37777.fb2 Diabelska wygrana - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 18

Diabelska wygrana - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 18

Rozdział 18

Damien stał we wnęce przy oknie. Obserwował drzwi biblioteki, aż zobaczył, że Aleksa otworzyła je i uciekła korytarzem. Trochę się uspokoił, gdy poszła schodami na górę do ich pokoi, z dala od plotkarskich języków i wścibskich oczu.

Czuł się dość dziwnie, trochę wytrącony z rów¬nowagi tym, co się stało. Rzadko tracił opanowa¬nie, lecz przy Aleksie zdarzyło mu się to już nie po raz pierwszy. Dzisiaj także stracił głowę – gdy spostrzegł, że gdzieś się ulotniła. A potem, gdy ją odnalazł…

Jules St. Owen miał szczęście, że uszedł z ży¬ciem!

Z głębokim westchnieniem wyszedł na taras.

Nic jej nie łączyło z Sto Owenem – przynajmniej nie był jej kochankiem. Wiedział to w chwili, gdy ją pocałował, a pełne przekonanie uzyskał, kiedy skończyli się kochać.

Zresztą nigdy nie dała mu podstaw do podej¬rzeń, że jest niewierna. To, co się stało, nastąpiło wyłącznie z jego winy.

Jezu. Rozmyślając o godnym potępienia postę¬powaniu, uderzył pięścią w szorstką, kamienną ścianę. Powinien był jej ufać, jednak jemu nigdy nie przychodziło to z łatwością. Ojciec wierzył matce, a ona nadużywała jego zaufania. Damien wierzył jej, a ona go zostawiła. Chciał zaufać bab¬ce, po tym jak odesłano go do niej do Francji.

Lecz Rachael i Simone były matką i córką. Mat¬ka podobna do córki, jak często sobie powtarzał. Traktowała go bardziej jak służącego niż jak wnu¬ka, wyciągając nań rózgę, gdy tylko coś jej się nie podobało, wciąż niezadowolona z jego postępków. Zaczął nią pogardzać. Gdyby nie Fieldhurst, być może nawet odmówiłby powrotu.

Damien wyjął cygaro, włożył je między zęby i na¬chylił się nad jedną z pochodni oświetlających ścieżkę do ogrodu, po czym zaciągnął się mocno. Fieldhurst okazał się jego wybawieniem, pomyślał, wypuszczając cienką smugę dymu w kierunku czy¬stego, nocnego nieba. Wspomniał ich pierwsze spotkanie w jego piętnaste urodziny, w noc bardzo podobną do tej. Miejscem spotkania było Whitley, wiejska posiadłość jego ojczyma w pobliżu Hamp¬stead Heath.

Fieldhurst okazał się znajomym lorda Townsen¬da. Major był niezłomnym, poważnym człowie¬kiem, wychowanym w duchu brytyjskiej tradycji. Ze swoją bezkomprornjsowością i determinacje) przypominał Damienowi ojca. Od samego począt¬ku bardzo go polubił.

O dziwo, Fieldhurst wydawał się odwzajemnia" tę sympatię. Następnego dnia poszli razem na po lowanie i każdy ustrzelił ładną, grubą kuropatwy. Anthony Fieldhurst, wówczas w randze majora, podsunął mu ideę dostarczania informacji. Z po czątku nic skomplikowanego, po prostu miał mice oczy szeroko otwarte w czasie pobytu we Francji, a potem zameldować o wszelkich zasłyszanych in¬teresujących faktach.

To było w 1794 roku, kiedy pod ostrzem giloty¬ny zginęli Robespierre i St. Just. Swoje głowy stra¬cili również Danton i Desmoulins. Stracono setki osób, a babka Damiena nalegała, żeby brali udział w wielu krwawych egzekucjach. Kiedy zobaczył pierwszą z nich, uciekł i schował się w krzakach. Babka wyśmiała go i nazwała tchórzem. Po tym wydarzeniu był już przygotowany i spokojniej oglą¬dał kolejne ścięcia, chociaż za każdym razem od¬czuwał obrzydzenie. Nigdy też nie mógł ich zapo¬mnieć.

Był to jeden z głównych motywów, jakimi się kierował, przyjmując na siebie zobowiązanie wo¬bec Fieldhursta, gdy skończył dwadzieścia jeden lat. Wtedy Napoleon maszerował przez Syrię, w tym samym roku pokonał Turków pod Abu Kir w Egipcie.

Damien cały czas udawał lojalność wobec Fran¬cji, budując sieć kontaktów w Paryżu, co nie oka¬zało się trudnym zadaniem, skoro drugi mąż Simo¬ne osiągnął wysoką pozycję w rządzie.

W tym samym roku Damien zawarł umowę z ge¬nerałem Moreau, zgodnie z którą miał dostarczać Francuzom brytyjskie tajemnice.

Z tą różnicą, że sekrety, które im sprzedawał, pochodziły bezpośrednio od ministra obrony i by¬Iy tak preparowane, aby ich wprowadzić w błąd. Fieldhurst, wtedy już pułkownik, William Pitt młodszy oraz król Jerzy byli jedynymi osobami, które znały całą prawdę. Teraz Pitt już nie żył, król zaś rzadko miewał przebłyski świadomości. Samot¬nym kontaktem Damiena pozostał więc generał Fieldhurst.

