37828.fb2
Idealna żona. Dwa słowa, a tak wiele interpretacji.
Mężczyznom wydaje się, że idealna żona to kobieta zdolna do wielkich poświęceń, najczęściej na rzecz męża, ponosząca trudy wychowania dzieci, najlepiej dokładająca się do domowego budżetu, zawsze chętna do miłosnych igraszek, taka, która nieproszona nie zabiera głosu, nigdy z powodu bólu głowy nie odmawia seksu i nigdy nie krytykuje męża. Można z nią pokazać się w towarzystwie, albo przegadać w samotności całą noc. Jest zawsze piękna i zadbana. Kocha i wybacza wszystko, cokolwiek jej mężczyzna by uczynił niewłaściwego.
Nie byłoby nic złego w tej definicji, gdyby nie to, że jakkolwiek by się nie starała, jej facet i tak znajdzie jakiś powód, choćby mały szczegół w jej zachowaniu, by usprawiedliwić swoją zdradę, a jeszcze lepiej – zrzucić winę właśnie na żonę.
Mimo że Ewa dość szeroko nasłuchała się o wadach i zaletach żon swych internetowych znajomych, nie udało jej się jednoznacznie określić ideału kobiety, o jakiej marzyli i jakiej szukali w randkowych serwisach, a to dlatego, że poznani przez Internet mężczyźni nie umieli jasno określić, w którym momencie coś było dla nich wadą, a co zaletą. Jeśli na przykład chodziło o zdradzanie, to oczywiście sprawa była prosta – gdyby to żona któregoś z nich dopuszczała się skoków w bok, byłaby zwykłą dziwką i szmatą, niegodną jednego słowa. Ale to, że Ewa również była zamężna, nie przeszkadzało im w ogóle nazywać ją pięknością i samą wspaniałością przy podrywaniu jej, proponowaniu spotkania, czy wręcz bezpardonowemu oferowaniu seksu. Dziwnie to o nich świadczyło, skoro sami byli żonaci. Jednak dla siebie bez trudu znajdywali usprawiedliwienie własnego postępowania – monotonia związku, brak zaangażowania żony, powszedniość dnia codziennego, brak zrozumienia. Zastanawiające, że nie starali się robić nic, by te swoje podupadłe związki naprawić. Woleli poszukać sobie nowych, mniej zobowiązujących i zaborczych, czyli takich, które mogły istnieć obok ich poukładanego życia. Co im to dawało? Na pewno nie burzyło stabilizacji, jaką posiadali. Poderwanie nowej partnerki podbudowywało ich próżne męskie ego, dawało poczucie siły i drugiej młodości, pozwalało tchnąć nowy powiew w ich nudne pożycie seksualne.
Pod całym tym płaszczykiem dociekań, dlaczego faceci szukają przez Internet czegoś nowego, zakazanego, a jednocześnie tak pociągającego, zdrady, seksu, może miłości, Ewa usilnie starała się odpowiedzieć sobie na jedno, najważniejsze pytanie. Dlaczego jej własny mąż ją zdradził? Zastanawiała się czego szukał poza ich małżeństwem, a czego ona, jego żona, nie umiała mu dać. Czy rzeczywiście tak bardzo męczył się z nią przez ostatnich dziewięć lat, skoro – gdy nadarzyła się okazja – poleciał w ramiona innej? I czy to uczyniło go szczęśliwszym? Raczej nie, skoro wrócił. A jeśli wrócił tylko z obowiązku?
Ewa musiała przyznać, że na pewno nie. To, co Tomek okazywał jej teraz na co dzień, to była z pewnością miłość. Już nie robił z siebie bohatera, jeśli zdarzyło mu się pomóc jej w codziennych obowiązkach. Zaczął interesować się jej pracą, problemami, dążył do wspólnych rozmów. Już nie zbywał jej byle czym, gdy udawał się w podróże w interesach, za to skrzętnie dzielił się z nią wrażeniami z tych wyjazdów. Był czuły i tkliwy. Zupełnie jak kiedyś, może nawet bardziej.
