37491.fb2 C?rka Czarownic - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 6

C?rka Czarownic - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 6

ROZDZIAŁ VI

Po odstraszeniu przy pomocy strzyg polujących Najeźdźców, Czarownica i jej wychowanka długi czas miały spokój. Były jedynie same ze sobą, z Lasem i zamieszkującymi go zwierzętami. Były też Gwiazdy… Dziewczynka co noc wpatrywała się w nie, rozmawiała z nimi, a później opowiadała Czarownicy to, czego się dowiedziała.

– W jaki sposób one do ciebie mówią? – pytała Czarownica.

– Mrugają, pulsują światłem, drżą i to jest ich język. Ja go rozumiem. Długo to trwało, bowiem z początku nie pojmowałam tej mowy, choć zastanawiały mnie pewne regularne rytmy ich pulsacji. I wreszcie pewnej nocy pojęłam pierwsze słowo – sygnał. Bo Gwiazdy nie mówią tak jak my, łącząc litery w słowa. One mówią sygnałami, rozumiesz?

Czarownica musiała przyznać, że jednak nie rozumie.

– Onykrs właśnie ostrzega nas, że już za dwie doby nadejdzie noc najlepsza dla przesłania wiadomości do Planety Olbrzymów – ciągnęła dalej Dziewczynka. – Rozmawiałam też z tą grupą niewielkich gwiazdeczek z lewej strony nieboskłonu… widzisz je?… układają się jakby w kształt krzyża…

– 1 co ci powiedziały?

– Opowiedziały mi niezwykłe doświadczenia, jakie przeżyj mieszkańcy Planety Jaszczurów. Jaszczury te są obdarzone wielką inteligencją, wyższą niż nasza, i rozwinęły tak (swoją technikę, że możliwe stały się dla nich loty kosmiczne nawet do bardzo odległych planet. Wyobraź sobie, że w czasie jednej z wędrówek wylądowały na niewielkiej, przepięknej planecie, ich zdaniem całkowicie pozbawionej życia. Wykonały zatem swobodnie rozliczne badania, zbudowały skomplikowane laboratoria i analizowały budowę chemiczną podłoża i życie roślinne. Wyobraź sobie, jak straszliwych doznały uczuć, gdy przekonały się, niestety poniewczasie, że ta planeta jednak posiada swoją własną formę rozumnego życia. Stanowiły ją roślinne mikroorganizmy. Budowały one swoje miasta, fabryki i obiekty wysokiej cywilizacji, które jednak miały tak miniaturowe kształty, iż Jaszczury nie zauważyły ich i… rozdeptały. Nieświadomie zniszczyły zarówno oryginalne budowle mieszkańców planety, jak też zabiły miliony spośród nich, nie czyniąc z pozoru nic złego – a jedynie stąpając swymi potężnymi łapami! Gdy wreszcie któryś z Jaszczurów odkrył, że zniszczyli wspólnie wspaniale rozwiniętą i pokojową cywilizację, zapanował smutek i żałoba. Dobroduszne z usposobienia Jaszczury nie mogły sobie wybaczyć niezamierzonego przecież aktu przemocy, jakiego dokonały w Kosmosie. Do dziś, choć minęło kilka setek lat, na planecie Jaszczurów panuje smutek i żałoba, bowiem te potężne stwory, nawet gdyby bardzo chciały – a chcą – nie kytyby zdolne naprawić tego co zniszczyły. Było to bowiem zbyt małe, ba, miniaturowe i precyzyjne, jak na ich łapska.

– Zastanawiam się, z kim wolałabym mieć do czynienia westchnęła Czarownica, wsłuchana w opowieść wychowanki. – Z tymi dobrymi z natury Jaszczurami, które bezwiednie zniszczyły czyjąś cywilizację, czy też z Najeźdźcą i jego świadomym okrucieństwem. I doprawdy nie znam odpowiedzi…

