37491.fb2
Cały Zamek żył zbliżającym się ślubem jedynego syna UrghaXIII z ostatnią potomkinią królewskiego rodu Luilów. Rozbrzmiewały wszędzie rubaszne żarty i donośne śmiechy. Wróżba nadchodzącego coraz szybciej upadku Imperium Urghów wydawała się oddalać, aż niemal znikła.
– Przerwiemy najważniejsze ogniwo Pieśni Jedynej – tłumaczył wszystkim Woodou, ubrany w niezwykle zdobny, błyszczący strój Pierwszego Ministra. Sam zresztą obmyślił każdy szczegół tego ubioru. Jego figurka była już teraz zawsze wyprostowana, na całą niedużą wprawdzie wysokość, a oczy po raz pierwszy, zamiast błądzić niespokojnie w różnych kierunkach, spoglądały władczo na rozmówców. Nawet brat wielkiego Urgha, Grhdak, musiał pogodzić się z porażką swych ambitnych planów osadzenia na tronie swego syna – które i tak przecięłaby brutalnie wieszcza Pieśń. Teraz jej groza oddaliła się, a Grhdak szybko uznał za zyskowną najnowszą propozycję Woodou: jego syn otrzyma tytuł wicekróla i ogromne włości do samodzielnego władania. Chytry Woodou wiedział, jak obezwładnić największego wroga – a zarazem zapewnić mocną władzę, gdyby Ajok i Luelle, osadzeni na tronie, poczęli czynić jakieś głupstwa.
– Masz głowę nie od parady! – powtarzał zadowolony Urgh. – Nie wiem co bym bez ciebie zrobił. Chybabym umarł z lęku przed tą przeklętą Pieśnią lub też zjadłoby mnie to moje własne stado wilków.
Jego radość przybierała co prawda formy kłopotliwe dla Woodou. Władca klepał go po wątłych plecach tak, że Woodou wzdrygał się z bólu – lub zmuszał do wypicia ogromnego kufla piwa, po którym wiernemu słudze kręciło się w głowie. Był jednak gotów znieść te drobne niedogodności dla utrzymania nowej, tak wysokiej pozycji.
Dwanaście niewolnic szyło suknię ślubną dla panny młodej. Zgodnie z obyczajem Urghów, szyta ona była z najcieńszych, białych, jagnięcych skórek, wyprawionych jak najdelikatniejsza materia i obszytych ozdobami ze srebra, drogich kamieni i złota. Gdy wartownicy wpuszczali je do komnaty narzeczonej, aby mogła zrobić kolejną przymiarkę – ich oczy z uwielbieniem wpatrywały się w piękną królewnę, ale Dziewczyna dostrzegała w nich także smutek.
– Dlaczego jesteście ponure, choć ślub to wesoła uroczystość? – pytała chytrze niewolnic, swoich współrodaczek. Wraz z Ajokiem umówili się, że dla dobra ucieczki będą udawać pogodzenie z nieuniknionym losem.
– O pani – szepnęła jedna z dziewcząt. – Przerywasz Łańcuch Pieśni w jego samym sercu. Twój naród już zawsze będzie w niewoli, a my wraz z nim.
Luelle położyła dłoń na głowie klęczącej u jej stóp dziewczyny, ale nie rzekła ni słowa, gdyż do komnaty energicznym krokiem wszedł Urgh XIII. Luelle ujrzała go po raz pierwszy. Przez całe pięć dni niewoli władca Imperium ani razu nie pokazał się jej na oczy, obawiając się czarów. Był też wręcz zdumiony odwagą swego syna, który z sali tej nieomal nie wychodził.
– 1 cóż, moja przyszła synowo? Cieszysz się nadchodzącym ślubem?
– Chyba tak, o panie. W każdym razie wolę ten ślub niż stos, gdyż taki właśnie wybór mi dałeś. I czuję, że polubię twego syna.
Urgh zarechotał rubasznie:
– Tylko tobie może udać się to, co mnie przychodzi z najwyższym trudem. Choć dzięki ślubowi z tobą wartość mego syna wzrośnie. I nikt już nie ośmieli się podważać jego prawa do tronu.
