37828.fb2 Dmuchawce - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 13

Dmuchawce - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 13

Rozdział 10

Milczenie – oto, jaką maskę przybrało obydwoje małżonków. Nie było tłumaczeń ani przekonywania, dociekań czy roztrząsania przeszłości. Zupełnie, jakby między nimi nigdy nie było napięć ni sporów.

Cisza i spokój. Lekarstwo na ich zranione dusze.

Nie poranili się wzajemnie. Każde z nich sobie samemu zadało ból i teraz cierpiało na własne życzenie. Tak jak na własną rękę każde próbowało znaleźć drogę mającą wyprowadzić ich z szarości życia. Nie udało się. Bo też i dróg było wiele.

Ewa i Tomek wiele lat nie mogli zrozumieć, że tylko idąc przez życie razem, ramię w ramię, mają szansę nie zabłądzić w labiryncie życia. I nawet gdyby zabłądzili, to przecież razem łatwiej było znaleźć z niego wyjście. Długo nie docierało do nich, że mają coś tak cennego – siebie nawzajem, toteż żyli obok siebie, budując własne światy, niemal nie zauważając się wzajemnie.

Zadziwiające, że aby zrozumieć, jacy są dla siebie ważni, musieli się od siebie oddalić, posmakować innych dróg, innych miłości i ciał. Oddalili się zatem. I wrócili. Bogatsi w doświadczenia, wiedzę o innych, lecz także o sobie samych.

O ile kiedyś nie zauważali, że się krzywdzili wzajemnie, raniącym słowem, uszczypliwą uwagą, tak teraz skrupulatnie unikali tego, co im samym sprawiało przykrość. Wręcz przeciwnie, teraz jedno z nich starało się uczynić radość drugiemu, dosłownie prześcigając się w uprzejmościach.

Tomek nie wrócił więcej do tematu wierności Ewy. Ona także przestała mu wypominać romans z Sylwią. Owszem, byli czujni, każde z nich wyostrzyło zmysły na najdrobniejszy znak, sms, strzałkę wysłaną z zastrzeżonego numeru, spóźnienie z pracy, słowem to wszystko, co w jakikolwiek sposób mogłoby sugerować, że któreś z nich ma nieczyste sumienie. Jednak tym razem żadne z nich nie miało nic do ukrycia.

Uczyli się na powrót sobie ufać.

Ewa bardzo pragnęła wrócić do czasów ich wielkiej miłości i namiętności. Już wiedziała, co robiła źle. Widziała też doskonale, że jej mąż także się dla niej stara.

Tomkowi ciężko przychodziło zatrzymać cisnące się na język zarzuty wobec Ewy, obiecał sobie jednak nie prowokować kolejnych kłótni. Nie mógł ścierpieć lekceważącego tonu i tego swoistego bezczelnego spojrzenia żony, które pojawiało się zawsze wtedy, ilekroć pytał o jej wierność. Zresztą sam nie był bez winy. Poza tym, cokolwiek złego uczyniła jego żona, on i jego kochanka byli z całą pewnością tego przyczyną.

Każde z małżonków przechodziło jakąś swoistą wewnętrzną metamorfozę. To nie była ta sama para sprzed pół roku. Problemy, które się między nimi pojawiały, przy wspólnej rozmowie nie wydawały się już takie straszne i bez wyjścia. Ze wszech miar starali się przypomnieć sobie, że się nawzajem kochają.

Lecz w skrytości ducha nadal tęsknili za zakazanym światem, którego obydwoje spróbowali. Z taką tęsknotą uporać się było niemal nie sposób.

Niewiedzę na temat wierności żony Tomek traktował jako osobistą porażkę. Sam był sobie winien, doprowadzając do kryzysu w ich małżeństwie. I chociaż od kilku tygodni niby wszystko układało się miedzy nimi na powrót jak należy, to jednak ze słów codziennego użytku Ewy znikły takie zwroty jak „kocham cię", „tęskniłam za tobą" i jeszcze kilka innych, zarezerwowanych niegdyś wyłącznie dla niego. Czy mówiła tak do kogoś innego? Zraniona męska duma bolała tak bardzo.

A jednak Tomek musiał przyznać, że coś między nimi zmieniło się na lepsze. Nie mógł nie zauważyć miłej uprzejmości żony, którą od pewnego czasu przejawiała wobec niego. Przestała traktować go jako maszynkę do zarabiania pieniędzy i tragarza do zakupów, a zaczynała widzieć w nim partnera, przyjaciela, zwierzała mu się i pytała o radę. Na początku obawiał się wyrachowanego podstępu, jednak z czasem zaczęło mu się to podobać tak bardzo, że przeszedł nad tym do porządku dziennego. Nie pozostał przy tym dłużny żonie, zmieniając się w kochającego i troskliwego męża i ojca. Dodatkowo nie opuszczające go bez przerwy wyrzuty sumienia z powodu niedawnego romansu uświadomiły mu, jak delikatna jest miłość drugiej osoby i jak łatwo zburzyć czyjeś zaufanie. Teraz ze wszech miar pragnął w Ewie to zaufanie odbudować.

Było to trudne, zważywszy, że sam był jakby zawieszony w próżni, straciwszy pewność, czy ta, której zaufanie i miłość starał się odzyskać, sama jest godna jego zaufania.

Odkąd usłyszał od Andrzeja, że ten widział Ewę w kawiarni z jakimś nieznajomym facetem, opętał go przerażający strach o ich małżeństwo. Tak, to możliwe, że jego żona mogła kogoś mieć. Czyż nie zachowywała się niedawno tak, jakby szła na pierwszą randkę? Stała przed lustrem długie kwadranse, przymierzała całe szafy ubrań, zawsze wtedy, gdy wyjeżdżała na studia. A jeśli w Lublinie była z kimś widziana, to co mogła robić w tej cholernej Warszawie?!

