37651.fb2 Czerwona tarcza - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 2

Czerwona tarcza - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 2

- Czy ty naprawdę wierzysz, że to radość? - zadała pytanie. - Czy ta radość to ja?

- Od dawna!

- Miły mój! - szepnęła, jak gdyby naraz wszystko zrozumiała.

Owiewał ich ciepły, dyszący woniami i brzęczeniem, wietrzyk.

Iwar spojrzał na nią. Oczy były przymknięte, u brzeżków warg błądził smutno-radosny uśmieszek, nozdrza regularnego noska wdychały pachnące powietrze, piły je.

- W oczach mam ogniste kręgi słoneczne, zatrzymaj się na chwilę, Iwar!

Trawy były tak gęste, że wydawało się, że leżącego na nich utrzymają nad ziemią.

To było złudzenie. Dokoła nich, nad nimi, na nich napierał, toczył się groźny, gorący i wilgotny ocean traw.

Bielały olbrzymie rumianki, dzwoniły liliowe dzwoneczki, śpiewały trzmiele, wgłębione w malinowe kłębuszki koniczyny i pięły się, wiły się jak chmiel, oplatając ręce i nogi, białoróżowe powoje.

Ale widział to tylko on. Kwiaty i ziemię widział tylko on. Ona zaś w tym czasie mogła widzieć jedynie przesłonięte mgiełką niebo, w którym, trzepocząc, zastygł na chwilę czujny sokół.

...Zamiast dwóch pokojów w hotelu, wynajęli mały narożny pokoik w małym domu nad samą Oką. I za dnia, i w nocy widzieli niebo. Za dnia było to niebo błękitne, w nocy - kobaltowe, jakby opryskane fosforyzującym, rozrzedzonym srebrem księżycowym.

W pokoju, oddzielonym od pokoju gospodyni korytarzykiem, skrzypiała podłoga, z miednicy spadały na nią dźwięczne krople wody. Na ścianie wisiała fotografia nieznajomego mężczyzny w wysokim gutaperkowym kołnierzyku (trzeba było, ze względu na jego surowe spojrzenie, odwracać go co jakiś czas) oraz dwa oleodruki: Böcklina. Wyspa umarłych i Dziś źle się czuję. Ten drugi przedstawiał białego kotka z czerwoną kokardą w czarne grochy na szyi. W pokoju znajdowała się pękata komoda i szerokie, staroświeckie łóżko.

- Jakie to wszystko idiotyczne! - orzekł Iwar po obejrzeniu pokoju.

- To głupstwo. Za to jakie powietrze aż z łęgów tu przypływa!

Zgodził się z Niką. Czuł się bezwstydnie, bezgranicznie szczęśliwy. I to właśnie poczucie sprawiło, iż nie zauważył, że przez cały następny wieczór Nika była jakaś obca czy nieobecna. W nocy zbudziły go dziwne, przygłuszone dźwięki. Nie próbując cokolwiek zrozumieć, objął ją, ramieniem odczuł wilgoć na jej policzku.

- Mój duży wróblu, co ci jest?

- Czy pamiętasz tamtego sokoła, co to wtedy?

- Nic nie pamiętam... - zaciął się. - Ach, tak... Ale o co chodzi, o co ci chodzi?

- Zawisł nieruchomo nad głowami i nagle runął w dół, w kwiaty. Wiadomo, coś upolował!

I nieoczekiwanie dodała zduszonym głosem:

- Czyż nie tak właśnie było?

Chłopak milczał, ona zaś westchnęła i mówiła dalej:

- Ty wiesz, że byłeś pierwszy, Iwarze. Wybacz, ale póki nie za późno... Otóż obudziła mnie myśl: nic takiego się tu nie zdarzyło. Były tylko łąki, kwiaty, jeźdźcy, smółki, powoje.

- Ale ja przez całe te lata byłem w tobie zakochany!

- Na mnie to spadło jak piorun z jasnego nieba. I teraz jest mi strasznie. Czyżby to już wszystko? Zaczęło się i skończyło, choć obok jesteś ty?

Objął ją ostrożnie, jak chorą. Czuł się za wszystko odpowiedzialny, winny.

- Ze mną nic nie będzie mieć końca...

- Jak to pospolicie wszystko wypadło!

Odsunął się od niej z oburzeniem. Jej szczerość wywoływała, co prawda, szacunek - jednocześnie jednak jakże go krzywdziła. Powiedziała to, co nie każda kobieta potrafi powiedzieć, jednak nie powinna była tego czynić.

