37777.fb2
Zamek Falon, Anglia
25 października 1809 roku
Aleksa czuła ciepły oddech swojego męża na szyi.
Delikatnie podgryzał jej ucho, po czym przewrócił ją na plecy i pocałował prosto w usta. Leżała pod sa¬tynową kołdrą na ich łóżku z czterema kolumienka¬mi i odpoczywała po porannej przejażdżce do wsi. Przez ostatnie cztery dni Damiena nie było, ponie¬waż załatwiał różne sprawy w mieście.
N ajwyraźniej już wrócił.
Uśmiechnęła się, patrząc na jego przystojną, śniadą twarz.
– Witaj w domu, kochanie.
Pocałował ją jeszcze raz, tym razem mocniej.
– Tęskniłem za tobą od wielu dni. A skoro już tu jestem, chodzi mi po głowie zupełnie inne powita¬nie. – Długi palec przesunął się po jej kształtnej piersi, nagiej pod satynową pościelą.
Rozwiązał fular i ściągnął z szyi. Znieruchomiał na moment, spoglądając na nią z niepokojem.
– Chyba że nie czujesz się w nastroju.
Uśmiechnęła się.
– Już wszystko dobrze… bo wróciłeś do domu.
– Byli w Anglii już prawie od dwóch miesięcy, lecz w zamku Falon dopiero kilkanaście dni. W poprzednim tygodniu stwierdziła, że nosi jego dziecko.
Trącił ją nosem w szyję.
– No cóż, ja jeszcze nie czuję się dobrze, ale nie¬długo to się zmieni. – Znowu ją pocałował. – Jesteś pewna, że to nie zaszkodzi dziecku?
– Bardzo pewna. – Ostatnio czuła się trochę zmę¬czona, lecz na razie nie cierpiała na poranne mdło¬ści. Brzuch dopiero bardzo nieznacznie się zaokrą¬glił, ale piersi już zaczęły się powiększać. Gdy Alek¬sa tylko pomyślała o tym, jak Damien dotyka ich ustami, zrobiły się ciężkie i obolałe. Sutki stward¬niały, ocierając się o chłodną, satynową pościel.
– Szkoda, że nie zabrałem cię ze sobą. – Damien rozpiął koszulę, wysunął ją ze spodni i odrzucił na bok. – Tęskniłem za tobą bardziej, niż wydawa¬ło mi się to możliwe.
– Następnym razem będę nalegała, żeby jechać z tobą.
– Następnym razem nie będziesz musiała. – Wiedziała, że niepokoił się o nią, o dziecko, które w sobie nosiła. Kiedy się o tym dowiedział, wpadł w ekstazę. Miłość, jaką widziała na jego twarzy za każdym razem, gdy na nią spoglądał, na¬pełniała jej własne serce radością i szczęściem.
Pocałował ją ostatni raz,po czym szybkimi, sprawnymi ruchami ściągnął czarne skórzane buty i spodnie. Kiedy położył się przy niej, był szty\yny z podniecenia, ona zaś wilgotna od samego widoku męża bez ubrania, poruszającego się po sypialni.
Jakiż on jest piękny, pomyślała tak jak już setki razy, taki zgrabny, śniady i męski. Niesamowicie męski. Nakrył jej usta ognistym pocałunkiem, wsu¬wając palce w kasztanowe włosy; by po chwili roz¬łożyć je szerokim wachlarzem na poduszce.
Odrzucił kołdrę i znieruchomiał na moment, że¬by popatrzyć na Aleksę.
– Boże, jakaś ty piękna!
I już po chwili całował ją, a ona w odpowiedzi zaczęła płonąć pożądaniem. Wciskający się w jej usta język sprawił, że wydała cichy jęk. Po chwili Damien przesunął usta na wydatną pierś. Zaczął ją delikatnie ssać, śląc przez całe ciało Aleksy fale żą¬dzy zbierające się w podbrzuszu. Wierciła się przy tym, więc w końcu chwycił ją za nadgarstki i przytrzymał je po obu stronach poduszki, na któ¬rej spoczywała jej głowa.
