37828.fb2
Łatwo było usunąć konto Hotwoman z serwisu Klubu Niesamotnych serc. Gorzej było uporać się ze wspomnieniami. Najtrudniej zaś było na powrót zaufać Tomkowi.
Chociaż Ewa była świadkiem tego, jak jej mąż posłał kochankę do stu diabłów, to jednak wciąż na każdym kroku bacznie obserwowała jego zachowanie. Sprawdzała telefon komórkowy, choć sama przed sobą musiała przyznać, że Tomek byłby ostatnim idiotą, gdyby znów zostawił w komórce jakiś ślad, który mógłby naprowadzić ją na coś podejrzanego.
Zamiast jednak podejrzanych śladów, Ewa coraz częściej znajdowała dowody na to, że Tomek faktycznie robił wszystko, by wzbudzić jej zaufanie. Spędzał z nią i dziećmi dużo czasu, interesował się jej sprawami, ubierał się tak, jak lubiła, zaczął się czesać tak, jak lubiła, stał się wobec niej szarmancki i miły. Takie zachowanie męża nie pozostało bez echa także i w jej postępowaniu. Ewa zmieniła fryzurę – ufarbowała włosy na ciemniejszy kolor, sprawiła sobie nową nocną koszulkę, króciutką, z prześwitującego różowego atłasu. Tę, którą kupiła na randkę z Maćkiem, spaliła. Nie mogłaby położyć się w niej koło Tomka, nie przywołując wstydliwych wspomnień.
Przestała też narzekać na codzienność, a jeśli już mówiła o problemach w pracy czy w domu, starała się to czynić tonem pozbawionym gderliwości, by jej opowiadanie nie brzmiało jak skarga na życie, lecz jak zwierzenia czynione ukochanej osobie.
Takie postępowanie nie dało długo czekać na rezultaty. Tomek nie unikał już rozmów o wspólnych problemach. Dostrzegł nareszcie, że Ewa nie ma wyjątkowych nadprzyrodzonych sił i zdolności w pokonywaniu codziennych trudów dnia, co do niedawna tak dzielnie udawała przed całym światem. Teraz pragnął jej pomagać, chronić ją, udowadniać, że jest jej godzien.
Z czasem ich kłótnie, choć nadal nieraz się pojawiały, nie trwały już tak intensywnie. Co więcej, podczas nich Tomek nie wychodził już ostentacyjnie z domu, Ewa zaś nie płakała w poduszkę. Obydwojgu też udawało się osiągać w tych sprzeczkach obopólny kompromis. Poczuli, że jest im ze sobą naprawdę dobrze.
Niedawne wydarzenia powoli odchodziły w niepamięć. Im bardziej stawały się odleglejsze, tym małżonkowie stawali się dla siebie bardziej oddani. Ewa uczyła się na powrót kochać własnego męża. Internetowe randki to była już tylko przeszłość. Tomek zwariował na punkcie żony, odkrył, że nigdy nie przestała być dla niego piękna i atrakcyjna. Był z niej dumny, najbardziej zaś z tego, że okazała się na tyle mądra, że wybaczyła mu jego występek.
Pod koniec czerwca Tomek dowiedział się, że Ewa się z kimś spotyka.
Znowu wybrał się w podróż do Niemiec. Tym razem jednak wcale nie miał ochoty na wyjazd. Brakowało mu Ewy, jej uroczej paplaniny, ciepła jej ciała. Jak mógł zapomnieć, że jest taka kochana?
Prowadził auto szybko i pewnie, choć przyczepka doczepiona z tyłu lekko ściągała na prawo. Na szczęście przekroczyli już niemiecką granicę i pozostała im zaledwie trzecia część drogi.
Postanowił zadzwonić do żony.
– Cześć, skarbie – powiedział wesoło do słuchawki.
– Cześć – usłyszał obok siebie radosny głos, choć dzieliło ich niemal tysiąc kilometrów. – Jak podróż?
– Spoko. Chłopaki śpią jak susły. Na razie prowadzę całą drogę sam. I chyba dojadę do końca. Dobrze się jedzie. Piękna pogoda. A co u ciebie?
– Nic szczególnego. Kolejny dzień pracy. Mam dzisiaj trochę młyn, ekipa kończy remontować nowe biuro. Zaraz tam idę, ponoć brakuje jakiejś bardzo istotnej części potrzebnej do prawidłowej instalacji sprzętu elektronicznego. Gongo zmyje mi głowę, jeśli nie doprowadzę do przeprowadzki z końcem czerwca.
