37828.fb2
Był koniec kwietnia. Weekend zapowiadał się ciepły i słoneczny. Wiosna nareszcie ruszyła pełną parą. W powietrzu unosiły się zapachy budzącej się do życia zieleni, pozbawione przez słońce pozimowych akordów zgniłej woni, a przez to świeże i dodające energii. Odnosiło się wrażenie, że to słońce pachnie.
Ewa była zbyt pochłonięta własnymi myślami, by zauważyć czarujące piękno piątkowego poranka. Zaparkowała audi przed uczelnią i wyjąwszy z torby podróżnej kilka zeszytów, ruszyła energicznym krokiem do budynku. Ósma już minęła i zajęcia pewnie się zaczęły. Tego weekendu studenci z jej grupy mieli poznać oceny z kolokwiów, które odbyły się na poprzednim zjeździe.
Ewa właściwie nie miała powodów do niepokoju. Była wzorową studentką, nauka szła jej bez najmniejszego wysiłku, zwykła nawet narzekać, że studia zaoczne są zbyt lekkie i łagodne. Niemniej atmosfera zjazdu udzielała się Ewie zawsze, ilekroć zaczynała pakować podróżną torbę na wyjazd. Z matki i żony przeistaczała się wtedy w typową studentkę – przykładną za dnia i luzacką w nocy.
Od lat marzyła o studiach, choć z upływem czasu marzenia te stawały się coraz odleglejsze. Kiedy zaczęła pracować, stały się czymś zbędnym, gdy była bezrobotna, zaoczne studia, a tylko takie wchodziły w rachubę, stawały się czymś zbyt kosztownym.
Kiedyś mogła iść na studia dzienne. Miała bardzo dobre wyniki z ogólniaka. Ale miała też wkrótce stać się matką, a jej młody mąż nie potrzebował magistra, tylko gospodynię do dojenia krów.
Małżeństwo to nie trwało długo. Jednak pogodzenie opieki nad malutkim dzieckiem i częste wyjazdy na studia stało się czymś nierealnym dla Ewy. Wkrótce potem podjęła dobrą pracę, poznała Tomka. Życie nabrało nowego sensu. Ale niedosyt niespełnionych ambicji pozostał.
Na rynek pracy ciągle wkraczały szeregi nowych, wykształconych ludzi. By z nimi konkurować, nie wystarczyło już wykazać się samym zawodowym doświadczeniem.
Aż pewnej nocy, przed niemal dwoma laty, Tomek rzekł niespodziewanie:
– Powinnaś pójść na studia, Ewo. Zawsze się dobrze uczyłaś. Na pewno sobie poradzisz, a ja będę z ciebie dumny.
– Będę miała same piątki – obiecała i już następnego dnia złożyła dokumenty na Politechnikę Warszawską.
Tak jak obiecała, Ewa dotrzymała słowa danego mężowi. Była najlepszą studentką na roku, choć nie zakuwała po nocach i nie ślęczała bez przerwy nad podręcznikami. Ona zwyczajnie była zdolna i miała tego świadomość. Tylko zawsze czuła ten dziwny lęk, jak teraz, gdy miała się dowiedzieć, na co zaliczyła kolokwium czy egzamin.
Ewa weszła do sali wykładowej. Kłopoty małżeńskie zostały daleko za drzwiami uczelni.
– Co ci się stało? – koleżanka Ewy, Marta, która dzieliła z nią od półtora roku ławkę i pokój na stancji, nie mogła nadziwić się, że Ewa tak schudła. – Straciłaś chyba z pięć kilo!
– Osiem – uśmiechnęła się smutno Ewa.
W istocie, jeszcze dwa tygodnie temu była lekko zaokrągloną w biodrach kobietą. Teraz jej twarz ściągnęła się mocno, uwidaczniając kości policzkowe i szare worki pod oczami. Tak charakterystyczne dla Ewy ogniki w spojrzeniu gdzieś przepadły, ustępując miejsca dziwnemu smutkowi nie spotykanemu nigdy u tej pełnej temperamentu kobiety. Ciuchy do niedawna opięte, teraz zwisały luźno z jej bioder. Gdyby nie szarość i przygnębienie, Ewa wyglądałaby bardzo atrakcyjnie.
– Zdradź mi, co to za dieta cud – niecierpliwiła się Marta, która sama miała ze trzydzieści kilo nadwagi.
Mimo że były z Ewą jednakowo wysokiego wzrostu, przy zwalistym cielsku przyjaciółki Ewa wyglądała jak chudziutki szczypiorek. Żal jej było Marty, bo mimo swych dwudziestu czterech lat daleko jej było do atrakcyjności, choć bardzo się siliła, by się podobać. Ubierała się w markowe ciuchy, używała najdroższych kosmetyków, nosiła Wysokie nieśmiertelne szpilki, które dziwnie często jej się łamały. I jako przekąskę przed obiadem nade wszystko preferowała pizzę popitą dużą colą, a wszystko to zagryzała snikersem. Klepała się wówczas po tłustym brzuchu i mruczała zadowolona:
– Teraz mogę spokojnie poczekać, aż dowiozą nam obiadek z restauracji.
Gdyby Marta na poważnie chciała schudnąć, jedynym wyjściem byłoby operacyjne zmniejszenie żołądka poprzez drastyczne wycięcie olbrzymiej jego części. Ale Ewa nigdy nie ośmieliła się wyznać koleżance tej oczywistości.
– Żadna tam dieta – powiedziała. – Mam… pewne problemy.
Marta z powagą wpatrywała się w wychudzoną twarz przyjaciółki.
– Co to za problemy, jeśli wolno spytać, skoro nie zadzwoniłaś, żeby pogadać? A w ogóle to od jakich problemów chudnie się tak bardzo w dwa tygodnie?
Na salę wszedł profesor Iwański. Niósł ich wyniki z kolokwiów.
– Opowiem ci wszystko, Martuniu, ale wieczorem – szepnęła Ewa.
Naprawdę nie miała ochoty wnikać w swoje zmartwienia. Teraz była studentką. Wszystko inne zostało daleko i musiało poczekać trzy dni, nim pozwoli znów ogarnąć się rozpaczy bez dna. Musiała odreagować domowe stresy, a Warszawa była do tego wprost idealna. Z trudem odsunęła uporczywie powracające myśli w najdalsze zakamarki umysłu.
– Jak to ma kochankę? – Marta siedziała z podkulonymi nogami na tapczanie w ich wynajętym pokoiku i wytrzeszczała oczy na Ewę. Był wieczór, a one wróciły właśnie z zajęć. – I mówisz to tak spokojnie?
– A jak mam mówić? – smutno uśmiechnęła się Ewa i ugryzła olbrzymi kęs bagietki.
– Przecież Tomek dzwonił do ciebie dzisiaj, rozmawialiście jak gdyby nigdy nic!
– No tak… rozmawialiśmy. My… On nadal ze mną mieszka. I twierdzi, że nic go nie łączy z tą kobietą.
– A ty? Wierzysz mu?
– Skąd! – prychnęła Ewa i ze złością zabrała się za winogrona.
– No wiesz? Gdyby mój Artur wywinął mi taki numer, to już by dawno ze mną nie mieszkał! Nie wiem nawet czy pozwoliłabym mu zabrać jakieś rzeczy z mieszkania, albo odwiedzać dzieci! Takich rzeczy się nie wybacza! – Marta zsunęła się z tapczanu by sięgnąć po owoce.
Obie panie szybko, niemal z nienawiścią, rozszarpywały kiść winogron, która tego wieczora najwyraźniej stała się uosobieniem wszystkich niewiernych mężczyzn.
– To nie takie proste, Marto, rozstać się z kimś po tylu latach…
– Ja bym na pewno się nie zastanawiała – z przekonaniem stwierdziła Marta.
Była mężatką od trzech lat. Czuła się bardzo dobrze w swoim związku, miała bowiem świadomość, że ludzie jej zazdroszczą. Sprzedawała w sklepie hydraulicznym, ale stać ją było na luksusowe życie, bowiem Artur, jej mąż, pracował na kilku etatach. Często nie było go w domu po kilka dni. Ewa czasem miała wątpliwości, czy mąż Marty przebywa poza domem z konieczności, czy po prostu ma kogoś na boku. Biorąc pod uwagę ciągle potęgującą się tuszę przyjaciółki, Ewa stawiała raczej na to drugie.
– Nie możesz wiedzieć, co byś zrobiła – zauważyła Ewa – dopóki sama nie znajdziesz się w takiej sytuacji. Ja zresztą nie oczekuję od ciebie rad. To mój problem i wezmę się z nim za rogi, tylko nie wiem jeszcze jak. Na razie wiem tylko, że to bardzo boli. Ale mam nadzieję, że Tomek się opamięta. Zresztą – z trzaskiem otworzyła puszkę z piwem – nie sądzę, że zabrnął tak daleko, by myśleć o drastycznych zmianach w swoim życiu.
– Dlaczego tak sądzisz? – Marta również sięgnęła po piwo.
– Sprawdzałam bilingi. Numer tej cholernej dziwki pojawia się od jakichś dwóch miesięcy. Tylko że teraz… Tomek ma drugą aktywację. Na kartę. Więc już nici z bilingów.
– To znaczy, że nie zamierza z nią kończyć, bo po co byłaby mu ta druga aktywacja?
Ewa skrzywiła się na te słowa.
– Też zdaję sobie z tego sprawę, tym bardziej, że ona mu śle na ten numer namiętne sms-y.
– Rzuciłabym drania – stwierdziła Marta bez ogródek.
Ewa ze zdziwieniem stwierdziła, że jeszcze do niedawna wyznawała takie samo sztywne stanowisko wobec małżeńskiej zdrady. Następstwem niewierności mogło byś jedynie rozstanie. Było to jasne, oczywiste i logiczne. Przynajmniej kiedyś. Teraz, gdy doznała tego na własnej skórze, nic już nie było takie oczywiste. Czy romans jej męża mógł przekreślić dziewięć wspólnych lat? Co mogło przynieść rozstanie? Czy było warto stosować aż tak drastyczne posunięcie? Ewa myślała nad tym przez te wszystkie nieprzespane noce. A im dłużej myślała, tym częściej zauważała, że na czoło wysuwa się jedno pytanie: czy chciała jeszcze naprawiać to, co między nimi istniało i czy w ogóle zależało jej na tym, by to naprawiać? Z przerażeniem docierało do niej, że nie umiała przed samą sobą odpowiedzieć na to pytanie, a przyczyną tej niewiedzy nie był bynajmniej fakt zdrady jej męża, ale coś o wiele bardziej głębokiego. Nagle Ewa przeanalizowała całe swoje małżeństwo, zastanowiła się nad rolą, jaką grała w ich związku i jaką rolę odgrywał Tomek. I wcale nie była pewna, czy udał im się ten dziewięcioletni teatrzyk. Scenografia była przestarzała, aktorzy pełni marazmu, zdolni jedynie oskarżać się wzajemnie i wytykać winy. A sufler nie chciał podpowiadać.
Zadzwonił telefon. To Tomek dopytywał się, jak jej mijał wieczór.
– Nieźle – powiedziała bez emocji. – Właśnie wychodziłyśmy do baru.
– Uważaj na siebie. – Trudno powiedzieć, czy mówił to z troską, czy ze złością.
– Będę – zapewniła. – A ty? Co robisz? – zadała bezwiednie pytanie.
– Obejrzę film i idę spać.
– Aha.
– Ewciu… – zawahał się.
– Tak?
– Uważaj na siebie… – powtórzył. – I dobranoc.
– Dobranoc. Pa.
Marta ostentacyjnie przewróciła oczami.
– Ty jesz mu z ręki, kobieto! – wyrzuciła Ewie, gdy tylko ta odłożyła słuchawkę. – Miej trochę godności! Ten facet cię okłamał, a ty mu czule: dobranoc, pa – przedrzeźniała Ewę.
– Ja… Właściwie to o co ci chodzi? Że porozmawiałam z własnym mężem? – uśmiechnęła się na wspomnienie rozmowy sprzed chwili. – Żebyś tylko słyszała jego skruszony głosik. – Wstała i założyła kurtkę. – Chodźmy wreszcie do tego baru, bo nam wszystkie miejsca zajmą.
– Właściwie to mi się odechciało – Marta wyciągnęła się na łóżku. poszłabym spać.
– No, nie – zbulwersowała się Ewa. – Wstawaj i chodź. Wyśpisz się później.
– Sorki, ale… nie chcę… może jutro – zamrugała sennie powiekami.
– Marta, ja potrzebuję gdzieś wyjść – Ewa usiadła na brzegu tapczanu. – Odreaguję… obydwie odreagujemy. Tylko dom, dzieciaki, nauka, a przecież jesteśmy młode, zwłaszcza ty – uśmiechnęła się do przyjaciółki – trochę nocnego życia nie zaszkodzi. Proszę.
