37491.fb2 C?rka Czarownic - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 9

C?rka Czarownic - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 9

ROZDZIAŁ IX

Bez większych przeszkód, chroniąc się wśród drzew na widok jakichkolwiek podróżnych – skądinąd nader rzadkich na drogach dawnego Wielkiego Królestwa – dotarły do stóp pierwszej z dwu lesistych gór, jakie dzieliły je od miejsca spotkania. Tam też zanocowały w Lesie, a że wczesne wiosenne noce nie były już tak zimne i mroźne, jako posłanie wystarczył im mech, a za przykrycie ich długie i ciepłe, choć zniszczone płaszcze.

W Lesie, który gęsto porastał górę, znów poczuły się jak u siebie w domu. Nazajutrz, skoro tylko wstał nowy dzień, jęły piąć się między drzewami ku szczytowi. Dopiero tu, po paru godzinach żmudnej wędrówki, przysiadły na odpoczynek.

– Tam jest gniazdo orła? Widzisz? – spytała Czarownica. Dziewczynka nie widziała, ale wyczuła od razu obecność Króla Ptaków.

– Poprosimy go, by dowiedział się, co słychać w Miasteczku po naszej ucieczce – powiedziała Czarownica i magicznym ruchem ręki przywołała królewskiego ptaka. Zjawił się niechętny, dumny, patrząc na nie z góry.

– Wiesz, że nie lubię słuchać rozkazów ludzi – wyczytały obie w jego wypukłych oczach.

– Nie jesteśmy zwykłymi ludźmi – odparła z równą dumą, choć życzliwie Czarownica. – Ja na przykład jestem Czarownicą, ostatnią z Pięciu Sióstr, jakie zostały jeszcze w tym kraju. Chyba słyszałeś, że ongiś było nas Trzynaście?

– A ty? – spytał orzeł spojrzeniem, spoglądając na Dziewczynkę.

– Ja? – zapytana wzruszyła gniewnie ramionami. – Nie wiem. I nikt mi tego nie chce powiedzieć. Jestem po prostu Dziewczynką.

– Nie jest Czarownicą, ale też i nie jest całkiem zwykłym ludzkim dzieckiem – wyjaśniła zwięźle jej Opiekunka. Chcemy cię prosić, byś przyniósł nam wieści z Miasteczka, skąd wczoraj tylko cudem udało się nam ujść z rąk Najeźdźców.

– Spróbuję się czegoś dowiedzieć – obiecał łaskawie wielki ptak. – Nie będzie to jednak proste, bo nie znam się na waszych ludzkich sprawach i staram się o nich wiedzieć jak najmniej. To nie są moje sprawy… Czy mi się zdaje, czy też ty, Czarownico, byłaś wczoraj w skórze orła? Czuję od ciebie nasz zapach…

– Wybacz, ale rzeczywiście pozwoliłam sobie pożyczyć na krótko wasze wspaniałe pióra. Gniewasz się o to?

– Nie, ale twoje szczęście, że w porę wróciłaś do ludzkiej postaci. Obawiam się, że wiele z napotkanych orłów uznałoby cię, mimo piór, za wroga i zatłukłoby cię dziobami. Nie lubimy obcych. Tym bardziej obcych, którzy udają swoich. A teraz lecę po wieści…

– Jest niezwykle dumny – powiedziała Dziewczynka, śledząc lot ogromnego ptaka.

– Jego duma jest dumą władcy – odparła Czarownica. – Ale nie powinna to być jedyna cecha tego, który włada.

Orzeł wrócił po niecałych trzech godzinach i przysiadł na omszałym głazie.

– Do Miasteczka przybyły nowe oddziały zbrojnych na wielkich czarnych koniach. Są źli i niespokojni. Pełno ich też na drogach i w okolicznych Wsiach. Zapędzili się nawet pod ten Las, lecz nie poważyli się do niego wejść, bowiem ich zdaniem jest to Las Straszny. Czy ty, Czarownico, dostrzegasz w tym Lesie Coś Strasznego?

– Nic ponad to, co powinno się w nim znajdować, jak przystoi porządnym, prawdziwym Lasom – odparła uprzejmie zagadnięta. – W prawdziwym, dużym Lesie, oprócz zwierząt, ptaków, krzewów, mchów i drzew, powinny być jeszcze żyjące w spróchniałych dziuplach Strzygi, trzymające się bagien Latawice, udające na przemian to leśny wietrzyk, to znowu pajęczynę, choć naprawdę są to dusze zmarłych, żyjących tu niegdyś zwierząt i ptaków.

