37638.fb2 Cukier w normie z ekstrabonusem - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 18

Cukier w normie z ekstrabonusem - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 18

Nie takich jak on.

Jaki Darek był, każdy wiedział. Obrotny, zaradny, dusza. Tu zapytał, tam zagadał. Zaraz łapał, o co chodzi. Pierwszy ci rękę podawał i od razu pytał, co słychać, żartował sobie. Wesoły zawsze, uśmiechnięty. Bez takiej nieśmiałości. Podejdzie, zapyta. Zawsze w polu pomógł. Nie, nie było wtedy, że koledzy Jak trzeba robił wszystko, żniwa nie żniwa, gnój, krowy, wszystko. Króla fachowo obrał. świnię nie raz bili to lubił. Fach w ręku. Poukładane w głowie. Przyszłość przed sobą. Janek go trzymał krótko. Wychował jak złoto. Zmarnować się mu nie dał. Nie żeby za bardzo się z kijem widział. I owszem, kiedy trzeba było, paska nie żałował, ale tylko kiedy było trzeba. Żeby nauczyć i żeby pojął. Darek był taki, że jakoś sam z siebie te rzeczy rozumiał. Pomagał, robił wszystko, dopiero potem mógł wyjść gdzie. Ale się nie włóczył tak. W sobotę dyskoteka. W tygodniu raz czy dwa razy do dziesiątej. Szkołę skończył średnią nie za dobrze, ale też nie za źle, wiadomo czyj syn! Na komputerze się dość fes znał, szybko umiał na nim pisać, gazety czytał od czasu do czasu, żeby wiedzieć, co się w świecie politycznym dzieje, żeby nie być taki, że jak ktoś zapyta, to ani be ani me, żeby coś powiedzieć o świecie, jakąś opinię mieć, jakoś wśród ludzi wyglądać, no chciał do studium dwuletniego iść, miał dumę, że co, to on, jak ze wsi, to już wykształcenia mieć nie musi? To już tak nie jest, jak kiedyś, że jak ze wsi, to tylko do pola. To już nie te czasy. Na ryby to lubił chodzić w sobotę wcześnie rano. Najlepiej biorą, tam w takiej jednej zatoczce. A pewnie, przychodziły do domu czasami jakieś dziewczyny, pytały, czy jest. Dziewczyn się nie bał. A one go lubiły! Przystojny Wysoki. Na siłownię chodził, jak miał czas, a jak nie, to na strychu, to miał kilka ciężarków, sam wytoczył, to wieczorem zawsze coś tam robił, jakieś ćwiczenia. Ubierał się dobrze. Do miasta jeździł po buty i spodnie. Chciało mu się. Jak się jest młodym, to trzeba jakoś wyglądać. Pływał dobrze. Do wody daleko przecież nie miał. Janek mu wreszcie powiedział, zrób sobie prawo jazdy, dostaniesz auto. Na razie malucha. Przecież by nie dał astry. Młody jest, to by zepsuł zaraz, zniszczył. Młodzi to teraz tak jeżdżą. Byle szybciej. I auta nie uszanują. Gdzie tam! Biegi zmieniają, że aż sprzęgło jęczy Tu przyspieszyć, tam zahamować i w brudnych butach do środka. Gdzie tam!, nie patrzą, że czysto, że to, że tamto. Bo nie wiedzą, jak to kiedyś było, jak się człowiek musiał nastarać, żeby mieć. A nic nie przychodzi za darmo, nic. Chcesz coś mieć, to uszanuj. Niech teraz jeździ maluchem. A po co mu co więcej. Niech się tłucze po drogach. Wytłucze go, wytłucze, poduczy się jeździć trochę, zarobi, to se kupi coś lepszego. Na razie po co o tym myśleć. Jeździł na dyskoteki do miasta. Wracał zawsze trzeźwy. Dużo tam miał znajomych, okazji pewnie nie brakowało ale on wolał nie. Bo to dużo trzeba. Janek zna tu w policji wszystkich, ale co ci z tego, jak pijany jedziesz. Za to można pierdzieć. To już z tymi znajomościami różnie. A po co sobie zresztą długi wdzięczności robić? Darek zresztą pić dużo nie lubił. Sport raczej. Siłownia. Kino. Rozrywka. Z dziewczyną do kawiarni. Miał taką jedną. Nie wiadomo, czy myślał o niej poważnie. Spotykali się. Jeździł do niej. Na wakacjach byli razem. Taka mała, ale zgrabna. Sympatyczna taka. Trochę przypominała bratową. Miła. Podobała się Jankowi. Jak on był młody, oj! To dopiero. Tańczył. I żadna