Nasuwające się ewentualne sceny zdejmowały Tomkowi sen z oczu. Stał się też w stosunku do Ewy bardzo podejrzliwy. Zaczął nawet grzebać w jej rzeczach, korzystając z okazji, gdy spała, przeglądał torebkę, sprawdzał sms-y i spis połączeń z komórki. Przestał to robić, gdy pewnego razu przyłapała go na tym.

– Zupełnie jak ja wiosną – usłyszał którejś nocy za plecami, a komórka żony omal nie wypadła mu z ręki, gdy drgnął gwałtownie.

Odwrócił się. Stała za nim, zaspana, oparta o framugę kuchennych drzwi. I to jej bezczelne spojrzenie…

– Na próżno, kochanie – dodała z ironicznym uśmieszkiem. – Nie jestem taka roztargniona, jak ty. Nic tam nie znajdziesz. – Po czym spokojnie położyła się z powrotem do łóżka.

Tomek musiał skapitulować. Ignorancja żony doprowadzała go do szaleństwa. Kara, jaką świadomie czy też nie, mu zadała, była niezwykle trafiona. Dawała do myślenia, zmuszała go do dogłębnej analizy jego dotychczasowego życia, jego postępowania wobec żony. Wreszcie sprawiła, że poprzysiągł sobie solennie, iż nie będzie już wystawiał na próbę trwałości ich małżeństwa. Jeśli miałby się przesiąść z konia, to na lepszego. Wiedział dobrze, że lepszej żony od Ewy nigdy nie znajdzie.

Wkrótce miał się przekonać, na ile jego postanowienie wierności jest prawdziwe.

Nieznośny upal, jaki tego lipcowego dnia panował na dworze, stawał się nie do zniesienia, zwłaszcza dla kogoś, kto od ośmiu godzin smażył się za kółkiem kierownicy. Właśnie tego dnia w bmw Tomka wysiadła klimatyzacja, jednak mężczyzna nie miał czasu jej naprawić. Obaj z Arturem byli umówieni w Hanowerze na jutrzejszy ranek i Tomek dociskał teraz pedał gazu, byle tylko zdążyć na spotkanie. Poza tym taka usterka nie stanowiła istotnej przeszkody w ich podróży, podróży, która, gdyby się powiodła, przyniosłaby im obu znaczne korzyści finansowe.

Po raz kolejny otarł rękawem pot z czoła.

– Jeszcze chwila, a zupełnie się rozpłynę – rzucił w kierunku tylnego siedzenia, które zajmował Artur wraz ze swoją nową dziewczyną, Anią. Można było o niej powiedzieć, że jest bardzo młoda i bardzo ładna. Czy była jednocześnie inteligentna, trudno było stwierdzić, jako że przez całą dotychczasową drogę siedząca z tyłu para oddawała się całowaniu i namiętnym pieszczotom.

– To zatrzymaj się na jakiejś stacji paliw, weźmie się zimny prysznic.

Niebawem Tomek skręcił na Statoil.

– Że też sam o tym nie pomyślałem – powiedział do Artura, wyszedłszy z kabiny prysznica. – Jaki przyjemny chłód. Musimy koniecznie naprawić klimatyzację przed drogą powrotną. Bo inaczej nie jadę. Ty to co innego – zaśmiał się – nie masz czasu zauważyć, że jest gorąco. Siedzisz sobie tylko ze swoją panią i się migdalicie, a ja, biedaczek, muszę lusterko wsteczne na dach samochodu wykręcać.

– Przecież ci mówiłem, że możemy zabrać w podróż koleżankę Ani. Wtedy i tobie czas upływałby równie przyjemnie. – Artur mrugnął oczkiem do kolegi.

– Zwariowałeś? – zawstydził się Tomek. – Mam żonę. Poza tym, która by ze mną zechciała? – Zaśmiał się, by zamaskować zażenowanie. – Jestem stary i brzydki.

– Jolka by zechciała – oświadczyła beznamiętnym głosem Ania, przeżuwając jednocześnie gumę orbit. – Ona cię zna, widziała cię kiedyś gdzieś tam i mówiła, że jesteś spoko. Ja zresztą też tak myślę.

– Widzisz – zarechotał Artur – obie na ciebie lecą. – Pomasował piersi dziewczyny przez cienki materiał bluzki. – I obie mają wielki temperament. Żałuj, że nie wzięliśmy Jolki.

Tomek zawstydził się jeszcze bardziej. Młody jędrny biust Anki i ten gest Artura przypomniały mu inne piersi, również młode i piękne, które pieścił i całował jeszcze nie tak dawno. Odpędził od siebie to wspomnienie.

– Co ja bym robił z takim dzieckiem, jak ta Jolka, czy ty, Aniu? – powiedział za odchodzącą w stronę kabiny prysznica parą.

Odwróciwszy się, dziewczyna obrzuciła go spojrzeniem, od którego aż się wzdrygnął.

– Jeszcze byś się zdziwił! – krzyknęła, a jej biodra zakołysały się zalotnie.

Nie było to niewinne spojrzenie młodej kobiety. Anka zwyczajnie go otaksowała. Jak samca. Niczym najwytrawniejsza kurwa.

Rozmowy w Hanowerze potoczyły się zgodnie z oczekiwaniami Tomka i Artura. Zakupili dwa używane auta i wręczyli zaliczkę na kolejnych sześć. Wystarczyło jedynie przywieźć samochody do Polski, a i z tym nie powinni mieć większych problemów. Teraz mężczyźni świętowali w pokoju taniego motelu udany interes.

– Nie spodziewałem się – mówił mocno już wstawiony Artur, polewając kolejną kolejkę wódki – że uda nam się je wydrzeć tak tanio.