– Cieszę się, iż nie obawiasz się tego, co po prostu stanowi część leśnego królestwa – rzekł łaskawie orzeł. – Nie ukrywam jednak, że od paru setek lat nasze strzygi, elfy, latawice, a nawet upiory robią co mogą, żeby Lasy wyglądały strasznie, aby nie wjechali do nich ci dzicy barbarzyńcy na swych złych koniach. Nie powinni się tu pętać, prawda? Nic im do nas.

– Masz rację, Królu Ptaków. I co jeszcze słychać w Miasteczku?

– Ci ogarnięci wściekłością i strachem żołnierze zebrali na Rynku wszystkie Dziewczynki o włosach podobnie jasnych jak tej, tu obecnej i szukają wśród nich takiej, która ma oczy jak niebo przed burzą, a włosy jak zboże tego kraju… to określenie brzmi niezgorzej – dorzucił uprzejmie orzeł. Trochę jak słowa pieśni lub wiersza. Przypuszczam jednak, że nie znaleźli tej której szukają, ani jej nie znajdą wcale zakończył orzeł i swoje wypukłe oczy wbił w Dziewczynkę. Jego dziób skrzywił się lekko, jakby w ironicznym uśmiechu.

– Czy z drugiej strony góry droga jest wolna? – spytała Czarownica.

– Och, o n i tam się także zapędzają. Uważam, że dopiero noc będzie całkiem dla was bezpieczna. A teraz wybaczcie, lecz pożegnam was. Jestem nieco znużony waszym towarzystwem. Ludzie, nawet ci niezwykli, nie są zbyt interesujący dla orłów.

I królewski ptak odfrunął majestatycznie na swych potężnych skrzydłach.

– Doczekamy zmierzchu i dopiero wówczas ruszymy. Jeśli będziemy iść szybko, dotrzemy na czas, późnym świtem zdecydowała Czarownica. – Zdrzemnę się teraz, a ty spróbuj zrobić to samo, czeka nas bowiem cała noc wędrowania.

Gdy Czarownica spała, Dziewczynka umilała sobie czas przeobrażaniem szyszek w wiewiórki, by – nim skoczą na drzewo – odczarować je z powrotem. Brązowa szyszka w ciągu sekundy przybierała puszystość rudego futerka i błyskawicznie, już jako żywe zwierzątko wdrapywała się na pień pobliskiej sosny. Jednak nim zdołała osiągnąć jej pierwszy konar – bezradnie spadała na mech w postaci szyszki. Dziewczynka uśmiechała się z zadowoleniem i podejmowała zabawę na nowo, próbując teraz doprowadzić szyszko – wiewiórkę do drugiego konara. Gdy szyszka po raz trzeci spadła na ziemię, Czarownica otwarła oczy i powiedziała ostrym, chłodnym głosem:

– Zaprzestań tej zabawy. Jest okrutna.

– Okrutna? – zdziwiła się jej wychowanka. – Co widzisz w niej okrutnego? Jest to rodzaj gry wymyślonej przeze mnie i uważam, że jest ona bardzo zabawna.

– Ta wyczarowana przez ciebie wiewiórka przez parę sekund żyje naprawdę. Dajesz jej życie dla zabawy i dla zabawy je odbierasz. Święte prawa mówią, że magii nigdy nie wolno używać w trzech celach: dla zabawy, z chęci zemsty i z chęci odniesienia własnej korzyści. Tak głosiła Akademia Magiczna, ale święte Prawa są od niej o wiele starsze. Magia ma służyć wyłącznie dla dobra ludzi, zwierząt, roślin i wszystkiego co żyje. Można jej też użyć we własnej obronie, ale tylko przeciw złej, niesprawiedliwej sile. Czy prawd tych nie poznałaś w Wielkiej Księdze za czasów twego pobytu z Czarownicą Pierwszą?

– Nie – odpalała oschle Dziewczynka. – Nic na ten temat tam nie było. Ani słowa.