– Jeśli chcesz wiedzieć, to w Kosmosie jest pełno przypadków podobnych do historii Wielkiego Królestwa i Najeźdźców, bowiem domyślam się, że Królestwo musiało zostać napadnięte i podbite, prawda? – powiedziała Dziewczynka wpatrzona w niebo, na którym migotały złoto – srebrzyście Gwiazdy. – Niedaleko od słonecznego układu Onykrsa jest układ trzech planet, którego stąd nie zdołamy dojrzeć. Na dwóch z nich rozwinęły się bogate, ale bardzo spokojne cywilizacje istot zbudowanych z krzemu. Potrafiły stworzyć państwa pełne dobrobytu, wzniosły na wyżyny naukę, sztukę, technikę, ale nigdy nie pociągały je loty kosmiczne, ani nie nęciły inne planety. Wręcz nawzajem nic o sobie nie wiedziały. Niestety, trzecia z planet była również siedzibą krzemowców, ale takich, dla których jedynym sensem życia były podboje i życie na cudzy koszt. Mieszkańcy tej planety byli wiecznie głodni, gdyż nie uprawiali porządnie roli ani nie budowali fabryk, zaniedbali też całkowicie rozwój sztuki czy kultury, były im one zgoła zbędne; za to cały swój wysiłek, talenty i wszelkie dobra obracali na rzecz tworzenia potężnej, zbrojnej floty kosmicznej. Gdy była gotowa, zaatakowali obie sąsiednie planety, podporządkowali je sobie i zaczęli żyć na ich koszt. Teraz rozglądają się za obiektami nowych podbojów, gdyż te już im nie wystarczają; rozrabowali na nich wszystko. Na szczęście nasza planeta ich nie interesuje, bowiem nie ma tu dla nich właściwych warunków życia, inaczej kto wie, czy pewnego dnia nie spadłyby na nas z nieba ich statki…

– Więc niebo jest tylko z pozoru takie piękne i szczęśliwe w swym granacie i błękicie, złocie i srebrze? – zdziwiła się Czarownica. – Zatem Kosmos jest po prostu taki sam jak nasza Ziemia? Jest w nim piękno i radość, ale też smutek i gniew, nienawiść i przemoc, prawda i fałsz…

– Myślę, że inaczej być nie może – powiedziała dojrzale Dziewczynka. – Mam już prawie siedem lat i sądzę, że radość w czystej postaci nie istnieje, musi być przemieszana ze smutkiem, tak jak prawda blisko sąsiaduje z kłamstwem, a miłość z nienawiścią.

– Biedna Dziewczynko – szepnęła litościwie Czarownica.

– Za wcześnie poznałaś Zło tego i innych światów. Nie miałaś nigdy prawdziwego, beztroskiego dzieciństwa i wątpię, czy czeka cię radosny wiek dziewczęcy.

Dziewczynka nie odparła nic, a Czarownica pomyślała, że to prawda, jej wychowanka po trzykroć przerasta nadzieje wszystkich Sióstr Czarownic, ale też tak jak nie ma radości bez smutku i prawdy bez kłamstwa, tak też nie istnieje doskonałość bez skazy.

– Na szczęście istnieje Siostra Piąta, a ona się na tym zna – szepnęła sama do siebie.

Gdy minęły dwie doby, o których wspominał Onykrs, Czarownica z dziewczynką zasiadły w nocy na kamieniu przed wejściem do pieczary i skupiły wszystkie swoje myśli, całą uwagę, ba, niemal całą istotę na Planecie Olbrzymów. Zamknęły oczy i z całą mocą przekazywały w Kosmos, w stronę Onykrsa myśl, by Olbrzymi ulepszyli swe statki powietrzne na tyle, aby zdolne byty dolecieć do dwu sąsiednich planet i odkryć, że są tam doskonałe warunki dla ich życia. Ich myśli ulatywały w Kosmos, a ponieważ akurat w tym czasie Kosmiczna Droga nie była zajęta żadnymi innymi sygnałami – wiązka fal kosmicznych niosła je szybko do Onykrsa. Dopiero po kilku godzinach, gdy granatowe niebo jęło różowieć na wschodzie, przygotowując się na wzejście Słońca – blaknący powoli Onykrs przekazał im, że ich myśli właśnie do niego dotarły i teraz on, Onykrs, odbija je w kierunku Planety Olbrzymów.

– Jutro w nocy… jutro w nocy… – zdołał jeszcze powiedzieć Onykrs swym migotaniem, mruganiem i zmienną pulsacją, nim światło dnia skryło jego kształt w głębi jaśniejącego szybko nieba. Nazajutrz nocą rzeczywiście Wielki Kosmiczny Samotnik, zgodnie z obietnicą, przekazał Dziewczynce, że ich myśl dotarła do Planety Olbrzymów, którzy nie tracąc czasu na zastanawianie się, skąd ona przyszła, jęli od razu przebudowywać swoje słoneczne statki (poruszały się one bowiem w Kosmosie z pomocą energii słonecznej i z szybkością słonecznych promieni). Niektórzy z Olbrzymów szybko jednak jęli głosić, że myśl ta – wspaniała i ratująca im życie – wykluła się w ich własnych głowach. Bowiem choć większość rozumnych myśli przychodzi do żyjących w Kosmosie istot właśnie z Gwiazd – od razu biorą je oni za swoje własne. Niekiedy wspominają tylko o ^natchnieniu” lub twierdzą, że “myśli te naszły ich we śnie”.

