37828.fb2 Dmuchawce - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 8

Dmuchawce - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 8

Rozdział 5

Sobota zjazdowa dłużyła się Ewie wyjątkowo. Najpierw zmuszona była wysłuchiwać przez kilka godzin monotonnych wykładów na temat prawideł rządzących twardym światem kapitalistycznego rynku, potem uczestniczyła w nieciekawych ćwiczeniach na temat ludzkiej osobowości. Normalnie takie ćwiczenia były pasjonujące, tego dnia jednak grupa Ewy miała zastępstwo z nudnym jak kilogram flaków magistrem.

Chociaż Ewa wyciszyła swoją komórkę, by ewentualne dźwięki telefonu, oznajmiające, że ktoś dzwoni, nie zakłócały zajęć, to z niecierpliwością zerkała na wyświetlacz co kilka minut. Ale Maciek nie dzwonił, nie napisał też żadnego sms-a. No tak, dziś była sobota, miał wolny dzień i był pozbawiony dostępu do służbowego telefonu, z którego tak chętnie wydzwaniał do Ewy po kilkadziesiąt minut każdego roboczego dnia.

Tyle że Ewa uważała, że to, że mają się dziś spotkać, upoważnia go choćby do jednego skromnego sms-a. Tym bardziej, że przecież ona posłała mu kilka słów przed snem. Ciekawe, dlaczego nie odpowiedział? Może spał, a może był zajęty naprawą swojej łodzi motorowej? Niebawem Ewa miała o to zapytać go wprost. Miała stanąć z nim twarzą w twarz, zobaczyć go w całej okazałości, poczuć jak pachnie, jak smakuje… Leniwie odegnała od siebie rozkoszne myśli, starając skupić się na monotonnych ćwiczeniach.

– Ty naprawdę zamierzasz spotkać się z obcym mężczyzną? – niedowierzała Marta. – Kobieto, opamiętaj się, co ci to da? A jeśli to jakiś zboczeniec? Jeśli wywiezie cię gdzieś za miasto i zrobi ci krzywdę? Mogłaś przynajmniej spotkać się z nim w jakimś bardziej cywilizowanym miejscu, nie zaś w spelunie, o której nikt nie słyszał.

– Ty nie słyszałaś, Marto, i ja. A to dlatego, że nie jesteśmy z Warszawy. – Ewa nie widziała nic zdrożnego w tym, co planowała. Obawy Marty wydawały jej się niedorzeczne. Może koleżanka po prostu zazdrościła, że Ewa miała spotkać się z jakimś przystojniakiem i spędzić romantyczny wieczór na pogawędce przy blasku świec.

Wreszcie zajęcia się skończyły. Mogła teraz pognać na wynajętą stancję, wziąć prysznic, poprawić makijaż i czekać. Tyle że Maciek nadal milczał, chociaż przed chwilą starała się do niego dodzwonić. Nie bardzo wiedziała, jak ma to rozumieć. Skoro mieli się spotkać dziś wieczorem, skoro Maciek zrobił już rezerwację w jakimś pięknym i uroczym zajeździe…

Przy którejś z kolei próbie dodzwonienia się do niego odebrał w końcu.

– Tak, moja piękna – szeptał do słuchawki – wiem, że jesteśmy umówieni, tylko zaszła drobna zmiana. Muszę odwieźć tę cholerną wariatkę, moją żonę, na ognisko, mówiłem ci. Poza tym nie mam jak dostać się do Warszawy. Miałem przyjechać pociągiem, ale z tobą nie szło się dogadać. No a teraz, nie bardzo mam transport. Zobaczę, postaram się pożyczyć samochód od mego ojca. Przyjadę nim prosto do zajazdu.

– Myślałam, że udamy się tam razem.

– Przecież nie będę przyjeżdżał do samej stolicy! Szkoda czasu. Lepiej dostań się jakoś do zajazdu i tam się spotkamy.

Podał jej adres. Na szczęście miała blade pojecie, w którą stronę ma jechać. Poza tym zajazd Ciemny Las był podobno popularnym miejscem i mogła liczyć na wskazówki przechodniów.

Dojechawszy do Ciemnego Lasu, Ewa zaparkowała audi na skraju parkingu. Niewiele tam było aut, bo i okolica wydawała się raczej mocno wyludniona. Jeśli kobieta liczyła na ekskluzywne miejsce w malowniczej okolicy, to się mocno rozczarowała, widząc kilka nie pierwszej młodości domków wczasowych i obskurną gospodę, nad którą wisiał neonowy szyld z nazwą zajazdu. Cieny Las – głosił napis. Brakowało literki m, zamiast niej na szyldzie widniało puste miejsce, pewnie m miało spaloną żarówkę.