Nachylił się nad nią, kolanem rozchylił jej nogi, gotów wniknąć do środka. Jednym mocnym pchnięciem wypełnił ją do końca, przyprawiając zarazem o zawrót głowy.
– Musiałem – szepnął, lekko podgryzając warga¬mi gładką szyję. – Nie mogłem czekać ani chwili dłużej.
Wygięła się pod nim.
– I ja chciałam poczuć cię w sobie.
Znowu zwarł się z nią w długim, głębokim poca¬łunku, uwolnił nadgarstki, a wtedy ona objęła go za szyję. Raz po raz wsuwał w nią swoją męskość, władczo i zaborczo, biorąc ją w posiadanie, jakby tylko ona umiała rozproszyć ciemność i przynieść mu światło.
Pomyślała z wdzięcznością, że tak będzie już za¬wsze. On jej potrzebował, nie było co do tego wątp¬liwości, a ona jego. Reagowała na niego gorącym pożądaniem, ponaglała niecierpliwie i wyprężała się, by czuć go jeszcze głębiej.
– Aleksa… – wyszeptał, zanurzając twarz w jej włosach. Jego ciało spinało się coraz bardziej, ona też traciła kontrolę nad ogarniającym ją coraz mocniej żarem. I wtedy odfrunęła, szybując mię¬dzy chmurami, oślepiona blaskiem słońca.
Zacisnęła palce na gęstych czarnych włosach męża, wykrzykując jego imię. Po chwili Damien dołączył do niej w eksplozji rozkoszy.
Dobry Boże, czy zawsze tak właśnie będzie mię¬dzy nimi? Wiedziała, że sprawiało to coś o wiele większego niż samo tylko połączenie ciał. To była miłość, głęboki nieprzemijający szacunek, wiara w Boga i we wspólną przyszłość.
Jakiś czas drzemali spleceni w objęciach, potem Aleksa wstała, umyła się i zaczęła ubierać do kola¬cji. Damien w.ciągnął spodnie i buty. Właśnie wkładał koszulę, gdy służąca Aleksy, Sarah, zaczꬳa gorączkowo dobijać się do drzwi.
– Na litość boską, co się stało? – Aleksa otwo¬rzyła ubrana w samą halkę.
– Pani brat przyjechał. Jest na dole, chodzi z ką¬ta w kąt, przeklina i strasznie się piekli. Ledwie go powstrzymałam, bo gotów był od razu biec na górę.
– Boże przenajświętszy! – Pospiesznie włożyła swój śliwkowy szlafrok. – Miałam nadzieję, że do¬stanie mój list, gdy tylko przybędzie do Londynu. Ale widocznie go nie otrzymał.
– Jest z nim pani Jo… i mały Andrew, chociaż za¬brali go do bawialni. J aśnie''Pani próbowała prze¬mówić panu do rozsądku, ale on nie zwraca na nią uwagi. Twierdzi, że przyjechał po pani męża.
– Ojej! Obawiałam się, że do tego dojdzie! Damien minął ją i skierował się ku drzwiom, za¬pinając guziki koszuli.
– Twój brat ma prawo być wściekły. Mam na¬dzieję, że mnie nie zastrzeli, zanim będę miał spo¬sobność, by cokolwiek wyjaśnić.
Chwyciła go za ramię.
Pozwól, że porozmawiam z nim pierwsza. Na pewno uda mi się
Sam muszę to zrobić i wyprowadzić wszystko na prostą.
– Ale…
Uciszył ją krótkim, mocnym pocałunkiem, od¬wrócił się i poszedł w kierunku schodów. Aleksa zapięła guziki szlafroka, sprawdziła w lusterku, czy może się tak pokazać, po czym ruszyła jego śla¬dem. Kiedy zeszła do wielkiej sali, nie zastała tam ani Damiena, ani Rayne'a. Zastała tylko Jocelyn, która zaniepokojona chodziła tam i z powrotem.
