37491.fb2 C?rka Czarownic - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 26

C?rka Czarownic - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 26

ROZDZIAŁ XXVI

Wędrowcy szli przez Wysokie Góry w ślad za szybującym nisko szarym ptakiem. I choć ptak wybierał łatwiejsze przejścia, kierując ich ku przełęczom i łagodniejszym zboczom, Luelle szybko osłabła, zaś Ajok ledwie wlókł nogi. Dziewczyna jeszcze nie przyszła do siebie po strasznych przejściach, które spotkały ją w Świętym Miejscu. Ajok zaś, z natury słaby, nie nawykł do długiego wędrowania, szczególnie górskimi bezdrożami. Czarownice jednak przychodziły im z pomocą, podpierały swymi silnymi ramionami lub poiły czarodziejskim napojem, którego kilka kropel przywracało siły.

Szli całą noc i cały dzień, i znowu kolejną noc. Dopiero wówczas ich zmęczone nogi wyczuły, że teren zaczyna się zmieniać i powoli opada w dół, łagodnym stokiem. Gdy wzeszło słońce, wędrowcy ujrzeli, że ich droga wiedzie w stronę bielejącej na horyzoncie wyblakłej, żółtej plamy.

– Pustynia! – zdziwiła się jedna z Czarownic. – Nasza zaklęta w ptaka Siostra kieruje nas na Pustynię…

– … do Pustelnika? Ależ tak, spójrz na nią – szepnęła Druga.

Szary ptak przycupnął na niewielkim głazie i nie robił wrażenia, że chce frunąć dalej razem z nimi. Pokręcił łebkiem raz i drugi, poskubał dziobkiem swoje piórka i zawrócił szybkim lotem w stronę Wysokich Gór.

– Pożegnała się z nami – szepnęła Trzecia Czarownica. Pokazała nam dalszy kierunek drogi i zawróciła do siebie, w ruiny Wielkiej Świątyni.

Luelle i Ajok wykorzystali przerwę w marszu na krótki odpoczynek. Zmęczenie nie zabiło w nich ciekawości.

– Pustelnik? Tak niewiele słyszałam od was o Pustelniku! – powiedziała Luelle. – Powinnam chyba coś więcej o nim wiedzieć, skoro ptak kieruje nas właśnie do niego.

– Na Zamku ojca czasem o nim mówiono – powiedział niepewnie Ajok. – Nie pamiętam dokładnie co. Wydaje mi się, że rycerze ojca śmiali się z niego, a Woodou go lekceważył, jako nieszkodliwego starca…

– Pustelnik… – zadumały się Czarownice. – Ratujący życie lub wiodący ku śmierci, łagodnej i dobrej.

– Jego ręce mają czarodziejską moc – podjęła Pierwsza Czarownica – gdy kładzie je na chorych, wielu z nich natychmiast wraca do zdrowia. Ciężej chorych leczy dłużej, ale najczęściej skutecznie. A ponieważ Najeźdźcy zniszczyli Domy Zdrowia i zabili naszych wielkich lekarzy, do Pustelnika ciągną wszyscy chorzy z całego kraju.

– Prawdopodobnie pojawił się dopiero po Dniu Podboju, przed 777 laty. Wielu przychodzących do niego ludzi to tak śmiertelnie chorzy, że nawet czarodziejskie dłonie Pustelnika nic nie pomogą. Ale wolą umrzeć tu, na Pustyni, gdzie panuje – mimo bliskości śmierci – prawdziwa wolność. Bowiem Najeźdźcy nigdy tu się nie pojawiają w obawie przed zarażeniem jakąś straszliwą chorobą. Tu łatwiej jest umierać, zwłaszcza gdy ręce umierającego trzyma w swych dłoniach Święty Pustelnik i pozwala łagodnie, bez lęku przejść człowiekowi do Wiecznej Krainy.

– Pustelnia jest krainą życia i śmierci – szepnęła wreszcie Czwarta z Czarownic. – Piasek Pustyni jest pełen bielejących kości, ale wielu przybyszów właśnie tu zostało ocalonych, choć choroba skazała ich z góry na śmierć.

– Ile lat ma Pustelnik? – spytał Ajok.

– Tego nie wie nikt i nikt o to nie pyta. Może był tu zawsze i będzie zawsze? Może jako przewodnik między życiem a śmiercią posiada dar nieśmiertelności?

