37828.fb2 Dmuchawce - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 9

Dmuchawce - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 9

Rozdział 6

Zima wydała wreszcie ostatnie tchnienie i już na dobre ustąpiła miejsca latu. Polska wiosna stała się jakby kilkudniowym przejściowym stanem pomiędzy chłodem, śniegiem i deszczem, a prażącym słońcem.

Tego roku słońce długo się ociągało, by wreszcie stanowczo zająć miejsce dokuczliwego wilgotnego zimna. Kończyła się druga dekada maja. Wraz z nadejściem majowego ciepła świat ożył nagle. Zieleń trawy nabrała wreszcie soczystości, liście drzew rozpostarły na oścież swe pąki, chłonąc życiodajne światło.

Radosna euforia, jaką Ewa czuła wewnątrz siebie, nie brała się bynajmniej ze zmian w przyrodzie. Nie chodziło też raczej o to, że zaczęła z mężem nabierać bliższego kontaktu. Owszem, jego zdrada już nie wydawała się dla Ewy taka bolesna, zwłaszcza że i ona nie pozostała mu dłużna. Od trzech dni, odkąd wróciła z Warszawy, zobaczyła, jak bardzo Tomek się zmienił. Okazywał żywe zainteresowanie dla jej pracy, opowiadał z entuzjazmem wrażenia ze swej ostatniej związanej z interesami podróży na Litwę. Pomagał Oli w lekcjach i nawet zabrał dzieci do kina. Kochający mąż i ojciec we wzorowej kochającej się rodzince. Ewa zastanawiała się, jak długo jeszcze będzie trwała ta parodia. Nie bardzo wierzyła w cudowną metamorfozę swego męża. Niemniej Tomek przestał sypiać na kanapie.

To, co wprawiało Ewę w tak radosny nastrój, miało swe źródło zupełnie gdzie indziej. Ewa ze zdziwieniem odkryła, jak łatwo jest znaleźć sobie internetową namiastkę przyjaźni i jak bezboleśnie można ją przerwać. Internetowe znajomości nie były tak trwałe, jak związek dwojga osób. Łatwo można było je nawiązać, jeszcze szybciej z nimi skończyć. Wystarczyło po prostu nie odpowiedzieć więcej na maila czy nie odebrać telefonu.

Tak jak to zrobił przed tygodniem Darino. Tak jak ona zrobiła z Maćkiem.

Maciek nie zadzwonił do niej w poniedziałek, a gdy to ona zatelefonowała do niego we wtorek, wyłgał się, że jest na urlopie.

– Nie mam dostępu do służbowego telefonu – mówił – a przecież nie będę gadał po pół godziny z własnej komórki. Rozmowy są takie drogie…

Tylko że Ewa tym razem mu nie uwierzyła…

Ona też odpoczywała w domu po udanej certyfikacji. Jednak już w środę nie wytrzymała i zjawiła się w pracy, ku zdziwieniu kolegów i dyrekcji.

– Miałaś wypoczywać – zauważył dyrektor Gongiewicz, niemniej nie wyglądał na zawiedzionego. Potrzebował Ewy tu, w biurze. Mieli pilną robotę w związku z kolejnym przetargiem, jednak nie śmiał ściągać jej z tak zasłużonego urlopu.

– W zasadzie nie było po czym, panie Jarku – posłała mu serdeczny uśmiech.

Tak naprawdę aż paliło ją, by odebrać pocztę elektroniczną. Jeśli Maciek nie dzwonił, to może przysłał jej jakiegoś maila, cokolwiek, co zmniejszyłoby w niej poczucie winy. Ale listu od sobotniego kochanka nie było. Nie bardzo wiedziała, jak ma się zachować. Po chwili namysłu sama napisała kilka słów.

– Zawsze, gdy otwierałam pocztę, znajdowałam maile od ciebie. Teraz, po tym, co przeżyliśmy razem, nie napisałeś nic. Zastanawiam się, dlaczego.

Odpowiedział po godzinie. Nie zadzwonił, jak zwykle. Przysłał mailem kilka zdawkowych słów.

– Nie było mnie w pracy dwa dni. Mam zaległości.

Tylko tyle. Czy on aby nie chciał jej zbyć? W zasadzie było jej to na rękę, przecież i tak nie zamierzała nigdy więcej spotkać się z tym człowiekiem. Tylko nie bardzo wiedziała, jak ma się zachować. Czy on aby nie obrazi się na nią, jeśli to ona zechce zerwać znajomość?

– Mimo wszystko uważam – napisała znowu – że powinieneś poświęcić mi nieco więcej uwagi. Zwłaszcza, że mam wyrzuty sumienia przez to, co się stało i nie bardzo wiem, jak mam z tym żyć. Wcześniej pisałeś po kilkanaście maili dziennie… – Nie było to dalekie od prawdy, ale nie tak drastyczne, jak Ewa chciała, by zabrzmiało. Teraz, gdy poznała Maćka osobiście, nie wydawał jej się ani trochę atrakcyjny, a to, że nie dał jej dojść do słowa na temat jej problemów, co tak chętnie czynił przez telefon, zdyskwalifikowało go całkowicie w jej oczach.

W połowie dnia znowu zajrzała do skrzynki pocztowej. I osłupiała, widząc, że Maciek przysłał jej dwanaście maili. Ucieszyła się zrazu, zrobiło jej się nawet wstyd, że tak nisko go osądziła. Poczuła się winna, że chciała go tak spławić, a on, widać uczciwy i szczery, naprawdę traktował ją poważnie.

A potem zaczęła po kolei otwierać każdą wiadomość, a wraz z pojawianiem się treści kolejnych listów, Ewę ogarniała coraz większa złość.

Maile były identyczne. Wysyłał je co dwie, trzy minuty.

– Jesteś piękna i wspaniała. Ale nie mogę jednocześnie i pracować i pisać do ciebie. Dlaczego tego nie rozumiesz? – pisał w każdym z nich.

– To rzeczywiście bardzo interesujące, co do mnie przysłałeś. Na to, rzecz jasna, nie szkoda ci czasu? – napisała z wściekłością.

– Czy ja ci się nie narzucam? – zapytał bez pardonu w kolejnym mailu.

Na to pytanie już nie odpowiedziała. Wreszcie zrozumiała, na czym polega jego gra. Zaciągnął ją do łóżka, a gdy zauważył brak zainteresowania utrzymywaniem tej bliskiej znajomości z jej strony, doszedł do wniosku, że szkoda czasu na ciągnięcie tego, co trudno było nawet nazwać romansem.

Tym lepiej – pomyślała. Ona też dostrzegła bezsensowność tej znajomości. Nie miała jednak zamiaru wylewać łez tylko dlatego, że okazała się na tyle głupia, dając się tak wykorzystać nieznajomemu mężczyźnie. To przecież nie był koniec świata. I mężczyźni nie byli identyczni. Tym bardziej, że nadal miała w czym przebierać.

Postanowiła odsunąć nieprzyjemne wrażenie z sobotniej nocy w najciaśniejsze zakątki swego umysłu. Najważniejsze było to, że odzyskiwała wiarę w siebie, w swoją atrakcyjność. Teraz to ona miała decydować, z kim i na ile posunie się w znajomości.

A jeśli tak łatwo uporała się ze swoimi rozterkami i wyrzutami sumienia w przypadku obcego faceta, z którym poszła w sobotę do łóżka, to czyż istniało jeszcze jakieś zagrożenie, że mogłaby cierpieć przez mężczyznę?

Powoli zaczęła otwierać kolejne maile od wirtualnych znajomych. Nazbierało się tego całkiem sporo przez weekend i dwa dni jej urlopu. Już wiedziała, że odpowie tylko na nieliczne. Dziś, po raz pierwszy odkąd zaczęła poznawać mężczyzn przez Internet, pozostawiła listy bez odpowiedzi.

Skoro to była tylko wirtualna gra, to tak należało ją traktować. Szybko i lekko.

Zwłaszcza, że zawsze istniała możliwość nawiązania nowej znajomości.

Znajomość z Leszkiem z Warszawy nie zapowiadała się ani na szybką ani na przelotną. Teraz to telefony od niego zajmowały jej czas. Dzwonił często, a przy tym nigdy nie starał się jej czarować ani zachwycać na siłę. Nie nalegał na spotkanie, nie prowokował żadnych erotycznych tematów. Wydawał jej się całkiem normalny.

Jak to możliwe? – zastanawiała się. Wątpiła, by w Klubie Niesamotnych Serc mogła spotkać kogoś naprawdę niezwykłego, a przy tym nie czyhającego tylko na to, by wykorzystać jej zagubienie.

Tymczasem wszystko przemawiało na korzyść Leszka. Umiał rozmawiać, ciekawie rozmawiać. Miał duże poczucie humoru. Nie był ani trochę nudny. Był kawalerem. Czy to oznaczało, że nie nabrał jeszcze tych charakterystycznych dla żonatych facetów nawyków – chęci jak najszybszego doprowadzenia do zbliżenia z obcą kobietą? Ewa uważała, że tak. Leszek różnił się zdecydowanie od jej żonatych netowych adoratorów. Był taki luzacki i beztroski. Z czasem ta luzackość zaczęła udzielać się też i jej.