Stał w pewnej oddali i choć zachowanie jego było jak zwykle hałaśliwe, czuł się dziwnie skrępowany, w sposób dla siebie całkiem nowy. Ta złotowłosa Dziewczyna, wysoka i smukła, kojarzyła mu się z lękiem, prześladującym go przez całe panowanie, ze złowrogim Czarem Pieśni Jedynej, z nocnymi koszmarami. On, Urgh XIII, podobnie jak cały, długi rząd jego przodków, był ogromnie zabobonny i przesądny. Czarownice napawały go lękiem, a myśl, że – w zgodzie z przekazem Pieśni – tej dziewczynie matkowały właśnie Czarownice, przyprawiała go o nieznaną słabość. Równocześnie było w niej coś z jego dawno zmarłej żony – ta smukłość nie znana kobietom jego rodu, złocistość włosów, śpiewny głos. Zaś miłość do żony, uwieńczona wydaniem przez nią na świat syna – cherlaka tkwiła w nim jak zadra.
– A zatem do jutra, przyszła synowo – przerwał wreszcie przedłużające się milczenie. – Jutro o tej porze dopełni się święty obrządek zaślubin.
Luelle wyniośle i godnie skłoniła głowę.
W tym samym czasie Ajok przebywał w zamkowej kuchni. Ciągle pamiętano tu go jako smutnego, samotnego półsierotę, dziwnie odbiegającego zachowaniem od całego urghowego dworu. Jednak choć w kuchni, gdy tylko wchodził, zawsze panowała serdeczna i swobodna atmosfera – tym razem kucharki i ich pomocnice pracowały w milczeniu, a nastrój był pełen przygnębienia.
– Jutro mój ślub – powiedział nieśmiało Ajok, szukając w oczach niewolnic dawnej życzliwości. Jednak jeśli zasługiwał na nią w ich oczach biedny, samotny chłopiec – to Ajok, przyszły następca tronu i mąż Luelle został potraktowany z chłodną niechęcią i przesadną fałszywą uniżonością.
– Potrzebuję waszej pomocy – mówił dalej chłopiec, ale nikt nie odezwał się ani słowem. – Jeśli znacie jakieś posiadające silnie nasenną moc zioła, to chciałbym… – wszystkie oczy w kuchni skierowały się na niego w milczeniu -… chciałbym mieć dziś wieczór duży dzban wina, dla czterech strażników, aby także uczcili moje jutrzejsze wesele…
Przez chwilę w kuchni panowało całkowite milczenie, ale po paru sekundach co poniektórym, bystrzejszym, rozbłysły radośnie oczy. Pod drzwiami komnaty, w której więziona była Dziewczyna z Pieśni, czuwało zawsze czterech strażników.
– Przyjdź przed wieczorem, dostaniesz swój dzban – rzekła poufale kucharka i uśmiechnęła się do Ajoka po dawnemu, z ciepłą serdecznością.
… Woodou nie był głupi. Gdyby tak było, wielki Urgh nie uczyniłby go swoim Pierwszym Ministrem, mimo że pochodził z rodu niewolników. Woodou nie dał się nabrać na rzekomą uległość tej Istoty. Luelle… Paskudne imię, wzięte prosto z imion jej ojców. Woodou – zdrajca nienawidził wszystkiego co było związane z rodem Luilów.
– Straże pod komnatą królewny mają się zmieniać co godzinę – oznajmił. Polecenie przyjęto.
– Co kilkanaście minut każdy ze strażujących ma obowiązek zaglądać do komnaty przez okienko w drzwiach – dorzucił. Strażnicy skinęli pokornie głowami.
– Żądam, aby książę ostatni wieczór przed ślubem spędził w swoich pokojach, nie u narzeczonej – oświadczył Ajokowi ostrym, nowym dla siebie tonem. Ten ton podobał mu się tak, jak nowe ubranie.
Ajok zadrżał. Czyżby wszystkie plany miały runąć? Rozsypać się dzięki chytrości tego lisa – zdrajcy? Nie odpowiadając ani słowem słudze swego ojca, udał się do narzeczonej.
– Luelle, grozi nam ogromne niebezpieczeństwo. Woodou czegoś się domyśla i żąda, żebym ten wieczór spędził z dala od ciebie – wyszeptał. Dziewczyna wyprostowała dumnie głowę, a w jej oczach zapalił się gniew.