– No, trzeba przyznać, że cena jest dobra, zwłaszcza że towar jest rewelacyjny, jak na te roczniki. Volwiaka sprzedamy od ręki, bez robienia, ale opla omegę trzeba będzie lekko prysnąć lakierem.

– Widziałeś te silniki? Pierwsza klasa. W ogóle nie zajeżdżone. Pij, koleżko, należy nam się.

– Nie chcę już – Tomek odmówił kolejki. – Jeśli mam jutro prowadzić, to ćwiarteczka wystarczy. Tobie też już nie radzę.

– To ty, Anka, walnij sobie setę – Artur zaproponował swojej dziewczynie.

– Nie – odparła stanowczo. – Nie chcę mieszać tego gówna z amfą.

– Nie zauważyłem, kiedy brałaś.

– Rano, ale czuję, że trzyma do tej pory.

– Dla mnie – wtrącił się do rozmowy Tomek – to amfa jest białym gównem. Nie pojmuję, jak można to brać.

Anka zaśmiała się tylko.

– Może faktycznie jesteś za stary? – powiedziała z niewinną minką.

Tomek westchnął tylko, nie było sensu umoralniać tej najwyraźniej mocno już zdeprawowanej panienki.

– Idę spać – powiedział wstając. – A ty, Artur, nie pij więcej.

– Nie truj! – zaśmiał się kolega i wychyliwszy kolejną setkę, powalił się na swoją dziewczynę zadzierając jej sukienkę i wsadzając rękę za majtki.

Nie czekając na dalszy rozwój wydarzeń, Tomek wyszedł do pokoju obok.

Zimny prysznic trochę go orzeźwił, choć i tak czuł, że dzisiejsza udana transakcja długo nie pozwoli mu zasnąć. Skupił się jednak na tym, by usnąć za wszelką cenę. Przecież jutro miał do zrobienia półtora tysiąca kilometrów. A ten idiota, Artur, zamiast być pod ręką w razie przemęczenia Tomka, nachlał się jak świnia. I ta jego panienka. Ania z bożej łaski. Była równie młoda, co Sylwia, ale gdzie tam jej było do niedawnej kochanki. Ciało miała wspaniałe, owszem, ale intelektu nie było za grosz pod piękną buźką. Czując jak sen spływa na jego powieki, Tomek uśmiechnął się do siebie. Co tam intelekt – pomyślał – kiedy pod palcami pręży się ciałko takiej młodej kocicy.

Przyśniła mu się. Śnił, że weszła do jego pokoju, świeża i pachnąca, ubrana jedynie w krótką prześwitującą koszulkę, zupełnie taka samą, jaką zakładała teraz jego Ewa. Ania położyła się obok niego i musnęła palcami jego usta, potem przesunęła drobną dłoń niżej, do torsu, jeszcze niżej, zacisnęła rękę na budzącej się podnieceniem męskości. Gdy jej ręka zaczęła wykonywać leniwe posuwiste ruchy, Tomek zadrżał na całym ciele. A kiedy przerwała na moment zajęcie, westchnął z rozpaczą. Pragnął tego dotyku. Dlaczego przestała? Ania przetoczyła się na mężczyznę, siadła na nim okrakiem i wsunęła jego członek w siebie, wydając przy tym przeciągły jęk rozkoszy.

To go zbudziło.

Podniecenie, jakie czuł jeszcze przed ułamkiem sekundy, zamieniło się w przerażenie. Anka rzeczywiście siedziała na nim i wbita na jego członek zaczynała wykonywać biodrami taniec miłości. Jednym ruchem ramion zerwał kobietę z siebie i pchnął na łóżko.

– Co ty wyprawiasz?! – zawołał z obrzydzeniem, szczelnie okrywając kołdrą swoją męskość, która jednak niewiele reagowała na rozsądek i nadal prężyła się niezaspokojona, żądna kobiecego ciała, ciepła i wilgoci.

Dziewczyna wpatrywała się w niego wielkimi ze strachu oczami.

– Nie podoba ci się? – zapytała z rozbrajającym zdziwieniem. – Jesteś gejem, czy jak? Przecież podobno masz żonę, więc…

– Nie jestem gejem! I owszem, mam żonę. Dlatego właśnie powinnaś wyjść z mojego łóżka i wrócić do swego faceta.

Anka roześmiała mu się w twarz.

– Faceta? Te pijane zwłoki nazywasz facetem? Nachlał się jak świnia. Żaden z niego pożytek. Pomyślałam więc, że skoro obydwoje jesteśmy tacy samotni…

– Ty nie myśl, lalo, tylko rób, co ci każę.

– Chyba nie wierzysz w to, co mówisz? – Nie dawała za wygraną. – Przecież kutas stoi ci jak maszt. Nie ukryjesz tego. Aż szkoda nie skorzystać. Całą drogę widziałam, że masz na mnie ochotę. Jak w samochodzie robiłam Arturowi laskę, omal oczy ci nie wyszły z zazdrości.

– Jesteś chora – syknął. – Wynoś się, bo obudzę Artura!

– Nie obudzisz – odparła z przekonaniem. – A jeśli nawet, to powiem, że sam mnie tu zwabiłeś. Podobno lubisz młode dupy.

Za co mnie to spotyka? – pomyślał z rozpaczą Tomek, po czym wstał z łóżka i nie zwracając już uwagi na swoją nagość, wziął dziewczynę za ramię i bez pardonu wypchnął za drzwi.

– Tu draniu! – usłyszał z korytarza jej krzyk.

– Jeszcze jedno słowo – odpowiedział chłodno – a sprzedam cię do tutejszego burdelu.

Chwilę stał z uchem przyklejonym do drzwi, a gdy usłyszał skrzypnięcie łóżka w pokoju obok, świadczące o tym, że jego niedoszła kochanka położyła się obok Artura, ponownie wszedł do łazienki.