– Skoro wasza Siostra tu nas przywiodła, widocznie właśnie Pustelnik wie, co mamy robić – powiedziała gwałtownie Luelle. – Chodźmy zatem.

– Ale Dzień Czaru minął – westchnęła Czarownica Pierwsza. – Pieśń wyraźnie określała go na 777 rok niewoli, na wiosnę…

– Na Świętym Kamieniu stawali ongiś liczni synowie królów nie bacząc na rok, byle to była pora wiosny – powiedziała z namysłem Czarownica Druga. – Może wolno nam będzie spróbować jeszcze raz…

– Może za rok – westchnęła Czarownica Czwarta. – W każdym razie musimy próbować. Ale w całej, bezkresnej historii Świętego Kamienia jeszcze nigdy nie stała na nim dwukrotnie ta sama osoba. Boję się, że za drugim razem Kamień może ją naprawdę zabić – stwierdziła ponuro Pierwsza.

– Niech mnie zabije! – zawołała gwałtownie Luelle. – Wolę żeby mnie zabił, niż gdybym miała przez resztę życia czuć się tak jak teraz. Zawiodłam wszystkich. Gdybyż tylko was, Czarownice i Ajoka… Zawiodłam jednak całe dawne Wielkie Królestwo i jego naród!

– To nie była twoja wina – powiedział gorąco Ajok.

– Ani chyba nasza – mruknęła gorzko jedna z Czarownic. – Gdyby ogień stosu nie pochłonął naszej Siostry Piątej, po roku przebywania z nią Luelle miałaby wszelkie cechy dobrej władczyni i Święty Kamień by ją przyjął.

– A wiecie, że na Zamku nie wiedziano nigdy dokładnie, w którym roku ma spełnić się Pieśń Jedyna? – zaczął nagle Ajok, a gdy wszystkie oczy skierowały się na niego, podjął dalej: – Jedni liczyli, że właśnie teraz, ale inni, że dopiero za rok. Ci pierwsi zaczynali liczyć od samego Dnia Podboju. Dzień ten wyznaczał Rok Pierwszy…

– … i my tak liczymy – szepnęły Czarownice.

– … ale już inni byli zdania, że Rok Pierwszy mija dopiero po dwunastu miesiącach. Więc jak gdyby ci pierwsi liczyli Rok Pierwszy od roku zerowego, a ci drudzy… – Ajok urwał, widząc gwałtowną przemianę na twarzach Czarownic.

– Tak mogło być – powiedziała wolno Czwarta. – Kto wie, czy nie mieli racji ci drudzy, a wtedy…

– … a wtedy dopiero w przyszłą wiosnę winien dopełnić się Czar – dokończyły pozostałe. – Byłaby zatem nadzieja…?

– Ruszajmy w drogę – rzekła niecierpliwie Luelle.

– O co będziemy pytać Pustelnika? – spytał Ajok.

– O cechy prawdziwych władców, to proste – odparła Trzecia. – Gdy je wymieni, od razu ujrzymy, której z nich brakuje Luelle.

I mały pochód ruszył w dół, łagodnym zboczem. Zieleń jeszcze tu się krzewiła, ale im bardziej zbliżali się ku Pustyni, tym stawała się coraz rzadsza, wyblakła, sucha, aby wreszcie – po paru godzinach dalszej drogi – ustąpić miejsca szeleszczącemu, białożółtemu piaskowi. Bezmiar piasku układał się w faliste wydmy, które wiatr coraz to przemieszczał z miejsca na miejsce. Droga przez Pustynię okazała się o wiele bardziej mozolna niż najgorsza nawet wspinaczka w Wysokich Górach. Nogi podróżnych zrobiły się ciężkie, co chwila grzęzły, w ustach czuli narastającą suchość, a pot spływał z nich niemal strugami.

Na szczęście po kilku godzinach na horyzoncie zamajaczyła zielona oaza, rozłożona na piasku u stóp niskich i gładkich żółtych skał. Mimo woli, choć nadzwyczaj utrudzeni, przyspieszyli kroku. Już mogli dostrzec, że w skałach, podziurawionych jak sito, jest pełno pieczar, w których, jak w plastrach miodu, kręcą się ludzie. Między drzewami prześwitywały wielkie płócienne namioty. A gdy podróżni zbliżyli się, ujrzeli, że w namiotach leżą chorzy, na plecionych, rozłożonych gęsto matach. Było ich co najmniej dwie setki. Jak się później okazało, w pieczarach mieszkali lżej chorzy i rodziny ciężko chorych, oczekujące na ich wyzdrowienie – lub śmierć.