– Widocznie Czarownica Pierwsza sądziła, że sama z siebie to pojmiesz – westchnęła Czarownica jakby ze znużeniem i spojrzała na swój ą wychowankę uważnym, zatroskanym wzrokiem. Lecz nim Dziewczynka zdolna była to dostrzec, Opiekunka odwróciła głowę.

Zmierzch zapadł szybko; ucichł z wolna śpiew ptaków wśród gałęzi drzew; zniknęły mrówki ze swych wąskich dróżek, starannie drążonych w leśnym poszyciu; wielobarwne motyle przycupnęły do snu pod liśćmi drzew. Strzygi powoli jęły opuszczać spróchniałe pnie, zaś Latawice chichotały w głębi Lasu, w pobliżu bagien. Ich migotliwe, nieuchwytne postacie pojawiały się to tu, to tam, jak błędne ogniki.

Czarownica z Dziewczynką ruszyły w głąb Lasu, schodząc teraz stale w dół, po drugiej stronie góry. Szybko pokonały zbocze i wkrótce już szły pośpiesznie opustoszałymi łąkami, a potem miedzami wśród uprawnych pól. Mimo nocy wolały jednak dużym hakiem ominąć dwie napotkane po drodze Wsie. Po paru godzinach już wspinały się pod kolejną, zalesioną górę. Czarownica cały czas milczała, a i Dziewczynka nie mówiła ani słowa.

Dopiero gdy odpoczywały przez chwilę na szczycie, nasłuchując pohukiwania sów i śledząc zwinne tańce strzyg, dostrzegalne tylko jako pląsy błędnych ogników, Czarownica spytała pozornie obojętnie:

– Czy pamiętasz jeszcze swą pierwszą Opiekunkę?

– Och, trochę tak, zapewne – odparła równie obojętnie Dziewczynka.

– Nie kochałaś jej? – spytała po dłuższym milczeniu Czarownica, a słowa przechodziły jej przez gardło z dziwną trudnością.

– Kochałam…? Nie wiem, co to słowo znaczy – Dziewczynka zamyśliła się. – Masz na myśli, czy coś do niej czułam? Przypuszczani, że lubiłam ją, choć… choć pewnie nie zawsze. Nie, nie pamiętam już, to było tak dawno.

Mrok skrył smutek w oczach Czarownicy, którego jej wychowanka nie próbowała nawet dostrzec.

Po chwili znowu opuszczały zbocze góry, schodząc w dół. Był to ostatni zalesiony szczyt, dzielący dzikie okolice od zamieszkałych. Nieśmiały jeszcze świt stopniowo wyłaniał przed podróżniczkami niezwykłe, naturalne piękno tej krainy, nietkniętej ręką człowieka ani w dobrym, ani w złym znaczeniu. Jeśli leżały tu obalone drzewa – to runęły wskutek wichrów, burz lub dopiero gdy spróchniała starość podcięła ich korzenie. Zboczami, wśród kamiennych, naturalnych rynien spływały wąskie strumyki, by u stóp gór łączyć się w szemrzące, rwące potoki. Właśnie przy jednym z nich stało stadko dzikich kozic i gasiło pragnienie, rozglądając się spokojnie wokół. Trawa wydawała się tu bardziej zielona, a drzewa silniejsze i wyższe.

Pierwsze promienie słońca rozbieliły nagle szarość ponurych do tej pory Wysokich Gór i wydobyły wszystkie barwy z rosnących wszędzie kwiatów i ukwieconych krzewów.

– Gdybyśmy cały czas mieszkały tylko tu, nie groziłoby nam żadne niebezpieczeństwo – powiedziała Dziewczynka. Nie rozumiem, czemu znajdujemy się zawsze tak blisko ludzkich siedzib i stale jesteśmy skazane na ucieczkę.

– Tak – przyznała Czarownica. – Tu w istocie byłybyśmy bezpieczne i aż leniwe w poczuciu tego bezpieczeństwa. Tu nie dociera Najeźdźca i nie słychać wieszczych tonów Pieśni Jedynej. Nic nie zakłóca spokoju przybysza. Można tu żyć i umrzeć, nie zaznawszy lęku i nie poznając nigdy historii świetności ani klęski i upadku Wielkiego Królestwa. Może go Wielkie Królestwo wcale nie obchodzić! I właśnie dlatego t y musisz żyć w stałym zagrożeniu, ale za to bliżej prawdy o tym świecie. O twoim świecie – świecie ludzi. Tu zaś jest królestwo orłów, dzikich kozic, wilków i niedźwiedzi. Zostawmy je zatem dla nich. Nie tu rozstrzyga się nasz Los, ale tam, w dolinach. Choć co prawda tutaj, wśród Wysokich Gór jest też Królestwo Ducha i Tradycji, tu także bije serce Wielkiego Królestwa, ale to już jest całkiem inna historia i stanie się dla nas ważna znacznie później.