– Nnno dobrze, ale na krótko.
– Obiecuję.
– Nie rozumiem, dlaczego stałeś się nagle taki opryskliwy – posiedziała Sylwia, tuląc się do nagiego torsu mężczyzny. Leżeli razem w jej mieszkaniu.
– Moja żona szlaja się gdzieś po warszawskich barach – odrzekł oburzony. – Szlag mnie trafia!
– No i co? My też przed chwilą wróciliśmy.
– My to co innego!
– Jesteś niesprawiedliwy – uniosła się na łokciu i zadziornie pocałowała go w czubek nosa. – Tobie wolno, a jej nie?
Przetoczył się nad nią, przygniatając swym ciężarem drobne ciało. Także często tak się zabawiał z Ewą. Twarz żony tak niespodziewanie pojawiła się w miejscu kochanki, że aż zastygł cały w przerażeniu. Zamrugał oczami. Sylwia wpatrywała się w niego ze zdziwieniem.
– Co ci się stało? – spytała.
– Nic. – Zerwał się i zapalił papierosa. Z niedopałkiem w ustach zaczął się w pośpiechu ubierać – Tomek, o co chodzi? Powiedziałam coś nie tak?
– Nie. Po prostu coś mi się przypomniało. Muszę jechać.
– Dokąd.
– Mam sprawy. Przepraszam.
Wyszedł z mieszkania, zostawiając kochankę zdziwioną i zarazem zdenerwowaną jego zachowaniem.
Do świtu jeździł obwodnicą wokół miasta. Ze wszystkich sił powstrzymywał się, by nie wykręcić na Warszawę. Ale i tak by to nic nie dało. Nie miał pojęcia, gdzie żona mieszka podczas studiów.
Nie było większych niespodzianek co do ocen z kolokwiów.
– Piątka, pani Turzyńska – usłyszała Ewa trzykrotnie pod czas tego weekendu, ilekroć wykładowcy wyczytywali wyniki z kolokwiów.
Marta za to była niepocieszona.
– To niesprawiedliwe – miotała się w złości po korytarzu. Na tłustej twarzy kwitł ognisty rumieniec złości. – Miałam wszystko tak samo jak ty, a ja dostałam czwórkę i dwie tróje plus!
Fakt, Marta spisała od Ewy wszystkie odpowiedzi, niestety część niechcący przekręciła, a w swej inteligencji w kilku punktach nie zgadzała się z koleżanką z ławki, zaznaczyła zatem po swojemu i teraz miała pretensje do całego świata, że zaznaczyła błędnie.
– Jak ty mi podpowiadałaś? – zapytała z wyrzutem Ewę.
– Opanuj się, kobieto – Ewa próbowała przemówić jej do rozsądku. – Podpowiadałam ci normalnie, jak zawsze. Nie moja wina, że czasem lubisz robić coś po swojemu.
Marta nie była do końca przekonana tym tłumaczeniem. Wolała uwierzyć w nielojalność przyjaciółki, niż uznać własny błąd. Pół biedy, gdyby zachowała swe pretensje dla siebie, ale ona była na tyle ambitna, że ośmieliła się pójść do wykładowcy statystyki ze swoją krzywdą.
– Jeśli uważa pani – usłyszała – że czuje się na siłach odpowiadać na wyższą ocenę, ja nie mam nic przeciwko temu.
– To… ja… – zawahała się – nie jestem na dziś przygotowana…
– Więc umówmy się na przyszły zjazd – zaproponował wykładowca.
– Może… jednak… pozostanę przy obecnej ocenie.
Co chciała uzyskać Marta idąc do wykładowcy, tego Ewa nie mogła pojąć. Znała koleżankę na tyle, by wiedzieć dobrze, że nie jest orłem ze statystyki, ba, nie jest nawet wróblem.
Ewa przypomniała sobie, jak na początku studiów Marta należała do innej grupy, mieszkała z inną dziewczyną na innej stancji. Ale po pierwszym semestrze przeniosła się do grupy Ewy i zaproponowała wspólny pokój. Czy miało to jakiś związek z tym, że Ewa zaliczyła pierwszy semestr na samych piątkach? Ewa od jakiegoś czasu podejrzewała, że dla Marty ich przyjaźń polegała tylko na tym, że dzięki niej miała od kogo ściągać na zaliczeniach. Teraz to tylko się potwierdziło.
Ewa wolała się nad tym dłużej nie zastanawiać. Ważne, że ona sama miała się czym poszczycić przed Tomkiem.
Nie była tylko pewna, czy jej radość jest jeszcze jego radością.
Po powrocie ze studiów Ewa zastała czyściutkie mieszkanie, sterty prania, jakie nazbierały się w łazience, leżały teraz uprane i poskładane w równiutki stosik.
Tomek czekał z kolacją – jajecznicą na boczku, bo tylko to potrafił upichcić. Ale zawsze to było coś. Zrobił jej kawę, otworzył piwo z lodówki i nalał żonie ulubiony płyn.
Wszystko to było bardzo słodkie i piękne z jego strony. Zbyt piękne.
Ewa nie musiała długo czekać, aż pryśnie urokliwy czar jej powrotu do domu.
– Co tam słychać w warszawskich barach? – zapytał kąśliwie, gdy była już w połowie jedzenia.
– W porządku – odparła grzecznie.
– Dzwoniłem wtedy, w nocy. Nie odbierałaś.
– Miałam wyciszony telefon.
– A może miałaś lepsze towarzystwo?
– Coś sugerujesz?
– To, że Bóg wie, co tam robisz w tej Warszawie nocami i z kim!
– Kochanie – odparła słodko – przypominam ci, że to nie ja mam romans z młodą Sylwią. Poza tym, gdybym chciała cię zdradzić, nie potrzebowałabym jechać aż do Warszawy.
– To dlaczego nie odbierałaś moich telefonów?
– Już mówiłam. Wyciszyłam komórkę. – Trochę za głośno odłożyła widelec na talerz z niedojedzoną jajecznicą, a wstawszy od stołu zmierzyła męża zimnym spojrzeniem. – Twoje podejrzenia są doprawdy śmieszne, a zarzuty zupełnie bezpodstawne. Mogłabym leżeć na jakimś facecie i jednocześnie spokojnie, bez mrugnięcia okiem, gadać z tobą przez telefon, jak wierna, kochająca żona. Zresztą – zaśmiała się szyderczo – pewnie doskonale zdajesz sobie z tego sprawę. Akurat tego nie musiała mu tłumaczyć. Sam postępował dokładnie tak samo.
Poniedziałek w biurze projektowym nie odbiegał zupełnie od innych poniedziałków. Dyrektor furiat od rana ustawiał personel, wrzeszczał na nich zupełnie bez powodu i wyszukiwał problemy tam, gdzie ich zupełnie nie było, kompletnie ignorując sprawy ważne i istotne.
Projektanci jak zwykle mieli bałagan na biurku, pismo do Zakładu Uzgodnienia Dokumentacji było niepoprawnie zaadresowane, zaczynało się bowiem od sformułowania „Do Zakładu… ", a to zdaniem dyrektora już dawno wyszło z mody biurowej, wreszcie marginesy w opisie technicznym dokumentacji projektowej wykonanej przez Zosię były zbyt wąskie, akapity niezbyt wcięte, a czcionka jakaś zupełnie nie taka.
– Wyślę was na kurs jak się sporządza pisma biurowe – narzekał dyrektor. Stał napuszony na środku biura, a gdy jego spojrzenie padło na Ewę, już nabrał powietrza, by i jej przypiąć jakąś łatkę, ona jednak go ubiegła.
– Normy ISO nie mówią nic na temat prowadzenia dokumentacji. Co do szkolenia, to owszem, wymagane jest ciągłe doskonalenie kadry, chodzi jednak o rzeczy związane z doskonaleniem w zawodzie, nie zaś ze sprawami dość odległymi.
Dyrektor Gongiewicz zamknął gwałtownie usta i wypuścił z siebie powietrze. Nie czuł się na siłach dyskutować z kierowniczką biura. Pewnie znów by go przegadała.
– Przygotuj ofertę na Białystok – rozkazał.
– Oferta leży od piątku na pańskim biurku i czeka na podpis – oznajmiła bez mrugnięcia okiem Ewa.
Gongiewicz zgrzytnął zębami i wyszedł do siebie.
– Skąd bierze się w tobie ten niezmącony spokój? – spytała koleżankę Zosia. – Mnie mocno ruszył nerwy tymi marginesami. Czepia się o byle co, a ja nie potrafię uczynić najmniejszej riposty. Zazdroszczę ci odwagi.
– Ale jak można nie wiedzieć – zażartował Mirek – że marginesy powinny być większe?
Zosia posłała mu mordercze spojrzenie.
– E tam – Ewa machnęła ręką – też nie miałabym czym się przejmować. Są większe zmartwienia, niż te wyszukiwane przez Gongiewicza.
– Idę to opalić – oznajmił Michał wyciągając z paczki Sobieskiego.
– Poczęstujesz mnie? – nieoczekiwanie poprosiła Ewa.
Pozostali popatrzyli na nią ze zdumieniem. Nawet Eliza oderwała wzrok od komputera, gdzie od godziny zawzięcie dyskutowała z kimś na gadu-gadu.
– No co – Ewa uśmiechnęła się niewinnie. – Po prostu naszła mnie ochota na papierosa.
Odkąd uświadomiła sobie, że jej małżeństwo, delikatnie mówiąc, wali jej się na głowę, ta ochota nie opuszczała jej niemal bez przerwy.
– Pewnie znowu żona Gonga przydusiła go mocniej pantoflem, skoro tak się na nas wyżywa – zażartował Michał, gdy znaleźli się przed budynkiem firmy. Podał Ewie ognia. – Szkoda tylko, że facio wybrał taki, a nie inny sposób wyładowania swoich nerwów.
– Fakt, ludzie w różny sposób wyładowują napięcia wywołane domowymi konfliktami. Zamiast poszukać jakiegoś kompromisu.
Nadejście Leszka, trzydziestoletniego wysokiego i bardzo przystojnego blondyna, kolegi zatrudnionego z sąsiednim Bud-Transie, na chwilę przerwało ich rozmowę.
– Cześć – powiedział wesoło i uścisnął im obojgu ręce. – Gongiewicz u siebie? Mam do niego sprawę.
– Taaa – westchnął Michał. – Jeszcze ty go wkurz. Szybko wróciłeś z Wrocławia.
Leszek Dynek współpracował z ramienia Inwestora przy realizacji projektu dla Grupowej Oczyszczalni Ścieków Wrocławskiej Aglomeracji Miejskiej.
– No. Wasz projekt to prawie totalna klapą. Jeśli GOŚ WAM w ogóle ruszy, to będzie cud.
– Cud będzie wtedy, gdy powiesz to mojemu szefowi i przeżyjesz.
Leszek odsłonił w uśmiechu równiutki rząd białych zębów.
– To nie mój szef, lecz wasz. I to na was się wyżyje. – To powiedziawszy, pognał na górę.
– Jakiż on dzisiaj rozpromieniony – zauważyła Zosia, która także pojawiła się przed budynkiem, mrużąc oczy przed wiosennym słońcem.
– Pewnie obrócił parę Wrocławianek. Bzyknął chłopak wreszcie, to się teraz cieszy.
– Przecież jest żonaty – zdziwiła się Ewa.
– Taaa – Michał uśmiechnął się – co nie znaczy, że ma fiuta zawiązanego na supeł.
– Ale… ja znam jego żonę – Ewa była zbulwersowana. – Aśka to bardzo ładna i miła dziewczyna. Chodziłyśmy razem do liceum.
– No nie wiem, czy miła. Na pewno jednak bardzo zazdrosna – wyjaśniła Zosia. – Kiedyś był z nią na firmowym balu. Ale szybko wyszli. Właściwie to on ją wyprowadził. Niestety, przedtem zdążyła wszystkim obecnym tam dziewczynom z Bud-Transu i Pro-Wapu nawymyślać od dziwek.
– Coś ty? – Ewa była kompletnie zaskoczona. – Aśka?
– To było na tej zasadzie – ciągnęła Zosia – że on miałby z każdą z nas sypiać. Przynajmniej jego żona jest o tym święcie przekonana.
