37837.fb2 Dom Na Klifie - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 53

Dom Na Klifie - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 53

Adolfik miał najwyraźniej pecha. Zawsze musiał kogoś denerwować samym faktem swojego istnienia.

Nie mówił o tym pani Zosi – którą teraz miał prawo (ale nie miał odwagi) nazywać ciocią, bo widział, jak bardzo jest zaabsorbowana aktualnymi sprawami całego domu. Doszedł więc do wniosku, że może nie należy jej chwilowo przeszkadzać. Adama trochę się bał, chociaż sam widział, że nie ma do tego najmniejszych powodów. Babcia Lena, podobnie jak ciocia Zosia, była okropnie zajęta, w sumie nie miał więc nikogo, komu mógłby opowiedzieć o swoich troskach związanych z panią Relą.

Wyglądało na to, że szykują mu się normalne szkolne kłopoty. Był do nich przyzwyczajony, chociaż wolałby ich nie mieć, bo tak mu się coś mętnie zdawało, że teraz ciocia Zosia będzie się martwiła. I to naprawdę, nie tak jak pani Zombiszewska, która chciała go koniecznie posłać do szkoły dla niedorozwiniętych.

Czasami Adolf zastanawiał się, czy może tak być, że on naprawdę jest trochę niedorozwinięty?

– Juleczko, powiedz mi, co cię gnębi?

– Czy koniecznie musi mnie coś gnębić?

– Julka, przecież widzę, że coś niedobrego się z tobą dzieje. W szkole się obijasz, w domu nic nie robisz, twój pokój wygląda jak…

– Jak chlew.

– Chciałam powiedzieć, że jak obraz nędzy i rozpaczy, ale może masz i rację.

– To podobno mój pokój. Tak? Mój? To mogę sobie w nim mieć jak chcę. Mogę mieszkać w chlewie, jeśli chcę, prawda?

– Nieprawda. W chlewie mieszkają zwierzęta nierogate, a ty nie jesteś zwierzęciem. Jakąś podstawową dyscyplinę musimy utrzymywać wszyscy, nie uważasz?

– Podstawową dyscyplinę utrzymuję. Myję zęby. Czy mogłabym teraz mieć chwilę spokoju?

– W zasadzie tak, ale w takim razie powiedz, kiedy możemy porozmawiać bardziej konstruktywnie?

– Ale o czym? O czym?

– O twoich sprawach szkolnych, o twojej diecie, o twoim pokoju, o twoim samopoczuciu – w kolejności, jaka będzie ci odpowiadać. Pamiętaj, Juleczko, że nie jesteśmy twoimi wrogami. Wprost przeciwnie. Jest coś, co sprawia, że nie czujesz się dobrze i chcielibyśmy pomóc ci to coś zwalczyć, jeśli tylko się da. Osobiście uważam, że się da, tylko potrzebna jest odrobina szczerości z twojej strony.

– Czuję się świetnie!

– A co ty opowiadasz, dziewczynko. Czujesz się świetnie, ale prychasz na nas złością przy każdej okazji i bez okazji? Julka…

– Dlaczego ciocia się mnie czepia? A w ogóle jaka ciocia? Pani nie jest naszą ciocią i nie zamierzam pani dłużej tak nazywać! To wszystko jest jednym wielkim kłamstwem! Pani kłamie! Pan Adam kłamie! Janusz kłamie! Wszyscy kłamiecie, nawet Cycek i Mycek też kłamią! Nie chcę was znać!

– Już myślałam, że ona się czegoś domyśliła w sprawie… naszego małżeństwa, ale nie, stała przede mą i krzyczała, że wszyscy kłamią, nawet bliźniaki. A potem pobiegła do swojego pokoju i tam się zamknęła. I siedzi. Nie wiem, co robić. Może ty byś z nią porozmawiał? Masz skończoną psychologię, zastosuj jakieś patenty, o których ja nie wiem…

– Moją psychologię można między bajki włożyć – westchnął Adam. – Zbyt długo leżała odłogiem. Nie martw się na zapas. Ja bym ją zostawił w tym pokoju, chce siedzieć, niech siedzi. Długo chyba nie wysiedzi. Muszę zadzwonić do Marcina, niechby przyjechał z tymi swoimi córkami, może się dziewczyny zaprzyjaźnią. Julka ma jakieś przyjaciółki w szkole?

– Z tego, co wiem, to nie. Podpytywałam Wojtka, ostatecznie są w tej samej klasie, ale on mówi, że Julka raczej chodzi sama. To niedobrze.

– Niedobrze, ale my na to nic nie poradzimy. Ona sama musi sobie z tym dać radę. Sama, bez nas. My możemy ją wesprzeć, ale z tego, co mówisz, to ona nasze wsparcie ma w odwłoku. Ja bym przeczekał.

– Może masz i rację. A ty, Adam, nie przechodzisz ostatnio jakiegoś małego kryzysiku?

– Malutki kryzysik… owszem. Ale napiłem się wczoraj koniaczku z ciotką Leną i to mi przywróciło równowagę. Wykonałem dzisiaj kilka telefonów, wiesz?

– Nie wiem. Dzisiaj produkowałam żywność na zapas. Januszek mi pomagał i Krzysio, dobry chłopak. Dobrze, że jest zima i można zamrozić żarcie na balkonie. Przydałaby się zamrażarka, może by naciągnąć jakieś dobroczynne panie?

– Rozejrzę się za dobroczynnymi paniami od zamrażarek. Faktycznie, idzie wiosna, lodówka na balkonie się skończy. Ale powiem ci o moich telefonach.