Był zły jak sto diabłów. Głupia małolata! O dziwo, Tomek nie czuł żadnej dumy ani satysfakcji, że wzbudził w młodej dziewczynie takie pożądanie. Pomijał fakt, że dość luźnych obyczajów musiała to być dziewczyna, skoro zostawiła pijanego chłopaka i przyszła do niego. Jeszcze pół roku temu z najwyższą rozkoszą przyjąłby ten swoisty gwałt na swojej osobie. Młoda dupeczka lecąca na jego wdzięki. Kto w jego wieku nie marzył o czymś takim? Dziś napawało go to obrzydzeniem. Nie w stosunku do Anki. Czuł obrzydzenie do samego siebie.

Bardzo długo i dokładnie zmywał z siebie wilgoć i zapach Anki. Gdyby tak samo można było zmyć z siebie bolesne i wstydliwe wspomnienia.

Lipcowe popołudnie w Kazimierzu było upalne i słoneczne. Żar lał się z nieba strumieniami, jedynie chłód Wisły płynącej nieopodal tarasu restauracji dawał złudzenie orzeźwienia. Siedząca na tarasie przy jednym ze stolików para wolała jednak pozostać na upale, niż czerpać przyjemność z klimatyzowanego wnętrza restauracji „Kazimierzanka". Obydwoje lubili letnie ciepło, tak przynajmniej deklarowali sobie w elektronicznej korespondencji, zanim wreszcie poznali się w realnym świecie.

Ewa korespondowała z Adamem niemal od początku swego uczestnictwa w Klubie Niesamotnych Serc, jednak ich kontakty ograniczały się zaledwie do wymiany uprzejmych zdawkowych wypowiedzi. Dziś jednak spotkali się na żywo i ani ona ani Adam nie żałowali tej decyzji. Dla Adama, trzydziestopięcioletniego żonatego mężczyzny, przedsiębiorcy z Zamościa, była to możliwość wyrwania się z szarej monotonii załatwiania codziennych interesów, niekończących się spraw i biznesowych spotkań. Dla Ewy spotkanie stanowiło swoiste wyzwanie, nie wobec świata, ale wobec niej samej. Bardzo potrzebowała sprawdzić się w swoim postanowieniu, że da radę spotkać się z kimś bez poruszania strony erotycznej znajomości. Jeśli chciała być warta swego męża, musiała mieć pewność, że nie zatraciła w sieci swej godności, ani zdolności do miłości. Poza tym Adam był bardzo fajnym facetem, przynajmniej dotąd, gdy znali się jedynie poprzez maile i rozmowy telefoniczne.

– Bardzo chciałbym cię zobaczyć na żywo – powiedział jej któregoś dnia podczas jednej z takich rozmów.

– Jak bardzo? – zaśmiała się zalotnie.

Od jakiegoś czasu nie mogła pozbyć się tego dziwnego tonu podczas rozmów z mężczyznami. Obojętnie, czy były toczone na żywo, czy też przez telefon. Za każdym razem, gdy tylko Ewa otwierała usta, aby odpowiedzieć mężczyźnie, jej głos nabierał tego charakterystycznego kokieteryjnego tonu. Ewa nie poznawała sama siebie.

– Bardzo, bardzo, bardzo, bardzo – usłyszała błagalny głos Adama.

– Cóż – westchnęła kusicielsko – może mam dla ciebie dobrą wiadomość. Mój mąż wyjeżdża na kilka dni do Niemiec. Ma tam do załatwienia jakieś bardzo ważne interesy. Mógłbyś w tym czasie wpaść do Lublina i…

– Skoro tak – wszedł jej w słowo Adam – mam lepszy pomysł. Co byś powiedziała na małą wycieczkę do Kazimierza nad Wisłą? To podobno przepiękna okolica, a ja nigdy tam nie byłem. Moglibyśmy wyskoczyć tam na cały dzień, o ile nie miałabyś nic przeciwko temu.

Nie miała.

Siedzieli teraz od godziny na tarasie restauracji Kazimierzanka, który był tak przemyślnie skonstruowany, że połowa jego powierzchni była zawieszona wprost nad nurtem Wisły. Jeśli siedziało się tyłem do brzegu i patrzyło na rwącą toń wody, można było odnieść wrażenie, że płynie się statkiem.

Szybko okazało się także, że i w realu Adam był miłym kompanem, przystojnym, elokwentnym i z poczuciem humoru.

Podczas ich spotkania Ewę prześladowało mgliste poczucie winy. Chociaż spotkanie było czysto towarzyskie, bez cienia podtekstów erotycznych,. Ewa czuła, że robi źle. Nie potrafiła odciąć się jednoznacznie od znajomości zawieranych za pośrednictwem Internetu i to zaczynało ją martwić coraz bardziej. Dobrze wiedziała, że przez takie roztrwanianie emocji oddala się od męża. Zamiast na powrót nauczyć się pokładać w nim zaufanie, traciła zaufanie do samej siebie.

Widok z tarasu Kazimierzanki był imponujący – niesamowita soczysta zieleń nabrzeżnej roślinności przeglądała się w niespokojnej tafli wody. Przyroda pachniała silnie, a popołudniowe promienie słońca i ciepło lata dodawało krajobrazowi życia i smaku.

– Zauważyłem, że usunęłaś z Klubu Niesamotnych Serc swoje konto – powiedział Adam, gdy skończyli jeść obiad.

– A, tak – powiedziała od niechcenia.

– Dlaczego? Znudziło ci się, czy może znalazłaś już to, czego szukałaś?

– Raczej to pierwsze. Poza tym nie mam czasu na obszerną korespondencję. A tam ciągle pojawiał się ktoś nowy. Pozostawiłam zatem tylko parę kontaktów, między innymi ciebie, bo niektórzy tam poznani ludzie są naprawdę fajni.