Było ciemno i zimno. W powietrzu dało się wyczuć mocną nieprzyjemną woń rozkładającej się wodnej roślinności. Racja, Maciek mówił, że w pobliżu znajdował się sztuczny zalew.

Ewa wzruszyła ramionami. Ostatecznie to odpowiednie towarzystwo sprawia, że dane miejsce staje się przyjazne. Postanowiła za wszelką cenę nie dać się ponieść pierwszemu złemu wrażeniu. Zadrżała z zimna i weszła do środka gospody. Towarzystwo pojawiło się dopiero po godzinie.

– Przyjechałem, kochanie – wychrypiał swym charakterystycznym głosem Maciek, dzwoniąc do niej z parkingu. – Wyjdź na zewnątrz.

Nie bardzo rozumiała, dlaczego to ona ma wyjść mu na powitanie, ale tak się ucieszyła, że w ogóle się zjawił, że niemal natychmiast wybiegła na dwór.

Najpierw uderzyło ją przenikliwe zimno wieczoru. Potem go zobaczyła.

Stał obok zdezelowanego volkswagena golfa. Był szczupły i niewysoki. Ubrany w tweedową marynarkę i dżinsy, niewiele przypominał faceta z fotografii, jaką przesłał Ewie. Zaczęła się obawiać, że może jest nawet niższy od niej, zwłaszcza, że miała na sobie swoje ulubione pantofelki na wysokim obcasie. Coś tu nie pasowało. Powinien być wyższy. Podeszła bliżej. Oparł się nonszalancko o maskę auta i czekał jak jakiś książę, aż Ewa podejdzie do niego. Z bliska wydał jej się sporo starszy, jak na swoje trzydzieści dwa lata. Na fotografii miał czapeczkę. Teraz zobaczyła, że miał krótko ostrzyżone włosy, dokładnie tak, jak tego nie lubiła u mężczyzn. Przez jego czoło przebiegała szpecąca blizna, kończyła się na powiece, by zacząć znów swój bieg u dołu oka i zaniknąć gdzieś w okolicy kości policzkowej.

Ewa za wszelką cenę starała się nie pokazać Maćkowi, jak niemiłe pierwsze wrażenie na niej wywarł. Tym bardziej, że jego twarz wręcz tryskała zachwytem dla jej urody i sylwetki. Otaksował ją wzrokiem, jakby mierzył się z pytaniem, czy oto stoi przed nim samica godna jego względów. Ocena musiała wypaść pozytywnie, jako że pokazał wszystkie zęby w uśmiechu.

Przynajmniej zęby ma białe i równe – pomyślała i zaraz zawstydziła się sama siebie. Nie tak podchodziła do ludzi. Zawsze bardziej ceniła to, co mieli w środku. No tak, tyle że nie ze wszystkimi chodziła na randki.

Maciek otoczył ją wesoło ramieniem i przygarnąwszy do siebie pocałował lekko w usta. Rzeczywiście była wyższa.

– Cześć, piękna – powiedział. – Nareszcie razem.

– O tak – odpowiedziała. – Spóźniłeś się.

– Przepraszam. To przez tę france, moją żonę. Nie pojechała na to cholerne ognisko, tak jak zamierzała, musiałem więc wymyślić jakieś sensowne wytłumaczenie, dlaczego nie będę dziś nocował w domu.

– I co?

– Powiedziałem, że jadę na kolację z pewnym znajomym prokuratorem. I że popijemy trochę, więc wrócę rano. Chciała ze mną jechać, ale powiedziałem, że będzie się tam nudzić. Dlatego włożyłem marynarkę i dżinsy, żeby było i elegancko i na sportowy sposób, żeby uwierzyła w tę kolację.

– Myślałam, że chciałeś się podobać dla mnie. A volvo? Też ci się popsuło, jak motorówka? Dziwne, zwłaszcza, że jest nowe. – Uniosła brew w niedowierzaniu. Nie miała już ochoty wnikać, dlaczego Maciek, żyjąc z żoną tylko dla pozorów, w ogóle tłumaczył jej się, dokąd wyjeżdża i kiedy wróci.