– W każdej plotce jest ziarnko prawdy – Ewa próbowała zrozumieć dawną koleżankę. – Jeśli żona Leszka oskarża go o zdradę, to pewnie…
– Tak się składa – przerwał jej Michał – że ja znam Leszka. Nie z czasów szkoły, ale z teraz. Jego żona to paranoiczka. Parę lat miała do niego pretensje o wyimaginowane romanse. Dosłownie żyć mu nie dawała. Zarzutom i oskarżeniom nie było końca. A on był Bogu ducha winien i wierny żonie jak pies. Wreszcie chłopczyna miał dosyć. Chyba ze dwa lata temu doszedł do prostego wniosku, że skoro Aśka i tak psy na nim wiesza za zdrady, których nie popełnił i że z czasem, zamiast przestać, tylko potęguje swe pretensje, to dlaczego by nie zacząć zdradzać naprawdę. I tak był ciągle obwiniany i zbierał cięgi za nic. Stwierdził, że przynajmniej coś od życia będzie miał. Raz byłem z nim w delegacji, to sam widziałem. Całkiem sporo teraz ma od życia. – Zaśmiał się. – Młode gówniary dosłownie za nim szaleją. Nie może się od nich opędzić, biedaczyna.
– I mówisz o tym tak spokojnie? – zdziwiła się Ewa.
– Ewuś, ja naprawdę rozumiem Leszka. Gdybym miał taką żonę, jak jego Aśka, pewnie robiłbym dokładnie tak samo. Bo zostawić taką, to… dzieci szkoda.
– A gdzie on wyrywa te małolaty we Wrocławiu? W barach, dyskotekach?
– Jak to gdzie? – tym razem zdziwiła się Zosia. – W necie.
– Gdzie?
– W Internecie – potwierdził Michał. – Pełno tam napalonych dziewcząt różnej maści. Są bezpruderyjne i gotowe na wszystko. No a Leszek jest bardzo przystojny. Nawiązuje znajomość, dogaduje szczegóły, zjawia się w obcym mieście i od razu idzie do łóżka z panienką. Tańsze niż burdel, a ile daje frajdy.
– I dzięki Internetowi – dodała Zosia – ma dziewczynę wszędzie tam, gdzie firma kieruje go w delegację.
– A Aśka nadal oskarża go o zdrady – dokończył Michał gasząc niedopałka w popielniczce – choć teraz chłopak przynajmniej wie, że nie ma w tym żadnej niesprawiedliwości.
– Niesamowite, jak wy, faceci, wszystko widzicie tylko w dwóch barwach – z przekąsem stwierdziła Ewa.
– A wy, kobitki, koloryzujecie, koloryzujecie, aż mdli, a na koniec i tak coś okazuje się bezwzględnie albo białe, albo czarne.
Trójka przyjaciół weszła do biurowca.
Historia Leszka i Aśki prześladowała Ewę do końca dnia. Dziewczyna zastanawiała się, na ile ona sama wmówiła Tomkowi jego wady i na ile pozwoliła sobie uwierzyć, że sama nie jest bez winy wobec męża. Nie wiedziała od jak dawna ich drogi rozchodziły się w osobnych kierunkach, ani jak daleko dotąd od siebie odbiegły. Najgorsze, że nie domyślała się nawet, od którego momentu jej mąż ją okłamywał, od jak dawna prowadził podwójne życie, a być może wiele podwójnych żyć.
Dopadł ją jakiś wewnętrzny lęk, że to ona sama w jakiś nieświadomy i przerażający sposób pchnęła go do tych kłamstw i zdrady.
Gdy Ewa odkryła inną kobietę w życiu Tomka, główny nacisk położyła na wyjaśnienie czy ten romans w ogóle miał miejsce i jak intensywnie przebiegał, czy też był tylko znajomością lekko wykraczającą poza przyjęte normy. Na drugi plan zeszły motywy utrzymywania przez Tomka tej dziwnie bliskiej znajomości.
Dotąd Tomek wypierał się romansu. Milcząco ignorował każdą zaczepkę żony. Utrzymywał, że jest czysty.
Atmosfera w domu niewiele miała wspólnego z przysłowiowym ciepłem domowego ogniska. Ewa zamieniła się w pokrzywdzoną ofiarę losu, przybrała pozę cierpiętnicy, płakała i chudła. Właściwie nie było pomiędzy nimi żadnych prób rozwiązania konfliktu, czy choćby zrozumienia wzajemnego postępowania.
Ewa postanowiła zapytać go wprost o powody znajomości z Sylwią, jakkolwiek bliska by ona nie była. Od bardzo dawna nie rozmawiali ze sobą o niczym prócz zakupów i niezapłaconych rachunków. A przecież kiedyś Tomek wydzwaniał do niej, gdy jeszcze nie mieszkali razem, wisieli na słuchawce przez długie godziny, rozbawiali o niczym i było im tak dobrze. Czy teraz Tomek rozmawiał o niczym z Sylwią? Dlaczego nie z mną? – pomyślała. – W którym miejscu zgubiliśmy siebie?
Najwyższy czas, by przełamać ten impas, zwłaszcza że oboje utknęli w martwym punkcie – ona traktowała go z pogardą, niemal jak powietrze, on zaś nadal posiadał w komórce numer do Sylwii i nie kwapił się go wykasować.
Trudno jej jednak było spełnić to postanowienie. Po powrocie z pracy nie zastała męża w domu. Dzieci też nie wiedziały, gdzie jest tata. Jego komórka była wyłączona.
Również Andrzejowi Ewa nie umiała odpowiedzieć na pytanie, gdzie jest jej mąż. Andrzej, ich wieloletni przyjaciel, świadek na ich ślubie, zjawił się w jej mieszkaniu późnym wieczorem. Miał do obgadania z Tomkiem jakieś jak zwykle ważne sprawy. Ewie nie była na rękę ta wizyta. Była zmęczona weekendem na studiach i marzyła o mięciutkiej pościeli. Poza tym, gdyby nawet zjawił się Tomek, to ona sama miała z nim do pogadania, wiedziała zaś, że mężczyźni przegadaliby zapewne czas do północy. Mimo to zaproponowała Andrzejowi herbatę.
– Czy mi się wydaje, czy schudłaś, Ewuniu? – zapytał, gdy zalewała wrzątkiem saszetki liptona. Wolał zachować dyplomację, bowiem nieraz naraził się kobietom za szczerość wypowiedzi. Jeśli Ewa stosowała jakąś kurację odchudzającą, to zdecydowanie przesadziła. Postanowił porozmawiać o tym z Tomkiem.
– Dobrze ci się wydaje. – Postawiła na stole szklanki i szczelniej zakryła się szlafrokiem. Jego kimonowaty krój tylko potęgował wrażenie jej nadmiernej szczupłości.
– Co tam w pracy? – zagadnął.
– Spoko.
– U nas jest ostatnio urwanie głowy. Robimy trzy duże kontrakty dla Ukraińców. – Andrzej pracował w firmie eksportującej materiały budowlane. – Jak dobrze pójdzie, a wszystko wskazuje na to, że tak, to mogę spodziewać się ekstra premii. – Nie odpowiadała, więc ciągnął dalej: – Kasa się przyda. Dzieciaki ciągle mają jakieś wydatki. Basen, jazda konna, sama wiesz. A ostatnio wyrośli ze wszystkich spodni. Wyobrażasz sobie? Jeden i drugi mają spodnie do kostek. Moja Gośka aż wścieka się, że tak rosną, ale przecież taka jest kolej rzeczy. – Przerwał na moment, ale Ewa w skupieniu mieszała wolniutko swoją herbatę. – A jak wasze dziewczynki?
Łyżeczka nadal bezszelestnie poruszała się po okręgu dna szklanki, śledzona wzrokiem Ewy.
– Ewo…?
Podniosła na niego smutne oczy.
– Jak daleko zabrnął Tomek w swoim romansie? – zapytała niemal szeptem.
Chwilę trwało, nim odpowiedział.
– Słucham?
– Co cię tak wstrząsnęło? – uśmiechnęła się. – To, że Tomek ma romans, czy to, że o tym wiem?
– Ewa… ja… to nie… Ja… nie wiem.
– Dyplomata z ciebie. I wiesz co? Rozumiem cię. Tomek to twój kolega. Przecież go nie wsypiesz. Ale ja wiem już o wszystkim. I staram się zrozumieć, czy są jakieś szanse, by wszystko naprawić. Bo jeśli on tkwi głęboko w jakimś innym związku, jeśli w grę wchodzą uczucia, to… – głos zaczął jej się załamywać.
– Ewo – Andrzej odzyskał pewność siebie – to grzech zdradzać taką żonę, jak ty. Jesteś idealna pod każdym względem i Tomek bez przerwy to powtarza. Moja Ewunia to, moja Ewunia tamto. Trzeba być skończonym idiotą, by szukać czegoś zastępczego. No bo po co? Jesteś wspaniała – piękna, młoda, inteligentna. Gdyby Tomek cię zdradzał, pewnie dałbym mu w zęby za ciebie.
Nie wyglądała ani trochę na uspokojoną tym przemówieniem. Faktycznie była inteligentna i Andrzej zrozumiał, że pięknymi słówkami jej nie przekona, a tym samym nie przysłuży się ani jej ani przyjacielowi. Nie był zresztą pewien, czy mimo całej tej przyjaźni i męskiej solidarności chce bronić Tomka, który sam z dobrobytu i na własne życzenie zabrnął w bagno z jakąś kochanką.
Bo jeśli Ewa stawiała wobec męża takie zarzuty i wyglądała tak tragicznie, to z całą pewnością działo się coś złego w ich małżeństwie.
– Porozmawiam z Tomkiem – obiecał. – Jeśli coś ma na sumieniu, spróbuję przemówić mu do rozumu. Chociaż – poklepał ją po ramieniu – chyba na darmo się przejmujesz. Naprawdę nie sądzę, by Tomek…
– Proszę cię, daruj sobie – przerwała mu. – Wiem, że próbujesz być grzeczny, ale stało się. Koniec. Kropka. Jeśli możesz z nim porozmawiać, zrób to. Może ty będziesz umiał do niego dotrzeć.
Andrzej zauważył, że Ewa mimo całego swego bólu i poniżenia nadal jest bardzo oddana mężowi. Gdyby moja Gośka była choć w połowie taka – pomyślał opuszczając mieszkanie przyjaciół – nigdy bym jej nie zdradzał, nie obejrzałbym się nawet za inną dziewczyną na ulicy.
Tomek wrócił grubo po północy. Skulił się na kanapie i niemal natychmiast zasnął.
Ewa słyszała jego miarowy oddech ze swego łóżka. Tak bardzo za nim tęskniła. Był na wyciągnięcie ręki, a jednocześnie dzieliła ich przepaść.
W pracy Ewa wykonywała swe służbowe obowiązki szybko i sprawnie, a przy tym solidnie. Teraz zaś, z powodu cierpień jakie trawiły jej duszę, trudno było jej skupić się na najprostszych rzeczach.
Domowe kłopoty zbiegły się nieszczęśliwie z terminem certyfikacji, która miała się odbyć już za kilkanaście dni. Choć Ewa była pewna, że dobrze przygotowała firmę do certyfikacji, to jednak bała się, że zgubi ich jakiś drobny błąd czy niedopatrzenie spowodowane jej kłopotami osobistymi.
Nikt jej w firmie jednak o to nie niepokoił, bowiem Ewa była tam najlepszą i zarazem jedyną specjalistką w dziedzinie norm dotyczących zarządzania jakością. Oprócz spraw dotyczących dopinania wszystkiego na ostatni guzik przed auditem certyfikacyjnym, na Ewie spoczywała cała masa innych codziennych obowiązków.
Mimo to praca była ukojeniem w jej bólu. Dzięki niej mogła zapomnieć o troskach. Miała tam przyjaciół, którzy sprawiali, że czasem zaśmiewała się do łez.
Tego dnia była jednak mocno niewyspana i nie od razu dała się wciągnąć pozostałym w strzelaninę papierkami z gumek recepturek.
Zaczął chyba Paweł, który w zamyśleniu bawił się gumką recepturka, obmyślając przy tym jakieś techniczne rozwiązanie dla swego projektu instalacji elektrycznej, gdy nagle niechcący wystrzelił przed siebie zatyczkę od pisaczka, trafiając nią niefortunnie Zosię w sam środek czoła.
Zosia potraktowała to jako jawny przejaw agresji ze strony męskiego składu zespołu projektantów i szybko zwinęła w rulonik karteczkę samoprzylepną, po czym strzeliła z gumki recepturki w Pawła. Jednak zabrakło jej precyzji i papierowy pocisk zamiast w Pawła, trafił w szyję Mirka, który niczego do tej pory nie zauważywszy podskoczył na swoim fotelu.
– Co, do cholery! – wrzasnął, łapiąc się za szyję. Poważna twarz Zosi i recepturka w jej dłoni, zdradziły mu, co jest grane. Długo nie pozostał dłużny koleżance.
Reszta projektantów ochoczo przyłączyła się do zabawy, stanowiącej swoisty przerywnik ich pracy.
Tylko Ewa w skupieniu wpatrywała się w rejestr ofert na monitorze swego komputera. Gdy jednak przyjaciele zaczęli ją bombardować z recepturek, także i ona chwyciła za gumowy oręż.