mu nie odmówiła. Bo tańczyć dobrze umiał. Darek sobie chciał prawo jazdy też na motor zrobić. W tamtym roku to było. Wtedy jak obraz po wsi chodził. Też żeśmy przyjęli. A byli tacy co nie przyjęli. A niech nie przyjmują. I wtedy to było. Jechali z kuzynem tutaj od tego skrętu. Tutaj zaraz niedaleko domu. Jeden drugiego wyprzedzał. Ścigali się tak na żarty i wpadł w poślizg. Dachowanie i prosto do rowu. Nic się nie stało na szczęście. Trzeźwy był. Dałby my Janek, jakby nie był. Tylko auto wgniecione na dachu i z boku trochę otarte. Nic wielkiego. Janek mu mówił i mówił, uważaj, kurde, uważaj! Droga śliska, nawet nie wiesz kiedy. Takie głupoty, a jak się kończą. To teraz ma. Zabrał mu na dwa miesiące auto, ale potem w końcu oddał, gdzie to chłopaka trzymać bez auta, ani pojechać gdzie nie może, ani nic. Jak bez ręki. Darek lubił czytać te samochodowe gazety Coś tam zawsze w nich sprawdzał. W niedzielę miał wcześniej rano jechać na giełdę z Grześkiem i specjalnie nie wyszedł nigdzie w sobotę, żeby być wypoczęty Przyszli koledzy, przyszła Hanka, na chwilę chociaż, chodźże, rozerwać się, godzina dwie góra. Nawet mu Marysia mówiła, idź, przewietrz się, wrócisz wcześniej, to się wyśpisz, ale on nie chciał, bo mu na tym zależało widać i ona mu dalej nic nie mówiła więcej o tym, nic, żadne przeczucie, jak to czasem opowiadają, że coś w człowieku wewnątrz, coś powie mu, że ten choć może i nie usłucha, to będzie mógł powiedzieć, że coś mi mówiło, a on głupi był, że nie usłuchał, że jakaś szybka pęka samoistnie, albo we śnie coś się takiego przyśni dziwnego, żeby coś wskazać, no nic takiego nie było, tylko poszła Marysia od razu spać po filmie. Rano, jak wyjechał, to ona nawet nie wiedziała, tak wcześnie. Chciał szybko obrócić. Paweł przyjechał hondą sportową, pożyczoną od brata. On też rajdowiec. Lubił pocisnąć. Dopiero przy setce czuje jakieś wiry w torbie. Takie dziwne, fajne mrowienie. I mieli taką zabawę z Grześkiem, że rozpędzali auto na prostej z górki maksymalnie a potem kto dalej zajedzie na ludzie, kto wygra, i tutaj właśnie koło Myślenic, na tym takim zakręcie, jeszcze tam przez wiaduktem, gdzieś tak ścinali zakręt, że nie było siły, żeby choć jeden zauważył, że z przeciwka wolno, jak żuk, w porannym, a już gorącym, podwójnie przez szyby gorącym słońcu, żółty, ciężko dyszący, ledwo na chodzie, pełen ludzi jadących lub też wracających, autobus podmiejski pekaes najeżdżał, i w taki sposób nadjeżdżał, że nawet szans nie mieli żadnych jak się z zakrętu Hondą wysypali, tylko słupki w tym słońcu ścięte migały jak jakieś patyczki i już drzewo przed nimi, a mogli, kurcze jego mać, pobić rekord. Policja przyjechała. Pogotowie przyjechało. Strażacy przyjechali. Ciąć musieli. Ze nawet nie było co zbierać! Bardzo dużo ludzi przyszło. Młodych dużo. Lubili go za różne rzeczy, takim był. Kwiatów było tyle, że jeszcze tyle nie widziałem. Leżał zdeformowany jakiś taki. Ze nawet nie chciało się patrzeć, że tak może być. On a nie on. Pozszywany na twarzy gęstym ściegiem. W bliznach cały i przebarwieniach. Czaszka z tyłu wgnieciona. Oko lewe z lekka niedomknięte i widać było bielmo jak wystaje spod powieki. A jak bielmo wystaje to wiadomo, że źle, bo tym bielmem, okiem, kogoś z rodziny może pociągnąć. Tak to już jest. Marysia nie wiedziała, co ze sobą zrobić, tak rozpaczała. Po co otwierali trumnę? Po co było otwierać? Mało im było cierpienia, ale musieli bo by im się coś stało. Po co, po co?, poco to się nogi noce. Taka tradycja i co im zrobisz. Czuć było środek konserwujący w całym pokoju. Strażacy nieśli go przez całą drogę. Bo był jednym z nich. A ludzi było tyle, że dawno tak nie było.