37774.fb2 Diabelska Ballada - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 13

Diabelska Ballada - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 13

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Mnich łowi ryby i rehabilituje poetę. To nie hołd pruski ani ruski. Zbrodnicze knowania satanistów. Belfer Piotr nicuje doktrynę. Ilu jest diabłów?

Piotr opuścił szkołę bardziej rozbawiony niż zmartwiony. Zatrzymał ciężarówkę jadącą w stronę jeziora, kierowca chętnie go podwiózł. Gadał bez przerwy. – Panie, co się stało z naszą telewizją? Wraca człowiek zmęczony do domu, dwanaście godzin za kółkiem, chciałby się trochę rozerwać, a tu msza leci godzinę, potem kazanie albo zbiorowe modły, to znów pielgrzymki ciurkiem pokazują, święte obrazy, kropienie czegoś tam, jasna cholera, czy Wałęsa już nas do nieba wmanewrował? Jak będę się chciał pomodlić, to w niedzielę pójdę do kościoła, nie muszą mi włazić na chama do mieszkania. Płacę słony abonament? Płacę. I za swoje pieniądze mam oglądać, jak głupie baby biskupa po łapach całują? Pomstowałem na komunę, ale teraz widzę, że nie wszystko było złe. Partyjniacy nie pchali się tak nachalnie na mały ekran, dobry film mogłeś obejrzeć i różne takie fiku-miku. Może w Warszawie dziennikarzy wyrzucili z roboty i teraz księża robią tę telewizję? Przyjdzie chyba człowiekowi kupić antenę satelitarną albo magnetowid…

Nad zaciszną zatoczką odnalazł ojca i Hiacynta. Rozebrani do kąpielówek, w słomkowych kapeluszach, gapili się na spła-wiki. Wędziska przywiązane do krzaków, żeby jakaś wielka sztuka nie porwała narzędzi ku głębinie.

– Biorą?

– Witaj, synu. Cuda się dzieją nad tym bajorem. Trzy godziny siedzę, mnie nawet płotka nie podeszła, a mniszysko już dwa szczupaki poderwało.

– Na błysk?

– Szczupak jak kapitalista, na każdy błysk skacze. Jeszcze jeden i,będzie zupa dla moich sierot.

Piotr opowiedział o szkolnej imprezie, dodając nieco jaskrawych barw. Stary zżymał się w miarę słuchania, pykał nerwowo fajkę, wreszcie zapragnął poznać napiętnowany utwór.

Zanim nauczyciel zdążył otworzyć usta, Hiacynt już recytował, a Śliwie humor wracał, kiwał głową że tak, właśnie tak, trafne, celne, ujmuje istotę rzeczy, bo blichtrem i tromtadracją lakieruje się dziś pustkę ideową.

– Godzi się zauważyć – dodał mnich – że Kasprowicz napisał wiersz uniwersalny, trafiający w mizerię nadgorliwych wyznawców każdej ideologii. Wstawmy zamiast „Ojczyzna" inny wyraz trzysylabowy, na przykład „Stworzyciel"; trzeba także zmienić parę zaimków z żeńskich na męskie, bo Ojczyzna matka, a Stwórca ojciec. Słyszymy teraz:

Widziałem, jak się na rynkach gromadzą kupczykowie

Licytujący się wzajem, kto Go najgłośniej wypowie.

Widzialem: do Jego kolan – wstręt dotąd me serce czuje

Z pokłonem się cisną i radą najpospolitsi szuje.

Sztandary i egzorcyzmy, święcenia i procesyje,

Oto jest treść Majestatu, który w niewielu żyje.

Ktoś milczkiem choć słuszność mi przyzna, więc się nie zdziwicie

Że na mych wargach tak rzadko jawi się wyraz: Stworzyciel.

– Bez drobnej trawestacji się nie obeszło – zauważył Piotr – ale poeta by wybaczył. Musi się biedak w grobie przewracać: chowano go w Rzeczypospolitej, a leży w Klechistanie.

– Kasprowiczem interesowałem się już w nowicjacie – ciągnął franciszkanin, podcinając wędkę – napisał przepiękny Hymn świętego Franciszka z Asyżu i żartobliwą gawędę patrona naszego zakonu z zakrystianinem Palicą. W miarę poznawania twórczości zaczęła mnie intrygować jego ewolucja duchowa. Jest!

Zerwał się-na nogi, nawijając żyłkę; kołowrotek wirował jak silnikiem napędzany. Podciął jeszcze raz i wyrzucił na brzeg pokaźnego suma.