Bogu dzięki! – Jo i Aleksa padły sobie w objęcia. – Nic ci nie jest?
Wszystko w porządku. Gdzie oni są? – W odpowiedzi rozległ się głośny trzask.
W gabinecie – odparły obie jednocześnie. Ale drzwi są zamknięte na klucz – dodała Jo.
Biedny Damien! Dopiero co wyzdrowiał po tym, co przeszedł we Francji. Mam nadzieję, że Rayne nie zrobi mu krzywdy. – Spojrzała na Jo, która nerwowo bawiła się kosmykiem swych dłu¬gich czarnych włosów. Straciła pewność siebie. Rozumiem, że nie dostaliście mojej wiadomości.
Ależ dostaliśmy. Pan Nelson, adwokat Rayne'a, bardzo dokładnie zdał relację ze wszystkiego, co się wydarzyło, gdy byliśmy na Jamajce. Rayne spraw¬dził jeszcze te informacje u generała Stricklanda, potem jeszcze spotkał się z generałem Fieldhur¬stem. Twój brat zna całą tę nieszczęsną historię
– No i?
No i obawiam się, moja droga, że wie o tym, jak zostałaś postrzelona, a potem przez miesiąc dochodziłaś do siebie w burdelu.
– Och…
– W tym momencie Rayne nie darzy twojego męża zbytnią sympatią. – Z gabinetu dobiegł kolej¬ny łomot.
– Na to wygląda. – Aleksa podeszła bliżej i za¬częła walić w drzwi. Ku jej zaskoczeniu otworzyły się niemal natychmiast.
Rayne stał z zaciśniętymi pięściami i wściekłą miną. N a podłodze u jego stóp leżały szczątki orientalnej wazy, dalej na perskim dywanie walały się poprzewracane krzesła. Spojrzał na Aleksę, a potem na poczynione przez siebie spustoszenia. Złość znikła z jego twarzy, a jej miejsce zajął nie¬wyrażający nawet najmniejszej skruchy uśmiech.
– Wybacz, siostrzyczko, chciałem to zrobić z twoim mężem, ale Fieldhurst powiedział mi, że on już wcześniej dostał za swoje.
Aleksa padła mu w ramiona.
– Och, Rayne, jestem taka szczęśliwa, że cię wi¬dzę! – Spoglądała na ukochaną twarz i zalała się łzami. Wcale tego nie chciała. Poczuła się wręcz głupio. Rayne był jej najbliższym człowiekiem po ojcu, więc bardzo cierpiała od chwili jego wy¬jazdu. – Wiedziałam, że wrócicie, gdy tylko się do¬wiecie – powiedziała z płaczem. – Nie miałam możliwości zawiadomić was, gdy opuściliście Ja¬majkę. – Pociągnęła nosem i cofnęła się, by na nie¬go popatrzyć. – Przepraszam, że sprawiłam ci taki kłopot.
Przycisnął ją mocno do piersi.
– Cieszę się, że już jesteś bezpieczna.
– To nie była wyłącznie wina Damiena. – Otarła łzy chusteczką, którą podała jej J o. – Kiedy odkry¬łam, że ma konszachty z Francuzami, poszłam do twojego generała Stricklanda. Niestety, nie było go w kraju, a pułkownik Bewicke… ale to już była zupełnie inna historia.
Ten podły drań złożył rezygnację po interwencji Fieldhursta. A teraz leczy złamaną szczękę, po mojej własnej interwencji.
Rozległ się śmiech Damiena. podszedł do Aleksy i objął ją czule.
