37491.fb2 C?rka Czarownic - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 22

C?rka Czarownic - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 22

ROZDZIAŁ XXII

Z głębokiego snu zbudził Ajoka poufały szept Woodou. Sługa jego ojca stał nachylony nad nim i mówił z fałszywą uniżonością:

– Mój młody panie i władco, czas wstawać. Czeka cię bowiem nie lada niespodzianka. A i trudne zadanie…

Ajok ocknął się gwałtownie i otwarł szeroko oczy. Nagle przypomniał sobie wydarzenia minionej nocy, rozmowę Woodou z ojcem, szalone plany i własną gonitwę myśli.

– Zapewne ci wiadomo, że schwytałem Istotę z Pieśni Jedynej – szeptał dalej Woodou gorliwie. – Zostałem za to ministrem twego szlachetnego ojca i teraz już z tej wysokiej pozycji będę mu służyć najlepszymi radami, na jakie tylko mnie stać. A potem, mój młody panie, gdy korona z jego czoła spłynie na twoje skronie, stanę się twoim najwierniejszym sługą. I ministrem. Już teraz, dzięki moim radom będziesz najsławniejszym spośród wszystkich władców Imperium. Będziesz równie sławny jak twój praprapradziad, Urgh I, który podbił ten wspaniały kraj. On bowiem go tylko podbił, ale ty, mój młody, dumny panie, ocalisz go od zagłady…

– … zagłady? – wymamrotał Ajok.

– Tak, zagłady, którą mu wróży przeklęta Pieśń Jedyna, wymyślona przez złe i okrutne Czarownice, niosące zło tej krainie. I tylko ty jesteś w stanie odsunąć widmo tej klęski, żeniąc się z prawowitą potomkinią królewskiego rodu Luilów. Proroctwu stanie się zadość, gdyż ród ten powróci na tron, ale zarazem nikt z was go nie utraci.

– Ona mnie nie zechce – wyszeptał Ajok z rozpaczą – gdy się dowie, że to ja ją zdradziłem, ja, który jedyny pojąłem słowa Pieśni… Ona mnie znienawidzi!

– Nie musisz tego mówić, mój panie. Któż ci każe? A nikt z nas cię. nie zdradzi. Za chwilę udasz się do jej nowej komnaty i wspomnisz, że twój ojciec pragnie ją spalić na stosie, lecz ty jesteś gotów ocalić jej życie przez ślub. Wprowadzisz ją dzięki temu na tron, należny jej rodowi.

Ajok słuchał oszołomiony. Słowa Woodou trafiały do jego myśli i marzeń z minionej nocy. do tej cząstki jego istoty, która wyrosła z Urghowej krwi, z jego nasienia. Zarazem ta cząstka jego osobowości, którą dziedziczył po matce, wzdragała się zarówno przed kłamstwem, jak i przed intrygą, mającą uniemożliwić spełnienie się Pieśni. Chłopiec równocześnie czuł, że biorąc w tej intrydze udział, oddaje się w ręce Woodou – i ogarnęło go obrzydzenie.

– Pieśń Jedyna jest ponad wszystkim – wyjąkał wreszcie z bezradną szczerością, gdy po krótkiej wewnętrznej walce duch zmarłej matki zwyciężył ponury, lecz żywy cień Urgha XIII.

– Jeśli zdradzisz się z takimi myślami przed ojcem, nie tylko spali natychmiast tę dziewczynę, ale kto wie czy razem z nią nie spłoniesz na tym stosie i ty. Wówczas Pieśń Jedyna i tak się nie spełni, gdyż do Czaru zabraknie tej Istoty syknął ze złością Woodou. – Masz w swoich rękach jej życie lub śmierć. Więc zastanów się, co wybierasz. Na drugiej szali znajduje się długie i szczęśliwe panowanie rodu Urghów na tej ziemi. Chcesz czy nie, jesteś z rodu Urghów i Pieśń Jedyna zagraża najbliższej ci osobie, twemu ojcu. Ale zagraża też i tobie! I jego, i ciebie czeka śmierć!

