37638.fb2 Cukier w normie z ekstrabonusem - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 6

Cukier w normie z ekstrabonusem - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 6

Jak się baby nie bije, to co się okazuje.

Swój wielki dzień miała 13 grudnia, podczas rytualnego poczęstunku w pracy. Koleżanki jak zazwyczaj rozsiadły się przy stoliku śniadaniowym plotkując, śmiejąc się, wywołując zmarłych i filując, czy aby zły szef nie nadchodzi. Jedna parzyła dobrą kawę, druga odwijała papier śniadaniowy z misternie1 paczki świeżych kremówek, inna stawiała mini Tarota, jeszcze inna zastanawiała się głośno nad urlopem. Teresa weszła w ładnym, nowym, czerwonym kostiumiku i jeszcze te włosy od fryzjera, pantofelki na obcasie, lakier, papa, łańcuszek, kolczyki, krzyżyk, tiru riru, fiu fiu, czy te ciuchy mogą kłamać? Wszystkie je, jak stały i siedziały zamurowało. O boże… Coś ty ze sobą zrobiła? Chcesz zostać gwiazdą filmową? Teresa nie w ciemię bita, a tylko od czasu do czasu po plenach i brzuchu, z dumą indyczki podeszła do stołu i nic sobie nie robiąc z docinek koleżanek, nalała do szklanki wody mineralnej i chlusnęła w twarz najbliższej. Dla tej chwili warto było pocierpieć! W ciągu kilku miesięcy udało jej się schudnąć prawie 40 kilogramów i teraz Teresa waży 69 kilo. I co najważniejsze, z bólem bo z bólem, ale trzyma wagę. śmieje się na całe gardło i beka tak głośno, że starzy znajomi nie rozpoznają jej na ulicy I dobrze. Chuj w dupę takim znajomym. Żadnego z nich pożytku nie ma, tylko cały czas rób sobie z gęby szmatę. Dzień dobry, a co pan tam ma w siatce, a po ile, a gdzie i tak dalej, krew jasna zaleje, albo co gorsza złażą się czasem i wyjadają wszystką wędlinę i sałatki! Znajomi z wozu, koniom lżej. Można sobie porządnie purknąć w sklepie bez utraty twarzy Bo jak cię nikt nie zna, to co cię to może obchodzić? Ech, życie! Sąsiad jak ją zobaczył, to wyjść nie umiał z podziwu, wreszcie wyjąkał. Została z pani połowa…, a ona na to po cichu, żeby nie słyszał. Idź ty głupi kutasie, bo cię strzelę, a on zaraz. Co?, co? A nic, pytałam jak się żona czuje… no… Joasia. Dobrze, dobrze. To dobrze, rzuciła mu i poszła dalej, szkoda czasu na głupie rozmowy. Teresa szczupła nigdy nie była. W szkole średniej uchodziła za pulchną, ale jej to nie przeszkadzało. Pierdole! Jem ile kcem i co mi zrobicie!? Dopiero jak przyszedł ten wiek, że się sprzedać jakoś trzeba, to coś musiała ze sobą zrobić i zrobiła. Tu i tam. Nic nie było widać. Towar erste klasse. Kiedy wychodziła za mąż za tego swojego Tadka, to była w sam raz. Tak go zresztą podeszła, że myślał, że jest chuda. Chwycić się nie pozwoliła za wałki w biodrach. Nic! Słowem, przypadła mu do gustu. Tadek wielce zadowolony. Tadek syty i ona tego sobie przy sobie cała. Taka szczuplutka, ale za co chwycić jest, no i milutka i inteligentna, za okularami, młoda panna. Urodziła jedno dziecko i nic. Rozeszło się po kościach. Po pigułkach wróciła do normy. Urodziła drugie i zaczęły się przykre zmiany Przytyła i waga jak na złość nie chciała spadać. Aż poprosiła Tadka, żeby ją wymienił, bo źle waży. Tadek wymienił, ale co z tego. Potem to już z górki. Tyła w