Lordzie Stoneleigh, przepraszam za wszystko, co się stało. Pańska siostra zasługuje na o wiele lepszego mężczyznę niż ja, ale może pan być pew¬ny, że nie ma na świecie człowieka, który kocha ją równie mocno jak ja.
Rayne odchrząknął.
No tak… to jest najważniejsze. Więc… witaj w rodzinie, Falon. – Wyciągnął rękę, którą Da¬mien mocno uścisnął.
Nie Falon, lecz Damien – powiedział.
Rayne uśmiechnął się
Już czas, żebyś i ty mówił do mnie Rayne.
Damien kiwnął głową, Aleksa wspięła się na palce, żeby go pocałować.
Jest jeszcze jedna sprawa – powiedziała cicho, delikatnie się rumieniąc. – Damien i ja… będziemy mieli dziecko.
To cudownie! – Jo uściskała ją mocno.
Na twarzy Rayne'a pojawił się jeszcze większy uśmiech.
Gratuluję, siostrzyczko. Teraz gdy ja i Falon wyjaśniliśmy już sobie wszystkie nieporozumienia, naprawdę czuję się szczęśliwy. Mały Andrew będzie miał się z kim bawić… a w rzeczy samej dzieci będzie więcej, bo Jocelyn też nosi dziecko pod sercem. – Popatrzył na żonę z dumą i radością, odpowiadając na uśmiech na jej twarzy.
W gabinecie zapanował radosny gwar, śmiechy,. uściski, powinszowania.
W szczęśliwym nastroju opuścili gabinet. Aleksa z Damienem udali się do sypialni, żeby przebrać się do kolacji. On skończył pierwszy. Wyglądał nie¬zwykle przystojnie w czarnym fraku i szarych spodniach.
Kiedy zeszła na dół do małego salonu obok ja¬dalni, Damien i Rayne rozmawiali o wojnie, a Jo¬celyn bawiła się z małym Andrew.
– Pamiętasz ciocię Aleksę, prawda, Andy? – J o uśmiechnęła się do niej, a malec chwycił jej dłoń, pokazując ząbki w szerokim uśmiechu.
– Oczywiście, że pamięta. – Aleksa wzięła dwu¬letniego chłopca na ręce i połaskotała delikatnie. Malec ledwie się uśmiechnął, po czym małą rączką pociągnął ją za włosy, aż pisnęła z bólu.
– Dobrze ci tak – powiedział z uśmiechem Rayne, odbierając jej dziecko. – Ja przez ciebie tyle lat wyrywałem sobie włosy z głowy.
– To może być przedsmak tego, co mnie czeka – stwierdził uśmiechnięty Damien. Aleksa wymierzyła mu żartobliwy cios.
Andy został zabrany na górę, a czworo doro¬słych udało się w kierunku jadalni. Byli już prawie w drzwiach, kiedy do salonu wszedł dostojny szczupły kamerdyner, Wesley Montague.
– Czy mogę prosić o chwilę rozmowy, milordzie?
– O co chodzi, Monty?
– O pańską siostrę. Przyjechała kilka minut temu.
– Melissa? Co ona tutaj robi? – Damien poszedł za Montym w kierunku wejścia. Na zewnątrz było ciemno. Melissa nie zapowiedziała swojego przy¬jazdu, nikt zupełnie jej się nie spodziewał. Damiena nie było tak długo, że Aleksa zaczęła się niepo¬koić. Może dotknęła ich jakaś kolejna tragedia?
Już miała pójść i sprawdzić, gdy Damien w towa¬rzystwie siostry wszedł do wielkiej sali. Był od niej ponad głowę wyższy. Aleksa zauważyła, że ze¬sztywniał jak stojąca za nim przy ścianie zbroja. Pociemniał na twarzy, co wywołało u Aleksy złe przeczucia.
– Damien, na Boga, co się stało?
Moja siostra chciałaby ci coś powiedzieć. Przy¬była w tym celu z bardzo daleka. Proszę, żebyś jej wysłuchała. A was wszystkich proszę, żeby to, co usłyszycie, nie wyszło poza te mury.