Ajok pomyślał, że to nieprawda. Jeszcze dźwięczały mu w uszach słowa odpowiedniej zwrotki:

“ I stanie się wolność. Bez kropli krwi wrażej,

bez zgiełków bitewnych, przemocy i wojny,

bez ofiar i katów. Tak stanie się wolność.

I wrócą na stepy ci, co ją zabrali.

gdyż tam ich miejsce…”

Postanowił jednak już nic nie mówić o Pieśni Jedynej, nie zdradzać jej sensu, skoro tak niewielu go pojmuje. Raz to uczynił i okazało się fatalne w skutkach. Teraz musi naprawić zło, które sam sprawił, choćby nie wiem jak piękne obietnice składał mu Woodou, fałszywy sługa jego ojca i zdrajca swego narodu.

– Dobrze, prowadź mnie do Luelle – oznajmił niezwykle zdecydowanym jak na siebie głosem.

– Luelle? – zdziwił się Woodou.

– Widzę, że wcale nie znasz Pieśni, z którą tak walczysz. Imię Luelle nosiły wszystkie córki królów w rodzie Luila. Skoro tak, to i ona je nosi – wyjaśnił oschle Ajok.

Woodou wzruszył ramionami. Imię schwytanej istoty było mu obojętne, byle spełniły się plany i nadzieje, jakie z nią wiązał. A na wszelki wypadek nie chciał się do niej zbliżać. Coś z Czarownicy musiało w niej tkwić, skoro właśnie Czarownice ją wychowały. Jeśli zechce popisać się swoją magiczną władzą, niechże czyni to wobec tego szczeniaka! Niech nawet zamieni go w skunksa – wówczas skunks będzie jej mężem!

Dziewczyna, uwolniona z sieci w nowej komnacie – została do niej przeniesiona niemal w ostatniej chwili; już zaczęła się dusić z braku powietrza i uwierzyła, że nadchodzi śmierć. Wówczas nagle otwarły się drzwi skarbca, a ciemność rozjarzyła się gwałtownie światłem dnia, które oślepiło na chwilę jej oczy. Dopiero po dłuższej chwili, gdy otwarła je ponownie, ujrzała, że znajduje się w jasnym, drewnianym pokoju. Deski jeszcze pachniały świeżym drzewem – i lasem. Komnata dzięki nim miała cudowny, tak bliski jej zapach – ale była więzieniem. Okno było szczelnie zamknięte i miało tak grube szyby, jakich nigdy nie widziała. Za oknem dostrzegła nieduży zamkowy dziedziniec, potem warowny mur, a za murem… Tak, za murem, w pewnej oddali od Zamku rysowały się w jasnym brzasku dnia zarysy ruin Ardżany. Aż; drgnęła z radości. Ale gdy powiodła wzrokiem po komnacie, pojęła, że nie ma z niej ucieczki. Nawet jako malutka myszka nie wyśliźnie się z tego miejsca. Przypadła do wszystkich zakątków pokoju, ale wszędzie jej niecierpliwe dłonie natrafiały tylko na gładkie, grube drewno. Rozejrzała się za jakimś poręcznym, ostrym narzędziem – ale w pokoju był tylko pusty stół, dwa krzesła, zasłane futrem łoże i małe pomieszczenie łaziebne, także całe wyłożone drzewem. A drzwi…? W” drzwiach nie było nawet malutkiej szparki, poza gęsto zakratowanym okienkiem. Po chwili wzruszyła ramionami. Co by jej przyszło z przemiany w myszkę i ucieczki mysią dziurą? Gdyby nie napotkała żadnej z Czarownic do zachodu słońca, mogła pozostać w mysiej postaci do końca życia. Jak to mówiły jej Opiekunki? Jeśli używa się czarów tylko dla własnego, a nie cudzego dobra, mogą one zawieść…

Dziewczyna długimi krokami jęła chodzić po swoim więzieniu. I choć było ono luksusowe w porównaniu z lochem w Miasteczku – jednak tamten loch stwarzał jakieś możliwości, gdy tu… Ardżana była blisko – i zarazem dalej niż kiedykolwiek. A jej Opiekunka milczała.