– Hej, mała! – już w poniedziałek z rana usłyszała jego radosny głos. Spotkało ją lekkie rozczarowanie, sądziła bowiem, że to Maciek. – Nie dzwoniłem w weekend, bo kazałaś nie dzwonić, kiedy nie jesteś w pracy. Jak tam certyfikacja?

– Certyfikacja w porządku. Ale teraz też nie jestem w pracy. Dostałam urlop. – Cieszyła się, że Tomka nie ma w pobliżu.

– Ups – zaśmiał się Leszek. – A możesz rozmawiać?

– Tak, jestem sama.

– To dobrze. Bo gdyby był twój stary, to udałbym, że dzwonię jako akwizytor. Ciężko było?

– Co?

– No… wiesz, ta cała certyfikacja?

– Nie tak bardzo, a nawet dużo mniej, niż się przygotowywałam.

– No widzisz – ucieszył się – to dlatego, że trzymałem kciuki cały dzień. Chciałem zadzwonić, ale pamiętam, jak to było u nas z auditem, najpierw to kontrolowanie dokumentów, a potem obiad, który zamienił się w kolację.

– Nie było obiadu. Auditorzy spieszyli się do innego miasta. Poza tym skończyliśmy dość wcześnie.

– To dlaczego nie zadzwoniłaś się pochwalić?

Zadzwoniła, tylko że nie do niego.

– Nie sądziłam, że będzie cię to interesować.

– Ewa, nie przesadzaj, tak bardzo przeżywałaś tę certyfikację, że nawet o zdradzającym mężu przestałaś nawijać, a teraz dziwisz się, że się tak dopytuję?

Zawstydziła się.

– A jak tam twój stary? – zapytał znowu.

– W porządku. Rozejm.

– O, coś nowego. Jeszcze kilka dni temu pragnęłaś go zabić. Co się zmieniło.

– Właściwie… nic. Zwyczajnie, pogodziliśmy się.

– No to super – jego entuzjazm naprawdę nie był udawany. – Teraz pewnie nie zechcesz już ze mną gadać…

– Z tobą? – roześmiała się. – Ależ skąd. Bardzo dobrze mi się z tobą gada. A jeszcze lepiej gadałoby się nam na żywo.

Ewa żałowała, że już jeden weekend zmarnowała, poświęcając wieczór Maćkowi.

– W porządku, mała. W sobotę będę w Warszawie, to na pewno się zobaczymy.

– Mam taką nadzieję – powiedziała szczerze.

Jeśli czuła jeszcze jakieś wyrzuty sumienia z powodu swojej sobotniej zdrady, jeśli trapiło ją to, że złamała zasady, których respektowania sama wymagała od innych, to czuła, że znajomość z Leszkiem wyleczy ją ze wszystkich rozterek. Tak bardzo pragnęła być zimna i cyniczna. Pragnęła opleść się kokonem, przez który nie miały prawa przebić się żadne już uczucia.

Nie mogła już doczekać się spotkania.

Teraz zaś mijał tydzień od certyfikacji, tydzień, odkąd przespała się z Maćkiem, a Ewa przygotowywała się do kolejnej randki. Z kolejnym nieznanym mężczyzną.

Jaki będzie ów Leszek? – zastanawiała się, przymierzając przed lustrem spódniczki mini, spodnie i bluzki, starając się dobrać jak najlepszy strój na sobotnie wyjście z nieznajomym.

– Nigdy się tak nie stroiłaś przed wyjazdem na studia – powiedział Tomek, który przypatrywał się temu swoistemu pokazowi mody.

– Nigdy nie interesowałeś się moimi przygotowaniami do wyjazdu – odparła chłodno, nie przerywając zajęcia.

Zmiana, jaka zaszła pomiędzy dwojgiem małżonków, stała się zauważalna. Teraz to Tomek stał się czuły, pragnął rozmów o wszystkim, zainteresował się domem i dziećmi, próbował wciągać Ewę w dyskusje na różne tematy. Tylko że tym razem jej wcale na tym nie zależało. Przestała mu mówić o czymkolwiek, co miało związek z jej pracą czy studiami. Gdy wieczorami oddawali się miłości, sprawiało im to obojgu niesamowitą rozkosz, jednak tuż po spełnieniu Ewa odwracała się tyłem do męża i zasypiała. Drażniło go to, dotąd sądził bowiem, że jego żona pragnie bliskości i czułości, jaką teraz starał jej się dawać. A ona ignorowała te jego usiłowania.

Tomek miał wrażenie, że to, iż zaczęli ze sobą sypiać, tak naprawdę niczego nie załatwiało. Czuł, że ta ogromna burzowa chmura, której on sam stał się przyczyną, nadal wisi nad ich małżeństwem, tylko na chwilę przestało z niej padać.

Leszek dzwonił codziennie. Ale nie zadręczał jej długimi nudnymi rozmowami, jak robił to wcześniej Maciek. Na telefony od Leszka aż chciało się czekać.

Dlaczego ciągle porównuję go do Maćka? – beształa się w duchu Ewa. Nie chciała, by tamta znajomość rzutowała w jakikolwiek sposób na jej relacje z Leszkiem. A zapowiadały się one całkiem obiecująco.

Polubiła Leszka bardzo, mimo że nawet przecież go nie widziała. Zaabsorbował jej myśli do tego stopnia, że korespondencja z mężczyznami z Internetu przestała w ogóle ją interesować. Nudziła się czytając niemalże identycznie brzmiące maile:

– Przyjeżdżam jutro do twego miasta. Chciałbym prosić, byś zechciała mi pokazać Lublin.

– Chciałem zaprosić cię jutro na kolację. Tak się składa, że będę w interesach w twoim mieście.

– Mam jutro do załatwienia pewną sprawę w Lublinie. Możemy się więc spotkać.

Śmieszyli ją ci mężczyźni – żonaci frajerzy, którzy uważali się za Casanovów. Wyjeżdżali w interesach, zostawiając w domach niczego nie podejrzewające i ufne małżonki, sami zaś oddawali się wyuzdanym harcom pod osłoną obcego miasta. Mamili swe ofiary na ładne gadki o braku zrozumienia w małżeństwie, albo umawiali się wprost na zwykły sportowy seks, ot, by życie było ciekawsze.

Tak naprawdę wcale nie chcieli słuchać o jej problemach, a już na pewno dalecy byli od udzielania jej dobrych rad.

Ewa zrozumiała, że straciła niepotrzebnie mnóstwo czasu, próbując uwierzyć w przyjaźń w wirtualnym świecie maili i sms-ów.

Na szczęście miała teraz Leszka, który dzwonił zawsze, ilekroć czuła się samotnie i nieszczęśliwie i posyłała mu strzałeczkę na jego komórkę. Tak jak wczoraj, gdy znów doszło w jej małżeństwie do kłótni.

Zaczęło się niewinnie. Poprosiła męża, by naprawił uszczelkę przy zlewie.

– Nie mam teraz czasu – odparł. – Przygotowuję się do wyjazdu.

– Tym bardziej powinieneś ją naprawić – oznajmiła – skoro znowu nie będzie cię kilka dni.

– Powiedziałem ci już, nie mam czasu.

Ewa zaczęła sama majstrować przy baterii. Tomek niespodziewanie znalazł się tuż obok.

– Daj to! – rozkazał, wyciągnąwszy rękę po kombinerki.

– Nie trzeba. Zrobię to sama, jeśli ty masz ważniejsze obowiązki. Najlepiej zadzwoń do swojej dziwki i zapytaj, czy dvd działa w porządku.

– Nie można z tobą wytrzymać – powiedział zabierając się za nieszczęsną uszczelkę. – Właściwie cieszę się, że znów wyjeżdżam.

– Jeśli chcesz, możesz nie wracać – powiedziała ze stoickim spokojem. – Poradzę sobie i bez ciebie. I tak niewielki pożytek…

Cisnął ze złością kombinerki w zlew. Miał dość jej uszczypliwych uwag.

– Uważaj, bo kiedyś naprawdę mogę nie wrócić – ostrzegł ją.

– Nie strasz mnie – wzruszyła ramionami – twoje groźby przestały na mnie działać. I lepiej sam uważaj.

– Na co?

Nie odpowiedziała, tylko roześmiała się drwiąco.

Patrzył, jak wychodzi do pokoju i znów zaczyna przymierzać te swoje szmatki. Co się z nią działo? To nie była jego żona, tylko zupełnie inna kobieta. Zimna i obca.

Nie miał pojęcia, jak odzyskać tę dawną Ewę.

Jakiś czas później, gdy Tomek wyjechał już w interesach, Ewa puściła sygnał do Leszka. Zadzwonił niemal natychmiast.

– Nie martw się, mała – pocieszył ją. – I tak trzymaj, bądź stanowcza. Niech twój facet wie, że jesteś kimś cennym. Nie powinien tylko brać. By zasługiwać na ciebie, musi też coś z siebie dawać.

Ewa była wdzięczna wirtualnemu przyjacielowi za te słowa. Tak, właśnie tak zrobi. Najważniejsze to nie dać ponieść się emocjom.

Szła na randkę z Leszkiem wyzbyta jakichkolwiek oczekiwań. Nie chciała wyobrażać, by nie rozczarować się jego osobą. Leszek był czystą kartką, którą zamierzała zapisać dopiero podczas ich spotkania twarzą w twarz.

– Znowu to samo – denerwowała się Marta. – Czy ty nie masz żadnych obaw przed tą randką?