Oczywiście – powiedział Rayne.
Co chciałaś mi powiedzieć, Melisso? – spytała Aleksa, z każdą chwilą czując się coraz bardziej nieswojo.
Młoda kobieta zaczęła coś mówić, lecz ze zdenerwowania zacięła się i musiała zacząć jeszcze raz.
Po pierwsze chciałabym powiedzieć, że jestem bardzo wdzięczna za wasz szczęśliwy powrót z Francji do domu. Gazety piszą, że jesteście boha¬terami. Jestem z was bardzo dumna.
Aleksa milczała, chociaż była dość zaskoczona.
Chciałabym także przeprosić. – Melissa Mel¬ford wyprostowała się. Wyglądała poważniej niż ostatnim razem, gdy Aleksa ją widziała, sprawiała wrażenie dojrzalszej, bardziej pewnej siebie. Straci¬ła trochę na wadze, dzięki czemu jej kobiece krągło¬ści stały się bardziej wydatne. Z błękitnymi oczami i jasnymi włosami wyglądała naprawdę ładnie.
Przeprosić? – zdziwiła się Aleksa. – Chyba nie rozumiem.
Melissa nerwowo oblizała wargi. Jej dłonie ogarnęło drżenie.
– Jak sobie zapewne przypominasz, moja matka wspomniała, że zwolniła naszego guwernera, Gra¬hama Tylera. Był z nami od wczesnego dzieciń¬stwa.
– Tak, pamiętam. Peter zawsze mówił o nim z najwyższym podziwem.
– Był miły i inteligentny, bardzo blisko związany z Peterem. Wtedy było mi przykro, że odchodzi, ale nigdy nie przyszło mi do głowy… nie miałam najmniejszego pojęcia…
Aleksa bezwiednie postąpiła krok do przodu.
– Co się stało, Melisso? Co chciałaś powiedzieć?
Dziewczyna odetchnęła głęboko, by się uspokoić.
– Po wyjeździe z Waitley pan Tyler przyjął posadę u rodziny Clanderonów, jako że moja matka i pani Clanderon są zaprzyjaźnione. Jego tajemni¬ca wyszła na jaw niemalże zupełnie przypadkowo. Gdyby lord Clanderon nie wrócił wtedy do domu nieco wcześniej… i nie natknął się na nich…
– Melisso! Powiedzże wreszcie, co się stało!
– Pan Tyler został przyłapany w kompromitującej sytuacji z piętnastoletnim synem lorda Clande¬rona. Gdy stanął przed obliczem markiza, Graham załamał się. Przyznał się, że wykorzystał młodzień¬cze zaufanie chłopca i że… że… próbował to samo zrobić z Peterem! – Na tym ostatnim słowie głos jej się załamał. Damien podszedł, a ona z wdzięcz¬nością przyjęła pociechę, jaką dały jego ramiona.
– Już dobrze, Lisso. Już po wszystkim.
Melissa spojrzała pełnymi łez oczami na Aleksę.
– Peter był zrozpaczony, gdy cię stracił, i zwrócił się po słowa otuchy do Grahama. Zabił się z powo¬du tego, co zaszło między nimi, tak powiedział Ty¬ler. To nie była twoja wina, Alekso. Byłam wobec ciebie taka okrutna, a ty nie byłaś niczemu winna!
Aleksa szybko zrobiła trzy kroki i przytuliła Me¬!issę. Damien stał obok z nieprzeniknioną twarzą, czując opadające na jego barki ogromne brzemię, jakie przyniosły słowa jego siostry. Z trudem pano¬wał nad wzbierającym w nim gniewem, lecz w spoj¬rzeniu, które kierował na żonę i siostrę, widocz¬na była dziwna czułość.
– Co się stało z Tylerem? – spytał w końcu, nieznacznie podnosząc głos.