– Masz tylko kilka dni. Ale wierzę, ze sobie poradzisz.
Kilkuminutowa rozmowa była nieco sztywna, ale dla nich to i tak był sukces. Wymieniali zdania, opowiadali sobie wzajemnie o głupstwach, nie zaś o niezapłaconych rachunkach czy zakupach do załatwienia. Zupełnie jak za dawnych czasów, kiedy oboje nie byli jeszcze małżeństwem. Ewa za wszelką cenę starała się nie myśleć, że jej mąż w podobny sposób dzwonił jeszcze tak niedawno do kochanki.
– Pa, najdroższa – powiedział czule. Wieczorem, jak dojedziemy na miejsce, zadzwonię.
– Będę czekać – powiedziała szczerze.
Podróżujący z nim koledzy wyspali się, gdy przejeżdżał Polskę i teraz, obudzeni rozmową, stroili sobie z niego żarty.
– Byłeś dziwkarzem i ogierem – żartował Andrzej – a zamieniłeś się w niezłego pantofla.
– Przecież tak mi zarzucaliście to, że mam laskę na boku – zaśmiał się. – Nie mówiąc już o zazdrości. Szlag was trafiał, że wyrwałem sobie panienkę, w dodatku taką małolatkę. Który z was pochwali się takim osiągnięciem?
– I co z nią robiłeś? – zapytał Artur, ten sam, z którym Tomek wyjeżdżał na Zachód najczęściej i który razem z Tomkiem podłączał u Sylwii dvd… – Układaliście puzzle?
– Z malinek na jej tyłku – zaśmiał się Tomek.
– Taka młodziutka musi mięć jędrną dupcię – rozmarzył się Andrzej. Tym razem i on uczestniczył w wyprawie po używany sprzęt AGD.
– Nie wiem. To było tak dawno… A ty co się tak dopytujesz? Sam na mnie naskakiwałeś, jak mogę zdradzać żonę. Że jest taka wspaniała i cudowna.
– Bo jest – odparł spokojnie Andrzej. – Tym bardziej, że udało jej się ciebie tak oślepić, że nie zauważasz nic dookoła.
– Nie zaślepiła mnie. Po prostu się zmieniła. Stała się bardziej do życia. Normalna. Ja też…
– Faktycznie, gdy jakieś dwa tygodnie temu widziałem ją w kawiarni z jakimś łysawym fagasem, wyglądała na całkiem normalną. Ciekawe, czy laskę też mu obciąga normalnie, od czubka do nasady, czy odwrotnie.
– O czym ty, kurwa, mówisz? – Twarz Tomka stała się nagle szara.
– Że musiałeś nieźle wkurwić swoją żoneczkę, skoro jednak zdecydowała się na ripostę. Kiedy cię przed tym ostrzegałem, powiedziałeś, że to tylko taka jej gra. Jak widać twoja inteligentna żona gra w ostre karty…
Samochodem z doczepioną przyczepką zarzuciło, gdy Tomek zahamował bmw z piskiem opon. Odwrócił się do tylnego siedzenia, które zajmował Andrzej i złapawszy przyjaciela za klapy koszuli, przyciągnął go do siebie gwałtownym ruchem. Materiał nie wytrzymał szarpnięcia i już po sekundzie strzęp letniej bawełnianej koszuli Andrzeja zwisał z pięści Tomka.
– Gadaj, kurwa, co wiesz! – wrzasnął Tomek.
– Wiem, że jesteś skończony durniem. – Mimo wzburzenia Tomka, Andrzej pozostawał spokojny. – Miałeś skarb i go straciłeś, a teraz silisz się na tanie gadki o powrocie na łono małżeństwa. Mdli mnie od twoich frajerskich gadek o tym, jak to miałeś młodą kochankę i rzuciłeś ją dla Ewy, tak jak i o tym, że Ewa ci to wszystko wybaczyła. Za dobrze cię znam i dlatego nie wierzę ani jednemu twojemu słowu. Zresztą, gdybym nie zobaczył cię kiedyś z Sylwią, a potem nie widział łez twojej żony, nie uwierzyłbym także i w ten dziwny romans.
– Ale co wiesz o Ewie? Jakie spotkanie? Jaka kawiarnia?