– A może ci, którzy mnie porwali, zabili ją? – myślała z niepokojem. – Może wówczas, gdy utraciłam przytomność, schwytali ją i spalili, choć ja nic o tym nie wiem?

Znowu skupiła całą wolę i umysł na jednej myśli – wezwaniu do Czarownicy. Ale ponownie odpowiedziała jej tylko cisza. Nagle ciszę przerwały kroki. Ktoś zbliżał się do drzwi jej komnaty i przywarł twarzą do małego, zakratowanego okienka:

– Będziesz mieć gościa, o pani. Syn naszego pana i władcy UrghaXIII, książę Ajok…

Dopiero te słowa przypomniały jej z całą wyrazistością wydarzenia minionej nocy, o których niemal zapomniała. Światła setek pochodni na zamkowym dziedzińcu, tłum groźnych Najeźdźców, ona spowita w sieć i jakiś straszny człowiek, cały w zbroi, z głową lwa, wrzeszczący, że należy ją zabić; krzyk wydarty z setek gardeł “Na stos! Zabić ją! Na stos!” Czyjeś słowa, mówiące o tym, że jest dziewczyną, choć powinna być chłopcem, ale przecież królewska córka Luelle… więc i ona może…?

Dziewczyna drgnęła i jakby dopiero teraz przebudziła się naprawdę.

– Królewska córka, Luelle…? – wyszeptała z nagłym zrozumieniem. Nim otwarto drzwi i wszedł przez nie wątły, blady chłopiec w jej wieku – w ułamku minuty przebiegły przez jej umysł tysiączne myśli. Tłumaczyły one tak wiele zagadek i odpowiadały na tyle pytań, na które żadna z jej Opiekunek nie zamierzała udzielać odpowiedzi. Więc ona, Dziewczyna, jest…

– Dzień dobry, Luelle – wyjąkał blady chłopiec nieśmiało.

– Luelle? – spytała mimo woli z nie mijającym zdziwieniem. Jeszcze nigdy, w całym jej życiu, nikt nie zwrócił się do niej po imieniu. A ten chłopiec wita ją właśnie w ten sposób, w dodatku wypowiadając tradycyjne imię królewskich córek z rodu Luilów.

“O Bogowie” – jęknęła w głębi duszy, pełna lęku, niepewności i zarazem szczęścia.

– Witam cię, Ajoku – odparła głośno, oschle i z godnością, gdy tymczasem w jej mózgu nadal szalało kłębowisko myśli.

– Patrzę na ciebie i… – chłopiec urwał. Szaroniebieskie oczy Dziewczyny spoglądały na niego z onieśmielającą powagą. – Gdy pomyślę, że właśnie ty jesteś Istotą, o której mówi Pieśń Jedyna, że jesteś jej główną bohaterką, najważniejszym ogniwem…! Aż słabo robi mi się z wrażenia i nie wiem doprawdy, jak z tobą rozmawiać…

Dziewczyna milczała z godną miną, ale jej serce znowu gwałtownie zabiło. Do tamtych doszła bowiem nowa zagadka: “Ja i Pieśń Jedyna? Więc jest jakiś związek między nami? I dlatego one tak nie chciały, bym za wcześnie tę Pieśń poznała? Ale cóż mogę odpowiedzieć, skoro nawet nie znam Pieśni? I nie pojmuję, jakże to ja, właśnie ja mam być jej bohaterką…?”

– Znasz zatem Pieśń Jedyną? – spytała oględnie, cały czas dbając o iście królewski wyraz twarzy, choć w rzeczywistości nie wiedziała, jaki on ma być, ten właśnie wyraz twarzy i jej mimika była przesadna. Jednak przejęty Ajok tego nie spostrzegł. Myślał bowiem właśnie, że Luelle jest piękna. Zbyt piękna – i że powinno sieją opiewać w pieśniach i wierszach, ale nie powinno się być jej mężem, gdy jest się Ajokiem, wątłym, słabym chłopcem, który umie jedynie pisać wiersze. “Mógłbym jej poświęcić wiersz, nawet niejeden, ale nie mogę być jej mężem” – pomyślał ze smutkiem, a zarazem z pewną ulgą. Myśl o małżeństwie w gruncie rzeczy przerażała go. Dopiero teraz pojął to z całą wyrazistością i decyzja, że na pewno nie będzie zabiegać o rękę tej wspaniałej księżniczki, baśniowej Istoty z Pieśni Jedynej sprawiła, że poczuł się wolny. Wolny – i szczęśliwy, bo równocześnie był blisko niej.