– Czy to on jest księciem i następcą tronu, czy ty?! Idź do ojca i oświadcz mu, że ambicje jego sługi zbyt rosną. Pragnie on rozkazywać nawet tobie, królewskiemu synowi. Wkrótce zechce rozkazywać i samemu władcy… a ty… ty tymczasem mnie kochasz i pragniesz być ze mną jak najdłużej, choćby po to żebym nie zmieniła zdania!
Urgh krążył jak lew po swojej komnacie, słuchając sprytnych słów, które Luelle włożyła w usta Ajoka, żeby przechytrzyć lisa – Woodou i utrafić w czuły punkt ambicji władcy.
– On?! Ten marny, wyniesiony przeze mnie do wszelkich godności niewolnik?! Pachołek od koni! Sługus! On pragnie rozkazywać tobie, memu synowi?! On śmie używać wobec ciebie słowa “Żądam”? W takim razie ja, wielki URGH, rozkazuję ci, abyś ostatni wieczór przed ślubem spędził z twoją narzeczoną!
Podsłuchujący pod drzwiami Woodou zbladł ze złości. Posępne myśli, krążące mu po głowie, nasiliły się. Nigdy nie widział, by Ajok mówił tak zdecydowanym tonem do swego ojca. Wszystko to razem sugerowało, iż należy być czujnym. No cóż, jego pan i władca nie ma dość ani rozumu, ani sprytu. Skoro tak, to on, Woodou będzie sam, osobiście, wraz z czwórką strażników czuwać pod drzwiami tej dziewczyny przez całą noc. Nie zmruży oka, ale upilnuje cennej zdobyczy. Zbyt wielka i cenna stawka wchodzi w grę, aby uwierzyć pochopnie parze podstępnych szczeniąt, jakimi w gruncie rzeczy są syn Urgha i ta uczennica Czarownic!
… Czarownica właśnie tego dnia usłyszała Głos swojej wychowanki. Był już łagodny i cichy, jakby zdolna Dziewczyna pojęła natychmiast wskazówki swej Opiekunki.
– Uciekamy dziś wieczorem, gdy zapadnie zmrok.
– Gdzie?
– W Wysokie Góry.
– Będę tam podążać za wami – odparła Czarownica. – Gdy już będziecie w trakcie ucieczki, wyślij mi sygnał. Możecie liczyć na moją pomoc. Zaś gdyby Woodou usiłował ci przeszkodzić, pomyśl o swoim Głosie…
I Czarownica zamilkła. “O moim Głosie?” – pomyślała ze zdziwieniem Luelle.
Tymczasem Czarownica zaczęła przedzierać się przez Dżunglę, aby znaleźć się możliwie jak najbliżej Zamku. Jej siły i możliwości zwiększyły się i wzmocniły w krynicy Prastarych Mocy. Zawsze tak było. Dotarcie do skraju ruin zajęło jej raptem dwie godziny, nie dwa dni. Teraz siedziała na czarnym pniu i czekała na chwilę, w której znowu zacznie być niezbędna swej wychowance – i obie uratują najważniejsze ogniwo Pieśni Jedynej, na które porwali się barbarzyńcy. Obie…? Wszak jest jeszcze ten chłopiec, syn Urgha. I tego można było się spodziewać. Wszak nie kto inny, ale one, Czarownice, przewidziały, że kiedyś może zaistnieć taka możliwość, iż ich Istota trafi w łapy Urgha. A kiedy to było! Gdy jeszcze Luelle nie było na świecie! Ani tego chłopca, Ajoka. To one wybrały najpiękniejszą dziewczynę z rodu dzisiejszych niewolników, Arlin. One ją wybrały i przekonały – mimo jej oporu i lęku; one nauczyły, jak doprowadzić Urgha do ślubu. Nie kłamały. Powiedziały Arlin szczerze, że jej życie będzie smutne i ponure, ale za to jej syn kto wie, czy nie odegra w Pieśni Jedynej ważnej roli. One,też, Czarownice, pouczyły zasmuconą Arlin, jak ma wychowywać swego przyszłego syna. I przekonały ją.