– No właśnie – Andrzej wyswobodził się z uścisku Tomka i oparł się na tylnym siedzeniu, starając się wygładzić porwaną koszulę.
– Odkupisz mi w Niemczech – wskazał na oderwany kołnierzyk.
– A co do Ewy, to naprawdę ją rozumiem. Szkoda tylko, że nie znalazła sobie kogoś przystojniejszego.
Nieoczekiwanie dla kolegów Tomasz zawrócił bmw.
– Co ty robisz, do diabła? – zdenerwował się Artur.
– Milcz, kurwa – powiedział grobowym głosem – jeśli nie chcesz wracać stąd pieszo. – A potem oszalały z zazdrości pognał z powrotem w kierunku Lublina.
Malarze uwijali się z robotą najszybciej, jak mogli. Nowe biuro Pro-Wapu zostało zaprojektowane przez Mirka i Zosię. Miało być wizytówką projektowej działalności firmy. Posiadało o wiele więcej przestrzeni, niż dotychczasowe pomieszczenia, było ustawne i funkcjonalne, zaś wystrój wnętrz był dziełem mających zająć poszczególne pokoje pracowników.
Sekretariat, w którym miała urzędować Ewa, został już pomalowany, i to zgodnie z jej własnym projektem – górne części ścian na żółto, dolne zaś na pomarańczowo, a obydwa kolory stykały się w połowie wysokości w żółto-pomarańczowe poprzeczne zygzaki.
Kierowniczka ciągle jednak pozostawała niezadowolona – administrator budynku nadal nie kupił elektrycznej puszki przypodłogowej, z której miał być zasilany zestaw komputerowy Ewy.
– Nie prosiliśmy o wiele – mówiła przez słuchawkę swojego telefonu komórkowego, nerwowo przechadzając się po cementowej podłodze nowego biura – tylko zwykłą puszkę. Co mi pan tu o kosztach gada? Przecież wiedzieliście, że takie urządzenie było zamieszczone w projekcie. Ja przez tę cholerną puszkę mam opóźnioną przeprowadzkę firmy! Co mi pan obiecywał? Że już w zeszłym miesiącu… – słuchała chwilę, po czym dalej ciągnęła jałową dyskusję z kierownikiem budowy. – Wiem, rozumiem, że fundusze okrojone, ale proszę sprawdzić w umowie, rozliczymy się w czynszu za najbliższe pół roku… Że co? Dowie się pan i za chwilę od dzwoni? W porządku. Tylko niech to nie będzie czcza gadanina.
Rozłączyła rozmowę i zapaliła papierosa. Dym dotarł do płuc, dając złudne poczucie ukojenia nerwów. Telefon znowu zadzwonił. Prędko spojrzała na wyświetlacz. Niestety, to nie był kierownik budowy, tylko jej mąż. Odrzuciła rozmowę. Nie mogła odebrać, w każdej chwili mógł zadzwonić kierownik budowy.
Po minucie zadzwonił sam dyrektor administracyjny biurowca.
– Pani Ewo, niepotrzebne nerwy – powiedział tonem dobrotliwego wujaszka. – Będzie pani miała tę swoją puszką najdalej za dwa, trzy dni. Jest już w hurtowni, a my nie możemy jej odebrać, bo wysłaliśmy naszego kierowcę do Warszawy po…
– Panie Pawle – przerwała mu – jest koniec czerwca, a Pro-Wap miał się wprowadzić do nowych pomieszczeń na początku tego miesiąca. Zgodnie z tym zresztą zapłaciliśmy pierwszy czynsz, od pierwszego czerwca. Rozumiem, że hurtownia elektryczna, w której się zaopatrujecie, jest dwie ulice dalej, ale żeby aż z Warszawy gnać kierowcę… – zrobiła znaczącą pauzę. – Jeśli tylko to jest problemem, sama przywiozę tę puszkę. Niech mnie pan zrozumie, ja m u s z ę dopiąć wszystko z ostatnim dniem czerwca. Mam nad sobą szefów, którym nie wiem już co wymyślać na temat opóźnienia kierownika budowy.
– Pierwszego lipca będzie się pani mogła przeprowadzać – obiecał jej pan Paweł. – Ma pani moje słowo. Swoją drogą, energiczna z pani kobieta.
– Staram się – zaśmiała się wdzięcznie do słuchawki.
– Czy poza biurem też emanuje pani taką siłą?