- Kwiaty. Słońce. Nagły przypływ wdzięczności dla tego wszystkiego, radość, że mogę dzielić się tym z tobą... I oto patrzę w noc...

Noc była jasna. Księży c ukośnymi promieniami przenikał przez firanki.

- Skąd ci to przyszło do głowy? Czy ja?..

- Tak, ty. Po wszystkim tym wściekałeś się w gabinecie przewodniczącego rejonowej rady na temat tych spuszczonych jezior. On twierdził, że to uczyniono przed nim jeszcze. Usprawiedliwiał się, a ty byłeś niepogodzony, ostry - nie poznawałam ciebie. A ty tak się zachowywałeś, jakby mnie przy tobie nie było. Dla ciebie były ważniejsze te jeziora, nie zaś... Upolowałeś zdobycz jak ten sokół... Jesteś mi teraz zupełnie obcy.

- Ważne są dla mnie jeziora, ważna jesteś dla mnie ty. Czy potrafisz zrozumieć, że w tamtym jeziorze przeglądali się ludzie z dalekiej przeszłości? Że mogliby w nim przeglądać się zakochani, podobni do nas, i za lat tysiąc? W nim pluskały ryby, na nim gnieździły się kaczki. I kaczki, i ryby mogłyby tam być jeszcze i za tysiąc lat. Zniszczono urodę, coś zabrano tobie, memu zachwytowi dla ciebie...

Podciągnęła się wyżej na poduszki:

- A więc dzieliłeś się mną z tymi, co minęli, i z tymi, co będą?! A dla mnie właśnie istniał tylko ten dzień!

Próbował ją objąć, ale ona się wymknęła.

- Zrozum, mnie jest dziwnie i strasznie, że ty jesteś ze mną. Nie należało tego czynić. To ten zwodniczy dzień. A potem, po tamtych kwiatach, ten pokój!

- Znajdziemy inny! - te słowa zabrzmiały niewłaściwie.

- Nie! Pójdę stąd... rankiem, podobnie jak przyszłam tu wczoraj...

I, jakby czyniąc sobie wyrzuty, dodała:

- To było takie... nieoczekiwane... W ciągu jednego dnia...

Powiedział spokojnie, ale było w tym coś z rozpaczliwego błagania:

- Był ten dzień i jeszcze było ich tysiąc przed nim!

Ona milczała, jemu zaś zdało się, że mu brakuje tchu. Leżał pogrążony w głębokiej rozpaczy, nic nie widział, choć oczy miał otwarte, potem zaś przyszło zrozumienie - nie z myślenia, lecz wynikające z całej jego istoty - że to naprawdę koniec, że los dał mu do rąk rzeczywiście tylko ten jeden dzień, po nim nie będzie już niczego. Co się właściwie zdarzyło; nie mógł zrozumieć, czuł jednak, że jest w tym jakaś niedorzeczność. Może właśnie dlatego, że niczego nie mógł zrozumieć, że ona tylko przez kaprys zabiera mu jego życie - w miejsce rozpaczy przyszły obraza i gniew.

- Postąpisz, jak zechcesz - powiedział przez zaciśnięte zęby. - Ale ja byłem przekonany, że to dopiero pierwszy dzień, że we mnie i w tobie nagle zbiegło się wszystko, co było i co będzie.

Szukał jej oczu, sucho połyskujących w ciemności. Usłyszał jej głos:

- Może tak będzie lepiej... Nawet na pewno tak będzie lepiej. W ten sposób będę pamiętać wszystko, ominie mnie rozczarowanie, zostanie pamięć wdzięczności i szczęścia. Jeden dzień! Czy to mało? - Wsparła się o łokieć, westchnęła: - Jaka ze mnie idiotka! Przecież ja to wszystko wiedziałam. A zapłakałam tylko dlatego, że nazbyt dobrze wiedziałam, że przez chwilę wydawało mi się, że to strata, że człowiek może coś w życiu zatrzymać na długo.

- Opamiętaj się, co ty też mówisz?!

- A co? - zapytała z niezrozumieniem. - Ty przecież wiesz, że wiedziałam, iż to jeden tylko dzień... Ot, może trochę zrobiło mi się smutno. Wybacz... Zaraz będzie dobrze, wszystko to przejdzie. Wszystko wróci do naturalnego stanu.