– Olbrzymi są jednak uratowani, a ja przecież wcale nie czekam na ich podziękowanie. Onykrs też nie – zaśmiała się Dziewczynka.

W ten sposób na bardzo zajmujących dla Dziewczynki czynnościach upłynął kolejny rok i Czarownica pewnego dnia spokojnie stwierdziła, że jej podopieczna ukończyła już osiem lat.

– Gwiazdy odkryły dla ciebie większą część swych tajemnic – zaczęła z powagą, ale Dziewczynka przerwała jej:

– Tylko malutką cząstkę, one wcale nie są chętne, by odkrywać wszystko…

– Tak czy owak rozdział drugi Księgi Mniejszej mamy za sobą, a ty samodzielnie dokonałaś znacznie więcej, niż było w nim zawarte. Ten rok zatem poświęcimy czytaniu w myślach…

– Więc będę jednak Czarownicą? – spytała niecierpliwie Dziewczynka.

– Nie.

– Więc kim?

– Dowiesz się tego w odpowiednim czasie.

– A czy nie sądzisz, że mogłabym spytać Gwiazd o moją przyszłość i o to, kim właściwie jestem?

– Nie sądzę. Przeciwnie, myślę, że jeszcze w tej chwili nawet Gwiazdy tego nie wiedzą.

– Jeśli jednak nauczysz mnie czytać w cudzych myślach, wtedy w twoich własnych odczytam wszystko co zechcę!

– O, moja ty przemądrzała! Po pierwsze z oczu Czarownic, tych prawdziwych, nikt nie jest w stanie niczego odczytać. Po drugie ta myśl jest schowana bardzo, bardzo głęboko, a w dodatku nie jest myślą ukończoną. Uwierz mi, że jeszcze teraz ani ja i moje Siostry, ani Gwiazdy nie jesteśmy pewne, kim będziesz. Zaś marzeń odczytać nie jesteś władna.

– A zatem jestem tylko twoim marzeniem? – spytała na poły złośliwie, na poły pytająco Dziewczynka.

– Jesteś Marzeniem. Jesteś Nadzieją. I nie tylko dla mnie – odrzekła z powagą Czarownica.

– Jeśli to zależy od mojej nauki u was, Czarownic, to myślę, że uczę się pilnie! – zawołała wychowanka.

– Tak, ale wszystko ma swoją niewiadomą, nawet to co zdaje się nam, że znamy doskonale.

Od tego czasu każdą chwilę poświęcały nauce odczytywania myśli. Dziewczynka przeczytała w pierwszym rozdziale Księgi Mniejszej, że należy w tym celu całą swoją moc i wolę skoncentrować na oczach danej osoby. Oczy Czarownic nie są najlepsze do tego celu, bowiem ich nieruchomość uniemożliwia odczytywanie z nich czegokolwiek. Czarownica powoli i żmudnie uczyła swą uczennicę, które punkciki źrenic mówią o jakich uczuciach; jak wraz ze zmianą barwy tęczówki, jej natężenia, rozszerzania się i zwężani a barwnych punkcików zmienia się treść myśli. Są też myśli niemożliwe w ogóle do odczytania, tak bardzo bywają ulotne i nieokreślone. Ale myśli wyraziste, zabarwione uczuciowo – gniewem, miłością, zazdrością czy nienawiścią – odczytuje się nader łatwo.

– A przecież nie idzie o to, by odczytać wszystkie cudze myśli – podkreśliła Czarownica. – Istotne są tylko te akurat dla nas najważniejsze. Ale powiem ci więcej i pamiętaj, że cię to zobowiązuje, gdyż głoszą to odwieczne Prawa Praw Magicznych: na ogół nie należy odczytywać cudzych myśli, gdyż jest to czynność sama w sobie zła. Wszak ty, obca, wchodzisz komuś bez pytania do serca i umysłu, jako nieproszony gość. Natomiast są sytuacje, w których można uratować czyjeś życie, choćby twoje własne lub życie kogoś z twoich rodaków w dawnym Wielkim Królestwie. Wtedy i tylko wtedy masz prawo użyć swego daru. Nie wolno go używać dla zabawy, gdyż wówczas może ci on zostać całkowicie odebrany. A teraz, dla nauki, nie dla zabawy, będziemy przywoływać różne zwierzęta, byś patrząc w ich oczy mogła zbadać możliwości swego talentu.