oczach. Zwłaszcza w oczach Tadka. Bolało go to i strasznie krew psuło, ale się tylko na razie pytał grzecznie. Czy ty aby nie tyjesz?, a ona, ze nie, coś ty, coś ci się zdaje, gdzie tam wypierała się jak mogła, a wieczorem przed snem szła do łazienki, bo miała w koszu na brudną bieliznę skitrane batoniki, które uwielbiała, bo je tak fajnie reklamowali, w takim stylu wesołym, kolorowym. Potrafiła tych batoników zjeść tak z pięć dziennie. Przy kawie, na drugie śniadanie, po południu oficjalnie przy telewizorze i wieczorem po kryjomu, a zwłaszcza jak z pracy wracała, to się nie mogła oprzeć pokusie wstąpienia do sklepu, żeby coś mieć sobie pogryźć w drodze do domu. Jak wchodziła do sklepu z ciuchami, to już na progu wredne ekspedientki wołały raniąc ją w czuły punkt. Nie mamy pani rozmiaru! Teresa koiła swój ból kolejnym batonikiem. A z gazet na okrągło wycinała diety cud i kolekcjonowała je w specjalnym zeszycie z grubą okładką. Wreszcie Tadek nie wytrzymał i zapytał: czy ty aby czasem nie przytyłaś?, Teresa spuściła głowę i tępo odpowiedziała do podłogi: jestem tylko trochę przy kości, ja ci dam przy kości krzyknął jej w twarz Tadek, i zaraz potem z głupia frant zaglądnął do kieliszka, by z czystym sumieniem uderzyć ją w twarz za karę. Będziesz mitu kłamać! A Teresa jak nakręcona swoje, Jestem trochę przy kości. Tadek miał swoje zasady: baba nie bita, kosa nie klepana i żałował teraz, że wcześniej ćwiczyć nie zaczął, jednak tata dobrze mu mówił, Ty Tadek nie bądź taki miętki, krutko czymaj, nie popuszczaj, a teraz to masz, chciałeś być dobry, pozwalałeś na wszystko, to teraz masz, cierp! I lamentował, jak Hiob krzycząc poprzez ścianki działowe, że aż go było słychać przez trzy piętra. I to ty masz czelność nazywać się moją żoną!, ty masz czelność być matką moich dzieci!, co się z nami stało?!, gdzie jest twoja szczupłota ciała?!, gdzie się podziało szczęście małżeńskie i piękny czar domowego ogniska?!, wszystko pryslo jak bańka mydlana…, o boże jak ciężko mnie doświadczasz!, jakżesz byłem szczęśliwy a teraz?, śmieją się ze mnie młodsi ode mnie wiekiem, których ojców nie chciałbym postawić przy psach mojej trzody!, gdzie prawda i sprawiedliwość?!, co teraz zrobię?! Zawsze możesz spoglądać dyskretnie na inne szczupłe panie odpowiedział mu głos wewnętrzny, utożsamiany często z siłą nadprzyrodzoną. A ić ty ze swoimi radami, nie stać mnie na kabel,odpowiedział mu Tadek i lekko nasmaczony zaglądnął do kieliszka po raz drugi tego wieczoru. Jak się tak napatrzył w pękające szkło, to już mu było wszystko jedno, chuje muje, dzikie węże i Marlena Dietrich. Zasnął jak siedział przy puszce śledzi w żółtym, gęstym oleum. A Teresa była dalej uparta, już się w nic nie mieściła, i już ją wszystko dlatego też bolało od tuszy i razów. Ani wyjść na plażę, ani pokazać się w sklepie, ani włożyć wydekoltowaną sukienkę, ani w końcu się najeść raz na wszystkie czasy. Wiedziała jednak, bo coś jej tak w środku mówiło, wewnętrzny głos, że kiedyś musi przejść na dietę. Tak, że się zbytnio nie przejmowała. Tylko ten moment odciągała, jak tylko mogła najdalej. Pozwalała sobie powoli do tego dojrzewać. Pod poduszką trzymała sobie krzyżyk i