Więc dlaczego uwikłał się w ten romans? Z pewnością w dużej mierze przyczynił się do tego zwykły przypadek – najpierw nawiązanie zwykłej znajomości, potem jakiś sms z pewnym podtekstem, o jedno spojrzenie za dużo. Potem sprawa była już prosta. Znajomość pozbawiona codziennych problemów, utyskiwań na ciężkie życie, borykania się z jego codziennymi problemami, stała się nagle atrakcyjna, a koleżeńskie relacje wybuchły płomiennym romansem.
W każdym razie Tomek zachował się jak typowy mężczyzna – szukał tego, czego nie mógł znaleźć u Ewy, a może uciekał od tego, co mu oferowała.
Teraz z kolei Ewa przyjrzała się swemu postępowaniu przez ostatnie miesiące i lata. Dobrze wiedziała, że i w niej tkwi część tej przyczyny, dla której Tomek zwrócił się do innej kobiety. Faktycznie, ostatnimi czasy, z powodu przemęczenia pracą i studiami, często w jej słowie brakowało dla męża miłego i przyjacielskiego tonu. Czy mógł przy niej wypoczywać i cieszyć się życiem w atmosferze ciągłego gderania i utyskiwań?
Konflikty między obojgiem małżonków piętrzyły się i zazębiały. Nieraz nie było wiadomo, o co się pokłócili, tak zacietrzewieni byli w swej złości. A żadne z nich nie chciało ustąpić drugiemu.
Mężczyźni z Internetu mówili o niej: piękna i wspaniała, kobieta z poczuciem humoru, wesoła i zabawna. Jeśli umiała być taka dla obcych, to chyba tym bardziej mogła być taka dla męża. Wystarczyło tylko odrobinę się postarać, przypomnieć sobie jak to było kiedyś, na długo przed tym, zanim przypadkiem odkryła jego kłamstwo.
Wrócił z podróży wściekły jak sto diabłów. Dochodziła północ, ale Ewa jeszcze nie spała.
– Nie jesteś w humorze – zauważyła przyglądając się uważnie mężowi.
Już miał wypalić, że to nie jej interes, że nie będzie jej opowiadał o swoich sprawach, w ostatniej chwili ugryzł się w język.
– Interesy nie wypaliły – powiedział siląc się na spokojny ton.
– Coś poważnego?
– Szmat drogi na nic. Artur zawiódł i nie zgromadził gratów na czas. Podobno Niemiec sprzedał całą partię opon innemu odbiorcy. Gówniarz Artur pożałował kilkudziesięciu euro zaliczki i cała podróż na marne. – Po co jej to mówię? – pomyślał. Sylwii zawsze opowiadał takie rzeczy.
Ewa podeszła do męża i objęła go czule. Coś nowego!
– Wykąp się i połóż. Zrobię ci kolację.
Poczuł się dziwnie. Zazwyczaj po jego powrotach do domu zasypywała go gradem narzekań na sto problemów, które według niego były tak błahe, że nie warto było nimi zaprzątać sobie głowy, zwłaszcza po przejechaniu półtora tysiąca kilometrów, kiedy jedynym marzeniem człowieka jest gorąca kąpiel i wygodne łóżko, nie zaś, co kupić siostrze na imieniny, albo że dywanik w łazience jest stary i trzeba go wymienić. Pocałował ją w czubek nosa. Z zaskoczenia na nic więcej nie mógł się zdobyć.
Zrobił posłusznie, co mu kazała. Strumień wody z prysznica orzeźwił jego zmęczone ciało. Potem ze smakiem zjadł przygotowany posiłek. Zamierzał zasnąć, otuliwszy się porządnie kołdrą. Jakież było jego zdziwienie, gdy Ewa powoli zsunęła z niego okrycie.
– Nie jesteś zmęczona? – zapytał. – Przecież rano musisz wstawać do pracy. – To była jej najczęstsza wymówka. Nie mógł sobie darować tej uszczypliwości.
– Muszę – odparła – ale najpierw chcę się nacieszyć tobą. No, chyba że ty jesteś zbyt zmęczony. – Z radosnym śmiechem usiadła mu na biodrach.
Dawno jej takiej nie widział. Radosnej i szczęśliwej. Niemal natychmiast całe zmęczenie i stres po nieudanej podróży znikły zupełnie. Przetoczył się nad żoną, przygniatając jej drobną postać swoim ciałem.
– Zaraz ci pokażę, do czego jestem zdolny – mruknął jej do ucha.