Szły wąskimi ścieżynami wśród skał, wydeptanymi twardymi kopytkami kozic. W jednym ze strumieni obmyły się z przyjemnością i napiły czystej, kryształowej wody.

– Widzę już twoją Siostrę – powiedziała Dziewczynka, wskazując ciemną postać, spoczywającą na wielkim, białym głazie u podnóża największego z wysokich skalistych szczytów górskich.

– Tak, to ona – odparła Czarownica i coś na kształt wzruszenia zadrżało w jej chłodnym na ogół głosie. Ale bystry zazwyczaj słuch Dziewczynki nie wyłowił tego nowego odcienia. Cała była przepełniona jedynie ciekawością, jaka też jest jej trzecia z rzędu Opiekunka.

– Witajcie – powiedziała spokojnie Czarownica Trzecia i wstała ze swego głazu. – Jesteście dokładnie z pierwszymi promieniami słońca. Czyżby nie nękały was żadne złe przygody, a wszystko sprzyjało tej wędrówce?

– Przygody były w istocie rzeczy drobne – rzekła niedbale Czarownica Druga. – Nie musiałam wykorzystać więcej niż tylko dwie z przysługujących nam trzech sztuk magicznych we własnej obronie. Czy na wszelki wypadek ofiarować ci tę zbywającą?

Czarownica Trzecia zmarszczyła gęste, ciemne brwi:

– Sama nie wiem, co zrobić… Jednak nie, nie wezmę ci twej ostatniej sztuki, bo chciałabym cię jeszcze zobaczyć, gdy przyjdzie Czas. Zatem pozostaw ją sobie. Więc to jest ona?

– tu obrzuciła bystrym spojrzeniem małą towarzyszkę swej Siostry, tak jakby wcześniej nie poświęciła jej żadnej uwagi.

– Tak, to jest Dziewczynka.

– …Panienka – poprawiła ją Czarownica Trzecia. Nasza Siostra Pierwsza wychowała Dziecko do ósmego roku życia, ale tobie przekazała Dziewczynkę. Ja z kolei przejmuję Panienkę. Ma już przecież ukończone trzynaście lat. Mam nadzieję, że jest pojętna?

– Pojętna w nadmiarze – rzekła z naciskiem Czarownica Druga. – Owoc gdy przedwcześnie dojrzeje… Sama wiesz, moja Siostro…

Czarownica Trzecia nadal wpatrywała się uważnie w Panienkę, ta zaś, udając niczym nie onieśmieloną, przyglądała się jej również z leciutko kpiącym wyrazem szaroniebieskich oczu.

– Zostań tu przez chwilę – powiedziała Czarownica Trzecia do Panienki i wzięła swą Siostrę pod ramię. Odeszły ścieżką wśród skał, by za wielkim głazem szeptać coś do siebie długo i ze zmarszczonymi brwiami.

Panienka wzruszyła ramionami i podrzuciła w górę mały kamyczek, zamieniając go na ułamek sekundy w ptaka – by ten, nim zdoła rozprostować skrzydła do lotu, opadł z powrotem jako kamień na skaliste podłoże.

Gdy Siostry powróciły, Panienka leżała niedbale, oparta plecami o gładki kamień. Jej włosy połyskiwały złociście w jaskrawym słońcu.

– Włosy… – powiedziała z namysłem Trzecia Czarownica.

– Tak. Z ich powodu o mało cc a byłybyśmy schwytane w Miasteczku.

– Wystarczy, że umyje je w gęstym wywarze kory dębu. Jednak jej oczu nie zmienimy. Musi wśród ludzi trzymać je opuszczone ku ziemi. Zresztą tak właśnie przystoi małej żebraczce – uśmiechając się dodała Siostra Trzecia.

– Zostawiam cię już… Dziewczynko – szepnęła Czarownica Druga.

– Panienko – poprawiła ja wychowanka. – Podobno już jestem Panienką. No to żegnaj – dorzuciła, nie zmieniając wyprostowanej sylwetki.