– To są kpiny ze zdrowego rozsądku! – pomstował stary. – Dwa szczupaki i sum na dodatek. Jak on to robi?

– Modli się – odrzekł Piotr. – Franciszkanie byli założycielami ruchu ekologicznego, przyroda im sprzyja.

– Przepraszam, zgubiłem wątek – wrócił do tematu Hiacynt, gdy uporał się z umieszczeniem zdobyczy w torbie. – Na czym skończyłem?

– Ewolucja duchowa Kasprowicza.

– Właśnie. Cykl hymnów Ginącemu światu to bogoburczy protest przeciw doktrynie moralnej i religijnej chrześcijaństwa, które są w swej bezwzględności, zdaniem poety, nieludzkie. Człowiek jest istotą grzeszną, ponieważ podlega prawom natury stworzonej przez Boga; odpowiedzialność za grzech spada więc na Stwórcę, nie na stworzenie. W takim ujęciu Sąd Ostateczny staje się triumfem zła, które stworzył Bóg, a nie wymierzaniem sprawiedliwości, jak wmawiają wiernym kościelni dogmatycy. Zasadnicze pytanie wczesnych utworów Kasprowicza brzmi: kim jest naprawdę Stwórca świata – Bogiem czy szatanem? Jeśli jest Bogiem, to musiałby współczuć niedoli człowieka i spieszyć mu z pomocą. Jeśli natomiast upaja się własną potęgą, traktując ludzi jak niewolników zobowiązanych do bezwzględnego posłuszeństwa, a ziemię oddaje na pastwę wrogim istocie ludzkiej potęgom, szatanowi i śmierci – to swą modlitwę o zmiłowanie i pomoc winniśmy kierować do szatana, nie zaś do Boga.

– Czysta gnostyczna herezja – stwierdził Piotr z udanym oburzeniem.

– Z punktu widzenia doktryny, oczywiście. Jednakże pytanie jest uprawnione, wielu myślicieli zadawało je w przeszłości, nasz poeta nie wymyślił prochu. Otóż po wielu latach duchowej szamotaniny powstaje Księga ubogich, akord nawrócenia i pojednania ze Stwórcą. Między tymi skrajnościami mieszczą się utwory, próbujące odnaleźć moralny sens w chrześcijaństwie: zbawienie przez miłość, odkupienie przez cierpienie. Kasprowiczowa droga przez intelektualną mękę budzi mój podziw. Jakże nikczemni w zestawieniu z jego postacią wydają mi się osobnicy, którzy dziś dla kariery politycznej leżą krzyżem przed ołtarzem lub stołki urzędowe usiłują sobie wywrzeszczeć rozgłośnym „Hosanna". Pustkę mają w sercu, wodę we łbie, a cynizm na języku.

– Nie jestem aż takim entuzjastą poezji Kasprowicza. Razi mnie młodopolskie gadulstwo, kwiecisty styl, nadużywanie metafor. Jeśli mam być szczery, najbardziej cenię jego erotyki, bo uwielbiał piękno i swobodę miłości cielesnej, a wymyślony przez Kościół ascetyzm traktował jako przejaw obłędu, wywołanego przez sprzeczny z naturą celibat kleru.

– Zazdroszczę ci młodości, Piotrze, jeszcze nie wpadłeś w pułapkę transcedentalnych rozważań.

– Ja również nie wpadłem w pułapkę waszych mądrości – powiedział Śliwa nieco urażony. – Świat realny jest poznawalny. Włączam telewizor i co widzę? Władca mocarstwa duchowego, Ojciec Święty, opuszcza nawiedzoną ojczyznę i żegnają go obecne demokratyczne ponoć władze niepodległej podobno ni Rzeczy pospolitej. Całują samodzierżcę w świętą dłoń, przyklęknąwszy pokornie: prezydent, premier, ministrowie, senatorzy, posłowie i parę tuzinów innych bubków. Patrzę i oczom nie wierzę – to nie hołd pruski ani ruski tylko watykański. Taką czołobitnością nie zgrzeszyli nawet targowiczanie wobec carycy Katarzyny. Jeśli teraz ktoś będzie mi pieprzył o odzyskanej wolności to przysięgam, strzelę mu w mordę!