Obydwoje wiedzieli, że nie wyśpią się tej nocy.
– Witaj, Hotwoman – brzmiała kolejna wiadomość w poczcie elektronicznej Ewy. Pochodziła od Roberta z Chełma, trzydziestoletniego rozwodnika, przedstawiającego się jako właściciel firmy przewozowej – gdybyś miała ochotę popisać, a być może i spotkać się z mężczyzną, który oferuje humor i powagę, milczenie i rozmowę, polecam ci swoje towarzystwo. Wyglądasz na osobę, przy której znikają zmartwienia. Mam ich pod dostatkiem po burzliwym rozwodzie, dlatego mam nadzieję, że Klub Niesamotnych Serc będzie dla mnie jakąś odskocznią od mojego smutku. Mam nadzieję znaleźć tu ukojenie, a może także i miłość. A ty wydajesz mi się osobą godną zachodu.
– Ukojenie może i znajdziesz – Ewa nie mogła się powstrzymać od sprowadzenia faceta na ziemię – ale miłość? Wątpię. Klub Niesamotnych Serc to ostatnie miejsce, gdzie należy szukać normalnych osób, z którymi można planować jakąś przyszłość.
– Nie mam dużego doświadczenia w internetowych znajomościach – odpowiedział po pół godzinie Robert. – Może zechcesz mnie czegoś nauczyć?
Tego jej tylko brakowało! Zostać nauczycielką kolejnego samca nastawionego na poznawanie kobiet pragnących jak najszybciej znaleźć się w jego łóżku.
– Nie wiem, czy zauważyłeś, ale jestem mężatką. Nie nadaję się na nauczycielkę, ani tym bardziej pocieszycielkę w sprawach rozwodowych. A już z najwyższą pewnością nie będę obiektem twojej miłości.
– Więc może ja mógłbym coś zrobić dla ciebie? Gdybyś na przykład czuła się zagubiona czy zawiedziona swoim związkiem… Jeśli byś tylko zechciała, przyjadę do twego miasta. Często załatwiam tam interesy…
– Mam najszczęśliwszy, najbardziej udany związek pod słońcem! Nie szukam porad ani pocieszenia!
– Szczęśliwe osoby nie rejestrują się w portalach randkowych, nie sądzisz? Więc jak? Pojutrze będę w Lublinie. Znam taki fajny hotelik na peryferiach miasta. I bardzo chciałbym cię ujrzeć na żywo. Zaufaj mi i spotkaj się ze mną, a obiecuję, że spędzimy razem niezapomniane chwile.
– Nie trzeba ciebie uczyć, Robercie, jak wyrwać laskę za pomocą Internetu. Widzę, że świetnie się na tym znasz i dość szybko przechodzisz do rzeczy. Tylko że adres nie ten. A skoro tak szybko pogrywasz, to i ja szybko ci powiem, że nie zamierzam nikomu robić dobrze tylko dlatego, że rozszedł się z żoną, albo ma ją cały czas obok siebie, tylko już mu się z lekka znudziła! Powodzenia zatem w dalszym szukaniu. Polecam załamane życiowymi niepowodzeniami albo znudzone codzienną monotonią mężatki. Pełno tego tutaj.
Robert więcej się nie odezwał.
Co się ze mną dzieje? – pomyślała Ewa. W ciągu trzech godzin zdążyła poznać przez Internet faceta, wdać się z nim w dyskusję na temat doświadczeń w internetowych randkach, a na koniec nakrzyczeć na niego w imieniu wszystkich oszukanych przez netowych podrywaczy kobiet. I to wszystko za pomocą maili.
Po co w ogóle mu odpisywała? Nie rozumiała sama siebie.
Podobnie jak w przypadku Mariusza z Lubartowa. Supermario – taki miał nick. Napisał o sobie, że jest kawalerem, który pragnie dać szczęście mężatce. Czy dla wszystkich, którzy do niej pisali, jej stan cywilny był taki istotny? I dlaczego jako mężatka miałaby od razu być nieszczęśliwa? Owszem, zdrada Tomka to żaden powód do chwały, jednak było jeszcze dziewięć lat wspólnego życia. Nie były to same różowe chwile, ale przecież pobrali się z miłości. Powiedziała o tym Mariuszowi, gdy spotkali się w malej kafejce tuż przy gmachu Sądu Wojewódzkiego.