Zabawa trwałą dobrą chwilę i nie wiedzieć czym by się dla nich skończyła, gdyby Michał w porę nie dostrzegł parkującego przed biurowcem firmowego volvo, z którego wysiadł ich wiceszef.
Zdążyli pozbierać niemal wszystkie papierki, nim Olszewski wszedł do biura. Nie zwracając uwagi na ich nadmiernie rozbawione miny poprosił Elizę o kawę, po czym zaszył się w swoim gabinecie.
Eliza popatrzyła na kierowniczkę.
– Popatrz tylko – powiedziała oburzona. – Zupełnie jakbym była jakąś sekretarką do parzenia kawy, a przecież ja tu jestem od robienia ksero projektantom. Poza tym nie mamy już służbowej kawy. Przed chwilą wypiłam ostatnią.
Ewa puściła mimo uszu wywód Elizy. Była zła na Gerarda. Palant zapomniał, że firma miała puste konto, bowiem uregulowali wczoraj resztkami środków najpilniejsze zobowiązania, a wpływy dziwnie nie nadchodziły.
Szybko sprawdziła saldo ich konta przez Internet. Okazało się jednak, że dziś wpłynęło parę tysięcy od szpitala Wojewódzkiego w Łomży.
Zapukała do gabinetu Olszewskiego. Odkąd miał przed żoną słynną wpadkę z telefonem komórkowym, stał się wobec Ewy dziwnie zimny i oficjalny. Pewnie nie pamiętał tamtego zdarzenia, żona na dobitkę musiała coś dokolorować, a jej, Ewy, przecież nie zapytał o prawdziwą wersję wydarzeń. Jak to powiedział wczoraj Michał? Że kobiety lubią koloryzować, a i tak na koniec są tylko dwie drogi. W tamtej historii dla Ewy wychodziło na białe. Tylko czy dla Gerarda również?
– Nie mamy kawy – oznajmiła.
– Chyba jesteś tu po to, by dbać o takie rzeczy? – stwierdził lodowato.
Pewnie – pomyślała – i może z własnej kieszeni fundować kawę dla zarządu, który zapomniał zapewnić środki finansowe na płynne funkcjonowanie biura. Zachowała jednak dla siebie swoje żale.
– Nie mieliśmy kasy. Ale to się już zmieniło. Zapłacił nam szpital z Łomży. Podpisz czek, to pojadę do banku i zrobię zakupy. Póki co, twoja siostra prosiła, byś do niej zajrzał. U niej wypijesz kawę.
Siostra Olszewskiego, Iwona, była w Bud-Transie szefową działu inwestycji. Była także głównym udziałowcem Pro-Wapu. Olszewski podrapał się po brodzie i podpisał czek.
– Na przyszłość lepiej dbaj o zapasy – powiedział już nieco łagodniej.
Chciał, by Ewa jak najszybciej opuściła jego gabinet. Coś go w niej przerażało. Do czasu historii z telefonem nie zdawał sobie jasno sprawy, co to takiego. Czuł tylko, że Ewa dziwnie na niego wpływa. Teraz już wiedział, co do niej czuje. To było szaleńcze pożądanie.
Ewa wyszła.
Supermarket, w którym Ewa zwykła robić spożywcze zakupy dla firmy, mieścił się o pięć minut drogi samochodem od siedziby Pro-Wapu. Teraz jednak Ewie zajęło niemal godzinę pokonanie drogi do banku, zrealizowanie czeku i odstanie w korkach, nim wreszcie zaparkowała przed sklepem.
Spieszyła się. Było już sporo po czternastej, czekały ją zakupy, a w biurze Olszewski pieklił się, że jej jeszcze nie ma i że zabrała służbowe volvo. Dzwonił na jej komórkę już dwa razy.
Wreszcie przecież pracowała do szesnastej, miała jeszcze sporo papierkowej roboty i nie zamierzała ślęczeć po godzinach, zwłaszcza że trochę dnia zmarnowała na strzelanie z recepturek.
Pchając przed sobą wózek sklepowy uśmiechnęła się na wspomnienie zabawy. Natychmiast też przyszła jej do głowy inna myśl – od wielu dni się nie śmiała, zwłaszcza tak serdecznie. Miała już tego dosyć. Ilekroć zaczynała myśleć o czymś miłym, niezwłocznie pojawiały się koszmarne wspomnienia.
Czy ten ból zdradzonej żony kiedyś zmaleje? – pomyślała ze złością. – Kiedy przestanie tak bardzo dokuczać?
Wrzuciła do wózka kilka opakowań zmielonej kawy, parę pudełek herbaty i zmierzała w stronę stoiska z ciastkami, gdy nagle stanęła jak wryta. Przy stoisku chemicznym stała Ulka. Ubrana w żółty sklepowy fartuch z zielonymi oblamówkami i taką samą czapeczkę z daszkiem, ustawiała na półce pudełka pasty do zębów.
Ewa powoli zbliżyła się do dawnej koleżanki.
– O, cześć! – rozpromieniła się na jej widok Ulka, a jej chytre oczka jak wykrywacz metalu zlustrowały Ewę od stóp do głów.
Ewa wyglądała bardzo modnie i elegancko w białej kurtce do pasa, błękitnych dżinsowych spodniach ukazujących dokładnie jej szczupłą talię i uda oraz w błękitne pantofelki na wysokim obcasie.
Po sekundzie wyraz oczy Urszuli nie pozostawiał najmniejszych wątpliwości co do tego, co czuła ich właścicielka. Zazdrość. Chorobliwa i niepohamowana zazdrość.
– Cześć – odpowiedziała Ewa, jednak bez cienia entuzjazmu.
– Co tu robisz?
– Zakupy. A… ty?
– Ja… cóż… pracuję tu.
Na chwilę zapadło milczenie. Ewa nie bardzo wiedziała, jak ma zacząć tę nieprzyjemną rozmowę, ale zdawała sobie sprawę, że nie może zmarnować takiej okazji.
Nieoczekiwanie to Ulka sama zaczęła drążyć interesujący Ewę temat.
– Wiem, że mieliście z Tomkiem kłopoty.
– Z Tomkiem? – parsknęła Ewa. – A skąd o tym wiesz?
– Ewa… jest mi strasznie głupio… Wiem, że to przeze mnie, że Podejrzewałaś mnie… nas…
– O czym ty mówisz? – szczerze zdziwiła się Ewa.
– Tomek mówił mi, że dowiedziałaś się, że dzwoniliśmy do siebie parę razy ostatnio, ale uwierz, między nami nie…
– Ulka, nie pochlebiaj sobie – przerwała jej Ewa głosem pełnym pogardy. – Jeśli sądzisz, że byłabym zazdrosna o ciebie – to słowo Ewa wypowiedziała takim tonem, jakby wymawiała nazwę wyjątkowo wstrętnego pająka – to się bardzo mylisz, moja droga. Tomek mimo wszystko nie gustuje w kobietach twego pokroju.
Ulka najwyraźniej była odporna na rażąco kpiące słowa koleżanki. Wydawała się jakaś smutna, jakby mocno coś przeżywała.
– To nie o ciebie poszło i przynajmniej z tego mam jakąś satysfakcję – ciągnęła bezlitośnie Ewa.
– A więc chodzi o Sylwię? – Spojrzenie Ulki znów stało się chytre i wszędobylskie. Ona też miała satysfakcję, że jednak coś zburzyło spokój tej kochającej się pary.
– O, to wy się znacie? Może mi o niej opowiesz?
– Nie – stanowczo odparła Ulka.
Dla Ewy stało się jasne, ze Ulka wie na temat Sylwii bardzo dużo. Może nawet Sylwia pracowała w tym supermarkecie, może wynajmowały wspólnie pokój. Jakkolwiek wyglądała ich znajomość, nie układała się chyba teraz zbyt pomyślnie, jako że na wspomnienie Sylwii Ulka zaczęła rzucać wzrokiem gniewne błyski. Czyżby zatem młoda i zapewne piękna kobieta była także i jej rywalką w jej dziwnym chorym dążeniu do zdobycia Tomka?
– Chciałabym porozmawiać z Sylwią – powiedziała Ewa. – Pomożesz mi w tym? Gdzie mogę ją znaleźć?
– Nie, Ewo, nic ci nie powiem.
– Rozumiem, że bronisz koleżankę, ale…
– Koleżankę?! – prychnęła Ulka. – Jak ona śmiała! Najpierw wszyscy chodziliśmy do baru, potem Tomek przestał mnie zapraszać. A gdy kiedyś byłam u Sylwii, to przysięgała, że nie utrzymuje z nim znajomości. I wtedy do niej zadzwonił! Gadali jak gołąbeczki, a ona potem wypierała się, że to nie Tomek. A przecież słyszałam jego głos! To ma być koleżanka?!
– To bardzo ciekawe, co mówisz – zachęcała ją Ewa.
Ulka zrozumiała, że się zagalopowała i niechcący powiedziała więcej, niż powinna. Ale może i dobrze. Niech ta wyfioczona lalunia wie, że nie jest najważniejsza w życiu swego męża. Skoro ja nie mogę go mieć – pomyślała ze złośliwą satysfakcją – to miło, że i ty także go tracisz.
Ewę bardzo dużo kosztowało, by zachować zimny spokój. Chciała zatkać uszy, by tego nie słuchać. Pragnęła wybiec ze sklepu, zaszyć się w mysią dziurę i płakać, płakać, płakać, przeżywając wciąż od nowa swój ból.
Zamiast tego stała dumna i wyniosła, a na jej twarzy nie drgnął najmniejszy mięsień.
– Nie do wiary, ty jesteś zazdrosna. – Patrzyła z pogardą na Ulkę. – Czy to oznacza, że mi pomożesz?
– Nie. Tomek nigdy by mi nie wybaczył.
– I w dodatku jaka lojalna. – Ewa wzruszyła ramionami. – Ale w zasadzie co mnie to obchodzi? – Złapała wózek i pchnęła go w kierunku kas.
– Tomek to wspaniały facet. Ja bym takiego męża na rękach nosiła – powiedziała za nią z goryczą Urszula. – Nie doceniasz go. Nie wiesz, ile jest wart.
– Za to ty wiesz? – Ewa zatrzymała się na moment. – Najnowsze wieści. Możesz go sobie wziąć. Ja już go nie chcę. Rozstaliśmy się.
Ileż ja bym dała – pomyślała Ulka patrząc za oddalającą się koleżanką – by go sobie wziąć. Tyle że to on mnie nie chce. Obie z Sylwią razem wzięte przegrywamy w przedbiegach przy takiej kobiecie jak Ewa. Niech ją szlag!
Z trudem docierało do Ewy to, co kasjerka przy kasie do niej mówiła. Zapłaciła za zakupy i czym prędzej wyszła przed sklep.
Znalazłszy się w samochodzie zacisnęła dłonie na kierownicy i ciężko oparła o nią głowę. Nie liczyło się już to, że Olszewski czekał na służbowe volvo, ani że zaraz kończyła pracę. Była taka dumna ze swego małżeństwa, taka szczęśliwa… A tu okazało się, że wszyscy wiedzą, że mąż przyprawiał jej rogi! Ale w końcu żona zawsze dowiaduje się ostatnia. Tylko czy musiała o tym wiedzieć jeszcze Urszula, jej zagorzała rywalka? Było jej wstyd za tę dumę. Czuła się tak bardzo poniżona i upokorzona, że nie była w stanie rozsądnie myśleć.
Wybrała w telefonie numer męża, ten legalny, w którym nie miał zapisanej kochanki.
– Tak? – zgłosił się już po dwóch sygnałach.
– To ja – powiedziała bezbarwnym głosem.
– Cześć. Właśnie miałem do ciebie dzwonić. Jestem już w domu. Zabrałem też dziewczynki ze szkoły. Teraz obieram ziemniaki. Jak będziesz wracać, to…
– Tomek – weszła mu w słowo – ktoś mi właśnie powiedział, że ciągasz się ze swoją dziwką po barach.
– Kto? – zawołał zaskoczony. – Jak to? Gdzie ty jesteś? Czy nie powinnaś być teraz w biurze? Kto ci powiedział? To kłamstwo!
– Nie zaprzeczaj – odpowiedziała zrezygnowana. – Po prostu ktoś mi powiedział. Nieważne, kto. Przecież i tak ci nie powiem. Ale wiesz co? Jesteś fałszywy do bólu. – Wyłączyła telefon.
Ta krótka rozmowa trochę ją uspokoiła. Czuła się lepiej, gdy to z siebie zrzuciła. Jednocześnie zdawała sobie sprawę z beznadziejności całej sytuacji. Mieszkała z facetem, który utrzymywał intymne stosunki z młodą kochanką, jednocześnie wmawiał własnej żonie, że ją kocha i że jest dla niego jedyna. Na co liczył, próbując trzymać dwie sroki za ogon?