– Nie, dlaczego? Przecież ja nie chadzam z tymi facetami do łóżka. – Ewa przemilczała przed przyjaciółką porażkę sprzed tygodnia. – Pogadamy trochę przy piwie, to wszystko.

Zresztą Marta i tak wydawała się nie rozumieć jej problemów. Dla niej było wszystko albo czarne albo białe. Nie wyobrażała sobie, jak Ewa mogła nie wyrzucić męża z mieszkania, odkrywszy jego zdradę. Kiedyś Ewa miała takie same poglądy, jak przyjaciółka. Teraz to się zmieniło. Ewa się zmieniła.

Szła teraz ulicą, niepewna, kogo spotka za chwilę. Knajpka „Wiedeńska", w której się umówili z Leszkiem, była miejscem częstych wypadów Ewy z kolegami z roku. Wybrała tę restauracyjkę, ponieważ czuła się pewniej w znajomym miejscu, niż gdyby znów miała rozczarować się jakąś spelunką szumnie nazywaną zajazdem.

– Jak cię poznam? – zapytała, gdy zadzwonił przed kilkoma minutami.

– Będę czekał na zewnątrz. Mam na sobie dżinsową bluzę i jasne spodnie.

– A ja… – zawahała się, nie wiedząc, jak ma siebie opisać – po prostu zobaczę wysokiego przystojniaka pod „Wiedeńską" i od razu będę wiedziała, że to ty.

Skręciła w przecznicę w lewo i na chwilę zaparło jej dech. Leszek już czekał. Szła do niego, wpatrując się jak urzeczona w jego przystojną twarz. Był rzeczywiście wysoki. Mimo że miała na sobie szpilki, musiał się mocno pochylić, by cmoknąć ją w policzek na powitanie.

– Cześć, mała – powiedział przy tym. – Z daleka domyśliłem się, że to ty.

– Cześć – odparła onieśmielona, jak gdyby rozmawiała z nim po raz pierwszy. Był taki inny niż Maciek. Znowu zbeształa się za wspomnienie faceta z penisem wielkości fasolki szparagowej.

Pozwoliła poprowadzić się do środka.

Leszek zachowywał się swobodnie. Popijając piwo pozwolił, by jeszcze raz opowiedziała mu historię związaną ze zdradą jej męża, wysłuchał też z ciekawością, jak udało jej się zdobyć certyfikat jakości dla firmy. Potem opowiedział jej o sobie. Był wysokim urzędnikiem w firmie produkującej wyroby cukiernicze. Zwyczajnie pracował w Toruniu, jednak jego firma często delegowała go do placówek rozsianych po kraju, by kontrolował tamtejsze filie.

Potem rozmawiali o przeróżnych rzeczach – o zainteresowaniach, przyzwyczajeniach, o zwyczajnym życiu.

– Jak sobie mnie wyobrażałaś? – zapytał ją w którymś momencie. Onieśmielenie, jakie wywołało spotkanie z nieznajomym, już niemal się ulotniło, teraz Ewa odpowiadała na pytania towarzysza pewnie i rzeczowo.

– Nie wyobrażałam cię sobie wcale. Na wypadek, gdybym miała się potem rozczarować rzeczywistością.

– I jak wypadła rzeczywistość?

– Nie rozczarowałam się. Wręcz jestem zaskoczona, bo wypadasz naprawdę pomyślnie. A… ja? – zadała wreszcie dręczące ją pytanie, chociaż wcale nie była pewna, czy chce usłyszeć odpowiedź.

– Ty? Masz najdłuższe nogi w Warszawie. – To był oczywiście komplement. – Uwielbiam kobiece nogi. W przeciwieństwie do was, wy podobno wolicie męskie pośladki.

Zaśmiała się.

– Skąd te dane?

– Tak mówią statystyki – zawtórował jej swym niskim męskim głosem.

– W takim razie, nie mogę ci odpowiedzieć komplementem, bo nie widziałam twojego tyłeczka. – Nie wierzyła, że mogła tak powiedzieć do dopiero co poznanego mężczyzny.

Jemu najwyraźniej jednak odpowiadał taki lekki styl rozmowy, bo podchwycił szybko:

– Jak chcesz, mogę ci pokazać. – Zaśmiał się znowu. – Tu i teraz. Tu mnie wszyscy znają, wierz mi, nie będą się wielce dziwić.

– Wolę nie – zawstydziła się.

– Coś ty, mała, żartowałem. Powiedz mi jeszcze – szybko zmienił temat – jak tam ci idzie randkowanie przez Internet.

– W zasadzie… – zawahała się na moment, ale postanowiła nie mówić mu prawdy – nie mam wielkiego doświadczenia. Parę rozmów o wszystkim i o niczym.

– A często się z kimś spotykasz?

– No coś ty! – udała oburzenie. – Jesteś pierwszym facetem poznanym w Klubie i pewnie ostatnim. Nie mam na to czasu ani możliwości. Sam rozumiesz, praca, dom, mąż. Poza tym faceci wydają się tacy nudni, gdy odkryją pierwsze karty… Szkoda zachodu. Na szczęście spotkałam ciebie i nikt inny nie będzie mi już potrzebny – dokończyła wesoło. Podświadomie odczuwała, że to, co mówi, jest prawdą.

Leszek strasznie jej się spodobał. Był nie tylko śliczny i przystojny, ale umiał też słuchać i zaciekawiać rozmową. Wyróżniał się nie tylko spośród wszystkich jej internetowych znajomych, ale także spośród mężczyzn, jacy otaczali ją dookoła w realnym życiu. Gdyby była wolna, chciałaby mieć takiego chłopaka.

– Nieźle bajerujesz, mała – zaśmiał się. – Czy temu gościowi, z którym mnie pomyliłaś parę dni temu, też wciskasz taki kit?

– Jakiemu gościowi? – starała się udać zdziwienie, mimo że na jej policzki wpełzł rumieniec wstydu. Na szczęście „Wiedeńska" była dość skąpo oświetlona przez gustowne latarenki zawieszone dyskretnie nad każdym stolikiem.

– Nie musisz mnie nabierać – wziął jej rękę w swoją dłoń. Był to gest przyjacielski i nie miał w sobie nic z romantyzmu. – To twoi znajomi, masz prawo, by ich mieć. Ale nie mów, że wiedziałaś, z kim rozmawiasz, gdy wtedy zadzwoniłem. Wzięłaś mnie za jakiegoś Maćka, nieprawdaż?

Lekceważąco machnęła ręką.

– Nie wspominaj – poprosiła. – Netowe znajomości są bardzo ulotne. Ja nawet nie pamiętam za bardzo całego zdarzenia – skłamała.

– Czy i mnie zapomnisz tak prędko? – zapytał zalotnie.

– Ciebie? Ty mi się podobasz. Jesteś w moim guście i miło mi, że się spotkaliśmy. – Boże, co ja plotę?! – pomyślała przerażona.

Leszek jednak najwyraźniej nie był wcale oburzony tym swoistym wyznaniem.

– Także się cieszę. Wyobrażałem sobie ciebie jako taką mamuśkę, z cyckami wyciągniętymi do pasa od karmienia dzieci, z oponkami tłuszczu na bioderkach, zawiedzioną życiem, narzekającą na cały świat. Ubierałem się na to spotkanie i myślałem: Lesiu, co ty robisz? Gdzie ty idziesz? Po co?

– I jak wypadła konfrontacja?

– Spotkałem się z zawalistą laską, zgrabną, piękną i wyszczekaną na wszystkie tematy. Mówiłem ci już, że masz piękne nogi?

– No – wyszczerzyła zęby w uśmiechu. – Tylko nie oczekuj, że powiem to samo o twoich pośladkach. Może innym razem, gdy przyjdzie pora.

– Dobra, ale gdy będziemy opuszczać tę knajpę, pójdę przodem, a ty dyskretnie sprawdź wzrokiem, co trzeba i dasz mi znać, jak wypadły.

– Masz to u mnie – zaśmiała się.

– Moja dawna dziewczyna mówiła, że mam piękny tors.

Ewa patrzyła, jak Leszek porusza ustami, opowiadając jej o swojej dawnej wielkiej miłości. Ciekawe, jak smakują te usta – pomyślała, a jej ciało przeszedł nieoczekiwanie dreszcz. Natychmiast zawstydziła się swoich myśli.

Spędzili w „Wiedeńskiej" dwie godziny, dwie godziny, które dla obojga wydały się zaledwie mgnieniem.

Gdy wyszli na dwór, panowała już wieczorna ciemność.

– I jak? – zapytał.

– Co jak?

– Moje pośladki. Miałaś patrzeć.

– Patrzyłam – powiedziała od niechcenia.

– No i? – niecierpliwił się.

– Lewy wygląda na nieco zwisający, ale ogólnie ok. A gdyby tak ze dwie, trzy wizyty u chirurga plastycznego, mogłoby być całkiem nieźle.

– Ech, ty – przejechał jej palcem po nosie. – Naprawdę nie myślałem, że mężatki mogą być takie spoko.

– Dokąd teraz? – zapytała Ewa, z lekka oszołomiona wypitym piwem.

– Jest tu niedaleko taka fajna dyskoteka – powiedział. – Chodźmy tam, jeśli nie masz nic przeciwko. Przedstawię cię moim przyjaciołom.

Nie miała.