Oparł się o ścianę na tarasie, spoglądając w kie¬runku ogrodu. Niemalże widział oczami duszy zbliżającą się z naprzeciwka Aleksę, w której kasz¬tanowych włosach odbijało się światło latarni, a piękne zielone oczy lśniły cudownym blaskiem.

Nie powinien był jej poślubiać – już chyba po raz tysięczny nasuwał się mu ten sam wniosek. Lecz za nic nie chciałby stracić ani jednego z dni, które spędzili razem. Gdyby nie niebezpieczeństwo, na które mimowolnie ją naraził, nigdy nie pozwo¬liłby jej odejść.

* * *

Damien nie wrócił do ich pokoi, z czego Aleksa była zadowolona. Jednak przewracała się z boku na bok i wierciła, łamiąc sobie głowę, dokąd poszedł.

I z kim może teraz przebywać.

Nie była tak naiwna, żeby nie zauważyć gorących spojrzeń, jakie rzucały mu niektóre kobiety. Lec po tym, jak się kochali w bibliotece, po ich intym¬nym zbliżeniu nie potrzebowałby przecież innej kobiety. Na samo wspomnienie poczuła miłe cie¬pło, chociaż całkowitej pewności jednak nie miała.

Rano chodziła w tę i z powrotem po sypialni, by w końcu zatrzymać się przed wysokim oknem z je¬dwabnymi zasłonami i popatrzyć na rozciągające się wokół pałacu łąki. Nie zobaczy się z Damienem aż do wieczora, gdyż tak jak większość mężczyzn wyruszył na polowanie. Może i dobrze. Dzięki te¬mu miała trochę czasu, żeby zapanować nad emo¬cjami, spojrzeć na sprawy z odpowiedniej perspek¬tywy i zastanowić się, co powinna zrobić.

Poza tym nadarzała się sposobność, aby zwie¬dzić pałac i spędzić trochę więcej czasu z gośćmi.

Kto wie, jakie tajemnice mogły wypłynąć w rozmo¬wach?

Dzień minął znacznie szybciej, niż myślała. Inne kobiety były przyjazne, chociaż zachowywały pew¬ną rezerwę, jednak żona generała zaakceptowała ją w pełni. Jeśli pominąć niepewność związaną z tym, co się wydarzyło pomiędzy nią i Damienem, całe popołudnie minęło przyjemnie. Na godzinę przed zachodem słońca Aleksa odkryła coś interesującego.

W zachodnim skrzydle, które zajmowała rodzi¬na gospodarzy, zlokalizowa~a generalski gabinet. Drzwi było otwarte, lecz nie śmiała wejść do środ¬ka, gdyż wokół kręciło się dużo ludzi. Zobaczyła jednak ogromne biurko, na którym leżały różne papiery sprawiające wrażenie oficjalnych doku¬mentów. Jednak bardziej interesujące było samo biurko, ponieważ już kiedyś widziała identyczne – w gabinecie Rayne'a w Stoneleigh. Kiedyś, gdy była małą dziewczynką, ojciec pokazał jej tajny schowek w meblu. Powiedział wtedy, że podob¬nych biurek jest niewiele. Wszystkie wyszły z pra¬cowni Farriera, jednego z najznamienitszych pro¬ducentów mebli we Francji.

Tak, pamiętała je doskonale – a to w gabinecie Moreau wyglądało identycznie. W tajnej skrytce Rayne przechowywał swoje najważniejsze doku¬menty.

A co mógł tam ukrywać generał?

Warto byłoby sprawdzić, pomyślała, szykując się do kolacji i wystawnego balu zaplanowanego na wieczór. Damien w końcu wrócił i teraz prze¬bierał się w swoim pokoju. Niewiele się odzywał, wydawał się dziwnie przygaszony. Może wcale nie hył zadowolony z tego, co się wydarzyło, lecz mąż, który rzadko dzielił się swoimi myślami, pozosta¬wiał jej duże pole do domysłów.

Usłyszała, jak wchodził, zanim jeszcze go zobaczy¬ła. Gdy skierowała głowę w stronę drzwi, stał już ubrany w znakomicie skrojony szary frak. Nieprzy¬zwoicie obcisłe czarne spodnie przywodziły jej na myśl jego męskie atrybuty, a to z kolei wywołało falę gorąca, która rozeszła się po całym ciele Aleksy.

– Gotowa? – spytał, patrząc na nią z aprobatą. – Slicznie wyglądasz… ale przecież tak jest zawsze.

Podeszła, przyjmując jego nadstawione ramię.

– Dziękuję

– Jeśli chodzi o wczorajszy wieczór – powiedział nagle, zupełnie ją zaskakując – to… przepraszam. W ogóle chciałem cię przeprosić za wiele rzeczy. Nie powinienem był stracić kontroli nad sobą.

Podniosła wzrok na jego twarz, z biciem serca obserwując twarde rysy.

– Więc dlaczego straciłeś?

Milczał chwilę.

– Byłem zazdrosny. – Starał się być nonszalancki, lecz jego szyja poczerwieniała, nadając ciemniejszy odcień skórze nad fularem. Jeszcze nigdy nie wi¬działa go w takim stanie. – Sto Owen to przystojny chłopak, a ty najwyraźniej wpadłaś mu w oko.

Mimowolnie odczula. przyjemność, że jednak mu zależy na niej.