– Nie uściśniesz na pożegnanie tej, która cię wychowywała i chroniła przez pięć lat? Tej, która oddała ci swój najcenniejszy dar, choć nic o tym nie wiesz? – spytała Czarownica Trzecia.

– Oczywiście – Panienka grzecznie nachyliła się i z pewną sztywnością objęła Czarownicę Drugą. Ręka Czarownicy w łagodnym geście uniosła się ku delikatnej twarzy wychowanki, jakby w chęci pogłaskania – i zawisła nieruchomo w powietrzu. W błękitnych oczach Panienki Czarownica ujrzała tylko chłodny rozsądek. Westchnęła bezgłośnie i odwróciła się.

– Żegnaj, Siostro – powiedziała jeszcze na pożegnanie. Może znowu spotkamy się o Czasie, jeśli będzie nam sprzyjać szczęście. Może nigdy nie ogarną nas płomienie stosu. Życzę ci tego równie mocno jak sobie, a nawet bardziej, bo moje zadanie mam za sobą, a ty jeszcze swego nie wykonałaś. I wybacz, że nie wiem jakie błędy popełniłam.

– Jeszcze para Sióstr przed nami – odparła mgliście Czarownica Trzecia. – Jedna z nich, ostatnia, jest szczególnie biegła w wyszukiwaniu skaz, więc nie martw się przedwcześnie. I żegnaj, droga Siostro…

Czarownica Trzecia długim i smutnym wzrokiem odprowadzała znikającą wśród skał ciemną sylwetkę swej Siostry. Panienka w tym czasie przyglądała się jej z chłodnym zaciekawieniem, zwrócona cała sobą ku przyszłości – i uznając przeszłość, wraz z Czarownicą Drugą za rozdział zamknięty, nieomal nie istniejący już materialnie, tak jak spopielała Księga Mniejsza.

Stojąca obok niej Czarownica przypominała do zbudzenia swe poprzedniczki. Tu, w odległej od ludzkich spojrzeń krainie, była zdrową, silną, ciągle młodą kobietą o bystrym, choć nieruchomym spojrzeniu szarych oczu, wyrazistych brwiach i wąskich ustach. A jednak wystarczył jakiś drobny ruch, by te proste plecy zgarbiły się, gładka twarz przyoblekła w zmarszczki, a ostrość wejrzenia została przymglona starczym bielmem. Ta iście kameleonia zdolność przeobrażania się kolejnych Sióstr nieodmiennie frapowała Panienkę.

Gdy Siostra Druga nieodwołalnie zniknęła wśród skał, nowa Opiekunka zwróciła się wreszcie do swej wychowanki:

– Idziemy…

Panienka, omijając zręcznie skalne występy, szła swobodnie obok niej.

– Czego będziesz mnie uczyć? – spytała z ciekawością.

– Szacunku dla Matki Natury, sensu ludzkiej pracy i wielu innych podobnych rzeczy.

– Och, to będzie strasznie nudne! Miałam nadzieję, że dalej będziesz mnie uczyć magii! – odparła z rozczarowaniem Panienka.

– Nie jesteś Czarownicą – pokręciła głową nowa Opiekunka. – To, co już wiesz o magii, stanowi o wiele za dużo. Najwyższy czas, żebyś poznała teraz to, co winni wiedzieć ludzie, zwykli ludzie.

– Podobno nie jestem zwykłym człowiekiem – odparła z urazą Panienka.

– Jesteś – powiedziała dobitnie Czarownica Trzecia. Jesteś zwykłym człowiekiem, tyle że obdarzonym większymi talentami i darami niż reszta ludzi. Ale to nie tylko nie powinno wzbijać cię w pychę, lecz wręcz przeciwnie! Bowiem równocześnie ciąży na tobie odpowiedzialność o wiele większa niż na innych ludziach, a to nigdy nie może być powodem do dumy, lecz wyłącznie do poczucia ciężkiego doprawdy obowiązku i odpowiedzialności za spełnienie go. Jeśli zawiedziesz, to nie tylko siebie…

– … także was, Czarownice – mruknęła Panienka.

Lecz Czarownica z dziwnym smutkiem, niepojętym dla Panienki, odparła:

– Zapewniam cię, że my tu jesteśmy najmniej ważne…