A ona nie miała w sobie na tyle siły by wyrzucić go za drzwi mieszkania i swojego życia. Jednak czy chodziło tylko o siłę? Ewa przyznała przed sobą, że nie. Akurat jej nie można było nazwać słabą kobietą. Była silna, nieraz udowodniła sobie i światu, jak bardzo. Ale teraz była bezradna jak dziecko. Upokorzona i zdruzgotana. I nie była pewna czy chce żyć nadal z Tomkiem, któremu przestała ufać, czy bez niego, za to z poczuciem satysfakcji, że położyła kres swemu upokorzeniu.
Niczego już nie była pewna.
Gdy późnym wieczorem Tomek zjawił się w mieszkaniu Andrzeja, mimo spokoju na twarzy dosłownie gotował się w środku.
Andrzej akurat przechodził kolejną burzę z piorunami. Spóźnił się kwadrans, gdy miał zabrać żonę z pracy i ona teraz nie zostawiała na nim suchej nitki.
– Ty durniu! – wrzeszczała na męża. – Znowu mi to zrobiłeś. Mogłeś zadzwonić i uprzedzić, ale nie, ty jak zwykle wierzyłeś, że ci się uda. A ja stałam jak głupia przed pracą! Wszystkie koleżanki miały uciechę. Wiecznie masz mnie gdzieś, lekceważysz mnie! Mam już tego dość!
– Gosiu, to tylko piętnaście minut – próbował spokojnie tłumaczyć. – Był środek dnia i deszcz nie padał ci na głowę. Stałem w korku, a…
– Mam gdzieś twoje wymówki. Zawsze to samo. Zawsze! – Rozżalona wyszła do pokoju i zaszyła się na kanapie przed telewizorem.
Właśnie zaczynał się popularny serial telewizyjny „Miłość i łzy". Małgorzata nie mogła przepuścić kolejnego odcinka. Mężczyźni mieli godzinę spokoju.
Andrzej niewiele sobie robił z pretensji żony. Nie czuł się winny, rzeczywiście stał w korku. Nie czuł się też na siłach wyjaśniać tego żonie, nie miało to większego sensu. Dla niej i tak zawsze był winny. Przyzwyczaił się do tego i jej wymysły nie robiły na nim już żadnego wrażenia.
– Zrobić ci kawę? – spytał gościa.
– Tak, poproszę – odparł Tomek, który także był przyzwyczajony do nieśmiertelnych czarnych chmur w domu kolegi. Znał Andrzeja od dzieciństwa, tym bardziej trudno mu było zrozumieć, jak mógł go wydać. – Myślałem, że istnieje coś takiego, jak męska solidarność – wydusił z siebie po chwili.
Andrzej podniósł brwi ze zdziwienia.
– Wiesz o czymś, o czym i ja powinienem wiedzieć? – zapytał.
– Nie udawaj, Andrzej. Ty wiesz.
– Wiem co? – Na twarzy Andrzeja napięły się wszystkie mięśnie.
– Powiedziałeś Ewie.
– O czym, do jasnej cholery?!
– Ciszej, chłopaki! – krzyknęła z pokoju Gośka. – Nie słyszę telewizora!
Andrzej wziął dwie szklanki świeżo zaparzonej kawy i zaprosił Tomka na werandę.
– No dobra – powiedział mocno zdenerwowany, gdy znaleźli się na zewnątrz – teraz wal o co ci chodzi, bo i ja mam do ciebie kilka słów.
– Powiedziałeś mojej żonie, że widziałeś nas w barze.
– Nas, to znaczy kogo? – Andrzej był szczerze zdziwiony.
– Mnie i… Sylwię.
– Ewa ci tak powiedziała? To dziwne, bo ja nic takiego nie mówiłem, nawet nie pamiętam ciebie i jakiejś tam Sylwii.
– Nie pamiętasz? Taka wysoka biuściasta blondynka, z którą byłem z miesiąc temu w tej nowej knajpie, gdzie podają taką pyszną pizzę i chińczyka.
– Biuściasta…? – Andrzej grzebał chwilę w pamięci.
– No.
– Może i przypominam sobie… I co, miałbym polecieć z tym do twojej żony?
– Byłeś u nas wczoraj.
– Ano byłem. Jestem rozczarowany, że podejrzewasz mnie o kablowanie na kumpla.
– Ale jeśli nie ty, to kto?
– Powiesz wreszcie, o co ci chodzi?
– Ewa dowiedziała się, że chodzę do baru z moją… – zawahał się czy powinien użyć określenia kochanka, ale zrezygnował z tego – z Sylwią. Od żony niewiele wyciągnąłem. Wróciła z pracy zła jak sto diabłów, zrobiła mi kolejną scenę zazdrości, wylała potok łez… W końcu nie wytrzymałem i wyszedłem. Normalka. Ale… myślałem że dowiedziała się od ciebie. Teraz wiem, że byłem w błędzie. Sorry. Tylko kto mógł nas widzieć i w dodatku donieść o tym mojej żonie?
– Skoro prowadzasz się po barach z jakąś panienką, to prędzej czy później zawsze znajdzie się ktoś życzliwy inaczej. Jeśli robisz coś, czego nie powinieneś, to musisz być ostrożny do bólu i przewidywać różne sytuacje. Musisz też mieć sensowne wytłumaczenie, na wypadek wpadki, tak jak teraz. Co w ogóle powiedziałeś Ewie?
– Nic. Nie było tłumaczenia. Zero chęci pojednania. Tylko łzy i szloch. Tak jak u ciebie, tylko twoja żona jakoś nie płacze.
– Ale ja się tylko spóźniłem po nią do pracy. To istotna różnica.
Tomek upił spory łyk kawy.
– Wiesz – odezwał się po chwili milczenia – ulżyło mi, że to nie ty.
Andrzej zamiast ulgi odczuwał coraz większe napięcie. Przyjrzał się uważnie przyjacielowi.
– A ty z tą biuściasta… z tą Sylwią… to tak na poważnie?
Tomek zaśmiał się tajemniczo.
– Ja wiem, czy od razu na poważnie…?
– Wtedy, gdy was widziałem w tamtym barze, myślałem, że to jakaś twoja klientka, albo dziewczyna jakiegoś kumpla. Taka młoda… Nigdy nie sądziłem, że poderwiesz taką laskę…
– Jakoś tak wyszło. – Tomek nie czuł się ani trochę zmieszany. W końcu tyle razy wysłuchiwał od Andrzeja opowieści o jego pozamałżeńskich przygodach. Dlatego odniósł wrażenie, że kumpel mu zazdrości.
– Ty rzeczywiście masz ten romans, o którym mówiła Ewa – Andrzej z niedowierzaniem pokręcił głową. Tomek siedział przed nim dumny jak paw. – W dodatku z taką młodziutką osobą… Ile ona ma lat?
– No co ty, o takie szczegóły będziesz pytał? Ważne, że jest dobra w te klocki. Zresztą akurat tobie nie muszę tłumaczyć, jaka powinna być dobra kochanka. Tyle się od ciebie na ich temat nasłuchałem, że jak wreszcie trafiłem, od razu wiedziałem, że to jest to.
– No to jesteś lepszy ode mnie. Ja nigdy nie miałem kochanki młodszej o piętnaście lat – w głosie Andrzeja przebijała ironia, ale Tomek był zbyt rozmarzony, by ją dostrzec.
– Siedemnaście, mój drogi – poprawił go rozpromieniony. – Siedemnaście.
– Ładny wiek – to stwierdzenie Andrzeja nie wyrażało właściwie nic, było jakieś zimne i smutne.
Tomek wrócił na chwilę z chmur na ziemię. Spojrzał na przyjaciela i dopiero teraz dostrzegł jego poważną minę. Spoważniał także.
– Czy dobrze kojarzę? Chciałeś mi o czymś powiedzieć?
– Dobrze kojarzysz.
– Więc?
Andrzej zebrał się w sobie. Nie było łatwo robić przyjacielowi wymówki na temat czegoś, czego sam niejednokrotnie się dopuszczał.
– Od bardzo dawna znasz moją Gośkę, prawda? – zaczął. – Wiesz, jaką zgagą potrafi być? Znasz mój życiorys, wiesz, że mieliśmy jako małżeństwo wzloty i upadki…
– O tak, nie obraź się, ale nie raz podziwiałem cię za to, że wytrzymujesz z Gośką. Ja bym… – Zamilkł, świadom, że powiedział za dużo.
Ale Andrzej nie obraził się za rzecz przecież oczywistą. Ciężko było wytrzymać z żoną sekutnicą, wiecznie narzekającą na wszystko, obwiniającą go o każde niepowodzenie, lodowatą w łóżku i nieporadną jako gospodyni i matka. Dlatego już dawno machnął ręką na jej zachowanie i przestał się czemukolwiek dziwić. Dał spokój z bezowocnymi próbami naprawiania jej i siebie. Zaczął żyć własnym życiem. Od czasu do czasu poznał jakąś fajną dziewczynę, nierzadko lądował z nią w łóżku. Pogodził się z takim życiem. W końcu większość jego kumpli postępowała dokładnie tak samo. Ale Ewa i Tomek byli inni. Zakochani w sobie po uszy mimo upływu lat. Pełni życia. Oddani sobie nawzajem. To, co się stało między nimi, nie miało prawa się stać!
– Między mną i Gośką – odezwał się wreszcie – nie ma nic. Miłości, zrozumienia, czułości. Od dawna tego nie ma. Ale są dzieci. A… czy twoja żona zasłużyła na to, co jej zgotowałeś?
– Niby co? – ostro zareagował Tomek – Widać, że strasznie przeżywa twój romans. Czy miłosne uniesienia z twoją kochanką są warte łez twojej żony?
– A czy ja nie mam prawa do odrobiny swobody? – uniósł się Tomek. – Ciągle słyszę tylko: trzeba zapłacić rachunek, zawieźć dzieci na basen, muszę iść do krawcowej, nie mam dzisiaj ochoty na seks, jestem zmęczona i muszę rano wstawać do pracy! To ma być żona? Nie tak sobie to wyobrażałem. Zresztą, ona się zmieniła. Kiedyś było inaczej, ale dziś… Sam nie wiem. Chyba więcej nas dzieli niż łączy… I te jej studia! Jeśli już jest w domu i ma chwilkę, to siada przed komputerem i pisze jakieś prace albo zakuwa na zaliczenia. A skąd mam wiedzieć, co ona robi w tej Warszawie, kiedy już pojedzie na zjazd? Szlaja się gdzieś po barach, Bóg wie z kim! Wtedy wszystko jest w porządku, tak?
– Sam ją namawiałeś na te studia – Andrzej oddał sprawiedliwość Ewie.
– Tak, ale… czuję się odstawiony w kąt…
– Ewa cię kocha, baranie. Zresztą, ty też ją kochasz. Na własne życzenie starasz się zniszczyć coś bezcennego i niepowtarzalnego, czego zazdrości ci połowa facetów w tym mieście. Wszystko da się wyprostować. Poznałeś małolatę, zawróciła ci w głowie, ale to mija, wierz mi. Możesz obudzić się ze swego romansu z ręką w nocniku. Masz cudowną żonę, wspaniałą pod każdym względem. Zawsze cię miałem w tej kwestii za szczęściarza. Ewa trafiła ci się jak to jedyne ziarnko ślepej kurze. Powinieneś Bogu dziękować za taką żonę, a nie szukać sobie czegoś ulotnego i złudnego.
Tomek zacisnąwszy zęby słuchał chciwie słów kolegi. Potrzebował tego, bo ostatnio nie wiedział już zupełnie, gdzie jest jego miejsce na ziemi. Teraz przydał mu się ten kubeł zimnej wody na głowie.
– Nie szukałem – zaprotestował cicho. – Samo wepchało mi się w ręce.
– I jak ostatni szczeniak dałeś się na to nabrać. A teraz nie masz pojęcia jak się wyplątać z całej sytuacji.
– Zgadłeś – Tomka ogarniała rozpacz.
– Twardo i stanowczo – poradził zdecydowanym tonem Andrzej. – Odstaw małolatę, nawet jeśli będzie ci robić sceny i na miłość boską ratuj swoje małżeństwo. To Ewa jest ważna, a nie jakaś młoda lala z wielkim cycem. Nie widzisz, co się dzieje z twoją żoną? Wygląda jak cień kobiety. Możesz spokojnie na to patrzeć, a potem stukać się z kochanką?
Duma, jaką Tomek odczuwał na początku rozmowy, pozostała tylko ulotnym wspomnieniem.
– Śmieszne – powiedział smutno – podejrzewałem Ewę, że mnie zdradzi, jak tylko znajdzie się w obcym mieście… W końcu statystyki mówią wyraźnie, że na studiach najczęściej dochodzi do zdrady… A tymczasem to ja sam, nie ruszając się z miasta…
Ze spuszczoną głową wpatrywał się w fusy wypitej kawy, jakby próbując wyczytać przyszłość. Ale przyszłość pozostawała nieodgadniona i tajemnicza.