– Wtedy powiedziałam ci prawdę. Jules St. Owen nic dla mnie nie znaczy.

– A ja? – Spojrzał na nią niebieskimi oczami. – Co ja znaczę dla ciebie?

Nerwowo oblizała wargi. Tak naprawdę znaczy I wszystko i nic. Bo nie mogła sobie pozwolić, żeby dać mu swoje uczucia. Lecz sama myśl o tym była¬by już kłamstwem.

– Jesteś moim mężem.

Skinął głową, wciąż z kamienną twarzą, chociaż przez moment dojrzała na niej lekkie rozczarowanie.

– Czas, abyśmy dołączyli do reszty towarzystwa – powiedział.

– Tak, oczywiście. – Boże, czego on od niej oczekiwał?

Wszystko jedno, i tak nie mógł tego od niej otrzymać.

Zjedli kolację, uśmiechając się i prowadząc zdawkowe rozmowy, niemal uprzedzająco uprzej¬mi. Jak to możliwe, że umiał tak wiele powiedzieć oczami, a tak mało używając słów? Jak to możliwe, że spojrzenie Damiena mówiło jedno, zaś jego uczynki coś zupełnie innego?

Miała wielką ochotę uciec od stołu do swojego pokoju. Chciałaby strzelić palcami i znaleźć się z powrotem w Anglii, klasnąć w dłonie i wrócić do czasów, zanim go poznała, zanim umarł Peter, zanim nastały miesiące okropnych wyrzutów su¬mienia – gdy była niewinną, beztroską, niefrasobli¬wą dziewczyną o rozmarzonych oczach.

Powiedziała sobie, że to tylko zmęczenie. Tak długo tkwi w tych intrygach, że sama straciła roze¬znanie, w którą stronę pójść dalej. Jednak dobrze wiedziała, co ma robić.

Wreszcie po kilku godzinach nadarzyła się ide¬alna sposobność. Damien był zajęty rozmową z ge¬nerałem i grupką mężczyzn, podczas gdy Aleksa prowadziła niezobowiązującą konwersację z pa¬niami. Po chwili udało jej się wymknąć. Uniósłszy lekko spódnicę, obeszła salon i skierowała się do zachodniego skrzydła. Nie było tam nikogo prócz kilku nadgorliwych służących kręcących się tu i tam, lecz korytarz przed gabinetem generała był pusty.

Pozostając ostrożnie w cieniu, z bijącym sercem tlchyliła drzwi i zajrzała. Nie zauważywszy nikogo, wślizgnęła się do środka i zamknęła drzwi za sobą.

Wysokie pomieszczenie pogrążone było w ciem¬ności. Potknęła się na krawędzi dywanu, niemal tracąc równowagę, lecz w końcu utrzymała się na nogach i przeszła na drugą stronę pokoju. Ze strachu czuła w skroniach gwałtowne pulsowanie. Boże, gdyby ją tutaj znaleźli…

Drżącymi dłońmi rozsunęła ciężkie adamaszko¬we zasłony za biurkiem, aby wpuścić do środka trochę księżycowego światła. Odsunąwszy na bok kałamarze i pojemniki z piaskiem, zaczęła przeglą¬dać papiery znajdujące się w zielonej teczce. Nic ciekawego, głównie zamówienia dla wojska ora sterta rozkazów dziennych. Sięgnęła pod biurko, szukając po omacku małej drewnianej dźwigni, która otwierała drzwiczki do skrytki.

Jednak nie znalazła jej w spodziewanym miejscu.

Sięgnęła kilka cali w lewo, potem w prawo, cały czas nasłuchując dźwięków od strony drzwi, czując, że serce lada chwila wyskoczy jej z piersi. Zniechę¬cona miała już zrezygnować, gdy palcem wymacała małą szczelinę w drewnie.

Uśmiechnęła się triumfalnie. To biurko było jeszcze lepiej wykonane niż mebel brata, a dźwi¬gnia ukryta tak znakomicie, że niemal niemożliwa do odnalezienia. Poruszyła ją delikatnie, usłyszała odgłos zwalniającego się mosiężnego zaczepu, a wtedy cofnęła rękę, jednocześnie pociągając znajdującą się w środku szufladę. Przesunęła pal¬cem po tylnej krawędzi, nacisnęła i skrytka otwo¬rzyła się.

Aleksa sięgnęła do środka. Ścianki były gładkie, przegródka wydawała się pusta. Jednak w pewnym momencie zaszeleścił jakiś papier zwinięty w ru¬lon. Okazało się, że to kilka kartek sporego forma¬tu. Szybko wyjęła je i położyła na biurku.

Zdjęła cienką złotą wstążkę, którą były obwiąza¬ne, rozwinęła kartki i zrozumiała, że ma przed ocza¬mi jakieś plany. Oglądając pospiesznie dokumenty, czuła jeszcze potężniejsze łomotanie serca.

Boże przenajświętszy! Zaczęła szaleńczo przekła¬dać karki, gdy od strony drzwi dobiegł jakiś dźwięk.

– Damien… – Zastygła, gdy cicho zamknął za so¬bą drzwi. Kiedy zaczął iść w jej kierunku zdecydo¬wanym krokiem, nie potrafiła opanować drżenia rąk. W świetle smugi księżycowego blasku widziała jego twarde rysy pociemniałej z gniewu twarzy.