Nagle ku swemu przerażeniu ujrzał, że w szaroniebieskich oczach Luelle coś zalśniło. Łzy…?

– Ty płaczesz? – spytał przejęty. – Płaczesz, że jesteś w niewoli? Ja ci pomogę, przysięgam! Zobaczysz, że uda mi się i uciekniesz z tego miejsca! A Pieśń Jedyna się spełni. Do samego końca!

Tak, Dziewczyna płakała. Nie z rozpaczy. Czarownice nauczyły ją nie poddawać się nawet w trudnych sytuacjach. Płakała, bowiem na jej szesnastoletnie barki spadło nagle zbyt wiele. Z beztroskiej, zdolnej uczennicy tajemniczych Czarownic stała się potomkinią wielkiego królewskiego rodu – i zaczęła na niej ciążyć jakaś ogromna, nieznana odpowiedzialność, związana z Pieśnią Jedyną. A tymczasem ona nic o tym nie wiedziała. I nadal właściwie nic nie wie. Co ma powiedzieć temu chłopcu? Prawdę – czy też dalej udawać pełną godności i dumy królewską córkę, której nic nie jest straszne?

– Ajoku… – wyszeptała nagle wiedziona jakimś tajemniczym impulsem. – Ja do dziś nie wiedziałam, kim jestem, i nie znam Pieśni Jedynej, poza paroma zwrotkami o historii Wielkiego Królestwa i jego niewoli. Nie wiem, o czym mówisz, i nie wiem, co mam robić. Po raz pierwszy usłyszałam, że ja i Pieśń jesteśmy ze sobą w jakiś sposób związane. To, kim jestem, spadło na mnie tak nagle… i to jest piękne, ale… ale zarazem okropne! Dopiero teraz zaczynam się bać, i to jak! Jeszcze wczoraj bałam się tylko śmierci, a dziś wiem, że to chodzi o coś znacznie większego niż tylko moja śmierć czy moje życie. Pomóż mi to pojąć, Ajoku…

– Nie wiedziałaś, że jesteś Luelle? – zdumiał się Ajok. – 1 nie znasz Pieśni Jedynej? Jakże to możliwe?

– Nie wiem, kto mnie urodził, nie pamiętam mojej matki, nie pamiętam prawie nic z mojego dzieciństwa. Wydaje mi się, że zawsze, od początku byłam córką Czarownic, choć długo nie wiedziałam, że one są Czarownicami. Do siódmego roku życia opiekowała się mną Czarownica Pierwsza, potem była to Czarownica Druga, zaś jako trzynastoletnia Panienka przeszłam w ręce Czarownicy Trzeciej. A tam, w sercu Ardżany została moja przedostatnia z Opiekunek, Czarownica Czwarta. Podobno istnieje jeszcze Piąta, którą miałam ujrzeć tej wiosny. Żadna z Opiekunek nie chciała powiedzieć mi mego imienia, nie rzekła ani słowa o moim przeznaczeniu, choć teraz, gdy sobie przypominam niektóre ich słowa, wiążą się one z tym, czego dowiedziałam się tutaj, ale to były jedynie aluzje, i to tak odległe… Dość długo sądziłam, że ja także mam być Czarownicą. Ile razy w czasie naszej wędrówki przez kraj śpiewano gdzieś Pieśń Jedyną, moje Opiekunki nie pozwoliły nigdy, bym poznała jej zakończenie – mówiła Dziewczyna, a wraz z jej opowiadaniem, które wchłaniał w siebie rozgorączkowany Ajok, przybywało jej odwagi i obsychały pierwsze w życiu łzy. – W Ardżanie, w Pałacu Królów byłam dziwnie szczęśliwa, nawet bardziej niż w Lesie, a zarazem niespokojna. Czułam, że dzieje się ze mną coś niepojętego, co wiąże mnie z każdym kamieniem Pałacu i całej Ardżany, z każdym ocalałym fragmentem miasta, jakbym kiedyś, bardzo, bardzo dawno temu wyszła z niego i znowu wróciła. A przecież nigdy wcześniej go nie widziałam!