Dojechawszy do domu Tomek długo nie wychodził z samochodu. W oknach jego mieszkania było zupełnie ciemno.
Ciekawe czy Ewa już śpi – pomyślał. Tęsknił za żoną i nie chodziło mu bynajmniej o seks. O to nie musiał się martwić, wystarczyło jedno spotkanie z kochanką, by czuł się wyeksploatowany do cna. Ale potrzebował czegoś innego. Bliskości, poczucia przynależności. Tego nie mogła dać żadna kochanka. Z Ewą łączyło go bardzo wiele. To, co wygadywał u Andrzeja, było mocno wyolbrzymione. Tak naprawdę, to Andrzej miał całkowitą rację, krytykując go za ten niedorzeczny romans.
Jeśli chodzi o urodę, Tomek przyznał przed sobą, że wolał żonę. Tak samo, jeśli idzie o seks czy kuchnię. Może trochę przesadzał narzekając na nią niekiedy. Przecież starała się, jak umiała najlepiej. A że była mocno zaganianą kobietą, to on, jako najbliższa jej osoba, powinien był rozumieć najbardziej.
Więc dlaczego nadal tkwił w chorym związku z Sylwią? Nie potrafił przed samym sobą odpowiedzieć na to pytanie.
Wszystko zaczęło się od zwykłego handelku używanym sprzętem elektronicznym. Sylwia podobała mu się, owszem, ale jednocześnie onieśmielała przez swoją młodość. Zresztą i tak nie marzył o czymś więcej. Przecież miał wszystko – kochającą żonę, zdrowe udane dzieci…
Ale głupia młoda pinda nie wiedzieć czemu zaczęła dążyć do tej znajomości. Nawet nie trzeba jej było namawiać. Sama wyciągnęła rękę, uczyniła pierwszy gest. Dała mu wyraźnie do zrozumienia, że między nimi mogłoby się coś wydarzyć. Była taka… sam nie wiedział, inna niż Ewa, piękna, inteligentna, owszem, ale też taka beztroska, nie zawracała głowy przyziemnymi błahymi sprawami. Po prostu była. Chyba tego właśnie potrzebował. Nie zastanawiał się długo. Często jeździł do niej w sprawie sprzętu, który jej sprzedał. Nieraz odnosił wrażenie, że wzywa go bezpodstawnie. Nie dawał tego po sobie poznać, bowiem imponowało mu, że taka osoba może zwyczajnie pragnąć jego towarzystwa, ale nigdy nie uczynił nic, czego miałby się wstydzić przed żoną.
Aż pewnego dnia w domu żona dała mu nieźle popalić, czepiała się o byle co, jakby nagle niedomykająca się szafka zlewozmywaka stała się najważniejsza na świecie. Tego dnia poczuł że ma ogromną ochotę popatrzeć choćby na Sylwię. Nie mógł już dłużej wytrzymać we własnym mieszkaniu. Pojechał tam. Wziął ją na kanapie, potem jeszcze raz i jeszcze…
A potem zastanawiał się, dlaczego to zrobił. W czym ona była lepsza od Ewy?
Z czasem zaczęła go męczyć ta znajomość. Udawanie przed żoną, tłumaczenie z nocnych wyjazdów w interesach, które w większości były namiętnymi chwilami spędzonymi z kochanką, stawały się ponad jego siły.
Nigdy też nie przypuszczał, że Ewa w tak beznadziejnie prosty sposób odkryje jego podwójne życie. Cierpiała teraz, a on cierpiał razem z nią, patrząc, jak boleje nad jego postępowaniem. Było mu też wstyd za to wszystko, co usłyszał od Andrzeja. Nigdy nie przypuszczał, że Ewa ma tak wysoki autorytet wśród jego kumpli. W tym momencie był bardzo dumny ze swojej żony. Tyle że on sam stał się obiektem szyderstw ze strony kolegów, którzy znali dobrze Ewę, wiedzieli, jak poświęca się dla swego małżeństwa.
Najbardziej zaś miał do siebie żal o to, że teraz, gdy wszystko wyszło na jaw, nie potrafił jednoznacznie określić, gdzie tak naprawdę jest jego miejsce. Nie chodziło o to, że wybierał pomiędzy żoną a kochanką. Tomek wybierał pomiędzy wyobrażeniami i marzeniami o życiu Ewy i własnymi.
Nie przyszło mu do głowy, że nie trzeba wybierać. Wystarczyłby obopólny kompromis, by do ich związku wróciły dobre dni. Ale na to oboje byli zbyt dumni.
– Ewo – powiedziała następnego dnia Zosia, gdy robiąc sobie przerwę w pracy wyszły obie przed budynek firmy, tyle że tylko Ewa paliła papierosa – czy mi się wydaje, czy certyfikacja nie jest jedynym trapiącym cię ostatnio problemem?
– Dlaczego? – Ewa udała zdziwienie. – Nie miałabym się czym przejmować – powiedziała lekceważąco. – Albo Pro-Wap otrzyma certyfikat jakości, albo go nie otrzyma. Zrobiłam już wszystko, co mogłam, zresztą wiesz dobrze, jakie podejście do sprawy miał cały czas nasz zarząd.
– Jesteś pewna, że nic cię nie gryzie? – Zosia nie wyglądała na przekonaną.
– Nic, Zosiu – skłamała Ewa. Nie chciała martwić przyjaciółki swoimi problemami. Poza tym było jej wstyd. Nie czuła się dobrze w roli zdradzanej żony. Nie chciała, żeby cały świat się nad nią litował.
– Za to ja nie mam już pojęcia, co robić – rzekła nagle przyjaciółka.
Ewa popatrzyła na nią zdziwiona.
– Co się dzieje?
– Mam dylemat. Kroi mi się wyjazd na Zachód. Nie mam pojęcia, czy rzucić wszystko w diabły, cały ten nasz Pro-Wap z moją marną pensją i wyjechać na stałe do Wielkiej Brytanii, w obcy świat, w nieznane, czy siedzieć tu do usranej śmierci, zarabiając marne grosze, za to otoczona rodziną, bliskimi…
– Nie gadaj! Masz taką możliwość? – zainteresowała się Ewa.
– Tak. Mogę jechać już za dwa miesiące. Znam język, pracowałabym w obecnej branży, tyle że pensja byłaby o niebo wyższa.
– Dlaczego więc się jeszcze zastanawiasz? – Ewa nie rozumiała dylematów przyjaciółki. – Co cię tu trzyma tak naprawdę?
Zosia patrzyła na koleżankę i powoli ważyła wypowiedziane przez nią słowa. Co ją tu trzymało? Matka mieszkająca wiele kilometrów od Lublina, z którą spotykały się z okazji świąt Bożego Narodzenia, a i tak przeważnie się kłóciły o najbłahszą rzecz? Siostra, która wyszła za mąż i była tak zajęta rodziną, że nie znajdowała na nic czasu? Facet, z którym mieszkała od lat, choć była to chyba jedyna rzecz, która ich łączyła, bo poza tym żyli zupełnie obok siebie.
– Boję się – wyznała nieoczekiwanie. – Tłumaczę sobie, że ułożone już przeze mnie życie to bardzo wiele, ale zaraz potem przychodzi jakaś dziwna, trapiąca myśl, że to być może tylko rutyna i przyzwyczajenie. Zastanawiam się, czy będę bardzo cierpiała z powodu wyjazdu i z przerażeniem odkrywam, że nie. Owszem, obcy świat to coś nowego, wyzwanie nie lada, ja nawet lubię wyzwania, tylko że wyjeżdżając utnę coś bezpowrotnie i… jednocześnie odkrywam w sobie tchórza… Boję się, że nie umiem znaleźć w sobie wystarczająco dużo odwagi, by zakończyć ten mój chory związek. Jestem z tym samym facetem od czterech lat, mieszkam z nim, piorę jego skarpetki, robię mu żarcie i pytam siebie, co to za obcy człowiek siedzi naprzeciwko mnie w kuchni, śpi obok w moim łóżku! Czy to normalne?
– Nie odpowiem na to pytanie – odpowiedziała Ewa – ale wyjazd pomógłby ci na pewno zrozumieć pewne sprawy. Na przykład to, że całkiem dobrze ci się żyje bez twojego Marka. Jeśli nie, zawsze przecież możesz wrócić. Ale jeśli nie wykorzystasz szansy, jaką daje ci los, nigdy nie przekonasz się, czy było warto.
– Dzięki – w głosie Zosi dało się słyszeć wyraźną ulgę. – Proste i logiczne. Masz rację. Dobrze, że jesteś.
Ewa wcale nie była przekonana, że wszystko jest takie proste i logiczne. Mogła to samo powiedzieć o swoim związku, że jest chory. Wspólne mieszkanie, pranie, jedzenie, to jeszcze nie są rzeczy, które świadczą, że się z kimś jest. Czy zatem była tchórzem, skoro nie umiała postawić sprawy jasno i zażądać od Tomka, by usunął się z jej życia, skoro nie chciał należeć tylko do niej? A może lepiej było zażądać, by stał się na powrót jej, skoro na chwilę zapomniał, z kim powinien dzielić życie?
Ewa zdała sobie sprawę, że kocha męża i jeśli potrzebna jej była odwaga, to tylko po to, by stawić czoła niepowodzeniom i porażkom, jakie właśnie napotkał ich związek, który wcale nie był chory, bo jeśli przetrwał tak długo, to z pewnością zniesie jeszcze więcej.
Coś było dziwnie nie tak, gdy wróciła z pracy do domu. Nie chodziło o to, że Tomek zawiózł dzieci na nocleg do babci. Nieraz tak robili, gdy wyjeżdżała na studia, a jutro właśnie był kolejny weekend zjazdowy. Tylko że był dopiero czwartek, można było je zawieźć jutro, no ale ona jechała do Warszawy od razu po pracy, a Tomkowi też pewnie szykował się jakiś wyjazd.
Nie zapytała o to męża. Nie miała ochoty zamieniać z nim słów na temat czegokolwiek. Zawiózł dziewczynki, to bardzo dobrze, w końcu i on mógł czasem poczuć się do jakichś obowiązków.
Po pół godzinie od powrotu do domu odkryła, co ją tak dziwi. Tomek ciągle wodził za nią wzrokiem. Nie mówił nic, jakby czując, że nie może spodziewać się z jej strony zaangażowania w rozmowę. Zrobił dwie kawy, czyli zapewne jedna miała być dla niej, ale Ewa zignorowała zupełnie ten gest dobrej woli i sięgnęła po pustą szklankę, by przygotować kawę samodzielnie.
Jeśli toczyli zimną wojnę, jeśli ignorowali się wzajemnie, to ona nie potrzebowała z jego strony niczego. Brzydziła się udawaniem, że wszystko jest w porządku, bo nie było. Dlatego nie miała zamiaru udawać dobrej żony w nienagannym małżeństwie.
Tomek liczył na to, że jej ból jakoś sam rozejdzie się po kościach, że minie. Ale cierpienie żony potęgowało się z dnia na dzień. Była zbyt inteligentna, by mógł łudzić się, że milczeniem i wypieraniem się oczywistych faktów zdoła coś osiągnąć.
Kiedy wyszła ze szklanką kawy do pokoju, poczłapał za nią jak pies. Gdy usiadł obok niej na kanapie objąwszy ją ramieniem, miał na sercu ciężar stukilowego kamienia. Ewa zdumiała się, ale nie zerwała z siedzenia.
– Jak długo zamierzasz jeszcze się zadręczać? – zapytał starając się ze wszystkich sił, by jego ton nie brzmiał oskarżycielsko.
– A jak długo jeszcze ty zamierzasz mnie okłamywać? – odpowiedziała pytaniem.
– Nie kłamię – wyznał oczywistą dla obojga nieprawdę.
– Skoro się przy tym upierasz, to z góry ci powiem, że dalsza rozmowa nie ma sensu.
– Tak uważasz? – spyta ostrzej.
– Tak uważam. – Wstała powoli. – Dopóki jawnie będziesz traktował mnie jak ostatnią idiotkę, nie będę z tobą rozmawiać.
Tomek wstał również. Podszedł do żony i położył ręce na jej biodrach. Czekało go najtrudniejsze przemówienie w życiu i nijak nie mógł go uniknąć.
– No więc znam Sylwię – zaczął zaglądając żonie głęboko w oczy.
Ewa zaśmiała się szyderczo.
– Też mi nowina – parsknęła gniewnie.
– Opowiadałem ci, w jakich okolicznościach się poznaliśmy – mówił niezrażony. – Była tylko moją klientką, niczym więcej. Nigdy cię z nią nie zdradziłem. W tobie mam wszystko, czego mógłbym pragnąć, a nawet jeszcze więcej. Jesteś uosobieniem tego, co powinna mieć prawdziwa kobieta, zresztą zawsze ci to powtarzałem.