– Ty mała kretynko! – warknął. Obszedłszy biur¬ko, chwycił leżące na blacie dokumenty. W tym momencie drzwi za jego plecami ponownie się otworzyły, rozległ się głuchy odgłos kroków, roz¬błysło światło lampy. Damien jednym płynnym ru¬chem uderzył Aleksę w twarz, aż przewróciła się na dywan.

– Co ty sobie wyobrażasz? – krzyknął, stając nad nią z zaciśniętymi mocno pięściami. Odwró¬ciwszy się do generała, podał mu zwinięte plany. – Przepraszam, generale Moreau. Nie wiem, co powiedzieć. Służący powiedział mi, że ona tu jest. Kiedy wszedłem, szperała w pańskim biurku. – Westchnął, kręcąc głową. – Obaj wiemy, że mo¬ja żona jest patriotką. Niestety, jest lojalna wobec naszych wrogów.

Generał wziął plany, tymczasem Aleksa niepew¬nie stanęła na nogi.

– Mais oui, na to wygląda – stwierdził generał przez zaciśnięte usta. Drgający mięsień na policzku świadczył o tym, że ledwie nad sobą panował. Pogładził się po bokobrodach. – Ponadto wydaje się, że znowu jej nie doceniliśmy.

Spojrzał na nią ostro, na co dumnie uniosła gło¬wę, chociaż cała trzęsła się w środku. Piekł ją poli¬czek, oczy wezbrały łzami, lecz przede wszystkim bardzo cierpiała w sercu.

– Jesteś odważna, moja mała belle Anglaise – rzekł generał – lecz bardzo nierozsądna. Zastanawiam się, co powinienem z tobą zrobić.

Boże, rzeczywiście, co on teraz zrobi? Kamien¬na twarz Damiena nie zdradzała żadnych emocji. Aleksa wyczytała z niej jedynie złość. Nie powie¬dział w jej obronie ani słowa! Ciekawe, czy obawiał się także o własny los.

– Proszę mi powiedzieć, mon ami – generał zwrócił się do Damiena – czy pańska śliczna żo¬neczka nadal przynosi panu zadowolenie?

Czarne brwi uniosły się. Spojrzawszy na Aleksę, wykrzywił usta w lubieżnym uśmiechu.

– Niech pan tylko na nią spojrzy, generale. Czy widział pan kiedykolwiek bardziej soczystą poku¬sę? To fakt, że potrafi być impertynencka, uparta i nieposłuszna, a więc nie łatwo ją ujarzmić nawet silnemu mężczyźnie. – Przesunął lekko dłonią po jej piersi. – Ale w łóżku to prawdziwy ogień. Nie można się nią nasycić nawet po kilku miesiącach.

Rozbawiony generał parsknął śmiechem, ale w jego oczach pojawiło się subtelne polecenie, a w głosie zabrzmiała twarda nuta.

– Morale Francuzów raczej by nie wzrosło, gdy¬byśmy przestraszyli się zagrożenia ze strony jednej małej Angielki. Na razie ta… niedyskrecja pań¬skiej żony pozostanie między nami. Jednak suge- ruję, aby w przyszłości trzymał ją pan naprawdę krótko.

– Może pan na mnie polegać! – Damien złapał Aleksę za ramię i gwałtownym ruchem przyciągnął do siebie. – Poczynając od dzisiejszego wieczoru – rzucił szorstko. – Za pańskim pozwoleniem, ge¬nerale, chciałbym wrócić do Paryża. – Uśmiechnął się sardonicznie. – Mam kilka pomysłów na lekcje pokory dla mojej niesfornej damy. Gdy ujrzy ją pan następny raz, obiecuję, że będzie wzorem układnej młodej kobiety.

Aleksa aż zatrzęsła się na te słowa. Moreau skinął głową

– Niech pan tego dopilnuje.

* * *

Victor Lafon patrzył, jak Damien wyprowadza swoją żonę z pokoju. Twarz majora była jakby wy¬kuta z kamienia.

Jego żona wyglądała tak samo dumnie i buntow¬niczo jak owego mglistego poranka, kiedy Victor wyciągnął ją ze swojej małej żaglowej łodzi na pla¬ży koło Boulogne. Zapamiętał to sobie bardzo do¬brze, bo chociaż z jednej strony gardził nią za zdra¬dę, to z drugiej podziwiał jej odwagę

Ciekawe, co zrobiła teraz.

Zapukał do drzwi gabinetu generała i usłyszał rzucony chropowatym głosem rozkaz, aby wejść.

– Proszę bliżej, pułkowniku Lafon – powiedział siedzący za biurkiem Moreau. Nad jego głową unosiła się smuga dymu z cygara.

– Widziałem, jak wychodził stąd major Falon. Chyba nie pokłócił się z żoną?

Generał spoglądał na niego z ponurą miną

– Jego mała Angielka może stać się dla niego zbyt wielkim problemem. Znaleźliśmy ją tutaj, jak grzebała w biurku.

– Nom de Dieu – powiedział Victor.

– No właśnie, mon amio Ona wymaga obserwacji, n Jest ce pas?

– Przykro mi to stwierdzić, ale oboje tego wymagają.

Moreau przytaknął.

– Rozumiem, że pan już się tym zajął?