Pozwoliła spleść swoją dłoń z dłonią mężczyzny, którego tak naprawdę znała zaledwie od dwóch godzin, i poprowadzić się skąpo oświetlonymi uliczkami Warszawy w kierunku dyskoteki. Leszek był doprawdy wyjątkowy. Nie dość, że taki przystojny i ciekawy, to jeszcze nie obawiał się zapoznać jej ze swoimi znajomymi. Jego szczerość i otwartość znacznie podwyższyła jego i tak wysokie notowania.

Ewie zaimponowało coś jeszcze. Nie zaproponował jej hotelu, ani niczego, co by w jakikolwiek sposób nabrało seksualnego wydźwięku. On po prostu miło i zwyczajnie spędzał z nią sobotni wieczór.

Zapragnęła, by ranek nigdy nie nadszedł.

– Wydajesz się być całkiem w porządku – powiedział nieoczekiwanie Leszek, gdy kilka godzin później wracali z dyskoteki.

Ewa nie pamiętała, by kiedykolwiek bawiła się równie wspaniale, co tej nocy. Przyjaciele Leszka przyjęli ją niezwykle serdecznie, nie wnikając, skąd się wzięła, co zresztą bardzo jej odpowiadało, nie bardzo bowiem wiedziała, jak miałaby wytłumaczyć tę znajomość.

Teraz zaś wsparta na ramieniu mężczyzny, ledwie kuśtykała na zbolałych od tańca nogach. Leszek nalegał, by wzięli taksówkę, ona jednak zachęcona ciepłem nocy, za nic nie mogła pozwolić, by rozstali się zbyt szybko. Na szczęście jej stancja była już niedaleko.

– Nie pasujesz mi do reszty lasek w Internecie.

– Dlaczego?

– Ponieważ… – Leszek przez chwilę szukał odpowiednich słów – przy tobie człowiek czuje się, jakbyśmy znali się wiele lat. Fajnie tańczysz, umiesz porozmawiać, nie jesteś nudna…

– O, dzięki – roześmiała się.

– To nie bajer, Ewo, ja tylko mówię, jak jest. Bardzo dobrze spędziło mi się z tobą wieczór. A… tobie?

Zatrzymała się i zadarła wysoko głowę, by zajrzeć mu w oczy.

– Bardzo się cieszę – powiedziała z jakąś melancholią w głosie – że mogłam cię poznać. Ten wieczór, ta noc, będzie dla mnie niezapomniana.

– Hej, mała, czyżbym wyczuwał jakiś smuteczek? – uśmiechnął się wesoło, a w jego czarnych oczach zagrały radosne ogniki. – Nie chcesz powtórzyć tego za parę dni?

– Ja… Nie zrozum mnie źle… Naprawdę jestem pod wrażeniem dyskoteki i w ogóle, twego towarzystwa, też jesteś całkiem w porządku…

– Tylko? – pomógł jej.

– Tylko nie wiem, gdzie powinna być granica tej znajomości.

– Na pewno tam, gdzie zechcesz ją wytyczyć Ruszyła przed siebie. Posłusznie podążył za nią.

– A czego oczekujesz po naszej znajomości? – zapytał po jakimś czasie.

– No wiesz – zawahała się – na początku, opowiadałam ci, chciałam odpłacić mężowi pięknym za nadobne, potem jednak dotarło do mnie, że przecież to nic nie da. W międzyczasie poznałam ciebie i doszło do tego spotkania. Bardzo miłego spotkania. Ot i cała historia. Miałam zamiar zrobić dużo głupot, teraz wiem, że to nie takie proste. Zwłaszcza, że nie chcę, byś czuł się jakimś narzędziem w mojej zemście na mężu. Jesteś pierwszym facetem poznanym w Klubie Niesamotnych Serc, z którym się spotkałam – skłamała – i zapewnie ostatnim. Te randki to trochę nie moja bajka.

– Ja nie szukałem w serwisie Klubu kobiety na całe życie, ani takiej na jeden numerek. Zalogowałem się tam dla żartów, wiesz, kiedyś byłem u kumpla i on tam szperał, potem zalogował mnie. Tak to było – objął ją ramieniem.

– Aż tu nagle poznałeś załamaną mężatkę z Lublina – zaśmiała się. – I zabrałeś ją na randkę.

– Ewo, to chyba nie jest randka – zauważył. – Randki kończą się w łóżku, a ty przecież zaznaczyłaś, że nie będziesz wykraczać poza pewne ramy.

– Powiedziałam, że nie wiem, gdzie powinnam się zatrzymać.

– W każdym razie służę pomocą, gdybyś chciała przekroczyć tę granicę, o której nie wiesz, gdzie jest, ale doskonale będziesz wiedziała, gdy już znajdziesz się po drugiej stronie.

Zmieszała się z lekka. Już przecież przekroczyła tę granicę. Dokładnie tydzień temu. I bardzo tego żałowała, a najbardziej była na siebie wściekła za to, że tak nieprzemyślanie pozwoliła przelecieć się pierwszemu facetowi, jaki tego zapragnął. Z drugiej strony, skoro to zrobiła i świat przy tym nie zawalił jej się na głowę, to co by się stało, gdyby pozwoliła sobie na zdradę raz jeszcze? Zwłaszcza, że ten obecny potencjalny kochanek wypadał o niebo lepiej od poprzedniego. Ale uraz po nieudanej nocy sprzed tygodnia pozostał. Gdyby nie to, Ewa sama zaciągnęłaby szalenie przystojnego Leszka do łóżka w wynajętym przez siebie pokoju. Ale kto zagwarantowałby jej, że z nim byłoby jej dobrze? Po raz pierwszy tego wieczora pomyślała o mężu, o tym, jak wspaniale umie pieścić jej ciało, jak zna każdy jej czuły punkt, jak umie rozpalić do szaleństwa jej zmysły… Jednak Tomek nie potrafił dać Ewie takiego luzu, jaki przeżyła z poznanym kilka godzin wcześniej mężczyzną, nie zabierał jej do dyskoteki, izolował od swych znajomych.

Doszli w końcu do drzwi bloku, w którym Ewa wynajmowała pokój.

– Zaprosiłabym cię na górę – powiedziała – ale nie mieszkam sama.

– Nie musisz się tłumaczyć. Nawet jeśli tam, na górze, nikogo nie ma, to nie powinnaś mnie zapraszać, jeśli tego nie chcesz. I mnie nic do tego.

Jakże cieszyła się, że nie nalegał, że ją rozumiał. Jakże pragnęła, by to, co przeżyli dzisiaj, powtórzyło się jeszcze kiedyś. Leszek jakby odgadł jej myśli.

– Fajnie byłoby się jeszcze spotkać – powiedział. – Bardzo miło spędziłem z tobą czas i… normalna z ciebie laska, zupełnie nie jak mężatka.

Oboje wybuchli gromkim śmiechem.

– Możemy się spotkać za dwa tygodnie, mam wtedy kolejny zjazd.

Ewa już miała wejść na klatkę schodową, zawahała się jednak, odwróciła się do Leszka i spoważniała, patrząc na niego wyczekująco. On odgadł jej myśli i pochylił się nad nią. Kiedy dotknął wargami jej ust, aż jęknęła z rozkoszy. Już wiedziała to, nad czym zastanawiała się całą noc. Jego usta smakowały jak najprzedniejszy nektar. Poddała się naciskowi jego warg, ale nie padli sobie namiętnie w ramiona. Ich pocałunek był nieśmiały, delikatny i jakby niewinny. Długo obydwoje delektowali się nim, nim wreszcie niechętnie rozłączyli swe usta. Stali teraz naprzeciw siebie, w milczeniu, jakby bali się spłoszyć to, co wydarzyło się między nimi.

Wreszcie Leszek pogładził ją po policzku.

– Umrę z tęsknoty przez te dwa tygodnie – powiedział głosem zmienionym pożądaniem. – Już nie mogę się doczekać. A jutro zadzwonię. Fajna jesteś, Ewo.

Ewa wróciła do pustego pokoju cała w skowronkach. Marta tego weekendu nie mogła przyjechać na studia. Szkoda – pomyślała – nawet nie mam komu się zwierzyć ze swej radości.

Długo nie mogła zasnąć, tak była podekscytowana nową znajomością. Leszek bardzo jej się spodobał. Przy nim czuła się wartościowa, potrzebna, piękna i taka młoda… i te jego pięknie wykrojone usta. Widziała je, gdy tylko zamykała oczy. Szkoda, że mieszkał i pracował tak daleko od Lublina. Gdyby nie to, chętnie spotykałaby się z nim częściej.

Ani przez moment nie przyszło jej do głowy, że przecież tak naprawdę nie ma mu nic do zaoferowania.

Tak jak obiecał, zadzwonił w poniedziałek z samego rana.

– Cześć, mała, jak tam studia? A co w domu?

Opowiedziała Leszkowi z radością, jak zaliczyła wczoraj jeden z trudniejszych egzaminów, mimo że niewiele się przygotowała, woląc ten czas poświęcić na ich specyficzną randkę. Potem usłyszał od niej historię, jak to wróciła z pracy i zastała młodszą córeczkę Ewelinę z grzywką wyciętą do zera. Ot, dziecko ćwiczyło posługiwanie się nożyczkami. Potem z kolei on opowiedział jej, jak zjawili się u niego kontrolerzy i odkryli cztery palety słodyczy, które nie były zewidencjonowane w podlegającym mu magazynie, jednym słowem, został przyłapany na szwindlu. Nagle powiedział:

– Mój ojciec znowu chce mnie ożenić.