– To był Czar – powiedział z przejęciem Ajok i zanucił:

“W latach niewoli Czar się rozsnuwa, Czar dawnych dziejów,

Czar wyzwolenia. Niosą go wichry, deszcze i śniegi, niosą go rzeki

I Czarownice w Czar ten spowiją istotę żywą z rodu Luilów,

którą powiodą przez wszystkie drogi;

Wielkie Królestwo pozna jak swoje.

Uzdrowi ludzi, uzdrowi ziemię,

pozna Ardżany każdy zakątek

i na dwa lata przed wyzwoleniem tam dozna życia swego odmiany.

Poczuje ojców swoich odwagę dumę i godność Luilów miana.

I Czar w nią wstąpi.”

Dziewczyna słuchała niemal całą sobą, chłonąc każde słowo, zaś Ajok nucił dalej tę dziwną Pieśń o zmiennym rytmie:

“Mieć będzie ta istota włosy koloru złota,

pszenicy tego kraju,

oczy jak niebo przed burzą i dar magiczny nieduży

wzięty z Luilów córki

ostatniej z tego rodu, która zbiegła przed wrogiem…”

– To ja – pomyślała z nagłym lękiem, ale zaraz opanowała się. Ajok zaczynał kolejną zwrotkę:

“I siedem setek, siedem dziesiątek, siedem lat mija,

Już Czarownice wiodą Istotę z rodu Luila,

bowiem Dzień nadszedł…”

– Dość – szepnęła nagle Dziewczyna. – Nie mów więcej ani słowa. Nie chcę wiedzieć, co będzie dalej.

– Boisz się? – spytał także szeptem Ajok.

– Tak. Boję się. Bo to wszystko razem jest takie nieprawdopodobne…

– O n e, Czarownice – zaczął w nagłym natchnieniu Ajok – wiedziały dobrze, co robią, gdy nie obciążały ciebie, dziecka, dziewczynki, panienki, a nawet dziewczyny tą wiedzą. Ta wiedza teraz na tobie ciąży, jak kamień, widzisz?

– Tak. Pomyślałam dokładnie to samo, że skoro Czarownice nie chciały, abym znała do końca Pieśń, to musiały mieć swoje racje. One prawie zawsze mają rację, wiesz? Ten fragment Pieśni powiedział mi na szczęście tylko to, czego już się dowiedziałam w tym Zamku. Tak głośno przecież krzyczeli wszyscy na dziedzińcu, kim jestem, i że należy mnie spalić… A resztę… resztę prawdy dowiem siei tak, jeśli mnie nie spalą i nadejdzie Czas – zakończyła gwałtownie.

– Nie spalą cię – powiedział z przejęciem Ajok. – Ale… ale widzisz… oni postawili jeden warunek… Wstyd mi powiedzieć… To naprawdę nie moja wina!

Dziewczyna zaśmiała się widząc nagłe zawstydzenie chłopca.

– Mówże! Czy to takie straszne?

– Straszne. Dla ciebie – wyznał Ajok. – Ja… ja., bym to uczynił, gdybyś chciała ratować swoje życie za taką cenę. Ja teraz mogę dla ciebie zrobić wszystko, co tylko zechcesz. Bo ty jesteś Pieśnią, a ta Pieśń jest wszystkim co kocham…

– Powiesz wreszcie? – poganiała go Dziewczyna.