Decydując się na spotkanie, Ewa miała nadzieję zdusić wciąż dręczący ją smutek z powodu rozstania z Leszkiem. Poza tym uważała, że nie ma nic zdrożnego w spotkaniu ze znajomym na małej kawie po pracy. Tyle że znajomego znała z trzech zaledwie maili, a od pierwszego z nich nie minęła jeszcze doba.
– Nie wierzę, byś do końca wybaczyła mężowi zdradę – mówił jej towarzysz, gdy zaszyli się w zaciszu klimatyzowanego wnętrza kawiarni.
Mariusz był starszy od niej o kilka lat, nie pytała o wiek, a w to, co pisali o sobie mężczyźni na stronach Klubu Niesamotnych Serc, już dawno przestała wierzyć. Był wysokim, muskularnym mężczyzną z lekko wydatnym brzuszkiem i łysiejącymi zakolami na czole. Supermario? Nie widziała w nim nic super, ale co ją to mogło obchodzić. Chciała tylko pogadać, miała wolne popołudnie, nie miała nic do stracenia. I należało wyrzucić z myśli Leszka.
– Stało się – wzruszyła ramionami. – Nie ma co rwać włosów z głowy, trzeba żyć jutrem, nie przeszłością.
– Ale to zawsze będzie w tobie siedzieć.
– Co?
– Tłamszony gniew. Nienawiść.
– Grunt to nie dać się ponieść emocjom. Gniew? Może i był, ale wierz mi, Mariusz, jutro też w końcu nadchodzi.
– A Klub Niesamotnych Serc? Pozwolił ci odnaleźć twoje jutro?
– Klub? Nie traktuję go jako narzędzia do podrywania facetów – skłamała. – Dzięki uczestnictwu w nim mogę po prostu poznawać ludzi.
– Nie żartuj. I nigdy nie myślałaś, żeby się z kimś umówić tak serio, na randkę?
– Nie. – Ewie nawet nie drgnęła powieka, gdy oznajmiała kolejną nieprawdę. Zaczynał ją drażnić ten temat, ale mogła się domyślić przyczyny, dla której jej towarzysz ciągle go poruszał. – Czasem wyjdę z kimś na kawę, jak teraz z tobą, ale to tylko takie pogaduchy po pracy. Nigdy nic innego. Lubię mieć duże grono znajomych i nie widzę w tym absolutnie nic złego. A ty? – zapytała w końcu – dlaczego spotkałeś się z mężatką? Wśród twoich znajomych brak ci odpowiedniego towarzystwa kobiet?
– Będę szczery, Ewo – popatrzył jej głęboko w oczy i Ewa jeszcze raz mogła się przekonać, że Mariusz kompletnie się jej nie podoba, ani z urody, ani z usposobienia. – Wolę towarzystwo doświadczonych mężatek niż nieopierzonych głupiutkich panienek, które lecą najczęściej na samochód niż na faceta. Dlatego zalogowałem się do Klubu. Tam łatwo spotkać pokrewną duszę.
– Nie sądzę, by Klub Niesamotnych Serc był odpowiednim miejscem do szukania swojej drugiej połowy, a już na pewno nie wśród mężatek – stwierdziła Ewa.
– Ależ ja nie szukam drugiej połowy – uśmiechnął się czarująco.
– Szukam kobiet, którym mógłbym pomóc. Zawiedzionych życiem, smutnych i zagubionych. Takich jak ty.
– W czym niby miałbyś im pomagać?
– Mógłbym je kochać, pieścić, wiesz – uniósł lewą brew w niedwuznacznym geście – robić dokładnie to, czego skrycie pragniecie, ale brakuje wam odwagi, by powiedzieć o swych marzeniach własnym mężom. Ja znam te marzenia. I gotów jestem stawić im czoła.
Ewę zmroziły te rewelacje. I pomyśleć, że miało to być zwykłe niezobowiązujące spotkanie przy kawie. Czy wszyscy faceci myślą tylko jednym, a mianowicie, jak zaciągnąć ją do łóżka?
– Nie wiem, jak inne twoje znajome – powiedziała z niesmakiem – ale ja realizuję swoje marzenia i fantazje z mężem i nie wstydzę się o nich mówić ani ich egzekwować.