– To miło, że jestem jednym z nich – ucieszył się. – A co z szukaniem? Udało się znaleźć miłość czy przygodę?

– Bo ja wiem? Na pewno jakieś grono znajomych, z którymi można pogadać o różnych sprawach. A miłość? Miałam ją cały czas w domu. Tylko na jakiś czas nie zauważaliśmy tego z mężem.

Adam zrobił poważną minę.

– Myślałem… – zawahał się na moment, ale jednak wydusił z siebie: – myślałem, że mogę liczyć na jakiś romans…

Ewa natychmiast stała się czujna. Obiecała sobie, że nie wpakuje się w nic więcej. Każda kolejna miłostka kosztowała ją zbyt wiele. Zbyt wiele jej własnej duszy. Ewa bała się, że z czasem roztrwoni swą miłość na drobne. A przecież miała na powrót nauczyć się kochać swego męża.

– Nie – powiedziała zdecydowanie. – Mam udane małżeństwo, między nami już wszystko gra.

– Tak ci się tylko wydaje.

– Nie sądzę. Ale przecież nie muszę ci niczego udowadniać.

– Nie mam zatem szans na romans z tobą?

– A po co ci romans, Adamie? Nie wolałbyś pogodzić się z żoną?

– Nie kłóciłem się z nią. Jesteśmy ciągle razem.

– No wiesz, po prostu dogadać się, dojść do porozumienia. Tak jak ja i Tomek.

– Nie – zaśmiał się pobłażliwie.

– Dlaczego? – zapytała naiwnie. – Przecież to twoja żona. To z nią masz dzieci, z nią mieszkasz…

– Na nią zarejestrowałem firmę i dwa samochody. Ale nie o to chodzi. Po prostu nie chce mi się.

– Jak to?

– Zwyczajnie. Znudziło mi się. Nie kłócę się z żoną i jesteśmy razem. Ale nuda, jaką odczuwam w tym całym cholernym życiu, jest nie do zniesienia. Dlatego myślałem, że ty… że my… – nie dokończył, ale i tak domyśliła się, co chciał powiedzieć.

– Nie, Adamie, fajnie nam się rozmawia i ta cała wycieczka jest bardzo fajna, ale nie. Naprawdę jestem szczęśliwa z moim mężem. I życzę tobie, byś…

– Przestań – przerwał jej ze śmiechem. – Twoje życzenia niczego nie zmienią. Pozostaje mi tylko żałować, że nie spotkałem się z tobą wcześniej, gdy ty i twój mąż byliście, że tak powiem, na stopie wojennej.

– Było, minęło – westchnęła. Ona także żałowała, że pierwszym mężczyzną na jej drodze swawoli i zdrady był Maciek, który zapewne nawet wcale nie miał tak na imię. Jakby się wszystko potoczyło, gdyby to na przykład był Leszek? Gdyby zamiast wstydu i rozczarowania doznała wówczas rozkoszy i zadowolenia? Ze złością odrzuciła od siebie niesforne myśli, które z upokarzającego wspomnienia starały się uczynić palące marzenie.

Przez chwilę jedli w milczeniu.

– Mogę cię o coś spytać? – odezwał się Adam.

– Spytać możesz – odparła – nie wiem tylko, czy będę umiała ci odpowiedzieć.

– Ok. Jeśli to nie tajemnica… miałaś już romans? No wiesz, z kimś z netu, czy tak w ogóle, w realu?

– Nie – skłamała szybko. – A ty?

– Ja… – najwyraźniej czuł potrzebę zwierzeń. – Tak. Raz. Trwało to dwa lata. Było cudownie.

– I?

– Ona wyjechała.

Ewa westchnęła. Zupełnie jak ona i Leszek, tylko że to Leszek wyjechał. Boże, ileż by dała, by to on siedział tu przed nią zamiast Adama. Nie prowadziłaby wtedy takich gładkich sztywnych gadek. Przy Leszku mogła otworzyć się zupełnie, poczuć luz, wygadać się z problemów i całkiem błahych spraw. Mogła się do niego przytulić, poczuć smak jego ust. Ale Leszek był tysiące kilometrów stąd.

– Zamyśliłaś się – zwrócił jej uwagę towarzysz.

– A – machnęła ręką – przypomniałam sobie, że jutro z samego rana muszę jechać do Warszawy. Mam tam indeks do odebrania.

– Mogę cię zawieźć – zaproponował.

– Nie, dzięki, pojadę swoim autem.

Nie chciała wykorzystywać znajomości z Adamem. Jeszcze gotów był pomyśleć, że może mieć u niej szansę. Nic bardziej mylnego. Nawet jeśli idąc na spotkanie z Adamem gdzieś w podświadomości brała pod uwagę bardziej zażyłą znajomość, teraz tylko utwierdziła się w przekonaniu, że każdy kolejny poznany w Internecie facet, jest tylko zwykłym samcem, nastawionym na zaspokajanie swych własnych rządź, takim, któremu z nudów nie chciało się naprawiać podupadającego związku. A już na pewno nie miała szans spotkać więcej kogoś takiego jak Leszek.

– I co? To już koniec studiów?

– Ach, nie – zaśmiała się – Został mi jeszcze rok.

Jeden rok – powtórzyła w myślach. – Może przez ten rok Leszek wróci ze Stanów i uda nam się jeszcze powtórzyć to, co nas łączyło?

Jeszcze bardziej Ewa zapragnęła przeżyć z nim to, co tak bardzo się bała uczynić, gdy jeszcze był z nią. Ale do tego wstydziła się przyznać nawet we własnej podświadomości.