– Biedna, śliczna Arlin płakała i broniła się, ale potem pojęła, jak wiele to może znaczyć: złamanie Urghowej siły w jej najczulszym miejscu, w osobie jego syna, który wszystko weźmie z matki, a nic z ojca – myślała Czarownica. – Za naszą sprawą Arlin zdobyła serce Urgha, za naszą sprawą Urgh tak oszalał z miłości do niej, że zgodził się na ten niebywały w dziejach jego rodu ślub z niewolnicą. Za naszą wreszcie sprawą syn Urgha pokochał poezję, a nie miecz, i z góry skazany został na miłość do Pieśni Jedynej, gdyż na Zamku Urgha poezji nie było, więc pierwsze zetknięcie się z Pieśnią zachwyciło chłopca. Pieśń wzięła go w niewolę. Zwyciężyła krew matki, a nie ojca… – Czarownica westchnęła głęboko i wymamrotała na koniec: – Nie, nie zawiodła nas nasza moc sterowania ludzkimi losami, nawet jeśli są to losy nie narodzonych jeszcze dzieci. ‘Zrobiłyśmy to dla Wielkiego Królestwa, łamiąc święte prawa magii i kiedyś za to odpokutujemy.
Przygotowania do jutrzejszego ślubu weszły w swą najgorętszą fazę. Kuchnia pracowała dzień i noc na pełnych obrotach, przygotowując niezliczone mnóstwo potraw. Z piwnic wytaczano ogromne beczki z piwem i winem.
Urghowi żołnierze nie mogli się oprzeć i już dziś zaczęli próbować, czy ich smak jest na tyle wyszukany, że nadaje się na jutrzejszą ucztę. Już pod wieczór pijani żołdacy i rycerze z donośnym śmiechem i chrypliwymi śpiewami zataczali się po zamkowym dziedzińcu. Lecz Urgh XIII nie gniewał się o to, lecz sam ochoczo opróżniał pełne kufle ze swoją świtą.
– Wszyscy na Zamku są nietrzeźwi, włącznie z królem. Przytomność zachowa jedynie kilkunastu strażników – myślał z lękiem Woodou. – Stracili głowę i sądzą, że mają złotego ptaka w klatce, nie muszą się już nim zajmować…
– To pijaństwo sprzyja naszym planom – szepnęła Luelle do Ajoka, patrząc ze swego okna na hałaśliwą hulankę.
– Tak, niech się opiją, a potem posną – wyszeptał Ajok pobladłymi wargami. Bał się i nawet nie próbował kryć tego przed swoją towarzyszką. Tym bardziej potrzebny był mu spokój, jaki spływał na niego od Luelle. Luelle w rzeczy samej przywykła do tego, że życie jest wieczną ucieczką. Czarownice nauczyły ją, że w trudnych sytuacjach trzeba zachować przytomność umysłu – im bardziej zbliżała się pora ucieczki, tym bardziej jej umysł chłódł i stawał się sprawniejszy. Rozwiązała już nawet ostatnie słowa Czarownicy, gdy rozmawiały o Głosie…
Ich szaty do przebrania się były schowane w futrach okrywających łoże Dziewczyny. Ajok znosił je co dzień, po kilka, skryte pod płaszczem. I teraz trzeba było tylko przebrać się w nie. Ona i chłopiec będą wyglądać jak dwóch Urghowych pachołków.
Teraz strażnicy, tkwiący niewzruszenie pod drzwiami jej komnaty i spoglądający z zazdrością na spitych kolegów, muszą otrzymać swoje wino, po którym natychmiast zmorzy ich mocny sen. Wino musi podać Ajok, przybierając iście książęcą i swobodną postawę. Ale właśnie tego chłopiec nie umiał i Luelle, ściskając jego dłoń, użyła trochę magicznej mocy, by dodać mu odwagi.
– Strażnicy nie mają prawa dostrzec, że się czegoś boisz pouczała go, nie odrywając magnetycznego wzroku od jego oczu. – Zachowasz się jak prawdziwy, wesoły książę, na dzień przed swym ślubem. Będziesz mówić do nich z pańska, ale życzliwie.