– Akurat – zaśmiał się. – Znam mężatki dobrze. Wiem, o czym marzycie. Wiem też, jak wam to dać.
– Może więc ja jestem nietypowa – powiedziała ze złością. Ten facet miał najwyraźniej zbyt wysokie mniemanie o sobie i zbyt niskie o zamężnych kobietach. Lecz czy temu drugiemu można było się dziwić, skoro ona sama jeszcze niedawno robiła z siebie dziwkę w Internecie? Dobrze jej teraz było zgrywać oddaną mężowi żonę. Tylko świadomość własnej zdrady powstrzymała ją przed tym, by odstawić z hukiem filiżankę z kawą i wyjść z kawiarni bez pożegnania. Mariusz sprawiał wrażenie człowieka, który wystarczająco zgłębił powody, dla których podobne jej kobiety rejestrowały się w randko wy eh serwisach. – Ale… dlaczego akurat mężatki? – nie wytrzymała pytania.
– Mówiłem ci już. Panienki myślą tylko o jednym, jak uwikłać cię w małżeński związek. Zakochują się, zachodzą celowo w ciążę, płaczą, robią wszystko, byle tylko zaciągnąć cię do ołtarza. A potem? Już jako mężatki? Doprawiają ci rogi tak wielkie, że z trudem mieścisz się przez drzwi do mieszkania.
Było wiele goryczy w tym, co mówił Mariusz. Ewa zaczynała wątpić, czy ten siedzący przed nią facet jest rzeczywiście kawalerem, no chyba że takim z odzysku. Kolejny człowiek z rysą na psychice.
– A mężatka? Nie może się zakochać? Albo zajść w ciążę?
– O tak – roześmiał się i pochyliwszy się w jej kierunku zniżył glos, jakby za chwilę miał wyznać Ewie największą tajemnicę – ale mężatka ma już męża.
– I co? – Ewa nadal nic nie rozumiała. – To znaczy, że nie może się w nim odkochać, czy jak?
– Nie, nie, Ewo, to oznacza, że nawet jeśli się we mnie zakocha, to i tak pozostanie przy mężu, no bo sama rozumiesz, dzieci, wspólny dom. Mężatki nigdy nie zostawiają rodziny. Jeśli już się zdarzy, kochają kochanka lecz cierpią u boku męża. A ewentualna ciąża? Zawsze jest wtedy na kogo zwalić.
Chwilę zastanawiała się nad tym, co usłyszała, by nagle powiedzieć:
– Nie zgodzę się z tobą, Mariusz. Jeśli kobieta źle czuje się w swoim związku, to go skończy. Tym bardziej, jeśli pokocha kogoś innego. Znam co najmniej trzy małżeństwa, które przestały istnieć, bo ona się zakochała. Nieistotne, czy żony z tych małżeństw są teraz z nowymi wybrankami. Po prostu kobieta jest tak skonstruowana, że jeśli kocha, to chce należeć do swego mężczyzny całą sobą. Dziwię się, że tego nie pojmujesz. Nigdy nie słyszałeś o kobietach, które wyrzekały się mężów, ba, własnych dzieci, byle tylko być z kochankiem? Pełno jest tego, chociażby w serialach telewizyjnych.
– A więc u ciebie nie mam szans? – powiedział znienacka.
– Słucham?
– Kochasz swego męża, Ewo. To widać. Jesteś przy tym szczera i uczciwa. Szkoda, bo naprawdę mi się podobasz.
Nagle Mariuszowi zaczęło się spieszyć. Pożegnali się i obiecali sobie następne spotkanie w niedalekiej przyszłości. Oboje wiedzieli jednak, że to tylko czcze słowa. Żadne z nich nie miało najmniejszej ochoty na kontynuację tej bezsensownej znajomości.
Późnym wieczorem, gdy Ewa próbowała zasnąć w objęciach śpiącego od dawna Tomka, ciągle wracały do niej słowa Supermana. Czy naprawdę kochała jeszcze Tomka? Czy była szczera mówiąc Mariuszowi, jakie są kobiety? Czy gdyby naprawdę była zakochana w Leszku, mogłaby spokojnie żyć u boku niekochanego męża?