Jako pierwszego Czarownica w magiczny sposób przywołała Liska. Przedziwnym trafem, był to ten sam Lisek, wyczarowany z dużej, suchej szyszki, który ściągając na siebie uwagę psów, odciągnął je od wlotu pieczary.

– Wyczytaj w jego oczach, czy pragnie pozostać Liskiem, czy też woli wrócić do postaci szyszki. Zwyczaj nakazuje przywrócić mu postać pierwotną, ale ponieważ oddał nam wielkie usługi, niechże sam wybiera…

Dziewczynka patrzyła uważnie w oczy zwierzątka, które bynajmniej nie spłoszone przycupnęło koło jej stóp.

– Wyobraź sobie, że on tego jeszcze nie wie – powiedziała wreszcie, nie odrywając spojrzenia od zmrużonych, bursztynowych ślepi. – On myśli, że są chwile, w których cudownie jest być szyszką i odpoczywać do woli na miękkim mchu, lecz nie mniej cudownie jest biegać po Lesie. Wtedy gdy jest głodny, gdy musi umykać przed większymi od siebie drapieżnikami, lub goni go czereda psów albo wieśniacy zastawili na niego sidła – marzy o tym, żeby z powrotem być szyszką. Ale nie wie, czy gdyby znowu nią został, nie zatęskniłby do bezkresności Lasu i swych swobodnych gonitw po nim. Jest w wielkiej rozterce… – zwróciła się do Czarownicy. Czarownica zamyśliła się.

– On pomógł nam uratować życie – powiedziała wreszcie. – Jestem władna dać mu rzadki dar przemieniania się z powrotem w szyszkę, wtedy gdy tego zapragnie, a potem może znowu wrócić do postaci Liska. Powiedz mu jednak, że w całym swym życiu będzie miał prawo jedynie do trzech takich przemian. Gdy je przekroczy, pozostanie już na zawsze w tej postaci, w której akurat będzie…

Dziewczynka przekazała tę myśl Liskowi, który z wdzięcznością machnął puszystą kitą i jeszcze raz spojrzał jej w oczy.

– Lisek bardzo ci dziękuje, Czarownico, i twierdzi, że jeśli mu się uda, to w chwili niebezpieczeństwa dwukrotnie przemieni się w szyszkę, ale trzecią przemianę zachowa na późną starość, gdy już nie będzie mógł biegać szybko po Lesie. Wówczas wybierze postać szyszki, której żywot jest dłuższy, albowiem z jej ziarenek może wyrosnąć kiedyś piękne, młodziutkie drzewko. On, Lisek – szyszka będzie wówczas jakąś jego cząstką.

Po chwili ruda kita Liska zniknęła między drzewami. Nazajutrz Czarownica w magiczny sposób przywołała orła z Wysokich Gór. Potężny i dumny ptak przysiadł spokojnie na kamieniu i zakrzywionym dziobem jął stroszyć swe pióra. Na znak dany przez Czarownicę, Orzeł łaskawie, choć niechętnie pozwolił Dziewczynce spojrzeć w swoje wypukłe oczy.

– Nie lubię, gdy mi cokolwiek nakazują. Sam sobie jestem królem – odczytała Dziewczynka jego dumną myśl. – Żal mi ludzi, gdyż są na stałe przywiązani do ziemi, nie mogą wzbić się z niej w górę, na ziemi się rodzą i na niej umierają, na niej też spędzają całe swoje marne, na ogół niewolnicze życie. Nigdy nie są prawdziwie wolni. Choć co prawda słyszałem o takich dziwnych planetach w Kosmosie, których mieszkańcy już nauczyli się latać przy pomocy nie skrzydeł, ale maszyn…

– Powiedz mu, że żyjąc na ziemi też można być wolnym i być może nadejdą znów takie dni także dla mieszkańców dawnego Wielkiego Królestwa – rzekła Czarownica.

Dziewczynka przekazała tę myśl królewskiemu ptakowi, który w odpowiedzi znowu wpił w nią swoje wypukłe ślepia.

– On mówi, że życzy nam tego, ale wie, że czeka nas jeszcze wiele kłopotów, a nasza przyszłość jest niepewna. Mówi, że odczytuje to w chmurach, gdy się nad nimi wzbija. I te chmury, ciężkie i czarne, jeszcze długo będą wisieć nad Wielkim Królestwem.

