37837.fb2 Dom Na Klifie - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 55

Dom Na Klifie - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 55

Przy obiedzie nawet Cycek i Mycek nie wylali zupy i nie naświnili wokół siebie kartoflami z sosem (zdarzało im się to czasem przy improwizowanych bitwach). Żaden z chłopców nie wyrwał się też z niewczesnym gadulstwem (a kilku z nich zdradzało zazwyczaj takie tendencje).

Przy poobiedniej kawusi z serniczkiem inspektor pobieżnie zajrzał do grubej teczki z dokumentacją dotyczącą dzieci. Zosia i Adam wymienili nieco nerwowe spojrzenia, dokumentacja była bowiem ich słabą stroną. Uważali, że tatuś i mamusia powinni się zajmować wychowywaniem dzieci, a nie wypełnianiem kwitów. Po inspektorze widać jednak było, że myślą wciąż błądzi w odległej przeszłości.

I wszystko ułożyłoby się po prostu wspaniale, gdyby Julka jednak nie wyszła ze swojego pokoju.

Miała na sobie niespecjalnie świeże spodnie i jeszcze mniej świeżą podkoszulkę, była przeraźliwie chuda i wyglądała dość mizernie.

Wszyscy obecni w pokoju zamarli, a Zosi prawie stanęło serce w nieokreślonym przeczuciu czegoś niedobrego.

I słusznie jej stanęło, bowiem Julka podeszła do inspektora magistra Eustachego Dzwończyka i słabym, acz zdecydowanym głosikiem powiedziała:

– Ja chcę zgłosić, że byłam w tym domu molestowana seksualnie.

Eustachy Dzwończyk chwilowo tylko wytrzeszczył oczy, natomiast Zosi i Adamowi wyrwał się jednocześnie okrzyk:

– Jezus Maria! – to Zosia.

– Julka! Czemu nam nie powiedziałaś?

– A komu miałam powiedzieć!? Komu? Przecież to pan był…

Zosia i Adam zamarli po raz drugi i na dłużej. Ciotka Lena wpatrywała się to w Julkę, to w Adama z nieopisanym zdumieniem.

Pierwszy zareagował pan Dzwończyk, zbudziwszy w sobie profesjonalistę.

– Poczekaj, dziecko. Powiedz mi jeszcze raz. Co ci się stało?

– Ja… byłam molestowana seksualnie – wyszeptała Julka i wybuchnęła płaczem.

– I twierdzisz, że to był… wasz opiekun?

– Przecież mówię!

Do Adama na razie jakoś średnio docierało, że właśnie zaczyna mieć największe kłopoty w swoim życiu, patrzył bowiem na Zosię która omal nie zemdlała z wrażenia i zastanawiał się, czy ona uwierzyła w to, co mówi Julka.

Zosia była oszołomiona, ogłuszona i przerażona. I na taką, niestety, wyglądała. Słowa Julki wstrząsnęły nią do głębi. Nie potrafiła jej uwierzyć, ale przecież tak naprawdę… czy przez te kilkanaście miesięcy poznała Adama do tego stopnia, żeby wiedzieć, czy jest zdolny do czegoś podobnie obrzydliwego? Nie, nie mogła mieć pewności – w przeciwieństwie do ciotki Leny, która natychmiast spłonęła purpurowym rumieńcem i gdyby od dziewczynki nie dzieliły jej dobre dwa metry, prawdopodobnie własnymi małymi rączkami wytrząsnęłaby z niej natychmiastowe przyznanie się do konfabulacji. Ponieważ jednak była za daleko, ograniczyła się do rzucania wściekłych spojrzeń.

Z inspektora Dzwończyka wylało się pełne zakłopotania wyznanie:

– A miałem z koleżanką przyjechać i tak zrobić należało… to nie, na rękę jej poszedłem, bo dziecko jej zachorowało i nie miała z kim zostawić!

– Każdy dobry uczynek zostanie słusznie ukarany! – sarknęła ciotka Lena. – To się tyczy pana inspektora i ciebie, Adam, również, jak mi się zdaje! Julka, na litość boską! Co ty za bzdury opowiadasz? Adam cię molestował? Jak mogłaś w ogóle coś takiego wymyślić!

– Ja nic nie wymyśliłam! – krzyknęła Julka, a w jej wielkich oczach pojawiły się wielkie łzy.

Chłopcy przy stole stracili początkową nieruchomość i zaczęli się teraz przekrzykiwać, wyrażając mało sprecyzowane, ale burzliwe uczucia.

Zosia oprzytomniała pierwsza.

