37828.fb2 Dmuchawce - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 3

Dmuchawce - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 3

Prolog

Środek lata na wsi to czas największej krzątaniny. Zbieranie siana, przygotowania do żniw, robota przy inwentarzu, to wszystko sprawiało, że kto tylko mógł, pomagał w gospodarstwie. Każdy znał swoje obowiązki, a było ich co niemiara. Dorośli nie interesowali się zbytnio, w co bawią się ich małe pociechy, byleby nie szły same do lasu, ani nad rzekę i nie zaglądały do studni. Najważniejsze zaś, by nie sprawiały kłopotu. I bez nich było dużo do zrobienia.

Na szczęście dzieci wiejskie same umiały znaleźć sobie zabawę. Grały w piłkę, bawiły się z kotami i psami, te nieco starsze ganiały rowerami po wiejskiej drodze, maluchy zaś bawiły się w rozsianych tu i ówdzie stertach żwiru, nawiezionego przez ich rodziców na wszelakie budowy.

Dwoje dzieci z sąsiadujących ze sobą gospodarstw siedziało tego dnia za stodołą. Dziewczynka – na oko siedmioletnia i chłopczyk starszy o dwa lata, bawili się w trawie, dmuchając w biały puch letnich dmuchawców, które wyjątkowo obrodziły na ugorze. Ważne było, by dmuchnąć tak, aby cały puch zerwał się z łodygi za pierwszym razem. Dziewczynka mocno przyłożyła się do wyznaczonego przez kolegę zadania, ale tylko nieliczne dmuchawce udało jej się ogołocić słabym podmuchem z młodych płuc. Za to jemu udawało się bezbłędnie za każdym razem. Nie ukrywał z tego powodu swojej dumy.

– Nie masz siły czy co? – pokpiwał z niej.

Starała się więc jeszcze bardziej, nabierając mocno powietrza, ale osiągnęła tylko tyle, że zakręciło jej się w głowie od nadmiaru tlenu. Zauważyła za to, że chłopczyk oszukuje. Dmuchał mocno w dmuchawiec, a gdy widział, że jednak nie cały puch zamierza odpaść z łodygi, nabierał ponownie powietrza i dmuchał przeciągle raz jeszcze. Nabranie powietrza trwało ułamek sekundy, ale mimo to mała dostrzegła oszustwo.

– Ależ! – zawołała. – Widziałam! Oszukujesz!

– Wcale nie – oburzył się. – Jesteś zazdrosna, że ty tak nie potrafisz, ot co. Jak nie chcesz, to możemy przestać się w to bawić, ale i tak wygrałem – zaznaczył podnosząc się z klęczek.

Dziewczynka nie chciała się z nim sprzeczać. Był starszy i należało mu ustąpić. Wiedziała swoje, ale wolała zachować to dla siebie. Dla niej taka nieuczciwa gra się nie liczyła. Skoro oszukiwał, to ona była zwyciężczynią. Nie musiała mówić o tym na głos, wystarczyło, że sama miała tego świadomość.

– Idziemy do domku na lipie – rozkazał.

Posłusznie podreptała za kuzynem.

– Wiesz, znalazłem u mojej siostry w szafce taką książkę – oznajmił, gdy znaleźli się w chłodnym cieniu, jaki dawały gałęzie starej lipy rosnącej nieopodal ich domostw. – Nazywa się Sztuka Kochania. Są tam różne ciekawe rzeczy na temat współżycia ludzi.

Dziewczynce słowo współżycie kojarzyło się ze zgodnym życiem w grupie ludzi. Chłopczyk jednak miał dziwnie tajemniczą minę. Wspięli się do domku zbitego z desek na dwóch rozłożystych gałęziach drzewa.

– Współżycie to seks – powiedział.

– Co?

– Seks. Dwoje ludzi się ze sobą kocha, no wiesz, a potem mają dzieci.

– Wielu ludzi się kocha – wzruszyła ramionami. – Mój brat na przykład kocha tę rudą z domu na początku wsi, a mama mówi, że…

– Aleś ty głupia – skwitował jej opowieść. – Nie kochać kogoś, ale sypiać ze sobą. Jak mąż i żona.