Czy w ogóle mogłaby żyć u boku mężczyzny, którego nie kochała? Wiedziała, że to bzdura. Żadne, choćby nie wiadomo jak płomienne internetowe czy realne romanse, nie były w stanie wyleczyć jej z miłości do człowieka, który niedawno tak bardzo ją zranił, a teraz spał spokojnie tuląc się we śnie do jej ciała. Wszystko wskazywało na to, że wciąż kochała męża. I nic nie mogło tego zmienić.
Następnego dnia w pracy, korzystając z chwili przerwy, Ewa znowu zajrzała do swojej skrzynki poczty elektronicznej. Już od wielu dni nie czyniła tego od razu po przyjściu do biura, lecz dużo później, jak gdyby chciała sama sobie udowodnić, że korespondowanie przez Internet nie stało się jeszcze nałogiem.
Jak zwykle Klub Niesamotnych Serc informował ją, że w jej poczcie na stronie Klubu czeka na nią wiadomość od wielbiciela. Zajrzała tam logując się jako Hotwoman. Wpisała swój nick z pogardą dla samej siebie. To, w co uwikłała się w przypadku Maćka czy Darino, ciągle powracało jak najczarniejszy koszmar. Przez jakiś czas żywiła nawet niewypowiedziane pretensje do Tomka, przecież gdyby nie on, gdyby nie jego zdrada, ona nigdy nie obejrzałaby się za innym mężczyzną, nie mówiąc już o pójściu z nim do łóżka. Przyszedł jednak czas, iż zdała sobie sprawę, że to tylko jej własna głupota i naiwność pchnęły ją do zdrady.
A Mariusz? A Zbyszek, Andrzej, Kris i wielu innych, których imion już nawet nie pamiętała, a którym poświęciła tak wiele godzin rozmowy i zdradziła tak wiele najintymniejszych szczegółów ze swego życia? Jak mogła naiwnie sądzić, że te tabuny mężczyzn choć trochę cokolwiek interesują się jej zmartwieniami i bólem i że chcą jej pomóc?
A Leszek? On jeden nie wykorzystał jej naiwności. A dlaczego? Bo mu na to nie pozwoliła. Bo cały czas podświadomie zdawała sobie sprawę, że jemu także chodzi tylko o seks. Wolała zbudować wokół niego otoczkę niemalże świętości, wierzyć, że jest jej przyjacielem, powiernikiem jej najskrytszych myśli. Wymyśliła sobie, że jest taki wspaniały, ba, że zaczęła czuć do niego coś więcej niż tylko sympatię, a wszystko po to, by umniejszyć rolę Tomka w swoim życiu. Gdyby to była prawdziwa przyjaźń, gdyby rzeczywiście rozumieli się z Leszkiem tak, jak to sobie deklarowali, nie rozstaliby się tak definitywnie i na zawsze. Teraz Ewa zaczynała już mieć wątpliwości, czy on rzeczywiście odleciał do ojca do Ameryki, czy też wmówił jej tylko tę podróż, by nie mogła się z nim widywać jesienią, gdy rozpocznie kolejny rok studiów.
Wzruszyła ramionami sama do siebie. Co ją to w zasadzie mogło obchodzić? Co ją mogły interesować sprawy i problemy ludzi, których nigdy nie miała ujrzeć na oczy? Ich rozwody, porażki, udręki i zmartwienia, rozczarowania i żale. Czy brak jej było własnych? Lepiej przecież było skupić się na swoim życiu, wyeliminować frustracje i niepowodzenia, zamiast utyskiwań czerpać z nich nauczkę i siły, przykrości i smutki zamieniać w radość i szczęście. Wiedziała, że tak potrafi. Jeszcze nie do końca zabiła w sobie ciepło i szczerość. Tylko na długą chwilę zapomniała, co jest w życiu naprawdę ważne.
Od niechcenia otworzyła wiadomość od Włodzimierza z Warszawy.