Podczas ich spotkania dużo mówił jej o sobie, wiedziała, że ma ojca w Stanach, że to były pracownik bezpieki, który wyemigrował do Ameryki tuż po obaleniu komunizmu. Leszek wychowywał się z matką i młodszą siostrą. Ojciec niedawno ożenił się z młodą Jamajką i żyło im się szczęśliwie na Long Island w Nowym Jorku.

– Ty to masz ciekawe życie – roześmiała się Ewa.

– Mam problem, Ewo. On wybrał dla mnie taką laskę z Wrocławia, z którą kiedyś byłem na weselu. To córka jednego z dawnych partyjnych dygnitarzy, kumpla mego starego. I oni obaj, ci nasi starzy, chcą nas związać węzłem małżeńskim. Wiesz, takie połączenie dwóch królestw. A ja nienawidzę tej dziwki. Puszcza się z takim jednym, Hubercikiem, to niech się z nim żeni. Ale ona wybrała ponoć mnie. Jej stary kazał jej wyjść za mąż, bo wtedy, jako mężatka, dostanie jakąś kasę po bajecznie bogatym stryju, a jeśli nie, to kasa przypadnie jej kuzynowi, trochę to skomplikowane, takie tam sprawy spadkowe. Z kolei mój stary umyślił sobie w Polsce wielki biznes za te pieniądze. Chodzi o rynek farmaceutyczny. Sam nie chce wracać do kraju. Boi się wymiaru sprawiedliwości. Więc chce obsadzić mnie na tym tronie.

– No to się nie żeń. – powiedziała Ewa. – Powiedz to ojcu i…

– O nie, mała, nie znasz mego ojca. On sobie zamyślił ten mariaż, bo tak jest lepiej dla jego interesów. Inaczej wydziedziczy mnie i będzie problem.

– Zupełnie nie wiem, co mam ci poradzić.

– Pomożesz mi zdemaskować tę dziwkę. Jak znajdę dowód, że się puszcza, zmuszę ją, by odstąpiła ode mnie jako kandydata do jej kurewskiej ręki.

– Jeśli tylko będę umiała.

– A ja w zamian zrobię coś dla ciebie.

– Och, nie musisz, pomogę ci i tak. A… co masz na myśli?

– Zaczaruję dziwkę twego starego, tak, że wyśpiewa mi, co ich naprawdę łączyło.

– Zgoda. – Ewa wcale nie miała pewności, czy chce się tego dowiedzieć.

Przez kilka dni nie wracali do rozmowy o planowanym ślubie Leszka. Ewa nie wzięła tego na poważnie, niemal zapomniała, o co ją prosił. Rozmawiali często przez telefon, zawsze będąc w pracy i często wieczorami, gdy jej męża nie było w domu.

Uwielbiała, gdy Leszek do niej dzwonił. Gdy tylko czuła się samotna czy przygnębiona, albo gdy Tomek znowu przyprawiał ją o mordercze myśli, wystarczyło puścić strzałeczkę do przyjaciela, a on niemal natychmiast do niej dzwonił. Umiał słuchać i umiał pocieszyć. Już nie tylko go lubiła. Stał się dla niej po prostu niezbędny.

W niedzielę zadzwonił sam, w środku dnia, nie czekając na strzałeczkę od niej. Przestraszyła się widząc, kto dzwoni. Tomek był w domu, akurat siedzieli przy stole jedząc obiad.

– Musisz mi pomóc – usłyszała.

– Poczekaj – odparła wychodząc do sypialni i starannie zamykając za sobą drzwi.

– Kto to był? – zapytał Tomek, gdy po kwadransie wróciła do jadalni.

– Nikt.

– Nikt by do ciebie nie zadzwonił. Pytam, kto to był?

– Mówiłam ci, nikt – powtórzyła ze stoickim spokojem.

Z ironią popatrzyła, jak Tomek bierze jej komórkę i zaczyna w niej szperać. Nie miała w niej nic do ukrycia. Dokładnie pilnowała, by usuwać wszelkie rozmowy i sms-y z pamięci telefonu. A kilka potrzebnych jej numerów znała na pamięć.

– Nie widzę numeru, spod którego właśnie do ciebie dzwoniono – powiedział ze zdenerwowaniem.

– I co? – wzruszyła ramionami.

– Kto to był?! – zapytał tym razem z krzykiem.

– Mówiłam ci już – odpowiedziała słodko. – Nikt.

– Ewa!

– Nie denerwuj się, mój drogi, to ktoś w interesach – ciągnęła niezrażona.

– A może to kochanek do ciebie?!

– Może.

– Pytam, kto to jest, do jasnej cholery?!

– Nikt. Ktoś w interesach. Kochanek. Czy to nie wszystko jedno?

– Wzruszyła ramionami i wyszła do pokoju.

Tomka przerażał ten cyniczny chłód u swojej żony. Niby wszystko wróciło do normy. Byli ze sobą, sypiali razem. Chodzili na zakupy, przygotowywali posiłki, zajmowali się dziećmi. Na powrót stali się normalnym małżeństwem.

Nie rozmawiali ze sobą. O tym, co czują, czego pragną. Zdał sobie sprawę, że tylko on sam uwierzył w to, że Ewa mu wybaczyła. Prawda była inna. Ona żyła przy nim jakby na pozór, a tak naprawdę była gdzieś daleko. Nie ciałem. Myślami.

Poszedł za nią do pokoju.

– Chciałbym, by było, jak dawniej – powiedział cicho. Cała jego złość gdzieś się ulotniła.

– Nigdy nie będzie, jak dawniej – odparła. – Liczysz na coś, co jest całkowicie nierealne.

– Myślałem, że mi wybaczyłaś.

– Bo wybaczyłam. – Ewie przemknęło przez myśl, że to jej własna zdrada pchnęła ją na powrót w ramiona męża. Przecież to, że znów znaleźli się we wspólnym łóżku, tak naprawdę niczego nie załatwiało. Tomek cały czas utrzymywał, że nic go z tamtą kobietą nie łączyło, a jeśli nawet, to Ewa nie miała znikąd pewności, że się skończyło.

– Więc dlaczego jesteś tak daleko ode mnie? – spytał.

– A czego się spodziewałeś? Nie potrafię ci już ufać jak kiedyś.

– Ja cię kocham, Ewo – wyznał szczerze. Przytulił mocno żonę, a gdy milczała, zapytał: – A ty?

– Co ja?

– No… czy ty mnie jeszcze kochasz?

Spojrzała mu głęboko w jego cudne zielone oczy. A potem powiedziała coś, co z taką determinacją starała się wdrożyć od tygodni.

– Nie kocham ciebie, Tomku.

Jakże pragnęła, by to była prawda.

Późnym wieczorem Ewa wymknęła się z sypialni i zamknęła w łazience. Miała szczęście. Tomek spał od dobrej godziny.

Usiadła na wannie, ściskając w dłoni swój telefon komórkowy. Czekała na znak. Nie czuła się dobrze w roli detektywa, jaką przypisał jej Leszek. Mimo wszystko jednak pragnęła z całego serca mu pomóc. Była mu wdzięczna za to, że on starał się pomagać jej. Mogła na niego liczyć w każdej chwili. Był na jedno skinienie, na jedną telefoniczną strzałeczkę. Dzwonił do niej zawsze, gdy chciała z nim rozmawiać, a potem wysłuchiwał cierpliwie jej rozterek i zmartwień. Po raz kolejny Ewa pożałowała, że są od siebie tak daleko.

Telefon w jej dłoni zawibrował tak gwałtownie, że aż podskoczyła przerażona. Ktoś puścił do niej strzałkę. Spojrzała na wyświetlacz, widniał na nim znajomy numer. Nareszcie. Wykasowała to połączenie, nie chciała zostawiać w swoim telefonie żadnych śladów swoich netowych znajomości. A potem zadzwoniła do Wrocławia.

– Cześć – powiedziała wesoło, gdy usłyszała w słuchawce męski głos.

– Cześć – z lekkim wahaniem odpowiedział jej rozmówca.

– Dzwonię, tak jak się umawialiśmy – skłamała. – Dziś niedziela – dodała tajemniczo.

– A z kim mam przyjemność?

– Coś ty! Nie pamiętasz? Tu Anka, poznaliśmy się w dyskotece dwa tygodnie temu. Dałeś mi swój numer i powiedziałeś, że najlepiej zadzwonić do ciebie w niedzielę…

– Nie pamiętam – odparł niezrażony. – Czy możesz mi jakoś przybliżyć… – Ewa usłyszała, jak gdzieś w pobliżu jej rozmówcy zadzwonił inny telefon -… nieco dokładniej okoliczności naszej znajomości?

Ewa ze wszystkich sił przycisnęła słuchawkę do ucha i wytężyła słuch.

– Naprawdę nie pamiętasz? – powiedziała by zyskać na czasie.

W tym momencie w słuchawce usłyszała drwiący kobiecy głos:

– Halo? A, cześć kochanie. Co tam, Lesiu, u ciebie? Kupiłeś już obrączki na nasz ślub? Co? Nic nie robię, jestem u koleżanki…

– Nie pamiętam – mówił do Ewy Hubert.

Ewa przerwała połączenie.

Nie minęła minuta, gdy jej telefon znów zadzwonił.