Po odlocie dumnego Króla Ptaków Czarownica chwilę siedziała w ponurej zadumie, ale wnet ocknęła się z smętnego nastroju i przywołała jeszcze kolejno myszy, dzikie kozice, małe i barwne ptaszki, a nawet ogromnego Niedźwiedzia, króla wszelkiej leśnej zwierzyny. Niedźwiedź niechętnie przestępował z nogi na nogę i małymi, burymi oczkami patrzył w twarz Dziewczynki, która nagle się roześmiała:

– On mówi: “Dajcie mi spokój, niedobrzy mali ludkowie, mam dość własnych kłopotów i nie chcę zajmować się jeszcze waszymi. Zbliża się zima, a ja ciągle nie znalazłem nic stosownego i zapewniającego mi bezpieczeństwo na zimowy sen. A jestem już śpiący i zmęczony…”

– Powiedz mu, że może bezpiecznie przezimować w naszej Pieczarze. Nie zrobimy mu żadnej krzywdy, jeżeli i on nam jej nie uczyni. I nigdy nie śmiej się z niedźwiedzi, nawet gdyby rzeczywiście były śmieszne, gdyż jako królowie lasów, bardzo tego nie lubią – nakazała Czarownica, a Dziewczynka przesłała Niedźwiedziowi zaproszenie do jaskini. Niedźwiedź jął nerwowo przestępować z nogi na nogę i Dziewczynka ponownie odczytała jego myśli:

– … mówi, że nie chciałby obudzić się jako mała myszka i żąda zaręczenia słowem honoru Czarownic, że nie przemienimy go w nic w czasie jego snu. Już mu to zaręczyłam w naszym imieniu, choć wierz, Czarownico, że bardzo rozbawiła mnie myśl, iż mógłby nagle obudzić się małą myszką!

Czarownica spojrzała na nią surowo i bez uśmiechu, dała swoje słowo Niedźwiedziowi, który posapując z zadowoleniem udał się do pieczary. Gdy jej mieszkanki z powrotem tam weszły, Niedźwiedź już donośnie chrapał, śpiąc na łożu Dziewczynki. Ponieważ jednak było ono wystarczająco szerokie, Dziewczynka – czując coraz silniej chłód zimy – wtulała się od tej pory w jego grube, ciepłe futro i zasypiała w poczuciu bezpieczeństwa.

Miesiące zimowe – tak zazwyczaj wlokące się monotonnie, nieprzytulne i melancholijne – tym razem mijały szybko i gdy pewnego świtu Niedźwiedź ziewnął szeroko, a potem zaczął przeciągać się na całą długość swego cielska, postękując i sapiąc – Dziewczynce wydawało się, że dopiero co wczoraj zasnął. A jednak jego przebudzenie się zwiastowało nadejście kolejnej wiosny.

Niedźwiedź równie ochoczo rozstał się ze swymi przygodnymi współlokatorkami, jak przystał na przezimowanie w ich pieczarze. Odszedł prawie bez pożegnania, swobodny, dziki i niezależny król leśnych zwierząt.

Noce ponownie zaczęły być cieplejsze i Dziewczynka mogła znowu dłużej rozmawiać z gwiazdami. Gdy na drzewach ukazały się pierwsze młode pączki, a śnieg – lub raczej jego resztki – topniał niemal w oczach, Czarownica odezwała się:

– Skończyłaś dziewięć lat. Ten rok nauki poświęcimy ostatniemu rozdziałowi Księgi Mniejszej.

– A potem? – spytała Dziewczynka.

– Trochę odpoczniesz.

– A jeszcze później?

– Zobaczymy…

Ostatni, Trzeci Rozdział Księgi Mniejszej nie był wcale długi, Dziewczynka miała więc dużo czasu i spędzała go na swych ulubionych zajęciach. Rozmawiała z ptakami, drzewami i wszelką leśną zwierzyną, słuchała w nocy mowy Gwiazd i ich niezwykle ciekawych opowieści o losach planet – przeszłych, przyszłych, obecnych. Przemieniała dla zabawy małe polne myszki w wielkie lwy, które nim zdołały się na nią rzucić, były z powrotem małymi myszkami; z oczu ptaków przylatujących z pobliża ludzkich siedzib dowiadywała się, jak żyją ludzie ze Wsi i Miast. A żyli biednie. W dawnym, sytym Wielkim Królestwie panował głód przednowia. Jednak to nie Najeźdźcy głodowali, ale podbity przez nich naród. W wielu domach – co prawda chyłkiem i tylko półgłosem śpiewano Pieśń Jedyną, Pieśń o Wielkim Królestwie, dumnym i wolnym, jego upadku i ponownym odrodzeniu. Jednak żaden z ptaków nie umiał powtórzyć Dziewczynce słów Pieśni.