– Niepotrzebnie się denerwujesz, Hieronimie. Triumfalizm zawsze sprowadzał klęski, co stwierdzam ze smutkiem, pełen obaw o przyszłość wiary katolickiej. Gdy Kościół opanował Rzym, imperium się zawaliło pod naporem obcych ludów a wschód bizantyński zrzucił władzę papieską. Gdy zaczął lekceważyć wiernych w odległych krajach, oderwała się od Watykanu Anglia. Gdy palił na stosach nieprawomyślnych i nawracał Indian, odbierając im życie – pojawili się Luter i Kalwin. Bóg znajdzie sposób, by książąt Kościoła nauczyć pokory.

– Ruszamy do domu – Śliwa wymigał się od komentarza – nie będę dłużej ryb naganiać na mnisią wędę. A polityka już mi gardłem wyłazi.

Minęło kilka dni. Gdy rankiem Piotr wszedł do pokoju nauczycielskiego, zastał nastrój jak w grobowcu. Ciało pedagogiczne obojga płci prezentowało miny ponure, dyrektorka pochlipywała, komendant policji wycierał kraciastą chustką pot z czoła, a katecheta, proboszcz i kanonik w jednej osobie perorował:

– Taka hańba! Cmentarz zbezczeszczony, krzyże powywracane, na krucyfiksie wisi zdechły kot. Sataniści w Trzy-dębach! Zaraza wylęgła się tutaj, w szkole!

– Niestety – potwierdził policjant – poszlaki wskazują, że młodzież była tam czynna.

– Mój Boże, co za wstyd – pociągała nosem Łysa Pała – dowie się pan kurator albo sam ksiądz biskup… Do więzienia, nie oszczędzać potworów!

– Chwileczkę, drodzy państwo – odezwał się Piotr – rozpatrzmy sprawę spokojnie i po kolei. Emocje nie pomogą.

Załóżmy, iż rzeczywiście nasza młodzież zawiniła, a pan komendant ma przeprowadzić śledztwo. Należałoby przesłuchać około setki uczniów z siódmych i ósmych klas, ich kolegów, rodziców…

– Wykluczone! – zaprotestował komendant. – Nie mogę całej obsady posterunku wplątywać w aferę na przeciąg co najmniej kilku tygodni. Liczę na nauczycieli.

– Dobrze, szkoła deklaruje pomoc. Jednakże wpierw musimy odpowiedzieć sobie, czy rzeczywiście, jak to zostało pochopnie sformułowane, zaraza wylęgła się u nas? Podążmy śladem rozumowania młodych ludzi. W kościele wciąż straszy się diabłem, na lekcjach religii słyszą opisy mąk piekielnych, płoty oblepione wizerunkami szatana, nawet w szkole spokoju nie znajdą, bo czart pruje z kulomiotu. Tak oto hodujemy w ich psychice przekonanie o diabelskiej potędze. Bóg nie potrafi Złego okiełznać, tym bardziej Kościół, choć wojuje z nim już dwa tysiąclecia. Co ważniejsze, jest szatan – w młodych oczach – ofiarą bezustannych prześladowań ze strony Najwyższego i jego ziemskiego personelu. Za co? Że zbuntował się przeciw dyktaturze, przeciw kultowi jednostki? Nasze środki przekazu takich rebeliantów stawiają dziś na piedestale!

– Protestuję przeciw pokrętnym wywodom!

– Zamiast protestować, księże proboszczu, należałoby wpierw przemyśleć własne błędy: wychowawcze, propagandowe, etyczne. Myśmy wszyscy stworzyli ruch satanistów, szanowna pani dyrektor. Wielbią diabła ze współczucia, bo prześladowany. Z podziwu, bo potężny, Boga się nie uląkł, stawia dzielnie opór. Z przekory wreszcie, bo ileż można strawić bogobojnego słowolejstwa i modlitewnych westchnień, zalewających kraj niby monsun wybrzeża Bangladeszu? Szatan staje się odtrutką na natarczywość ewangelizacji.

– Czyżby? Wrogość wobec religii jest dziedzictwem socjalizmu, panie Śliwa. Stamtąd czerpią wyznawcy szatana swoją nienawiść do Boga. Naciągana jest ta pańska psychologia, maskuje niechęć wobec Kościoła.

– Kto między bezkrytycznym uwielbieniem a wrogością nie widzi całej gamy pośrednich odcieni, powinien zamknąć się w pustelni, liczyć gwiazdy i żywić się korzonkami, a nie manipulować dziecięcym charakterem.

– Panie kolego… księże proboszczu… ludzie, zlitujcie się! – dyrektorce znów zbierało się na płacz. – Kłótnia prowadzi do nikąd. Jaka rada?