– Niemal od momentu przybycia żony majora.

– To dobrze. – Generał westchnął. Przez chwilę spoglądał na swoje cygaro i smugę dymu unoszące¬go się do sufitu. – Wojna to smutna rzecz… ale najsmutniejszy jest brak pewności, kim są nasi wrogowie.

Victor zerknął w stronę drzwi.

– To prawda, panie generale. Jeśli major okaże się jednym z nich, na pewno prędzej czy później do¬wiemy się o tym. Zdradzi go ta kobieta lub jego tro¬ska o nią, ewentualnie obie te rzeczy jednocześnie. Gdyby coś takiego miało miejsce, zapewniam pana, że nasi ludzie natychmiast się o tym dowiedzą.

– Dobry z pana człowiek, Victorze. Miejmy na¬dzieję, że major Falon jest przynajmniej w połowie tak lojalny jak pan.

* * *

Czując ogromną ulgę, a zarazem strach, Aleksa pozwoliła mężowi, żeby zaprowadził ją do ich z przepychem urządzonych pokoi. Kazał służącej spakować należące do nich rzeczy, po czym bez słowa pociągnął Aleksę na dół i wsadził do czeka¬jącej przed wejściem karety.

Jego gniew stopniowo słabł, napięcie ustępowa¬ło, zesztywniałe ciało nieco się rozluźniło. Przyło¬żył głowę do obitego skórą oparcia kanapy, lecz twarz pozostała niewidoczna w głębokim cieniu.

Aleksa zaś z minuty na minutę czuła się coraz gorzej. Znalezione przez nią dokumenty były znacznie ważniejsze, niż myślała. Były ściśle tajne, zorientowała się, że miały ogromne znaczenie. Jednak nie zdołała ich zdobyć.

Jej misja zakończyła się niepowodzeniem, lecz ta druga rzecz wydawała się o wiele gorsza. Jeszcze nigdy w życiu nikt nie podniósł na nią ręki. Być może kiedyś, gdy była młodsza, ojciec lub Rayne powinni byli to zrobić, albo gdy była dzieckiem, może matka lub starszy brat Chris. Często zacho¬wywała się impulsywnie, była bardzo uparta i roz¬pieszczona. Lecz oni wszyscy po prostu jej folgo¬wali. Za bardzo ją kochali, żeby zadawać jej ból.

W przeciwieństwie do człowieka, który był jej mężem!

Jeszcze czuła pieczenie policzka od uderzenia, które jej wymierzył. Pomyślała ze zgrozą, co jeszcze może nastąpić, bo wciąż miała przed oczami jego pociemniałą z gniewu twarz. Przymknęła powieki. Wciąż widziała, jak stoi nad nią i mówi o niej w ta¬ki sposób, jakby była po prostu jego kolejną nałoż¬nicą. U siłowała powstrzymać cisnące się do oczu łzy, lecz i tak kilka z nich spłynęło po rzęsach i po¬liczkach aż do dołeczka w podbródku.

Kiedy ponownie spojrzała na Damiena, pochylał się do przodu, nie odrywając mrocznego wzroku od tych łez i ciemniejącego siniaka na policzku. Drżącą dłonią uniósł jej głowę, obejrzał twarz w świetle mijanej latarni.

– Przepraszam – wyrzekł dziwnie łamiącym się głosem. – Chryste, nie chciałem ci zrobić krzywdy. Chciałem złagodzić uderzenie, ale musiałem mieć pewność, że będzie wyglądało prawdziwie… mu¬siałem ich jakoś przekonać. – Dotykał jej niesamo¬wicie delikatnie, przekręcając głowę lekko w jed¬ną, potem w drugą stronę, coraz bardziej przerażo¬ny skutkami swojego ciosu. – Gdyby istniał jakiś inny sposób, gdyby cokolwiek innego przyszło mi do głowy… – Z każdym dotknięciem czuła drżenie jego palców. Patrzył badawczo w jej oczy. – Nigdy przedtem nie uderzyłem kobiety. I pomyśleć, że to właśnie ty jesteś. pierwsza… – Urwał. Na jego twa¬rzy wyraźnie malowało się szczere cierpienie. – Po raz pierwszy w życiu straciłem głowę. Wie¬działem, że są tuż za moimi plecami. Chryste, ni¬gdy w życiu tak się nie bałem!

Zamrugała, podnosząc na niego wzrok. Próbo¬wała zebrać myśli, wmawiała sobie, że chyba się przesłyszała.

– Bałeś się? O mnie czy o siebie? – Samo spoj¬rzenie na niego sprawiało jej ból. Świeże łzy spły¬nęły po jej twarzy.

– O nas oboje! Do diabła, Alekso, w tym kraju szpiegów się rozstrzeliwuje. Najpierw publicz¬na chłosta, a potem egzekucja. Co ty sobie my¬ślisz? Jak mogłaś podjąć tak wielkie ryzyko?

– Chcesz mi pmyiedzieć, że ta cała scena była przedstawieniem? Ze tylko udawałeś?

– Oczywiście. Musiałem coś wymyślić, przeko¬nać ich o mojej lojalności.

– Skąd oni wiedzieli, gdzie byłam?