Nie mogła w to uwierzyć. Ten stary pryk ją podrywał!
– Niech mi pan wierzy, nie chciałby się pan przekonać.
– A może jednak. Mam niedaleko Lublina małą stadninę w przepięknej okolicy. Wybieram się tam w weekend. Może gdyby pani…
– Panie Pawle – powiedziała już najzupełniej poważnie – ja i mój mąż ten weekend mamy już zaplanowany. Jednak w przyszłości nie omieszkamy skorzystać. Tylko wcześniej chciałabym skonsultować się z pańską małżonką, wie pan, na temat stroju, takie tam. Słyszałam, że to przeurocza kobieta.
– Hm, tak, no… właściwie… tak – bąkał mężczyzna. – Cóż… zdzwonimy się…
– I proszę pamiętać o obietnicy!
– Słucham? Jakiej? – był już kompletnie przerażony. Chciał poderwać pociągającą kierowniczkę Pro-Wapu, tymczasem rozprawiła się z nim jak z gówniarzem i jeszcze wciskała towarzystwo męża.
– Jak to? Puszka! A pierwszego lipca przeprowadzka.
– A… tak. Tak. Obiecuję. Do widzenia, pani Ewo.
Rozłączył się szybko, a Ewa wiedziała już, w jaki sposób naciskać opornego szefa administracji budynku, gdyby coś dalej szło nie tak. Wystarczyło postraszyć go telefonem do jego żony, czego oczywiście nigdy by nie uczyniła. Nieźle by się małżonka pana Pawła zdziwiła, słysząc, że zaprosił na wieś nieznaną, młodszą pewnie o jakieś trzydzieści lat kobietę. A swoją drogą – pomyślała Ewa – nikt nigdy przedtem nie czynił mi takich propozycji. Coś się ze mną stało? Wyglądam inaczej przez te moje netowe randki? Wydzielam jakieś hormony, czy co?
Z zadumy wyrwał ją dźwięk przychodzącego sms-a. Odebrała wiadomość od Tomka.
– Wracam – napisał. – Musimy poważnie porozmawiać. Przywdziej swój fałsz i ukryj kochanków. Jeśli, rzecz jasna, jeszcze będziesz w naszym domu. I jeśli kiedyś skończysz z nimi gadać przez telefon!
– Co? – powiedziała na głos zupełnie zaskoczona tonem tego sms-a.
Wybrała na klawiaturze numer męża.
– Abonent czasowo niedostępny – usłyszała głos automatu.
Wzruszyła ramionami. Skoro wracał i chciał z nią pogadać, nie widziała problemu. Ona też miała mu coś do powiedzenia. Ewelince ruszał się pierwszy ząbek.
Gdy Ewa wróciła do starego biura, była pełna entuzjazmu. Nareszcie mogła pochwalić się przed dyrektorem.
– Pierwszego lipca mają nam oddać pomieszczenia do użytku.
– A puszka przypodłogowa? – zapytał Gongiewicz.
– Załatwione – powiedziała wesoło, a przynajmniej miała taką nadzieję.
– Dzwonił twój mąż – powiedział jeszcze dyrektor, po czym zaszył się w swoim ciasnym gabinecie.
Ewa jeszcze raz wybrała z komórki numer Tomka, także i tym razem jej mąż był poza zasięgiem. Czego on chciał? Co było na tyle pilne, że tak się zachowywał? Najpierw ten sms, że wraca i że muszą porozmawiać, teraz telefon do biura. I o co mogło mu chodzić z tymi kochankami? Ewa zaczęła niepokoić się o męża. A jeśli ma jakieś kłopoty? Nie mogła doczekać się jego powrotu.
Była druga w nocy, gdy zmęczony do granic dotarł do mieszkania. Poprzednia wściekłość zamieniła się w potworne obawy. Żona spała smacznie. Nie starczyło mu energii, by ją obudzić. Obmył ciało pod strumieniem chłodnej wody, po czym wślizgnął się pod kołdrę obok smacznie śpiącej Ewy. Po chwili namysłu otoczył ją ramieniem. Przeciągnęła się słodko i wtuliwszy się w jego tors, ani myślała się obudzić.
Tomek nie dał rady z nią dziś rozmawiać. Postanowił odłożyć to do jutra. Zdawał sobie sprawę, że dla żadnego z nich nie będzie to rozmowa przyjemna.
