37638.fb2 Cukier w normie z ekstrabonusem - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 22

Cukier w normie z ekstrabonusem - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 22

Wersja z dreszczykiem.

Sklepowa zamykała interes, ale Julian wyprosił, żeby sprzedała jeszcze po winie. Dla niego i Romka. Tylko mitu wejścia nie zarzygajcie i szczać w krzaki, nie pod murem!, powiedziała na odchodnym. Dobra, dobra szefowo, zrobi się, będzie ładniej niż było, i już otwierał łajno zębami. Romek swoje scyzorykiem. Taki był z niego delikatus. Nic. Ważne, że jest co wypić. Poszli razem pod lasek do rudery. O, tu, to będzie można na spokojnie spożyć trunek. Nikt się nie będzie przypieprzał. Żadnej gadaniny starych babć i policyjnych patroli. Zresztą, kto się mógł na tym odludziu przypieprzyć? No. Wiało przynajmniej nie będzie. Zawieje człowieka, to potem leż i proś o zmiłowanie, jak cię korzonki chwycą. O zdrowie to dbać trzeba. Pili tak i palili, aż zaczęło w pałach buzować i żale jakieś Juliana zaczęły nachodzić, że pracy nie ma, że go matka goni do roboty, ale gdzie tą robotę, gdzie?, że trzydziestka na karku, a on baby nie ma, ale gdzie tu babę znaleźć, gdzie i w ogóle. Zresztą, która by go chciała. We wsi uchodził za pijaka i nieroba. Co do tego pierwszego, owszem wypić lubił, a okazja zawsze go znajdywała sama, ale robić, to by robił, gdyby miał pracę, ale jak nie ma, to co ma robić, co? Pije, żeby zapomnieć, ze nie ma pracy. Nie ma pracy, bo pije. Ale o tym ostatnim, to też już wolał nie pamiętać. A ty Romek, to jesteś chuj nie kolega, pożalił się koledze Julian Myślisz, że się tobie tylko dupcyć chce, co? A co ci chodzi? zapytał się podchmielony konkretnie Romek. Jak żeśmy byli w zeszłym tygodniu u Gośki, to myślisz, że nie wiem, żeś ją pukał, co? Nie mogłeś mnie puścić?, tak ci dupy szkoda?, ja nie moczę już nie wiem ile, a ty se pukasz co tydzień, takiś jes, wino pijesz kurwa ze mną, ale chuj z ciebie nie kolega. Dupcysz wycedził Romek. A Julian tylko się oglądnął za jaką cegłą, tak w nim zawrzało. Ale nic w zasięgu nie było. Wstał i chwycił Romka za włosy i pociągnął na dół. A ten dłużny nie był. Jep go flaszką pustą w goleń, że aż zawył. I dużo im było nie trzeba, na wpół zrywki, już by się do gardeł mogli sobie rzucić i ciąć wespół, ale nagle zbliżający się odgłos samochodu sprawił, że stanęli bez ruchu. Co to się dzieje? Bus z miasta jechał, i zatrzymał się sto metrów dalej na prowizorycznym przystanku, zaraz koło tej dróżki, która do wsi prowadzi i ktoś z niego wysiadł. Kto to? popatrzył Julian, mrużąc oczy, na postać Znasz? Skąd mam znać?, kobieta chyba. Kobieta?, no kobieta!, nie chce być inaczej, ty. popatrzył na Romka i wnet mu ślina pociekła Ty Romek? Romek to już wiedział o co chodzi. Tylko spojrzał na Juliana, jak mu się oczy zaświeciły. I dawaj, zataczając się, przez las, przez krzaki, za kobietą. Monika, lat dwadzieścia jeden, miała w pracy dzisiaj na poczcie jeden z tych dni, że lepiej było nie wstawać rano z łóżka. Była wściekła i zmęczona. Zostawanie w urzędzie po godzinach stało się już normą. A dzisiaj to nawet ta norma została konkretnie przekroczona. Kierowniczkę nic to nie obchodzi. Wszystko musi być posprzątane, uporządkowane, posortowane, a nawet jakbyś jeszcze remanent zrobiła, to i tak kierowniczka będzie kręcić nosem. Małpa jedna. Ledwo Monika na ostatni bus zdążyła, bo inaczej co by zrobiła?, taksówką do domu? Nie rozśmieszajcie jej, z taką mizerną pensją? Zostać w mieście? Lepiej już jakoś wrócić. Matka nie lubi, jak się zostaje. Podejrzewa ją o bóg wie co. Taka była zmęczona, że ledwo na fotelu się prosto trzymała. Oczy jej się same zamykały i końcem końców zasnęła. Dobrze, że ją kierowca szturchnął, bo by pojechała nie wiadomo gdzie. Wysiadła z busa, podziękowała ruszyła przed siebie, przez las, jakieś dwa kilometry do wsi. Nie uszła stu metrów jak usłyszała jakieś szmery w krzakach, ale się nie przestraszyła, bo i czego. Zwierząt w lesie nie brakowało. Ale tym razem, coś jej powiedziało, że to nie zwierzę i nawet się nie zdążyła obrócić, jak poczuła uderzenie w głowę i już leżała na ziemi, a na niej okrakiem siedział jakiś mężczyzna. Julian dopadł jej pierwszy i pierwszy poczuł w sobie zew Miał do tego prawo! Tak dawno z kobietą nie był! Jedną ręką zrywał z niej ubranie, a drugą rozpinał spodnie. Romek stał z boku i dzielnie mu sekundował. Kobieta nie broniła się, co trochę zaniepokoiło Juliana, ale w takim stanie kto o tym myśli? Wyszarpał jej bieliznę i już miał dokonać aktu wprowadzenia, gdy. O kurwasz jego mać, to android! wycharczał, czując nagłe i bolesne ukłucie w rejonie genitalnym. Usmaży mi prądem jaja! Złożył się wpół z bólu i zaczął wycofywać się na kolanach w bezpieczne miejsce za krzakami. Romek, pomóż mi, kurwa, pomóż, krzyczał rozpaczliwie, ale Romka już tu nie było. Spierniczał tak daleko, jak się tylko dało. Wiadomo, z androidami nie ma żartów. Monika zbliżyła się na sztywnych nogach do skulonego mężczyzny i spokojnie zapytała jak masz na imię? Julian wybełkotał, jęcząc z bólu. Julian. ładnie, a ja Monika, też ładnie, musimy się jeszcze spotkać, tak! koniecznie!, czekaj zostawię ci wizytówkę. Julian aż podskoczył z bólu, czując jak w jego twarz wżera się żrąca substancja. Leżał skulony na ściółce i dygotał w gorączce. Zadzwonisz? spytała Monika z lekkim drżeniem w głosie Na pewno?, a może, to ja powinnam wykonać pierwszy krok w powietrzu błysnęło pięć ostrzy Ten pierwszy krok, w twoje krocze, miły! O Jezu, co to za koszmar. Ledwo starczyło mu siły, żeby sięgnąć do przycisku ewakuacyjnego. I co, jak było spytała go żona, gdy jego świadomość pojawiła się w konwerterze. Nie pytaj, element zbrodni w czasie rzeczywistym odparł markotno. Na drugi raz pieprze takie wczasy z adrenaliną.