– Jestem młodo wyglądającym jak na swoje czterdzieści sześć lat, zadbanym, czystym facetem o szczupłej sylwetce – informował ją Włodzimierz. – Chciałbym cię poznać i może stworzyć niezobowiązujący związek chemiczny, mający zapach dzikiej róży i smakujący jak truskawki wykąpane w szampanie. Róże między nimi na ustach kwitną, a ich kolce sprawiają, że te usta milkną. Płatki jedwabne, w pąki warg złożone z drugimi, są jak bukiet, wonnością zniewolone, piękne jak bóg i bogini. – Co za poeta, zaśmiała się w duchu Ewa. To, co przeczytała dalej, dosłownie wbiło ją w fotel. – Wyobraź sobie, że podchodzę i dotykam twoich piersi. Zadrżały pod moimi palcami. Przysuwam usta i liżę twoje sutki przez stanik, ty go rozpinasz, a ja posłusznie biorę je w usta. Zaczynasz czuć podniecenie i ciepło rozchodzące się po całym ciele. Wyczuwam to. Zaczynam lizać twoją cipkę, masuję twoje krocze. Słyszę, jak jęczysz, czuję, jak drżysz coraz mocniej. W końcu zaczynam powoli w ciebie wchodzić moim ciepłym i wilgotnym językiem. I nagle twoje ciało pręży się, a z twoich ust wydobywa się krzyk rozkoszy. Jeśli chcesz, by te wyobrażenia stały się rzeczywistością, napisz do mnie. Pozdrawiam cię, piękna Hotwoman, i przesyłam namiętne całuski tam, gdzie je najbardziej lubisz otrzymywać.
Skończyła czytać. Chwilę siedziała w bezruchu, zbyt zszokowana tekstem wiadomości, by w jakikolwiek sposób zareagować. A potem spuściła oczy i zrobiło jej się piekielnie wstyd. Miała za swoje. Hotwoman! Myślałby kto! Pozwoliła, by jej twarzą, jej uczuciami wycierał sobie gębę byle chłystek. Gębę, a może też coś innego. By myśląc o niej pisał takie bzdury. Seksualny maniak jakiś!
Ze złością kliknęła polecenie wyloguj i z hukiem wsunęła klawiaturę pod biurko. Po chwili jednak weszła na stronę Klubu Niesamotnych Serc z powrotem. Oni wszyscy tam byli seksualnymi maniakami. Napaleńcami, żądnymi tanich przygód z internetowymi znajomościami. Zbyt biedni czy skąpi, by wynająć sobie prostytutkę, czarowali nieświadome zagrożenia kobiety. Brali je na tanie teksty o romantycznym brzmieniu, lub wyjawiali wprost, jakie są ich intencje.
Ewa miała już dość! Internetowe spowiedzi do niczego nie prowadziły. Nikt na dłuższą metę nie był zainteresowany jej problemami w domu czy w pracy. Wszystko prędzej czy później niezmiennie sprowadzało się tylko do jednego: seksu. Z tą różnicą, że jedni wygadywali przedtem romantyczne bzdury, inni, jak Włodzimierz, oznajmiali bez pardonu, jakie są ich intencje dążenia do zawarcia znajomości.
Ponownie rozpoczęła proces logowania.
– Wpisz swój nick – poprosił komputer.
– Hotwoman – wpisała po raz ostatni Ewa.
– Podaj hasło – padła kolejna komenda.
– Tomasz – palce wklepały w okienko ukochane imię.
– Hasło prawidłowe – przeczytała w odpowiedzi. – Hotwoman, witaj w Klubie Niesamotnych Serc.
A potem przebiegła oczami po monitorze komputera, poszukując odnośnika do interesującego ją okna. Jest! Zmień lub usuń konto. Natychmiast najechała na nie kursorem myszy.
– Uwaga! – ostrzegał ją czerwony napis, gdy tylko otworzyło się okno usuwania konta. – usunięcie konta jest trwałym i nieodwracalnym procesem. Oznacza skasowanie z pamięci naszych serwerów wszelkich danych, a więc wiadomości, listy twoich ulubionych klubowiczów oraz twojego loginu. Nie podejmuj tej decyzji pochopnie i przemyśl ją raz jeszcze. Zawsze zdążysz usunąć konto na trwałe. Może nie warto tracić dotychczasowego dorobku znajomych?
– Usuń konto – z premedytacją kliknęła znów Ewa.
– Uwaga! Usunięcie konta jest trwałym i nieodwracalnym procesem – padło ponowne ostrzeżenie.
– Usuń konto! – Ewa była zdecydowana.