– Skarbie, nie wiem, o której jutro wrócę, a moja żona potrzebuje na rano auta, bo jedzie do jakiejś tam cholernej kosmetyczki czy fryzjerki. Ja zarabiam pieniądze, a ona je traci. – Dodał ze złością. – Ale nie mówmy już o tym.

Weszli do środka. Puścił ją przodem i Ewa dosłownie czuła, jak jego wzrok dotyka jej nóg osłoniętych od góry krótką mini.

– Jesteś jeszcze piękniejsza niż na fotografii – stwierdził.

– Dziękuję. – Niestety nie przeszedł jej przez gardło podobny komplement skierowany w jego stronę.

– Czego się napijesz? – zapytał.

– Poproszę piwo.

Była też głodna, ale nie śmiała nic mu sugerować. Nie chciała, by posądził ją o to, że liczy na jego gest.

– Piękna dziewczyna z Internetu – mówił Maciek.

Uśmiechnęła się nieśmiało.

– A ja, czy ci się podobam? – zapytał wprost.

– Tak – skłamała – ale nie przywykłam mówić tego facetom.

– Cóż, ja się nie pogniewam. Nawet sobie nie wyobrażasz – zmienił temat – jak bardzo mnie ucieszył twój telefon, gdy byłaś na jakiejś tam kolacji. Stałem zmęczony w garażu, miałem ręce urobione po łokcie w smarze, a tu nagle ty. Naprawdę cieszę się, że do mnie zadzwoniłaś. Przeklinałem cały świat, aż tu taka niespodzianka.

– Po prostu czułam, że muszę się z kimś podzielić tym, co widzę. Pomyślałam o tobie. Wiesz, tam były takie wspaniałe stare budowie odrestaurowane i przystosowane na potrzeby hotelowe. Po prostu cudnie. I wszystko w takim wspaniałym staropolskim klimaciku…

– Jesteś taka piękna – zajrzał jej głęboko w oczy, obejmując ją przy tym ramieniem.

Nie miała czasu rozzłościć się, że jej znowu przerwał, tak bardzo poczuła się dziwnie, gdy obejmował ją ten obcy facet.

– No więc, tam, w tym ośrodku…

– Ach, nie mówmy już o tym. Jej piękne czarne oczy - zanucił niespodziewanie, znów czarując ją tym swoim romantycznym w jego mniemaniu spojrzeniem.

– Mam szare oczy – stwierdziła.

– Nie szkodzi, śliczna. Ale ten sms wczoraj wieczorem nie był potrzebny – powiedział nieco zbyt ostrym tonem.

– Obudziłam cię? Nie odpowiedziałeś mi na niego.

– Niewiele brakowało, a miałbym przez ciebie kłopoty. Moja żona go odebrała i zrobiła mi niezłą awanturę.

– Jak to? Przecież mówiłeś, że wy już nie jesteście razem? – Ewa nie wytrzymała pytania.

– Bo nie jesteśmy. Ale nie chcę w jej oczach wyjść na jakiegoś Casanovę. Po co kobiecina ma mi później truć nad uchem. Lepiej, niech nic nie wie. Będzie się nam obojgu lepiej żyć obok siebie.

– A dlaczego nie próbujecie naprawić waszego związku?

Zaśmiał się, jakby usłyszał najprzedniejszy dowcip.

– Już mi się znudziło wychodzić na ciągłego głupka. Załatwiłem tej flądrze pracę, teraz jest kimś, zarabia już prawie trzecią część tego, co ja, no więc jej odbiło. Zaczęła się stroić, nie zwracała na mnie uwagi. Przestałem ją interesować, a z czasem ona też przestała interesować mnie. Na szczęście wyłgałem się, że ten sms nie był do mnie. Zielone wzgórza nad Soliną - znów zanucił – okrywa szarym płaszczem mrok. Nie żegnaj się, choć lato minie, spotkamy się tu za rok.

– Piękne – powiedziała na przekór sobie. – To Gąsowski? – Dziwne, pomyślała w duchu, przecież wyraźnie napisałam w tym sms-ie „Maćku". Czy jego żona była aż taką totalną idiotką?

– Nie wiem. Często to śpiewam.

– Lubisz śpiewać?

– O tak.

– Ja też. Najbardziej lubię piosenki typu…

– Ewo – zagadnął bardzo poważnie – jest coś, co muszę zrobić, bo inaczej nie wytrzymam.

– Co?