– Jeden ze służących zobaczył, jak wchodzisz do gabinetu generała. Poszedł go poszukać, ale na szczęście najpierw natknął się na mnie. – Uniósł brwi, widząc jej załzawione policzki, jej cierpienie. – Chyba nie myślałaś, że ja… nie uwierzyłaś… – Jeszcze większy ból wykrzywił mu twarz. – Powiedz, że nie wierzysz, że chciałem cię skrzywdzić.

Pokręciła głową.

– Nie musisz więcej udawać. Wiem wszystko. Słyszałam, jak rozmawiałeś z Moreau w swoim ga¬binecie. Wiem, że wszystko, co mówiłeś o swojej lojalności wobec Brytyjczyków, było kłamstwem, które wymyśliłeś, żeby mnie uspokoić… i żeby za¬ciągnąć mnie znowu do swojego łóżka.

Zapadło milczenie.

– Na rany Chrystusa!

Przygryzła wargę, żeby powstrzymać jej drżenie.

– Chciałem cię chronić – rzekł szorstko. – Nas oboje.

– Więc dlatego mnie okłamałeś w kwestii tych mężczyzn? Dlatego nie podałeś mi prawdziwego powodu ich wizyty?

– Nie chciałem cię niepokoić.

– Znowu kłamiesz. Robisz to cały czas od naszego pierwszego spotkania.

– Nie kłamię, do diabła! Usiłuję uratować nam życie!

– Przestań! – Zakryła sobie uszy, czując narasta¬jącą złość, która spływała na nią niekontrolowany¬mi falami. – Nie zniosę tego dłużej!

Wziął ją w ramiona, drżąc równie mocno jak ona.

– Muszę cię dostarczyć do domu – powiedział ci¬cho. – Muszę znaleźć jakiś sposób…

– Powiedz mi prawdę – odezwała się błagalnie, rozdarta na dwoje. – Przyznaj się ten jeden raz, że cały czas mnie okłamywałeś, że pracujesz dla Francuzów, że to, co się stało w gabinecie genera¬ła, było autentyczne.

Objął ją jeszcze mocniej.

– Musiałem ich przekonać. Nie chciałem zrobić ci nic złego, tylko cię chronić. Kocham cię, do diabła…

Damien znieruchomiał. Z niedowierzaniem podniosła na niego wzrok.

– Co… co ty powiedziałeś? – Jeszcze nigdy nie widziała na jego twarzy takiej burzy emocji, takie¬go gorzkiego żalu, ogromnej tęsknoty.

– Powiedziałem, że cię kocham – odparł cicho jednym tchem. – Nie chciałem tego mówić, ale taka jest prawda. Przecież czekasz właśnie na prawdę.

Przymknęła powieki, czując, jak resztki sił opuszczają jej ciało. Nie przewróciła się tylko dzię¬ki podtrzymującym ramionom Damiena.

– Nie chciałem zrobić ci nic złego – powtórzył, tuląc Aleksę jeszcze mocniej. – Po prostu nie wie¬działem, jak mam postąpić.

Pragnęła mu uwierzyć. Bóg świadkiem, że prag¬nęła, by kochał ją najbardziej na świecie. Zaczęła płakać w jego ramię, nie mogąc powstrzymać poto¬ku łez. Delikatnie uspokajał ją, gładząc po plecach, wyjął spinki z jej włosów i wsunął w nie swoje palce.

– Nie płacz, chc!rie. Proszę cię, nie płacz. – Uśmiech¬nął się kącikiem ust. – Nie jestem tego wart.

Całą siłą woli opanowała się, a wtedy odchylił jej głowę do tyłu i pocałował prosto w usta.

– Mówię prawdę. Cały czas mówiłem prawdę. Powinienem był opowiedzjeć ci o tamtych mężczy¬znach, ale nie chciałem cię martwić. Wiem, jakim jestem człowiekiem. Wiem, jakie to dla ciebie trudne. – Musnął palcem jej policzek. – Gdybyś tylko mogła zajrzeć w moje serce.

Zamknęła oczy. Kolejne łzy. Pokręciła głową.

– Ja nie… – Z trudem przełknęła przez ściśnię¬te gardło. – Ja nie wiem, Damien. Już nie wiem, w co mam wierzyć. Nigdy w życiu nie miałam ta¬kiego mętliku w głowie.

– Co mam zrobić, żeby cię przekonać?

Przyjęła chusteczkę, którą jej podał, wytarła oczy i nos. Czy naprawdę mówił szczerze? Czy możliwe, żeby ją kochał? Boże, jak bardzo pragnęła, żeby to była prawda.

– Musisz mi powiedzieć wszystko. Wyjaśnić w naj drobniej szych szczegółach wszystko, co się działo od samego początku.

Spojrzał przez okno. Jechali nad Sekwaną, gdzie teraz widział tylko nielicznych przechodniów. Był wdzięczny Claude'owi, że samodzielnie wybrał mu stangreta. Zastukał w kabinę i kazał mu się zatrzy¬mać, wyskoczył na chodnik i pomógł wysiąść Aleksie. Przez chwilę trzymał ją w ramionach, czując na po¬liczku kosmyki jej włosów i spokojne bicie serca.

Siny policzek oskarżycielsko uświadamiał mu, jakim jest draniem, wywołując bolesny skurcz w trzewiach. Boże, przecież życie z nim było dla niej jednym nieprzerwanym pasmem udręki.