Dziewczynka niewiele słuchała. Patrzyła, jak mrówka dzielnie dźwiga na grzbiecie jakiś patyczek, pnąc się po pniu w górę drzewa. Ciekawe po co lazła w górę, przecież nie miała tam mrowiska. Może zabłądziła?

Chłopczyk rozzłościł się, że go nie słuchała. Chciał zabłysnąć przed młodszą kuzynką mądrościami zarezerwowanymi tylko dla dorosłych, a ona, głupia, kompletnie go ignorowała.

– Pobawimy się w klasy? – zapytała znienacka, doprowadzając go do jeszcze większej złości tym brakiem zrozumienia dla jego wywodów.

– Sama baw się w klasy, jak jesteś taka dziecinna!

– Nie jestem dziecinna – obruszyła się. – I nie muszę czytać żadnych głupich książek, by wiedzieć, że wszystkie małżeństwa śpią ze sobą po ślubie! Chociaż… – na jej buzi odmalowało się zamyślenie – kiedyś u Borkowskich widziałam, jak pan Borkowski spał na jednym łóżku z panią Basią, a ona wcale nie jest jego żoną.

– Jednak jesteś dziecinna. Nie wystarczy jedynie spać. Trzeba uprawiać seks. Być nago, dotykać swoich tyłków, całować się, wiesz, takie rzeczy. O tym właśnie jest ta książka.

Dziewczynka zgłupiała. Nie pamiętała, żeby jej rodzice kiedykolwiek sypiali nago. To było… obrzydliwe! Skrzywiła się.

– Musiałeś coś pokręcić. Jak można nie wstydzić się być nago?

– Można. Zobaczysz – zaśmiał się chłopczyk. – Ty też tak będziesz, jak dorośniesz.

– Nigdy nie rozbiorę się do naga przed żadnym facetem! – stwierdziła stanowczo.

– Rozbierzesz, rozbierzesz. Jeszcze będziesz chciała, żeby to on cię rozbierał. – Jego szyderczy śmiech zaczynał działać jej na nerwy.

– No to ożenię się z takim, który nie będzie chciał, żebym się rozbierała! – Była bliska łez. Zaczęła schodzić po konarach lipy. Głos chłopca doścignął ją, gdy była już u podnóża drzewa.

– Więc twój mąż poszuka sobie innej!

– Nieprawda!

– Ależ tak! Facet zawsze odchodzi do innej kobiety, gdy nie dostaje od żony tego, czego chce!

– Jesteś głupi! – odgryzła się. – Mam dość tych twoich opowieści o dorosłym życiu. Skąd ty możesz wiedzieć, jak to jest być dorosłym, skoro sam masz tylko dziewięć lat?! I wiesz co? Nie będę już więcej ćwiczyć z tobą całowania z języczkiem! Całowanie powinno się robić z narzeczonym, a nie z kuzynem. Nauczę się, jak będę miała narzeczonego! I dorosła też nauczę się być wtedy, gdy dorosnę. Teraz chcę się bawić! Ale nie z tobą, bo ty jesteś… ty jesteś… – nie dokończyła, tylko pognała w kierunku gospodarstwa swoich rodziców.

– Ewka, zaczekaj! – wołający ją głos kuzyna gonił ją do samej furtki jej podwórka. Dziewczynka zupełnie go zignorowała.

W domu nie było nikogo. Rodzice byli zajęci na łące. Kiedyś sianokosy trwały dłużej, ale teraz, kiedy tata kupił urządzenie do zbierania siana, było o wiele łatwiej, powinni byli skończyć do niedzieli.

Dziewczynka włączyła telewizor. Telewizja polska nadawała właśnie szósty odcinek serialu „Czterej pancerni i pies". Janek Kos uśmiechał się z czarnobiałego ekranu. Był taki śliczny. Jak dorosnę – pomyślała – mój mąż będzie wyglądał równie przystojnie. – Ponownie przypomniała sobie niedorzeczności, jakie wygadywał jej starszy kuzyn. – I będzie taki dobry, że nigdy mnie nie zostawi dla żadnej innej kobiety – postanowiła – bo będę najlepszą żoną na świecie.