– I co? – dopytywał się gorączkowo Leszek. – Słyszałaś coś w tle?

– Niezła suka z tej twojej wybranki serca – powiedziała Ewa. – A swoją drogą masz już te obrączki, czy nie?

Leszek zacisnął ręce w pięści. Więc jednak przeczucie go nie myliło. Dorota ciągała się z Hubertem we Wrocławiu i liczyła na to, że wyjdzie za Leszka. Co kłuło się w jej chorej główce, Bóg raczył wiedzieć. Kiedyś, gdy ją poznał i poszli razem na wesele, miło spędzili imprezę w swoim towarzystwie. Były tańce, wesoła zabawa, a potem seks przez trzy dni. Na wieść od ojca, że to z nią ma się ożenić, Leszek myślał nawet przez moment, że dziewczyna się w nim zakochała. Ale wywiedział się tu i ówdzie o jej chłopaku Hubercie i zgłupiał zupełnie. Jego męska duma nie pozwalała mu wziąć żony, która pieprzy się ukradkiem z kochankiem. Dorota chciała przyprawić mu rogi, nim jeszcze stała się jego żoną. Gdyby nie to, sam byłby zadowolony z bogatej dziewczyny, jaką ojciec wybrał mu za żonę.

Na szczęście Leszek miał teraz pewność, że jest dla Doroty tylko pionkiem, niezbędnym w jej drodze do pieniędzy stryja, a przy tym tak przydatnym ze względu na koneksje polityczne i biznesowe.

Dorota była wyrafinowaną wypieszczoną lalunią, przyzwyczajoną mieć wszystko na zawołanie, na jedno tupnięcie nogą, nie tak jak Ewa, twarda dziewczyna, mocno doświadczona przez los. Żal mu było tej kobiety, którą poznał zaledwie przed tygodniem. Z taką to dopiero byłoby fajnie dzielić życie. Ale Ewa była zajęta. I mocno zakochana w mężu, chociaż tak gorliwie temu zaprzeczała.

Następnego dnia przyszła pora, by Leszek zrewanżował się Ewie za przysługę.

– Cześć, Sylwia – powiedział wesoło do słuchawki.

– Cześć – odpowiedział mu młody kobiecy głos.

Sylwię zaskoczył ten telefon. Nie miała takiego numeru w książce telefonicznej swojej komórki, dlatego zdziwiła się mocno, bowiem ton głosu Leszka wskazywał, że znają się bardzo dobrze.

– No tak, nie poznajesz mnie – zauważył wesoło. – Jestem Leszek.

– Jakoś nie przypominam sobie…

– Poznaliśmy się wiosną na imprezie u… Jezu, nawet nie pamiętam jej imienia…

– Może… u Ulki?

– No nie wiem… – teraz on udał, że się mocno zastanawia. – może i u Ulki… W każdym razie dałaś mi swój numer telefonu i… zadzwoniłbym wcześniej, tylko nie chciałem wchodzić nikomu w paradę.

– Dlaczego? – zdziwiła się.

– No bo… często widziałem cię potem z takim starszym gościem. Dużo starszym od ciebie. I wyglądaliście na szczęśliwą parę. A teraz od jakiegoś czasu już was razem nie widuję i pomyślałem sobie… Może poszłabyś ze mną na imprezę? Jeśli, oczywiście, twój przyjaciel nie będzie miał nic przeciwko temu. Jak mu tam… Tomek?

– Nie mam już tamtego przyjaciela – powiedziała chłodno. – Skończyło się.

– O, no to mam szczęście. Jesteś wolna.

– Jestem.

– W takim razie zadzwonię do ciebie, jak tylko moi kumple potwierdzą tę imprezę.

– Będzie mi bardzo miło.

– Od tamtej pory dzwoniłem do Sylwii jeszcze kilka razy – mówił Leszek, rozkoszując się tym, jak Ewa przeczesywała jego gęste czarne włosy.

Leżał w jej pokoju w Warszawie i trzymał głowę na jej kolanach, trzymając rękę pod jej bluzką i bawiąc się jej prawą piersią. Ewa pozwalała mu na takie delikatne pieszczoty. Sprawiały jej przyjemność. Leszek nie krył przed nią, że liczy na więcej, jednak szanował to, że należała do kogoś innego. Nie zamierzał brać więcej, niż sama pragnęła mu dać.

Ewa pochyliła się nad nim i musnęła wargami jego usta. Uwielbiała to robić. Na samo wspomnienie ich pierwszego pocałunku przed jej blokiem, przechodził jej ciało niesamowity dreszcz. A gdy tylko była z Leszkiem, wykorzystywała każdą chwilę, każde zbliżenie, byle czuć znowu nieziemską rozkosz, jaką sprawiały jej jego usta.

Bała się myśleć o innych doznaniach, jakie Leszek mógłby jej dać, gdyby go do tego zachęciła. Z całej siły starała się nie przekroczyć więcej granicy, za którą stała zdrada. Jakiś zmysł podpowiadał jej, że gdyby to uczyniła, znajomość z tym nieziemsko przystojnym, tak namiętnie całującym mężczyzną, zamieniłaby się w przygodę na jedną noc. Tak jak w przypadku Maćka.

Ewa nie martwiła się bynajmniej, że mogłaby się niemiło rozczarować, tak jak podczas pierwszej zdrady, ale że mogłoby jej się to nadmiernie spodobać.

– Wszystko mi wyśpiewała – ciągnął Leszek. – W każdym razie nie jest już z twoim mężem i to od kilku tygodni. Zostawił ją, a ona jest z tego powodu nieco załamana. Dlatego z taką łatwością udało mi się z niej wyciągnąć to i owo. Ona się nieźle podkochiwała w twoim mężu. Opowiedziała mi, że łączyło ich…

Ewa znów go pocałowała, tym razem długo i namiętnie. Gdy niechętnie rozłączyli swe usta, powiedziała:

– Dzięki za to, co dla mnie zrobiłeś, ale oszczędź mi szczegółów. Najważniejsze, że już nie są razem. Nie chcę znać konkretów, zwłaszcza teraz, gdy jestem na najlepszej drodze do wybaczenia mojemu mężowi. Gdybyś mi powiedział, ciężej by mi było.

Zadarł jej bluzkę i pociągnął językiem po naprężonym sutku. Zadrżała pod wpływem tej pieszczoty.

– Może gdybyś poznała szczegóły, łatwiej by ci było zrobić to samo ze mną? – zapytał, a w jego oczach zagrały te jego wesołe ogniki.

– Tym bardziej wolę nie – odpowiedziała ze śmiechem, spychając jego głowę z kolan. – Chodźmy wreszcie na miasto.

Starała się ukryć, jak bardzo Leszek na nią działał. Bała się, że jeszcze kilka chwil, a sama zdarłaby z niego ubranie.

W drodze do dyskoteki Leszek opowiedział Ewie jak udało mu się wybrnąć od niechcianego ślubu.

– Dorota uwierzyła – mówił – że ją śledziłem we Wrocławiu i stąd miałem pewność, że spotyka się z Hubertem. Zagroziłem, że powiem o wszystkim jej staremu. Rozpłakała się, kurewka jedna, i przysięgła, że nie będzie więcej mnie nękać zamążpójściem. Trochę szkoda, bo ładna sztuka i lubi seks, nie można się z nią nudzić w łóżku, w dodatku bogata jak cholera, ale nie chcę żony, która jeszcze przed ślubem doprawia mi rogi.

– No tak – odparła Ewa. Ona bynajmniej nie wyobrażała sobie ślubu bez miłości.

Leszkowi jednak najwyraźniej było w tej kwestii wszystko jedno. Podchodził do życia rzeczowo, kalkulując zyski i straty. I choć ten wymyślony przez Dorotę i planowany przez ojca Leszka związek mógł przynieść młodemu mężczyźnie olbrzymie korzyści, to jednak pozostawał na przeszkodzie jeden drobny szczegół – męska duma – rzecz, z którą nie sposób było walczyć.

Ewa z rozkoszą wślizgnęła się pod ramię idącego obok mężczyzny, a ten przytulił ją szczerze. Nie ważne, jakie miał podejście do osobistych problemów. Ważne, że był ciągle przy niej, gdy go potrzebowała, że pomagał jej naprawiać jej własne sprawy. Za to zaczynała go lubić coraz bardziej.

Czy tylko lubić? Nie zamierzała się nad tym zastanawiać.

Gdy znudzili się dyskoteką, przenieśli się do zacisznego baru niedaleko jej stancji. Również i tam Leszek spotkał wielu swych kumpli. Ciągle jednak to Ewa była na pierwszym miejscu. Ani przez moment nie pozwalał, by się nudziła. Wymarzony chłopak do towarzystwa.

Wymarzony facet do łóżka.

Ewie coraz trudniej było odganiać kuszące myśli.