Nie odpowiedział. Jedną rękę miał założoną od kilku dobrych chwil za jej szyję, teraz drugą ręką ujął jej twarz i dotknął ustami jej ust. Ewa ze zdziwieniem nie zdążyła zaprotestować. Jego język wniknął w jej usta. Poddała się temu uczuciu. Łaskotał wąsami jej wargi. Zamknęła oczy i oddała pocałunek.

Zaskoczyło ją, z jaką beznamiętnością pocałowała się z obcym, właściwie nieznanym zupełnie facetem, w dodatku takim, który w ogóle nie pociągał jej urodą. Nie czuła się przy nim dobrze, nie dawał jej dojść do słowa, nucił jakieś śmieszne frazesy, a ona musiała tego słuchać i uśmiechać się głupawo.

Po godzinie nic się nie zmieniło. Maciek nadal unikał jakichś głębszych rozmów, podśpiewywał kawałki muzyki typu szanty i powtarzał frazy ze znanych kabaretów. Był zabawny, ale jedynie dla samego siebie.

Chciała mu opowiedzieć, jak bardzo cierpiała przez swojego męża, chciała rady, pocieszenia, wskazówki, jak ma dalej żyć, jak sobie z tym radzić. To, co usłyszała w zamian, dosłownie wbiło ją w twardą ławkę.

– Nie chcę rozmawiać o życiu prywatnym. Ani o twojej pracy. To twoja sprawa. Nie psujmy wieczoru.

Nic na to nie odpowiedziała, ale w środku aż się zagotowała ze złości. Przecież właśnie po to się spotkali! Czyż ciągle nie powtarzał jej przez telefon po kilka razy na dzień, jak to cudownie będzie pogadać o problemach, gdy się spotkają?

A teraz tylko nudne podśpiewywanie i kabaretowe tanie kawałki. Jakiś czas udawała, że ją to bawi, wreszcie już nie miała siły.

Maciek zauważył jej znudzenie, wziął je jednak za zmęczenie wywołane ciężkim dniem i podróżą do Warszawy, a także trzema wypitymi piwami.

– Pora przenieść się do pokoju – powiedział czule. – Tu robi się zbyt tłoczno.

Nie zauważyła, by gości przybyło, ale poddała się jego poleceniu. Miała nadzieję, że w zaciszu pokoju, który przecież będą dzielić wspólnie, z dala od hałasu tandetnej muzyki płynącej namolnie z głośników, uda jej się wciągnąć Maćka w rozmowę przynajmniej w połowie tak interesującą, jak te dotychczasowe, telefoniczne.

Rozczarowanie nowo poznanym mężczyzną jeszcze się pogłębiło, gdy znaleźli się w pokoju. Rzeczywiście były tam dwa łóżka, małe wąskie tapczaniki, i Maciek natychmiast rzucił się na jedno z nich.

– Och, jaki jestem zmęczony – oznajmił. – Cały tydzień harowałem jak wół przy mojej nieszczęsnej łodzi, niedosypiałem po nocach. No i jeszcze w pracy urwanie głowy.

– Nigdy bym nie powiedziała – odparła – sądząc po ilości rozmów, jakie do mnie wykonujesz dziennie. I to w dodatku za moje pieniądze. Raczej stawiałabym na to, że się śmiertelnie nudzisz.

– To, że pracuję w budżetówce, nie oznacza od razu, że dzwonię na koszt podatników. Mamy oddzielne rozliczenia. Zresztą, to nie twój problem.

– Jasne, jasne – powiedziała i pociągnęła spory łyk z puszki z piwem, którą zabrała z baru.

Wypite tego wieczora piwo zrobiło już swoje, Ewa czuła się wyluzowana i trochę pewniejsza siebie. To z kolei działało Maćkowi na nerwy. Wolał, gdy z uwielbieniem wpatrywała się w niego i słuchała jego pięknego głosu, niż z lekceważeniem ignorowała jego opowieści o sobie.

– Jestem strasznie śpiący.

Z niedowierzaniem patrzyła, jak ściągnął z siebie ubranie, pozostając w samych tylko bokserkach. Nie wydawał się już szczupły. Był niewyobrażalnie chudy. Jego drobna budowa ciała rozśmieszyła Ewę, przyzwyczajoną dotąd do męskiego, silnego ciała własnego męża.

– Połóż się obok mnie – zaproponował. Nie chciał tracić czasu na zbędne ceregiele. I tak wytrzymał z nią w barze dwie godziny. Teraz należało odebrać nagrodę. – Nie zamierzam na ciebie włazić, jeśli się tego boisz. Chcę się zwyczajnie przytulić do ciebie, nim usnę.