Melissa pokręciła głową.
– Lord Clanderon twierdzi, że uciekł z kraju.
– Tak będzie lepiej dla niego – rzekł Damien z pogróżką w głosie. W tym momencie podszedł Rayne i oparł szeroką dłoń na ramieniu szwagra. – Daj temu spokój, przyjacielu. Obaj dostaliśmy srogą nauczkę, ile może kosztować zemsta. Twój brat odszedł. Teraz musisz myśleć o żonie i rodzinie.
Damien milczał przez długą, pełną napięcia chwilę, w końcu wolno pokiwał głową. Rozluźnił zwinięte w pięści dłonie.
– Mam nadzieję, że zgnije w piekle.
– Na pewno! – odparł Rayne.
Damien spojrzał na siostrę.
– A co z matką? Jak ona przyjęła tę wiadomość?
– Znasz ją. Gdy poznała prawdę, znienawidziła Grahama Tylera, zapałała żądzą zemsty, ale nie chce przyznać, że myliła się co do Aleksy. Być mo¬że kiedyś jej wybaczy, ale jeszcze nie dzisiaj.
– To chyba i tak nie ma znaczenia. – Damien uśmiechnął się. – Najważniejsze, że ty przyjechałaś i pogodziłaś się z nami. Wiem, że to wymagało od ciebie wielkiej odwagi, Lisso. I jestem z ciebie dumny.
– A ja jestem dumna, że mam ciebie… i szczęśli¬wa, że Aleksa chce jeszcze być moją przyjaciółką.
– Oczywiście, że chcę. Przykro mi z powodu te¬go, 'co stało się z Peterem, ale dobrze, że w końcu poznaliśmy prawdę.
Przez resztę wieczoru byli trochę przygaszeni, każdy zatopiony we własnych myślach. Wcześnie udali się na spoczynek, oczekując następnego, bar¬dziej pogodnego dnia. Aleksa szła po schodach u boku męża. A kiedy znaleźli się w drzwiach sy¬pialni, on wziął ją w ramiona i delikatnie pocało¬wał w usta.
– Wszystko dobrze? – spytał.
– Tak, a ty jak się czujesz?
– Przykro mi z, powodu tego, co się stało z Peterem. Może gdybym tam był, gdyby wtedy miał z kim porozmawiać… jednak teraz możemy jedy¬nie spekulować. Nadszedł czas, by zostawić to za sobą.
Kiwnęła głową.
Przesunął palcem po podbródku Aleksy i uniósł go nieco wyzej.
– Wiem, jakie to wszystko było dla ciebie trud¬ne, ale nie mogę stwierdzić, że jest mi przykro. Gdyby to wszystko się nie wydarzyło, nigdy bym cię nie poznał, nie zagrał z tobą na pieniądze u księcia. Nie pokonałbym cię w karcianej grze, nie nakłonił, żebyś przyszła do mnie do zajazdu, i nigdy bym się w tobie nie zakochał!
Uśmiechnęła się szelmowsko.
– Wcale nie pokonałeś mnie przy kartach. Oszu¬kiwałeś.
Obdarzył ją najbardziej zniewalającym uśmie¬chem, jaki kiedykolwiek u niego widziała.
– Wcale nie musiałem. Zamiast w karty, patrzy¬łaś wciąż na mnie. Grałaś jak ostatni patałach.
Roześmiała się i zalotnie uniosła brew.
A może to właśnie ja oszukiwałam. Może celo¬wo przegrałam?
Zawtórował jej śmiechem.
Ach, ty mała lisico, z pewnością tak było! – Po¬całował ją. – Ale w ostatecznym rozrachunku i tak ja wygrałem. A nigdy jeszcze stawka nie była tak ogromna.
Spojrzała w jego niebieskie oczy, czując w sercu ogromny przypływ miłości. I nie miała wątpliwości, że to jednak ona zgarnęła wygraną