Objął ją w talii i poprowadził ścieżką w kierun¬ku rzeki. Spoza cienkich chmur wyjrzał podobny do srebrnej monety księżyc, rzucając na wodę lśniącą poświatę.

– Sam nie wiem, od czego zacząć – powiedział w końcu, zatrzymując się przy drewnianej ławecz¬ce. Odwrócił Aleksę przodem do siebie. – Robię to już od bardzo dawna. Niemal tak długo, jak się¬gam pamięcią. I jestem w tym dobry. Tak dobry, że odgrywane role stały się cząstką mnie. – Opowie¬dział jej o babce, o tym, jak jej nie znosił, jak ma¬jor Fieldhurst, znajomy lorda Townsenda, został jego przyjacielem, po czym razem wpadli na po¬mysł, żeby zaczął zbierać informacje.

3Damien pokręcił głową, targany wspomnieniami.

– Anthony był podejrzliwy i niesamowicie od¬ważny. Powiedział: "Oni będą widzieli w tobie jedy¬nie małego chłopca. Nie będziesz dla nich żadnym zagrożeniem. Ale przecież nie jesteś już chłopcem, prawda, Damien?". "Nie", odpowiedziałem. "Już od dawna nie jestem chłopcem". – Coś zabłysło w jej oczach. Miał nadzieję, że to nie była litość.

– Więc za każdym razem, kiedy byłeś we Francji, szpiegowałeś dla niego?

– Tak. Początkowo dawałem im bardzo niewie¬le, jakąś zasłyszaną ciekawą pogłoskę albo dwie, lecz miałem coraz więcej kontaktów, więc gdy do¬rosłem, znałem już sporo ludzi w rządowych sfe¬rach. Byli przyzwyczajeni do mojej obecności, przekonani, że jestem lojalny. Dlatego uważnie wysłuchali mojej propozycji, którą im złożyłem, gdy miałem dwadzieścia jeden lat.

– Jakiej propozycji?

– Ze będę sprzedawał im angielskie tajemnice. Odwołałem się do francuskiego poczucia sprawie¬dliwości, że ja, 'angielski arystokrata z tytułem hra¬biego, chcę dostarczać im informacje, oczywiście nie za darmo. Lecz my z Fieldhurstem dokładnie tak to zaplanowaliśmy.

Dokładnie wyjaśnił, jak to wszystko funkcjono¬wało, że informacje dostarczane Francuzom były tak przygotowywane, żeby ich wyprowadzić w po¬le. Uważał, żeby niczego nie opuścić, świadomy podejmowanego ryzyka.

– Jakie dokumenty miałeś przy sobie tamtej nocy, gdy Bewicke zaczaił się na ciebie na plaży? – spyta¬ła, chociaż z trudem mogła się skoncentrować. Wciąż myślała o tym, że powiedział, że ją kocha.

– Pozorne ruchy wojsk brytyjskich. W dokumen¬tach było wystarczająco dużo prawdziwych infor¬macji, aby Francuzi w nie wierzyli, lecz w większo¬ści były tak spreparowane, żeby zaprowadzić ich w przeciwnym kierunku.

– Kto powiedział generałowi Moreau o tym, co wyznałeś mi wtedy nocą w gabinecie? Kto nas szpiegował?

– Ktoś ze służby, to mógł być ktokolwiek, z wy¬jątkiem Claude'a-Louisa i Marie Claire. Ten dom to labirynt ukrytych pomieszczeń i tajnych przejść. Dlatego zawsze starałem się zachować ostrożność.

Przypatrywała mu się dłuższą chwilę

– Dlaczego? – spytała w końcu. – Dlaczego to robisz?

Wzruszył szerokimi ramionami, wyraźnie zasko¬czony tak osobistym pytaniem.

– Pewnie z kilku powodów. Dla pieniędzy. Dla emocji. Może po prostu dlatego, że mogłem to zrobić. – Z początku robił to dla ojca, gdyż była to jedyna rzecz, z której jego ojciec mógł być dumny. Kiedy dorósł, robił to, bo czuł się z tym dobrze, bo przyczyniał się w jakiś sposób do zakończenia woj¬ny. Jednak były to zbyt intymne motywy, aby o nich mówić. Nawet Aleksie.

– Czy chciałabyś wiedzieć coś jeszcze?

– Dlaczego Fieldhurst nie wyciągnął cię z więzienia?

– Ponieważ ten sukinsyn Bewicke nie pozwolił mi z nim porozmawiać. Kiedy to wszystko się skoń¬czy, przysięgam, że drań zapłaci mi za to.

Spojrzała na niego, zastanawiając się, czy gnę¬biące ją wyrzuty sumienia są widoczne w jej oczach.

– Tamtej ostatniej nocy w zamku… nie chciałam niczego złego. Chciałam cię tylko powstrzymać, żebyś nie przekazał Francuzom dokumentów. By¬łam przerażona, obawiałam się, co mogły zawie¬rać. Nie myślałam jasno. Byłam zła, czułam się zra¬niona, zagubiona. – I strasznie zakochana. – Kiedy zobaczyłam cię na plaży… gdy zrozumiałam, że możesz zginąć… – Urwała i kolejne łzy wylały się z jej oczu.

Pocałował ją w czoło.

– Zrobiłaś to, co uznałaś za słuszne. W pewien sposób nawet byłem z ciebie dumny.

– Och, Damien. – Wtuliła się w jego ramiona.