Ewa jednak nieugięcie siedziała przy maleńkim stoliku, pijąc piwo.

– Mieliśmy rozmawiać, Maćku. Tak mi obiecywałeś przez telefon.

– Aleś ty dziecinna. Nie dam rady. Sorry, że się przemęczyłem, ale najzwyczajniej nie mam siły siedzieć z tobą i roztrząsać twoich problemów.

Milczała, wpatrując się w niego przenikliwie.

– No, skarbie – powiedział zachęcającym szeptem – chodź do mnie. Przecież cię nie zgwałcę.

Wahała się.

– No, chodź.

Wstała niepewnie i położyła się na wąskim miejscu obok niego. Objął ją ramieniem i przez chwilę leżał spokojnie, po czym pocałował ją delikatnie w policzek. Pozwoliła, by przeniósł pocałunki na usta. Jego ręka znalazła pod bluzką jej sutek, który naprężył się dumnie pod jego dotykiem.

Ciało Ewy ożyło własnym, nieodgadnionym dla niej życiem. Zadrżało i wyprężyło się nagle. Zaczęła oddawać pocałunki z taką namiętnością, jakiej nie pamiętała od lat. Pozwoliła Maćkowi pieścić się, także i wówczas, gdy jego ręka zagłębiła się w jej intymności.

Doznanie było niesamowite. Dotykał jej obcy facet, było to takie ekscytujące, że aż napawało ją to strachem. Na jedną krótką chwilę dotarło do niej, jak do tego wszystkiego doszło. Z przerażeniem wyswobodziła się z jego ramion i usiadła na łóżku.

– Nie mogę, Maćku – rzekła przepraszająco. – Naprawdę, nie mogę. I tak nie powinno było do tego dojść.

– Czego nie możesz? – zdenerwował się. – Co my złego robimy? Czy to, że jesteśmy teraz razem, jest złe? Przecież jesteśmy oboje samotni, brakuje nam ciepła, czujemy się zawiedzeni życiem. Powinniśmy pomóc sobie nawzajem.

– Nie wiem – powiedziała wstając z łóżka i poprawiając ubranie. – Najwyraźniej się myliłam. Nie jestem jeszcze gotowa na tak mocne wrażenia.

Maciek podążył za nią. Stanęła na środku pokoju, a on objął ją czule. Przez bokserki poczuła, jak bardzo jest podniecony. To onieśmieliło ją jeszcze bardziej.

Była wściekła na siebie. Na co liczyła? Na romantyczne rozmowy przy świecach? Na spacer w blasku księżyca? Zamiast tego stał przed nią facet z krwi i kości, który marzył o tym, by ją przelecieć. Czy mogła być aż tak naiwna, by tego nie przewidzieć?

– Zdradził cię mąż – mówił Maciek – teraz kolej, byś mu się odpłaciła. Jestem tu, słyszysz? – objął ją i zasypał jej twarz gradem pocałunków. – Jestem tu po to, byś mogła mu odpłacić.

Jak on nic nie rozumie – pomyślała przerażona coraz bardziej.

– Jak ja będę mogła mu spojrzeć potem w oczy? – zapytała bardziej siebie, niż jego.

– Normalnie – powiedział. – Tak, jak teraz patrzysz w moje. – I nie czekając na dalsze słowa z jej strony, zaczął pieścić jej piersi. – Przynajmniej połóż się obok mnie. Obiecuję, że już nie będę cię zaczepiał, jeśli naprawdę tego nie chcesz.

Pozwoliła poprowadzić się do łóżka. Pozwoliła też rozebrać się do bielizny.

Zaczynała czuć podniecenie, gdy ten obcy mężczyzna badał dotykiem najdalsze zakątki jej ciała. Nabierała coraz większej odwagi, wróciła jej pewność siebie. Na powrót stała się zdeterminowaną w postanowieniu zdrady kobietą. Zapragnęła dotknąć Maćka. Jej dłoń nieśmiało zaczęła zataczać kręgi na jego szczupłym torsie. Coraz niżej i niżej. Pokonała swoje onieśmielenie i dotknęła go przez bokserki. A potem sięgnęła ręką pod bieliznę.

Całe podniecenie prysło jak bańka mydlana.

Nie myślała, że facet może mieć tak cienkiego i krótkiego penisa. Nie miała zbyt dużego doświadczenia na tym polu, czasem oglądała filmy porno, ale tam wszystko było raczej normalnych rozmiarów. To, co trzymała teraz w garści, w swej śmieszności dosłownie ją przerażało. Stojący członek Maćka wręcz mieścił się w jej drobnej przecież dłoni. Przez chwilę miała nadzieję, że gdy się bardziej podnieci, nabierze jakichś realnych kształtów. Nic bardziej mylnego.