Upał nie zelżał od wczoraj, co wcale nie martwiło Ewy, lubiła bowiem taką pogodę. Jednak dla mocno otyłej Marty żar spływający z nieba stawał się nie do zniesienia. Sapała ciężko, stąpając po chodniku w szpilkach na wysokim obcasie, zaś jej makijaż niemal spłynął już z pulchnej twarzy razem ze strugami potu. Wypisz wymaluj – świnka Pigi z Muppetów.

Szły obie jedną z warszawskich uliczek, bogatsze o indeksy, które zawierały wreszcie wszystkie wpisy i pieczęć dziekana, mówiącą o tym, że obie panie zaliczyły drugi rok studiów.

– To już naprawdę ostatni facet poznany przez Internet – Ewa zapewniała przyjaciółkę.

– No nie wiem – Marta nie wydawała się ani trochę nie wierzyć w postanowienie Ewy – skoro od paru tygodni tak ci się świetnie układa z Tomkiem, to naprawdę nie rozumiem, dlaczego ty ciągle dążysz do tych szemranych znajomości. Co ci one dają?

– Bo ja wiem? – Ewa sama nie miała pojęcia, dlaczego ciągle tkwi w wirtualnym świecie randek. – Przecież ja na tych spotkaniach nie robię nic złego. Tomek nie ma ani czasu ani ochoty gdzieś ze mną wyjść, choćby na głupią kawę do kafejki, nie mówiąc już, żebyśmy spędzili tydzień poza domem. Już słyszę jego narzekanie, że szkoda czasu i pieniędzy. Zresztą, telewizja w każdym zakątku Polski nadaje to samo. Co za różnica, czy oglądałby Wiadomości w domu, czy w ośrodku wczasowym. A tak, mogę sama, to znaczy z kimś poznanym przez Internet, spędzić chociaż godzinę w jakimś ciekawym lokalu, odreagować. A już ten wczorajszy wyjazd do Kazimierza z Adamem, no mówię ci, rewelacja. Zresztą Adam to bardzo miły facet, dżentelmen w każdym calu. Posiedzieliśmy, pogadaliśmy, wróciłam do Lublina, ot, cała historia. Tomek nigdy nie zgodziłby się na taki wyjazd. Marudziłby i znalazłby setki powodów, by nie pojechać, a jeszcze przy okazji wpędzić mnie w poczucie winy. A tak i wilk jest syty i koza cała.

– Wilk może tak – sarkastycznie powiedziała Marta – ale co do kozy, nie byłabym już taka pewna. Rozdrabniasz się na do niczego nie prowadzące znajomości, a w dodatku narażasz się, że ktoś mógłby cię zobaczyć z jakimś facetem.

– Już zobaczył – zaśmiała się Ewa. – Nie wiem, co prawda, kto, ale Tomek dowiedział się, że się z kimś spotkałam.

– I co?

– Nic. To znaczy zrobił mi burę, ale to nawet lepiej, że wie. Może przynajmniej dotrze do niego, że sam powinien bardziej uważać, że ja też jestem w stanie poszukać sobie innej znajomości. W życiu, Marto, nie wystarczy kogoś posiadać. Trzeba też co nieco dać z siebie.

– A mówiłaś mu, że pragniesz czasem gdzieś wyjść, zabawić się?

– Setki razy. Za każdym razem to samo: nie mam czasu, jestem zmęczony, muszę pomyśleć nad interesami.

Szły jakiś czas w milczeniu. Zostawiły swe auta przed blokiem, w którym wynajmowały pokój, postanowiły bowiem przespacerować się na uczelnię, by jak najdłużej odwlec chwilę wakacyjnego rozstania. Teraz jednak obie zaczynały żałować tej decyzji.

Ewa ubrana była w króciutką sukienkę na cienkich ramiączkach, której jasnozielony kolor doskonale współgrał z letnią opalenizną, zaś krój podkreślał idealnie szczupłą figurę właścicielki.

Ewa zerknęła ze współczuciem na przyjaciółkę. Zlewające się w jedną bryłę zwały sadła wyzierały oskarży cielsko spod kremowej marynarki, która już nie dopinała się na brzuchu Marty. Pulchna masa łącząca biust z biodrami. Gdzieś tam głęboko pod nią ukrywała się talia.

Co się z nią zrobiło? – pomyślała Ewa. Przecież Marta miała dopiero dwadzieścia cztery lata. Strach było myśleć, co będzie, gdy przekroczy trzydziestkę.

Choć Ewa w ogóle nie czuła się ważniejsza czy lepsza od przyjaciółki, to jednak świadomość, że niejedna nastolatka czy kobieta po dwudziestce mogłaby pozazdrościć Ewie figury, przyjemnie łaskotała jej próżność.

Jak na ironię, waśnie Tomkowi i jego zdradzie Ewa zawdzięczała świetną linię bioder i płaski brzuch. Wolałaby jednak ważyć z dziesięć czy nawet dwadzieścia kilogramów więcej, niż poznać, co to ból i upokorzenie zdradzonej kobiety, a potem tyle bezsensownych znajomości i przygód.

Ale czy na pewno bezsensownych? Przecież dzięki nim nauczyła się czegoś. Prowadząc wielogodzinne rozmowy na gadu-gadu, dowiedziała się, co najbardziej boli mężczyzn w ich żonach – powszedniość i utyskiwania, a co w nich samych – najczęściej najzwyklejsza nuda. Zrozumiała, że kiedy uda jej się przegonić tę rutynę ze swego małżeństwa i zadbać o to, by jej mąż się przy niej nie nudził, ma realne szanse odbudować to, co obydwoje niechcący, a tak konsekwentnie usiłowali zniszczyć. Zwłaszcza, że na efekty nie musiała przecież długo czekać. Tomek był mądrym mężczyzną. Widział, że Ewa stara się dla niego, jak umie, i sam starał się dla niej po trzykroć.