Tak samo trudno jej było powracać z Warszawy do codzienności. Jeszcze kilka dni po zjeździe żyła wspomnieniami. Często uśmiechała się do własnych myśli. Coraz częściej Tomek dostrzegał rozmarzony wyraz twarzy żony. Próbował nawet łudzić się, że to ich pogodzenie się jest tego przyczyną. Jednak na niewiele się to zdawało. Nietrudno było zauważyć, że Ewa żyje w jakimś odległym własnym świecie. Nawet gdy była z mężem, była jakby nieobecna. Im bardziej próbował się do niej zbliżyć, tym bardziej tracił z nią kontakt. Był wściekły na samego siebie, zdawał bowiem sobie sprawę, że to jego wybryki tak nadszarpnęły zaufanie żony, ale był też zdania, że wszystko powinno mieć swoje granice i że skoro zerwał swój pozamałżeński związek, to Ewa powinna przestać chodzić z głową w chmurach. Przeszkadzało mu kiedyś, że płakała po kątach, teraz jeszcze dotkliwiej dokuczała mu jej ignorancja. Nie rozumiał, że rana, którą jej zadał, była zbyt głęboka, by kiedykolwiek mogła się zagoić. Chciał, by znów było między nimi jak dawniej, by jego żona go kochała.

Ale teraz Ewa miała Leszka.

Każdą wolną chwilę, jeśli tylko przebywała w Warszawie, Ewa spędzała z Leszkiem. Nieraz odczuwała wyrzuty z powodu, iż tak niewiele mu z siebie dawała. Ciągle bała się przekroczyć wytyczoną granicę w ich relacjach, choć coraz większą miała ochotę, by to uczynić.

Leszek nie miałby nic przeciwko temu. Nie ustawał w namawianiu jej na pieszczoty, czy po prostu seks. Całował ją i pieścił, doprowadzając ją niemal do szaleństwa. Przytulał Ewę w taki sposób, że niejednokrotnie miała okazję się przekonać, jak silnie na niego działała, bardzo dokładnie czując jego olbrzymie podniecenie przez cienki materiał spodni. Był przy tym taki piękny i przystojny, otwarty i spontaniczny, że Ewie trudno było uwierzyć, że nadal mogła mu się opierać.

– Nie ścierpiałbym – mawiał czasem – gdybyś oprócz mnie i swego męża miała jeszcze jakiegoś faceta.

– Coś ty! – oburzała się. Nie wyobrażała sobie, by mogła trafić w Internecie na drugiego takiego faceta, jak Leszek.

Mijały kolejne dni ich znajomości, a ona łapała się na tym, że coraz rzadziej zaglądała do swojej skrzynki poczty elektronicznej, a jeszcze rzadziej odpowiadała na maile i zaczepki wirtualnych mężczyzn. Przestały ją interesować wszelkie znajomości. Wszelkie poza tą jedyną.

Coraz też trudniej było jej wracać z Warszawy do Lublina. Z ciężkim sercem przekraczała próg własnego mieszkania i całowała na powitanie męża, choć czyniła to bez przekonania. Za to każdy kolejny zjazd witała z olbrzymią radością i mknęła do Warszawy jak na skrzydłach.

Przedostatniego zjazdu roku akademickiego Leszek zakomunikował nieoczekiwanie:

– Wyjeżdżam, mała. Za dwa tygodnie lecę do Stanów. I to prawdopodobnie na kilka lat. Ojciec ma tam dla mnie jakąś super posadkę, nie bez tego też, żeby nie czekała na mnie jakaś super laseczka, o ile znam mego ojca – zaśmiał się rubasznie.

Ewie łzy napłynęły do oczu.

– Moje gratulacje – szepnęła cicho.

– Coś ty – Leszek przytulił ją i mocno pocałował. – Nie chcesz chyba powiedzieć, że będziesz tęsknić.

Uśmiechnęła się słabo.

– Właśnie tak, Leszku.

– Masz przecież męża – stwierdził, jakby to była najoczywistsza rzecz pod słońcem.

– Tak, ale… to z tobą czuję się naprawdę dobrze.

– Nie mów tak, mała, przecież jesteśmy tylko przyjaciółmi, znajomymi z Internetu. Pamiętasz? Koleżanka i kolega, Ewa i Leszek. Jesteś z mężem. Nas nic nie łączy. Nie przekroczyłaś tej swojej granicy i za to szanuję cię jak nikogo na świecie. Jesteś jedyną kobietą, która mi się oparła, ba! Z którą spałem na jednym łóżku i nie przeleciałem.

Jesteś wielka, Ewuniu. Zazdroszczę twemu mężowi. Gdybym miał żonę, chciałbym, by była taka jak ty. Piękna i wierna.

Zawstydziła się na te słowa i zrobiło jej się jeszcze bardziej przykro. Gdyby wiedział, jak bardzo się mylił, gdyby wiedział, co miała ochotę z nim zrobić…

– Mimo wszystko dziękuję – szepnęła.

– Za co? – pogładził ją po twarzy.

– Za to, że mi tak bardzo pomogłeś. Gdy potrzebowałam tej pomocy.

– Ale ja nic nie zrobiłem.

– Byłeś, Leszku. Po prostu byłeś.

– Będzie mi ciebie brakowało, mała – powiedział, znów całując ją czule.

Oboje wiedzieli, że dalsza znajomość nie ma sensu. Między nimi nie istniała przyjaźń, ale raczej pożądanie, skrzętnie przez obojga kamuflowane.

– Spoko – zaśmiała się, choć bardziej jej było do płaczu. – Wyjedziesz, wpadniesz w wir innego życia, życia – o jakim – zdaje się, marzyłeś.

– A ty wrócisz w ramiona męża – stwierdził bez żalu.

Westchnęła. Jej związek z Leszkiem był pusty i bez przyszłości, jednak dalsze życie bez Leszka, który był zawsze wtedy, gdy go potrzebowała, wydało jej się jeszcze bardziej puste.

– Wrócę, tylko co z tego?

– Jak to? Wybaczysz mu i będzie ekstra.

– Nie ufam mu.

– A powinnaś.

– No co ty? Po tym, co mi zrobił?

– Ewo, faceci czasem robią różne dziwne rzeczy, ale skoro wróciliście do siebie i fizycznie jesteście razem, to pora, byście powrócili do siebie także duchowo.

– Łatwo ci mówić.

– Jesteś wrażliwą kobietą, stworzoną do tego, by kochać. Jeśli będziesz dusić w sobie to uczucie, to umrzesz. Znam cię krótko, ale zauważyłem, że taka właśnie jesteś. Nawet przez jakiś czas miałem wrażenie, że podkochujesz się we mnie.

– Przesadzasz! – roześmiała się, choć w duchu była przerażona. To było aż tak widać?

– Myślę, że mam rację, a ty możesz mówić, co chcesz. Tylko że ty masz już kogo kochać. Pora naprawić to, co sama tak bardzo próbujesz zniszczyć.

– Nie wierzę, że może się udać. Za bardzo mnie zranił.

Leszek przeciągnął ręką pod bluzkę Ewy i rozpiąwszy jej biustonosz wpił się chciwie ustami w jej piersi. Jęknęła z rozkoszy, a po chwili jeszcze raz, z rozczarowania, gdy przestał ją pieścić i zaczął szykować się do wyjścia.

– Uda się – powiedział rozbawiony jej miną. – Pomogę ci. Jeszcze ten jeden raz.

Czwartkowego popołudnia ostatniego tygodnia maja na parkingu Zamku Lubelskiego było jak zwykle tłoczno od autokarów i aut osobowych o numerach rejestracyjnych z różnych stron kraju i zagranicy. Ewa zaparkowała swoje audi obok czarnej skody octavii. Z miejsca, które udało jej się zająć, widziała wyraźnie wysoką sylwetkę młodej dziewczyny o blond włosach do ramion, ubranej w dżins, schowanej pod kolorową parasolką i nerwowo przechadzającej się po kostkach parkingu. Dziewczyna najwidoczniej na kogoś czekała.

Ewa także czekała. Co jakiś czas przekręcała kluczyk by uruchomić wycieraczki wozu, bo padająca mżawka ograniczała jej widoczność. Na dworze było ciepło, ale deszcz zacinał nieco z ukosa, co nie należało do przyjemności. Na szczęście Ewa siedziała w suchym i bezpiecznym aucie, podczas gdy znienawidzona przez nią kobieta mokła na deszczu, zdradzając przy tym coraz bardziej widoczne zniecierpliwienie.

Ewa uśmiechnęła się pod nosem. Leszek przeszedł samego siebie, wymyślając tę intrygę. Dużo kosztowało Ewę, by przystać na ten dziwny plan, który w skutkach mógł przynieść ukojenie dla jej zbolałej duszy albo zaprzepaścić zupełnie szansę na dalsze istnienie jej małżeństwa.

Gdy pół godziny temu Leszek oznajmił Ewie, że ma natychmiast zjawić się na parkingu Zamku, nie bardzo wiedziała, co ma o tym sądzić. Musiała zwolnić się z pracy, zmyśliła więc na poczekaniu historyjkę o chorej córce, a teraz modliła się w duchu, by przypadkiem do jej biura nie zadzwonił Tomek. Zdziwiłby się i zaniepokoił, że któraś z ich córek nagle zachorowała.

Ewa zerknęła na zegarek. Kobieta z parasolką uczyniła tak samo. Ewa widziała, jak przyczyna jej cierpień sięga do torebki, najprawdopodobniej po telefon komórkowy. Otworzyła szybę. Sylwia była na tyle blisko, że do uszu Ewy doleciały strzępki rozmowy.

– Gdzie ty, u diabła, jesteś? – zapytała do słuchawki. – Czekam już kwadrans. – Słuchała chwilkę, po czym znów się odezwała: – Dobra, Leszku, masz jeszcze dziesięć minut. Wolałabym, abyś tym razem mówił prawdę.

Teraz z kolei Ewa wybrała znany jej na pamięć numer telefonu.