– Mój ojciec nie spali cię na stosie, jeśli zostaniesz moją żoną – powiedział Ajok tak szybko, iż zdawało mu się, miał przynajmniej taką nadzieję, że te słowa wcale nie padły. I wtedy usłyszał śmiech. Luelle śmiała się, i było w jej śmiechu coś z okrutnego szyderstwa, choć także i coś ze szczerego rozbawienia. Ajok odczuł nagle ogromny smutek. Luelle dostrzegła widać zmianę na jego twarzy, gdyż spoważniała, a śmiech urwał się szybko:

– Nie gniewaj się – rzekła przepraszająco. – Sam chyba wiesz, że to niemożliwe. Czarownice na pewno nie chowały mnie na twoją żonę, a ja… ja chciałabym spełnić ich nadzieje. Teraz dopiero ujrzałam, że nie są to tylko ich własne nadzieje. One prowadziły i prowadzą mnie ścieżkami Pieśni Jedynej, a ja mam po prostu iść i nigdzie nie zbaczać, rozumiesz?

– Tak – szepnął Ajok. Coś nadal ściskało go w gardle, a oczy miał wypełnione żalem. Było mu bardziej przykro, niż wówczas gdy kpił z niego ojciec za jego cherlawość. Ona, Luelle, miała niewątpliwie rację, ale czy musiała okazać to właśnie w taki sposób? Szyderczym śmiechem? Skoro on, Ajok, sam doskonale rozumie śmieszność tej propozycji?

– Więc pomożesz mi uciec? – spytała Luelle.

– Tak – otrząsnął się chłopiec z własnych, smutnych myśli. – Musimy tylko wymyślić jakiś mądry sposób, a na to jest jeszcze trochę czasu. Nasz ślub ma nastąpić za tydzień. Do tego momentu musimy udawać, że chcemy go oboje. Mamy zatem dokładnie pięć dni na obmyślenie sposobu, który musi być pewny i niezawodny. Pamiętaj, że gdyby nas schwytano, już by nas nic nie uratowało. Ja… cóż, ja niewiele znaczę, ale ty musisz żyć.

– Ty też musisz żyć – szepnęła Luelle z uśmiechem i położyła rękę na dłoni chłopca, którego uraza stopniała pod tym dotykiem. – 1 dlatego musimy razem uciec.

– Tak, ale gdzie? – spytał rozsądnie Ajok. – Do Ardżany nie ma sensu, skoro cię tam raz schwytano… – i urwał gwałtownie, przypominając sobie, że schwytanie Luelle było głównie jego zasługą. Bladą twarz powiódł mu szkarłatny rumieniec. Dziewczyna udała, że tego nie widzi, choć patrząc w oczy chłopca już od dawna czytała w nim jak w otwartej księdze.

– Uciekniemy w Wysokie Góry – odparła. – A tam poznasz smak prawdziwej wolności.

– Ale… ale w Wysokich Górach straszy – zająknął się chłopiec. – Podobno żyją tam jedynie wskrzeszone upiory! Chodźmy lepiej na Pustynię, do Pustelnika, który jest dobry i łagodny, jak mi mówiła ongiś matka.

Luelle zaśmiała się drwiąco.

– W Wysokich Górach straszy tylko Najeźdźców! A ty idziesz tam ze mną, królewską córką! – wyprostowała się dumnie. Oczami wyobraźni ujrzała na swych skroniach koronę i uśmiechnęła się do tego widoku. Nie dostrzegła, że chłopiec spłoszył się:

– Ja też… ja też jestem Najeźdźcą, więcej, jestem synem króla Najeźdźców.

– Nie bój się, ja cię ochronię – rzekła łaskawie Dziewczyna. Pierwsze uczucie ogromnej odpowiedzialności, jaka na nią spadła wraz z wiedzą o tym, kim jest, zaczęło ustępować próżnemu zadowoleniu. Nagle myśl, że ona, mała żebraczka – włócząca się wraz z Opiekunkami po drogach i bezdrożach tej krainy – jest królewną, której praw do Wielkiego Królestwa nikt nie śmiał podważyć, zaczęła się jej podobać.

Chłopiec tymczasem myślał, że nawet gdyby miało mu się coś stać, nawet gdyby miał oddać życie w tej niespodziewanej przygodzie – gotów jest je oddać. Pomoże w ten sposób Pieśni i zarazem odkupi swoją zdradę.