Grupa wędrowców stanęła w pobliżu namiotów, rozglądając się wokół z najwyższą ciekawością.

– Gdzież jest święty Pustelnik? – spytała Luelle z niecierpliwością. Choć patrzyła bacznie dokoła, nie widziała nikogo poza małym, chudym staruszkiem o łysej czaszce i pokornym wyrazie twarzy. Staruszek miał na sobie jedynie długą białą przepaskę, obwiązaną wokół bioder, jego plecy były mocno zgarbione, a bardzo chude i bose nogi wyglądały wręcz śmiesznie. Łysina połyskiwała w słońcu i Dziewczyna niemal się roześmiała, tak zabawnie wyglądał ten człeczyna.

“To pewnie jego sługa” – pomyślała z rozbawieniem “Przywołam go i spytamy o Pustelnika”.

– Człowieku! Chodź no tu! – zawołała rozkazującym tonem, widząc, że mały staruszek spogląda w ich stronę. Teraz przyczłapał niezdarnie i wpatrzył się w nich dziecięco błękitnymi oczami, aż rażącymi w ciemnej, spalonej od pustynnego słońca i pomarszczonej twarzy. Ajok poczuł, jak od spojrzenia jego oczu ogarnia go niezwykłe ciepło koło serca i wiedziony jakimś instynktem – zapragnął wziąć dłoń starego człowieka, by ucałować ją z szacunkiem i miłością. Ale Luelle, dumnie wyprostowana, już mówiła donośnie i rozkazująco, nie bacząc na coraz większe zmieszanie Czarownic.

– Starcze, przywołaj swego pana, świętego Pustelnika i powiedz mu, że przybyła doń księżniczka ze swoją świtą…

– Czy jesteś chora, moje dziecko? – spytał łagodnie staruszek.

– O ile wiem, to nie – speszyła się Luelle, zachowując godną minę.

. – Święty Mężu, to pomyłka… – zaczęta szybko jedna z Czarownic. – To prawda, że ta dziewczyna jest królewskiego rodu, ale ona nie… – i tu staruszek jej przerwał.

– Widzę, że jesteście wszyscy zdrowi, a jeśli tak, to nie mam dla was czasu. Spójrzcie, ilu chorych na mnie czeka…

– Wybacz nam, święty Mężu – Ajok wreszcie wykonał swój instynktowny zamiar i pochwycił dłoń starca, całując ją. Dotykając tej pomarszczonej dłoni poczuł, jak przez jego zmęczone ciało przechodzi jakiś cudowny, ożywczy prąd. Przepraszam cię za zachowanie Luelle, ale ona naprawdę jest godna twej pomocy. Przez przypadek wzięła cię za twego sługę…

– Tu nie ma panów ani sług, nie ma księżniczek ani rycerzy, królów ni władców. Są tylko chorzy i zdrowi, umierający lub powracający do życia – powiedział łagodnie starzec. – I nie ma znaczenia, czy ona jest księżniczką czy gęsiarką, więc nie mów mi tego. Jeśli potrzebuje mojej pomocy, otrzymają…

Luelle stała spłoniona i pełna gniewu – na siebie za tę pomyłkę i na swych współtowarzyszy, za to że byli jej świadkami.

– Przyszliśmy z Wysokich Gór, z ruin Wielkiej Świątyni, gdzie nasza przemieniona w ptaka Siostra, Czarownica Piąta, wskazała nam, że tylko u ciebie możemy szukać pomocy w naszej ciężkiej potrzebie – powiedziała Czarownica Druga, a Luelle ze zdumieniem dostrzegła na jej twarzy i twarzach jej Sióstr lękliwą nieśmiałość.

“Wszechpotężne Czarownice obawiają się tego starca?” pomyślała ze zdziwieniem.

– Jakiej pomocy mam udzielić? – spytał Pustelnik. – Więc jednak któreś z was cierpi?