– Wyszukam tych satanistów i spróbuję im przemówić do rozumu – zdecydował Piotr. -Wezmę moją klasę na cmentarz, uporządkujemy groby. Ksiądz Pyrko, jeśli wolno sugerować, wygłosi kazanie o szacunku dla ludzkich szczątków. A policja przestanie się interesować incydentem. Zgoda?

Wszyscy spojrzeli na proboszcza. Pokręcił głową, nie bardzo przekonany do recepty, innej jednak sam nie potrafił zaproponować.

– No to życzymy powodzenia panu Śliwie – powiedział cierpko i wszyscy z ulgą rozeszli się do klas.

Podczas przerwy, dyżurując na dziedzińcu, zauważył Piotr znak szatański: mały palec i wskazujący mierzą w niebo na podobieństwo rogów, pozostałe palce skurczone. Diabelskim symbolem pozdrawiało się trzech chłopców z ósmej B; jednego rozpoznał – Antek, syn ogrodnika Świderskiego. Podszedł ich znienacka.

– Cześć, Antek. Możesz przedstawić kolegów?

– Mogę. Ten to Maciek Kajdyr, a ten Romek, ksywa Sierżant, bo jego ojciec jest komendantem posterunku.

– Chłopaki, mam do was ważną sprawę. Przyjdźcie po lekcjach do gabinetu języka polskiego, dobrze?

– Czemu nie, możemy przyjść.

Przyszli. Usadził ich w ławce, a sam siadł okrakiem na krześle, z rękoma wspartymi na poręczy. Wysilił się na ton obojętny, jakby gawędził o błahym filmie, który trzeba wprawdzie omówić, ale do którego nie warto przywiązywać większej wagi.

– Narozrabialiście na cmentarzu, widziano was.

– Różni z miasta też byli – wyrwało się Antkowi.

– Nie zwalaj na innych. Tylko wy mnie obchodzicie. Nie prowadzę śledztwa, żadna kara wam nie grozi, możecie zaspokoić moją ciekawość. Czarną mszę odprawiono?

– Tak. Maciek jest naszym kapłanem.

– Odmawiasz modlitwy, Kajdyr?

– Dopiero dwa razy…

– Tekst musi być interesujący. Przytocz fragmencik.

– No, zaczyna się…

– Chyba pamiętasz?

– Chwała Lucyferowi a na ziemi pokój jego wiernym sługom. Sławimy cię, Królu Piekieł, boś niezwyciężony. Dzięki ci składamy, Książe Wszechmocny, że gnębisz wrogów naszych. Słuchamy cię pokornie, Panie Zemsty, albowiem ty zgotujesz klęskę fałszywym prorokom i ich wyznawcom. Który siedzisz na tronie wszechświata wysłuchaj naszych modlitw, podnieś nas z nędzy i upokorzenia. Pobłogosław naszym czynom, oddal od uszu naszych zakłamanie papistów. Łączymy się w jedności ze wszystkimi duchami piekieł w hołdzie dla Ciebie – o Najwyższy, o Przenajświętszy, Władco Ciemności, w których jest prawda. Ave Lucyfer!

– Zarżnęliście kota.

– Przecież czarna msza wymaga ofiary krwawej – powiedział Romek Sierżant, zdziwiony niewiedzą nauczyciela.

– I ty ją spełniłeś?

– Ktoś musiał to zrobić.

– A dewastacja grobów czemu miała służyć?

– Nie było żadnej dewastacji – zaprotestował Antek – myśmy tylko odwracali krzyże, ramionami ku dołowi. Niektóre zrobiono z kiepskiego materiału, rozpadły się.

– Nosicie jakieś sataniczne znaki? Pewno też odwrócone krzyże?

– Różnie. Albo krzyże, albo medaliony z kozłem, albo liczbę 666. Co kto woli. Pan nas nie wyda prokuratorowi?

– Obiecałem i słowa dotrzymam. Teraz, proszę, posłuchajcie mnie. Protestujecie przeciw religii, rozumiem, zewsząd wciskają wam kit, to budzi opór, nie chcecie dołączyć do stada bogobojnych baranów. Dobrze. Zastanówmy się więc nad istotą waszego protestu. Zamiast religii katolickiej – szatańska. Zamiast modłów do Boga – modły do Króla Piekieł. Zamiast mszy kościelnej – czarna. Uciekacie przed niewolą boską by stać się więźniami niewoli diabelskiej. Jedne dogmaty zastępujecie innymi. Porzucacie Kościół chrześcijański dla Światowego Kościoła Szatana, który powstał w roku 1966 i wymaga takiego samego posłuszeństwa wobec hierarchów, jak Watykan. Odrzucacie Biblię bo sławi Boga, lecz gotowi jesteście uznać Czarną Biblię, głoszącą boskość szatana. Cóż się zmieniło? Nic!