Gdy Ajok wyszedł, nastrój Luelle odmienił się i znowu jęła długimi krokami chodzić po swojej komnacie – więzieniu. Nie była pewna ucieczki. Choć w oczach chłopca wyczytała szczerość i prawdziwą chęć pomocy, nie wierzyła w jego możliwości. Wyczytała też bowiem chwiejność charakteru, słabość i lękliwość. Bała się, czy nie zawiedzie w ostatniej chwili. Jednak innego wyjścia nie było. Jej Opiekunka wciąż milczała. Albo stało się coś bardzo złego – albo Luelle na wyrost uwierzyła we własną umiejętność telepatii. Może Czarownica przebywa w Ardżanie, czekając na nią, tylko ona, Luelle, nie umie się z nią porozumieć w ten tajemniczy sposób? Wszak nigdy wcześniej go nie próbowała…

Ach, gdyby ta komnata nie miała tak grubych szyb, mogłaby przywołać jakiegoś ptaka, nawet z oddali, żeby pofrunął do Pałacu Królów i przywiózł wieści! Niestety, pokonać tak grube szkło mogłaby tylko prawdziwa Czarownica, a ona nią nie jest. Okno deformowało też obraz za nim i ruiny Ardżany wydawały się ponure, posępne, złowróżbne. Z wolna nadchodziła noc. Druga noc jej niewoli na Zamku Urgha XIII. A czwarta – spędzona z dala od Czarownicy.

* * *

Noc spłynęła także na ruiny Ardżany i wpełzła do Sali Tronowej Pałacu Królów. Zielonozłote żmije spały na kamiennych ławkach cicho sycząc w półśnie. Jedna z nich, owinięta wokół kamiennej głowy lwa nagle znieruchomiała i wydała z siebie głośniejszy, melodyjny syk: coś poruszyło się pod tronem.

Leżąca dotąd nieruchomo Czarownica uniosła głowę, a jej zamknięte powieki delikatnie zadrgały. Na twarz powoli wracała jej naturalna śniadość, ustępując śmiertelnej bladości. Po chwili otwarła oczy, a wówczas śpiąca razem z nią żmija wyszła ze skrytki pod tronem. Czyniła to niechętnie, bowiem choć ciało to czuć było karadormem – zachowało też zapach lasów, pól, gór, a zapach ten sprawiał żmii przyjemność w tej chłodnej zimowej porze. Czarownica przeciągnęła się i z pewnym trudem zaczęła wracać do rzeczywistości. Po chwili już stała pośrodku tronowej sali, rozglądając się dokoła. Widok zielonozłotych towarzyszek doli przywrócił jej przytomność umysłu.

– Spałam magicznym snem – wymamrotała do siebie. – Obawiam się, że znacznie dłużej niż zawsze. Gdzie jest ona?

Oczy Czarownicy bez trudu pokonały mrok i wślizgnęły się w każdy zakątek Pałacu. Patrzyła teraz swobodnie przez mury, ruiny i nagą w tej zimowej porze Dżunglę. Jej duch, wzmocniony w krynicy Prastarych Mocy poszybował nad całą Ardżaną. Ale Dziewczyny nie było. Nigdzie. Teraz Czarownica wyrzuciła z siebie mocny, choć bezgłośny telepatyczny okrzyk: “gdzie jesteś?!” Ale odpowiedziała jej cisza.

– Może nie umie jeszcze posługiwać się telepatią – pocieszyła samą siebie ł spróbowała jeszcze raz – “To ja” – wędrowało przez świat dawnego Wielkiego Królestwa jej nieme wołanie – “Odpowiedz!”

– Jest noc – pomyślała nagle przytomnie. – Może ona śpi? Nie słyszy? Ale przecież ten Głos trafia nawet do śpiących.

Po raz trzeci Czarownica skupiła całą swoją wolę – wszystkie na nowo odzyskane moce i zawołała bezgłośnie:

“Gdzie jesteś?! Odpowiedz?!”

Śpiąca na posłaniu z futer w swym zamkowym więzieniu Dziewczyna drgnęła. Jej powieki otwarły się, zamknęły, otwarły na nowo.