– Użytkownik usunięty – poinformował ją serwis Klubu.
Hotwoman przestała istnieć.
Wróciła z pracy jakaś przygaszona. Tomek od razu to zauważył. W każdej chwili spodziewał się jakiegoś ataku słownego ze strony żony. Zwykle tak robiła, naskakiwała na niego na sprawy sprzed miesięcy, drobne błahostki, o których nawet nie pamiętał. Fakt, ostatnio wszelkie jego drobne przewinienia i niedociągnięcia jako męża i ojca przyćmiło to jedno – romans z Sylwią. Ale o tym od kilku dni Ewa przestała mówić.
Ciągle miał wrażenie, że to cisza przed burzą. Niby wrócili do siebie, sypiali ze sobą, nawet rozmawiali, odnosiło się jednak wrażenie, że to wszystko jest sztuczne do bólu. Tomek po prostu nie wierzył, by wieloletnie przyzwyczajenia Ewy, jej narzekanie i utyskiwania na ciężkie życie, tak nagle zostały wyparte przez życzliwość. Co więcej, nie wierzył, by była w stanie mu wybaczyć.
– Znowu nie wyniosłeś śmieci – stwierdziła bez cienia złości. On jednak omal nie wpadł w szał. Ostatnimi siłami powstrzymał się przed wybuchem.
– Nie – powiedział spokojnie. Po prostu o tym zapomniał. Ale czy był sens jej to tłumaczyć? Zaraz wyniesie ten cholerny kosz. Albo wyjdzie z domu i wróci późnym wieczorem, jeśli Ewa zacznie swoje gderanie.
Nie zaczęła.
Zamiast tego usiadła obok niego na kanapie i położyła mu głowę na ramieniu. Wzruszyło go to, ciągle jednak spodziewał się wybuchu.
– Miałam dzisiaj ciężki dzień – westchnęła. – Istny kołowrotek w biurze.
– Tak? – bąknął.
– Wszyscy powariowali, mówię ci. Nagle każdemu zaczęło się spieszyć, musiałam przygotować masę dokumentów, wykonać wiele kserokopii projektów. Oczywiście Elizka, gdy zobaczyła, co się święci, wymyśliła sobie wizytę u jakiegoś lekarza specjalisty i dyrektor ją puścił. No i wszystko spadło na mnie.
– Ale moja kochana żona jak zwykle sobie poradziła – powiedział.
– Jak zwykle – powiedziała i roześmiała się. Poczuła, jak przygniatający ją od miesięcy ciężar przestał nagle istnieć. Tomek zawtórował jej śmiechem.
Po chwili spoważnieli obydwoje. Tomek uniósł jej twarz za podbródek i zajrzał żonie głęboko w oczy.
– Kocham cię – wyszeptał i pocałował ją w usta.
Ewa oddała pocałunek, nie odezwała się jednak na to wyznanie. Tomek wiedział, że chce go w ten sposób ukarać. Czuł się winny i to bardzo, ale jeszcze bardziej pragnął bliskości żony. Jej oddania i miłości.
– Zaraz wyniosę te śmieci – powiedział czułym głosem. – Zwyczajnie o nich zapomniałem.
– Nic się przecież nie stało – odpowiedziała uśmiechem. – Gdybyśmy mieli tylko takie problemy, życie byłoby piękne.
– Już nie będziemy mieli problemów, kochanie. Obiecuję. A jeśli będą, to będziemy je rozwiązywać razem.
– Pamiętasz, Tomku – jej wzrok patrzył daleko przed siebie – kiedyś przecież było nam dobrze. Tęskniliśmy za sobą, rozmawialiśmy o głupstwach. W którym momencie to się zmieniło? Czy jest szansa, by jeszcze mogło wrócić?
– Tylko jeśli nawzajem damy sobie tę szansę. – Objął ją mocno ramieniem. – W każdym razie ja bardzo chcę, byśmy spróbowali raz jeszcze. A… ty?
– Ja także – powiedziała szczerze.
Dla obojga było to trudne wyzwanie. Nasiąknięte wspomnieniami ostatnich miesięcy i nękane wyrzutami sumienia dwa serca musiały na nowo nauczyć się kochać. I wybaczać. Nie tylko partnerowi. Obydwoje musieli wybaczyć samym sobie.