– O święty Mężu, jedno z nas, właśnie ta Dziewczyna, ma być władczynią tego kraju. Wieszcza Pieśń Jedyna głosiła, że gdy stanie się godna tego miana i wstąpi na Święty Kamień, znikną z tej krainy – bez użycia broni – wszyscy jej wrogowie i ciemiężyciele, wszyscy Najeźdźcy i odrodzi się dawne Wielkie Królestwo. Ta Dziewczyna, nasza wychowanka wydawała się nam godna tytułu władczyni, ale gdy wstąpiła na Kamień, ten omalże ją zabił swym lodowatym tchnieniem. I odrzucił. A zatem Pieśń się nie spełniła – mówiła pośpiesznie Czarownica Trzecia, w obawie, że starzec odejdzie.

– Teraz tylko w tobie ratunek – podjęła nieśmiało Czarownica Druga. – Powiedz nam, czy Pieśń Jedyna może spełnić się o rok później? Czy ta dziewczyna mogłaby jeszcze raz stanąć na Świętym Kamieniu?

– Święte Miejsce nie przestaje nigdy być świętym i czas ani ilość nie mają tu znaczenia – odparł Pustelnik.

– Tak też sądziłyśmy – rzekła z ulgą Czwarta. – Ale ona, Luelle, nie posiada wszystkich cech godnych miana władczyni, inaczej Kamień by jej nie zagroził. Spójrz na nią i powiedz, co jej brakuje?

Pustelnik westchnął głęboko:

– Źle trafiliście, moi przyjaciele. Obca mi jest myśl o wszelkiej władzy, rozmyślam tylko nad cierpieniem ludzi.

Nie wiem, jakie cechy winien mieć władca czy władczyni. Nie pomogę wam w niczym. A teraz muszę was zostawić, gdyż czekają moi chorzy. Dla was to tylko sprawa władzy, a dla nich sprawa życia lub śmierci. O ileż to ważniejsze, pomyślcie sami…

I oddalił się swym niezdarnym, człapiącym krokiem w stronę namiotów. Czarownice spojrzały po sobie w panice:

– Nie chce nam pomóc…

– Może nawet nie umie…?

– Nie pojmuje w ogóle naszych kłopotów!

– Nawet nie wie o Pieśni Jedynej…

– Gdzie skierowała nas Siostra Piąta i dlaczego?! – zawołała na samym końcu Czarownica Czwarta.

Luelle stała w milczeniu, nadal urażona i gniewna. Już sama nie wiedziała, na kogo się gniewa: na siebie, na swych towarzyszy czy na Pustelnika. Ajok, cały czując, jak po dotknięciu dłoni świętego starca płynie w nim świeża, ożywcza i jakby cudownie oczyszczona krew, powiedział z nie znaną sobie stanowczością:

– Dlaczego wy, Czarownice, tak mądre i pełne Mocy, nie chcecie zaufać waszej Siostrze Piątej. Nie pojmuję tego! Skoro kazała nam tu przybyć, zatem tu zostaniemy. Jeśli święty Pustelnik teraz nie ma dla nas czasu, może znajdzie go później? Przecież same mówicie, że mamy przed sobą cały rok! Ja czuję, że to miejsce jest właśnie tym, do którego powinniśmy przybyć w naszym strapieniu. Jeśli Luelle ma w sobie jakąś skazę, jest ona jak choroba, a zatem tylko Pustelnik zdolny jest ją uleczyć!

– Ale Pustelnik nie wie, jakie cechy winna posiadać władczyni – pokręciła głową Czarownica Druga. – Więc jak może leczyć Luelle? Jak pozna, co u władczyni jest skazą, a co nie?

– Przypuszczam, że jednak Ajok ma rację – rzekła z namysłem Czwarta. – A teraz, zamiast tracić czas na gadanie, chodźmy mu pomóc. Może w ten sposób zaskarbimy sobie jego względy…

I Czarownice ruszyły w stronę bielejących namiotów. Luelle i Ajok poszli w ślad za nimi. Święty Mąż zajmował się swymi chorymi. Prawie dwie setki leżało ich tu na matach i w głębi pieczar, a cierpienie zmieniało im rysy. Niektórzy cierpieli na choroby wewnętrzne i tylko bolesny grymas twarzy wskazywał na to, gdyż ciała ich z pozoru wydawały się zdrowe. Inni obsypani byli ropiejącymi wrzodami i lżej chorzy wachlowali ich dużymi palmowymi liśćmi, chcąc choćby w ten sposób ulżyć ich doli. Święty Mąż, przyklękając, dotykał długo i w skupieniu jednych, aby potem przejść do innych i poić ich wywarem z ziół lub przemywać ich rany.