Emocje, jakich doznał, usłyszawszy drwiny Andrzeja, opadły gdzieś w okolicy Poznania, gdy mijał Warszawę, jeszcze odczuwał złość, ale w Lublinie myślał tylko o jednym: jak najdłużej odwlec moment konfrontacji rewelacji Andrzeja z wersją Ewy. Bał się myśleć, co będzie, gdy Ewa bez ogródek przyzna się do winy. Co zrobi jego żona, gdy się dowie, że on o wszystkim wie? Co zrobi on sam? I o czym, do cholery, tak naprawdę wiedział?!
Wreszcie wyczerpanie kilkunastogodzinną jazdą samochodem wzięło górę. Zmęczone powieki same zaczęły się zamykać.
Jeśli to prawda, co mówił Andrzej, zasłużyłem sobie na to – pomyślał, nim sen przyniósł ukojenie jego udręczonej duszy.
O siódmej rano budzik wyrwał ze snu ich oboje. Tomek, jeszcze półprzytomny po podróży, ujrzał nad sobą pochyloną promienną twarz żony.
– Cześć – powiedziała radośnie i pocałowała go w ustach. – Śpij dalej. Porozmawiamy, gdy wrócę z pracy. – Mrugnęła oczkiem. – O czym tylko zechcesz.
Sen odszedł od niego w ułamku sekundy. Usiadł na łóżku i posadził żonę obok siebie.
– Zdradzasz mnie? – spytał po prostu. Setki scenariuszy, jakie układał sobie w głowie od niemieckiej granicy, wzięły właśnie w łeb. W tym momencie nie potrafił wymyślić nic innego. – Zdradzasz mnie? – powtórzył, gdy za pierwszym razem nie doczekał się odpowiedzi.
– Skąd to pytanie? – odpowiedziała wreszcie, poważniejąc i z uwagą zaglądając mu w oczy.
– Odpowiedz, Ewa. Zrewanżowałaś mi się tym samym? Znalazłaś odskocznię od swoich problemów w ramionach innego? Ktoś cię widział, jak siedziałaś z fagasem w kawiarni. Nie zaprzeczysz, że kogoś masz. Byłaś tam z nim przed czy po tym, jak uprawialiście seks?
Ewa milczała nadal. Jej twarz wyglądała jak posąg. Nie drgnął żaden jej mięsień.
– Odpłaciłaś mi pięknym za nadobne? – spokojny ton głosu Tomka nie wróżył nic dobrego.
Ewa czuła, że lada moment jej mąż wpadnie w szał. Zadziwiające, jak niewiele ją to obeszło. Wstała i podeszła do okna. Przez jego uchylone skrzydło dostawał się do sypialni powiew ciepłego poranka. Dzień zapowiadał się piękny i słoneczny. Dusza Ewy była mroczna jak czeluści piekieł.
– Nigdy się o tym nie dowiesz. – Spojrzała na niego przez długość pokoju, piękna i wyniosła.
Tomek nie wiedział, co go w niej przeraża bardziej, jej spokój, czy to, co od niej usłyszał.
– Jeżeli powiesz, że mnie zdradziłaś – był zaszokowany własnymi słowami – nie będę cię potępiał. Byłaś załamana, zarzuciłaś mnie podejrzeniami o zdradę, bezpodstawnymi podejrzeniami… Sprawiłem ci tyle bólu… Tylko powiedz, Ewo, a nigdy więcej nie będę do tego wracał. Zdradziłaś mnie, czy nie?
– Sprawiłeś mi tyle bólu… – Na samo wspomnienie tego, żal ścisnął Ewę za gardło. – Tyle żalu i łez… upokorzenie i rozpacz, oto, co mi zaoferowałeś. – Na powrót podeszła do łóżka i usiadła przy mężu.
Odzyskała już pewność siebie. Jej twarz była pełna bezczelności.
– Że też masz tupet mnie rozliczać – uśmiechnęła się słodko do Tomka i pogładziła go po twarzy. Jej oczy były zimne jak lód.
Odtrącił jej rękę i krzyknął:
– Nie zachowuj się jak dziwka! Z kim się prowadzasz po kawiarniach?!
– Po kawiarniach? – roześmiała się mu w twarz. – Na pewno nie z tobą. Ty nigdy nie chciałeś nigdzie ze mną wyjść. Wolałeś atrakcyjniejsze towarzystwo. Ale wiedz – wstała znowu i zaczęła nerwowo przechadzać się po pokoju – że ja też mogę być atrakcyjna i bez trudu, powtarzam, bez trudu mogłabym na kiwnięcie palcem znaleźć sobie kochanka, nawet wielu kochanków.