– Ktoś mnie woła – pomyślała wpółprzytomnie. – Ajok? Strażnicy? Sam wielki Urgh?

Wołanie znowu dosięgnęło jej mózgu. Dziewczyna nagle zerwała się ze swego posłania. Pojęła, że wzywają Opiekunka. Mimo woli podeszła do okna, jakby widok ruin Ardżany zbliżał ją do Czarownicy i koncentrując wszystkie swoje siły, bezgłośnie odparła:

– Jestem. Żyję. Znajduję się w niewoli Urgha…

Czarownica zwinęła się w kłębek z bólu. W jej mózg, niby ostry sztylet, wwiercał się głos jej wychowanicy.

– O Bogowie – jęknęła wiedźma. – Ona nie zdaje sobie sprawy ze swojej mocy. Jej Głos może zabić…

Trzymając dłonie przy kołatającej od ostrego bólu głowie, Czarownica zawołała bezgłośnie:

– Mów cicho! Mów spokojnie! Zabijasz mnie! Twój Głos ma ostrość sztyletu!

Mimo bólu jej oczy uśmiechały się. Dziewczyna żyła, a to było najważniejsze. W dodatku posiadała jeszcze jeden dar, o którym do tej pory obie nie wiedziały – dar Głosu, i to najpotężniejszego o jakim kiedykolwiek Czarownica słyszała. “Przyda się jej kiedyś, gdy spełni się Pieśń” – pomyślała. – “O ile się spełni…”

– Jestem w niewoli Urgha – powtórzyła Dziewczyna ciszej, ale jej Głos i tak ranił mózg Czarownicy. – Chcą mnie wydać za jego syna, lub spalą na stosie. Innego wyboru nie mam.

– Nie wolno wychodzić ci za mąż, w dodatku za syna Urgha! – przesłała wezwanie. – Przerwie się wówczas ogniwo Pieśni. Nie wolno!

– Nie chciałaś mi mówić o Pieśni, nie chciałaś mi mówić kim jestem – powróciła odpowiedź wwiercając się z całych sił w uszy Czarownicy. Ból tym razem był tak ogromny, że Czarownica zwinęła się w kłębek i upadła na kamienną posadzkę.

– Zabijesz mnie – powtórzyła mimo to łagodnie. – Ścisz swój Głos.

Przez myśl przebiegło jej podejrzenie, że Dziewczyna świadomie chce jej zadać ból – z zemsty za to, że nie uświadomiła ją wcześni ej, kim jest i jakie jest jej przeznaczenie.

– Więc już wiesz – mówiła Czarownica dalej łagodnym, ściszonym Głosem. – Wcześniej wiedzieć nie powinnaś. Najpierw byłaś na to zbyt mała, to by cię tylko przeraziło. A teraz… zbyt prędko wbijasz się w dumę. Ta wiedza jest kamieniem u twej szyi, a nie powodem do pychy.

Przez chwilę odpowiadała jej tylko wibrująca niemym, choć gwałtownym gniewem cisza. Potem gniew rozpłynął się w drgających falach Głosu.

– Nie wyjdę za mąż, nie obawiaj się – przyszła wreszcie odpowiedź. – Ten chłopiec też tego nie chce i pomoże mi uciec.

– Dobrze – odparła Czarownica. – Powiadom mnie o terminie i sposobie ucieczki, wtedy pomogę wam. A teraz kończę, jestem zmęczona. Dopiero wróciłam z Królestwa Podziemi.

Opadła na kamienną ławę i koiła przerażający ból głowy. Po chwili wyszła na pałacowy dziedziniec. Tonął w mroku bezksiężycowej nocy. Było zimno, ale rześko. Wiedźma otuliła się szczelnie swym grubym płaszczem i patrząc w granatowe niebo zaczęła rozmyślać nad swoją wychowanką. Na jej ustach to błąkał się ledwie widoczny półuśmiech, to znowu zastygały one w gorzkim niepokoju.

– Siostro Piąta – szepnęła sama do siebie. – Czeka cię trudne zadanie. O tym, iż jest królewną, nasza uczennica dowiedziała się zbyt wcześnie…