– Powiedz mi o nich.

– Postanowiłem wziąć byka za rogi.

– To korzystnie… zapewne. Jakiego byka? Ten kryzysik?

– Kryzysik też. Ale przede wszystkim postanowiłem odgrzebać moją psychologię i w tym celu zapisać się na kilka kursów. Żeby mi już Julka nie podskoczyła. Wytrzymasz to?

– Że będziesz studiował? Pewnie, że wytrzymam. I patrz, jakie to będzie wychowawcze, dzieciom dasz przykład. Tylko musisz mieć same piątki. Gdzie się chcesz szkolić?

– Jest kilka możliwości. Na razie się zastanawiam, a w ogóle to najlepiej byłoby szkolić się razem. Tylko to, wiesz, trzeba by wyjeżdżać, a kto zostanie z dzieciakami? Musimy pogadać i razem się pozastanawiać. Co ty na to?

– Możemy się zastanawiać. Ale na razie sam się szkol. A ja będę elementem stabilizującym. Niech dzieciaki wiedzą, że dla kogoś one są najważniejsze.

– No i kiedy ona mi tak powiedziała, to ja się poczułem jak ostatni cholerny egoista. Nie sądzę, żeby tego chciała. Tak wyszło.

– A te dzieciaki są dla ciebie ważne?

Ilonka Karambol zastanowiła się głęboko. Siedzieli z Adamem w bufecie telewizyjnym i popijali kawą porcje gulaszu z żołądków drobiowych z kaszą gryczaną. Adam przyjechał do Szczecina na wezwanie dawnych kolegów redakcyjnych, którzy zmobilizowali na początek własne rodziny i przyjaciół, i pozbierali wśród nich jakieś niezliczone ilości nieużywanych już ubrań dla chłopców i Julki, mebli, sprzętów domowych, zabawek i książek; znalazł się nawet kolejny komputer, dwa małe telewizorki, cztery radia i kuchenka mikrofalowa, zupełnie nowa. Radia i telewizory zostały na miejscu podregulowane przez życzliwych techników i nie miały teraz żadnych wad. Cały ten nabój złożony został w magazynie wśród scenografii i należało go stamtąd jak najszybciej wywieźć. Oczywiście, Adamowa vectra nie miała szans, ale Filip zamierzał załatwić samochód telewizyjny, dostatecznie duży, aby mógł wszystko zabrać na jeden raz. Należało teraz tylko omówić terminy i szczegóły dostawy. Oraz zastanowić się, co jeszcze może być potrzebne. O ile Adam zdążył się zorientować przez te kilka miesięcy, przydać się mogło wszystko. Ustalono, że koledzy jeszcze trochę poszperają, a za jakieś dwa, trzy tygodnie telewizyjne towarzystwo zjedzie do Lubina, żeby wreszcie zaspokoić ciekawość, od miesięcy sztucznie wyciszaną. Na wyraźną prośbę Adama, aczkolwiek z niemałym trudem, obiecano nie brać ze sobą kamery filmowej ani w ogóle żadnych instrumentów służących rejestracji rzeczywistości.

– Co to w ogóle znaczy ważne, koleżanko Ilonko?

– To ja cię pytałam. Czy one dla ciebie coś znaczą?

Adam poskrobał się w głowę trzonkiem widelca.

– Zadajesz kłopotliwe pytania, moja droga. Sam się zastanawiam i zastanawiam, czy one dla mnie coś znaczą, czy zajmuję się nimi, bo tak sobie postanowiłem. Nie wiem, naprawdę nie wiem. O Cycka i Mycka walczyłem jak lew u boku Zosi i kiedy nam się w końcu udało, spadł mi straszny kamień z serca. Ale nie wiem, czy dlatego, że udało nam się ich wyrwać z tego bezdusznego domu, czy dlatego, że zabraliśmy ich do Lubina, że są teraz z nami. Rozumiesz te subtelne różnice?

– Adam, opanuj się. My tu jesteśmy inteligentni. Ja rozumiem, co do mnie mówisz. Natomiast ty chyba nie wiesz, na jakim świecie żyjesz. Powiedz mi, skąd się w ogóle wzięła ta twoja decyzja? Zosia cię zaślepiła? A propos, jak tam Zosia? Małżeństwo wam wychodzi?

Adam przez chwilę żuł jakiś oporny kawałek kurzego żołądka.

– Małżeństwo? Dziękuję, jest nieźle. A co u ciebie?

Ilonka spojrzała na niego z ukosa.

– A ja się rozwodzę.

– Co ty mówisz?

– Rozwodzę się, dobrze słyszysz. Mówiłam ci, że Kopeć mnie ostatnio zdradzał z wędką na ciepłym kanale koło Dolnej Odry?

– Przestań, dziewczyno. Z patykiem cię zdradzał? To ma być powód do rozwodu?

– On mnie zdradzał z dwoma patykami. Jeden patyk trzymał w tym kanale, a drugi patyk siedział obok na składanym stołeczku i też moczył kija. Miłośniczka wędkowania, chuda płastuga, z tych, co to mówią jedno zdanie tygodniowo. Na przykład: „O, bierze”. Kopeć zawsze twierdził, że ja za dużo gadam. No to taka niemowa musiała mu pasować. Jest nią zachwycony, bierze winę na siebie, ma nadzieję, że dam mu ten rozwód. Pewnie, że mu dam, mam swój honor i w ogóle może mi nagwizdać. Wrócę do swojego nazwiska i przestanę być Kopciowa.

– A jak się nazywałaś przed Kopciem?