Piotr stwierdził z zadowoleniem, że jego słowa wywarły na chłopcach wrażenie. Zawstydzili się jakby. Antek Świderski wiercił się niespokojnie w ławce by wreszcie zauważyć:

– W coś przecież trzeba wierzyć.

– W ludzki rozum. I bez religii możecie szanować bliźnich i nie krzywdzić innych. Czy wam do szczęścia potrzebna cała ta humorystyczna mitologia z niebem i piekłem? Zasady moralne tkwią w nas, ujawnia je doświadczenie życiowe każdemu, kto nie jest egoistą i cynikiem. Filarem naszego bytu nie bywa ślepa wiara, lecz rozsądek. Pomyślcie nad tym.

Wracając do domu Piotr wstąpił do biblioteki i wypożyczył kilka rozpraw o religii katolickiej. Ojciec oglądał w telewizji western, w którym trup słał się gęsto, a bohaterowie marnowali amunicję – on zaś zagłębił się w lekturze. Domyślał się jakiejś niespójności w nauce Kościoła. I w końcu znalazł pęknięcie. Ha – stwierdził z satysfakcją – święci teoretycy nie zdołali uporać się z problemem piekła.

Rzeczywiście. W doktrynie chrześcijańskiej występują dwie teorie piekielne. Pierwsza głosi, że szatani to stworzeni przez Boga aniołowie, którzy zbuntowali się przeciw Panu i za karę strąceni zostali do piekieł, skąd rozsiewają zło na świat i ludzi. Jeśli tak, Bóg nie jest wszechwiedzący, bo nie przewidział buntu, ani wszechmocny, bo zmuszony jest tolerować konkurencję, dzielić się władzą nad ludźmi z buntownikami. Według drugiej teorii szatan i jego zastępy istniały i istnieją nadal niezależnie od Stwórcy i one to sprawują wbrew niemu władzę nad światem materialnym. Jeśli tak, Bognie jest bogiem jedynym, jego kompetencje są ograniczone, okazuje się wplątany w rywalizację z innym potężnym bytem samoistnym i w trosce ó własne panowanie nakazuje wiernym: „Nie będziesz miał innych bogów przede mną".

Gdyby Piotr podzielał pasję porównawczą świętej pamięci Ateusza, dostrzegłby bez trudu źródło tej dwoistości, mianowicie w dziedzictwie przedchrześcijańskich kultur, zwłaszcza staroperskiego mazdaizmu, gdzie dwa potężne bóstwa walczą stale ze sobą: dobry Ahura-Mazda i zły Aryman. Nauczyciel nie tropił jednak wtórności doktryny chrześcijańskiej, jej rozlicznych zapożyczeń z dawniejszych religii, lecz postawił sobie pytanie, który z tych mocarzy pozaziemskich jest istotą dobrą a który uosobieniem zła. Jeśli toczy się bezpardonowa walka to obie strony stosują perfidne podstępy i kamuflaż, usiłują pozyskać sobie zwolenników przy pomocy naciąganej argumentacji, a ogłuszonym zgiełkiem bitewnym Ziemianom miesza się już we łbach.

Po czynach poznacie ich, mówi Pismo. Biorąc pod uwagę morze przelanej krwi, rzezie innowierców, dziesiątki tysięcy spalonych na stosach, okrutne wojny prowadzone w imię boże – to żydowsko-chrześcijański Jahwe, bezwzględny staro-testamentowy Jahwe, władający światem materialnym i usiłujący zawładnąć każdą duszą – jest Arymanem, szatanem, księciem ciemności. Człowiek poszukuje sprawiedliwego Boga, miłosiernego Stwórcę, uosobienie dobroci – a trafia w sieć manipulacji kapłanów Jahwe.

Doszedłszy do tak zaskakującego wniosku, Piotr uświadomił sobie nagle, że podąża tropem rozumowania średniowiecznych gnostyków: katarów, bogomilców, albigensów, uznanych przez Rzym za heretyków i wytępionych mieczem do ostatniego. Oto dokąd prowadzą spekulacje myślowe! Dlatego przezorny Kościół nakazuje wiernym modlić się gorliwie, pracować w pocie czoła i wierzyć tylko w prawdy przez Watykan uznane. Kto angażuje szare komórki do oddzielania ziarna od plew, zagraża niewzruszonej doktrynie, obwarowanej zakazami i nakazami niby oblężona twierdza.