Głowę miała pełną wirujących myśli, faktów, które przed chwilą wyjawił. Wszystko to miało jakiś sens, lecz z drugiej strony człowiek posiadający takie umiejętności jak Damien na pewno potrafił być bardzo przekonujący.

– Czy teraz mi wierzysz? – Przyłożył policzek do jej twarzy, pocierając ją jednodniowym zarostem.

– Wierzę ci. – Bardzo tego pragnęła, wręcz de¬speracko. Niby dlaczego nie powinna? Przecież te¬raz nie miał już powodów, aby kłamać.

Przytulił ją jeszcze mocniej.

– Dostarczę cię bezpiecznie do domu. Obiecuję. Ale ty musisz mi obiecae, że już nigdy nie zrobisz żadnego głupstwa.

Zastanowiła się, po czym odchyliła głowk, aby spojrzeć mu w oczy.

– Ja widziałam, co było w tych papierach, Da¬mien. Musimy po nie wrócić!

– Jezu Chryste!

– Wiesz, co to było? Plany okrętów zasilanych maszynami na parę. Cała flota. Masz pojęcie, co to oznacza, jakie to ważne?

Byłyby to najważniejsze dokumenty, jakie uda¬łoby mu się zdobyć w czasie piętnastu lat szpie¬gowskiej służby.

– Mam pojęcie.

– W zeszłym roku w Londynie widziałam powóz poruszany maszyną parową. Jechał po szynach w drewnianym pawilonie.

– Pamiętam. Nazywał się Złap-mnie-jeśli-potra¬fisz. Zbudował go niejaki Trevithick. Czytałem o tym w "Chronicle".

– Ta maszyna może być wykorzystywana także na statkach. Musimy wrócić,i zdobyć te plany.

– My? Wcale nie musimy niczego robić. Nie bę¬dziesz się w nic angażować. Wracasz do domu.

– Nie wrócę bez tych papierów – upierała się, przekrzywiając znacząco głowę. Jej oczy rozbłysły zielonym ogniem.

– Do diabła, Alekso. Nie pozwolę, żebyś się w to angażowała.

– Jak możemy tam wrócić? – spytała, ignorując jego słowa.

– W cale nie musimy wracać.

– Jak to?

Westchnął znużony.

– Bo generał na pewno schował plany w innym miejscu i…

– I co? No, mów dalej, chociaż jeden raz powiedz mi całą prawdę.

– I może jest łatwiejszy sposób ich zdobycia.

– To znaczy?

Spojrzał na rzekę. Po wodzie dryfowała łódka, wywołując małe falki łamiące odbicie księżycowe¬go światła.

– Mogę je zdobyć od człowieka, który je nakreślił.

– Skąd wiesz kto to?

– W narożniku była sygnatura autora.

– Tak, pamiętam. Małe kółko i dwa trójkąty, które wyglądały jak miniaturowe żagle.

– Wiem, czyj to znak.

– Czyj? – spytała podekscytowana.

Do licha, przecież nie chciał, żeby się w to anga¬żowała.

– Niejakiego Salliera. Jest słynnym projektan¬tem okrętów. Jest bardzo prawdopodobne, że ma jeden komplet planów u siebie.

– Na pewno jest tam napisane, kiedy ich kon¬strukcja ma być ukończona. Myślisz, że napisali także miejsce budowy, dzięki czemu będziemy wiedzieli, które to stocznie?

– Bardzo możliwe.

– Więc musimy je zdobyć. Musimy zapobiec ich wodowaniu. Gdyby zbudowali dostatecznie dużo tych okrętów, Napoleon mógłby przekroczyć kanał w dowolnym momencie. Nie będzie zmuszony cze¬kać na wiatr. Wykorzysta zasłonę mgły i wysadzi żołnierzy w dowolnym miejscu, a nam nie uda się go powstrzymać.

Spojrzał na nią twardo. – Wiem.

Na ścieżce pojawili się jacyś ludzie, więc Damien odwrócił się i poprowadził Aleksę z powrotem do karety. Milczeli. Kiedy zobaczyli konie,:zatrzy¬mała się i stanęła twarź'ą do niego.

– Czy mówiłeś szczerze? – spytała cicho, nic spuszczając z niego wzroku. – Wtedy wcześniej…, gdy jechaliśmy karetą.

– Tak. Człowiek taki jak ja niełatwo wypowiada takie słowa. Kocham cię, Alekso. Chyba od dawna cię kocham.

Chciała odpowiedzieć, że ona też go kocha, lecz przypomniała sobie, jak zobaczyła go w gabinecie generała, kiedy był zimny, okrutny, bezwzględny. Od uderzenia wciąż bolał ją policzek, od wylanych łez piekły oczy, i słowa uwięzły jej w gardle. Da¬mien nachylił się i pocałował ją, czule i delikatnie, wywołując kolejną burzę emocji, ucisk w bijącym z bólem sercu.

Bez słów dotarli do powozu i Damien pomógł jej wsiąść.

– Będę szczęśliwa, gdy znajdziemy się w domu – powiedziała, wciąż niepewna swoich odczuć.

– Tak – zgodził się z zakłopotaną miną.

Wciąż nie wiedziała, co on naprawdę myśli.

Miała tylko nadzieję, że domem, o którym wspo¬minał, jest Anglia.