Dzięki internetowym znajomościom Ewa odkryła coś jeszcze – swoją atrakcyjność. Zobaczyła, że może być obiektem męskich westchnień, budziła w nich pragnienia i żądze. Oprócz tego, że była matką, kucharką, gosposią w domu, a pracy doskonałym kierownikiem, była też kimś jeszcze, tylko w natłoku spraw i codziennych problemów na parę lat o tym zapomniała. Była kobietą. Piękną, zgrabną i inteligentną. Taką, o którą mogły toczyć się wojny i upadać mocarstwa. Na szczęście jej rycerz był na wyciągnięcie ręki i choć także zbłądził, to Ewa już wiedziała, że obydwoje z Tomkiem mają w sobie dość siły, by mocarstwo, jakim był ich związek, trwało wiecznie.

Bogatsza o całą tę wiedzę szła teraz z indeksem w torebce i z lekkim sercem. Problemy powoli odchodziły w przeszłość. Romans Tomka już tak nie bolał, jej wyrzuty sumienia wywołane jej własnymi przygodami powoli blakły. Świeciło piękne słońce, a przed ich małżeństwem rysowała się całkiem obiecująca przyszłość.

Tylko gdzieś w głębi serca odzywała się czasem jakaś tęskna nuta. Nadal brakowało jej Leszka. On jeden był wart grzechu. I chociaż Ewa starała się zepchnąć tę nostalgię w najciaśniejsze zakamarki duszy, to jednak powracała ona do niej w najmniej odpowiednich momentach. Zupełnie jak teraz, gdy przechodziły właśnie obok restauracji „Wiedeńska".

– Sorki, Ewuś, nie dam rady iść dalej – oznajmiła nagle Marta.

– Wejdźmy tutaj – zaproponowała Ewa. – Ten upał jest nie do zniesienia. Napiłabym się lodowatego piwa.

– I pizza! Tu jest pyszna pizza. Zamówimy sobie dużą – Marta aż zatarła pulchne dłonie z radości.

– Nie mam ochoty na pizzę – odparła Ewa wchodząc do restauracji.

– No to zjem sama. – Tym stwierdzeniem Marta wcale nie zaskoczyła przyjaciółki.

Gdy obie znalazły się w klimatyzowanym wnętrzu restauracji, w Ewie nagle ożyły wspomnienia. To tu spotkali się z Leszkiem po raz pierwszy. To tu patrzyła na jego słodkie namiętne usta, gdy opowiadał jej o sobie. To tu spędzili ostatnią randkę, na tydzień przed jego wyjazdem do Stanów.

Leszek. To już pewnie z miesiąc, odkąd wyjechał. Tydzień temu odebrała od niego maila z Florydy. Pisał, że wraca dopiero za rok. Szkoda. Ewa uśmiechnęła się do swych wspomnień. Pewnie wypoczywał teraz na plażach Long Island, albo obracał panienki w nocnych barach.

Nagle zakręciło jej się w głowie, a całe ciało przeszedł prąd.

Leszek siedział przy stoliku pośrodku kawiarni i trzymał za ręką młodziutką długowłosą blondynkę, siedzącą naprzeciw niego.

Gdy minęło pierwsze uderzenie zaskoczenia, Ewa poczuła potworną wściekłość, jednak starannie ukryła swe emocje pod maską obojętności. Z głową podniesioną wysoko i z oczami utkwionymi w barmankę, dumnie przeparadowała przez środek restauracji. Nie miała pojęcia, jak jej się to udaje; zupełnie nie czuła nóg, tylko dwa ołowiane słupy. Przechodząc obok Leszka, miała wrażenie, że zemdleje. Nikt jednak patrząc z boku nie mógłby się domyślić, jak silnie przeżyła to niespodziewane spotkanie.

– Dawno tu z tobą nie byłam – docierający zza pleców szczebiot Marty przywrócił Ewę do rzeczywistości.

– Faktycznie – odparła już swobodnym i pewnym siebie głosem. – Dwa żywce i dużą pizzę meksykańską – rzuciła lekko do barmanki.

W lustrzanym wykończeniu wnętrza widziała dokładnie piękne czarne oczy Leszka i te jego cudne usta rozwarte w geście najwyższego zdziwienia.

Nie wstał z miejsca. Nie podszedł się przywitać. Powrócił do rozmowy z towarzyszką, ani na moment nie cofając ręki z jej dłoni. Niewątpliwie kolejna zdobycz Leszka uśmiechała się do niego romantycznie.

Teraz to ona całowała te śliczne usta. Ewa poczuła ukłucie zazdrości.

Zajęły z Martą stolik w samym końcu sali. Ewa celowo siadła tyłem do reszty gości. Nie chciała, nie mogła patrzeć na tego mężczyznę, którego aż do tej chwili uważała za przyjaciela. Chciało jej się śmiać i płakać z własnej głupoty. Nowy Jork? Internetowa przyjaźń? Jak mogła być tak naiwna!

Piwo tego popołudnia miało dla Ewy wyjątkowo gorzki smak.

Zasiedziały się z Martą w „Wiedeńskiej". Teraz czekała je rozłąka. Kolejny rok akademicki zaczynał się za trzy miesiące.

– Musisz koniecznie mnie odwiedzić – zaproponowała Marta, gdy niechętnie zaczęły zbierać się do wyjścia.

– Może w sierpniu. Nie wiem, czy dostanę urlop.

– Ty nie dostaniesz? Poumierają bez ciebie w tej twojej pracy przez parę dni?

– Nie wiem, Marto, realizujemy teraz dość trudny projekt. Zosia, jedna z projektantek porzuciła pracę i wyjechała do Londynu, szukać szczęścia na własną rękę. Poza tym to przecież sezon urlopów, a moi szefowie, wiedząc, że nigdzie nie wyjeżdżam, sami poczynili już plany. Nic nie mogę obiecać, ale dzięki za zaproszenie.