– Co zapewne uczyniłaś – syknął.
Znowu roześmiała się jakimś niezdrowym śmiechem.
– Może tak, może nie – powiedziała bezczelnie.
Zerwał się z posłania i jednym susem był przy niej. Złapał ją za łokcie i zmusił, by się zatrzymała.
– Kto to jest?! Kim jest ten fagas, z którym przyprawiasz mi rogi? A może masz ich kilku?
– Wyobrażaj sobie, co tylko chcesz – wzruszyła ramionami. – I cierp. Tak, jak ja cierpiałam.
– Powiedz to, Ewo – rozkazał. – Powiedz, że mnie zdradziłaś!
– Już ci o tym mówiłam – powiedziała gniewnie, stojąc tak blisko męża, że ich usta niemal się dotykały. – Nigdy się nie dowiesz. Najgorszą dla ciebie karą, najgorszą męką, choć z pewnością nie tak dotkliwą jak ta, którą przeżywałam odkrywszy twoje podwójne życie, będzie dla ciebie niepewność. Niepewność, Tomku. Czy zostałam ci wierna, w skrytości ducha roztrząsając mój smutek, czy też z premedytacją oddałam się innemu, w nadziei, że to choć trochę ukoi ból, jaki czułam po twojej zdradzie, ty nigdy się o tym nie dowiesz. Żyj teraz w tej niepewności, bo ona będzie dla ciebie gorsza niż najgorsza prawda! W pełni sobie na taką karę zasłużyłeś!
Zostawiła go na środku pokoju, z otwartymi z bezsilności ustami, przerażonego jej postawą oraz tym, co usłyszał. Jakiż był naiwny sądząc, że wszystko między nimi układa się tak pomyślnie i że Ewa tak gładko mu wybaczyła. Jego żona była dotąd jak drzemiący wulkan, w którym ból po jego zdradzie tak naprawdę nigdy do końca nie wygasł, bo też wygasnąć nie potrafił.
– Jeśli tylko po to przejechałeś tysiące kilometrów, by dochodzić mojej wierności, doprawdy szkoda było twojej fatygi – rzuciła mu na odchodne i wyszła z dziećmi z mieszkania.
W drodze do pracy Ewa przeklinała swój los. Dręczące ją z powodu tych wszystkich internetowych znajomości wyrzuty sumienia znów dały o sobie znać. Odegrała się na Tomku, owszem, ale przecież nie o to jej chodziło, przynajmniej na początku. Miała tylko przestać go kochać. Teraz wiedziała, że jej się nie udało.
Ewę niewiele obchodziło, dlaczego zaczął ją podejrzewać. Wiedziała, że były to bardziej uderzenia w ciemno, gdy zgadywał scenariusze jej ewentualnego podwójnego życia. Nigdy przecież i tak nie odkryje prawdy. Bo i prawda była niewiele warta. Nie było jej żal męża. To dobrze, że czegoś się domyśla. Może dotrze do niego, że jego żona jest nadal atrakcyjna i może tak samo, jak on, poszukać łatwej odskoczni od codziennych problemów. Może nareszcie zda sobie sprawę, że trzeba dbać o swój związek, bo pozostawiony sam sobie ma niewielkie szanse na przetrwanie.
Dlaczego musiała teraz cierpieć? Wcale nie było jej lżej, że również dopuściła się zdrady. Uważała, że to niesprawiedliwe. To nie ona zdradziła pierwsza! Nie szukała kochanka, nigdy nie obejrzała się za żadnym facetem. Nigdy, do czasu, aż Tomek nie sprawił jej tego strasznego bólu, kiedy odkryła jego romans.
Nie tak dawno była taka szczęśliwa u boku ukochanego męża. Teraz jej także przyszło ponieść karę. Dla Ewy karą były wyrzuty sumienia. Rozgrzeszenie miało nigdy nie nadejść.
Wybaczyła Tomkowi. Samej sobie wybaczyć nie potrafiła.
W samotności niepewność dopadła Tomka ze zdwojoną siłą. Tysiące bolesnych ukłuć w samą duszę. Najgorsze było to, iż wiedział, że ta niepewność pozostanie z nim na zawsze.