Ajok przemógł się. Przyszedł z zamkowej kuchni ze swym dzbanem i stojąc pod drzwiami narzeczonej powiedział swobodnie:
– Pora i wam napić się na zdrowie jutrzejszej młodej pary. Oto mój dar, dar księcia dla wiernych sług. Nie jest go wiele, więc nie upijecie się, ale przynajmniej poczujecie smak wina…
Strażnicy spojrzeli po sobie niepewnie, ale rozejrzawszy się wokół stwierdzili, że nie ma nikogo, kto mógłby zganić ich za picie na służbie. Już po chwili wyrywali sobie wzajem znakomity trunek. Gorzkawy smak ziół dodał winu aromatu. Żaden ze strażników nie dostrzegł skrytego za odległym filarem Woodou, który śledził tę scenę z posępną satysfakcją. Oto jego podejrzenia się spełniały. Teraz wszyscy na Zamku są pijani, ale on, Woodou, ma jeszcze do dyspozycji czwórkę przytomnych i czujnych strażników przy bramie głównej… Patrzył, jak strażnicy pod drzwiami Luelle jeden po drugim zapadali w mocny sen, tak jak stali. I czekał.
– Już pora. Uciekamy! – dobiegł Czarownicę Głos jej wychowanki, tym razem tak nie zamierzenie mocny, że słuchająca skuliła się z bólu. Otrząsnęła się jednak szybko i znowu skupiła całą swoją moc. Po chwili w miejscu, w którym siedziała na pniu, zaczęła gromadzić się gęsta, mleczna mgła i długim, białym językiem pełzła w stronę bramy Zamku…
Luelle i Ajok w strojach urghowych pachołków uchylili drzwi komnaty – więzienia. Aby wyjść, musieli z całych swych sił popchnąć je, gdyż drogę zagradzali leżący bezwładnie strażnicy. Po chwili już zbiegali z wieży, w której znajdował się pokój Dziewczyny, a wreszcie – zdenerwowani – zaczęli przekradać się rzęsiście oświetlonym dziedzińcem. Ale żaden z pijących i podochoconych żołdaków nie zwracał uwagi na nic, poza beczkami z winem i piwem. Większość już spała, głośno pochrapując, w tym samym miejscu, w którym ich zmorzył sen. Inni, bełkocąc coś, obciągali kolejne kufle. W oknach komnaty Urgha było jasno, widać i tam trwała radosna uczta.
… z dziedzińca chłopiec z dziewczyną weszli teraz w mroczną sień warownej wieży, która prowadziła do bramy głównej. Za nią dopiero był zwodzony most. Brama była jak zawsze zamknięta, a czwórka strażników, choć zazdrośnie patrzyła na swych popijających kamratów, trwała niestrudzenie na swych stanowiskach.
– Na rozkaz Urgha otwieraj! – zawołał Ajok, daremnie usiłując ukryć drżenie głosu.
– Gdzież to się wybieracie? – spytał dobrodusznie jeden ze strażników. – Nie żal wam tego piwa, co zostanie w beczkach?
– Właśnie, gdzież to się wybieracie? – usłyszeli nagle jadowity, cichy szept i z mroku wyłonił się Woodou. – Wszak jutro wasz ślub? Czyżbyście chcieli się nań spóźnić? – syczał zdrajca, nie kryjąc zarazem swej radości. Oto znowu jako jeden, jedyny z Urghowej świty wy kazał czujność. Doprawdy zasłużył na miano Pierwszego Ministra! Strażnicy nadal tkwili przy bramie, nie nasłuchując zbytnio, co mówi Woodou, gdyż obawiali się jego małpiej złośliwości, woleli stać w bezpiecznej odległości. A nuż by poczuł zapach wina, którego jedynie spróbowali, nim nadeszła ich pora stróżowania?
– Jedno moje słowo i wrócicie do Zamku – syczał tymczasem Woodou z nietajoną satysfakcją widząc lęk malujący się na twarzy Ajoka. Spokojny wyraz twarzy Luelle zaniepokoił go i już, już miał otworzyć usta, by krzyknąć na strażników, gdy Istota z Pieśni, wpatrzona cały czas w jego oczy, jakby chciała przeniknąć kryjące się w nich myśli, nagle uśmiechnęła się z jakąś dziwną zuchwałością jak na jej sytuację.