Podnosząc się z fotela Ewa zerknęła na salę. I znów poczuła to uderzenie gorąca. Leszek i jego panienka ciągle tam byli.

Gdy zmierzała ku wyjściu, mijając stolik, przy którym siedzieli, usłyszała:

– Poczekaj, kochanie – mówił Leszek do swej towarzyszki – wyjdę na chwilę na zewnątrz. Zobaczyłem przez okno kumpla, który…

Kobiety wyszły już przed „Wiedeńską", wprost w lecący z nieba żar, gdy usłyszały wołanie:

– Ewa! Ewa, poczekaj!

Rozpoznałaby ten głos chyba w piekle. Miała dziką ochotę zatkać dłońmi uszy i pobiec przed siebie jak najdalej stąd. Zamiast tego odwróciła się.

– Tak? – odpowiedziała beznamiętnym tonem.

– Ty go znasz? – zdziwiła się Marta.

– Cześć, dziewczyny – wypalił Leszek. Widać było, że jest zdenerwowany. – Nie mogłem podejść do was tam w środku, bo Alicja jest taka zazdrosna…

– Twoja nowa dziewczyna? – z chłodnym uśmiechem odparła Ewa.

– Prawie – wyszczerzył zęby w uśmiechu. Widać miał spore szanse. Ale czyż znalazła się kiedyś jakaś laska, która mogłaby się oprzeć jego wdziękom? Tak. Raz. I była to Ewa. Leszek nigdy do końca nie przełknął porażki, jaką poniosły jego próżność i męska duma.

Ewa dokonała szybkiej prezentacji Leszka przyjaciółce, po czym spytała z ironią:

– A jak tam tata?

– Tata…? A, dzięki, dobrze. Wiesz… – spoważniał – nie pojechałem. Miałem problemy z wizą. – Kłamał jak z nut. – Głupia sprawa. Miałem do ciebie zadzwonić, ale jakoś tak…

– Spoko – poklepała go po ramieniu. – I tak długo i dzielnie wytrzymywałeś tę chorą sytuację, jaka była między nami.

– Ewo, ja… – zamilkł na chwilę, patrząc, jak Marta oddala się dyskretnie, znikając wreszcie w sklepie z kosmetykami – ja nie uważam znajomości z tobą za chorą sytuację. Po prostu, ty skończyłaś rok, ja miałem wyjechać, to wszystko są fakty. Polubiliśmy się bardzo, chyba nie zaprzeczysz. Zobaczysz, w październiku też będziemy się dobrze bawić. No, chyba że uda mi się z wizą…

– Mój ty czarodzieju – ze smutnym uśmiechem musnęła palcami jego usta. – Nie musisz się trudzić w swoich czarach. Dzisiejsze spotkanie skutecznie obudziło mnie ze stuletniego snu, w jakim tkwiłam od naszego rozstania. Dobrze, że tak się stało, bo tęsknić za kimś, kto okazał się takim kłamcą, to najgorsze, co mogło mi się przytrafić we wszystkich tych pieprzonych internetowych przygodach. Teraz przynajmniej wiem, że jesteś taki sam, jak cała cholerna reszta. Stereotyp mężczyzny z randkowego serwisu.

Odwróciła się na pięcie, by bez pożegnania oddalić się sprzed „Wiedeńskiej", jednak Leszek złapał ją za łokieć. Nie mógł ścierpieć, że stawiała go w jednym szeregu z innymi. Przecież był oryginalny. Wyjątkowy i niepowtarzalny. Maczo, za którym mdlały wszystkie kobiety.

– Nie kłamię, do jasnej cholery! – warknął.

Stanowczym ruchem wyswobodziła się z uścisku.

– Dzięki za pozdrowienia z Florydy – rzuciła mu zabójcze spojrzenie. – Mam nadzieję, że zżarł cię tam rekin! – I wbiegła za przyjaciółką do drogerii.

Przyjechawszy z Warszawy do domu, Ewa pochwaliła się indeksem Tomkowi, który także przed kilkoma godzinami wrócił już z Niemiec, zdążył nawet wypocząć po podróży. Nie zaskoczyła go niczym – z góry do dołu niemal same piątki.

– Gratuluję – usłyszała. – Ale to przecież nic nowego, zawsze w ciebie wierzyłem. Pięknie wyglądasz. – Pocałował ją w szyję. – To nowa sukienka?

– Coś ty – zdziwiła się z lekkim oburzeniem – mam ją od ubiegłego lata.

Parę godzin temu była taka dumna z siebie, cieszyło ją, że podobała się i wzbudzała pożądanie w zupełnie obcych mężczyznach, że zauważali jej piękno i mówili jej o tym bez końca. Co były warte owe zapewnienia? Co byli warci mężczyźni przypadkowo poznani w sieci? Teraz czuła jedynie wstyd. Zbudowała wokół siebie pajęczynę złudzeń i sama się w nią złapała.

Wtuliła się w ramiona męża, próbując jakby znaleźć w nich schronienie przed wspomnieniami.

– Dlaczego w niej nie chodziłaś? – spytał Tomek. – Jesteś w niej boska.

– Chodziłam. Tylko ty mnie wtedy nie zauważałeś.

Posmutniał. Natychmiast pocałowała go czule. Nie chciała, by odpowiadał na jej stwierdzenie. Już dosyć. Dalsze rozdrapywanie ran nie miało sensu. Milczenie, była to jedyna rozsądna rzecz, jaką należało zrobić.

Wzięła męża za rękę i w milczeniu zamknęli za sobą drzwi sypialni.

Wspomnienia nocnej przygody w Hanowerze i nieoczekiwanego spotkania w „Wiedeńskiej" nie miały do niej wstępu.