– Pomożemy ci – szepnęła mu jedna z Czarownic. – Znamy trochę magiczną medycynę, potrafimy ulżyć w bólu i wyleczyć wiele z tych chorób.

– Na co czekacie? – spytał Pustelnik, nie odrywając oczu od jęczącego człowieka i równocześnie masując mu wielki, wzdęty brzuch. – Tam na stole są napary z ziół, do picia i do przemywania, a tu są chorzy i potrzebujący. Sprawa jest prosta. Zajmijcie się najpierw owrzodzonymi, oni najbardziej cierpią w tym gorącym dniu…

– Luelle i Ajoku, wy też – szepnęła Czwarta. – Będziecie przemywać rany i wrzody, a przyniesiecie wielką ulgę tym biedakom. My zajmiemy się wyższą magią życia, gdyż jest nam znana…

I Czarownice rozeszły się po szerokiej, wytyczonej rozległym namiotem sali, aby potem przejść do następnego namiotu, i jeszcze dalej, a później do pieczar. Nie miały teraz czasu, by zajmować się swój ą wychowanką czy chłopcem. Ba, po chwili całkiem o nich zapomniały, widząc wokół siebie tyle cierpienia. Setki ludzi bezsilnie leżących na matach wyczekiwało ich pomocy, a pełen nadziei wzrok ciążył Czarownicom niby kamień u szyi. Więc przemywały cierpliwie rany i wrzody, dotykały obdarzonymi Mocą dłońmi bolesnych i chorych miejsc lub łagodnymi słowami pocieszały umierających, mówiąc im o pięknej, dobrej Krainie Wieczności, w której każdy czuje się szczęśliwy i wolny.

Ajok poszedł swoją drogą, pragnąc być jak najbliżej świętego Męża. Jego obecność działała nań jak magnes. Chłopiec czuł świętość bijącą z jego drobnej, niepozornej i wychudzonej postaci, i na własne oczy widział ulgę, jaką odczuwali chorzy po dotyku jego suchych, pomarszczonych rąk. Postępował wolno tuż za nim, pojąc chorych wywarem z ziół lub przemywając wrzodziejące ciała, a widząc w ich oczach rozpaczliwą nadzieję, szeptał im do ucha układane przez siebie wiersze, obiecujące spełnienie jej. Co jakiś czas niebieskie, dziecięce oczy Pustelnika spoglądały na niego z łagodnym, dobrym uśmiechem i wówczas Ajok odczuwał ogromną wewnętrzną radość, która przepełniała go całego. Nagle, po raz pierwszy w życiu, chłopiec poczuł się komuś potrzebny i gotów był zostać z Pustelnikiem całe życie, byle zachować to tak nowe i cudowne uczucie.

Tymczasem Luelle przystanęła pośrodku namiotu, patrząc w ślad za oddalającymi się Czarownicami. Potem, widząc czynności Ajoka, ruszyła także do stołu po ziołowe wywary. Ale jej twarz była leciutko skrzywiona, a nozdrza drgały.

– Wszystko tu śmierdzi – pomyślała ze wstrętem. – Śmierdzi ludzkim potem, ropą, krwią, chorobą i śmiercią…

Zbliżyła się ku pierwszemu z chorych, ale nachylając się nad nim poczuła, że obrzydliwy zapach intensywnieje. Jej dłoń, z myjką nasączoną wywarem zadrżała, nim jeszcze dotknęła ropiejących wrzodów, a usta wykrzywił wstręt, którego już nie umiała ukryć. Tymczasem – o czym nie wiedziała – z oddali spoglądały na nią uważnie jasnobłękitne, dziecięce oczy. Luelle tego nie dostrzegła, cała skupiona na tym, by przemóc w sobie jakąś niechęć, ba, nienawiść do czynności, na którą skazały ją niebacznie Czarownice. Dlaczego właściwie ona, królewska córka, ma zajmować się tymi chorymi? – myślała z gniewem. – Nie chce tego robić, nie umie i nikt nie ma prawa jej do tego zmuszać. Niebieskie, dziecięce oczy w bardzo śniadej i pomarszczonej twarzy śledziły teraz uważnie każdy jej ruch, choć równocześnie dłonie nie ustawały w niesieniu chorym ulgi i ratunku. Z naciśniętej zbyt mocno rany wypłynęła przemieszana z krwią ropa – i Luelle z okrzykiem wstrętu, rzuciła myjkę i gwałtownie wybiegła z namiotu. Tam usiadła w cieniu wysokiego drzewa i oddychała z gniewną ulgą.