– Chłopaki, zostawcie nas, proszę. Darek… musimy omówić tę sprawę w dorosłym gronie, proszę cię…

Darek zrozumiał w lot, czego się od niego oczekuje i kilkoma sprawnymi ruchami wygonił męską młodzież z salonu, po czym starannie zamknął drzwi.

– Julka, proszę, opowiedz po porządku, co cię spotkało, kiedy, jak to było. Ciociu Leno, niech jej ciocia pozwoli wszystko powiedzieć.

Ciotka Lena wypuściła nabrane przed chwilą powietrze. Julka spuściła głowę.

– Niczego nie powiem… przy nim.

Adam poczuł coś w rodzaju rozpaczy. Jego oskarżycielka wyglądała jak uosobienie skrzywdzonej niewinności. Zosia najwyraźniej się opancerzyła i postanowiła profesjonalnie stawić czoła problemowi. Ciotka Lena jednak nie wytrzymała.

– Adam, powiedz coś! Powiedz wszystkim, że to przecież nie może być prawda!

– To nie jest prawda – usłyszał własny ochrypły głos i uznał, że nie zabrzmiało to najlepiej. – Nie wiem, jak was przekonać. Nie wiem, dlaczego Julka mi to robi. Jeśli chcecie, wyjdę, a ona może powie wam coś więcej.

– Tak będzie chyba najlepiej – zgodził się inspektor. Poczekał, aż Adam opuści salon i zwrócił się do Julki. – Teraz możesz być z nami szczera. Słuchamy cię uważnie.

Julka dopiero teraz rozmazała się kompletnie i przestała być zdolna do jakichkolwiek wyznań. Inspektor pokręcił głową i spojrzał bezradnie na Zosię.

– Trzeba będzie tę przykrą sprawę dokładnie zbadać, oczywiście i pani, i mąż, zdajecie sobie z tego sprawę. Nie wiem tylko, czy nie powinienem zabrać dziewczynki do pogotowia opiekuńczego, chyba nie może teraz pozostawać w domu państwa.

– Rozumiem – powiedziała Zosia w miarę spokojnie. – Czy chce pan ją zabrać od razu?

– Ja bym nie radziła – znowu nie wytrzymała ciotka Lena. – Bo zanim pan z nią dojedzie do Szczecina, pana też oskarży o Bóg wie co!

– Ciociu Leno…

– Nie, nie, pani Lena jak najbardziej słusznie ostrzega, ja mam świadomość, ale przede wszystkim jeśli ja będę prowadził, to ktoś musi zająć się dziewczynką, ona jest teraz w stanie bardzo… rozstrojonym. Nie bardzo wiem, jak to rozwiązać, zatelefonuję do pogotowia, może ktoś od nich będzie mógł przyjechać…

– Ja tu jestem! – krzyknęła dramatycznie Julka. – Rozmawiacie o mnie jak o przedmiocie! Jakby mnie tu wcale nie było!

– Rozmawiamy między sobą, ponieważ ty nie chcesz rozmawiać z nami – zauważyła spokojnie Zosia. – Chciałaś, żeby Adam wyszedł i on wyszedł. Miałaś nam opowiedzieć, co się właściwie stało, ale się nie zdecydowałaś. Jeżeli Adam zrobił ci krzywdę, musimy znać szczegóły. Jeśli nie potrafisz mówić o tym tutaj, zabierzemy cię stąd. Panie inspektorze, chyba znalazłam wyjście. Pojadę z panem do Szczecina, a za nami pojedzie Adam i zabierze mnie z powrotem. Julka, spakuj najpotrzebniejsze rzeczy na kilka dni. Pomogę ci, dobrze?

– Nie, niedobrze! Pani wcale nie jest lepsza od niego! Pani o wszystkim wiedziała i nie zrobiła nic!

– Gdybym coś wiedziała, to na pewno bym coś zrobiła.

– Gdzie mnie teraz zabieracie?

– Prawdopodobnie do pogotowia opiekuńczego.

– To jest jakieś świństwo! Wyrzucacie mnie stąd! Ja nigdzie nie pojadę bez Januszka!

– Julka, zrozum. Nie możesz tutaj zostać. Skoro twierdzisz, że w tym domu spotkała cię krzywda, to nie możesz tu być, dopóki wszystko się nie wyjaśni. Nie ma sensu, żeby Januszek jechał gdziekolwiek, wystarczy, że ty zarwiesz szkołę na nie wiadomo jak długi czas…

– To nie ja powinnam stąd wyjechać, tylko on!

– Januszek?!