– Wiesz – powiedział do ojca – doszedłem do wniosku, że jestem potencjalnym zagrożeniem dla prawomyślnych katolików.

– Też odkrycie! – parsknął Śliwa – twój ojciec został pasowany na wroga własnej partii i nowego porządku równocześnie. Pójdziemy na przemiał.

– Ale z podniesionym czołem.

– I to jest, synku, najważniejsze. Wierność własnym poglądom i obrona przed praniem mózgów, jakie doktrynerzy wszelkiej maści urządzają dziś narodowi.

Nabił fajkę i zaczął to swoje pykanie; kłęby aromatycznego dymu wypełniły pokój. Nagle roześmiał się.

– Wyobrażasz sobie, jakie psy wieszano by dziś na komuchach, gdyby w przeszłości werbowali zwolenników tak jak księża?

– To znaczy?

– W kołysce. Każdemu niemowlakowi, po wyrecytowaniu odpowiedniej formułki, sekretarz komitetu wręczał by uroczyście legitymację partyjną.

– Bzdura!

– Pewnie. Taka sama, jak taśmowa produkcja katolików z nieświadomych osesków. Dlatego wychowaliśmy ciebie nie absorbując parafii. Chyba nie masz o to pretensji?

– Skądże. Już w liceum odkryłem zaskakujący fakt: nie ma żadnego naukowego dowodu że Bóg istnieje, ani że nie istnieje. Oba poglądy są więc równoprawne, a narzucanie któregokolwiek jest uzurpacją. Wybór należy do człowieka psychicznie dojrzałego.

– Słusznie. I ten wybór należy uszanować, ja tak pojmuję tolerancję. Jestem, jak widzisz, naiwnym komuchem. Ale przyznaję, że natrętna klerykalizacja mnie denerwuje.

– Tato, spójrz na problem z dystansu. Twoja partia chciała kontrolować każdą dziedzinę życia i wreszcie to wścibstwo przejadło się społeczeństwu, z wiadomym skutkiem. Kościół radośnie podąża tą samą drogą, a skutek będzie identyczny: imponujące rozmnożenie niedowiarków i buntowników. Czym się przejmować?

– Może masz rację. Oby.

Piotr gwoli rozweselenia zaczął przytaczać wywody uczonych satanologów z różnych epok. Usiłowali oni policzyć diabelską populację, a ich szacunki różniły się krańcowo: od piętnastu miliardów do dziesięciu tysięcy bilionów; tym minimalistą okazał się Polak, ksiądz Jan Bohomolec w XVIII wieku. Co sprytniejsi ograniczali się do ogólnikowego stwierdzenia, że czartów mnogość, jak ziaren morskiego piasku. Zdarzali się też obsesjonaci konkretu, zazwyczaj kabaliści – sprecyzowali oni, że na każdego człowieka przypada jedenaście tysięcy diabłów, uszeregowanych nieproporcjonalnie, bo tysiąc z prawej strony nabożnej duszyczki, a dziesięć tysięcy z lewej.

– To potwierdza obecną tezę kaznodziejów, że moce piekielne trzymają się lewicy -powiedział kpiąco stary – co źle wróży naszej socjaldemokracji. Ksiądz Pyrko powinien doradzić parafianom, żeby dla odczyniania uroków spluwali przez lewe ramię, wtedy szansę trafienia sługi Lucyfera są znacznie większe.

– Kościół musi bezzwłocznie zaktualizować wnioski satanologów. Przecież społeczność diabelska rośnie, piekłu grozi wyż demograficzny, bo niedowiarków i heretyków przybywa w zastraszającym tempie. Jak można walczyć z wrogiem nie znając jego liczebności? Episkopat dla zbadania sprawy na miejscu mógłby delegować ekspertów, na przykład księży Jankowskiego i Tischnera, wzmocnionych błyskotliwym intelektem profesora Stelmachowskiego. Byłby to wymierny polski wkład w umocnienie Królestwa Bożego.

– Widzisz, co nam pozostało: wisielczy humor. I całe szczęście, bo musiałbym wyć na rozstajach jak zbłąkana sobaka, taki mnie czasem ponury nastrój chwyta za gardło. Odkąd odeszła Maleńka…

– Myślisz, że mnie jest lekko?

– Młodyś, wytrzymasz. Dobranoc, synku.