– Czy znasz Pieśń Jedyną? – spytała Dziewczynka Czarownicy.

– Wszyscy ją znają – odparła Opiekunka. – Choć nie sposób znać wszystkie jej odmiany i wersje. Jest ich bowiem bardzo dużo: dłuższe i krótsze, o pełnych rymach i rymach białych, rytmiczne lub nierytmiczne, zmieniające się niemal w każdej zwrotce, to przypominające epos rycerski, to znowu prostą ludową pieśń, a niekiedy pieśń religijną. Ale wszystkie odmiany zawierają tę samą treść, to samo przesłanie: głoszą, iż nadejdzie Dzień Wyzwolenia.

– Zaśpiewaj mi jedną z nich… może… może tę rycerską? zażądała wychowanka.

– Jeszcze nie czas – powiedziała Czarownica ze spokojnym uporem, a na upór Czarownic nie było sposobu. – W każdym razie pierwsze trzy, cztery zwrotki Pieśni są tożsame z krótką Historią Królestwa Wielkiego, którą już po części znasz. Następne opowiadają o jego upadku. Jeśli w Księdze Wielkiej poznałaś historię Królestwa, to w Księdze Mniejszej poznasz właśnie przyczyny jej zniewolenia przez Najeźdźców. A potem… no cóż… Pieśń Jedyną zaczęto śpiewać już w pierwszych stu latach panowania Najeźdźców, a z każdym kolejnym rokiem powstawały coraz to nowe zwrotki. Dziś Pieśń ta wydaje się nie mieć końca, coraz to zmienia się i rodzi…

– Kto ją ułożył i kto dalej układa?

– Takie pieśni, pieśni wieszcze nie mają nigdy jednego autora. Układają się same: z szumu drzew, śpiewu ptaków, zawodzenia wiatru, szmeru strumyków i namiętnego śpiewu rwących rzek lub górskich wodnych kaskad. Niektóre ich zwrotki śnią się ludziom, którzy potem, nagle przebudzeni, ze zdumieniem słyszą je powtarzane własnymi głosami. I w tęp właśnie sposób – zwrotka po zwrotce – Pieśń Jedyna rodziła się i docierała do zniewolonych przez Najeźdźców ludzi. Początkowo głosiła jedynie historię świetności Królestwa – po to, by jej nikt nigdy nie zapomniał. Gdy doszły nowe zwrotki, okazało się, że upamiętniają straszliwy Dzień Napaści i późniejszy, szybki upadek Królestwa Wielkiego; po to aby żadne z następnych pokoleń nie zatraciło w swych sercach nienawiści do Najeźdźców. Były to zwrotki bardzo potrzebne w owym czasie, bowiem wielu ludzi uznało, że podporządkowanie się i przejście na służbę do Najeźdźcy daje lepsze, mniej głodne życie, nawet jeśli bat uderza częściej. A potem, nie wiadomo skąd, zaczęły przybywać następne strofy, mówiące o szansie odzyskania po setkach lat niewoli tego, co Wielkie Królestwo zda się bezpowrotnie utraciło: wolności. I dopiero wtedy coraz więcej ludzi zaczęło ją śpiewać, nawet pod grozą kary śmierci. Niekiedy śpiewają tylko półgłosem, całkiem cicho, cichuteńko, ale bywa i tak, że od ich śpiewu aż trzęsą się mury więzień – mówiła Czarownica zadumanym głosem. Nagle urwała, zamilkła, by po chwili rzec swym normalnym chłodnym głosem:

– Tak czy owak, jeszcze nie pora, abyś uczyła się Pieśni Jedynej. Nie zdążyłaś nawet dokończyć nauk z Księgi Mniejszej, a nasz czas powoli się kończy…

– Co masz na myśli? – spytała Dziewczynka.

– Nie dostrzegłaś, że minęło prawie sześć lat, gdy zabrałam cię od Czarownicy Pierwszej? Już tylko paru miesięcy brakuje ci do ukończenia trzynastego roku życia.

– 1 co wtedy?

– Sama zobaczysz co wtedy. Ucz się cierpliwości, gdyż będzie ci w życiu potrzebna – odburknęła Czarownica.