Ewa odwróciła od niego oczy, odsunęła się, zajmując ponownie miejsce na kanapie. Nawet nie chciało się jej otworzyć ust, by zadać kolejny raz pytanie: więc dlaczego? Była pełna nieufności wobec słów męża. Tyle razy odkrywała w nich kłamstwa i niejasności, że tylko patrzeć, jak usłyszy kolejne. Wbiła wzrok w podłogę. Nie zamierzała mu pomagać w tej niezwykłej jak na niego przemowie. Tomek zaczął nerwowo przechadzać się po pokoju.
– Ale od pewnego czasu zauważyłem – kontynuował – że coś między nami się psuje. Zaczęłaś się mnie czepiać o byle głupstwo. A to urwany uchwyt w szafce, który przykręcałem zbyt długo, a to nie domknięty chlebak, a to nie w porę pojechałem po dzieci. Ciągle robiłem coś nie tak. Najwyraźniej miałaś do mnie głębsze pretensje, tylko nie chciałaś ujawnić ich wprost, no to czepiałaś się błahych rzeczy, byle tylko uprzykrzyć mi życie. Stałaś się nie do zniesienia.
Nie odpowiadała, więc ośmielony jej milczeniem mówił dalej:
– Wracałem padnięty z kursu, wchodziłem do domu i nagle żałowałem, że wróciłem. Ty z naburmuszoną miną miałaś dla mnie gotowe zarzuty, albo milcząco miotałaś się po domu oburzona na cały świat, że aż człowiek bał się ciebie zaczepić. Patrzyłaś na mnie spod oka, wiecznie zmęczona, utyskująca na wszystko ze mną na czele. Im bardziej się starałem zarobić dla nas jakąś kasę, tym większą niewdzięczność otrzymywałem w zamian. Boże, nieraz wolałbym posiedzieć w domu, spędzić z tobą miły wieczór, niż chodzić po barach z kumplami i słuchać ich durnego trucia. Ale skoro tu mogłem liczyć tylko na sarkazm i narzekanie, to wolałem wyjść. Słyszałem od ciebie same oskarżycielskie słowa, nie mogłem liczyć na ciepło. Gdy już się do mnie odzywałaś, to nie po to, by powiedzieć coś czułego, ale wytknąć mi jakiś kolejny błąd. A wszystko pod płaszczykiem twego wiecznego zmęczenia. Nieraz myślałem nawet, że postępujesz tak specjalnie, tylko po to, by mnie od siebie odrzucić. Wtedy ręce same zaciskały mi się na kierownicy, jechałem przed siebie, choć wcale nie miałem takiej konieczności. Zresztą, to ci pewnie było na rękę.
Spojrzał na żoną, ale ona siedziała z kamienną twarzą i z opuszczonym wzrokiem.
– I nagle okazało się – ciągnął – że ktoś może pragnąć mego towarzystwa, że może być dla mnie ciepły i uśmiechnięty. Bezinteresownie. Słyszysz? – Usiadł obok Ewy. – Bezinteresownie. Nic mnie z tą małolatą nie łączyło, choć gdybym tylko chciał, mógłbym mieć z nią romans. Wystarczyłoby jedno moje słowo. Nie miałem jej czego zaoferować. Nie mam dużej kasy, wielkiej urody, ani bryki za dużą banię. W dodatku jestem żonaty i starszy od niej o siedemnaście lat. A mimo to czuło się, że ta dziewczyna lgnie do mnie. Może nawet aż za bardzo, biorąc pod uwagę to, jakie sms-y do mnie wypisuje, co sama miałaś okazję przeczytać. Sylwia mogła być moja, gdybym tylko kiwnął palcem. Ale nie dopuściłem do tego, chociaż nie będę się wypierał, że lubiłem jej towarzystwo. Owszem, dzwoniłem do niej, czasem by poradzić coś na temat zestawu kina domowego, który jej wcisnąłem, a czasem tylko po to, by usłyszeć choć jedno dobre słowo, skoro we własnym domu nie mogłem na to liczyć. Imponowała mi ta znajomość. Wiesz dlaczego? Bo Sylwia dostrzegła we mnie człowieka. Kogoś potrzebującego ciepła, czułości, a nie tylko obiekt do ciągłych utyskiwań. W całym swym oczarowaniu jej osobą nie zauważyłem jednego – wziął Ewę za rękę – że jednocześnie mogę zranić ciebie. Nie powinienem był pozwolić, by tamta dziewczyna dopuściła do siebie myśl, że mogłaby zająć twoje miejsce. Ona najwyraźniej się we mnie zakochała. Ale to jej problem. Powtarzam, nic mnie z nią nie łączyło i nie łączy. Ty jesteś dla mnie jedyna i najważniejsza. I nawet jeśli nie odwzajemniasz moich uczuć, ja cię kocham. Zrobię wszystko, byś mi uwierzyła.
Ewa milcząc ciągłe sięgnęła do swojej torebki i wyjąwszy z niej telefon komórkowy, poczęła wybierać na nim numer. Pięć, zero, pięć, trzy, siedem, siedem, zero, cztery, osiem, sprawnie wystukiwały jej palce.
– Co robisz? – Tomek zawahał się.
– Próbuję udowodnić sobie, że rzeczywiście jesteś w stanie zrobić dla mnie wszystko. – Przyłożyła słuchawkę do ucha. Po sekundzie dało się słyszeć wolny sygnał. – Proszę – podała telefon mężowi – weź słuchawkę i powiedz jej to wszystko, co przed chwilą powiedziałeś mnie.
Zerwał się wystraszony z kanapy.
– Komu?
– Jej – zażądała. – Twojej Sylwii.
Tomek schwycił za aparat telefoniczny i przerwał połączenie.
– Nigdzie nie będę dzwonił! – oburzył się zaczerwieniwszy się na twarzy z wściekłości.
– No to niewiele jesteś w stanie zrobić, bym ci uwierzyła. – Ewa znowu była bliska łez.
– Ewo – zreflektował się – nie chcę dzwonić do niej nie dlatego, że teraz ci skłamałem, ale ponieważ nie chcę już mieć z nią nic wspólnego. Zrozum, lepiej dla tej znajomości będzie, jeśli sama wygaśnie. Jeśli nie będę do niej dzwonił, odpowiadał na sms-y, to dziewczyna sama zrozumie, że nie chcę mieć z nią nic wspólnego. Chcę się z tego wyplątać godnie, nie potrzebuję do niej dzwonić, a zwłaszcza nie potrzebuję mieszać do tego ciebie. Tym bardziej, że doprawdy pobieżna to była znajomość.
– Nawet jeśli tylko wtedy ci uwierzę? – popatrzyła na niego smutno.
– Musisz mi uwierzyć – poprosił. – Naprawdę postanowiłem nigdy więcej nie rozmawiać ani nie spotykać się z tą małolatą. Żal mi, że tak mocno to wszystko przeżyłaś – objął żonę mocno, a ona nie zaprotestowała – powinienem był przewidzieć konsekwencje. Przysięgam ci, nie zdradziłem cię. Ale jeśli uważasz, że po tym wszystkim nie masz już do mnie za grosz zaufania, to usunę się z twojego życia. Odejdę i nigdy więcej o mnie nie usłyszysz. Może właśnie do tego dążysz, tylko szukałaś na mnie jakiegoś punktu zaczepienia.
Podniosła na niego smutne oczy.
– Czyli utrzymujesz, że to moja wina, że zacząłeś poszukiwać czegoś, czego nie mogłam ci dać?
– Cóż… – teraz to on zrobił zbolałą minę – biorąc pod uwagę twoje zachowanie z ostatniego pół roku, nie sposób zaprzeczyć.
– A czy pomyślałeś kiedyś, dlaczego narzekam na zmęczenie – mówiła tkwiąc jednak potulnie w jego ramionach – na różne błahostki, jak to nazwałeś? Czy kiedykolwiek przyszło ci do głowy, że ja naprawdę jestem zmęczona i że ty naprawdę różnymi małymi rzeczami przyprawiasz mnie o rozstrój nerwowy? Doszukujesz się podtekstów w moich wiecznych pretensjach, a może wystarczyłoby naprawić ten zerwany uchwyt, zamknąć ten cholerny chlebak, gdy już weźmiesz sobie bułkę? Czemu nie spróbujesz wczuć się w moją sytuację? Od dawna nie wtajemniczasz mnie w swoje interesy, to jak możesz mieć pretensję, że nie obchodzi mnie, co robisz?! Wreszcie – łzy nie mieściły się już pod jej powiekami, spłynęły więc gęsto po twarzy – czy ktoś mnie zapytał, jakie ja mam potrzeby? Gdzie jest ciepło i czułość dla mnie? Czy mam tylko dawać, nie dostając nic w zamian? Czy tak jak ty, powinnam sobie poszukać gdzieś poza domem tego, czego nie dostaję od ciebie?
– Nie wiem, Ewo – powiedział spokojnie – ale mam dosyć już twoich oskarżeń, dopatrywania się w każdym moim kroku jakiegoś oszustwa. Bolą mnie twoje podejrzenia. Uważam, ze na nie nie zasługuję. Jeśli cię to uszczęśliwi, to odejdę. Nie do Sylwii, nie do żadnej innej kobiety. Wyjadę gdzieś daleko i ułożę sobie na nowo życie. Sam. Nie chcę żadnej kobiety. Żadnej innej, oprócz ciebie. – Dotknął dłonią jej podbródka i podniósł jej głowę naprzeciw swojej. Palcami drugiej ręki otarł jej łzy. – Ja chcę być z tobą, tylko nie wiem, czy ty chcesz być ze mną.
Zmoczonymi od łez palcami przesunął delikatnie po jej wargach. Przełknęła ślinę, niepewna, co też on chce uczynić.
– Kocham cię – wyszeptał. – Zawsze będę cię kochał, niezależnie od tego, co zrobisz. Ale musisz się określić. Czy mam wyjechać?
– Zrobisz, jak zechcesz – odparła.
– Chcę być z tobą. Ale jeśli ci przeszkadzam… Kiedyś zrozumiesz, że mnie skrzywdziłaś oskarżając o te bzdury. Kiedyś się przekonasz… Ale ja już nie chcę dłużej żyć w ciągłych oskarżeniach. Nie chcę też dłużej patrzeć, jak się zadręczasz. Może więc lepiej będzie, gdy wyjadę. Zaoszczędzę ci bólu. Bo nie mogę patrzeć, jak cierpisz. Tylko jedno twoje słowo…
Ewa rozpłakała się znowu.
– Co ci mam powiedzieć? – zapytała szlochając. – Że chciałabym ci wierzyć? Dałabym wiele, by nigdy nie doszło do tej całej historii. Ale doszło. I nie próbuj obarczać mnie odpowiedzialnością za to, co teraz zrobisz. Jeśli chcesz, odejdź w diabły! Tak jest najłatwiej. Ale w końcu przeżyliśmy razem tyle lat. Coś nas przecież łączyło. A ty, zamiast próbować to coś łatać i naprawiać, zacząłeś szukać czegoś nowego.
– Przyznaję się, to był błąd. I teraz chciałbym go naprawić. Tylko… czy mam jeszcze szansę?
– Nie chcę, żebyś odchodził – przyznała cichutko. – Kocham cię mimo wszystko. Ale nie chcę mieć więcej powodów do łez.
– Nie będziesz miała – obiecał.
Poszukał ustami jej ust, a ona wbiła się w nie chciwie. Od tak dawna pragnęła jego bliskości.
Niewiele spali tej nocy. Nienasyceni swoimi ciałami oddawali się rozkoszy miłości.
Smutek i niepewność, jakie mimo wszystko nie opuszczały Ewy, kobieta zepchnęła gdzieś w najdalsze zakamarki podświadomości.
Ta noc była nocą pojednania. Nie warto było kłócić się i udowadniać sobie rzeczy, o których każde z nich wolałoby zapomnieć. Zycie toczyło się dalej i obydwoje woleli skupić się na przyszłości.
Rankiem budzik wyrwał Ewę ze snu, w który zapadła zaledwie przed dwiema godzinami.
– Nie idź dzisiaj do pracy – mruknął Tomek otoczywszy ją ramieniem.
– O tak – zaśmiała się – jeszcze tego by brakowało. Nie ma tak łatwo. Dziś nie mogę zrobić sobie wolnego. A po pracy jadę do Warszawy.
Tomek pocałował ją sennie.
– Zadzwonię później – obiecał, po czym natychmiast zasnął.
Wstała i włączyła wodę na kawę.