fragment artykułu o pewnej filuternej dziewczynie, która ni stąd ni zowąd schudła 40 kilogramów. Kiedy zacznę się odchudzać myślała podniecona. Poznam wspaniałego, tajemniczego mężczyznę który zaprosi mnie na pizzę, wszystko będzie wyglądać inaczej. Końcem końców ten moment nadszedł. Pewnego poranka stanęła na wadze i patrząc na wskazówkę, która momentalnie dobiła do prawego brzegu, pomyślała, że maszyna znowu się zepsuła i tym razem na dobre. Ale wewnętrzny głos się z tym nie zgodził, a gdy go Teresa słuchała, to wyczuła też, że z ust czuć mu czymś nieprzyjemnym, a i z pewnością męczy go potworna zgaga. Wtedy coś w nią wstąpiło, jakby duch. Niczym zombi wybrała z bankomatu wypłatę i dalej, jak nakręcona udała się do pobliskiego osiedlowego szarlatana. lego numer znalazła w ogłoszeniu na klatce. Weszła do jego zaimprowizowanej w kawalerce świątyni, a ilość zgromadzonych na ścianach symboli religijnych dobitnie stwierdzała, że ma niezaprzeczalną duchową charyzmę, i powiedziała: Jestem gruba, bo tyle jadałam, jadłam, bo byłam taka gruba. SzarIatan tylko na nią spojrzał, porozmawiał chwilkę z nieżyjącymi przodkami i zaraz udzielił jej 25 cennych rad jak ładnie zeszczupleć bez liczenia kalorii. I jak wychodziła nałożył je; ręce i powiedział: jedz więcej i chudnij. Obiecał także, że jeśli wpadnie w przyszłym miesiącu po wypłacie, to odda jej preferencyjnie pewien cudowny przyrząd do masażu z czteroma wspaniałymi końcówkami. Teresa zabrała się do realizowania rad pana szarlatana z wyjątkową skwapliwością. I następnego dnia rozpoczęła odchudzanie poprzez jedzenie coraz więcej. A diabeł ją kusił jak mógł, tego nie jedz, jedz tamto, zamknij lodówkę, zapal telewizor. Różne rzeczy jej podpowiadał, ale ona miała w sercu te kolorowe słowa, jedz więcej i chudnij! Miała dużo siły i wiedziała, że wytrzyma. Postanowiła, że dotąd będzie przestrzegać rygorystycznie diety chyba, że się coś stanie takiego, co będzie usprawiedliwiało pewne odstępstwa. I stało się, ale niekoniecznie po jej myśli. Po dwóch tygodniach wrócił mąż i jak ją zobaczył, to zmartwiał. Teresa nie mogła podnieść się z łóżka, takie miała napompowane paszą kichy. Tadek nie myślał długo, tylko wziął pasa i zabrał się za wypędzanie złych duchów. Jak zaczął wieczorem to skończył dopiero nad ranem, aż z niej wszystkie wyszły, a było tego tak z 45 kilo. Z cztery razy przetykali muszlę! Koło ósmej nad ranem Teresa wolna i spokojna, z radością wśliznęła się w stare, ale nie zniszczone, wciąż czerwone ciuszki i udała się do pracy. Bez pracy nie ma kołaczy. Bez pracy nie ma też dmuchanego basenu rodzinnego, kuchenki mikrofalowej, miksera z miską obrotową, sernika na zimno, chusteczek nawilżających, mleczka do czyszczenia, polędwiczki sopockiej z indyka, płatów śledziowych a la bismarck, a o batonach już nawet nie wspominając. No i pewnie, że chciała być gwiazdą firmową, kto by nie chciał? A koleżance w twarz chlusnęła, ponieważ, jak się domyślała, to właśnie z jej ust wydobywał się ów nieprzyjemny zapach, który zazwyczaj towarzyszył ich beztroskim rozmowom, a po za tym, akurat nie wiedziała, co powiedzieć, żeby to było w jako takim brzmieniu. Wiecie, o co chodzi.