– Co ty odstawiasz, Leszku? – zapytała cicho.

W słuchawce usłyszała rozbawiony głos przyjaciela.

– Hej, mała, jak tam, jesteś już na parkingu?

– Tak, przed chwilą przyjechałam. I zgadnij, kogo widzę przez szybę samochodu?

Leszek zaśmiał się wesoło.

– Niech zgadnę – powiedział. – Przedmiot twych koszmarów sennych?

– Tak. Pod kolorową parasolką.

– To w Lublinie pada? W Toruniu świeci piękne słońce.

– Leszku, nie mam czasu na takie rozmowy. Zerwałam się z pracy i nie mogę się doczekać, aby dowiedzieć się wreszcie, co ty knujesz. Bo chyba nie chodziło ci o zrobienie mi przyjemności, bym popatrzyła sobie, jak suka mojego męża moknie na deszczu? Przez chwilę myślałam, że i ty tu będziesz. Nagadałeś mi przez telefon, że coś się wydarzy. Wiedziałam, że zastanę tu tę… – Ewa zrobiła wymowną pauzę – ale co dalej? Mam ją rozjechać samochodem, czy jak?

– Nie lubisz jej, mała, co? – Zaśmiał się znowu. – Umówiłem się z nią na tym parkingu, na którym teraz obie jesteście. Ona, biedaczka, nie może zapomnieć o twoim mężu. Powiedziałem jej, że Tomek, tak ma na imię, prawda? Że Tomek opowiada o niej niepochlebne rzeczy na mieście.

– Ty wariacie! – Teraz to Ewa się zaśmiała. – Ale po co to wszystko?

– Chciałem ją wybadać. I wyszło, że nie jest jej obojętny. Pozostaje wyjaśnić, czy Sylwia znaczy coś dla twego męża. I tu zaczyna się niespodzianka, która ci wszystko wyjaśni, czy możesz ufać mężowi, czy powinnaś jak najszybciej o nim zapomnieć i pójść do łóżka ze mną, swym jedynym prawdziwym przyjacielem.

– Żartowniś – marzyciel – zaśmiała się. – A jak w ogóle… – W tym momencie Ewa zamilkła nagle, a słuchawka telefonu wyślizgnęła jej się z dłoni, choć kobieta nawet tego nie zauważyła.

Przez parking szedł mężczyzna. Znajoma sylwetka zbliżała się w szybkim tempie. Nie miał parasola, ale deszcz najwyraźniej mu nie przeszkadzał. Rzeczywiście Ewa przeżyła niespodziankę, od której aż zrobiło jej się niedobrze.

Jej mąż zatrzymał się przed kochanką. Ewa widziała zza spływającej kroplami deszczu szyby, że obydwoje żywo gestykulują. Nie była pewna, czy chce słyszeć ich rozmowę. W ułamku sekundy poczuła ogromną panikę. Miała ochotę uruchomić silnik i z piskiem opon wypaść z parkingu. Zamiast tego bezwiednie otworzyła okno samochodu.

– Nie możesz tego tak skończyć – łkała Sylwia. – Nie po tym, co nas łączyło!

– Nic nie było, słyszysz? – Tomek złapał ją za nadgarstki. Młoda kobieta trzęsła się od szlochu. – Nic nie było!

– Przecież było nam tak dobrze…

– I przestań straszyć, że pójdziesz do mojej żony!

– Nie wiem o czym mówisz – zdziwiła się. – Tomuś, ja bym dla ciebie wszystko… – Uwiesiła się mu na szyję, ale on zdecydowanym ruchem wyswobodził się z jej kurczowego uścisku. – Kocham cię, Tomku…

– Daj mi spokój, kobieto – rozkazał. – Mam żonę i nie chcę jej stracić. Tylko ona się dla mnie liczy. Najwidoczniej źle odczytałaś moje intencje.

– Źle… Co…? – Dziewczyna wpatrywała się w Tomka tak przerażonym wzrokiem, że na moment Ewie zrobiło się jej żal. Ale tylko na moment.

– Mówiłem ci to już – powiedział Tomek do Sylwii – powiem raz jeszcze. Idź do diabła! – To rzekłszy pobiegł w kierunku postoju taksówek, by po chwili odjechać jedną z nich.

Ewa zdjęła z kolan telefon komórkowy. Leszek ciągle nie przerwał połączenia.

– Halo – odezwała się.

– Jak tam, mała? Armagedon, czy raj?

– Ty draniu – zaśmiała się. – Nieźle się działo.

– Mów! – rozkazał. – Był twój stary?

– Był. – I?

– Rozwodu nie będzie – powiedziała i w jednej chwili spłynęła na nią olbrzymia ulga, jakby z jej serca spadł ogromny kilkutonowy głaz. Jednocześnie poczuła wielką wdzięczność dla przyjaciela, dzięki któremu mogła obejrzeć ten swoisty seans życia na parkingu Zamku Lubelskiego.

– Jestem geniuszem! – krzyknął radośnie Leszek.

– Ale jak zwabiłeś tu mego męża?

– Nic trudnego. Moja nowa dziewczyna, Beatka, lwica w łóżku, mówię ci, ogień, zadzwoniła do twego starego i podawszy się za przyjaciółkę Sylwii, zdradziła mu, że jego kochanka chce konfrontacji z tobą, wiesz, taka walka samic w okresie rui o samca. On łyknął to kłamstwo i dlatego zjawił się przed tym waszym muzeum. Myślał, że będziecie tam obydwie. To zresztą akurat jest prawdą. Gdyby nie przyszedł, znaczyłoby to, że jest cholernym tchórzem. Wtedy byłbym pierwszym, który namawiałby cię do rozwodu. Ale w tej sytuacji? Widać, że facet ma jaja. Pa, mała, muszę spadać. A, wyłączam telefon, bo nasza urocza Sylwia na pewno zechce zadzwonić, a nie mam ochoty z nią gadać.

– Pa.

Nowa dziewczyna. Beatka. Ewa poczuła w sercu dziwne ukłucie. Zazdrość, tyle że tym razem zupełnie inna, niż w przypadku Tomka i jego romansu. Bardziej smutek, a może i ogromny żal. Nie jesteś dla mnie, Leszku – pomyślała, starając się ukryć przed sobą nagłe emocje. – Nie mam prawa do ciebie, choć tak bardzo bym chciała…

Tomek aż trząsł się ze złości, siedząc na tylnym siedzeniu taksówki.

– Wstrętna pogoda, co? – zagadnął taksówkarz, ale Tomek nie był w nastroju do rozmowy.

Wbił się w tylne siedzenie mercedesa. Nawet nie zauważył, jak mocno zaciskał zęby i pięści.

Był oburzony zachowaniem byłej kochanki, a jednocześnie przerażony, że tak czy inaczej może dojść kiedyś do konfrontacji pomiędzy Sylwią a jego żoną. Bał się myśleć, co też młoda siksa mogła nazmyślać Ewie, z drugiej strony samej prawdy wystarczyłoby na trzy rozwody. Pozostało jedynie wierzyć, że gdy tak bezpardonowo okazał Sylwii swoją niechęć do jej osoby, ona wreszcie odczepi się od niego. A jeśli nie? Nerwowo zacisnął pięści. Wówczas pozostawało jedynie odwołanie się do zdrowego rozsądku Ewy.

Postanowił, że nie będzie przed żoną grał. Miał już dość kłamstw. Nie zaprowadziły go zbyt daleko, gdy zapragnął udawać Casanovę.

Z całej siły pragnął być z żoną. I niby był, chociaż czasem ogarniały go wątpliwości. To nie była jego Ewa, ale zimna i wyrachowana kobieta. Przeraził się, że ją taką stworzył. Miał nadzieję, że kiedyś odzyska tę dawną, którą pokochał i do której tak bardzo tęsknił.

Czekała w domu.

Najpierw pomyślał, że ktoś włamał się do ich mieszkania. Drzwi nie były zamknięte na klucz. Wszedł ostrożnie do środka. Siedziała w sypialni na ich małżeńskim łóżku. Nie wiedzieć czemu zerknął na jej policzki. Nie było na nich łez. Spojrzał w jej oczy. Nie były spuchnięte od płaczu. Za to patrzyły w wielkim skupieniu na niego, jakby chciały zajrzeć w samą głąb duszy.

Po raz pierwszy od wielu tygodni nie odwrócił wzroku od przenikliwego spojrzenia Ewy. Dziś nie miał czego się wstydzić. Trudno, jeśli Sylwia coś jej naopowiadała, nie mógł temu zaradzić.

– Jesteś przemoczony – stwierdziła po prostu.

Rzeczywiście dopiero teraz zauważył, że ocieka deszczem.

– A ty jesteś z pracy wcześniej niż zawsze – odrzekł.

– Musiałam się z kimś spotkać – powiedziała, ani na chwilę nie zdejmując z niego spojrzenia.

Drgnął.

– Z kim?

– Nieważne – machnęła ręką, wstając. – Ważne, że było warto.

– Tak? – spytał niepewnie. – W jakim sensie?

Podeszła do niego i zarzuciła mu ręce na szyję.

– Cieszę się, że wreszcie wróciłeś – szepnęła i zaczęła scałowywać deszcz z jego twarzy.

Wróciłem, Ewo – pomyślał – wróciłem na dobre. Ale ciebie ciągle tu nie ma.