Czarownice ani spostrzegły, jak minął dzień i zapadła noc. Mimo to dalej krążyły wśród chorych i cieszyła je każda oznaka, że udało się im komuś pomóc; że choroba poddała się całkiem lub choćby o mały krok, czyniąc miejsce nadziei. A balansując usilnie na cienkiej linii między śmiercią a życiem chorego – Czarownice niemal zapomniały, po co przybyły na Pustynię. Ajok, również niepomny na wszechogarniające go zmęczenie, kroczył tuż, tuż za świętym Mężem, pomagając mu jak tylko umiał, a choć umiał niewiele, rychło dostrzegł, że nawet te drobne czynności, na które go stać, przynoszą ulgę leżącym na matach chorym i czuł jak rozlewa mu się koło serca ciepła i serdeczna radość, jakiej do tej pory nie znał.

Wreszcie, gdy noc zapanowała na dobre nad Pustynią, opuścili namioty i Pustelnik poprowadził ich ku pieczarom. Tam, w jednej z nich, suchej i przewiewnej, znajdowało się jego skromne mieszkanie: twarde łoże, przykryte matą, prosty drewniany stół i tylko jedno krzesło. Przysiedli zatem na podłodze, strudzeni, lecz dziwnie pogodni.

– Teraz pojmuję, dlaczego nie masz czasu. T o się nigdy nie kończy – powiedziała jasnym głosem jedna z Czarownic.

– Nigdy – przytaknął Pustelnik z łagodnym uśmiechem. Jeśli uleczysz jednego cierpiącego, zaraz przybywa drugi. Cierpieniu nie ma końca.

– Ale cały czas czujesz się potrzebny. A to… a to jest wspaniałe – powiedział chłopiec drżącym głosem.

– 1 właśnie radość, którą daje pomaganie cierpiącym, jest Mocą, która ich leczy – rzekł Pustelnik z powagą. – Nie ma w tym czarów ani magii. Moje dłonie nie są czarodziejskie, jak wasze…

– Twoje dłonie są dobre i oni, chorzy, to czują – szepnęła Czarownica Czwarta. – A dobro jest Czarem.

Siedzieli chwilę w milczeniu, które jednak nie dzieliło ich, lecz łączyło, i czuli coraz wyraźniej świętą aurę wokół tego drobnego, niepozornego starca i niekończącej się misji, jaką na siebie wziął. Może dlatego, iż jego misja na ziemi nie miała końca – nie chciał się kończyć jego żywot…?

– A gdzież Luelle?! – zawołała nagle Trzecia z Sióstr. – Od rana jej nie widzę!

– O Bogowie! Zapomnieliśmy o niej! – zdziwiła się Druga. – A przecież całe nasze dotychczasowe życie przyporządkowałyśmy jej osobie. Doprawdy, dziwne to miejsce, w którym aż tak można się zapomnieć!

Gdy jednak Ajok zerwał się z miejsca, by poszukać dziewczyny, Pustelnik położył mu dłoń na ramieniu i powstrzymał:

– Nie szukaj jej teraz. Wydaje mi się, że jednak mogę wam pomóc, choć nie znam się na cechach władców…

Roziskrzone nagłą nadzieją oczy Czarownic przywarły do jego twarzy. Ajok powstrzymał oddech:

– … władcy rządzą ludźmi, prawda? – mówił tymczasem Pustelnik, a widoczny przez otwór pieczary księżyc rzucał cienie na jego twarz. – Więc i sami są ludźmi. Władca nie jest zatem władcą dla władzy, ale dla ludzi. Wszystko co robi powinno się obracać na ich dobro, służyć ich dobru…

Odpowiedziało mu pełne aprobaty milczenie, które równocześnie jakby poganiało Pustelnika, by mówił dalej:

– Skazę nosi w sobie ten spośród ludzi, który nie potrafi współczuć niedoli innych i nie chce ulżyć ich cierpieniom. I nie ma znaczenia, czy będzie on zwykłym człowiekiem, czy królem. Zawsze pozostanie to skazą. Lecz jeśli będzie władcą, to mając tę właśnie skazę, nie tylko nie pomoże swym poddanym, nie pojmie, że cierpią i nie ulży ich cierpieniu, ale może ranić ich jeszcze głębiej i boleśniej niż zwykły człowiek. Tak, wasza księżniczka jest chora, lecz ja nie potrafię jej uleczyć. Jednak jeśli tkwi w jej sercu choćby malutkie, najmniejsze ziarenko współczucia dla cierpiących, istnieje niewielka szansa, że ziarenko to w sprzyjających warunkach zakiełkuje. Jednak jeśli tego ziarenka nie ma w jej sercu, to choroba jest nieuleczalna. I biada poddanym, którzy otrzymaliby taką władczynię, choćby była piękna, mądra i wszechstronnie uzdolniona. Święty Kamień to wiedział.

W milczenie, które zapadło po jego słowach – a tym razem było to milczenie nabrzmiałe lękiem – wkradł się nagle cichy szloch. Ajok zerwał się ze swego miejsca. U wejścia pieczary, skryta w cieniu, stała Luelle, hamując cichy płacz. Błękitne, dziecięce oczy Pustelnika spoczęły na jej smukłej postaci:

– Cierpi po moich słowach. Jeśli to naprawdę cierpienie, a nie gniew lub zraniona próżność, możecie mieć cień nadziei…

– Czy pomożesz nam wyhodować z tego ziarenka piękny kwiat? – spytała błagalnie Czarownica Czwarta. – Obawiam się, że my same nie potrafimy usunąć tej skazy. Co więcej, myślę, że jesteśmy jej współwinne. Ona zapewne urodziła się z malutkim ziarenkiem Miłości w sercu, ale my, Czarownice, nie zrobiłyśmy nic, by pomóc mu się rozwinąć.

– Pomóż nam, święty starcze, bez twojej pomocy nie spełni się Pieśń Jedyna, której Czar wyzwoli tę krainę – prosił Ajok.

– Cała ta kraina jest chora i cierpi. Tylko ona, Luelle, może odjąć to cierpienie, więc pomóż nam – dodała jako ostatnia Czarownica Pierwsza.

– Ja wam nie pomogę. Nie jestem w stanie. Na tę chorobę moja Moc jest nieprzydatna. Ani wasza także. Ona sama musi sobie pomóc.

– W jaki sposób? – niemal bez tchu spytały Czarownice.

– Niech zostanie tu, wśród cierpiących i walcząc sama z sobą, ze swoim wstrętem do nich i obrzydzeniem do ich ran, niechże hoduje to malutkie, bezbronne ziarenko. O ile ono istnieje. Jeśli jest, to za każdym razem, gdy się jej uda ulżyć cierpieniu współrodaków, ziarenko będzie rosło. A gdy nadejdzie taki dzień, że odczuje z tego powodu wielką radość w swoim sercu, z ziarenka wyrośnie kwiat, który wyda upragniony przez was owoc. Ale musi to się stać samo z siebie, bez waszej pomocy, z udziałem tylko jej, a nie waszej woli. W przeciwnym razie ten kwiat będzie sztuczny i zniszczy go nawet słaba, wiosenna burza…

Choć znowu zapanowało milczenie, oczy zebranych nie odrywały się od twarzy Pustelnika, jakby chcąc w jego oczach odczytać przyszłość. Zaś jego dziecięce spojrzenie błądziło spokojnie po wszystkich, nie pomijając Luelle, Ajoka, ani żadnej z Czarownic. Ale zebrani czerpali z niego siłę i nowe nadzieje. I tylko Luelle pod wpływem tego jasnego, dobrego wzroku spuściła głowę, gdyż wolałaby w nim dostrzec pogardę, a nawet gniew, byle nie ten pełen wyrozumienia smutek nad słabością ludzkiej natury. Nie, Pustelnik się na nią nie gniewał. Ani jej nie potępiał. Rozumiał ją – i współczuł. Dla dumy księżniczki z rodu Luilów było to karą znacznie cięższą, niż gdyby odwrócił się od niej z gniewem czy nawet pogardą.