… i wówczas Woodou w samym środku swego mózgu usłyszał potężny Głos. Głos bez dźwięku, choć dziwnie mu znany. Głos, który jak sztylet rozdzierał mu wnętrze głowy:
– Milcz, Woodou, bo cię zabiję – mówił ten Głos w jego głowie. – Jeśli zechcę to spalę na proch wszystkie twoje mózgowe komórki, a wówczas na nic nie przydasz się Urghowi…
Ostatnią myślą Woodou – nim przed oczami rozlała mu się bolesna purpura – była myśl, że przecież jest to Głos tej stojącej tuż koło niego Dziewczyny, choć owa istota ani na chwilę nie otwarła ust. A potem niezwykle ostry, świdrujący ból powiększył się – i Woodou stracił przytomność, padając na ziemię. Cała ta scena nie trwała dłużej niż kilka sekund. Jedyne co strażnicy zdołali ujrzeć, to że Woodou, stojący obok pary pachołków, nagle przewraca się na ziemię, nie tknięty przez nich nawet palcem. Dwójka strażników przypadła do niego, wołając bezradnie na przemian:
– Co ci się stało, panie?… To Pierwszy Minister Urgha, niech to licho, wszystko spadnie na nas… I co z nim zrobić? Leży jak kłoda… całkiem bez zmysłów…
– Lepiej zanieście go do jego komnaty i przywołajcie lekarza – powiedział Ajok grubym głosem to, co podszepnęła mu Luelle. – A ty otwieraj bramę, póki co, bo nasz pan nie daruje opóźnienia ani tobie, ani nam – zwrócił się Ajok do trzeciego ze strażników. Tamta dwójka już oddalała się pośpiesznie, niosąc ze sobą chuderlawe ciało Woodou, cięższe niż zwykle, gdyż pozbawione przytomności.
– Powiedz hasło! – żachnął się tamten zdenerwowany poprzednią sceną i w tym momencie Ajok zmartwiał, a jego nogi aż ugięły się ze strachu. Zapomniał o tak ważnej, a w dodatku łatwej do przeprowadzenia sprawie! Byle żołdak ojca powiedziałby mu to hasło, gdyby wcześniej o nie zapytał… Luelle od razu pojęła, co się dzieje, i wpiła rozpaczliwie swój wzrok w oczy strażnika, by odczytać jego myśli. W blasku pochodni spoglądały teraz na nią – nieduże, ciemne, nieco bezmyślne. W ostatniej chwili wyczytała w nich odpowiedź:
– Zaślubiny – powiedziała spokojnie, pogrubiając nieco swój głos. – Hasło “zaślubiny”, a teraz szybko otwieraj bramę i spuszczaj most, inaczej Urgh cię wychłosta. Idziemy szukać ziela jałowca do wianka panny młodej, gdyż taki był zwyczaj w jej rodzie i nie chce bez niego stanąć do ślubu.
Dwaj strażnicy, wlokący bezwładne ciało Woodou, już wchodzili do Zamku. I znowu uciekinierzy mieli szczęście, gdyż jakoś nikt na dziedzińcu nie zwrócił uwagi na ten niezwykły wszak widok. A może pomyśleli sobie, iż Woodou także jest pijany…?
Brama, skrzypiąc, powoli uchylała się. Równocześnie usłyszeli stukot zwodzonego mostu, który właśnie opadł na drugi brzeg głębokiej fosy.
– A to co znowu? O Bogowie, ratujcie… – odezwał się nagle zaniepokojony, niemal wylękły głos strażnika. – Nad dziedzińcem zamkowym widno, widać gwiazdy na niebie, a tu, za bramą mgła niby mleko!
– Co ty gadasz? – spytał lękliwie czwarty strażnik, wyglądając przez bramę, która skrzypiąc uchyliła się jeszcze szerzej. – Bogowie, to chyba nie mgła, lecz jakieś czary! Czy nie lepiej by zawiadomić kogo…?
Strażnicy z zabobonnym lękiem wpatrywali nią w gęstą, mleczną mgłę, która spowijała całą okolicę Zamku, niby śmiertelnym całunem zamazując i pochłaniając wszelkie cienie, ciała i kształty. W swym zdziwieniu i przestrachu nawet nie zauważyli, że dwóch pachołków wtopiło się w tę mgłę i zniknęło im od razu sprzed oczu. Mgła wchłonęła ich w siebie – i widocznym było, że już ich nie wyda z powrotem.
– Ten lisiec Woodou nagle się przewraca, tu ta mgła… i czemu tamci tak od razu w nią wleźli, zamiast się cofnąć… Ja bym za diabła tam nie wlazł… magia jakaś, czy co? mamrotał z lękiem jeden ze strażników.