Z przyzwyczajenia chyba sięgnęła po telefon męża. Sprawdziła obie jego aktywacje. Sylwia nie zniknęła ze spisu telefonów w aktywacji na kartę. No, ale przecież Tomek obiecał żonie, że już nie będzie kontaktował się z tą swoją podejrzanie bliską znajomą.
Ewa nie do końca była przekonana w postanowienie poprawy wyznane wczoraj przez jej męża. Choć starała się na powrót uwierzyć w jego szczerość, to jednak zaufanie to zostało mocno nadwątlone i nie sposób było odbudować go przez jedną noc, ba, nie wiedziała czy uda jej się to osiągnąć przez lata. Ale postanowiła spróbować, choć na razie w mocno ograniczonej wersji. Weszła w edytor spisu telefonów w telefonie Tomka i pod hasłem Sylwia wpisała numer własnej komórki. Jeśli Tomek zechce napisać sms-a do znajomej, wiadomość trafi do niej – żony. Ale on przecież tego nie zrobi – przekonywała siebie Ewa. – To tylko takie dmuchanie na zimne.
Poczuła się lepiej, gdy numer telefonu jej potencjalnej rywalki zniknął ze spisu telefonów Tomka. Gdyby tak jeszcze mogła wymazać go z pamięci.
Gdyby mogła wymazać z pamięci to wszystko, co tak dotkliwie zraniło jej duszę.
Miała świadomość, że dopóki przynajmniej nie spróbuje nauczyć się żyć z tymi wspomnieniami, będzie często robić takie głupie rzeczy, jak wpisywanie pod czyimś imieniem numeru własnej komórki.
Zdarzenie, jakie nastąpiło wieczorem, pokazało Ewie, jak gładko zawierzyła w szczerość męża, potwierdziło bezsporność istnienia kobiecej intuicji, jednocześnie sprawiło, że runął nagle cały jej świat.
Zadzwonił do niej późnym wieczorem, gdy zamierzała położyć się spać. Miała dosyć tego dnia – w pracy jak zwykle urwanie głowy, potem uciążliwa podróż do Warszawy na studia i kilka godzin wykładów. Chciała zadzwonić do Tomka sama, ale bała się, nie miała pojęcia, jakie imię pojawi się na wyświetlaczu jego komórki, jej czy może znienawidzonej rywalki. Dlatego ucieszyły ją cieple słowa płynące przez głośnik jej aparatu.
– Śpij słodko, kochanie – mówił Tomek. – Oglądam teraz jakiś głupi film i zaraz również idę spać. Tęsknię za tobą – wymruczał z pożądaniem.
– Ja też. – Potrzebowała tych czułych słów. Potrzebowała jego zapewnień, że się myliła, że jej podejrzenia były niesłuszne.
Od dłuższego czasu czuła się jak zaszczute zwierzę i zaczynała mieć do siebie pretensje, że sama trochę przekoloryzowała całą sprawę. Tomek ciągle zapewniał ją o swej niewinności, uzasadniał, tłumaczył. A ona słuchała chciwie i właściwie sama już zaczynała mieć poważne wątpliwości, czy przypadkiem nie zrobiła burzy w szklance wody.
Dlatego tak bardzo pragnęła teraz bliskości męża, jego ciepłych, troskliwych i czułych słów. Gdyby tylko mogła, nie jechałaby w ten weekend na studia. Chciała być z Tomkiem. Chciała nie wstawać z łóżka przez trzy dni, nie opuszczać ramion męża. Ale nie wszystko można w życiu mieć od razu.
– Niech no tylko wrócę – zaśmiała się zalotnie – pokażę ci, jak bardzo za tobą tęsknię.
– Kocham cię, Ewo – usłyszała. Chciała powiedzieć to samo, nie była jednak pewna, czy jej mąż zasłużył sobie na te słowa.
– Pa – szepnęła. – Miłych snów.
Kochała Tomka całym sercem, mimo tego wszystkiego, o co go ostatnio oskarżała. Gdyby było inaczej, nie przeżywałaby tak mocno jego zdrady. Zresztą, może faktycznie nie było żadnej zdrady?
– Dobranoc, najdroższa. Zadzwonię jutro – obiecał, po czym przerwał połączenie.
Odłożyła telefon obok tapczanu. Marta spała na drugim łóżku, lekko pochrapując. Tej kobiecie niewiele trzeba do szczęścia – pomyślała Ewa zdegustowana. – Parę bułek z parówkami i wygodna poduszka.
Naciągnęła kołdrę pod brodę, myśląc o wydarzeniach ostatnich dni. Dobrze, że wreszcie znaleźli z Tomkiem wspólny język. Postanowiła urwać się wcześniej z zajęć, byle tylko jak najszybciej znaleźć się przy boku kochanego męża.
I wtedy telefon zadzwonił ponownie.
Dźwięk dzwonka był tak przenikliwy, że Ewa podskoczyła w swym łóżku. Usiadła szybko, sięgając po aparat i z niedowierzaniem wpatrywała się w wyświetlacz telefonu, jakby to, co pojawiło się na nim, było snem, koszmarem, potwornością, która nie miała prawa istnieć.
To był jej mąż. Tylko że numer telefonu był inny. Ten drugi. Zarezerwowany dla kochanki.
Ewa wyrwała się z paraliżu i odebrawszy połączenie, zbliżyła słuchawkę do ucha.
– Tak? – szepnęła siląc się na zmianę głosu.
– Hej, Sylwuś, kochanie – głos Tomasza był pełen entuzjazmu – nawet nie wiesz, jak bardzo stęskniłem się za twoim pięknym ciałkiem.
Milczała. Miała wrażenie, że Tomek za chwilę usłyszy przez telefon łomot jej serca.
– Sylwuniu… jesteś tam…?
– Jestem – odezwała się zduszonym głosem. Nie było sensu udawać. Poznała już prawdę.
– Sylwia, to ty…? – zawahał się Tomek.
– A jak myślisz?
– Ee… to… to ty, Ewo…? – w jego głosie pojawiło się zaskoczenie pomieszane z przerażeniem. Nie miał pojęcia, jak to się stało, że telefon do kochanki odebrała jego własna żona.
– Niestety dla ciebie – odpowiedziała pełna spokoju i wyniosłości. Zraniona duma paliła gorzej, niż najgorętsze płomienie.
– Ha! – zaśmiał się niepewnie. – Zrobiłem ci dowcip. Mam na tej aktywacji dużo darmowych minut, pomyślałem więc, że jeszcze posłucham twego słodkiego głosiku. To o której w niedzielę będziesz w domu, Ewuniu?
Po twarzy Ewy spłynęły dwie grube łzy, ale ona zupełnie ich nie czuła. Jej świat właśnie się zawalił. Smutek, jaki czuła był tak druzgoczący, że nie była w stanie dociekać prawdy przed mężem. Z obrzydzeniem przerwała połączenie.
Trwała tak siedząc skulona w pościeli, niezdolna do płaczu, niezdolna do czegokolwiek. Chciałaby rzucić aparatem w ścianę, ale i do tego była zbyt słaba.
Gdy Tomek zadzwonił po raz kolejny, wyłączyła telefon zupełnie.
Myślała.
Mąż znów zawiódł jej zaufanie. Po raz kolejny omamił ją czczymi obietnicami, że zakończy swój romans, który według niego nie był romansem, a jedynie zwykłą handlową znajomością. A ona po raz kolejny mu uwierzyła.
Wszystko byłoby prostsze, gdyby go tak nie kochała. Niech by się wyprowadził, mogliby się nawet rozwieść. Ale głębokie uczucie, jakim darzyła męża, było tak silne, a przez to jego zdrada tak bolesna…
Ewa zupełnie już nie wiedziała, co ma począć. Gdyby go tak nie kochała, mogliby trwać, jak większość znanych im małżeństw, w sztucznym związku, takim dla oka innych ludzi, razem ale osobno. Mieli przecież dzieci, jakiś tam wspólny majątek. Czy warto było to wszystko wywracać na drugą stronę? Gdyby nie kochała męża, nie byłoby warto ruszać nic w ich dotychczasowym życiu.
Tylko że Ewa cierpiała tak silnie właśnie dlatego, że czuła do męża wielką miłość. A zatem istniały tylko dwie drogi, skoro Tomek nie skorzystał z tej trzeciej i nadal tkwił w swym romansie – Ewa mogła wywrócić ich małżeństwo do góry nogami i zostać samotną matką, za to z poczuciem własnej satysfakcji, mogła też spróbować przestać kochać męża.
Kiedy pierwsze promienie majowego świtu wpełzły do pokoju, Ewa wiedziała już, którą drogę obierze. Nie chciała myśleć o konsekwencjach. Liczyło się tylko, by pozbyć się tego nieznośnego bólu, jaki palił ją od wewnątrz.
Musiała przestać kochać własnego męża.
Sposób na to wydawał się niezwykle prosty.
Jako młoda dziewczyna, Ewa często zakochiwała się na umór w różnych chłopakach. Czasem miłość trwała kilka dni, czasem kilka miesięcy, nigdy jednak nie bolała, gdy chodzenie z którymś z chłopców się kończyło. Każda bowiem miłość niezmiennie kończyła się tak samo – powstaniem nowej miłości.
To Ewa zawsze kończyła związek, nigdy też nie zastanawiała się, co czuje druga strona, porzucona dla innego. Ważne było, że to właśnie wokół Ewy kręcił się świat, a nie odwrotnie.
Tym bardziej teraz, w obliczu niezbitych dowodów zdrady Tomka, Ewa nie umiała się odnaleźć. Świat się kręcił, a ona nie miała sił trzymać się tej karuzeli. Czuła, że z niej wypada.
Istniał tylko jeden sposób, by cokolwiek zaradzić na cierpienie zdradzonej żony. Trzeba było zbudować własny świat, stanąć w jego centrum i zakręcić nim wokół siebie. Nie ważne, czy Tomek znajdzie się w zasięgu tego cyklonu.
Tak, zamierzała wywołać huragan, choćby nie wiedzieć jakie zniszczenia miał spowodować dookoła niej. W oku cyklonu panuje przecież słoneczny spokój. A ona potrzebowała ukoić własne cierpienie. Potrzebowała schronienia przed miłością, jaką darzyła własnego męża. Schronienia w ramionach innego mężczyzny.
Gdy wczesnym rankiem Tomek odebrał telefon od Sylwii, ta powitała kochanka samymi pretensjami.
– Dlaczego nie przyjechałeś po mnie do pracy? – Po nieprzespanej nocy jej głos wydał się Tomkowi równie dokuczliwy jak drapanie paznokciem w tablicę. – Właśnie skończyłam zmianę. Wychodzę przed sklep i patrzę, a ciebie nie ma! Nie wspomnę już, że nie raczyłeś w nocy nawet do mnie zadzwonić. Zapomniałeś, że miałam nocną zmianę? A może zapomniałeś, co nas łączy? No to wreszcie przyjedziesz po mnie, czy nie? Jest chłodno i zaraz chyba będzie padać, a ja nie mam parasolki. Tomek, co z tobą?! Dlaczego nic nie mówisz?
– Idź do diabła! – wychrypiał. Rozłączył rozmowę i wyłączył telefon.
Jego dłoń bezwiednie zacisnęła się na prześcieradle. Był bliski płaczu. Uwikłał się w coś, co nigdy nie powinno było się wydarzyć. Nie miał już wątpliwości do co swojej winy, ani co do tego, kto jest w jego życiu najważniejszy. Szczerze kochał żonę, a przelotny romans z Sylwią miał mu tylko dać poczucie własnej wartości, zaspokoić jego męskie ego. Ewa nie miała o niczym wiedzieć, ale nie doceniał inteligencji żony. Przeklinał w duchu własną głupotę i brak ostrożności. Nie miało to tak wyglądać.
Postanowił błagać Ewę o ostatnią szansę i tym razem postanowił to zrobić szczerze. Sylwia stała się dla niego przeszłością, epizodem, o którym należało jak najprędzej zapomnieć. Liczyła się tylko ona, jego piękna i mądra Ewa, kobieta, z którą zamierzał spędzić całe życie. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, jak potworny ból jej zadał. Nie zasłużyła na to. Powinien nosić ją na rękach za to, że była taka wspaniała, zamiast tego przyniósł jej cierpienie, sprawił, że poczuła się jak kobieta drugiej kategorii, wymieniona na młodziutką kochankę, pozbawiona godności.
Nie miał pojęcia, jakimi słowami ją przeprosi, jakimi będzie błagał o wybaczenie. Nie było sensu się dłużej wypierać. Głupio się wkopał i dalsze kłamstwa na pewno nie wzbudzą w Ewie zaufania. Skopał sprawę swego małżeństwa i teraz jak najszybciej należało wszystko naprawić.
Liczyła się przecież tylko ona, jego najukochańsza żona. Postanowił walczyć o nią za wszelką cenę.
Dla Ewy liczyło się teraz tylko to, by jak najszybciej znaleźć sobie kochanka.