestwię, to wszystko ode mnie zależy.

Miałam przekonanie, że moje ciało to inna rzecz, że mnie nie ma. Powrócił szatan, który wota, że mam się powiesić, bym weszła dopiekła.

Skończyłam w Garwolinie 19 lat i uciekłam z oddziału na lubelskie pola makowe. W halucynacjach dominowały zwierzęta – potwory.

Zawiązała się nasza śmiertelna przyjaźń z Marzeną.

Miałam totalny blok na Kościół nie ma w nim Boga, już nie mogło być, omijałam kościoły, twierdząc, że jestem ateistką.

Po powrocie do domu z leczenia dalej trenowałam karate, pracowałam nad ciałem. W domu ojciec już nie pił, miałam urojenia mocy – kreowania życia. W dzień byłam boska, w nocy przychodziła śmierć. Zauważyłam, że zachowuję się jak mężczyzna. W szkole miałam już spokój, to klasa maturalna. Często goliłam włosy, stale przewijał się motyw samobójstwa. W domu był pozorny spokój, rodzice pracowali, brat się uczył.

Miałam pozorną swobodę w decydowaniu. Cały czas byłam w czynnej psychozie, miałam zaburzenia poczucia czasu i przestrzeni. Byłam Tu i Tam. Wypierałam rodziców, prawie ich nie ma w dzienniku. Byłam rozszczepiona na tego drugiego – mężczyznę. On istniał, on Bóg, lecz alter ego, męskie alter ego.