– Idź lepiej i szybko zawołaj kogo – odpowiedział jego kolega. – Nie podoba mi się to wszystko. A bramę zamknijmy natychmiast, zanim ta magiczna mgła wpełznie do naszego Zamku. Czort wie, czy ona nie robi ludziom co złego?
Gdy Woodou ocknął się w swej komnacie, jeszcze zanim zjawił się nadworny lekarz – brama była już zamknięta, a strażnicy daremnie przyzywali kogoś z rycerzy. Opici winem rycerze zataczali się i nie pojmowali mówionych do nich słów.
– Otwierajcie bramę, wołajcie żołnierzy, wzywajcie naszego króla! – krzyczał daremnie Woodou, gdy słaniając się dotarł wreszcie na dziedziniec.
Otwarta z powrotem brama ukazała jeszcze gęstszą mgłę niż poprzednio. Gdy Woodou zebrał wreszcie parunastu jako tako trzymających się na nogach żołnierzy – ci odmówili opuszczenia Zamku. Wpatrywali się w opary mlecznej mgły z osłupieniem i obezwładniającym lękiem. I choć każdy domyślał się, że to czary – nikt, nawet Woodou nie domyślił się, że Czarownica do mlecznej, gęstej barwy swych oparów dodała też aromat strachu, którego zapach rozsnuwał się teraz, podwajając jeszcze naturalny strach oglądających to zjawisko.
– Każdy, kto tam wejdzie, udusi się – mruczeli żołnierze.
– Istne mleko, nie widać nawet na krok, tylko szalony by tam polazł…
Wezwany pośpiesznie Urgh najpierw wylał sobie na głowę wiadro lodowatej wody, by otrzeźwieć od nadmiaru wypitego wina. Gdy wreszcie, nadal otumaniony, dotarł do bramy, najpierw zaryczał gniewem i donośnie wzywał swoją gwardię, ale potem widok przeraźliwej mgły i jego wystraszył.
– To czary – wyszeptał z właściwym swemu plemieniu lękiem przed wszystkim co niezwykłe. – A te czary uczyniła Czarownica, którą niedbale pozostawiłeś w Ardżanie, zamiast schwytać także i ją! – zwrócił się z furią do Woodou. Twoja to wina i doprawdy zapłacisz tym razem głową!
Woodou stał przerażony i bezradny. Cały aż dygotał z niecierpliwości, aby gonić uciekinierów, a zarazem strach przed czarami był w nim równie silny jak u żołnierzy Urgha. Zdradzając swój naród – Woodou utracił naturalny wśród jego rodaków szacunek i miłość do Czarownic i zaczął ich bać się wręcz nieporównanie więcej niż sami Najeźdźcy. Główne i najcenniejsze ogniwo Pieśni Jedynej, które jemu, Woodou, udało się rozerwać, zazębiło się znowu z pozostałymi, tworząc złowróżbny łańcuch, zaciskający się na szyi władcy podbitego Imperium, Urgha XIII i wszystkich jego sług.
– Panie – rzekł patrząc jadowicie na władcę, dla którego zdradził swój naród. – Jeśli ta przeklęta Pieśń się spełni, a istnienie tej dziewczyny potwierdza jej wiarygodność, wówczas obaj stracimy wszystko, i to wkrótce. Więc póki co, korzystaj jeszcze z mojej głowy, bowiem jest lepsza od głów wszystkich twoich rycerzy razem wziętych. Tylko ja czuwałem tej nocy, gdy wszyscy wokół się opili, a ja sam dla Istoty, która zna magię, to trochę za mało. Nie masz teraz zresztą nikogo na świecie poza mną, bo twój jedyny syn także uciekł. Któż pozostanie ci wierny, gdy mnie zabijesz? Twój czyhający na koronę brat…?
Urgh nic nie odparł. Jego wielka, lwia twarz była purpurowa z gniewu i strachu. Wszyscy – król i jego słudzy – stali zmartwiali, wpatrując się w skłębioną, gęstą mgłę, która kotłowała się tuż, tuż za zamkową bramą, nie przekraczając jej jednak ani o metr.
– Ta mgła pochłonęła moją ostatnią nadzieję – rzekł ponuro król. – Teraz pozostaje mi tylko czekanie na własny koniec.
– Nadzieję, panie, należy mieć do ostatka – odparł Woodou uniżenie, wcielając się znowu z dumnego Pierwszego Ministra w gorliwego i niepozornego sługę.