Po długiej grze wstępnej, wbrew samej sobie, pozwoliła mu wejść w siebie. Maciek bardzo się starał. Robił takie miny i wydawał takie dźwięki, jak gdyby pozował do filmu porno. Mało brakowało, a wybuchłaby śmiechem. Jego wyolbrzymione mniemanie o sobie, przerośnięte ego i jego maleńki penis. Nic nie czuła. Zupełnie nic. Fasolka szparagowa. Okropność.

Wreszcie jej partner jęknął jakoś tak szczególnie przejmująco. Domyśliła się, że przeżywa orgazm.

Usnął niemal natychmiast po tym, jak zsunął się z niej na tapczan. Leżała przez chwilę nasłuchując jego miarowego oddechu, po czym przeszła na drugie posłanie. Już nie liczyło się to, że nie spojrzy w oczy mężowi.

Teraz nie bardzo wiedziała, jak spojrzeć w oczy samej sobie.

Jeszcze nigdy chyba Ewie nie dłużyła się tak bardzo droga z Warszawy do domu. Jechała najprędzej, jak mogła, dociskając pedał gazu do podłogi. Samochód gnał grubo ponad sto czterdzieści na godzinę, a jej i tak się wydawało, że wlecze się z prędkością ślimaka.

W duchu przeklinała własną głupotę.

To nie miało tak być!

Kiedy obudzili się rano z Maćkiem, on liczył na jeszcze jakieś wrażenia erotyczne. Ona jednak była stanowcza. Wciąż mając w pamięci nieudane zbliżenie z poprzedniego wieczora, chciała jak najprędzej wyjść z ciasnego i obskurnego pokoju zajazdu.

– Następnym razem przespacerujemy się nad zalewem – powiedział Maciek, ubierając się. Już nawet nie próbował jej pocałować. Zauważył, w jakim jest nastroju. Cóż – pomyślał – głupia dziwka ma wyrzuty sumienia. Miałem pecha, że jestem jej pierwszym facetem po mężu.

Nie będzie następnego razu – pomyślała Ewa, pakując swoje rzeczy do torby.

Ani myślała iść tego dnia na zajęcia. Nie mogła doczekać się chwili, kiedy wróci do swojego mieszkania i zmyje z siebie upokorzenie i hańbę, jakiej się dopuściła. Czuła się okropnie przez to, co zrobiła.

Było coś jeszcze, co kazało jej gnać do domu niemal na oślep. Nie mogła doczekać się dotyku własnego męża.

Dojechawszy do Lublina zostawiła samochód przed blokiem i pognała na górę.

Było niedzielne przedpołudnie.

– Jesteś dziś wcześniej – zauważył Tomek, podnosząc głowę znad gazety. – Dużo wcześniej.

Nie odpowiedziała, tylko zamknęła się w łazience. A potem długo stała pod strumieniem gorącej wody, jak gdyby to ona miała zmyć z Ewy jej wstyd.

Usłyszał odgłos bosych stóp na terakocie. Podniósł głowę znad gazety. Widok, jaki ukazał się jego oczom, wprawił go w osłupienie.

Jego żona stała przed nim naga i drżąca, piękna i tajemnicza. Od tygodni jej takiej nie widział.

Podeszła do niego i pociągnęła za ręce, by wstał, po czym niespodziewanie zarzuciła mu ramiona na szyję.

– Kochaj mnie, Tomku – wyszeptała.

Nie dopuścił, by musiała to powtarzać.

Długo potem, gdy leżeli zmęczeni miłością, Tomek popatrzył Ewie głęboko w oczy.

– Kocham cię, najdroższa – szepnął czule. – Przepraszam, jeśli tak bardzo cię zraniłem.

Ewa nic nie odpowiedziała. Przytuliła się tylko do męża i zamknęła oczy.

Dobrze było wrócić do domu. Dobrze było czuć znajome ciało męża obok własnego.

Moja Ewa wróciła – pomyślał Tomek, nim usnął, szczęśliwy z odzyskania drogiej istoty. – Teraz już wszystko będzie dobrze. Jak dawniej.

Muszę bardziej uważać przy wyborze następnego kochanka – postanowiła Ewa i poprawiwszy się w ramionach męża zasnęła na dobre.